Chocolate & mint 4
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 06 2011 22:06:44
IV

-Co za dzień.- mruknął Draco schodząc do kuchni.- Jeszcze Pansy tutaj brakowało. Witaj Blaise.

Idąca od jakiegoś czasu za nim postać uśmiechnęła się szeroko, pokazując śnieżno białe zęby.

-Hej, hej!- wykrzyknął wesoło Zabini wchodząc za przyjacielem do kuchni.-Opowiadaj co się u ciebie przez ten czas działo.-zażądał siadając na krześle przy stole.

Blaise nic się nie zmienił, nadal wyglądał jak szesnastolatek, co trochę zaniepokoiło Malfoya, gdyż Parkinson wyglądała o wiele starzej od niego. Postanowił jednak tego nie komentować i zabrał się za parzenie kawy czekając na przybycie pozostałych gości. Blaise poczuł się zlekceważony, jego przyjaciela bardziej interesował ekspres niż rozmowa z nim.

-Czuję się zignorowany.

Tym oświadczeniem zwrócił na siebie uwagę Draco, który pokiwał z niedowierzaniem głową.

-A to nowość.-stwierdził z sarkazmem.-Nie odpowiedziałem na twoje pytanie dlatego, że nie chcę o tym na razie mówić.

Blaise mruknął coś niezrozumiale niezadowolony, że nie wyciągnie żadnych informacji i nie zaspokoi swojej ciekawości.

-Powiedź mi, czy Pansy nauczyła się w końcu gotować?

Malfoy przestał obserwować powoli napełniający się kawą dzbanek, kiedy usłyszał dziwny stukot. Odwrócił się w stronę skąd dobiegł go ten dźwięk, spodziewając się, że ujrzy coś niezwykłego. Jakie było jego rozczarowanie, kiedy zdał sobie sprawę, że to tylko Blaise uderzył głową w drewniany blat.

-Nie pytaj mnie o takie rzeczy.-dobiegła go zduszona odpowiedź.-Przecież dobrze wiesz, że moja żona uważa iż jest stworzona do wyższych rzeczy niż wszelkie prace domowe a szczególnie gotowanie.-poskarżył się nadal nie podnosząc głowy.

Draco zdusił nagły atak śmiechu, widać jego przyjaciółka wcale się nie zmieniła, może to i dobrze.

Zabini jęknął, kiedy wreszcie spojrzał na zadowolonego Malfoya, którego wyraźnie bawiła ta straszliwa sytuacja w jakiej się znalazł. Przypomniawszy sobie o jednej istotnej rzeczy, wstał z krzesła i podszedł do szafki. Wyciągnął dwa kubki, podał przyjacielowi, aby napełnił je kawą. Rozkoszując się gorzkim płynem spojrzał groźnie na gospodarza.

-Draco, nie rozumiem jednej rzeczy.-powiedział, stawiając kubek na stole, przy którym z powrotem zasiadł.-Wróciłeś, ale nie dla nas. A dla Pottera, dlaczego?

Żal w głosie Blaise był tak bardzo wyczuwalny, że aż zrobiło mu się głupio. Odstawił kubek na blat kuchenny i unikając wzroku kolegi zaczął mówić.

-To nie do końca jest tak.-zawiesił głos.

-A jak? Chyba mam prawo wiedzieć?

-Tak, ale na razie nie mogę tobie wszystkiego powiedzieć...

-Powiedz tyle ile chcesz.-przerwał mu Zabini.-Nie mam zielonego pojęcia czy nadal ja i Pansy jesteśmy dla ciebie bliskimi osobami. Wiesz jak bardzo bolało to, że przez cały ten czas nie otrzymaliśmy ani jednej wiadomości od ciebie. Do cholery Draco, zdajesz sobie sprawę, że twoje odejście było dla nas ciosem?-Blaise uderzył pięścią w stół.

-Nie mogłem zostawiać dla was wiadomości.-powiedział zmęczonym głosem Malfoy.-To było zbyt niebezpieczne, nie chciałem nikogo narażać. Zresztą poprosiłem Dumbledora o przekazanie wam listu.

-Więc gdzie on jest?-wrzasnął Zabini.

-Nie wiem.-westchnął.-Dwa lata temu dyrektor poinformował mnie o jego zaginięciu. Może wyznaczę nagrodę za odnalezienie koperty.

Blaise parsknął śmiechem.

