Bezimiennie 1
Dodane przez Aquarius dnia Czerwca 30 2011 19:25:07
- Nie sprzedam za mniej niż 1000 złotych monet.
- Monk, ile się już znamy? Masz mnie za kretyna?
Niski mężczyzna odwrócił głowę, mamrocząc pod nosem jakieś przekleństwa. W jego potężnym namiocie było duszno i śmierdziało stęchlizną i łajnem. Wszędzie poustawiane były klatki - od tych wielkich do najmniejszych, kilkucentymetrowych. We wszystkich coś się ruszało, wydając osobliwe dźwięki.
Kupujący cieszył się w duchu. Widział jak grubasek co jakiś czas wyciąga dyskretnie chusteczkę, by wytrzeć pot. Nie stał jak zwykle wymachując pulchnymi dłońmi żywo gestykulując, czy mówiąc pewnie i szybko. Był wycieńczony po długiej podróży z Północnych Ziem i najchętniej pozbyłby się natrętnego klienta.
- Dobrze wiesz, ile trudu zajmuje mi sprowadzenie ich.
- Chciałeś powiedzieć "pieniędzy". I tak nieźle na tym wychodzisz.
- Charles, wiele osób oddałoby za nich cały majątek. Nie jesteś moim jedynym klientem. No i słyszałem, że służą ci oni do tych chorych badań. Wystarczy, że oddychają.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko, słysząc to i odwrócił w stronę klatki.
- Myślałem, że kupcy nie wierzą plotkom.
- Nie zaprzeczyłeś - zauważył, nie ukrywając zadowolenia.
- Czy Związek wie, że tu jesteś?
Na te słowa grubasek cicho pisnął i zamilkł na dłuższą chwilę, wpatrując się pełnym nienawiści wzrokiem w mężczyznę. Ciszę przerywały jedynie odgłosy zwierząt uwięzionych w klatkach.
Po chwili kupiec wstał i podszedł do łańcuchów które przyczepione były do grubych prętów. Z nieukrywaną odrazą spojrzał na istoty, które znajdowały się na ich końcach.
- Które chcesz?
- Wezmę tą z dzieckiem i tego czarnego. Dam 300 od głowy.
- Nie sprzedam go tak tanio.
Charles odwrócił się, unosząc brwi. Handlarz w tym czasie otworzył potężną księgę leżącą na biurku. Chwilę przerzucał kartki, wodząc po szarych stronicach paluchem.
- Miałem z nim wiele problemów - mruknął, gdy wreszcie znalazł odpowiedni wpis. - Trudno było go złapać. Zabił mi trzech najemników i zniszczył zapasy Zielska, które wiozłem znad Morza Wielkiego. Straty razem wyniosły 650 złotych monet.
Monk wziął głęboki wdech i wytarł szybko czoło pomiętą chusteczką, która zaraz znikła w fałdach jego płaszcza. Spojrzał na mężczyznę małymi oczkami, w których tliła się ukrywana złość.
- Próbowałem już go sprzedać w dwóch sąsiednich krajach. Niestety przez te cholerne blizny wszyscy się bali.
Mężczyzna spojrzał jeszcze raz w głąb klatki. Monk wciąż jeszcze narzekał, lecz on nie zwracał na niego uwagi. Ścisnął pod płaszczem pękatą sakiewkę i skrzywił się lekko.
Nie sądził, że to będzie aż tyle kosztować. Wyda ostatnie pieniądze, które zdobył przez ostatnie miesiące. Przeniósł wzrok na wychudłą kobietę leżącą na ziemi. Jej ręcę przypominały wyschnięte witki owinięte w podarte szmaty. Mógłby kupić dwie takie w zamian. Przecież one ledwo żyją.
Nagle koło koła przemknął mu jakiś kształt. Nie zdołał się cofnąć. Usłyszał jedynie trzask, a następnie potężny ból w prawym ramieniu. Głośno wrzasnął i szarpnął się, lecz coś chwyciło go za kark i pociągnęło do tyłu, sprawiając, że uderzył plecami w stalowe pręty. Zachwiał się, gdy czarne plamy zatańczyły mu przed oczami, jednak nie upadł. "Ktoś" wciąż go trzymał.
Z trudem otworzył oczy. Przed nim stał Monk, na którego twarzy malowało się przerażenie. Grubasek wrzeszczał, trzymając jakąś dziwną broń.
Charles powoli odwrócił głowę. Jego ramię było bezwładne i wykrzywione w dziwnym kierunku, lecz najgorsza była istota, która pochylała się nad nim, zlizując krew z rany. To ona trzymała go wciąż w potężnym uścisku. Widział długie kły i zmiennobarwne oczy, kształtem przypominające migdały.
Krztusił się i szarpał, próbując zaczerpnąć tchu. Nie mógł... Powoli tracił przytomność...

* * *

- Paniczu! Co się stało?!
- Nic mi nie jest.
- Ale ręka...!
- Zawiadom kowala i skrybę. Jestem u siebie.
- Ale...
- Wiktorze - obrócił się w progu, by spojrzeć na sługę - powinieneś się wreszcie do tego przyzwyczaić. Nic mi nie jest i nic nie będzie. Mamy teraz większe problemy. Gdy przyjdą, każ im zejść na dół i zawołaj mnie.


Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, osunął się powoli na ziemię, tłumiąc krzyk. Przycisnął ramię do piersi i zwinął się w kłębek. Za każdym razem było to nieznośne, mimo że myślał, iż dawno to przezwyciężył. Ból - nie dało się go opisać. Jakby ktoś na nowo rozszarpywał mu ramię by zaraz zaszyć je grubą nicią. I igłami - tysiącem igieł. Zagryzł wargę. Czasem miał wrażenie, że kiedyś się w końcu zatraci. To była jedyna rzecz, której się bał.
Gdy wszystko minęło, przewrócił się na plecy, zamykając oczy. Oddech wciąż miał niespokojny, lecz jego twarz była bez wyrazu, jakby nic się nie stało. Nieświadomie zaczął wystukiwać rytm palcami - wolną, niewidzialna melodię. Zawsze tak robił, gdy obmyślał kolejne plany. Jak zdobyć fundusze, kogo powinien teraz przekupić, kto się teraz liczy, komu się podlizać, przeciw komu nawiązać spisek. Bo wszystko skupiało się na tych przeklętych złotych krążkach.
Przypomniał sobie słowa Monka - plotki. Uśmiechnął się.
Wszyscy myśleli, że jest bogatym szlachcicem. To pomagało. Nie było pytań o dziwne przesyłki, hałasy, no i Strażnicy trzymali się z daleka. Wywodził się w końcu z niezwykle starego i potężnego rodu. Nie wiedziano, że już dawno został z niego wyrzucony, ale oczywiście nie rozgłaszano tego. Honor i te sprawy. Dla niego strach przed upokorzeniem był tylko odpowiednią... dźwignią, która pomagała mu otwierać co pewien czas rodzinny bank.
Jedynymi ludźmi, na których jego nazwisko nie robiło wrażenia, byli kupcy. Była to chyba najbardziej elitarna grupa na kontynencie. Bogaci - to wystarczyło. Dlatego właśnie cieszył się, że jeden z towarów Monka, go zaatakował. Oznaczało to cenę, na jaką go było stać.
Nagle rozległo się pukanie, a potem charczący głos Wiktora. Westchnął, ciężko patrząc na zegar. Czas uciekał mu zbyt szybko, a przecież nie miał go tak wiele. Powinien uważać. Lecz tak dawno nie zaznał prawdziwego snu, prawdziwego odpoczynku. Nie pamiętał już, od kiedy wszystko zmieniło się w koszmar. A on nie potrafił się wybudzić....

- Możemy już zaczynać?
- A gdzie skryba?
- To... ja... Ja jestem dziś chyba... w zastępstwie.
Charles odwrócił się w stronę piskliwego głosu. Pod ścianą stała niska dziewczyna trzymająca w drżących rękach arkusze papieru. Rzucił jej jedynie krótkie spojrzenie, by zaraz z powrotem się odwrócić.
- Dobra, zaczynajmy.
- Ale... ja chyba mam... coś powiedzieć...
- Co takiego? Tracimy tylko czas.
Dziewczyna stanęła oniemiała.
- Nie przejmuję się Pan... że noo... nie ma p...profesora Williego? No bo... no bo... on jest bardzo chory i właśnie....
Mężczyzna uniósł brwi, odwracając się w jej stronę. Ton jego głosu był niezwykle twardy, niczym rozkaz, mimo że wydawany był szeptem.
- Co mnie to obchodzi? Wypełniacie jedynie papiery i za to wam płacę. Tobie płacę. Bądź więc tak miła, zamilcz i weź się do roboty. Nie chce słuchać tych nędznym historyjek, tracę tylko czas.
Dziewczyna pisnęła, cofając się. Rzuciła przerażone spojrzenie na osobę koło klatek, jakby szukając pomocy, jednak nikt się nie odezwał.
- Świetnie. Czy szanowna Pani raczyła wytłumaczyła towarowi, co się będzie działo?
- T..t..tak...
- Kruku, dlaczego są jeszcze nie rozkuci?
Barczysty mężczyzna, który przez ten cały czas stał pod ścianę, lekko się poruszył. Jego głos sprawiał wrażenie, jakby nie nawykł do rozmowy. Dudnił w pomieszczeniu głębokim basem.
- Niebezpieczny. Uspokoić.
Charles spojrzał na przykute do kamiennego muru postacie. Swój nowy nabytek, którym zapewne nie będzie się długo cieszył. Omiótł wzrokiem siedzącą kobietę, by przenieść wzrok na mężczyznę. Mur wokół niego był zniszczony, a marmurowa posadzka zryta. Zauważył również, że mocowania kajdan są nieco obluzowane. Skarcił się w duchu. On naprawę jest niebezpieczny. Sądził, że to tylko kolejne kłamstwa Monka, jednak tym razem mówił prawdę. Westchnął cicho - to będzie długa noc.







I jak? Powiem szczerze, że jestem nawet zadowolona, chociaż w niektórym miejscach mogłam napisać lepiej. Ale jakoś nie potrafiłam znaleźć alternatywy. Kolejna historia, która będę starała się jak najszybciej skończyć. W przeciwieństwie do "Gangsta" wydaję mi się to o wiele łatwiejsze. Eh, to chyba dlatego, że kocham wątki fantastyczne :).