A nocą deszcz 1
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 06 2011 22:16:53
W niewielkim pokoju panował mrok, miejscami niszczony jedynie przez światło księżyca wpadające przez okno. Otwarte wpuszczało do pomieszczenia zapach świeżego, nocnego powietrza. Wszystko mogłoby sprawiać wrażenie zatopionego w czasie, uśpionego w historii - gdyby nie samotna sylwetka stojąca przy oknie. Jej szczupłe dłonie oprate były o parapet, półdługie włosy opadały na opuszczoną twarz, po której powoli płynęły słone krople w świetle księżyca świecące kryształowym blaskiem. W panującą ciszę jak grzmot uderzyło jedno słowo:
- Syriusz...




* * *




Obudził się, kiedy usłyszał dźwięk budzika. W pierwszej chwili zaskoczyło go to - nie budzik, tylko sam fakt, że wogóle zasnął. Od paru tygodni kilkugodzinny sen był dla niego rzadkością. Przetarł oczy, po czym powoli podniósł się z klęczek. Wszystko straszliwie go bolało, nic w tym dziwnego, skoro spedził noc oparty o parapet. Pozatym czuł się nienajlepiej, nietrudno było sie domyślić, że złapał przeziębienie. Spokojnym ruchem zamknął okno i nieśpiesząc się poszedł do kuchni.
Właśnie zalewał herbatę wrzątkiem, gdy usłyszał stukanie do drzwi wejściowych. Przetarł dłonie ręcznikiem, wyszedł z kuchni. Na jego twarzy można było zobaczyć karykaturę uśmiechu, było to zaledwie lekkie wykrzywienie kącików ust. Położył dłoń na klamce, otworzył. Do pokoju majestatycznie wleciał kruk. W dziobie trzymał list.
Remus zamknął drzwi, po czym podszedł do ptaka, który przysiadł na biblioteczce. Powoli wyciągnął dłoń. Kruk jednakże podskoczył kilka razy, po czym wzniósł się w powietrze, by wylądować na poręczy schodów.
- Nie uciekaj ode mnie... No już, Kuro, spokojnie... - podszedł do kruka, który tym razem nie oponował i oddał list swojemu właścicielowi.
- Interesujące... Profesor Dumbledore? Czyżby coś się wydarzyło?
Przypominajac sobie o herbacie poszedł do kuchni nie wypuszczając listu z rąk. Kruk podążył za nim. Remus chwycił w jedną dłoń duży kubek, a drugą, tą w której trzymał list, zbliżył do twarzy. Zaczął czytać, przerywając co chwilę by pociągnąć łyk gorącego napoju. Jego dość cienkie brwi uniosły się w zdumieniu. Przeczytał list jeszcze raz, od początku. Uśmiechnął się z goryczą. Ostatnie zdanie wypowiedział na głos:
- Do zobaczenia w Hogwartcie, Remusie...


* * *



Jak długo go to nie było...! Jak wiele czasu minęło, kiedy ostatnio opuścił Hogwart Express... Teraz rozglądał się, niczym dziecko będące pierwszy raz w nowym miejscu. Jednak szkoła pozostała nie zmieniona. Wszystko takie samo, jak trzy lata temu... jak dwadzieścia lat temu. Westchnął ciężko przypominając sobie te radosne chwile, pełne beztroski lata spędzone w Hogwarcie. Razem z Jamesem. I z Syriuszem...
- Dzień dobry panu! - odwrócił się szybko w stronę, z której dobiegał dziewczęcy głosik. Zobaczył niską istotkę ubraną w wizytową szatę szkolną. Za dużo dla niej tiara zsuwała się jej na oczy. - Proszę pana...! Czy to pan będzie naszym nowym nauczycielem? I obroni pan nas wszystkich?
Remus Lupin uśmiechnął się najbardziej serdecznie jak tylko potrafił. W jego zmęczonych, błękitnych oczach zaświecił płomyczek radości. I smutku.
- Zrobię wszystko, żebyście byli bezpieczni. - pogłaskał dziewczynkę po brązowych włosach. - A teraz idź już do Wielkiej Sali... wszyscy tam na Ciebie czekają!
Dziewczynka odwzajemniła uśmiech spoglądając oczami pełnymi bezgranicznej ufności i wiary w ludzi. Wiary, która niedługo pewnie zamieni się w nienawiść.
Poszedł przebrać się do swojego dawnego gabinetu.