-Chyba jednak nie chcesz robić koło tego szumu. Ale kiedyś mi powiesz gdzie byłeś, dobrze?

-Powiem, powiem.-odparł zrezygnowany Draco.

-Dziękuję.

-Ależ nie ma za co.-Malfoy mrugnął porozumiewawczo do Zabiniego, który w odpowiedzi uśmiechnął się.

W tym momencie w holu rozległ się głośny stukot a zaraz za nim padły soczyste przekleństwa.

-Moja małżonka wróciła z gośćmi. Teraz możemy być szczęśliwą rodziną.- Blaise zaśmiał się ze swojego kiepskiego żartu.


Draco Malfoy po raz setny jęknął. Przemierzając kolejne stopnie powtarzał na okrągło jak mantrę jedno słowo - spać. Z tego wszystkiego spotkanie z Pansy i Blaise wcale nie było takie męczące, ale docenił to dopiero wtedy, kiedy pozostała dwójka zawitała w jego domu. Z Hogwartu pamiętał, że były to niezwykle głośne osoby, toteż nie powinien być zdziwiony. Draco najchętniej zabiłby sprawców tego hałasu i zamieszania. Na szczęście Zabini powstrzymał Malfoya a nawet udało mu się go uspokoić, kiedy obiecał, że zajmie się tą nad aktywną dwójką. Pansy, będąc jedyną kobietą w domu, zaproponowała, że zajmie się przygotowywaniem posiłków. Zdziwiła się, kiedy zielony na twarzy małżonek zaproponował, żeby odpoczywała a on się już wszystkim zajmie. Ku uldze gospodarza, kobieta przystała na propozycję. Draco był niezwykle szczęśliwy, że obyło się bez wielkiej małżeńskiej kłótni, a przy okazji, bicia porcelanowej zastawy i wszystkiego, co wpadło w ręce.

Wszedł w końcu na ostatnie piętro, kiedy usłyszał niepokojące odgłosy dochodzące z pokoju Pottera. Zapukał do drzwi, nie usłyszawszy żadnej odpowiedzi nacisnął na klamkę i wszedł do środka. Stał chwilę w progu, czekał aż jego oczy przyzwyczają się do ciemności.

-Potter.-wyszeptał zastanawiając się, gdzie jest Harry.

W odpowiedzi usłyszał znów ten dziwny odgłos, który wyraźnie dochodził z kąta, gdzie stało łóżko. Były książę Slytherinu mając cholerną ciekawość we krwi, od razu skierował się w tą stronę. Powoli szedł po miękkim ciemno fioletowym dywanie, aż zatrzymał się obok stolika nocnego.

-Potter.-powtórzył.

Kołdra poruszyła się nieznacznie tylko po to, żeby po chwili wyłoniła się twarz Harrego. Malfoy wzdrygnął się, kiedy intensywnie zielone oczy przeszyły go spojrzeniem. Myślał, że jego podopieczny od razu zacznie na niego krzyczeć. Tymczasem Potter nadal się jemu przyglądał.

-Potter?

W odpowiedzi numer jeden gryffindoru złapał go za ramię i pociągnął w dół. Malfoy kompletnie zgłupiał, nie zdążył w odpowiednim momencie zareagować i teraz w połowie leżał na Harrym, który trzymał jego nadgarstek w żelaznym uścisku.

-Śpij.-wyszeptał mu do ucha.

Momentalnie otrząsnął się z odrętwienia i zaczął wstawać tylko po to, żeby Potter znów powtórzył całą akcję. Po kolejnej nieudanej próbie, Malfoy przestał się szarpać. Leżeli teraz tak blisko, że Draco czuł oddech podopiecznego na twarzy co wprawiło go w zakłopotanie. Harry wyraźnie zadowolony z tego, że Malfoy przestał się już szamotać, jeszcze bliżej przysunął się do niego. Draco chciał się odsunąć, kiedy poczuł, że stykają się nosami, lecz jego ciało odmówiło posłuszeństwa.

-Potter.-powiedział zimno, przeciągając er.

-Wiem, że tak mam na nazwisko. Nie musisz mi ciągle tego przypominać.-Harry uśmiechnął się sennie.-Dlaczego jeszcze nie śpisz?

