Wojownik 2 5
Dodane przez Aquarius dnia Sierpnia 14 2011 12:38:10
W pewnym momencie do uszu Navy dobiegł radosny krzyk:
- Navati! - A chwilę później przed chłopakiem stał młoda kobieta z dzieckiem wychylającym się w wzorzystej chusty przewiązanej przez ramię kobiety i jej przeciwległe biodro.
Nava przez chwilę w skupieniu patrzył na nią, aż w końcu twarz rozświetlił mu uśmiech.
- Kumana! Cieszę się, że cię widzę! - Szczęśliwy, że zobaczył kogoś znajomego wstał i ostrożnie uściskał kobietę. - Co u ciebie słychać?
- Jak widzisz mam już dziecko. Niestety to tylko dziewczynka, ale mam nadzieję, że następny będzie chłopiec. Chociaż mój wojownik mówi, że jemu to nie przeszkadza, bo najważniejsze jest, że dziecko jest zdrowe. Ja osobiście wolałabym żeby to był chłopak, przynajmniej jego matka nie patrzyłaby krzywo na mnie. A co u ciebie? - Kobieta szybko zmieniła temat. - Widzę, że jeszcze nie przeszłaś Rytuału Związku.
- Niestety - Nava westchnął rozdzierająco. - Mój wojownik stwierdził, że musi iść najpierw na długą wyprawę, a dopiero po powrocie zostanę jego kobietą.
- Głupi wojownik. A wydawał się całkiem sensowny - mruknęła kobieta. - A tak w ogóle to co tu robisz? Nie wiedziałam, że handlujesz.
- Ja też nie wiedziałam. Dopiero niedawno się okazało, że potrafię zrobić całkiem niezłe ozdoby.
- Naprawdę? Pokaż!
- A oglądaj sobie - Nava z uśmiechem wskazał ręką na swój towar.
Kobieta kucnęła i zaczęła przebierać w ozdobach.- Kochana, nie wiedziałam, że masz talent do tego typu rzeczy - powiedziała z podziwem. - Zupełniej jak mój Nubu.
- Tak? A co on robi? Też ozdoby? - Zainteresował się chłopak. Miał nadzieję, że kobieta nie usłyszała zaniepokojenia w jego głosie.
- Ależ skąd. Nubu wyrabia łuki i strzały. Ma nawet kilku stałych klientów, którzy przybywają do niego nawet gdy nie ma targu. Możesz mi dać ten naszyjnik? - Spytała nagle podnosząc jedną z ozdób.
- No wiesz, to jest bardzo drogi naszyjnik i mimo, że cię lubię nie mogę ci go tak po prostu dać.
- To może chociaż opuścisz cenę? - Kobieta nie dawała za wygraną.
- A może zrobimy tak: Ja ci dam dwa naszyjniki a w zamian za to twój wojownik da pewnemu wojownikowi z mojego plemienia strzały. Co ty na to?
- A co to za wojownik? - Kumana spojrzała podejrzliwie na chłopaka. - Czyżbyś znalazła sobie innego?
- Ależ skąd! - Nava zaprzeczył gwałtownie. - On opiekuje się mną dzisiaj, bo przecież mój wojownik nie może. Wiesz, żeby nic mi się nie stał w drodze na targ i z powrotem.
- Rozumiem. Właściwie to musiałabym spytać mojego wojownika - powiedziała niepewnie cały czas patrząc na naszyjnik.
- W takim razie idź go spytaj, a do tego czasu ja schowam ten naszyjnik. Dobrze?
- To ja lecę - i już jej nie było.
Nava uśmiechnął się i odłożył naszyjnik na bok. Nie minęła długa chwila, w czasie której zdążył sprzedać kilka ozdób, gdy wróciła Kumana ciągnąc za sobą jakiegoś niezbyt umięśnionego, chociaż dość wysokiego, wojownika.
- To właśnie o niej ci mówiłam - powiedziała kobieta do wojownika, kiedy już podeszła bliżej. - Navati, pokaż mu ten naszyjnik. - Nava posłusznie pokazał wojownikowi ozdobę. - Widzisz jaki śliczny? Zgodzisz się? Proszę....
- Nie uważasz, że to za drogo? - Wojownik skrzywił się próbując wyswobodzić ramię z uścisku Kumany.
- Dołożę jeszcze naszyjnik dla ciebie i dwie bransoletki na nogę - odezwał się Nava, widząc jak wojownik prześlizguje się wzrokiem z jednej ozdoby na drugą.