* * *



Po kilku minutach wszedł do Wielkiej Sali. Ceremonia przydziału już się rozpoczęła; w tym roku było jednak o wiele mniej pierwszoroczniaków. Zapewne wielu rodziców obawia się o bezpieczeństwo swoich dzieci. "Nie można im się dziwić" pomyślał Remus siadajac za dużym, mahoniowym stole, tuż obok profesor McGonagoll. Obok niego znajdowało się puste miejsce, zapewne należące do profesora Snape'a, który jako jedyny jeszcze nie pojawił się na ceremonii.
Kiedy wszystkie domy radośnie przywiitały nowych uczniów, siedzący kilka miejsc dalej Albus Dumbledore podniósł się, by wygłosić swoje coroczne przemówienie. Nietrudno było zauważyć u niego zmęczenia, podkrążone oczy i niezbyt przytomne spojrzenie jasno dawały do zrozumienia, że nie spał zbyt wiele. Jego wspaniała szata zdawała się być dla niego zbyt duża - czyżby aż tak bardzo schudł...?
- Witam was w kolejnym roku nauki w Hogwarcie. - omiótł salę spojrzeniem - Widzę, że niewielu z was zdobyło się na odwagę i poświęcenie, by uczestniczyć w tym roku w zajęciach - nikt się nie roześmiał, nikt nawet nie wyczuł żartu. A może to nie był żart...? - Mam nadzieję, że ten rok będzie równie udany jak poprzednie i będziecie godnie reprezentować Hogwart. Chciałbym wam również oznajmić, że wrócił do nas profesor Lupin. - kiedy Remus wstał, po sali poniosł sie szmer podnieconych szeptów - Oczekuję, że będziecie dla niego mili. Wszyscy, bez wyjątku. Ostatnio sporo przeszedł i chciałbym, żeby czuł się tutaj jak w domu. - Lupin spuścił głowę, jak gdyby został przyłapany na czymś wstydliwym. - A teraz życzę wam smacznego, czas na Wielką Ucztę. - usiadł powoli, wyraźnie zmęczony. Spojrzał na Remusa i uśmiechnął się z trudem.
Mężczyczna odwzajemnił uśmiech.


* * *



Kiedy talerze zostały już całkowicie opróżnione, a uczniowie udali się do swoich domów, w Wielkiej Sali pozostał jedynie Remus i Dumbledore. Dyrektor spojrzał na swego podwładnego. Szaro-błękitne oczy nadal pozostały żywe i pełne ciepła.
- Wiem, o co chciałbyś mnie zapytać. W mojej przemowie nie było żadnego słowa dotyczącego ostatniej tragedii. Wydaje mi się, że tak będzie lepiej... uczniowie nie zrozumieliby głębi tego jakże okrutnego wydarzenia. Zapewne wywołałoby to u nich zbędny szok. I strach. Strach przed tym, co nieznane. Postanowiłem najpierw umożliwić im poznanie źródła strachu, zrozumienie go. Mam nadzieję, że pomożesz mi w tym, Remusie...?
Kiwnął głową, mimo iż nie całkiem zgadzał się ze słowami Dumbledora. Zawsze pełen szczerości i prawdy, postanowił tym razem ukryć ją przed uczniami...? Nie spodziewał się tego po dyrektorze. Czy jego decyzja była dobra, miało okazać się w przyszłości. Nim ona nastąpi, Remus zrobi wszystko, by czający się w niej strach nie był w stanie pokonać uczniów. I jego samego.


* * *



Dopiero, kiedy usiadł przy kominku w swoim gabinecie, wpatrzony w ogień zastanowił się nad pewnym intrygującym szczegółem. Snape nie przyszedł na ucztę, mimo, że był to niepisany obowiązek nauczycieli Hogwartu. Dumbledore nie wspomniał nic o jego nieobecności, a sam Remus nie widział go dzisiaj ani przez sekundę. Gdzie podział się Mistrz Eliksirów...? Nigdy nie przepadał za Severusem, jednakże daleki był od jakiejkolwiek niechęci czy nienawiści do niego. Dobrze pamiętał, co swego czasu zgotował mu Syriusz. Syriusz...
Jego myśli odbiegły od Mistrza Eliksirów i skupiły się na osobie jego najlepszego przyjaciela. Najwspanialszego kochanka i największej miłości. Dlaczego... dlaczego musiał go stracić...? Dlaczego ta lepsza część ich duetu musiała odejść w tak okrutny sposób? To on jest temu winny. Powinien... powinien coś zrobić. Powinien mu pomóc. Powinien zrobic wszystko. Powinien oddać za niego życie.
Wiedział, że zrobiłby to dla niego. Teraz jednak było już za póżno. Za póżno, by cofnąć czas.
Podniósł się i wybiegł z pokoju, jakby chciał uciec od dręczących myśli i poczucia winy. Postara się chociaż dowiedzieć, co z Severusem.