Tak proste pytanie zdziwiło byłego księcia Slytherinu, bardziej niż wszystkie najdziwniejsze jakie jakiekolwiek wymyślił Blaise a trzeba zaznaczyć, że był w tym dobry. W końcu nie codziennie wróg numer jeden ze szkolnych czasów zadaje z troską w głosie takie pytanie. Malfoy był pewny, że się przesłyszał.

-Słucham?

Potter nadal się uśmiechał, choć miał zamknięte oczy. W pewnym momencie Draco uznał, że chłopak już śpi.

-To było proste pytanie.-cichy głos odezwał się po paru minutach.

-Hm.-zgodził się Malfoy.-Zastanawia mnie jednak to, dlaczego chcesz wiedzieć.

-A jak myślisz Draco?

-Nie mam zielonego pojęcia.

To było zgodne z prawdą, dziwne zachowanie Pottera zaniepokoiło go. Nie tak wyobrażał sobie ich pierwszą prawdziwą rozmowę a na pewno nie sądził, że będzie się ona odbywać w łóżku w samym środku nocy. Mała poprawka, jeszcze było daleko do północy.

-Oj Draco, Draco.-wymamrotał Harry otwierając oczy.-Dlaczego taki jesteś?

Malfoy należał do opanowanych osób, lecz ta cała "nocna pogawędka" zaczęła działać mu na nerwy.

-Czy możesz mi powiedzieć, o co tobie tak właściwie chodzi?-fuknął, tracąc cierpliwość.

-O ciebie.

Ta wymiana zdań, według gospodarza do niczego nie prowadziła. Jego gość chciał wyraźnie mu podpaść nie przejmując się tym, że nie minęła nawet doba odkąd się spotkali.

-A możesz mówić jaśniej?

-Jeśli tylko chcesz.-odparł leniwie Harry.

-Zrobisz jak będziesz chciał.-wycedził przez zaciśnięte zęby jego opiekun.-A teraz zabierz rękę i pozwól mi wstać tak abym udał się do swojego pokoju na spoczynek.

Złoty chłopak parsknął śmiechem wzmacniając uścisk wokół nadgarstka Malfoya.

-Nie, bo słowo spoczynek źle mi się kojarzy.

-Miło.-stwierdził z przekąsem Draco.

-A jak ciebie bardzo ładnie po proszę, żebyś był dla mnie miły to będziesz?-zapytał zawadiacko Potter, na którego Malfoy spojrzał tak, jakby temu wyrosła druga głowa.

-Czyś ty oszalał? Pewnie, że nie. Za kogo ty mnie bierzesz?-wrzasnął oburzony właściciel domu.

Przez długi czas żaden z nich się nie odzywał. W końcu Draco odwrócił wzrok od gwiaździstego nieba, które widział za oknem i przeniósł na Pottera. Ze zdumieniem stwierdził, że ten w najlepsze śpi. Powoli wstał z łóżka, tak żeby nie obudzić śpiącego chłopaka i bezszelestnie wymknął się z pokoju.

-Dobranoc.-wyszeptał zamykając drzwi.


Są trzy rzeczy, których Harry Potter w żadnym wypadku nie mógł zaakceptować. Pierwszą z nich było wstawanie z łóżka rano, o nieprzyzwoitej godzinie. Drugą brak kawy a trzecią i najważniejszą - radosny głos trajkoczący mu nad uchem. Pansy Parkinson była już martwa. Za to, że właśnie siedziała na jego łóżku paplając coś o ostatnio przeczytanej książce zanosiła się od czasu do czasu śmiechem. Harry wolał nie wiedzieć, dlaczego. Spojrzał nieprzytomnie na zegarek, który bezlitośnie wskazywał godzinę dziewiątą.

-Przeczytaj, bardzo dobrze napisana powieść.-trzeszczała dalej Pansy jak stare zepsute radio.-Jednak najlepsza będzie druga część, na pewno przyznasz mi rację.

-Boże Parkinson.-jęknął Potter.-Co ty tu robisz?

Mężczyzna od razu pożałował, że przerwał kobiecie wywód, kiedy ta przybrała minę - jeszcze raz tak zrobisz a pożałujesz. Uśmiechnął się przepraszająco, aby załagodzić sytuację, jednak oczywiście mu się to nie udało.

-Przyszłam powiedzieć, że śniadanie jest już gotowe.-powiedziała oschle.-Chciałam być miła. Widzę, że nie mam po co się starać.-pociągnęła nosem.

