Ancyum 3
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 06 2011 13:37:31
Iason stał na tarasie paląc papierosa. Riki wyszedł zaledwie pół godziny temu a on już za nim tęsknił. Nagle usłyszał dobrze mu znany głos.
- Witaj, Iason.
Odwrócił głowę. U wejścia na taras stał Raoul. Miał na sobie pół-długi różowy płaszcz, który doskonale kontrastował z jego jasną cerą i włosami blondyna.
- Piękny dziś dzień, nieprawdaż? - uśmiechnął się Raoul. - Mimo chłodu dawno nie było tak słonecznie. - Iason przytaknął głową.- Idealna pogoda na spacer. Co prawda przewidują deszcze na dzisiaj, ale osobiście w to wątpię.
- Czy coś się dzisiaj wydarzyło od rana - zapytał Mink.
Raoul wszedł na taras i podszedł bliżej Iasona.
- Nie. Dziś jest wyjątkowo spokojnie. - odpowiedział. - Pamiętasz o jutrzejszym spotkaniu? Jako głowa syndykatu musisz być obecny obowiązkowo.
Przez chwile Iason studiował jego twarz. Am był dzisiaj bardzo zadowolony.
- A u ciebie, Iason? Wszystko w porządku?
- Tak.
Drugi Blondie zajrzał na chwilę do salonu.
- Gdzie jest Riki? - zapytał.
- Wyszedł.
-...?
- Poszedł z Katze na spacer. Pomyślałem, że świeże powietrze i trochę ruchu dobrze mu zrobi. Nie powinien całymi dniami siedzieć w domu. Nigdzie nie wychodził od ponad dwóch tygodni. W końcu zgłupieje. - odparł Iason bawiąc się spalonym do połowy papierosem.
Raoul ponownie podszedł bliżej Iasona. Przez chwilę przyglądał się jego pięknemu profilowi. Był teraz tutaj sam z Iasonem. Sam. Nie było ani Rikiego, ani Katze. Tylko oni sami. Bez dręczącego go problemu ciężarnego mieszańca. Nie było żadnego problemu. "Czas wziąć sprawy w swoje ręce."
- Czy mógłbyś mnie poczęstować papierosem, Iason? - zapytał podchodząc jeszcze bliżej.
Iason odwrócił się w jego stronę. Poklepał się po kieszeniach spodni zauważając, że nie licząc zapalniczki, były one puste.
- Przykro mi, Raoul. Ten był ostatni. Ale czekaj, pójdę sprawdzić w salonie.
Blondie już miał ruszyć ku wyjściu, gdy jego towarzysz złapał go delikatnie za rękę, w której trzymał papieros. Mink spojrzał lekko zdziwiony na niego.
- Zaczekaj, Iason. Mi wystarczy ten. - to mówiąc podniósł dłoń Iasona bliżej swojej twarzy i przytknął papierosa do ust. Patrząc Iasonowi prosto w oczy zaciągnął się głęboko. Potem powoli wypuścił dym z płuc.
- Mmmm... Pierwszorzędne.
Gest Raoula był niezwykle intymny nawet w odczuciu Iasona. Do tej pory w ten sposób częstował papierosem tylko Rikiego. Ale to nie Riki zaciągał się po raz drugi trzymając mocno jego dłoń i intensywnie patrząc w oczy. Owszem, on i Raoul przyjaźnili się od bardzo dawna, ale sexu miedzy nimi nie było. "I niech tak zostanie" - pomyślał Iason.
Nie gwałtownym, ale zdecydowanym ruchem wyswobodził swoją dłoń z uścisku Raoula i wszedł do salonu. Tam nalał sobie herbaty z cytryną, którą Riki zrobił sobie w dzbanku przed wyjściem. Nawet mu smakowała. Czuł kwaśny smak cytryny.
- Przyszedłeś do mnie z czymś konkretnym, Raoul? - zapytał blondyna, który również wszedł do pomieszczenia.
- Tak. - kąciki ust Raoula lekko się uniosły. - Powiedziałem ci wczoraj, że przyjdę sprawdzić, co z Rikim. No wiec? Nie miał wczoraj problemów? - zapytał, mimo że tak naprawdę stan zdrowia mieszańca nie za wiele go obchodził.
- Nie. Wszystko w porządku... - powiedział wolno Iason chcąc wyczuć intencje Raoula.
- To dobrze. Widzisz, Iason...kwestia posiadania dziecka nie jest wcale taka prosta jak myślisz. - rzekł drugi blondyn.
- Doprawdy?
- Tak. Uważam na przykład, że dziecko nie powinno się wstydzić swoich rodziców. - powiedział Raoul tonem rzeczoznawcy. - Pomyśl, co by czuło wasze... dziecko mając za jednego z rodziców niewykształconego, niewychowanego mieszańca ze slumsów.
Teraz to Iason uśmiechnął się lekko.
- Nie martw się, Raoul. Riki na pewno nie da naszemu dziecku powodu do wstydu. - odpowiedział uspokajającym tonem. - Ba, uważam nawet, że da mu powody do dumy.
- Tak, tak, Iason... - westchnął z politowaniem Raoul. - Oczy...że co?...J...jak to? - Blondie spojrzał pytająco na przyjaciela, gdy dotarł do niego sens słów Iasona. - I...Iason co ty...On nie...
Iason pokręcił w odpowiedzi głową.
- On nie wypił tego? - krzyknął zdumiony Raoul.
Zrobiło mu się ciemno przed oczami. Cały jego plan spalił na panewce. Nadzieje upadły.
- Kurwa, czy ty wiesz, co teraz będzie, Iason? Jupiter się o wszystkim dowie i...cholera! Dlaczego?..dlaczego, Iason?
-...
Raoul oparł się jedną ręką o szafkę stojącą przy barku. Miał szybki oddech.
- Iason. - szepnął. - To cię zrujnuje. Stracisz to wszystko, za co niejeden człowiek dałby się pokroić. Pójdziesz na samo dno. Z nim. Z tym...tym...Jak Jupiter się dowie...Naprawdę cię to kręci?! Skandal za skandalem?! Jak myślisz, Iason? Jak to się skończy? Wykroją ci kawałek mózgu i skończysz w slumsach z tym swoim zwierzątkiem!!! - krzyczał.
Iason usiadł na kanapie.
- Raoul, powiedziałem ci już dawno temu, że nie mam zamiaru się z tobą więcej kłócić na temat Rikiego i jego pobycie w Eos. To jest moje życie prywatne i wam nic do tego.