* * *



Szedł ciemnym korytarzem. Było już dosyć późno, wszyscy uczniowie przebywali już zapewne w swoich dormitoriach z zamiarem plotkowania do późnej nocy. On jednak zdążał teraz w stronę lochów, do gabinetu z mosiężną tabliczką "Prof. Snape".
Kiedy znalazł się przed drzwiami, zastukał w nie delikatnie. Nie było odpowiedzi, po drugiej stronie nie zabrzmiał nawet najcichszy szmer. Remus przez chwilę nasłuchiwał, po czym zastukał ponownie. I tym razem nikt nie otworzył. Mężczyzna nacisnął rzeźbioną klamkę i ku jego zdziwieniu drzwi otworzyły się. Z lekkim wahaniem wszedł do środka.
- Severusie...? - szepnął cicho pewien, że nikt go nie usłyszy. W pokoju panowały całkowite ciemności. Remus przystanął na chwilę, wyciągnął różdźkę i wyszeptał:
- Lumos!
Światło nie było zbyt jasne, ale wystarczyło by dojrzeć przedmioty znajdujące się w niewielkim mieszkaniu Snape'a. Lupin przeszedł dalej, do następnego pomieszczenia. To musiała być sypialnia. Skierował światło na duże, dwuosobowe łóżko stojące na środku. Ze zdziwienia aż podszkoczył, a z jego gardła wydobył się wbrew jego woli krzyk:
- Severus!
Ledwie wypowiedział to słowo, zakrył sobie usta rękoma, by nie powiedzieć czegoś więcej i nie obudzić śpiącego. Niestety, Severus już otworzył oczy i zdawszy sobie sprawę, że w pokoju ktoś jest, chwycił leżącą na nocnym stoliku różdźkę i wycelował ją w napastnika. Zanim jednak zdołał rzucić jakieś śmiercionośne zaklęcie rozpoznał stojącą przed nim osobę. Jego źrenice rozszerzyły się, a on sam usiadł na skraju łóżka. Zaskoczenie udało mu się opanować po kilku chwilach. Podniósł się i podszedł bliżej do drugiego mężczyzny. Do Remusa Lupina.



* * *




Wstawił czajnik z wodą, wyciągnął z narożnej szafki dwa kubki i nasypał do nich po dwie łyżeczki herbaty. Odwrócił się od kuchenki i usiadł na krześle przy niewielkim stoliku, naprzeciwko Remusa. Odchrząknął i odważył się spojrzeć w oczy przyjaciela swojego wroga. Który był już cokolwiek martwy.
- A zatem Remusie... Dumbledore jakimś cudem znowu zaproponował ci posadę? Ten człowiek z każdym dniem czuje się coraz gorzej. Wątpię, żeby dobrze to przemyślał zanim...
- Severusie, przestań. Dobrze wiem, że nie darzysz mnie sympatią. Nigdy nie darzyłeś. Ale to nie znaczy, że masz prawo obrażać mnie i Dumbledore'a. Uspokój się i napijmy się herbaty. To nam obu dobrze zrobi. - podniósł się i zaczął nalewać do kubków wrzątku. Severus Snape obserwował jego płynne, delikatne ruchy. W chłodnych oczach nie było ani śladu radości, czy ciepła.
Tymczasem Lupin postawił przed nim parujący kubek i uśmiechnął się słodko. Jeżeli Severus miał serce z lodu, to tylko ciepła herbata i uśmiech mogłyby je roztopić. Jeżeli zaś był to kamień... Nigdy nie zaszkodziło spróbować.
Snape w odpowiedzić uśmiechnął się kwaśno i chwycił kubek. Nie zwrócił uwagi na to, że gorąca herbata parzyła jego ręce i wargi. Zrobiłby wszystko, by w tej chwili nie patrzeć na Lupina i ten jego słodki, piękny uśmiech na niewinnej, chłopięcej twarzy.
- Nie czujesz się samotny, kiedy Syriusza nie ma przy tobie? - chciał, żeby zabolało. Żeby ten paskudny, okropny, najwspanialszy uśmiech zniknął i nie pojawił sie już nigdy.
Rozległ się trzask pękającego kubka. Remus, z szeroko otwartymi oczami spoglądał przed siebie. Nawet nie zauważył, że coś wypadło mu z rąk. Po policzku popłynęła jedna, samotna łza. Usiadł na krześle i schował twarz w dłoniach. Do uszu Severusa doszedł cichy szloch.
Tylko Bóg mu świadkiem, że nie chciał tak bardzo go zranić. Nie chciał doprowadzić do takiego stanu. Teraz czuł się winny - rzadko doświadczał tego uczucia i pewnie dlatego było ono tak silne. Położył swoją ciepłą dłoń na policzku Remusa i powoli przeciągnął ją w dół. Zaskoczony mężczyzna podniósł głowę i spojrzał prosto w błyszczące, czarne oczy.
Zanim Severus zdążył zastanowić się co robi, jego twarz znalazła się przy twarzy Lupina, a jego usta dotknęły ciepłych warg. Powoli wsunął język głębiej. Pocałunek stawał się coraz szybszy, głębszy, namiętniejszy. Dłonie Severusa spoczęły na ramionach drobniejszego z mężczyzn, jakby chcąc przytrzymać jego ciało, gdyby ten oponował.
Żaden z nich nie zdawał sobie sprawy z tego, co właśnie robili. Język Severusa powoli wydostał się z ust Lupina i zaczął przesuwać w dół jego szyi. Nagle mistrz eliksirów cofnął się i spojrzał na Remusa.
Wilkołak nigdy nie widział tak przerażonego spojrzenia.
Nim zdążył cokolwiek zrobić, Severus wybiegł z mieszkania.



Koniec części pierwszej.