Srebrzysta Dalia 2
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 04 2011 22:18:05
Część 2: Niewolnik


Chwilę po tym jak przekroczył progi mego mieszkania wiedziałam, że tej nocy nie zginie. Był nieśmiały i delikatny, mimo że nie był trzeźwy. Zafascynował mnie. Przeprowadziłam go przez długi korytarz pokazując mu pokoje. Cały majątek, jaki pozostawił mi w "spadku" Ludwik włożyłam w urządzenie swego gniazdka. Ojcu też przypadło to do gustu. Każdy pokój urządziłam według innego schematu i stylu. Miałam dwie duże sypialnie w stylu secesyjnym, salon i bibliotekę stylizowaną na barokowe. Meble, przeważnie antyki ofiarowane mi wraz z majątkiem, pachniały intensywnie sprawiając, że pomieszczenia nabrały atmosfery trudnej do opisania ponadczasowości. One i obrazy na ścianach przykuwały uwagę mego gościa. Patrząc na jego niemy zachwyt czułam, że coś we mnie rośnie. Miałam ochotę wybuchnąć płaczem. Tak dawno nie obcowałam z żywym człowiekiem. Tak długo żyłam poza życiem, że teraz ciepło tego chłopaka, bicie jego serca, jego spontaniczne uwagi wprost mnie zniewalały.
Poprowadziłam młodzieńca do wielkiej łazienki z ogromną wanną z hydromasażem. Wokół było wiele kwiatów, niewielkich drzewek doniczkowych. Łazienka też mu się spodobała. Była bardzo ciepła i pomimo swej ogromnej przestrzeni sprawiała wrażenie przytulności.
- Rozbierz się. - rozkazałam poważnym tonem starając się zachować surowość. W głębi serca drżałam przed widokiem nagiego ciała tego chłopaka. Miałam wrażenie, że ujrzę za chwilę najpiękniejsze, najlepiej zbudowane i umięśnione ciało na świecie. Śmiałam się w myślach.
Dawid odwrócił się do mnie plecami i zaczął zrzucać z siebie kolejne warstwy swego brudnego, przesiąkniętego smrodem ubrania. Został w samej bieliźnie. No cóż. Nie zawiódł mnie. Był rzeczywiście rozkosznie ukształtowany. Natura nie poskąpiła mu swej urody. Skórę miał delikatną, gładką, pod nią igrały mięśnie. Przypominał mi greckie rzeźby nagich olimpijczyków, w których byłam tak okrutnie rozmiłowana.
- Nie wyjdziesz? - usłyszałam nieśmiałe pytanie i wyczułam jego zakłopotanie. Z kamienną twarzą podeszłam do kabiny prysznicowej i odkręciłam wodę. Kątem oka zauważyłam, że na policzkach chłopaka zakwitł różowy rumieniec.
- Najpierw weź prysznic. Cuchniesz przeokropnie. Jeśli nie masz nic przeciwko temu wyrzucę twoje stare ubranie i jutro z ranę pójdę kupić ci nowe.
- Jutro z rana? Przecież miałaś mnie... - nie dokończył. Czyżby otrzeźwiał na tyle by zrozumieć beznadziejność swego położenia? Wróciła niepewność? Strach przed śmiercią?
- Nie bój się. Zrobię to.
Tak jak się spodziewałam, poczułam wzbierający w nim lęk. Uśmiechnęłam się w duchu triumfalnie. Podeszłam do chłopaka i pchnęłam go lekko w stronę prysznica. Wszedł do kabiny i odwrócił się w moją stronę. Oczy były szerokie z przerażenia. Gorąca woda ściekała po jego nie do końca jeszcze nagim ciele, ale on jakby tego nie zauważył.
- Nie bój się. Masz jeszcze trochę czasu. Ten czas będzie zależał tylko i wyłącznie ode mnie i do mnie będzie należał. Zrozumiałeś?
Chłopak odruchowo kiwnął głową. Taaak. Na pewno zaczyna do niego dopiero docierać fakt jego beznadziejnego położenia.
- A teraz rozbierz się i wyszoruj porządnie. Nie chcę brudu ani smrodu w moim domu.