Drugi Blondie spojrzał na niego ze złością.
- Owszem, Iason. Twoje życie prywatne, ale nie mogę już patrzeć jak ty je kurwa rujnujesz dla posuwania tej cholernej męskiej dziwki ze slumsów!!! - wybuchnął.
Iason zmarszczył groźnie brwi i posłał mu wrogie spojrzenie.
- Nigdy więcej się nie waż tak go nazywać w moim domu, w mojej obecności, Raoul. Przyjaźnimy się od bardzo dawna i chyba nie chcesz, aby to się zmieniło? - syknął.
- Iason...Ty...On jest ważniejszy ode mnie? - spytał cicho Raoul opuszczając niżej głowę.
- O ile pamiętam, dałem ci już do zrozumienia ile on dla mnie znaczy. Po za tym, to ON nosi moje dziecko, a NIE TY. - powiedział Iason nie spuszczając wzroku z przyjaciela. - Teraz, jeśli mógłbyś...Riki niedługo wróci. - dodał.
Raoul zrozumiał aluzję. Rozmowa była zakończona, a on powinien już sobie pójść. Powoli skierował się ku drzwiom wyjściowym, lecz zatrzymał go głos Iasona.
- Jeszcze jedno, Raoul.
Blondie podniósł na niego wzrok pełen...bólu.
- Myślę, że lepiej będzie, jeśli nie będziesz się zajmował Rikim bezpośrednio. Przyślij mi kogoś, kto zna się mniej więcej na rzeczy.
- Dobrze Iason. Skoro sobie tego życzysz...Jeszcze dziś wyślę ci listę moich najlepszych pracowników. Wybierzesz sobie kogoś. - powiedział po czym wyszedł rzucając krótkie pożegnanie. Dla Iasona sytuacja była jasna.
* * *
Dzień był wyjątkowo chłodny. Słonce zostało zasłonięte przez ciężkie chmury. Jesień szybko chyliła się ku końcowi. Silny wiatr porywał liście i foliowe torebki i niósł je wysoko. Mimo tej nieprzychylnej spacerom pogodzie, alejką szły dwie osoby. Rudowłosy broker i młody, przystojny brunet. Szli w milczeniu już kilka minut. Riki miał na sobie długi ciemny płaszcz doskonale pasujący do niego.
- I jak tam u was? Coś się zmieniło? - zapytał nagle Katze.
- Hmm...Sam nie wiem...Raczej nie kłócimy się a dzisiaj Iason zrobił mi nawet śniadanie do łóżka! - powiedział z przejęciem Riki.
- Powtórz to! Iason Mink sam zrobił śniadanie swojemu zwierzątku? - zapytał zdumiony Katze.
Gdy Riki dumnie przytaknął, uśmiechnął się.
- Ciekawe...Coś się wydarzyło wczoraj, że tak cię rozpieszcza? - zapytał.
Riki przez chwile w milczeniu rozważał czy powiedzieć rudowłosemu o wizycie Raoula czy nie.
- Tak właściwie to...tak. - powiedział w końcu.
Katze przyjrzał się brunetowi. Miał nieco zmarszczone brwi. Katze wiedział, że coś go trapiło.
- Mogę zapytać, co? - odezwał się.
- Hm...Widzisz...wczoraj wieczorem przyszedł do nas Ramol z kolejnym swoim "cudeńkiem" Chciał bym to zjadł i tym samym przerwał ciążę.
Katze spojrzał na bruneta zaskoczony. Od dawna obserwował Raoula i musiały być ślepy by nie widzieć pewnych jakże oczywistych rzeczy. Wiedział, że przy takim obrocie sprawy, jakim była ciąża Rikiego, Raoul na pewno nie będzie siedział i przyglądał się sytuacji bezczynnie. Był nieco zaskoczony tempem i taktyką poczynań blondyna.
- Czy ty... - zaczął Katze.
- A jak myślisz?
- Znając sytuację i możliwe konsekwencje - tak. Ale znając ciebie - nie. - odpowiedział rudowłosy.
- No, więc?
- Myślę, że nie zrobiłeś tego. Bez względu na to, co mówił Raoul.
W odpowiedzi, Riki się uśmiechnął, po czym dodał:
- No i w dodatku Ramol...
- Riki?
-...Chyba...co?
- O ma na imię Raoul, nie Ramol. - poprawił go Katze.
- Eeee tam! Raoul, Ramol...Dla mnie nie ma różnicy.
Katze pokręcił z rezygnacja głową. Rikiego nic nie zmieni...
- Katze? - zaczął Riki po chwili milczenia.
- Hm?
- On na niego leci, co nie? - zapytał Riki ze smutkiem głosie.
Katze nie musiał pytać, o kogo chodzi, gdyż znał prawdę od dawna. Niektóre sytuacje były dla niego aż nadto oczywiste.
- Tak. - odpowiedział.
Riki zaklął siarczyście pod nosem, po czym mocniej zacisnął pięści.
- Wiedziałem...Czułem to. - powiedział. - Pieprzony Blondie...Jakby kurwa wcześniej na niego czasu nie miał!!! Teraz mu się zebrało...czyżby zazdrosny? - powiedział złośliwie czarnooki przygryzając lekko dolną wargę.
Rudowłosy broker zaśmiał się na te słowa. Riki, mimo że za nic w świecie by się do tego nie przyznał, bywał strasznie zazdrosny o Iasona. Gdy coś nie szło po jego myśli, bywał nieznośny dla otoczenia chodząc i ciskając "epitetami" czy piorunami gdzie popadnie. Biada temu, kto wówczas, chociażby niechcący, stanął mu na drodze. Brunet przypominał wówczas Zeusa, największy czynny wulkan na Amoi, tuż przed erupcją.
- Za bardzo się przejmujesz. - powiedział spokojnie Katze kładąc mu rękę na ramieniu w uspokajającym geście.
-, Że co?! - krzyknął Riki zdumiony zatrzymując się na chodniku. - Katze, spójrz na mnie! Jestem mieszańcem! Ba, nawet więcej! Jestem ciężarnym mieszańcem ze slumsów! A on? To rasowy Blondie...Jest...doskonały. Jak myślisz... - tu Riki spojrzał głęboko w oczy brokera. - ...kogo Iason by wybrał...zresztą o czym ja mówię...Jestem TYLKO jego zwierzątkiem.
