Pamiętnik pewnej prostytutki 5
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 21:23:58
ROZDZIAŁ 5

"KOCHANEK PANA GAWAIN"



dotarliśmy do części 5. Ale się cieszę^^. Tyle tylko, że brakuje mi motywacji do dalszego tworzenia. Tradycyjnie pod Ryoko.Kotoyo@interia.pl lub na http://schwarz.blog.pl/

Któregoś dnia przed południem znalazłem się przypadkowo w ciemnym gabinecie pana domu. Stała tam kanapa, na której postanowiłem przeleżeć pół godzinki.
Po krótkim czasie usłyszałem jakiś szelest z przyległej sypialni, oddzielonej od gabinetu oszklonymi drzwiami. Drzwi osłonięte były teraz zaciągniętymi ciężkimi kotarami, lecz kotary nie przylegały tak dokładnie, by nie można było przez szczelinę między nimi zaobserwować, co dzieje się w sypialni.
Podejrzany ten szelest zaniepokoił mnie. Podkradłem się cicho do drzwi i zajrzałem przez szparę. To, co spostrzegłem, wprawiło mnie w osłupienie. Wyobraźcie sobie tę wspaniałą scenę: Przełożony naszego "klasztoru", mounsieur Gawain we własnej osobie sam na sam z rosłym, potężnym huzarem o herkulesowej budowie ciała!
Stałem przy drzwiach z zapartym oddechem i podziwiałem to nieopisanie wesołe widowisko. Mounsieur leżał akurat naprzeciw drzwi. Mogłem więc widzieć absolutnie wszystko.
Tłuste, rozlane cielsko gospodarza spoczywało w nogach łoża. Kochanek usiadł przy nim. Był widocznie młodzieńcem, który wyżej ceni czyny niż słowa, bo bez zbędnych wstępów, nie tracąc drogiego czasu, od razu przystąpił do dzieła. Obdarzył swojego ukochanego kilkoma głośnymi, soczystymi pocałunkami i wetknął rękę za jego koszulę.
Gdy uznał, że mounsieur jest już gotowy do dalszej akcji, położył go na plecy i zadarł jego szatę, po czym zaczął rozpinać spodnie i podwiązki.
Tłuste, brązowe i rozwalone na boki uda czcigodnego mounsieur zwisały dokładnie naprzeciw mnie. Przed oczami miałem jedyny w swoim rodzaju krajobraz rozciągający się między rozwartymi kolanami mounsieur. W moją stronę zwrócony był ogromny, rozdziawiony jak głodna gęba, flaczasty otwór. Wyglądało to jak przenicowana, sfatygowana torba żebraka oczekująca obfitej jałmużny.
W tej chwili jednak inny zupełnie przedmiot przykuł całą moją uwagę. Dzielny ogier pana Gawain uwolnił się ze spodni. Spod ręki wyskoczył na światło dzienne olbrzymi, nagi, sztywny, naprężony i zsiniały narząd tak potężny, że niczego podobnego w życiu nigdy nie widziałem!
Ześrodkowałem całą uwagę na tej rzeczy. Byłem tak ogarnięty podziwem, że mogłem objąć wzrokiem tylko ogólny wygląd tego męskiego narzędzia nie widząc ponętnych szczegółów jego budowy. Opanowało mnie podniecenie. Czułem instynktownie, że w tym przedmiocie ukryte jest źródło najwyższej rozkoszy.
Tymczasem rycerz nie próżnował. Potrząsnął swą maczugą kilkakrotnie, od czego jeszcze bardziej napuchła i rzucił się na ciało dobrego pana Gawain.
Był teraz odwrócony do mnie plecami, więc nie mogłem widzieć dokładnie, co pod nim się dzieje, lecz byłem przekonany, że nie mógł nie trafić do tak wielkiego celu jakim było przeznaczone na to miejsce w ciele mojego gospodarza.
Ruchy jego pleców świadczyły zresztą, że od razu trafił i przeniknął w głąb tego miejsca.
Całe łoże drżało teraz i skrzypiało pod ciężarem dwóch ciał, kotary szeleściły tak, że z trudem słyszałem szepty i stękania, westchnienia i pomruki dochodzące z sypialni.