Dawid wstrząsnął głową. Gumka przytrzymująca jego ciemne włosy opadła do brodzika, a jego długie, mokre loki opadły mu ciężko na ramiona i klatkę piersiową. Barwa jego włosów była raczej czarna niż ciemnobrązowa, ale stan higieny, w jakim znajdował się chłopak, raczej nie pozwalał na wnikliwą obserwację.
- Czy możesz.. - na twarz chłopaka znowu powrócił ten dziwny rumieniec. Zająknął się przez chwilę plącząc się we własnych myślach. Zajrzałam w niego na chwilę i sama miałam wrażenie, że się zarumieniłam.
- Tak... Już wychodzę... Szoruj się porządnie. Ja muszę iść coś przekąsić...

Wyszłam z łazienki i ryknęłam głośnym niepohamowanym śmiechem. Wychodząc roześmiana usłyszałam jeszcze cichy dzwoneczek w pokoju dziennym.
- Dziewica! Ha! Ha! Ha! - darłam się na całe gardło, mimo, że było już po północy. - Mam w domu prawiczka.

Wracając z polowania wstąpiłam do sklepu nocnego i kupiłam kilka najpotrzebniejszych rzeczy i artykuły spożywcze dla mojego nowego zwierzątka. Miałam świetny humor. Trafił mi się naprawdę uroczy i do tego piękny okaz. I to sam wpadł w moje łapki. Ha, ha! Muszę znaleźć dla niego ładne ubranie. Póki co, powinien nosić ubrania Ludwika, w które ubierał się gdy mieszkaliśmy razem.
Ludwiku... Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. Sam przecież mówiłeś, że najgorsza ze wszystkiego jest samotność i że trzeba bardzo uważać, by nie oszaleć. Ty sam odszedłeś, skazując mnie na ten los... To w pewnym sensie twoja wina...
Zastanawiałam się, jakim sposobem jedna słaba ludzka istota mogła wprowadzić w me nieżycie tyle... "ożywienia"? Był przecież jednym z ludzi, ludzi, którzy do tej pory oznaczali dla mnie jeśli nie pożywienie to na pewno kłopoty. On był inny. Nie, nie on... To coś, co sprawiało, że on był wyjątkowy tkwiło nie w nim, ale we mnie. To ja go stworzyłam.
Ciągle pozostaje kwestia tego, co z nim zrobić. Zabić go? Nie... To nie wchodzi w grę. Jakiś nieznany głos w mym wnętrzu powtarza mi wciąż, że jest on kimś wyjątkowym... Szkoda tylko, że nie powie mi kim. To zaczyna być irytujące. Równocześnie obiecałam temu młodemu ludzkiemu samcowi, że prędzej czy później pozbawię go życia. W tym wypadku nie ma mowy o zmienieniu go w wampira i obdarowaniu go nieśmiertelnością. Nie chcę, by mnie znienawidził. Mój ojciec, ten, który narodził mnie dla ciemności, Ludwik, opowiadał mi o takich przypadkach. Większość takich osobników zabijało się skacząc w objęcia płomieni lub padało ofiarą innych wampirów, kanibali. Swoją drogą ciekawa jestem, co Ludwik miał myśli mówiąc, że tak właściwie to wszystkie wampiry są kanibalami. Przecież nie jest nas znowu aż tak dużo... Chyba. Wiem, że w Koszalinie jestem tylko ja. A ilu nas może być w całej Polsce? Nie wiem, Ludwik też nie miał pojęcia. Obudził się zaledwie rok przed mą śmiercią... A teraz znowu śpi... Śpioch jeden...
Nie mogę się skupić, tak naprawdę to postać młodego, niewinnego chłopaka w moim domu działa na mnie raczej pobudzająco. Muszę się koniecznie uspokoić, inaczej to się dla mnie źle skończy. Wampir musi żyć w ciągłej gotowości. Nie może sobie pozwolić na jakąkolwiek słabość.
Postanowiłam jak najrzadziej wychodzić z domu. Muszę poznać tego chłopca, zniewolić go. Sprawić, by nie śmiał mi się przeciwstawić, by nie chciał uciec...

