Bestia 2
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 04 2011 22:13:11
Słowem wstępu...po otrzymaniu pewnego, delikatnie mówiąc, ponaglającego meila od S. (to osoba wie, ze o niej mówię ^^) wzięłam się za siebie i w przerwie w nauce na ostatni egzamin przepisuję dalszy ciąg bestyjki...Miłego czytania!

Mała komnata była przybrana świeżymi, wiosennymi kwiatami. W oknie stała wysoka, czarnowłosa kobieta wdychając głęboko rześkie, wiosenne powietrze. Drobna blondynka drzemała w fotelu stojącym pod drugim oknem. Szatynka wstała od krosen gniewnie potrząsając głową.
- Mam już tego dość! Siedzę nad tymi nićmi już prawie 18 lat a nic ciekawego się nie dzieje! Czym ja sobie na to zasłużyłam?! Haruję całymi dniami na darmo...
W monolog dziewczyny włączyła się czarnowłosa
- Spokojnie siostrzyczko. Ja naprawdę mogę szybko temu zaradzić...Gdybyś tylko mi pozwoliła...
- Nie! Nawet o tym nie myśl! Masz...lepiej zanieś ten list do Nemezisa. No już! Jazda, rusz się!
- Spokojnie skarbie...już sobie idę.
Czarnowłosa spojrzała chytrze na stojące w pobliżu drzwi krosna. Bezszelestnie zamknęła za sobą drzwi. Szatynka odetchnęła z ulgą. Rozbudzona już blondynka uśmiechała się delikatnie.
- Spokojnie siostrzyczko...ona się tylko z tobą przekomarza...
- No wiem...wiem...ale robi to dość przekonująco...
Dziewczyna z ciężkim westchnieniem wróciła do krosen.



***


13 letni chłopak jechał na koniu w otoczeniu żołnierzy. Tuż przed nim na ogromnym, siwym ogierze jechał jego ojciec. Chłopak potrząsnął zniecierpliwiony głową, rude włosy zasłoniły mu częściowo oczy. Nienawidził takich wypadów...Sądził, że polowania na zmiennokształtnych to barbarzyństwo. Jednak dla jego ojca, króla likwidowanie zmiennych było przyjemnością...Od trzech godzin przedzierali się przez gąszcz w poszukiwaniu ewentualnych ofiar...

***


Czarnowłosy, może 18 letni młodzieniec chyłkiem przemykał przez puszczę. Naja kazała mu ostrzec wszystkich zmiennokształtnych przed polowaniem jakie po raz kolejny urządził sobie król Ertram...W pewnym momencie usłyszał za sobą szczekanie psów, bez namysłu puścił się pędem przed siebie. W trakcie biegu jego ciało zaczęło się zmieniać, jego dłonie dotknęły ziemi...ale już jako łapy ogromnej, czarnej pantery. Wypadł na jedną z polan. Zatrzymał się gwałtownie niemal wpadając na dużego, siwego konia...Przywarł do ziemi rozglądając się dziko. Król ze złośliwym uśmiechem wymierzył do niego z kuszy. Kilkunastu stojących za nim strażników przygotowywało do rzutu długie lance. W pewnym momencie natrafił na współczujące złote spojrzenie. Wydał z siebie głośny ryk, nagłym zrywem rzucił się miedzy krzewy. Poczuł palący ból w tylnej łapie, jednak uciekał dalej...Jakimś cudem udało mu się dotrzeć do leśnego jeziora. Ostatkiem sił wczołgał się między skały. Słyszał szybko zbliżający się tętent koni...


***


Książe niepewnie patrzył na ojca. Miał nadzieję, że nagonka jednak się nie powiedzie...Niestety okazało się, że było to jak najbardziej płonne. Na polanę wbiegła czarna pantera. Zwierzę było wyraźnie przestraszone. Prawie wpadło na siwka ojca. Powiodło wzrokiem po otaczających je myśliwych. Przez parę sekund chłopak patrzył prosto w jej szmaragdowozielone ślepia. Drgnął słysząc jej przeraźliwy ryk. Pantera skoczyła między krzewy, wyraźnie widział jak strzała z kuszy ojca wbija się w jej tylną łapę...Król spiął konia by za nią pogonić. Chłopak nie namyślał się nawet sekundy, szybko zajechał mu drogę.
- Ojcze, nie!
- Shita zwariowałeś! To na pewno jeden z tych przeklętych zmiennych! Nie ucieknie daleko, trzeba go dobić!
- W...wiem ojcze. Ale...ale to ja chcę to zrobić!
Król spojrzał na nie go podejrzliwie, lekko powstrzymał wyrywającego się konia.
- Od kiedy to zabijasz zmiennych synu? Zawsze tego unikałeś...Ale dobrze, rób jak chcesz...Goń go sobie! My zajmiemy się innymi. Na pewno gdzieś się tu ukrywają!
- Dobrze ojcze. Dziękuję...dogonię was szybko...
Chłopak spiął konia, pojechał w puszczę po śladach krwi rannej pantery...


