Prophet
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 09 2011 18:57:30
Prophet
Ang. prorok, wieszcz
Za dużo 'Dogmy' jednego dnia...



Kaoru nie mógł spać. Nie sypiał już od dłuższego czasu. Przez te kłopoty ze znalezieniem odpowiedniego wokalisty. Nie wiedział dokładnie, o co mu chodziło. Przesłuchali już mnóstwo osób, jednak cały czas nie mógł znaleźć kogoś, kto pasowałby do reszty zespołu, ich wizerunku, a przede wszystkim do jego muzyki. Na dodatek brakowało im jeszcze dobrego basisty, więc w ogóle nie można było mówić o jakimś zespole. Biedny Kao nie mógł przez to spać i na dodatek Shinya i Die sami najchętniej wyrzuciliby go z zespołu za niezdecydowanie. Na szczęście to on go założył.


Obudził go jakiś dźwięk. "Kurwa" nareszcie udało mu się zasnąć, a teraz będzie musiał znowu wziąć coś na sen. Z resztą, nie za bardzo się opłacało. Była czwarta w nocy, a za dwie godziny i tak będzie musiał wstać.Nagle…
- Jestem Metatron, głos Boga jedynego! - w pokoju pojawiła się kula ognia, z której wydobywał się głos - Jestem Metatron głos…
W tym momencie Kaoru użył gaśnicy, którą trzymał zawsze przy łóżku odkąd Die prawie go nie spalił, gdy spał.
- O nie! To się nigdy nie skończy! - krzyknął niepozorny gaijin, który wyłonił się z płomieni.
-, Kim jesteś? I jak się tu dostałeś!?!?!
- Jestem Metatron, jak już zdążyłem powiedzieć przed twoją akcją gaśniczą! I jestem wysłannikiem Boga, więc siedź cicho i słuchaj!
- Boga? Ale co Bóg może ode mnie chcieć? - spytał Kaoru, którzy żył w Japonii i nie jedno już widział.
- Wie, że masz te całe kłopoty ze znalezieniem wokalisty, więc wysłał mnie żebym ci pomógł!
- Japoński rynek muzyczny potrzebuje czegoś nowego! Czegoś zupełnie pokręconego! Czegoś takiego jak Dir en Grey! Musisz odświeżyć Japończyków (i nie tylko)!
- Ja!?! Sam!?!
- No, nie. Dostaniesz do pomocy Proroków. Dwóch.
- Proroków?
- Tak. Ja już się będę zmywać. Muszę uprać kapotę. I jeszcze jedno, pamiętaj: Podążaj za Daisuke!


- A teraz zapraszamy na wiadomości! - radiobudzik znowu wyrwał go ze snu, jak już nie robił od wielu dni.
- To był dopiero zwariowany sen… Boże! Co się stało z gaśnicą!?!?!


- Mam już serdecznie dość słuchania ich rzępolenia!!!! Chodźmy do kluuubu!!!!
- Die! Nie dziś. Zresztą pewnie nasz drogi Kaoru się nie zgodzi. Albo, co pewniejsze nie będzie mógł podjąć decyzji.
- Daj mu spokój. Nie wiesz, że nasz kochany Kaoru dąży do doskonałości, należy mu w tym pomagać, a nie…
- Och, daj spokój. Lepiej chodźmy się zabawić. Mam ochotę wypić litry alkoholu!


Jednak żałował, że z nimi poszedł. Die migdalił się w kącie z Shinyą, a on sam nie miał nic do roboty. Nawet piwo mu się skończyło.
Ciężko podniósł się z kanapy, na której siedział, jakby tak naprawdę nie było, po co, i ruszył w stronę baru.
- Uważaj jak chodzisz idioto! - wrzeszczał jakiś mały, farbowany blondyn na którego wpadł zamyślony Kaoru, przy okazji rozlewając jego piwo.
- Ja… przepraszam…odkupię ci piwo…
- Nie musisz… kurwa, moja koszula… - chłopak odszedł, a zdziwiony Kaoru w tym samym momencie poczuł się jakby coś przegapił, jakby coś, czego szukał od tak dawno znalazło się tuż obok niego a on to przegapił. Nawet chciał zawołać za nieznajomym, ale ten już zniknął.


Kaoru spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Był właśnie w łazience i zastanawiał się nad swoim życiem. Wbrew pozorom nie ma wielu lepszych miejsc na zastanawianie się nad życiem niż łazienki w podrzędnych klubach. Kaoru dochodził właśnie do wniosku, że jest nikomu niepotrzebny i nawet nie potrafi założyć jako takiego zespołu, gdy drzwi łazienki otworzyły się z hukiem i wszedł nie, kto inny tylko nasz blondyn-z-piwem z jakimś gościem
- O, nie!- krzyknął na widok Kaoru - Mam nadzieję, że nie masz zamiaru więcej wylewać na mnie piwo. Zresztą nieważne - blondyn podszedł do umywalki i ściągnął koszulę. Kao nie mógł nie zauważyć, że chłopak ma pięknie zarysowane mięśnie. Pięknie…!?!? Wyższy mężczyzna podszedł do niego i okrył go własną koszulą. W podzięce zapewne otrzymał gorący pocałunek. Prosto w usta.
- Kyo…!
- No, co! Jemu to nie przeszkadza, prawda? - Kaoru przecząco pokiwał głową, codziennie musiał oglądać lepsze rzeczy w wykonaniu Die i Shinyi - Widzisz? Mam dość już tego miasta! Wracam do Nagary lać małolatów jak przystało na proroka!
"Proroków. Dwóch." Kaoru omal nie zemdlał i zanim doszedł do siebie Kyo już wyszedł z łazienki. Za to wszedł ktoś inny.
- Toshiya! Powiedz mi, że mu powiedziałeś!
- Nie lubię kłamać.
- Toshiya! Nie możesz być jednocześnie z nim i ze mną! - wystraszony Toshiya spojrzał na Kao.
- Nic nie słyszałem. Ja w ogóle już wychodzę.