Przekroczyłam próg mego mieszkania. Wyczułam ciepłą krew mego nowego zwierzątka i instynkt łowcy przywiódł mnie po jego tropie wprost do mojej własnej sypialni.
Pomieszczenie owo nie miało w sobie nic ze skromności. To był jeden z niewielu z moich pokoi, które wystrojem i przepychem zdecydowanie bardziej przypominały pałacowe sypialnie francuskich dam dworu z czasów Ludwika XVI niż zwykły pokój sypialny w jednorodzinnym domku na dawnych rogatkach miasta. Jeśli o to chodzi mój kochanek miał wyrafinowany gust. Wprost uwielbiał wylegiwać się w wygodnym, niebywale szerokim łożu z baldachimem, z atłasową pościelą i jedwabnymi poduszkami.
I w tejże pościeli, w której spędzałam z Ludwikiem cudowne chwile dyskutując o otaczającej nas współczesności, leżał teraz młody niewinny chłopak. Dawid.
Pachniał delikatnie truskawkami. Jego czarne, lekko skręcające się w loki włosy ułożyły się na zielonej wypukłości poduszki w czarodziejski wzór, wąskie usta, lekko rozchylone zdawały się niezauważalnie wręcz poruszać szepcząc magiczne zaklęcia. Jego sny wdzierały się w mą nadwrażliwą świadomość.
Ujrzałam w jego sennej wizji duże, jasne słoneczne łąki, na których mieniły się wieloma kolorami fantastyczne polne kwiaty. Chabry... Ich było najwięcej. Tak jakby ich barwa była obok zieleni najważniejszym elementem snu młodzieńca. Niebo było pogodne, jasne, ozłocone południowym słońcem późnej wiosny i jedyne co zakłócało jego spokój, a co bezbłędnie harmonizowało się z otoczeniem, to tańczące w powietrzu kolorowe ptaki śpiewające słowicze trele.
Cudownie...
To jego kraina? Jego wewnętrzny, osobisty eden? Jest cudowny, taki... taki... bezpieczny. Wszystko tu jest przytulne i ciepłe a jednocześnie daje wolność. Utopia.
Coś przyciągnęło moją uwagę. Jakiś nagły cień nadciągnął od wschodu i przeleciał nad krainą niosąc za sobą chłód i jakiś pierwotny lęk pozostawiając za sobą niepewność niczym zła wróżba. Rozglądałam się dookoła. Z większej kępy roślinności, na środku polany, gdzie trawa i kwiaty mogły sięgać mi do pasa, wzbiła się nagle w powietrze chmara przepięknych motyli, które z cichym dzwonieniem rozrzucały wokół srebrzysty pyłek swych delikatnych skrzydeł. Jeden z owych owadów podleciał do mnie. Miałam wrażenie, że jeszcze w licie zaczął zmieniać swe rozmiary. Gdy zbliżył się na wyciągnięcie ręki wiedziałam już, z kim mam do czynienia. Odziany w chabrowy strój przypominający lekką, zwiewną odmianę sutanny bez rękawów, ozdobiony parą zielonych motylich skrzydeł ukazał mi się Dawid. Czarne włosy spływały mu falami aż do pasa, duże zielone oczy spoglądały na mnie z zaskoczeniem.
- Syndrom pszczółki Maji? - zapytałam z uśmiechem koncentrując się na uczuciach małego elfa. Chłopak w tej postaci miał może z dwadzieścia centymetrów wzrostu. Był po prostu rozkoszny...
Nagle znów poczułam chłód. Słońce skryło się za ciemnymi chmurami, które ni stąd ni z zowąd pojawiły się na bezchmurnym wcześniej niebie. Nieoczekiwany wiatr rozwiał me srebrne włosy. Małe wcielenie Dawida zamarło w bezruchu spoglądając na coś za moimi plecami. Wyczułam od niego żal i przerażenie w połączeniu z nieśmiałym, cichym oczekiwaniem. Zanim zdążyłam się odwrócić za siebie usłyszałam cichy, niski, męski głos:
- Co TY tu robisz?