- No dobrze - w końcu wojownik zdecydował się.
- Świetnie - Nava uśmiechnął się. - To wybierzcie sobie, które ozdoby chcecie, a ja poszukam mojego wojownika.
Pobiegł w kierunku chaty dla wojowników. Tym razem Moek pojawił się dość szybko.
- Co się stało?
- Chodź! - Nava złapał go za rękę i pociągnął za sobą.
- Czekaj - wojownik wyszarpnął rękę. - Najpierw powiedz mi co się stało.
- Powiem ci jak dojdziemy na miejsce. Proszę - zrobił płaczliwą minę. - Muszę szybko wracać, bo Kumana pilnuje moich ozdób.
- Jaka Kumana? - Zdumiał się Moek
- Powiem ci wszystko na miejscu. Chodź - i pobiegł przed siebie. Moek tylko westchnął i ruszył za nim.
Kiedy już doszli Nava postanowił wszystkich zapoznać.
- To jest Nubu z plemienia... - chłopak zawahał się. - Wybacz, ale Kumana nie powiedziała mi z jakiego jesteś plemienia.
- Buntu - odparł zapytany.
- A więc, Moek, to jest Nubu z plemienia Buntu. Nubu, to jest Moek z plemienia Taruri. - Wojownicy uścisnęli sobie dłonie. - A to jest Kumana, kobieta Nubu i moja przyjaciółka. - Moek uśmiechnął się ciepło do kobiety. - Nubu zgodził się dać ci strzały w zamian za moje ozdoby. Kumana mówi, że Nubu robi bardzo dobre strzały i łuki.
- Najlepsze - powiedziała z dumą w głosie Kumana.
- Nie powinnaś... - mruknął zaskoczony Moek
- Ale to żaden problem - odparł Nava. - Więc ty idź z Nubu, a ja porozmawiam sobie z Kumaną. Dobrze? - Zaczął popychać Moeka w stronę drugiego wojownika.
- No dobrze - Moek uśmiechnął się i odszedł.
- A ty co musisz kupić? - Zapytał Nava, kiedy już został sam z kobietą.
- Ja? Nic.
- To przyszłaś to tylko po to, żeby towarzyszyć swojemu wojownikowi? - Zdumiał się. - Czy to nie jest zbytnio męczące dla dziecka?
Kumana dziwnie spojrzała na chłopaka i odparła niepewnie.
- Dlaczego miało by to być niebezpieczne dla dziecka? Po prostu wyszłam z chaty i tyle. Jak coś będzie nie tak to zaniosę dziecko z powrotem do chaty.
- To gdzie ty żyjesz? - Zdumiał się Nava.
- Navati, a ty w ogóle wiesz, w jakiej wiosce teraz jesteś? - Spytała niepewnie Kumana.
Chłopak zdziwiony popatrzył na kobietę. Dopiero teraz dotarło do niego, że był tak podniecony tym targiem, że nawet nie zainteresował się w której wiosce on się odbywa. Widząc jego minę kobieta zaśmiała się.
- No wiesz, żeby nie wiedzieć gdzie się idzie na targ... Dobra jesteś.
Nava spłonął rumieńcem.
- No wiesz, byłam zajęta robieniem ozdób i jakoś tak... - zaczął się tłumaczyć zawstydzony.
- Nie musisz się tłumaczyć - Kumana poklepała Navę po plecach. - Jesteśmy w plemieniu Buntu, a mój Nubu jest synem wodza.
- Naprawdę? Gratuluję! - Nava potrząsnął ręką kobiety.
- Dziękuję. Szkoda, ze matka Nubu nie podchodzi do tego tak entuzjastycznie jak ty - westchnęła smętnie.
- Dlaczego?
- Ona myśli, że jak kobieta nie urodzi syna to jest nic nie warta.
- A co na to Nubu?
- On świata nie widzi za swoją córką. Pociesza mnie, że jestem młoda i w końcu na pewno dam mu syna.
- To najważniejsze. A przy okazji, mogę ją potrzymać? - Zapytał nieśmiało Nava.
- Oczywiście - Kumana wyjęła dziecko z chusty i podała chłopakowi. Ten wziął je ostrożnie i uśmiechnął się.
- Piękna. Jak ma na imię?
- Navati.
- Jak? - Zdumiał się Nava.