Na ten widok i związane z nim odgłosy krew zapłonęła mi w żyłach. Podniecenie było tak silne, że niemal traciłem oddech w piersiach. Obraz, który roztaczał się przed moimi oczami, zadał ostateczny, śmiertelny cios mojej wstydliwości i niewinności. Po tylu wysiłkach Phoebe było to zupełnie zrozumiałe.
Ogarnięty gorączką i wiedziony instynktownym popędem, włożyłem rękę pod szatkę i wepchnąłem gorący jak rozpalone żelazo palec w miejsce, gdzie znajdowało się źródło mego podniecenia.
Serce dygotało, jakby chciało wyskoczyć mi z piersi. Z zapartym tchem ocierałem uda jedno o drugie, naciskają mocno na moją dziewiczą dziurkę.
Naśladowałem najlepiej jak mogłem ruchy palców Phoebe, które tak często stosował u mnie i wreszcie udało mi się osiągnąć szczytowy punkt ekstazy przynoszącej ulgę długo hamowanemu i niezaspokajanemu podnieceniu.
Mogłem już teraz znacznie spokojniej obserwować wszystko co dzieje się w sypialni.
Zaledwie huzar zsiadł ze swojego starego ogiera, gdy mounsieur z niespodziewanie młodzieńczą energią pociągnął go znowu na siebie i począł obcałowywać jego ciało, gnieść i miętosić jego mięśnie. Ku jego wielkiemu jednak rozczarowaniu amant z doskonałą obojętnością odnosił się do jego wznowionych zabiegów.
Widząc, że usilne jego zabiegi ani trochę nie skutkują, czcigodny stary musiał użyć pomocy starych sprzymierzeńców. Małym kluczykiem otworzył sekretną szufladkę, gdzie przechowywał różne tajemnicze zioła i napoje miłosne.
Z namaszczoną miną wymierzył i zmieszał kilka składników, dodał jakiegoś płynu, po czym wszystko starannie wymieszał w wielkim kielichu. Następnie z kuszącym uśmiechem podał napój swojemu osłabłemu rycerzowi, który wypił erotyczne lekarstwo z widocznym brakiem entuzjazmu. Mounsieur zaś nie czekając aż cudowny środek zacznie działać, wziął się energicznie do pracy.
Ukląkł przy amancie, śpiesznie rozpiął guziki jego spodni, wyciągnął z nich koszulę i wydobył na światło dzienne skurczony teraz, miękki i króciutki jego narząd. Przedmiot bez wątpienia ten sam, ale jakże mizerny w porównaniu ze stanem, w jakim widziałem go poprzednio!
Był to teraz wybitnie podupadły interes. Wyglądał jak zwisający grzebień starego koguta.
Nie zrażony tym żałosnym widokiem, mounsieur począł energicznie go miętosić i mając, jak widać, bogate doświadczenie w tych zabiegach, szybko przywracał mu pożądany przez niego stan.
Aparat zaczął wyraźnie rosnąć, pęcznieć i wreszcie osiągnął całą swoją poprzednią wielkość i wspaniałość.
Mogłem teraz, dokładniej niż za pierwszym razem, przyjrzeć się największemu skarbowi rodu męskiego. Naprężona głowica, pałająca krwistą, gorącą czerwienią, osadzona była na twardej, długiej, rozpuchłej kolumnie, której podstawa ginęła w gąszczu krętych włosów, a spomiędzy których zwisały zaokrąglone worki skóry.
Porywający ten przedmiot przykuwał całą moją uwagę i rozniecał we mnie ogień budzącego się podniecenia.
Ale stary pan, który zadał mu ten stan, nie chciał czekać ani chwili. Rozłożył się na plecach, łapczywie wciągnął kochanka na siebie i z pełnym powodzeniem zakończył drugi akt widowiska.
Gdy wstali wreszcie z łoża w serdecznej przyjaźni i doskonałym nastroju, opłacił jego trud kilkoma monetami.
Zrozumiałem teraz, że ognisty huzar mounsieur Gawain'a należy do stałego personelu instytucji. jeżeli go dotychczas nie spotkałem, to zapewne dlatego, że pan troskliwie zataił przed nim moją obecność w domu, prawdopodobnie z obawy aby się do mnie nie zabrał i nie usiłował spożyć przysmaku przeznaczonego wyłącznie dla lorda B.
Gdy para kochanków opuściła sypialnię, wykradłem się z kryjówki do mojego pokoju. Ku mojej radości nikt nie spostrzegł, że byłem świadkiem tej sceny.