Katze podszedł do Rikiego stojącego teraz ze spuszczoną głową po środku alejki. Jakaś zbłąkana torebka foliowa zatrzymała się na ciemnych kosmykach bruneta, po czym odgarnięta ręką Katze poszybowała dalej niesiona coraz silniejszym i chłodniejszym wiatrem.
- Owszem, Riki. Ale przez te 4 lata dałeś Iasonowi więcej niż Raoul przez całe życie. - powiedział Katze z tajemniczym uśmiechem.
Czarnooki podniósł głowę i spojrzał zdziwiony na swego towarzysza.
-, O czym ty cholera mówisz?
- O tym, że gdyby Iason z jakichś powodów chciałby być z Raoulem, to by z nim był bez względu na ciebie. Zresztą...Przyjdzie czas, to sam zobaczysz.
Dwa piękne węgielki spoglądały na rudowłosego podejrzliwie, niemal wypalały dziurę w jego twarzy.
- Ty coś wiesz...ale nie chcesz mi powiedzieć...Iason coś ci powiedział?
- Nie musiał. - Katze uśmiechnął się do niego, po czym spojrzał na niebo przybierające coraz ciemniejsze barwy bynajmniej zwiastujące poprawę pogody. - Zaraz będzie padać...Masz ochotę na kawę? Znam takie jedno miejsce, gdzie robią dobra kawę. Chodź, chyba że wolisz deszcz?
Riki uśmiechnął się i obydwaj ruszyli alejką w stronę zabudowań.
* * *
"Selene" było niewielka kawiarnią mieszczącą się na parterze starego budynku. Jej wnętrze było bardzo przytulne, jasno oświetlone lampkami przymocowanymi do ścian. Po środku znajdował się bar, a po dwu jego stronach stało kilka niedużych stolików. Po prawej stronie od wejścia znajdowała się część dla niepalących, natomiast po lewej - dla palących. W prawym rogu przy barze stał stary fortepian bez jednej nogi. Ściany lokalu były kremowe i ozdobione obrazami przedstawiającymi piękne krajobrazy odległych krain, planet. Wśród nich nie brakowało dzieł z elementami fantastycznymi.
Katze i Riki weszli do kawiarni i usiedli po prawej stronie. Na miejscu, oprócz nich i barmana, było dwoje ludzi zaszytych w drugiej części pomieszczenia. Brunet rozglądał się po ozdobionych ścianach. Chyba w życiu nie widział aż tylu obrazów w jednym miejscu. Jego uwagę zwrócił zwłaszcza jeden, wiszący na ścianie, przy której stał fortepian. Obraz był oprawiony w ciemnobrązowe grube ramy i przedstawiał lśniący od światła gwiazd i wielkiego księżyca wodospad zamieniający się w rzekę płynącą pośród wysokich niezwykłych drzew, na których gałęziach siedziały bajecznie kolorowe, egzotyczne ptaki, a na brzegu rzeki siedziały dwie nagie eteryczne istoty. Miały jasnoniebieską skórę, która w świetle księżyca miała niemalże srebrny odcień. Istoty siedziały w objęciu i patrzyły na siebie lekko się przy tym uśmiechając. Jedna z nich, drobniejsza, miała białe włosy sięgające brody. Druga zaś granatowe, splecione w długie warkoczyki. Obraz jako jedyny w kawiarnie nie miał tytułu, co zaintrygowało Rikiego. Do ich stolika podszedł wysoki ciemnowłosy mężczyzna ubrany w biały fartuch. Miał może z trzydzieści lat. Może mniej. Riki zauważył długą bliznę ciągnąca się od linii włosów przez brew i policzek aż do podbródka.
- Joł! Katze! - rzucił mężczyzna uśmiechając się szeroko do rudowłosego.
- Witaj, Khagi. - odparł Katze również się uśmiechając.
-, Co u ciebie, stary? Nie przychodziłeś od tygodnia. Co jest?
- Nic ważnego. Po prostu byłem bardzo zajęty.
- Luz, bracie! - mężczyzna spojrzał na Rikiego. - Widzę, że nie jesteś sam... - uśmiechnął się znacząco do brokera puszczając mu oko. Rikiemu nie spodobał się ten uśmiech.
- To Riki, ale nie patrz tak na niego. To zwierzątko Iasona. - wyjaśnił Katze.
Na twarzy Khagiego pojawiło się zaskoczenie. Patrzył to na Katze to na Rikiego.
- Ty...Gadasz poważnie? TO jest to zwierzątko TEGO Iasona Minka? - zapytał.
- Zgadza się. - padła odpowiedź.
- Ja pierdolę...Hm... A to prawda, że z nim sypia?
Riki zmarszczył brwi i przymrużył oczy. Jakby jego wzrok mógł zabić, barman jako pierwszy leżałby martwy. Widząc reakcję Rikiego, Khagi uśmiechnął się ukazując tym samym rząd białych zębów.
- Coś mi się widzi, że tak...Nie dziwię się...- musnął wierzchem dłoni policzek bruneta. - Jest ładniutki.
Na te słowa Riki chciał zerwać się z krzesła i "rozmasować" oczodoły barmanowi jednak mocny uścisk dłoni Katze na jego ramieniu zatrzymał go w miejscu.
- Uspokój się.
Khagi zaśmiał się zauważając porywczą naturę bruneta. Lubił takie "okazy" a Riki był chyba najładniejszym mężczyzną, jakiego spotkał w życiu. Gdyby mógł sobie pozwolić na takie zwierzątko...
-, Jaki wybuchowy...Luz, kolego! Co zamawiacie?
- Dwie kawy. Dla niego kawa z mlekiem i...Riki chcesz coś jeszcze? - zapytał Katze.
-...
- Riki? - zapytał ponownie.
- Jabłecznik. - powiedział Riki z naburmuszoną miną dziecka, któremu nie pozwolono zjeść słodyczy przed obiadem.
- Świetnie...Za chwileczkę podam. - to powiedziawszy Khagi odwrócił się i poszedł w stronę baru odprowadzany ciskającym piorunami spojrzeniem bruneta. Katze zaśmiał się widząc to.
- Uspokój się, Riki. - powiedział spokojnie.
Riki spojrzał na niego zdziwiony.
-, Że jak?! Mam się uspokoić?! - podniósł głos.
- On cię prowokuje, ale nie przejmuj się tym. Już taki jest. - wyjaśnił Katze.
Po chwili wrócił Khagi z kawą i ciastem i postawił je na stoliku. Życzył im smacznego, po czym mrugnął do Rikiego.
