Gangsta 2
Dodane przez Aquarius dnia Czerwca 30 2011 19:11:28
Jęknął, przewracając się na drugi bok. Gdzieś z oddali płynęły w jego stronę głosy. Były zmącone, jakby dochodziły z bardzo daleka. Unosiły się i opadały, omijając jego głowę by natychmiast uciec tam skąd powróciły.
Próbował unieść rękę, lecz coś nie pozwalało mu na to. Czuł, że jest to wykonane z tytanu. Twarde, mocne jak diabli wżynało się w jego nadgarstki. Znów jęknął.
Mamrotanie powoli przerodziło się w szepty, by zaraz uderzyć w niego pełną siłą.
Powoli otworzył oczy spoglądając na stojące nad nim postacie. Miał wrażenie, że są wszędzie. Otaczają go ciasnym kręgiem zabierając całe powietrze. Dusił się! Dusił!
- O patrzcie, sukinsyn się obudził. O i jak się rzuca!
Zewsząd śmiech.
- Może się trochę tobą zajmiemy, psie?
Potężne dłonie chwyciły go i z hukiem zwaliły na ziemię. Zaraz potem silny cios wypchnął mu powietrze z płuc. Potem następny i następny.
Leżał z zamkniętymi oczami starając się podwinąć nogi pod klatkę piersiową. Nie wiedział co się działo. Błądził na granicy snu i jawy, gdy wszechogarniający ból pchał go w stronę rzeczywistości.
Nie chciał tam iść. Zostawcie mnie...
- Wystarczy.
- Och, szefie... my tylko. Tak rozumiem.

Drzwi zamknęły się zostawiając w pokoju jedynie ciszę. On jednak wciąż leżał, bojąc się ruszyć. Tylko charczący oddech i kapiąca krew zdradzały jego obecność.
Nie miał pojęcia dlaczego stukot zbliżających się obcasów tak go przeraził.
- Spokojnie.
Ktoś podźwignął go kładąc z powrotem na materacu i uwolnił go od krępujących go więzów. Potem dźwięk przesuwanych przedmiotów.
Wreszcie odnalazł w sobie siłę by otworzyć oczy.
Na drewnianym krześle siedział przed nim mężczyzna. Coś znajomego było w jego czarnych włosach i papierosie, którego trzymał w palcach. Jakieś odległe wspomnienie, które nie potrafiło przyoblec w namacalny kształt.
Wytarł wierchem dłoni krew z twarzy, nie odrywając wzroku od siedzącej przed nim postaci. Dopiero dźwięk jego głosu rozpoczął lawinę wspomnień. Mimowolnie się wzdrygnął.
- Nie miałem tego w planach. Po naszej rozmowie zawołam Doktorka. Uznajmy, że miałeś wypadek, co ty na to?
Nie czekał na odpowiedź. Podszedł do stolika nalewając sobie whisky i oparł się o półkę spoglądając spod półprzymkniętych powiek na chłopaka.
Ciekawe, która była godzina?
- Nie wiem co sobie wyobrażałeś, młody. Nie wiem też dlaczego twoi przełożeni pozwolili ci na to. A może nic nie wiedzą?
Wymownie zawiesił głos i napił się. Odstawił głośno szklankę pocierając rękami o twarz.
Czyżby był zmęczony? Nie. Oni się nigdy nie męczą. Są robotami, bezdusznymi cyborgami. Normalny człowiek nie robiłby przecież takich rzeczy.
- Nie jesteś nikim ważnym w policji, więc nie przydałbyś mi się, lecz nastąpiła... zmiana sytuacji. Jeden z moich informatorów zginął, i potrzebuję szybko kogoś nowego do wschodni posterunek. Dostałem już...
- Mam być kretem?
Wood spojrzał na niego unosząc brwi. Przez moment poczuł wielką chęć, by rzucić mu się do kolan i błagać o przebaczenie za swoje zachowanie.
Potrząsnął głową na myśl o czymś tak idiotycznym. Jednak jakieś dziwne uczucie wciąż ściskało jego żołądek w bezdusznym uchwycie.
- Będziesz dostarczał mi wszystkie informacje. Mam się czuć, jakbym sam tam pracował, rozumiesz?

Dopiero po dłuższej chwili zdołał coś powiedzieć przez wyschnięte gardło.
- Nie.
Odpowiedział mu śmiech. Ten niepasujący tu niski dźwięk był niemal ludzki. Mężczyzna sięgnął do kieszeni wyciągając plik zdjęć.
Serce zaczęło mu szaleńczo bić w klatce, gdy je zobaczył. Spojrzał wściekłym wzrokiem na Wooda.
- Myślę, że jednak się dogadamy.
Słyszał tylko swój krzyk gniewu gdy rzucił się w stronę mężczyzny. Nie dbał co się stanie. Wściekłość zalała jego umysł. Chciał bić, kopać, zabić! Strzec go z powierzchni ziemi!
A może chciał tylko zagłuszyć ten niechciany strach...?
Po chwili leżał na ziemi, z rękami wygiętymi boleśnie do tyłu. Ryczał i rzucał się jeszcze długo zanim znieruchomiał, dysząc ciężko. Wood trzymał go jednak mocno z obojętną miną. Jakby znudzony.
Krew głośno kapała na podłogę.


Cris siedział w pustym mieszkaniu gapiąc się tempo w ekran telewizora. Dziś był wyłączony. Wolał ciszę. Ktoś kiedyś powiedział, że to w niej rodzą się pomysły. Choć mówią też, że myśli są najgorszym towarzyszem...
Co miał robić? Czy było wyjście?
Zaciskał w palcach zdjęcia córki. Mieszkała teraz z matką. Małżeństwo było młodzieńczą decyzją. Nieprzemyślaną i szybką. Dziecko zaś przypadkiem. Nigdy jednak nie żałował, traktując to jedynie jako epizod w życiu przepełnionym ideałami, aforyzmami i wielkimi marzeniami.
Co robić...?
Pamiętał zapach odległego lata, gdy stał wśród zboża. Świat wokół niego falował, uginał się pod naciskiem wiatru. Gdzieś nad miedzą, obok starej topoli stała dziewczynka z burzą rudych włosów. Była najpiękniejsza istotą jaką widział. Pamiętał jak wziął ją w ramiona i tulił, całując miękkie loki. Jak chwytał z uśmiechem za długi nosek pokryty piegami.
Potem w oddali zobaczył sylwetkę anioła. Długa biała suknia falowała, niczym rozpostarte skrzydła. Szła miękko bosymi stopami po łące a jej jasna grzywka opadała na szare, roześmiane oczy. Z czułością dotknął palcami jej skóry, gładząc przez krótki moment jej pełne usta. Ona roześmiała się głośno całując jego palce, by zaraz uciec między złotą pszenicę.
Był szczęśliwy, gdy bawił się w polu w czasie ostatnich, prawdziwych wakacji.
Czy miał wyjście?!



Długo zastanawiałam się, czy coś jeszcze dopisać. Lecz postanowiłam, że ten fragment mimo krótkiej formy, będzie najlepszym przecinkiem pomiędzy akcją, którą postaram się zamieścić w kolejnym rozdziale. No i jak widać trochę zmiana stylu pisania. Radzę się do tego przyzwyczaić. Heh, piszę jak mi doradza moja kapryśna wena. Jej humor zazwyczaj zależy od pory dnia, pogody albo dnia tygodnia. Jest zaprawdę nieodgadniona i niezwykle nierówna...