Jeżeli jesteś gotowy 8
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 06 2011 22:44:38
Rozdział ósmy: Normalność



Stoi przede mną z twarzą zarumienioną od słońca. Woda ocieka z jego czarnych włosów na gołe ramiona, a później w dół klatki i pleców. Uśmiecha się do mnie. A różowy język wędruje po dolnej wardze.

- No, chodź Sev - mówi, mrużąc oczy, by zobaczyć mnie wyraźniej. Kręcę głową z naciskiem. Nie może zobaczyć. Chichoce w odpowiedzi na moją niechęć, zaczynając rozpinać moje szaty. Nie mogę mu się oprzeć. Drżę z obawy.

- James przestań. Nie chcę. - Przytrzymuję jego ręce, obserwując jak niebieskie oczy migocą z rozczarowaniem. Wstrzymuję oddech. Modląc się, żeby mój wstyd odszedł. Nie może zobaczyć.

- Co się stało? Przecież lubisz pływać. - Marszczy brwi i wydyma policzki sfrustrowany. Bezwładnie puszczam jego ręce, przekręcając głowę, by ukryć żenujący rumieniec. Rozpina moją szatę, a jego zimne palce ocierają się o moją naga klatkę, brzuch. Zsuwa materiał z ramion. Mój oddech staje się urywany, a serce przyspiesza bicie. Nienawidzę go za to, że jest taki spokojny. Taki beztroski. Taki cholernie wytrwały. Normalny. Czuję jak jego ciepłe spojrzenie wędruje po moim ciele. Moja skóra napręża się pod nim, oczy napełniają się łzami, a na twarzy robi mi się gorąco z upokorzenia. Czemu on nie jest taki, jak ja? Czemu nie jestem normalny? Opadam na ziemię, przyciągając kolana do piersi, chowając głowę w rękach. Nie chcę go widzieć. Chcę, żeby sobie poszedł.

Siada twarzą do mnie; odciąga moje ręce. - Sev, wszystko w porządku? - Mocno zaciskam powieki, uparcie, starając się ukryć za kurtyną włosów. Odgarnia je; jego dłoń zamyka się na moim podbródku, a ja otwieram oczy wbrew sobie. Widzę go - ciekawość rozświetla jego spojrzenie tak, jak za każdym razem, gdy ma coś odkryć. Jego uśmiech uwalnia mój wstrzymywany oddech.

- Mi też się to zdarza. Już w porządku.

Kolejny raz kręcę głową, łzy spływają w mieszaninie ulgi i zażenowania.

- Nie jestem normalny James - Szepcę, zamykając oczy. Mogę wyczuć jego gniew - krótki błysk wzburzenia - i widzę, jego wyraz twarzy: brwi ściągnięte w złości, zmrużone oczy, zmarszczony nos. Nie znosi, kiedy mu się sprzeciwiam.

- Zamknij się. Jeżeli mówię, że jesteś normalny, to znaczy, że jesteś. - Potrząsam głową milcząco. On nigdy nie zrozumie. Czuję, jak jego palce wplatają się w moje włosy. Przybliża się, a ja wstrzymuję oddech. Boję się otworzyć oczy. Boję się tego, co zrobi. Boję się, że tego nie zrobi. Wilgotne usta muskają moje i czuję jego mokre włosy na piersi. Odsuwa się, a wraz z nim moja dusza. Jego chwilowa nieobecność wyryła wiejącą chłodem dziurę. Pojękuję cicho.

- Widzisz. Teraz ja też nie jestem normalny.

Otwieram oczy i obserwuję wyraz jego twarzy. Cienie pogłębiają skórę wokół zielonych oczu płonących z głodu. Przegryza dolną wargę, trzymając ją mocno między zębami, jak gdyby wypuszczenie jej oznaczało, że zniknie.

- Harry

Uśmiecha się. - Kocham cię Severusie.


***

Bezceremonialnie powracam do świadomości, a moje wnętrzności doganiają umysł chwilę później. Z trudem łapiąc oddech otwieram oczy. Tej nocy już więcej nie pośpię. Szybko podnoszę się z łóżka chętny, by uciec obrazom z mojej głowy. Jestem zaskoczony widokiem głowy spoczywającej na podłodze. Bezołowiowy Harry Potter otwiera oczy, uśmiechając się do mnie w poczuciu winy.

- Co do jasnej cholery tutaj robisz? - wydzieram się, chwytając moje łomocące serce.