Pili w ciszy kawę delektując się jej wybornym smakiem. Była podana w pięknych porcelanowych filiżankach. Rikiemu zdawało się, że Iason miał podobne. Miały chyba inne ornamenty, ale kształt był taki sam. Blondie dostał je kiedyś od jakiegoś stowarzyszenia, do którego należał wraz z Raoulem. Co roku wysyłali jakieś upominki. A to zestaw filiżanek, a to pióra wieczne z logiem firmy, a to skórzane albumy czy nesesery. Oczywiście Iason tego nie potrzebował i wszystkie "skarby" trafiały w łapki Rikiego. Te tutaj miały zielone listki, natomiast u tamtych występowały brązowe kwiaty. Niewielki szczegół.
- Od dawna tu przychodzisz? - zapytał Riki obracając w dłoniach filiżankę.
- Tak. Odkąd zostałem meblem. - odpowiedział Katze. - Kiedyś przychodziło tutaj więcej ludzi. Częściej grała muzyka...Pamiętam takiego jednego gościa...Mieszkał chyba w pokoju na górze. Był stary, czasem ledwo chodził. Wieczorami schodził z piętra tutaj i siadał przy fortepianie.
Wspaniale grał...- mówił Katze wpatrując się w opróżniona do połowy filiżankę. Riki patrzył na niego w ciszy. Zauważył, że ten lokal jest dla Katze ważnym miejscem. Nawet o swoim mieszkaniu tyle się nie wypowiadał. Czuł, że broker był w tej chwili gdzie indziej umysłem, wspomnieniami, mimo że jego ciało znajdowało się w kawiarni.
Rudowłosy westchnął cicho.
- Teraz już zapewne nie żyje. Od dłuższego czasu nie przychodzi. Cóż...taka kolej losu.
Riki odwrócił od niego wzrok. Począł się rozglądać za czymś, co dałoby mu pretekst do zmiany tematu. Jego wzrok znowu padł na tajemniczy obraz.
- Ładny, prawda?
Katze podniósł głowę. Nie musiał pytać, o co mu chodzi. Wiedział, że chodzi o TEN obraz. Jego ulubiony. Bez tytułu. Namalowany JEGO rękoma. On wiedział jak go namalować by każdy zwracał na niego uwagę i widział w nim to samo. Miłość. Tylko ON umiał przeląc ich uczucia na płótno tak doskonale. To spojrzenie tych dwóch istot...ICH spojrzenie dawno temu...Poczuł lekki ból w sercu. Tęsknotę...Zdawało mu się, że znów słyszy ich ulubioną piosenkę graną na starym fortepianie, znów widzi JEGO w jego mieszkaniu dokańczającego ten obraz...Pamiętał jego każdy ruch, każde spojrzenie, każdy dotyk...Nawet zapach świeżo nałożonej farby. Często przychodzili tutaj razem na kawę. A teraz? Od tak dawna go nie widział...To już będzie...coś około 8 lat. Mimo tego czasu doskonale pamiętał jak się poznali...
- Hej, co ty taki zamyślony? - usłyszał głos Rikiego.
- Nic...wspomnienia. - odpowiedział po czym spojrzał na talerz, gdzie jeszcze całkiem niedawno znajdowała się szarlotka Rikiego. - Kiedy zjadłeś ciasto? - zapytał.
-, Kiedy byłeś w swoim świecie wspomnień. - Riki się uśmiechnął.
Broker spojrzał za okna. Już tak nie padało, jak wtedy, gdy przyszli. Kiedy byli w połowie drogi do "Selene", złapał ich silny deszcz. Teraz deszcz zamieniał się w mżawkę. W związku z tym postanowili już wracać. Katze poszedł zapłacić rachunek i pożegnać się z Khagim.
Szli wąską uliczką ku głównej ulicy. Gdy mijali śmietniki stojące przy jakiejś knajpie, Riki odwrócił się gwałtownie w ich stronę.
- Słyszałeś? - zapytał rudowłosego.
Katze pokręcił przecząco głową. Natomiast Riki wszedł miedzy kontenery. Był pewien, że słyszał cos jakby...rozpaczliwe miauczenie. Odgarnął kilka kartonów spod pojemników. Pod jednym z nich leżało małe kocię zaplatane w sznurki. Riki zbliżył się do niego jednak kocię zauważywszy obcego zaczęło się rozpaczliwie szamotać. Sznurki zakręcone wokół jego łapek nie ułatwiały mu ucieczki, wręcz przeciwnie, jeszcze mocniej się zacisnęły. Riki złapał delikatnie zwierzaka.
- Ćśśś...spokojnie...Nic złego ci nie zrobię, malutki...Zaraz cię uwolnię... - mówił uspokajająco Riki. Zwierzę nieco się uspokoiło, lecz mimo to nadal wpatrywało się w niego wystraszonymi ślepiami. Brunet rozwiązał sznurki i wziął kociaka na ręce. - No widzisz? Nie bolało. - powiedział głaszcząc czarno-białą futrzaną kulkę.
- Riki, co tam znalazłeś? - zapytał Katze zaglądając mu przez ramię. Uśmiechnął się, gdy zobaczył dwa zielone ślepia wpatrujące się w niego ze strachem.
- Fajny. Chcesz go zabrać ze sobą? - zapytał rudowłosy.
- Jasne! Jest taki...śliczny. Popatrz, jakie ma ślepia.. Zajebiste! - powiedział brunet drapiąc zwierzaka za uchem.
- Myślisz, że Iason ci pozwoli go zatrzymać?
- Musi. - odparł pewnie Riki. - Chodźmy. Robi się ciemno. To już nie lato niestety... - westchnął z żalem Riki. Zdecydowanie wolał miasto skapane w słońcu o tej porze niż odchodzące w objęcia ciemnej nocy.