- Co się tak patrzysz. Dałam jej imię po tobie.
- To miłe - Nava uśmiechnął się szeroko, a jego serce ogarnęło miłe ciepło.
Siedzieli prowadząc rozmowę, przerywaną przez kupujących, gdy nagle podeszła do nich Mukura.
- I jak ci idzie? - Spytała.
- Mukura! - Nava ucieszył się na widok kobiety. - A gdzie Tuan?
- W chacie dla wojowników.
- Poznaj moją przyjaciółkę, Kumanę z plemienia Buntu. - Kobiety przywitały się. - A to jej córeczka. Zgadnij jak ma na imię?
- Nie mam pojęcia.
- Navati - Nava uśmiechnął się najszerzej jak tylko potrafił.
- Naprawdę? - Zdziwiła się Mukura.
- Acha - chłopak pokiwał głową. - Prawda, że śliczna?
- Oczywiście - Mukura uśmiechnęła się. - Ślicznie razem wyglądacie. Mam nadzieję, że dziecko, które dasz Alkanowi też będzie takie urocze.
Nava zasępił się słysząc to. Nie mógł przecież powiedzieć, że nigdy nie da Alkanowi potomka.
- Nie martw się, on na pewno wróci. Przecież ci mówiłam - Mukura zupełnie inaczej zrozumiała zasępioną minę chłopaka.
- Wiem, wiem - Nava westchnął.
W tym momencie podszedł kolejny kupujący, wiec Mukura szybko pożegnała się i odeszła.
- Wszystko w porządku? - Spytała Kumana, kiedy kupujący odszedł z zakupioną ozdobą.
- Tak - chłopak westchnął smętnie.
- Nie kłam, przecież widzę, ze coś jest nie tak. Czemu mi nie powiesz? Przecież jesteśmy przyjaciółkami.
- Alkan odszedł nic mi nie mówiąc - Nava westchnął ciężko, a jego serce ścisnął żal. - Nie wiem czy w ogóle wróci, czy mnie kocha. Wprawdzie Mukura mówi, że wróci skoro obiecał, ale ja nie wiem...
- Biedactwo... - Kumana pogłaskała Navę po głowie. - Mam nadzieję, że wróci.
- Ja też - szepnął niedosłyszalnie Nava.
Nie chcąc dłużej zajmować myśli tym smutnym tematem podniósł oczy wypatrując potencjalnych klientów. I przeraził się. W jego stronę szedł wojownik. Kumana zdumiona patrzyła jak Nava kurczy się starając schować głowę w ramionach i spuszcza na twarz włosy, jakby nie chciał, żeby ktoś go rozpoznał. Na szczęście wojownik szybko wybrał ozdobę, zapłacił bez targowania i odszedł. Dopiero gdy całkiem zniknął z widoku Nava odetchnął.
- Navati, co jest grane? - Zapytała z zaciekawieniem Kumana. - Czemu boisz się tego wojownika?
- Ja? Wydaje ci się - Nava uśmiechnął się nerwowo.
- Nie denerwuj mnie, dobrze? - burknąła kobieta. - Przecież dobrze widziałam, że nie chciałaś żeby ten wojownik zobaczył twoja twarz. I chcę wiedzieć dlaczego.
- Wybacz, ale nie mogę ci powiedzieć - szepnął Nava. - To jest skomplikowana sprawa.
- Nie to nie - burknęła kobieta i zabrawszy dziecko z rąk Navy odeszła urażona.
Chłopak westchnął ciężko. Przecież nie mógł powiedzieć przyjaciółce, że ten wojownik był z jego plemienia. Z tego plemienia, które skazało go na powolną śmierć z głodu i wyczerpania. Nie mógł powiedzieć, bo gdyby to zrobił, to musiałby powiedzieć także resztę, a tego nie mógł zrobić. Tak go to zasmuciło, że nawet miło brzęczące kali uzyskane za sprzedanie wszystkich zrobionych przez niego ozdób, nie pomogły.
Był środek dnia, kiedy pozbył się wszystkiego. Zwinął skórę i ruszył w stronę chaty dla wojowników. Nie był pewny czy Moek jest w środku, czy tez może coś kupuje. Okazało się, że był.
- Udało mi się wszystko sprzedać - powiedział Nava.
- To dlaczego masz taką smutną minę?