Siada, ściągając z siebie pelerynę. - Ja... przepraszam. - Spuszcza wzrok i wstaje. Zakładam szlafrok, przeganiając ostatnie resztki snu. Dalej tam jest, kiedy przestaje. Cholera.

- Po co ci ta durna peleryna? - Nie potrzebował jej od wieków. Z nieograniczonym dostępem do sieci Fiuu i przepustkami w każdy zakątek Hogwartu. Przyglądam się jego twarzy, która wykrzywia się w grymasie.

Wzdycha zrezygnowany. - Przychodzę tu czasami w nocy. Tylko, kiedy śpisz. Znaczy, nie przyglądam się, jak... się rozbierasz ani nic takiego. Ja tylko... kiedy już śpisz. Przepraszam.- Ostatnią część zdania wypowiada w stronę swoich dłoni. Wpatruję się w niego oniemiały. Wieczorami przychodził do moich komnat. Próbuję przetrawić informację, ale gubi się gdzieś po drodze, kiedy uświadamiam sobie, że nie sypiał normalnie.

Dodaje - Zazwyczaj wychodzę, zanim się budzisz.

- Jak często to robisz? - Wzrusza ramionami w odpowiedzi. - Więc, nie sypiałeś normalnie.

- Przepraszam. Jesteś zły?

Dochodzi do mnie, że powinienem być. To byłby wystarczający powód, by złamać moją umowę z Dumbledorem. Potter wykorzystywał dostęp do moich komnat. Włamał się. Powinienem się czuć wykorzystany. Jestem przerażony, że wcześniej nie zdałem sobie z tego sprawy.

- Czemu mi nie powiedziałeś, że nie śpisz? Czemu wcześniej się nie ujawniłeś? - Czemu zrobił to właśnie dzisiaj? Zdecydowanie lepiej sprecyzowane pytanie. Mój żołądek kurczy się boleśnie, kiedy przypominam sobie przepowiednię Trelawney . Zmieniając myśli w czyny. Uspokajam się, desperacko trzymając się mojej samokontroli.

- Zmusiłbyś mnie, żebym tu nie przychodził i próbował spać. - Oczywiście, ma rację. Z pewnością nie pozwoliłbym mu obozować na podłodze obok mojego łóżka.

- Więc, dlaczego teraz?

- Powiedziałeś moje imię. Myślałem, że wiesz, że tutaj jestem. Ale tobie się coś śniło, prawda? Powinienem był wiedzieć. Nie powiedziałbyś do mnie Harry, o ile miałbyś na to jakiś wpływ. - Uśmiecha się. Wykrzywiam się drwiąco, siadając na łóżku i wzdycham. Siada koło mnie, a ja spinam się w sobie. Zastanawiam się, czy nie przenieść się do salonu, ale szybko porzucam tę myśl. Nie jestem pewny, czy dałbym radę.

- Nie możesz tego kontynuować.

- Już jest koniec semestru, prawda? Będę zamknięty w lochach. Odpoczniesz sobie ode mnie.- Najwyraźniej chciał to powiedzieć żartobliwym tonem, ale jego łamiący się głos zdradził go. Jestem zaskoczony nagłym bólem w klatce, który rozpoznaję jako strach. Zgniatam go, wmawiając sobie, że będę wdzięczny za dłuższą chwilę samotności.

- Potter...

- Proszę, nic nie mów. To.. znaczy radzę sobie z myśleniem, że będziesz zadowolony, że się mnie pozbywasz. Rozumiem. Naprawdę. To musi być straszne, że spędzasz swój wolny czas z...yy. Ale proszę.. nie chcę słyszeć jak mówisz to na głos. - Obserwując go cynicznie zastanawiam się, czy chce mnie zmusić, żebym temu zaprzeczył. Nie zaprzeczę.

- Przepraszam. - Przylepia na usta odważny uśmiech. - Zostawię cię teraz samego. - Wstaje i zaczyna odchodzić, ale w ostatnim momencie obraca się. - Proszę - mówi oferując swoją pelerynę. - Żebyś był pewny, że więcej tego nie zrobię. W nocy staję się trochę... dziwny i wmawiam sobie, że mogę robić różne rzeczy. Teraz już nie będę mógł. I może uwierzysz, że naprawdę jest mi przykro. Przypuszczam, że naprawdę jestem wariatem. - Peleryna przecieka przez moje palce jak woda. Po chwili wypuszcza ją, wzdychając jak gdyby szykował się na coś strasznego. Jestem oszołomiony i niewytłumaczalnie przerażony. Patrzę, jak odchodzi, zastanawiając się, czy nie powinienem czegoś powiedzieć. Sam nie wiedząc, co mógłbym powiedzieć. Powinno mu być przykro. Ja powinienem być wściekły.