* * *
Tak, jak przewidział Iason, piękne słońce zostało przykryte przez chmury i zaczęło padać. W mieszkaniu słychać było tylko stukanie kropel o szyby. Robiło się coraz ciemniej, ponuro. Noc zaczęła otulać Tanagurę. Jedynym źródłem światła w salonie był palący się kominek, przy którym w fotelu siedział Iason. Siedział i czekał na swoje Zwierzątko. Riki spóźniał się, co najmniej dwie godziny. "Nie powinien się włóczyć po mieście w taka pogodę. Może cos się stało? Nie...Przecież jest, z Katze." Czuł się nieco dziwnie po dzisiejszej rozmowie z Raoulem. Już wcześniej miewał pewne przypuszczenia jednak szybko je odrzucał nie wierząc w to, by mogły się sprawdzić. Teraz, przy zaistniałej sytuacji, biorąc pod uwagę niektóre wydarzenia z ich przeszłości, to zaczynało mieć sens. Ale czemu akurat teraz? Teraz, kiedy on jest z Rikim. Kiedy to Riki jest dla niego najważniejszą osoba w jego życiu. Gdyby wiedział, zauważył to wcześniej, zanim poznał Rikiego, może sprawa wyglądałaby inaczej. Jednak Iason nie chciał nic zmieniać. Jego myśli znów powędrowały do jego mieszańca. "Riki...gdzie jesteś? Wracaj do mnie." Dal zabicia czasu oczekiwania poszedł do biblioteki, wziął pierwsza z brzegu książkę i zaczął czytać. "Pamiętniki Polityka". Dostał ją od Raoula dwa lata temu z okazji 30 urodzin. Owa książka nie należała jego zdaniem do najciekawszych toteż szybko zmorzył go sen i odpłynął w ramiona Morfeusza z książka na kolanach.
* * *
Ze snu obudziło go dudnienie. Iason rozejrzał się wokół siebie wstając z fotela. Jego wzrok padł na stojący na szafce zegar, który wskazywał północ. W pomieszczeniu panował mrok.
Blondie poszedł do salonu i podszedł do okna. Popatrzył na miasto...Cała Tanagura była skąpana w czerwonych światełkach. Nieco to go zdziwiło gdyż nigdy jej takiej nie widział. Znowu usłyszał dudnienie....jakby...bicie serca...Albo dwóch serc...Odwróciwszy się w stronę kuchni, Iason wpatrywał się w ciemność przed nim próbując coś dostrzec. Coś, co wydawało z siebie owe dudnienia. Iason...Pomóż mi... rozległ się przerażający szept dochodzący najprawdopodobniej z sypialni jego i Rikiego. Iason...Chodź tu... Iasonowi postawiły się wszystkie włoski na ciele a wzdłuż kręgosłupa przeszedł dreszcz. Skądś znał ten głos, ale ten był jakby...inny...Powoli ruszył w stronę sypialni i gdy do niej doszedł otworzył drzwi... To, co zobaczył odebrało mu dech w piersiach a nogi zrobiły się jak z waty. Usta Blondie otworzyły się w niemym krzyku a oczy wyrażały przerażenie, którego najdoskonalszy chirurg plastyczny na Amoi nie zdołałby zatuszować. Na łóżku półleżał Riki, a raczej coś podobne do niego...Cześć jego twarzy była ukryta w cieniu, w miejscu oczu znajdowały się dwa wściekle czerwone światełka, w środku, których znajdowała się wąska, wręcz pionowa źrenica. Widoczna część jego ust i brody były umazane krwią, która skapywała na jego pierś i spływała po szyi. Oczy Iasona podążyły za śladami krwi na pościeli. Na brzegu łóżka zauważył nieruchome, okrutnie poszarpane ciało Katze. W miejscu grdyki znajdowała się duża dziura, żebra były połamane i wystawały spod strzępów skóry na klatce piersiowej. Na brzuchu również znajdował się duży otwór, a na nogach brokera znajdowały się liczne rany ze śladami zębów. Strwożony Iason odwrócił głowę na "Rikiego", który był pochłonięty konsumpcją...wnętrzności Katze. Widział jak jego " zwierzątko" wgryza się łapczywie w serce swej ofiary, wysysa krew do ostatniej kropli. Oczy blondyna zwróciły uwagę na brzuch "Rikiego", który powiększał się z każdym przełkniętym gryzem i zaczął emanować dziwną jasnością od wewnątrz. Skóra "Rikiego" była niemalże przezroczysta. Iason dostrzegł pod nią jakiś nieznacznie poruszający się kształt opleciony sitka grubych pulsujących żył. Po chwili ów kształt otworzył oczy. Były one, tak jak u "Rikiego" koloru soczystej czerwieni. Po zjedzeniu serca, " Riki" spojrzał na Iasona i uśmiechnął się do niego promieniście, po czym przemówił przerażającym głosem.
- Iason...Kochanie...- bestia spojrzała na niego niezwykle czule. Jej twarz, o ile wcześniej wyglądała przerażająco, teraz miała wyjątkowo potworny wyraz. - Chodź do mnie...Spójrz... - Potwór pogłaskał delikatnie swój nabrzmiały brzuch. - To nasze dziecko...Jest już najedzony...Już czas...
Blondie wpatrywał się w świecący kształt. Było mu niedobrze. Ledwo poruszył wargami.
- Czas? - szepnął nie odrywając wzroku od brzucha potwora.
- Tak, mój kochany...Dziś jest TEN dzień...Dziś narodzi się nasze maleństwo...Podejdź bliżej kochany... - skrzeczał "Riki".
Iason sam nie wiedział, jakim cudem udało mu się zrobić kilka kroków do przodu. Stał teraz na odległość wyciagnięcia ręki od łóżka. Nagle pokój wypełnił się jasnością. Dobiegała ona z lamp helikoptera, który przelatywał tuż przy ich oknie. Dziwne, ale charakterystycznego turkotu silnika maszyny nie było słychać. Wówczas Blondie spojrzał na drugą część twarzy swojego potwornego zwierzątka...Zdawało mu się, że jego serce przestało bić na chwilę. Miał przed sobą iście koszmarny widok. Druga połowa twarzy "Rikiego" była niczym rozpuszczona jakąś żrącą substancją...Brązowe kości czaszki prześwitywały miedzy wiszącą "porwaną" czerwoną skórą...i te czerwone światełka zamiast normalnych oczu...Blondie wykonał szybki odwrót i już miał wybiec z sypialni, gdy do jego uszu dotarł wrzask bestii.
- AAAAA!!!I...Iason....Zaczyna się...Aaagh!!! Błagam, zostań...Iason!!!
Iason ponownie spojrzał na monstrum. Jego czerwone ślepia wyrażały ból, nieludzkie cierpienie a wyciągnięta do niego zakrwawiona ręka błagała o dotyk. Blondie spojrzał na nią z obrzydzeniem, co nie uszło uwadze potwora. Po jego twarzy zaczęły spływać łzy.
- Iason...AAAAAA!!!
W tej chwili brzuch "Rikiego" zaczął się pruć od mostka. Krew wylewała się z niego obficie, a z ust bestii wydobywała się piana. Cały czas potwór darł się w niebo głosy. Iason patrzył osłupiały na to, co działo się przed jego oczyma.
