My little angel
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 13:02:41
ROZDZIAŁ 1


I znowu nowy dom. Przeprowadził się z rodzicami do tego niewielkiego miasteczka z powodu pracy jego matki. Często się tak przenosili. Jako artystka potrzebowała odpowiedniej atmosfery. Gabriel ją rozumiał. On również, gdy malował, zaszywał się w jakimś cichym kącie, szedł w odludne miejsce lub zwyczajnie zamykał się w swoim pokoju na cztery spusty. Teraz wypakowywał swoje przybory malarskie. Zawsze urządzał swój pokój tak samo. Dawało mu to nikłe poczucie niezmienności, stabilności. Ale te ciągłe podróże nie przeszkadzały mu. Lubił poznawać nowych ludzi, oglądać nowe miejsca. To rozstania były ciężkie. Nie umiał się do nich przyzwyczaić. Mimo to miał stały kontakt z większością przyjaciół. Pisali do siebie listy, maile, czasem smsy. Chwilami miał wrażenie, że wcale się nie rozstali. Poukładał farby i przyjrzał się rezultatowi swoich wysiłków. Pokuj prezentował się dobrze. Jeszcze tylko plakaty na ściany i koniec. Wszystko było na swoim miejscu. Przebrał się i postanowił rozejrzeć się po mieście. Mieszkało tu około 1000 mieszkańców. Było kino, teatr, kilka dyskotek, pubów, restauracje, trzy hotele. Miasteczko znajdowało się na swoistym odludziu. Do najbliższego, dużego miasta dojeżdżało się kolejką dwie godziny. Wokoło były pola, łąki, a dalej lasy. Zarzucił na ramie plecak i poszedł zapoznać się z terenem. Rodzice mieli dojechać dopiero za dwa dni, więc nie było pośpiechu. Upłynęło mu na tym całe popołudnie. Oglądał zabytkowe, stare kamienice, pomniki, kościół w stylu gotyckim. Nawet nie zauważył jak zaczęło się ściemniać. Gdy postanowił wracać uświadomił sobie coś bardzo nieprzyjemnego. Nie wiedział jak wrócić do domu!!!
- " Jak to możliwe? Zadzwonię na komórkę mamy i spytam jak dojść, powinna wiedzieć... O NIE!!! Nie wziąłem telefonu!!! O Boże... Muszę kogoś spytać o drogę tylko... Tylko, jaki jest nasz adres..." - Gabriel stanął jak wryty. Krążył od dobrych kilkunastu minut i właśnie dotarła do niego smutna prawda. NIEZNAŁ WŁASNEGO ADRESU. Zrezygnowany usiadł na chodniku opierając się plecami o ceglany mur.
- " Jestem debilem - myślał - Nie wziąłem telefonu, nie znam adresu, nie pamiętam jak wrócić. Nie mam się nawet jak spytać o drogę, bo tu jest pusto, zero ludzi..." - rozejrzał się po opustoszałej uliczce. Postanowił wrócić do parku i stamtąd spróbować jeszcze raz. Podniósł się i powlókł w stronę skwerku. Plac zabaw był pusty, latarnie paliły się i nadawały mu upiorny wygląd. Gabriel zastanawiał się, dlaczego jest tu tak pusto? Było jeszcze stosunkowo wcześnie, wieczór był ciepły. Przygnębiająca atmosfera dawała mu się we znaki. Po plecach przebiegły go ciarki, gdy z pobliskich krzaków wyskoczył nagle bezpański kot. Chłopak postanowił wziąć się w garść i nie panikować. Nie będzie przecież płakać z takiego powodu? Zaczął iść w stronę przeciwną do tej, którą właśnie przyszedł. Skręcił w jedną z alejek i prawie od razu wpadł na jakiegoś chłopaka. W pierwszej chwili ucieszył się, że w końcu kogoś spotkał, ale szybko zmienił zdanie, gdy przyjrzał się stojącym przed nim trzem chłopakom. Wszyscy mieli na sobie powycierane dżinsy, skórzane kurtki i podkoszulki z nadrukowanymi napisami typu, "Satan RULES!". Co prawda nie miał w zwyczaju oceniać ludzi po wyglądzie, ale tym razem był zdecydowanie pewien, że będą kłopoty.
- Przepraszam - pisnął i chciał ich wyminąć, ale ten, na którego wpadł złapał go za ramie. Gabriel myślał, że dostanie zawału.
- Nie tak szybko mały. - usłyszał chrapliwy, lekko pijany głos - My się chyba nie znamy. Nigdy cię tu nie widziałem. Nie wiesz, że za łażenie po naszym terytorium trzeba płacić? Wyskakuj z forsy!
- Ale... Ja nic nie mam... - chłopak uznał, że lepiej zachować spokój. Może uda mu się wyjść z tego w miarę bez szwanku.