- Jesteś wariatem Potter.

Zatrzymuje się przy drzwiach i zaczyna śmiać. - Nie jestem całkowicie normalny, prawda?

Śmieję się drwiąco, kiedy moje własne słowa zaczynają mnie prześladować. Uderza mnie ironia sytuacji. Zdanie uważaj czego pragniesz gra w mojej głowie jak zepsuta płyta. - Nie - mówię twardo. Nie ma sensu go okłamywać. - Ale normalność jest przeceniana.

Wstaję i podążam za nim do salonu. Przepraszając mnie w kółko, wyciąga puszkę z proszkiem Fiuu. Zatrzymuję go. Jeżeli uważa, że tak po prostu pozwolę mu odejść, grubo się myli. Jeszcze nie zapomniałem mojej pozycji i nie mam zamiaru zgadzać się na obsesyjne zachowanie.

- Potter zostajesz tutaj. Pogadamy sobie. - Przyzywam czajnik z herbatą, starając się nie zauważyć niepokoju w jego wyrazie twarzy. Ta rozmowa zaboli go o wiele bardziej niż mnie.- Zamierzam zadać ci kilka pytań. A ty odpowiesz na nie zgodnie z prawdą, bez zastanawiania. Rozmyślnie włamałeś się do moich komnat i nie pozwolę ci na luksus zwany zażenowaniem. Jest piąta nad ranem i nie mam cierpliwości dla rumieńców. Siadaj.

Posłusznie wykonuje polecenie i ukrywa twarz w dłoniach. Stawiając filiżanki na stoliku pomiędzy naszymi krzesłami, zastanawiam się, jak głęboko chcę wniknąć w jego pokręcone zachowanie. W zasadzie to już jestem zbyt zaangażowany. Biorąc głęboki oddech zaczynam. - Dlaczego tu przyszedłeś? - Doskonale wiem, co mi odpowie, ale mam zamiar wyciągnąć z niego wszystko, zanim to się skończy. I, miejmy nadzieję, wyperswadować jego niektóre wyobrażenia.

- Nie mogłem spać.

- Nie mogłeś spać, czy śnił ci się koszmar?

- Nie mogłem spać. - Powtarza zawzięcie.

- Byłeś tu zeszłej nocy? - Kiwa głową. - Piątek? - Kiwa jeszcze raz. - W takim razie, kiedy ostatnio mogłeś spać? - Zaczynam się zastanawiać, czy mówi mi prawdę.

- Czasami śpię, kiedy tutaj przychodzę. Tu jest.. ciszej. Słuchaj, to nic wielkiego.

- Wręcz przeciwnie, wkradanie do moich komnat to bardzo wielka sprawa. A twoja bezsenność, jeżeli jest to prawdziwy powód twoich wizyt, także zasługuje na uwagę. Byłem przekonany, że śpisz normalnie. Gdybym wiedział, że tak nie jest, nalegałbym, żeby coś zostało zrobione w tej sprawie. - Patrzy na mnie przerażony. Ja też jestem. I niby co ja bym z tym zrobił?

- Zrobiłem postępy w nauce, tak? To jedyne, co się liczy. A przychodzenie tu... już mówiłem, że jest mi przykro.

- Tak, mówiłeś. I myślę, że jest ci przykro, ponieważ zostałeś odkryty. Jednakże nie wierzę, żebyś uważał, że to, co zrobiłeś było nieodpowiednie. A postęp w zajęciach nie jest z pewnością najważniejszy. Sen jest podstawą utrzymania stabilności psychicznej.

- Nie sypiasz więcej niż kilka godzin na dobę. Może ja też nie potrzebuję tyle snu co inni. Wiem, że moje przychodzenie tutaj jest złe, ponieważ narusza twoją prywatność. Ale masz rację. Nie widzę niczego złego w chęci... - Bierze głęboki oddech i zamyka oczy - ... bycia blisko ciebie. - Widzę, jak uparcie zaciska szczęki. Oczy ma zamknięte jeszcze przez chwilę; i dzięki bogu, bo mam czas, żeby otrząsnąć się z szoku spowodowanego jego wypowiedzią.