- Iason! - Blondie usłyszał znajomy głos, choć teraz jakby powtarzany echem.
Zwrócił strwożoną twarz ku oknu, za którym wciąż znajdował się helikopter. U wejścia do maszyny stał Raoul ubrany w długą czarną szatę. W jednej ręce trzymał siekierę, a drugą trzymał się drzwi.
- Iason! Łap! - krzyknął rzucając Iasonowi narzędzie. - Szybko, Iason! Odrąb mu głowę! Odrąb mu głowę!
Blondie przenosił wzrok z Raoula na krzyczącego "Rikiego" dzierżąc siekierę w obu dłoniach. Widok rodzącego potwora wzbudzał w nim obrzydzenie, lecz widząc cały czas wyciągniętą doń rękę błagającą o pomoc nie mógł go zabić. Po prostu nie mógł. To jednak nadal był jego Riki. Spojrzał bestii w czerwone oczyska i ujrzał w nich śmiertelny strach, nieme błaganie. "Riki" wiedział, co go czeka.
- Iason... - szepnął potwór patrząc prosto w oczy blondynowi. - pomóż...
Blondie wypuścił z rąk narzędzie i już miał podać dłoń bestii, gdy usłyszał komendę:
- Otworzyć ogień!!!
W ułamku sekundy helikopter wypuścił salwę wystrzałów. Iason bezradnie patrzył jak pociski przeszywały ciało bestii, która nie miała szans by się przed nimi w jakikolwiek sposób obronić. Krew spływała strumieniami z łóżka barwiąc wszystko wokół na ciemnoczerwony kolor. Po chwili zaległa cisza. Zniknął helikopter i wraz z nim Raoul. Pozostał tylko Iason i zwłoki jego zwierzątka nafaszerowane ołowiem. Blondie w milczeniu podszedł bliżej i ujrzał zmasakrowane ciało jego prawdziwego, pięknego Rikiego. Nie było już nabrzmiałego brzucha ani dziwnego kształtu. Tylko martwe ciało.
- NIE!!!!!!!!!! - rozpaczliwy krzyk uwolnił się z gardła Blondie. - Riki!!!
Nagle Iason poczuł silne uderzenie w prawy policzek. Otworzył oczy i ujrzał nad sobą zatroskaną twarz Rikiego oraz stojącego za brunetem Katze.
- Riki... - wyszeptał po czym drżącymi rękoma dotknął najpierw ud, potem ramion aż w końcu objął nimi twarz swojego zwierzątka. - Żyjesz - westchnął z ulgą.
Riki i Katze popatrzyli po sobie nie lada zdziwieni. Wystarczyło na kilka godzin wyjść z domu i już Iason wariuje.
- Jasne, że żyję! Dlaczego miałbym nie żyć? - zapytał brunet i pochylił się nad twarzą Iasona delikatnie odgarniając kosmyki jasnych włosów przyklejonych do spoconego czoła blondyna. - I co ci się śniło? - zapytał z troska w głosie.
Blondie zmarszczył lekko brwi.
- Śniło? - szepnął.
- Tak. Krzyczałeś przez sen i rzucałeś się w fotelu. Wybacz, ale...- Riki zawiesił głos a jego twarz pokryła się rumieńcem, gdy spojrzał na czerwony prawy policzek Iasona. -...nie reagowałeś na wołania a musiałem ciebie jakoś obudzić i...Przepraszam, że cię uderzyłem.
Nagle, Iasonowi przypomniało się uderzenie i piekący policzek. Delikatnie dotknął miejsca opuszkami palców, po czym syknął z bólu. Tak był zaabsorbowany Rikim, że zapomniał o tym. "Sen...to był tylko sen...głupi sen...Riki jest tutaj ze mną, prawdziwy...zdrowy...żywy... Mój Riki."
- Nic się nie stało. - powiedział ciepło i przytulił mocno do siebie ciało Rikiego całując go w czoło. Zapomniał całkiem o jeszcze jednej osobie znajdującej się w pomieszczeniu, która z rozbawieniem przyglądała się tej scenie.
- Ehmm...Iason.... Nie jesteśmy sami. - Riki szepnął blondynowi do ucha nieco speszony czułościami Iasona w obecności osób trzecich.
Blondie szybko się zreflektował i puścił bruneta. Nie chciał by Riki czuł dyskomfort przed, Katze, chociaż jemu obecność brokera w niczym nie przeszkadzała. Katze i tak wiedział o jego uczuciach do Rikiego. Wstał z fotela i podszedł do barku gdzie nalał sobie pół lampki wina.
- Jak wam upłynął spacer? Pogoda nie była chyba najlepsza? - zapytał opierając się tyłem o szafkę.
- Istotnie dzisiejsza aura nie należy do najodpowiedniejszych na spacery. Jednakże nie było aż tak źle. - powiedział Katze. - Gdy zaczęło padać, poszliśmy do pewnej dobrej kawiarni i przy kawie przeczekaliśmy deszcz.
- Tak! Tam było super! - przytaknął entuzjastycznie Riki. - Może jeszcze kiedyś tam pójdziemy.
Blondie uśmiechnął się widzą, że jego zwierzątko jest w dobrym humorze. Uwielbiał patrzeć na szczęśliwego Rikiego, którego oczy wyglądały wówczas jak dwa żarzące się węgielki.
- Cieszę się, że mimo niepogody miło spędziliście czas. - powiedział Blondie. Po chwili przypomniał sobie, iż miał otrzymać od Raoula spis jego pracowników, by móc wybrać odpowiedniego do bezpośredniej opieki nad Rikim. Niestety przysnął i mógł nie słyszeć dzwonka do drzwi zwiastującego posłańca od Raoula. Chyba, że Katze i Riki... - Czy był tu może ktoś z przesyłką dla mnie? - zapytał. - Czekam właśnie na pewną ważną rzecz.
- Nie...Nie było nikogo, ale faxem doszła jakaś kartka około 10 minut temu. - Odparł Riki wskazując prawym kciukiem w stronę biurka Iasona.
Istotnie leżała tam kartka z listą pracowników. Iason podszedł do biurka by ją przejrzeć. Jego jasne oczy szybko przebiegały po nazwiskach. Nagle zatrzymały się przy jednym. Znał dobrze to nazwisko. Dahli Lou. Tak, to była osoba godna zaufania i niewątpliwie posiadająca spora wiedze i inteligencję. Po za tym Katze... Kąciki bladoróżowych ust blondyna uniosły się nieco do góry. Powinien tylko uprzedzić Rikiego o obecności nowej ważnej osoby w jego otoczeniu. Odłożył kartkę, po czym zwrócił się o Rikiego:
- Zrób nam kawę. - rzucił.