Kao siedział w swoim samochodzie i bezmyślnie palił papierosa. Miał chandrę. Miał chandrę wszechczasów. Być może, dlatego, że był sam. Gdy zobaczył, jak Die zabiera z klubu chichoczącego Shinye, który udawał, że wcale nie chce z nim iść to zrobiło mu się żal samego siebie. Teraz czuł się jakby był jedynym człowiekiem na świecie.
A wtedy zobaczył kogoś, kto też czuł się samotny.
- Wskakuj Kyo


Blondyn wyglądał jakby go przejechał pociąg. Płakał i ciągle przytulał koszulę, która należała do Toshiyi. Kao nigdy nie był w takiej sytuacji i nie miał pojęcia jak pocieszyć młodszego mężczyznę.
- Mam na imię Kaoru. A ty jesteś Kyo, tak? - w odpowiedzi otrzymał tylko kiwnięcie głową - Więc…Gdzie mieszkasz?
- Nigdzie.
- Aha.
- Może…mógłbyś mnie przenocować?
-…No dobra
- …dziękuje…


- Rozgość się. Chcesz coś do picia?
Jedyne, co otrzymał w odpowiedzi to milczenie. Kyo niepewnie usiadł na łóżku i rozejrzał się po zagraconym pokoju.
-, Więc zrobię ci herbaty. Zaraz wrócę.
Po chwili Kaoru usiadł obok z kubkiem gorącego napoju w ręce.
- No, napij się od razu poczujesz się lepiej.
Kyo popatrzał na niego spode łba i wytrącił Kaoru kubek z ręki.
- Dla…? - Kyo nie dał dokończyć gitarzyście i rzucił się na niego.
Najpierw zaczął gwałtownie go całować, wpraszając się do jego ust, a później uspokoił się i zaczął przesuwać się niżej, rozpinając koszulę Kaoru i delikatnie całując każdy centymetry jego ciała.
Aż Kaoru zdał sobie sprawę, że wcale tego nie chce, że to nie jest to, czego szuka.
- P…przestań! - odepchnął od siebie blondyna - Dlaczego to zrobiłeś?
- Ja…ja…przecież zabrałeś mnie tu tylko po to…prawda?
- Nie ja po prostu… nieważne… idź się umyć czy coś… A może zrobić ci coś do jedzenia…?
Kyo bez słowa wstał i poszedł do łazienki.


To była chyba najbardziej żenująca noc w całym jego życiu. Kyo, leżący na nim, w samych tylko bokserkach i koszuli Toshiyi, z całych sił go obejmujący i cicho pojękujący przez sen. Zanim zasnął był już prawie ranek, a przez jego głowę w tym czasie przemknęło tyle dziwnych myśli, że miał wrażenie, że jeśli Kyo ma zamiar zatrzymać się u niego na dłużej, to chyba zwariuje.


O! Nareszcie coś innego wyrwało go ze snu. Czyżby w tym nędznym radiu wreszcie zaczęli puszczać porządną muzykę?
- 'A teraz zapraszamy na wiadomości'
- Hmm? - nagle do niego doszło. To było to, czego potrzebował! Ten głos! To to, czego szukał od tylu miesięcy!
-, Kto…?
- No nareszcie wstałeś!
Kyo! To był Kyo! Najspokojniej w świecie stal sobie w drzwiach łazienki, z li i jedynie ręcznikiem na biodrach i nawet nie wiedział, co się działo z Kaoru!
- Kyo…to ty śpiewałeś?
- Tak, a co? Podobało ci się?
- Ty… znaczy… ja… ja mam zespół! I my właśnie szukamy wokalisty i…
- Proponujesz mi…? - Kyo parsknął śmiechem - No dobra, ale mam nadzieję, że to coś poważnego!
- Tak tylko, właściwie brakuje nam jeszcze kogoś na bas…
I miał okazję jak Kyo zupełnie się zmienia w ciągu kilku sekund. Uśmiech zniknął z jego twarzy, a w jego oczach pojawiły się łzy.
- Toshiya…Toshiya grał…
- Boże Kyo, przepraszam…
- Nie szkodzi, ja go nie kocham…tylko…może…mógłbyś go poprosić…
- Kyo… nie naprawisz tego…
- Wiem… - w tym momencie do pokoju wpadł Die, który ujrzał wdzięczny obrazek, jakim niewątpliwie był widok Kaoru tulącego do siebie Kyo ( wciąż w ręczniku).
- K…o_O Kaoru! Ja nie wiedziałem, że z ciebie to takie ziółko!
- Die…to nie tak, wszystko ci wyjaśnię, ale na początek może poznaj Kyo, naszego wokalistę.