***


Pantera czujnie wpatrywała się w krzewy otaczające polankę. Słyszała oddalające się szczekanie psów. Ciężko podniosła się i dowlokła do jeziorka. Chciwie chłeptała chłodną wodę. Drgnęła i obróciła się gwałtownie gdy usłyszała szelest krzaków. Zauważyła wynurzającego się z puszczy jeźdźca. Gwałtownym zrywem chciała dopaść skał dających jakąś ochronę... Niestety zraniona łapa uniemożliwiła jej to. Pantera ciężko opadła na ziemię. Człowiek zeskoczył z konia i wolno zbliżał się do niej.

***


Młody rudzielec wolno wjechał na polankę. Pantera pijąca akurat wodę obróciła się. Gwałtownie skoczyła w kierunku niedalekich skał. Chłopak wyraźnie widział bełt sterczący z jej łapy. Zwierzę ciężko opadło na ziemie.
Książe wolno podjechał bliżej. Zsunął się z wierzchowca. Słyszał głuchy warkot pantery. Zatrzymał się niepewnie, uniósł dłonie
- Spokojnie...Nie skrzywdzę cię...Chcę pomóc...
Ukucnął obok zaniepokojonego zwierzęcia. Z lekkim wahaniem wyciągnął dłoń. Leciutko dotknął łba pantery. Czół ciepłą, aksamitną sierść pod palcami.
- Wydaje mi się jakbym cię znał...spotkaliśmy się chyba kiedyś...nie jestem tylko pewien czy to byłaś ty...
Przesunął dłonią przez grzbiet pantery.
- Pozwolisz sobie pomóc? Powinienem wyjąć bełt...
Wzdrygnął się pod czujnym wzrokiem zwierzęcia.

***


Pantera uważnie patrzyła na klęczącego, przy jej boku chłopca. Zdawała sobie sprawę, że wystarczył by jeden ruch jej szczęk by pozbawić go w tym momencie życia. Zwierzę przymknęło oczy i ułożyło łeb na kolanie chłopca, pozwalając jego dłoniom zająć się raną.

***


Rudzielec uspokoił się gdy pantera spokojnie ułożyła łeb na jego nogach. Ostrożnie, opuszkami palców zbadał ranę. Jednym szybkim ruchem wyszarpnął bełt z łapy zwierzęcia. Nagły gniewny ryk przestraszył go. Ciężko upadł na plecy, patrząc na ogromny, wypełniony przeraźliwie ostrymi kłami. Przerażony zacisnął powieki, czekając aż zębiska pantery zacisną się na jego ciele.

***


Pantera ryknęła i szarpnęła się gwałtownie, czując nagły ból. Jednym ruchem ciała znalazła się nad leżącym na ziemi chłopcem. Mały zacisnął powieki. Pantera trwała tak chwilę wpatrując się w twarz młodziutkiego książątka.
Lekko kulejąc, szybko odbiegła w las, niknąc w nieprzebytej kniei.

***


Shita otworzył oczy, gdy przestał czuć ciepło ciała pantery. Zdezorientowany rozejrzał się po polanie. Jednymi śladami jakie zostawiło po sobie zwierze, było kilka plam krwi i bełt, który książę cały czas zaciskał w dłoni. Teraz z rozmachem cisnął go w pobliski gąszcz. Szybkim, zgrabnym ruchem wskoczył na konia i odjechał w kierunku w którym zmierzał jego ojciec...

No....Wedle życzenia przepisałam drugi rozdział...postaram się streścić z następnymi....ale potrzebuję na to jeszcze "ciut" zachęty! Czekam na meile i dodatki w księdze na moim blogu! Dla ułatwienia to namiary: yourico@o2.pl i http://yourico.blog.pl czekam na zachętę!!!
Ps. Nie wiem kiedy zabiorę się za CD bo rozdział 5 zaginał i musze napisać go od początku, a czas będę miała dopiero po 15.....I jeśli dostanę odpowiednią zachętę!!!