-Nie, nie.-Harry zbladł.-Jestem wdzięczny, że musiałaś zadać sobie tyle trudu.

Twarz Pansy rozjaśniła się momentalnie.

-To żaden kłopot.

Ledwo skończyła mówić a drzwi do pokoju Pottera otworzyły się i stanął w nich lekko zziajany Zabini. Przenikliwym wzrokiem popatrzył na żonę, która w dalszym ciągu siedziała na brzegu łóżka Harrego.

-Witaj Blaise.-powiedziała słodko.-Właśnie ucięliśmy sobie małą pogawędkę.-dodała niewinnym głosikiem.

Obaj mężczyźni wymienili porozumiewawcze spojrzenia, co oczywiście nie uszło uwadze wszystko wiedzącej, widzącej i słyszącej Parkinson.

-To bardzo miło kochanie. Ale może teraz wyjdziemy i pozwolimy Harremu przebrać się w spokoju.-zaproponował.

Jego małżonka przybrała najbardziej niewinny wyraz twarzy, jaki tylko mogła i okrągłymi ze zdumienia oczami popatrzyła raz na Zabiniego to znów na Pottera.

-Och, masz rację.-westchnęła teatralnie.-Gdzie się podziały moje maniery. Wybacz mi proszę.

Harry kiwnął głową, kiedy Blaise opuszczał jego pokój z rozgadaną Pansy. Sądząc po minie jej męża z trzeci raz opowiadała tą samą historię. Zanim zamknęły się za nimi drzwi Zabini odwrócił się w stronę Pottera i wymamrotał przeprosiny. Mężczyzna po wyjściu małżeństwa jeszcze przez dobre parę minut siedział na łóżku zastanawiając się, czy to co przed chwilą miało miejsce zdarzyło się naprawdę.


Jak tylko znaleźli się w bezpiecznej odległości od drzwi do pokoju Harrego Pottera, Blaise jednym ruchem dłoni zatrzymał Pansy. Przez jakiś czas milczał przyglądając się jej w zamyśleniu.

-W co ty grasz?-zapytał w końcu Zabini.

-Nie rozumiem o co ci chodzi.

Mężczyzna chwycił ją za ramię i przyciągnął do siebie. Niebieskie oczy patrzyły na nią z furią i czymś jeszcze, czego nie mogła rozpoznać.

-Dobrze wiesz o czym mówię.-syknął.

Po raz pierwszy kobieta zobaczyła swojego męża w takim stanie, jednocześnie nie wiedziała, co dokładnie wywołało u niego taką reakcję. Poczuła ogarniające uczucie bezsilności i złość, że to właśnie "złoty chłopak" był w tym momencie dla Blaise najważniejszy.

-A martwisz się o niego?-rzuciła jadowicie ignorując całkowicie ból w prawym ramieniu, który zawdzięczała małżonkowi.

Zabini odsunął się trochę od żony, żeby popatrzeć na nią z niedowierzaniem.

-Co ty pleciesz, zwariowałaś?-wrzasnął.-Dlaczego miałbym się o niego martwić?

-Nie wiem, ty mi powiedz.

Pomimo dwóch lat spędzonych razem, Blaise w dalszym ciągu nie potrafił rozpracować jej toku myślenia.

-Co zamierzasz?

Parkinson poczuła, że małżonek w końcu ją puścił i zaczęła rozmasowywać miejsce, w którym nie długo pojawi się siniak.

-Nic, chciałam być miła. W szkole podobało mi się, że mamy nad wszystkim i wszystkimi przewagę. Niestety to okazało się tylko złudzeniem. Dopiero po latach zdałam sobie sprawę z tego, że byłam nieznośnym bachorem. Nadal nim jestem. Wcale się nie zmieniłam, ale robię wszystko co w mojej mocy, aby zachowywać się normalnie.

Wzrok jej męża złagodniał a na twarzy pojawił się cień uśmiechu.

-I co jeszcze?

Pansy zamrugała nerwowo. Odrzuciła długi warkocz na plecy i zaczęła schodzić po schodach, lecz uniemożliwiło jej to mocne szarpnięcie za zaplecione włosy.

-Myślałam, że czas takich szczeniackich flirtów masz już za sobą.-prychnęła gniewnie odwracając się.

-Skorzystałem z najprostszego sposobu, żeby ciebie zatrzymać. Nie wiedziałem, że cenisz mnie tak nisko.-wycedził przez zęby Zabini.