- Nic nie masz? - odezwał się drugi chłopak o krwistoczerwonych włosach i kolczykach chyba we wszystkich możliwych miejscach na twarz, tj. w języku, pod dolną wargą, na brwiach, w nosie i po kilka w uszach - No to będziemy musieli jakoś inaczej to załatwić.
Kiedy to powiedział wszyscy popatrzyli na siebie porozumiewawczo, otoczyli go i zaczęli się przysuwać.
- Taki ładny chłopaczek jak ty nie powinien chodzić sam po nocy.
- Właśnie! Ktoś mógłby cię napaść.
- Albo zrobić coś jeszcze gorszego. - ten, który to powiedział chwycił go za ramię i próbował pocałować w usta, ale chłopak kopnął go z całej siły w kostkę. Zaskoczony napastnik krzyknął z bólu, a Gabriel wykorzystał moment nieuwagi i wyrwał mu się. Zaczął biec przed siebie na oślep. Serce biło mu jak szalone. Słyszał ich przekleństwa i odgłos kroków tuż za sobą. Chyba jeszcze nigdy w życiu tak się nie bał. Skręcił kilka razy by ich zgubić i na jednym z zakrętów znowu na kogoś wpadł. Siła uderzenia odrzuciła go do tyłu i upadłby, ale silne dłonie chwyciły go za ramiona. Spojrzał w górę i zobaczył parę niesamowicie ciemnych oczu. Chłopak wyglądał na starszego. Patrzył się zaskoczony i chyba chciał o coś spytać, ale wtedy Gabriel wyszeptał przerażony:
- Gonią mnie... Proszę puść mnie... - nie liczył na jego pomoc. Wyglądem przypominał tamtych trzech. Czarne dżinsy. Bawełniana, czarna bluza, skórzana kurtka. Srebrny kolczyk o kształcie małego kółka w lewym uchu. Ciemno granatowe, długie włosy związane w kucyk. Przez chwilę bał się, że to kumpel goniącej go bandy. Próbował się wyrwać, ale nieznajomy trzymał go mocno i jakby nie słysząc cichej prośby patrzył w stronę, z której zaczęły dochodzić odgłosy pogoni. Szybkim ruchem wepchnął zaskoczonego chłopaka za krzaki i syknął:
- Cokolwiek usłyszysz nie wyłaź i siedź cicho. Chyba, że chcesz dotrzymać im towarzystwa. - nie czekając na odpowiedź wrócił na alejkę. Gabriel siedział skulony i drżał na całym ciele. Usłyszał jak jego prześladowcy podchodzą i witają się z tajemniczym chłopakiem.
- Hej Seth! Co tu robisz? - zagadnął jeden z nich i, ku swemu zaskoczeniu, Gabriel usłyszał w jego głosie oprócz zdziwienia - strach.
- A tak sobie chodzę... Bardziej mnie ciekawi, za czym tak goniliście? - Gabriel odważył się wyjrzeć przez gałęzie. Trzech chuliganów było... zmieszanych! Patrzyli po sobie i wyglądali jakby chcieli być daleko stąd.
- Za niczym...
- Naprawdę, Fred? A mnie się zdawało, że goniliście małego, uroczego chłopaczka, czyż nie? A czy przypadkiem nie mówiłem wam, że jak jeszcze raz będziecie się tu kręcić to źle się to dla was skończy? Powiedz mi Fred. A może się mylę? Tom? Ty nie pamiętasz tego? Chyba pamiętasz. Kiedy to mówiłem trzymałem twoją obleśną gębę wbitą w glebę. - każde słowo wypowiedziane było spokojnie, ale w każdej sylabie słychać było niewypowiedzianą groźbę.
- Daj spokój Seth! Chcesz się bić z powodu jakiegoś gówniarza?! To były żarty. Chcieliśmy go tylko nastraszyć.
- Chyba się wam to udało. A teraz z łaski swojej, pierdolonej, precz mi z oczu. A jeśli jeszcze raz zobaczę was szwędających się po okolicy nie wywiniecie się tak łatwo.
Gabriel patrzył z niedowierzaniem, jak jego niedoszli gwałciciele szybko oddalają się. Odsunął się od krzaków i odetchnął. Poczuł jak kręci mu się w głowie... Oni naprawdę chcieli... Powstrzymywane łzy zaczęły same płynąć mu po policzkach. Objął kolana ramionami i cicho zapłakał.