- To jest niewłaściwe.

- Nie. To byłoby niewłaściwe, gdybym był z tobą w łóżku. - Słyszę jadowity żal w jego głosie, ale nie mam wrażenia, żeby był skierowany do mnie. - W każdym bądź razie, nie jest bardziej nieodpowiednie niż dawanie uczniowi szkockiej. - Otwiera oczy, by ocenić moją reakcję. Staram się żadnej nie pokazywać. Wewnątrz, jestem rozdarty między pochwaleniem go za przebiegłość a wykombinowaniem, co powiedzieć. Uwalnia mnie z tego obowiązku. - A poza tym, jeżeli ktokolwiek się dowie, to tym razem cała wina jest po mojej stronie. Mam pelerynę niewidkę, proszek Fiuu i wkradłem się do pokoi mojego profesora zaraz po tym, jak wysłał mnie do siebie.

- Potter, nie o to chodzi.

Ściąga usta gniewnie. - Wiem. - Przejeżdża ręką po włosach i popija herbatę. - Przepraszam, Wiem, że to niewłaściwie zachowanie. Ale tylko dlatego, że ci się nie podoba.

Prawie ma rację. Zaciskam powieki, żeby wypowiedzieć następne zdanie. - Twoja chęć bycia blisko mnie jest niewłaściwa Potter, ponieważ mógłbym być twoim ojcem. - Proszę. Powiedziałem to. Połykam gorycz, którą wywołały te słowa.

- To też wiem. Ale miałem nadzieję, że o tym nie wspomnisz. - Otwieram oczy i widzę, że się uśmiecha. Sam też prawie to robię. - Jest to również niewłaściwie, ponieważ jesteś moim nauczyciele, a ja łamię kolejne wytyczone dla mnie granice, prawda? A włamywanie się do ciebie jest złe, bo zaufałeś mi na tyle, że pozwoliłeś Dumbledore'owi podłączyć twój kominek do sieci Fiuu.. a ja zawiodłem twoje zaufanie. Znam te wszystkie powody. Miałem bardzo dużo czasu, żeby je sobie przemyśleć.

- Rozumiem. Twój zmysł postrzegania dobra i zła wydaje się działać poprawnie, tylko do cholery, jak masz zamiar usprawiedliwić swoje postępki?

- Podejrzewam, że nie mogę. Posłuchaj, idę w nocy do łóżka i mówię sobie, że będę spał. A potem zaczynam myśleć. To doprowadza mnie do szaleństwa, więc próbuję przestać, ale nie mogę. A później Neville zaczyna chrapać i mam ochotę sobie włosy z głowy wyrwać. Pokój Wspólny jest za cichy. Chatka Hagrida...jest....po prostu nie mogę... obiecałem Dumbledore'owi, że przestanę szlajać się w nocy po zamku, więc przychodzę tutaj. Leżę na podłodze, słuchając twojego oddechu. I ponieważ nikogo nie krzywdzę - nie naprawdę- to nie obchodzi mnie, co jest niewłaściwe.

Kiwam głową. Właściwie to nie wiem dlaczego. Wydaje się, że to dobra odpowiedź. Rozumiem go całkowicie, ale to nie zmienia faktu, że nie chcę być jego lekiem na bezsenność. To nie moja rola. To nie leży w moim charakterze, żeby być środkiem uspokajającym. I nie jestem jakimś pieprzonym światełkiem w ciemności jego życia. Ja jestem ciemnością.

- Przestraszyłem cię, tak?

Kiwam głową. Cholera. Powinienem był zaprzeczyć.

- Brzmi żałośnie, wiem.

- Co mnie zastanawia, to co się stanie, jeżeli z jakichkolwiek powodów, nie będzie mnie, żeby... dla ciebie pooddychać?

- Zawsze zostają teksty z eliksirów. - Nie mam w sobie wystarczająco energii, żeby zadrwić efektywnie. Zamiast tego pochrząkuję. Powinien być wdzięczny, że w ogóle dostał jakąś odpowiedź. - Tego nie wiem, ale podejrzewam, że się dowiem w czasie wakacji. Myślałem, że wyrzucisz mnie stąd od razu. Ja cię nie potrzebuję. Po prostu lubię tu być.