Lodowaty chłód owiał me eteryczne ciało i usłyszałam przeraźliwy krzyk Dawida. Kątem oka dostrzegłam jeszcze ciemny zarys tajemniczej sylwetki. Kimkolwiek nie był, musiał być wysoki i dobrze zbudowany. Taki stu procentowy mężczyzna. Ale co on robił w Dawidzie?
Chłopak wyrwał nas oboje ze swego, zmieniającego się najwyraźniej w koszmar snu. W mgnieniu oka wycofałam się z pokoju w mrok korytarza. Chłopak usiadł na łóżku i oddychał szybko. Wszystkimi zmysłami odbierałam mocne, szybkie bicie jego przerażonego serca. Jak w podczerwieni widziałam przetaczającą się w jego żyłach gorącą krew...
Sama też byłam wystraszona i gdyby moje serce żyło, zapewne starałoby się teraz uciec z więżącej je klatki piersiowej powodując nieznośny ból, a ma krew nie krążyłaby wolniej niż u młodzieńca.
Usłyszałam cichy dzwoneczek i za chwilę z łóżka, na którym spał chłopak zeskoczył szary, puszysty kocur z czarną obróżką na szyi. Mój mały przyjaciel wyczuł moją obecność i przeciągając się na progu pokoju zdradził mą obecność mrucząc i ocierając się o me odziane w grube, jeansowe spodnie nogi. Chłopak starał się uspokoić oddech. Podążył zaspanym jeszcze spojrzeniem za kotem. Jego wzrok utkwił w mej twarzy, która nagle wyłoniła się z ciemności korytarza. Blade światło księżyca spłynęło na me oblicze i na mą pozbawioną już wierzchniego okrycia postać. Chłopak nie krył zdziwienia i zmieszania, gdy ujrzał barwę mych włosów, wcześniej ukrytych pod moją ulubioną czapką uszatką. Nie lubiłam pokazywać ich ludziom. To przykuwało uwagę, a wampiry powinny raczej trzymać się na uboczu i nie wzbudzać swą osobą niepotrzebnych sensacji.
- Dalia... ty masz siwe włosy...
- Nie siwe tylko srebrne. - poprawiłam chłopaka wchodząc w głąb pomieszczenia. Czułam na sobie jego badawczy, przenikliwy wzrok. Bez emocji podeszłam do okna i zaciągnęłam ciężkie, zamszowe zasłony. Miały barwę zieleni i podobnie jak narzuta na łoże i poduszki była haftowana złotymi i pomarańczowymi nićmi. Zapaliłam świecę stojącą w świeczniku na komodzie na prawo od okna. Blask świecy oświetlał jedynie fragment pokoju i padał głównie na wiszący nad komodą duży portret w złocistych ramach. Usiadłam na pięknym, antycznym krześle przed swoją toaletką i przejrzałam się w lustrze. Przypomniało mi się jak zaraz po zmienieniu w wampira pytałam się Ludwika, czy w dalszym ciągu będę odbijać się w lustrze.
- Nie rozumiem, czemu miałoby ci lustro odmawiać tej przyjemności. - powiedział z wyrozumiałym uśmiechem. - Takie rzeczy jak odbicie czy cień to sprawa optyki. Czysta fizyka. Jesteśmy bardziej materialni niż myślisz moja droga.
- To wina głupich filmów o Draculi i tym podobnych bzdur...
- Filmów? - zapytał wtedy i natychmiast chciał wszystko wiedzieć co dotyczy tej dziedziny sztuki. Kupiliśmy zestaw kina domowego z wideo i DVD by móc poszerzać wiedzę mego Ludwika o kinematografię. Oglądaliśmy filmy po polowaniu, przed snem. Potem dyskutowaliśmy o nich w łóżku...
Otrząsnęłam się ze wspomnień i poczułam, że na myśl o dawnych chwilach znów wracają smutek i melancholia. Samotna w ciemnościach... Tak się czułam.
Kocur wskoczył na moje kolana i mrucząc rozkosznie domagał się pieszczot. Dawid wstał z łóżka i podszedł do nas kilka kroków.