Seth odgarnął włosy z czoła. Był w podłym nastroju. Ta banda za dużo sobie pozwalała. Tym razem nie miał ochoty na bijatykę, ale doprawdy! Żeby tak nie rozumieć, co się do nich mówi. Chyba ostatnim razem potraktował ich zbyt ulgowo. Teraz zresztą też. Przypomniał sobie o chłopaku i wszedł za krzaki, w których go zostawił. Dzieciak siedział na ziemi i płakał. Seth skrzywił się na ten widok. Nie cierpiał mazgai. Podszedł i ukucnął koło niego. Mały nawet nie zwrócił na niego uwagi. Zirytowany potrząsnął jego ramieniem. Chłopak spojrzał na niego zapłakanymi oczami i niemal od razu zarzucił mu ramiona na szyję, wtulając się w niego. Zaskoczony Seth odruchowo objął jago plecy. Poczuł na skórze ciepły oddech, a przez ubranie serce bijące w szalonym tempie.
- Dziękuję... - usłyszał przy uchu cichy szept - Dziękuję. Gdyby nie ty oni by... Oni chcieli... Dziękuję...
Gdy minęło zaskoczenie chciał odrzucić od siebie tego bezczelnego dzieciaka, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Patrzył na drobne ciało wczepiające się w niego ufnie. Zazwyczaj gardził słabością. Płacz innych działał mu na nerwy. Sam nigdy nie płakał. Odsunął go trochę od siebie i przyjrzał się uważnie. Musiał przyznać, że banda Freda miała dobre oko. Chłopaczek był naprawdę niezły. To mało powiedziane. On był śliczny. Tylko takie określenie przyszło mu do głowy. Był drobnej budowy. Miał jasne włosy opadające miękko na filigranową twarzyczkę. Ładny, mały, lekko zadarty nosek z kilkoma drobnymi piegami. I oczy. Niesamowicie niebieskie, z długimi, gęstymi rzęsami, za które nie jedna dziewczyna byłaby gotowa zabić. Idealnie wykrojone, pełne, zmysłowe usta zdawały się zapraszać do pocałunku. Ale chyba największe wrażenie robiła jego skóra. Mleczno biała, ciepła i miękka. Seth odgarnął jasne kosmyki z zapłakanej twarzy.
- No, mały... Teraz powiedz, co tu robisz o tej porze?
- Ja się zgubiłem... Nie miałem, kogo się spytać... Próbowałem sam trafić... Ale nie mogłem... - Gabriel jąkał się i poczuł, że zaraz spali się ze wstydu, bo wiedział, że musi paść bardzo kłopotliwe pytanie
- Nie jesteś za duży, żeby się gubić? Gdzie mieszkasz? - właśnie to pytanie.
- Ja... Nie wiem...
- Jak to nie wiesz?
- Przeprowadziłem się wczoraj i nie pamiętam adresu.
Przez chwilę panowała cisza, a potem starszy chłopak wybuchnął śmiechem.
- To wcale nie jest śmieszne!
- Owszem jest. - wyksztusił Seth dławiąc się powietrzem - Czegoś takiego jeszcze nie słyszałem. Mały nie mogłeś zadzwonić i spytać rodziców jak dojść?
- Nikogo nie ma w domu... Zresztą i tak zapomniałem telefonu i pieniądze też mi się skończyły.
- To masz problem. Spróbuj sobie przypomnieć jakieś charakterystyczne miejsce z sąsiedztwa. To małe miasto. Na pewno jest coś, co pomoże nam znaleźć twoją chałupę.
- Czyli pomożesz mi? - oczy Gabriela zrobiły się ogromne jak spodki i wpatrywały się w Setha intensywnie.
- Pewnie. Przecież cię tak nie zostawię. Ale będziesz musiał mi się odwdzięczyć. - "Czemu nie? Pewnie nigdy tego nie robił. Przynajmniej z facetem. Jak dobrze pójdzie nie będzie to zmarnowany wieczór."
- Odwdzięczyć się? Jak?
- Na pewno coś wymyślę - "Dowiesz się w domciu, mały, na kanapie, kiedy ściągnę z ciebie te ciuchy." - Pomyśl, co jest w twoim sąsiedztwie?
- Emmm.... Nie daleko jest piekarnia, chyba się nazywa "Złoty rogalik" i sklep z ciuchami. Co jeszcze? Tam w ogóle wszystkie domki wyglądają bardzo podobnie. Prawie bliźniaki. I nie ma żadnych parkingów.
- "Złoty rogalik"? Wiem gdzie to jest. Masz fart mały. A właśnie, jak się nazywasz?
- Gabriel Blake.
- Ja jestem Seth Mountrose. Wstawaj. Idziemy do domu.

by Pandora




To tyle na początek. Mam nadzieję, że jest w miarę znośne. Sama nie wiem jak to będzie dalej wyglądać, ale chyba jakoś wyjdzie. W ogóle mam teraz stresy, bo w maju matura, ale nie chce mi się uczyć i wolę poklikać w komputerku. Uwagi i komentarze kierujcie na Pandora_48@wp.pl.