-W takim razie przejdźmy do rzeczy.-westchnęła kobieta.

-Robisz to dla pieniędzy, prawda? Chcesz mieć wpływy w tak zwanym środowisku. Myślisz sobie, że jak zaprzyjaźnisz się z Potterem to coś osiągniesz, mam rację?-warknął mocno ciągnąc za warkocz.

-Nie masz do końca racji. Dobrze trafiłeś, jeśli chodzi o czerpanie korzyści z przyjaźni, każdy tak robi. My jesteśmy najlepszym tego przykładem. A teraz puść mnie, chce zejść na dół i napić się kawy. Dosyć już mam na dzisiaj wszelkich przepychanek, to boli jakbyś się nie domyślał.-powiedziała wyciągając z dłoni Blaise warkocz, odwróciła się i zostawiła stojącego na szczycie schodów małżonka.


Draco Malfoy zamknął za sobą bezgłośnie drzwi, jak to zwykle robią ludzie, którzy zobaczyli bądź usłyszeli coś, czego nie powinni. W przypadku właściciela domu zaliczył on jedną i drugą możliwość jednocześnie, z czego nie był zadowolony. Usiadł na łóżku i sięgnął po leżącą obok na stoliku książkę w twardej okładce. Otworzył pożółkłe stronice i wyjął ukryte pomiędzy nimi listy. Wziął w dłonie pierwszą kopertę i już miał ją otworzyć, kiedy rozległo się ciche pukanie. Szybko odłożył wszystko na miejsce, zapraszając do środka gościa.

-Dzień dobry Draco.-powitał go Zabini siadając w wygodnym fotelu tuż obok okna.

-Hej. Chcesz ze mną o czymś porozmawiać czy tylko tak wpadłeś?-zapytał, chociaż znał odpowiedz.

-A tak sobie zajrzałem. Chciałem też zobaczyć czy coś się tutaj zmieniło od naszego poprzedniego pobytu.-powiedział przeciągając się.

Wstał i podszedł do okna, aby odchylić ciężkie czarne kotary wpuszczając promienie słońca do sypialni. Malfoy przymknął oczy, gdyż w pomieszczeniu zrobiło się jego zdaniem za jasno.

-Trochę się zmieniło.-zauważył roztropnie Draco.

-Tak.-zainteresował się Blaise patrząc z zaciekawieniem na przyjaciela.-Masz na myśli to, że Potter tutaj jest.

Malfoy pokręcił przecząco głową.-W pamięci mam ciągle żywy obraz sceny, która miała miejsce w pewne urocze święta.-popatrzył wymownie na przyjaciel, ten zbladł, gdyż ze zdwojoną siłą wróciły wspomnienia.-Pamiętasz to Blaise?-uśmiechnął się słodko.

Zabini opuścił główę. Usiadł z powrotem w fotelu i schował twarz w dłonie wzdychając ciężko.

-Hm. Szliśmy z Pansy do pokoju gościnnego, żeby zabrać poduszki i przenieść je do salonu. Zaplanowałem, że wszyscy usiądziemy na nich przy kominku. Chciałem stworzyć domową atmosferę.-Malfoy stał z łóżka i zasłonił zasłony.-Weszliśmy do pokoju a tam byłeś ty i Millicent. Nigdy nie zapomnę miny Pansy, byliście tak zajęci sobą, że nas nawet nie zauważyliście.

Na imię swojej żony, Zabini podniósł głowę i z zainteresowaniem zaczął słuchać. Draco po raz pierwszy o tym wspominał, jak dotąd nikt nic nie powiedział na temat "gwiazdkowego incydentu".

-Wyglądała tak jakby miała się za chwilę rozpłakać.-ciągnął dalej Malfoy.-Niespełna godzinę później opuściła mój dom. Myślałem, że zauważysz jej nieobecność, przecież od dawna byliśmy przyjaciółmi. Myliłem się, byłeś zbyt zajęty Bullstrode.-prychnął z pogardą.-Nadal z nią sypiasz?

Cisza była jedyną odpowiedzią.


Parkinson wpadła do kuchni jak burza, dziękując wszystkim bogom, że nie wpadła na nikogo po drodze. Mogła być przez chwilę sama ze swoimi myślami, które w dalszym ciągu krążyły wokół osoby jej męża. Gdyby ktoś spytał ją czy pochwala małżeństwa z rozsądku, do razu stanowczo by zaprzeczyła. Niestety sama w takim tkwiła.