- Nie miałem się w co ubrać. - szepnął zakłopotany. Spojrzałam na niego. Jego nagie ciało przysłonięte było dużym kąpielowym ręcznikiem, który dałam mu przed wyjściem.
- Mam nadzieję, że nie leżałeś w mokrym ręczniku w łóżku? - odezwałam się sucho z trudem odwracając wzrok. Wyczułam zmieszanie chłopaka i wyzwałam go w myślach od bezmyślnych. Westchnęłam zirytowana. - Otwórz komodę. Druga szuflada od góry po lewej stronie. Powinny tam być długie luźne męskie koszule nocne...
Chłopak już otwierał szufladę i przeglądał jej zawartość.
- Co to za średniowieczny fason?
- Bierz i nie marudź. Nie mam nic innego. Ewentualnie możesz spać nago.
Dawid bez słowa wyciągnął materiał i zamknął szufladę. Szybko narzucił haftowaną, białą koszulę na siebie i zrzucił z siebie niewątpliwie wilgotny jeszcze ręcznik. Zaniósł go do łazienki. Gdy wrócił, usiadł na łóżku.
- A masz jakąś bieliznę?
- To nie sklep.
-.
- Nie zgwałcę cię, więc możesz spokojnie przestać obawiać się o swoją cnotę. - wypaliłam i widząc jego zdziwione spojrzenie zganiłam się w myślach.
- Możesz iść spać. Zaraz do ciebie dołączę. Jeśli chcesz żyć i mieszkać w tym domu musisz nauczyć się kilku rzeczy. Pierwszą rzeczą będzie ogrzewanie mnie w nocy.
- Ale ja... - zaprotestował szybko chłopak, ale napotykając moje spojrzenie zamilkł.
- Chcesz żyć? - zapytałam. Dawid pochylił głowę i wyczułam od niego zarówno strach jak i smutek. Stał tak chwilę w bezruchu, ale w końcu pokiwał twierdząco głową. - Ale wiesz, kim jestem, a to w moim świecie daje ci tylko dwie możliwości. Umierasz lub stajesz się jednym z nas. Tak więc pozwalając ci istnieć łamię zasady. Dlatego też musisz pożegnać się z życiem na zewnątrz. Od dziś będziesz mym niewolnikiem, zwierzątkiem. Moją własnością. Masz wykonywać wszystkie moje polecenia, masz szanować miejsce, w którym mieszkasz i masz być wobec mnie uczciwy. Inaczej umrzesz. Bo dla mnie twoja śmierć nie zrobi różnicy. W końcu zabijam by żyć... Zrozumiano?
Chłopak był przerażony. Coś w jego wnętrzu buntowało się przeciwko nagłemu zniewoleniu, ale strach nie pozwolił wykluć się temu lękowi. W końcu Dawid poddał się mej woli.
- Rozumiem. - szepnął.
- Żałujesz, że za mną poszedłeś? - zapytałam z uśmiechem. Ku memu zaskoczeniu chłopak pokręcił przecząco głową. - A więc dobrze. Kupiłam ci artykuły spożywcze. Jeśli jesteś głodny to zrób sobie coś do jedzenia. A potem rozgrzej dla mnie tamtą połowę łóżka. I nie zapomnij przed położeniem się zdmuchnąć świecy.
Dawid uśmiechnął się ciepło, a ja doznałam na ten widok dziwnego, miłego uczucia.
- Dobrze Dalio. - szepnął cicho. - Czy mogę cię o coś zapytać? - powiedział, gdy wychodziłam już z pokoju. Zatrzymałam się w progu i spojrzałam na niego przez ramię. Po całym ciele przebiegł mnie dreszcz. Jego emocje wręcz namacalnie wpływały na moje ciało. Czyżby był swego rodzaju medium? - Dalia to twoje prawdziwe imię?
- Nie, ale to nie powinno cię obchodzić. - odpowiedziałam.
- A.. A jak ma na imię twój kocurek?
- Yuki. - odparłam, a chłopak roześmiał się wesoło.




END OF PART TWO