- Zmęczona jestem - odparł szybko. - Ten harmider i to, że pierwszy raz coś sprzedawałam... To strasznie męczące. A ty kupiłeś co chciałeś? - Szybko zmienił temat.
- Jeszcze nie. Myślałem, że trochę dłużej ci zejdzie, więc nie spieszyłem się. Ale zaraz poszukam jakiegoś dobrego noża i możemy wracać.
- Nie musisz się spieszyć - odparł szybko. - Zostaniemy tu ile potrzebujesz. Po prostu pójdę do chaty dla kobiet i trochę odpocznę. Poza tym nie wiem czy Mukura też już wraca czy nie.
- W takim razie idź - powiedział Moek i odszedł poszukać noża.
Nava westchnął i powlókł się do chaty dla kobiet. Taka chata była w każdej wiosce. To tam spotykały się kobiety na codzienne plotki, kiedy już zrobiły wszystko co miały zrobić. Ledwo Nava przekroczył próg, a już otoczyło go tysiące głosów. Jakaś kobieta wcisnęła mu do rąk miseczkę z mlekiem oraz kawałek mięsa i owoce. Przyjął je z wdzięcznością. To co zostało z podróży zjadł dość szybko przy współudziale Kumany i teraz odczuwał lekki głód. Wzrokiem poszukał miejsca w którym mógłby odpocząć nieniepokojony przez nikogo. Wypatrzył takie tuż pod samą ścianą za jednym z pali podpierających słomiany dach. Szybko zjadł i przymknąwszy oczy oparł się o ścianę. Nawet nie wiedział kiedy zasnął. Obudziło go szarpanie za ramię.
- Navati. Navati, obudź się.
Z wielkim trudem podniósł zmęczone powieki. I zobaczył Mukurę.
- Mukura? Co ty tu robisz? - Zdziwił się.
- Budzę cię - kobieta roześmiała się. - Wstawaj, musimy wracać do naszej wioski.
- A ty już kupiłaś to co chciałaś?
- Oczywiście.
- To dobrze. Tylko kupię jakieś jedzenie na drogę i możemy wracać.
- No to szybciutko.
Nava szybko wstał i wyszedł z chaty. Z niemałym trudem znalazł kobiety handlujące jedzeniem. Kupił trochę mięsa, owoców i placków. Zawinął to w skórę i wrócił przed chatę. Razem z Mukurą poszły pod chatę dla wojowników. Chwilę potem razem z Tuanem i Moekiem wracali do wioski. Ponieważ Mukura niosła duży tobół z zakupami, wiec szli znacznie wolniej niż wcześniej w przeciwną stronę. Kiedy byli już blisko, rozdzielili się i Moek z Navą poszli w stronę jaskini, a Mukura z Tuanem do wioski.
- No i wróciliśmy - mruknął Moek kiedy już dotarli na miejsce. - Mam nadzieję, że jesteś zadowolona?
- Oczywiście! - Nava pokiwał głową tak energicznie, że aż wojownik roześmiał się. - Chociaż nie udało mi się kupić krowy, zabrakło mi kali - zmarkotniał. - Ale to nic, na następnym targu na pewno jedną kupię!
Moek znowu roześmiał się.
- Chcesz coś zjeść? - spytał Nava. - Tylko, że to trochę może zająć.
- To nic, nigdzie mi się nie spieszy - odparł wojownik i usiadł przy ognisku.
Nava pobiegł do jaskini schować zarobioną gotówkę, potem wziął się za rozpalanie ogniska i przygotowywanie posiłku.
- Ciemno już jest - powiedział Nava kiedy już zjedli. - Może zostaniesz na noc tutaj? Oczywiście będziesz spał przy ognisku - dodał szybko widząc uważne spojrzenie, którym obdarzył go Moek.
- Właściwie to czemu nie - mruknął po chwili namysłu wojownik.
Nava przyniósł skóry dla Moeka i sam też położył się spać, w jaskini. Wrażenia z targu sprawiły, że zasnął dość szybko.
Kiedy rano wsta Moeka już nie było. Pewnie poszedł na polowanie, pomyślał i zabrał się za codzienne obowiązki. Ostatnie dni sprawiły, że był w wyjątkowo dobrym humorze i prace szły mu wyjątkowo szybko i łatwo. Był tak wszystkim podniecony, że nawet nie zauważył jak ktoś do niego odchodzi. Dopiero gdy poczuł dotyk na ramieniu, podskoczył przerażony i obejrzał się za siebie. Odetchnął z ulgą widząc kto jest jego gościem.