Padłem na łóżko. Byłem podniecony. Żar rozpalał moje serce i członki. wszystkie myśli i uczucia skierowały się na jeden obiekt. Obiektem tym był mężczyzna! Mimo woli szukałem go dłonią wokół siebie na pościeli i nie znajdowałem. Wreszcie by ugasić ogień, który we mnie buszował, użyłem, palców. Ale ograniczone pole działania ręki nie mogło dać mi należytego zadowolenia, a palec z trudem wciskający się do wnętrza, powodował ból. Przykry ten fakt wywoływał we mnie poważny niepokój.
Ponieważ Phoebe wracał późno do naszego pokoju, dopiero następnego ranka znalazłem okazję do wyspowiadania się przed nim z dręczącej mnie troski. Wyznałem mu, że z ukrycia byłem świadkiem sceny miłosnej między starym a huzarem gwardii i opowiedziałem mu ze szczegółami wszystko, co tak przykuło moją uwagę.
Opowiadałem to widocznie z tak wzruszającą naiwnością, że Phoebe nie był w stanie powstrzymać się od głośnego wybuchu rozweselenia.
-Podobało ci się?- zapytał wreszcie, dławiąc się ciągle śmiechem.
-Ogromnie!- odparłem.-Ale...ale...- zawahałem się.- strasznie się boję...
-Czego?- spojrzał na mnie z pobłażliwym zainteresowaniem.
-Och, gdybyś widział tę jego rzecz!- wykrzyknąłem.
-Co w tym niezwykłego? Widziałem nieraz.-oświadczył Phoebe.
-Ale nie u niego! On ma to długości co najmniej trzech dłoni, a grube jest jak przegub ręki.
-Trochę przesadzasz.- uśmiechnął się z doświadczeniem.-A jeżeli nawet, to cóż z tego?
-Jeśli nawet palec, który chcę wcisnąć w siebie, sprawia mi ból, to taka rzecz, gdy wejdzie we mnie, przyprawi mnie o śmierć w piekielnych mękach!- zawołałem z rozpaczą.
-Ale mounsieur, jak widziałeś, wcale nie umarł od tego.-śmiał się Phoebe.
-Bo widziałem dlaczego. U niego to miejsce jest ogromne, a u mnie maleńkie.
-Słuchaj, głupiutki!- zaczął Phoebe uspokajać mnie.-Nigdy nie słyszałem, aby ten interes mężczyzny przyprawił jakąkolwiek kobietę czy mężczyznę o śmierć w mękach, jeżeli on go nie pchał gdzie indziej. Wcale nie starsi od ciebie i nie mniej delikatni chłopcy, przeżywali nieraz takie bolesne operacje i pozostawali przy życiu w najlepszym zdrowiu. Ty też przeżyjesz wiele takich... śmierci. Ale jeżeli już widziałeś jak to się robi, to pokażę ci coś ciekawszego co wyleczy cię z całego twojego głupiego strachu. Będzie to przedstawienie innego rodzaju niż to, które odegrali przed tobą stary i jego byk.
-Jakie przedstawienie?- spytałem z radością.
-Czy znasz naszego Ailo Arill?
-Naturalnie.- odparłem.- Ailo przecież opiekował się mną, gdy byłem chory. Jeżeli opowiedział mi prawdę, to przybył tu dwa miesiące przede mną.
-Tak, to prawda.-potwierdził Phoebe.- Otóż do Ailo przychodzi pewien młody kupiec z Genei. Wysłał go do Lione bogaty wuj, niby w interesach, ale właściwie po to, by młodzieniec mógł zaspokoić żądzę podróży i przygód. Chłopak spotkał Ailo przypadkiem i zakochał się w nim na zabój. Zatroszczył się więc o to, aby staremu opłacało się strzec Ailo tylko dla niego. Odwiedza chłopaka dwa, trzy razy tygodniowo. Ailo przyjmuje go w zacisznym pokoiku za schodami, gdzie może dowoli gasić na nim swój płomienny temperament. Jutro właśnie przypada dzień jego odwiedzin. Dam ci okazję zobaczenia czegoś, o czym wie tylko mounsieur i ja. Chcesz?
Jasne, że w nastroju, w jakim się wówczas znajdowałem, przyjąłem propozycję Phoebe z radością i drżeniem zniecierpliwienia