Nie wiem, co bardziej mnie niepokoi; że zrobił to z powodu jakieś pokręconej zależności ode mnie, czy, że robi to z własnego wyboru, ponieważ chce być ze mną. Byłem już niechybnym celem ślepego zadurzenia uczniów. Ale nigdy aż tak bardzo. W ciągu tych rzadkich okazji, kiedy uczeń ubzdurał sobie, że mu się podobam, szybko wybiłem to jemu lub jej z głowy. Moja zdolność do bycia przerażająco przekonującym jest ściśle powiązana z moją rolą jako autorytetu. Jako, że tym razem mój autorytet został poważnie nadszarpnięty, nie za bardzo wiem, jak mam sobie z tym poradzić. Co więcej, nie mogę przekonać siebie samego, że sytuacja wymaga radzenia sobie z nią.

- Potter, chcę, żebyś mi powiedział, jak mam z tobą postąpić. Mam przed sobą młodego mężczyznę, którego uczucia do mnie... nawet nie próbuj się czerwienić... którego uczucia do mnie zaszły tak daleko, że powiedzenie, iż jakaś granica została przekroczona jest ogromnym niedomówieniem. A teraz włamuje się do moich komnat w środku nocy, żeby posłuchać, jak oddycham, łamiąc co za tym idzie ostatnich kilka zasad, których powinien przestrzegać. Jeśli się od niego odwrócę, co byłoby logicznym wyjściem z sytuacji, ryzykuję, że wywalą go ze szkoły albo popadnie w jeszcze głębszą depresję. Jeśli natomiast tego nie zakończę ryzykuję... że zaangażujesz się tak samo i zrobisz coś głupiego. Gdzie do jasnej cholery jest reszta zdania?

- Utratę pracy.

- Dokładnie. - Coś w tym rodzaju.

- Czy pomogłoby, jeśli powiedziałbym Dumbledore'owi, że chciałem przestać tu przychodzić? O to chodzi? Bo, jeżeli się martwisz, że będą cię winić, jeśli nie zdam egzaminów .. to... Dumbledore nie mógłby cię winić, gdybym powiedział, że to ja przestałem przychodzić.

Posyłam mu rozwścieczone spojrzenie. - Przestań się bawić w odważnego, poświęcającego się Gryfona. To nie na miejscu. Czego chcesz, Potter?

Śmieje się. Nie widzę powodu. Obserwuję, jak jego rysy stają się twarde i wstrzymuje oddech.

- A ty czego chcesz? Ponieważ decyzja należy do ciebie. Naprawdę chcesz wiedzieć, co o tym myślę? Myślę, że masz rację. Zachowałem się niewłaściwie. Ale, jeżeli już rozmawiamy o zasadach, to ty także. Wszystko, co zrobiłeś do tej pory mogłoby zaowocować wyrzuceniem z pracy, jeżeli dowiedziałby się ktoś inny niż Dumbledore. Jeśli ktokolwiek znalazłby nas tutaj teraz, wywaliliby cię. Więc, jeżeli mamy za coś wpaść w kłopoty, jak to mówią bliźniaki Weasley'ów, sprawmy, żeby było za co.

Szczęka mi opada z wrażenia. Jestem zaskoczony, jak szybko to wszystko powiedział i zastanawiam się, czy aby czasem nie komponował swojej przemowy po nocach, kiedy wsłuchiwał się w mój oddech. Na mojej podłodze. Przestaję podążać tym tokiem myślenia, zanim zaczynam się zastanawiać, co jeszcze mógłby robić na mojej podłodze.

Śmieje się, a ja w końcu zmieniam głupkowaty wyraz twarzy. Wypuszczam oddech, który nie wiedziałem, że wstrzymałem.

- Przepraszam - chichoce, popijając herbatę. - Szkoda, że nie widziałeś swojej miny. - Wypija resztę płynu i zagląda w pustą filiżankę z rozczarowaniem. - Jesteś pewien, że nie chcesz napić się szkockiej? Wyglądasz, jakby ci się przydała. Ja też bym nie odmówił.

- Jesteś depresyjnym popaprańcem, cierpisz na bezsenność i jesteś etycznie wyzywający. Nie dodawaj alkoholizmu do listy. Wciąż jesteś młody, możesz na to pracować całe życie. - Drwię, starając się nie myśleć, że jego całe życie nie będzie wystarczająco długie.