Czarnooki spojrzał na niego niezbyt zadowolony z formy prośby...a raczej rozkazu nie prośby.
- Nie jestem służącym! Jak chcesz to sam se zrób! A po za tym Katze już wychodzi. Chciał mnie tylko odprowadzić. - buntował się.
Iason Odwrócił się w jego stronę i wbił w niego zimne jak lód spojrzenie. Podszedł bliżej, ujął w dłoń jego brodę i popatrzył w trochę wystraszone oczy.
- Coś mi się wydaje, że ta niepogoda sprawiła, iż zapomniałeś, mój drogi, kto tu jest Panem. - mówił Iason nie podnosząc ani na chwilę głosu. - Jeżeli ja mówię byś coś zrobił, to rób to bez dyskusji. Powinieneś się tego nauczyć w ciągu tych 4 lat...Chyba, że życzysz sobie bym ci wszystko przypomniał? Ciąża ciążą Riki, ale nadal jesteś moim ZWIERZĄTKIEM. I pamiętaj o tym. - Blondie puścił twarz Rikiego i opuścił bibliotekę.
Te słowa zabolały Rikiego. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że jest jego zwierzątkiem, ale mimo wszystko w ustach Iasona to stwierdzenie zabrzmiało paskudnie. Czego on się spodziewał? Że z powodu ciąży Iason zacznie go inaczej postrzegać? Zacznie na niego patrzeć jak na kogoś więcej niż ciężarne zwierzątko? Jak na ...kochanka równego sobie? Po za tym Riki czuł się upokorzony przed Katze.
Rudowłosy zauważył zdenerwowanie Rikiego zaistniałą przed chwilą sytuacją. Westchnął. Dziwiła go reakcja Iasona na słowa Rikiego. Podobne sytuacje miały miejsce w czasie tresowania Rikiego w pierwszych latach jego pobytu w Eos jako pieszczoch Iasona. Dzisiaj coś było nie tak. To nie miało dla niego sensu. Katze nie wątpił w szczerość uczuć Iasona wobec Rikiego. Cos musiało spowodować tak nagłe rozdrażnienie u Blondie. Żaden Blondie nie miewa przecież zmiennych nastrojów. Żaden. Nawet ten najbardziej ludzki...chyba. Może powinien z nim porozmawiać? Nie, to śmieszne...Ex-mebel pouczający Blondie. "Być może to przejściowe...Nie powinienem się wtrącać, ale...Mam nadzieję, że nie spieprzą tego, co udało im się stworzyć przez ten długi czas."
- To ja już pójdę. - odezwał się. - Dobranoc, Riki.
- Tak, jasne...Dobranoc, Katze. - odpowiedział mu brunet.
* * *
Iason stał na tarasie. Wokół jego twarzy unosiła się jasnoniebieska smużka dymu papierosowego. Spoglądał w granatowe niebo, gdzie ukazały się już pierwsze gwiazdy. Zazwyczaj zachwycał się takimi widokiem, ale teraz myślał. Myślał o tym, co miało miejsce przed chwila w bibliotece. Nie wiedział, czemu odpowiedź Rikiego wywołała w nim taką złość. Już dawno się przyzwyczaił do buntowniczej natury mieszańca i tego typu odpowiedzi, więc nie powinien tak go traktować... Dzisiejszy dzień nie należał do udanych. Rozmowa z Raoulem, dziwny i zarazem przerażający sen...Obie rzeczy wywołały w nim nerwowość, która znalazła ujście w słowach skierowanych do mieszańca. Jakby na to nie patrzeć Riki był jego zwierzątkiem, jednak dla Iasona był on kimś więcej...od bardzo dawna. Przed oczami pojawił mu się obraz wystraszonych jego reakcja oczu Rikiego i smutek, który pojawił się na jego pięknej twarzy. Zdecydowanie wolał szczęśliwego Rikiego. Musi z nim porozmawiać... Przeprosić...Przeprosić? Przecież on nie musi go za nic przepraszać. Nie ma takiego obowiązku. To on jest Panem i cokolwiek by nie zrobił czy powiedział nie musi przepraszać ani tłumaczyć się przed pieszczochem. Jednak...Nie byłoby to w porządku wobec Rikiego.... "Co się ze mną dzieje? Skąd u mnie takie myśli... Ludzie nazywają to chyba wyrzutami sumienia...Riki...Co ty ze mną robisz?"
Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi do sypialni. Odwrócił głowę w stronę salonu. "Iść, czy nie iść...?" Przez chwilę stał w miejscu bijąc się ze swoimi myślami, po czym wykonał niedbały ruch dłonią i wyrzucił za barierkę nadal palącego się papierosa i wyszedł.
* * *
W łazience było pełno pary. Gorąca woda lała się do dużej porcelanowej wanny. Riki rozebrał się i sięgnął po jedna z wielu buteleczek stojących na półce obok lustra a następnie wlał odrobinę jej zawartości do wanny. W pomieszczeniu rozniósł się przyjemny jabłkowy aromat, a w balii zaczęła się tworzyć piana. Mieszaniec wszedł do gorącej wody i oparł głowę o brzeg wanny rozkoszując się ciepłem, które otuliło jego zmęczone ciało. Tego właśnie potrzebował, by się odprężyć i pomyśleć w spokoju. Zdawał sobie sprawę, że wkurzył Iasona i może zostać ukarany za swoje zachowanie. A było już tak dobrze... Więź między nimi zacieśniała się, ale on zawsze musi coś spieprzyć. Przymknął oczy i wdychał ulubiony zapach świeżych jabłek. Tak był pochłonięty swoimi rozmyślaniami, że nie usłyszał jak drzwi do łazienki rozsunęły się i do pomieszczenia weszła wysoka długowłosa postać.
- Czy znajdzie się miejsce dla mnie? - usłyszał niski zmysłowy szept. Otworzył oczy i ku swojemu zdziwieniu ujrzał stojącego obok wanny Iasona...nagiego. Jego wzrok omiótł wspaniale ukształtowane ciało blondyna. Piękna twarz... Silne ramiona... Umięśniony tors...Lekkie wcięcie w talii...Wąskie biodra... Długie nogi...Bez słowa przesunął się do przodu robiąc Iasonowi miejsce za swoimi plecami. Blondie usiadł w wannie za Rikim, po czym przyciągnął go do siebie tak, że ciało bruneta znajdowało się między jego nogami, a głowa spoczywała na szerokiej klatce piersiowej. Iason objął Rikiego ramieniem. Leżeli tak chwilę w pachnącej pianie nie odzywając się do siebie ani słowem. Pierwszy milczenie przerwał Riki.