Z kubkiem gorącej kawy usiadła przy stole cicho przeklinając ekspres. Złośliwość rzeczy martwych, na początku nie chciał się włączyć a później się oparzyła. Zainteresowała się książką pozostawioną na blacie. Ze znudzeniem przerzucała strony czytając co poniektóre fragment napisane greką. Właśnie przy takiej czynności zastali ją Draco, Blaise i Harry, którzy weszli jednocześnie do kuchni. Pansy nie obdarzyła ich chociażby jednym spojrzeniem udając, że tak bardzo pochłonęła ją lektura.

-Witaj moja droga.-przywitał się Malfoy.

Parkinson odburknęła coś, wzięła do ręki kubek i wyszła z pomieszczenia zostawiając za sobą wpatrzone w nią trzy pary oczu.

-Co jej jest?-dzielny Potter przerwał ciszę.

Draco posłał Zabiniemu karcące spojrzenie, na które tam ten tylko wzruszył ramionami i poszedł w ślady żony.

-Ciebie ta sprawa nie dotyczy.-powiedział mijając Harrego i zniknął za drzwiami.

Gospodarz westchnął, to było ponad jego siły. Najchętniej przyłożyłby przyjacielowi za to, że jest taki głupi. Może wtedy przejrzałby na oczy.

Potter przyglądał się ze zdziwieniem coraz bardziej zmartwionemu Malfoyowi. Nadal nie mógł się nadziwić, że jego dawny rywal miał w sobie ludzkie uczucia. Ponieważ nie był do tego przyzwyczajony uważał, że to jakiś nowy podstęp. Z drugiej strony ufał Dumbledorowi i jeśli według niego Draco był najlepszym kandydatem na jego opiekuna, to tak musiało być.

-Ładnie się zaczął dzień.-stwierdził.

Jego kompan totalnie go zignorował. Rzucił wściekłe spojrzenie Malfoyowi i już miał wyjść, gdy ten się w końcu odezwał i tym samym zatrzymał Harrego w pół kroku.

-To dopiero początek.

Potter był zadowolony, że Draco jest tego samego wzrostu co on, przynajmniej nie musiał na niego patrzeć z góry.

-Będzie jeszcze gorzej? Zaczną sobie skakać do gardeł?

-Już to robią.-Malfoy pokręcił głową.-Dobrze ci się spało w nocy Potter?-zapytał uśmiechając się nieznacznie.

Zielone tęczówki rozszerzyły się ze zdumienia. Harry nie mógł wykrztusić żadnego słowa przez parę minut.

-A co ciebie to obchodzi.-wykrztusił w końcu.

-Spokojnie. Nie wiedziałem, że tak łatwo można ciebie wyprowadzić z równowagi.-Draco ironicznie się zaśmiał a widząc nienawistne spojrzenie Pottera dodał.-Spodziewałem się, że po wczorajszej nocy będziesz dla mnie milszy, cieplejszy. Ale widzę, że tak się nie stanie. Trudno, przeżyję.-tym razem teatralnie westchnął i udał, że ociera łzy spływające po policzkach.

Harry nie miał zielonego pojęcia, o czym jego opiekun mówił. Doprowadzony do granicy cierpliwości złapał Draco mocno za nadgarstki.

-Czego chcesz?-syknął.

-No proszę, nie tracisz rezonu. A już byłem skłonny przyznać Pansy rację, że w końcu wydoroślałeś. Jeszcze tobie do tego daleko, życzę powodzenia.

-Jasne Malfoy. Tylko, że ja w przeciwieństwie do ciebie nie zachowywałem się jak kretyn i nigdy nie udawałem kogoś, kim nie jestem. Ty tymczasem zawsze potrafiłeś świetnie grać. Ta cała ucieczka z Hogwartu też była pewnie zaplanowana, prawda? Po to, żebyś po jakimś czasie mógł wrócić do nas i zostać należycie powitany. Prawdziwy z ciebie bohater.-warknął.-Powiedz mi, jak to jest mieć znak na przedramieniu, być dumnym synem najbardziej zaufanego człowieka Voldemorta. Co czułeś, kiedy zabiłeś swoich rodziców, patrzyłeś na ich powykrzywiane twarze...


C.D.N.