- Nie jestem etycznie wyzywający..

- Hm. " Sprawmy, żeby było za co"?

Wyszczerza zęby w uśmiechu. Nagle żałuję, że kiedykolwiek zabroniłem mu się rumienić. Zdecydowanie wolę, kiedy się czegoś wstydzi.

- Powiedziałeś, żebym nie odgrywał poświęcającego się Gryfona. - Zakłopotanie w końcu powleka czerwienią jego policzki i jestem tak wdzięczny, że mógłbym pocałować... nie, może nie tak wdzięczny. Zdecydowanie nie. - Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Czego chcesz?

Bardzo głośna część mnie skanduje, by zaadoptować kod etyczny Weasley'ów. Inne, zdrowe psychicznie części, kłócą się między sobą, któremu aspektowi mojego ja udzielić głos. Moje usta zostają zamknięte i cierpliwie oczekują na decyzję.

Czego chcę? Chciałbym, żeby się nigdy nie urodził. Chciałbym wrócić do tych wspaniałych dni, kiedy bezkarnie mogłem go nienawidzić jako przedłużenie życia swojego ojca. Chciałbym cofnąć się w czasie do chwil, kiedy siedziałem samotnie w moich komnatach, nie patrząc na zegarek i czekając na niego, kiedy wypadnie z kominka i zakłóci ogłuszającą ciszę mojej umiłowanej izolacji.

Chcę go wziąć i sprawić, żeby pożałował, że kiedykolwiek mu się spodobałem.

- Muszę już wracać do siebie. - O, bogowie, dziękuję. - Jeżeli chcesz o tym pomyśleć, mogę wpaść później. Znaczy...jeżeli mogę. - Spogląda na mnie niepewnie, a jak kiwam głową. Wstaje, wypuszczając wstrzymywany oddech. Uśmiecha się zanim mówi - Naprawdę mi przykro, mimo że nie z właściwych powodów.

Patrzę, jak wchodzi do kominka i znika. Zostaję sam wyobrażając sobie, co mógłbym zrobić, gdyby został.

***

- Dzień dobry Severusie, wyglądasz na zmęczonego.

Siadam i patrzę się na niego spode łba. Oczy Dumbledore'a migocą przez chwilę, zanim przybiera poważną pozę. Spinam się w sobie. Nie mogę zdecydować czy wolę, kiedy migoce, czy też nie. W końcu decyduję, że lepiej przestać o tym myśleć.

- Severusie, Harry przyszedł do mnie dzisiaj rano z raczej niepokojącym wyznaniem.

Mój żołądek nagle znika. Powiedział mu. Czemu to zrobił? Unoszę brew, starając się wyglądać, jak bym mnie to nie obchodziło. - Naprawdę? Nigdy bym nie wpadł na to, że chłopak może być szczery.

- Wydawał się zatroskany, że ty nie będziesz miał serca, żeby sam mi o tym powiedzieć. Oczywiście, rozumiesz Severusie, że to, co zrobił Harry jest nie do przyjęcia. Jak najbardziej masz powód by prosić, żeby sieć Fiuu została dla niego zamknięta. Kiedy powiedziałem, że oczekuję, żebyś trzymał się swojego postanowienia, nie oczekiwałem, żebyś rezygnował ze swojej prywatności.

Wściekle zaciskam szczęki. - Nie przeszkadza mi to. - Mamrocę.

- Słucham?

- Powiedziałem, że mi to nie przeszkadza. Nie ucieszyło mnie zbytnio, kiedy znalazłem go na mojej podłodze, ale po krótkim zastanowieniu zrozumiałem, dlaczego tam był. A fakt, że przyszedł do ciebie poświadcza szczerość jego przeprosin. Jego zachowanie jest nienormalne, skoro wkrada się do moich komnat, żeby posłuchać jak oddycham, ale jeżeli go to uspokaja, dlaczego nie pozwolić mu kontynuować. Jeśli chcesz, żebym go ukarał, może powinieneś pomyśleć, że jego uzależnienie ode mnie, jest tylko twoją winą.

Nagle zdaję sobie sprawę z tego, że krzyczę. Na Albusa Dumbledore'a. Moje usta otwierają się w niemych przeprosinach, a zimna fala niepokoju uspokaja mnie. Ma wyraz twarzy mądrej babci, która zaraz wytłumaczy coś boleśnie prostego chłopczykowi, który jest za młody, żeby zrozumieć. Nie mogę spotkać jego spojrzenia.