- Iason...To, co powiedziałem w bibliotece...ja... - jąkał się mieszaniec, którego policzki przyjęły w tym momencie różowy kolor.
- Przepraszam. - przerwał mu szept.
Mieszaniec spojrzał zdziwiony na Iasona. Chyba się przesłyszał...
- Miałem dziś...Ciężki dzień...Przepraszam, Riki. - powiedział Blondie gładząc wewnętrzną stroną dłoni policzek czarnookiego.
Riki uniósł się gwałtownie, po czym odwrócił się i usiadł naprzeciwko blondyna. Jego nagły ruch sprawił, że nieco wody wylało się ciemnofioletowa posadzkę.
- Iason, jedną osobą, która powinna przeprosić jestem ja. W końcu...Ty jesteś panem, a ja tylko twoim pieszczochem. - powiedział Riki opuszczając głowę. - Przepraszam.
Iason uśmiechnął się i popatrzył ciepło na mieszańca. Uniósł jego brodę tak, że teraz patrzyli sobie prosto w oczy. Blondyn zbliżył swoją twarz do Rikiego i potrącił jego nos swoim.
- Nie, Riki. - szepnął. - Ja...Nie jesteś dla mnie tylko zwierzątkiem.
Oczy Iasona miały teraz niezwykle łagodny, ciepły wyraz, co nie uszło uwadze Rikiego. Wzrok blondyna był bardzo przejmujący, pełny uczucia, słów, których Riki nigdy nie usłyszał z jego ust.
- Jesteś dla mnie wszystkim. - wyszeptał Iason przytulając mieszańca mocno do siebie. Brunet zaniemówił, zaskoczony niespodziewanym wyznaniem. Wpatrywał się wielkimi ze zdziwienia oczami w bliżej nieokreślony punkt przed sobą. Poczuł pieczenie pod powiekami, a oczy nieco się zaszkliły. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.
- Odwróć się Riki. - powiedział Blondie przerywając trwającą pewien czas ciszę. Mieszaniec wykonał polecenie i ponownie oparł się o tors Iasona. Następnie blondyn poprosił go by podał mu szampon stojący na stoliku przy wannie. Zmoczył włosy Rikiego i wylał na nie niewielka ilość płynu. Jego smukłe dłonie rozpoczęły delikatny masaż głowy mieszańca powodując powstanie jasnoniebieskiej piany, która spływała po ramionach Rikiego. Pieszczota sprawiała mieszańcowi wielką przyjemność. Uwielbiał delikatny dotyk silnych rąk Iasona, a subtelny zapach szamponu potęgował jego doznania. Chwile później Blondie dokładnie opłukał włosy Rikiego i objął go ramieniem. Jedną ręką obejmował go w pasie, natomiast drugą zaczął głaskać podbrzusze Rikiego.
- Myślałeś już jak je nazwiemy? - zapytał pieszcząc kark czarnookiego swoim ciepłym oddechem.
Dotychczas zamknięte oczy Rikiego otworzyły się i spojrzały na rękę blondyna spoczywającą teraz na jego pępku.
- Trochę. - odpowiedział Riki.
Ostatnio często myślał o tym. Miał już nawet kilka propozycji, jednakże rozpatrywał je tylko w kategorii imion męskich.
- I jak? Jakie wybrałeś?
- Hm...Co powiesz na...Mike? - zaproponował Riki.
-... takie sobie. - stwierdził Iason po krótkiej chwili namysłu.
- No to może...Nathan? Uważam, że ładne. - powiedział mieszaniec.
- Miałem kiedyś znajomego o takim imieniu... - rzekł Iason.
-, Więc może być? - zapytał Riki z nadzieją, że owe imię spodobało się także blondynowi.
-...popełnił samobójstwo skacząc z szesnastego piętra budynku.
-... to chyba raczej nie... - Riki zastanawiał się chwilę, po czym zaproponował by dziecko nazwać Khalim.
- Tak ma na imię właściciel jednego z domów publicznych w Midas. Stary pijus. - tym podsumowaniem Iason wyraził swoje zdanie na temat tego imienia. Zdecydowanie nie chciał by jego dziecko tak się nazywało.
-...Shandi? - próbował dalej mieszaniec.
Iason popatrzył na niego z lekką obawą.
- Riki, skąd ty bierzesz takie głupie imiona? - zapytał.
Mieszaniec zmarszczył niezadowolony brwi.
- Hej! Co ty sobie wyobrażasz? - krzyknął zdenerwowany. - Nie jestem jakąś pieprzoną encyklopedią imion! Jak jesteś taki mądry to sam coś wymyśl!
Blondie myślał przez chwilę, po czym powiedział:
- Marcus.
Riki szybko zaczął szukać w głowie jakichś mankamentów tego imienia, ale jak na złość nic nie przychodziło mu do głowy. Właściwe...to imię nie było takie złe...Marcus...Brzmi tak...Władczo, pewnie. Chyba mu się spodoba.
- Hm...może być. A co jak to będzie dziewczynka? - zapytał z uśmiechem Riki.
- Jak to? - Teraz to Iason zmarszczył swoje pięknie ukształtowane brwi. Nie wziął tej opcji pod uwagę. On sam nie miał dotychczas zbytniego kontaktu z płcią przeciwną, więc miałby pewien problem gdyby owoc ich wspólnie spędzonej gorącej nocy okazał się przedstawicielem rodzaju żeńskiego. Ktoś by musiał ja odpowiednio wychować, no i przydałoby się jakoś ją nazwać. Sęk w tym, że Iason nie orientował się, które z żeńskich imion są ładne a które nie. Raptem znał cztery imiona zwierzątek swoich znajomych.
- No wiesz...dziewczynka. Coś podobnego do chłopca, ale trochę inne... - mówił ze śmiechem Riki widząc konsternację na twarzy Iasona.
- Riki, ja doskonale wiem, co to jest. - powiedział Iason a po chwili na jego twarzy pojawił się niewinny uśmiech. - A skoro jesteś taki inteligentny, Riki, to wymyślisz dla niej imię. - rzekł, po czym pocałował niezbyt zadowolonego z powierzonego mu zadania Rikiego w szyję.
KONIEC vol.3.