- Severusie, chciałem tylko, żebyś wiedział, że nie musisz robić niczego, co ci się nie podoba. A co do mojej winy - kulę się w sobie, a on chichoce - Podejrzewam, że nie doceniasz siebie. Może czuć się swobodnie w twoim towarzystwie z powodu tym, kim jesteś.

- Proszę, Albusie. Zamknąłeś go w pokoju z jedną osobą w bardzo podatnym okresie jego życia. To naturalne, że rozwinął uczucie do tej jedynej osoby. Nie róbmy z siebie idiotów i nie wyobrażajmy sobie więcej niż jest: przerażony chłopak trzyma się kurczowo pierwszej napotkanej osoby, która zaoferowała mu spokój.

- Albo pierwszej osoby, która go zrozumiała. - Otwieram usta, żeby zripostować, ale zatrzymuje mnie koścista dłoń. - Pozwoliłem sobie zawiesić wasze sesje wyrównawcze. Nie może nie zostać ukarany. Podejrzewam, że mnie rozumiesz. Wróci do lochu, kiedy tylko skończy się rok szkolny. Syriusz Black zgodził się towarzyszyć mu w ciągu kilku pierwszych tygodni. Oczywiście, Syriusz będzie potrzebny później.

Spycham na boczny tor sprawę Blacka i skupiam się na ważniejszym problemie. - Nie zgadzam się na trzymanie go w zamknięciu przez całe wakacje. Rozumiem, że musimy zapewnić mu bezpieczeństwo, Albusie, ale utrzymywanie go przy życiu jest bez sensu, skoro nie pozwalamy mu żyć.

- Jestem tego samego zdania. Powiem szczerze, że miałem nadzieję o tym z tobą porozmawiać. Znalazłem miejsce, które jest bezpieczne. Przygotowania jeszcze nie zostały zakończone, aczkolwiek przewiduję, że wszystko będzie zapięte na ostatni guzik w połowie lipca. Zastanawiam się, czy zdołałbym cię skłonić do tego, żebyś przybył tam z Harrym. To odosobnione miejsce, mimo to wciąż otwarte, dlatego też nalegałbym, abyście nie używali magii, chyba, że w nagłych wypadkach. W żaden sposób nie jesteś zobligowany, Severusie, żeby przyjąć to zadanie.

Prycham drwiąco. - Ale jeśli się go nie podejmę, zostanie w lochach sam. - Spuszcza wzrok i smutno kiwa głową. - Tak, jak myślałem. Powiedz mi Albusie, czy te nowe, niezlokalizowane miejsce, nie znajduje się aby czasem gdzieś w górach?

Rzuca mi szybkie spojrzenie i widzę, jak zaskoczenie wkrada się na jego twarz. Naprawdę rzadko mi się zdarza, że go czymś zaskoczę. Byłbym całkiem z siebie zadowolony, gdyby nie nagła fala mdłości.

- Mogę spytać skąd o tym wiesz? - Ściąga brwi.

- Kubek z herbatą mi to wywróżył.

Uśmiecha się, migocąc. Zdecydowanie bardziej wolę, kiedy jest poważny. - Nie wiedziałem, że wierzysz we wróżby.

- Nie wierzę. - Mamrocę. Ale kimże jestem, by kłócić się z przeznaczeniem?

***

Wnikam w ciemną ciszę moich komnat, spędziwszy ranek na odprowadzaniu biadolących siódmoroczniaków, których sentymentalizm nigdy nie przestaje mnie zaskakiwać. Dziękuję, że byłeś dupkiem, profesorze. Tyle mnie pan nauczył. Powinienem był ich usadzić jak leci. Zrzucając naręcze pełne różnych prezentów pożegnalnych, ruszam do mojej prywatnej spiżarni i wyciągam czerwone wino na okazję zakończenia roku szkolnego. Używam mugolskiego narzędzia nazywanego korkociągiem, by otworzyć butelkę. Mimo że różdżka byłaby zdecydowanie wygodniejsza, jest coś zadziwiająco satysfakcjonującego w obserwowaniu pokręconego metalu penetrującego korek. Kawałek drewna wychodzi z butelki z cichym puknięciem, a ja wzdycham z zadowoleniem.

Stawiam butelkę na swoim biurku, by pozwolić jej oddychać i zauważam list leżący na jego biurku. Od razu poznaję schludne pismo. Przypuszczam, że musiał tu wpaść, kiedy byłem na śniadaniu. Widziałem, jak opuszczał Wielką Salę, odwracając się w moją stronę i posyłając słaby uśmiech, zanim zniknął z Dumbledorem - prawdopodobnie udając się do niezlokalizowanego miejsca. Prawie żałuję, że mnie z nim nie ma. Wbrew mojemu przerażaniu, jego nieobecność w moich komnatach nie przeszła niezauważona. Bez niego zadręczającego mnie głupim gadaniem, moja zdolność do spania zmniejszyła się. Niezliczoną ilość razy łapałem się na tym, że miałem nadzieję, iż spełni moje oczekiwania i sprzeciwi się nakazom Dumbledore'a. On, jakkolwiek, rozwinął w sobie zapał do przestrzegania zasad i nalegał na oddaniu mi mojej wolności. Bez zastanawiania się nad tym, czy ja w ogóle tego chcę. Przeklęty chłopak.

Łamię pieczęć na liście. Nie jestem całkowicie pewny, czy chcę wiedzieć, co jest w środku. Coś mi podpowiada, że powinienem napić się czegoś alkoholowego, zanim zacznę czytać.
Mimo że to profanacja, łączenie dobrego wina ze złym przeczuciem, nie mam wyjścia. Nalewam sobie szklaneczkę i zabieram butelkę, kierując się do tego krzesła. Popijając wino, otwieram list.

Kochany profesorze

Kochany. Jakie wzruszające. Upijam sporo nim kontynuuję.
Chciałem podziękować ci za całą pomoc, jaką ofiarowałeś mi przez ten rok. Bez tego zaklęcia na koncentrację, którego mnie nauczyłeś, nie przetrwałbym przez ostatnie dwa tygodnie. Nawet Hermiona była pod wrażeniem mojej nauki, mimo że Ron, zamartwiał się o mnie.

W każdym bądź razie piszę, żeby cię jeszcze raz przeprosić. Nie przestaję myśleć o sytuacji w jakiej cię postawiłem i czuję się z tym okropnie. Dumbledore był naprawdę wściekły. Miał rację. Już poświęciłeś mi tak wiele i to było samolubne z mojej strony, by prosić o więcej. Wiem, że zawiesił zajęcia wyrównawcze tylko do rozpoczęcia roku, ale postanowiłem, że nie będę ich kontynuował. Nie to, żeby nie pomagały. Pomagają. Ale z zupełnie innych powodów.

Zastanawiałem się nad tym co powiedziałeś, że mógłbyś być moim ojcem. Wiem, że zszokowało cię to, że cię lubię. Mnie właściwie też. I dlatego uważam, że lepiej, żebym nie przychodził do twoich komnat. Im więcej jestem koło ciebie, tym bardziej chcę być. A jak powiedziałeś, to niewłaściwe. Nie wspominając już o tym, że to kurewsko irytujące być zakochanym w kimś, u kogo nie masz szans.

Proszę. Napisałem to. Nie martw się. Będziesz miał mnóstwo czasu w te wakacje, by o tym zapomnieć. Lepiej dam ci ten list teraz, zanim się rozmyślę. Baw się dobrze w czasie wakacji i proszę nie umieraj.

Harry

PS. Jeśli nie proszę o zbyt wiele, błagam nie torturuj mnie tym w klasie. Właściwie, byłbym bardzo wdzięczny, gdybyś udawał, że nie napisałem tego ostatniego kawałka
.

List opada na moje kolana, a ja zaczynam się śmiać. Głośno. Histerycznie. Coś mi mówi, że Potter nie wiedział o planie Dumbledore'a, kiedy przywołał całą swoją Gryfońską odwagę, żeby napisać ten list. Muszę mu powiedzieć. Z całą pewnością zrobił ogromny wysiłek, żeby być szlachetnym. Jestem rozdarty między sadystyczną niecierpliwością, żeby zobaczyć wyraz jego twarzy, kiedy będzie musiał stawić mi czoła, a zdziwieniem, że znalazłem się w tak komicznej sytuacji. Zerwał ze mną. Znowu się śmieję. Przypuszczam, że później do mnie dotrze, żeby być przerażonym. Ale teraz wnoszę toast za Harry'ego Pottera. Niech nigdy nie przestaje mnie bawić utratą swojej godności.