- Witaj Tuan. Przestraszyłeś mnie. Wracasz z polowania? - Zapytał z zainteresowaniem.
Tuan nic nie powiedział.
- Coś się stało? - Nava zaniepokoił się. Jeszcze bardziej przestraszył się gdy zobaczył dziwny wzrok wojownika. Było w nim coś takiego... chłopak nie potrafił określić co, jednak było to na tyle przerażające, że cofnął się kilka kroków. - Wszystko w porządku? - zapytał niepewnie, uważnie obserwując wojownika.
Ten bez słowa podszedł do Nawy, złapał go za ramiona i powiedział:
- Zostań moją kobietą.
- Ależ Tuan, co ty mówisz? - wystękał
- Zostań moją kobietą - powtórzył wojownik twardo z dziwnym błyskiem w oczach. - Alkan już nie wróci, nie ma sensu, żebyś na niego czekała. Ja dam ci wszystko, czego tylko chcesz.
- Nie mów tak! - Nava wyszarpnął się z uścisku - Alkan obiecał, że wróci!
- Zanim on wróci ty zostaniesz moją kobietą - wojownik podszedł bliżej do Navy.
- Nigdy! Należę do Alkana! A ty lepiej już idź! - chopak odwrócił się, żeby odejść jednak nie zdążył zrobić nawet kroku gdy poczuł silne pchnięcie i poleciał na ziemię, a chwilę potem ogromny ciężar a plecach. Tuan jednym szarpnięciem przewrócił go na plecy i bez słwoa zaczął całować. Pierwszy pocałunek był tak niespodziewany, że Nava nawet nie bronił się. Jednak, gdy Tuan oderwał się od niego dla zaczerpnięcia tchu, zaczął szarpać się i bić wojownika po barkach i klatce piersiowej.
- Co ty wyprawiasz! Zostaw mnie!
- Nigdy! - warknął Tuan unieruchamiając ręce chłopaka. - Będziesz moja i nie obchodzi mnie co powie Alkan! - Wrócił do całowania wyrywającego się chłopaka po szyi. Jednak to było dla niego za mało. Wolną ręką złapał za brzeg hunari i szarpnął je mocno odsłaniając pierś chłopaka. - Nie obchodzi mnie, że jesteś płaska. Wystarczy, że zaspokoisz mnie odpowiednio - przeniósł się z pocałunkami na pierś chłopaka jednocześnie wsuwając nogę między jego nogi.
Nava szarpał się próbując pozbyć się uścisku i tego brutalnego kolana, jednak nic nie wskórał. Usta Tuana błądziły po jego klatce piersiowej a dłoń wdzierała się pod hunari. W pewnym momencie zniecierpliwiony oporem wojownik wsunął rękę pod hunari, między nogi chłopaka. I zastygł zdumiony.
- Ty jesteś... - nie zdążył dokończyć, gdy nagle coś go szarpnęło.
Przerażony Nava zobaczył Moeka trzymającego Tuana ramieniem za szyję.
- Widzę, że wróciłem w porę - warknął i odrzucił Tuana na bezpieczną odległość. - Nic ci nie zrobił? - Zwrócił się do Navy.
Chłopak nie mogąc wydobyć głosu tylko potrząsnął głową jednocześnie starając się zasłonić częściami podartego hunari. Moek odwrócił się w stronę Tuana.
- Miałeś się nią opiekować dopóki Alkan nie wróci - warknął podchodząc bliżej. - To według ciebie jest opieka?
- A co cię to obchodzi? Poza tym dlaczego bronisz to dziwadło? Może sam chcesz zająć moje miejsce? - Odparł drwiąco Tuan.
Moek podszedł do wojownika i złapał go za gardło.
- Jeszcze jedno takie słowo, a cię zabiję - warknął.
Tuan tylko zaśmiał się drwiąco i złapawszy Moeka za hakiję przekręcił się tak, że teraz on był na górze, jednak nie zdążył nic zrobić, bo Moek podkurczył nogi i wyrzucił napastnika w powietrze. Ten upadł kilka metrów dalej i zanim Moek zdążył się podnieść, on już stał z nożem w ręku, gotowy rzucić się na przeciwnika.
- Tak chcesz to załatwić? - wysyczał Moek. - Proszę bardzo - i wyciągnął zza paska nóż.
Nava przerażony nie mógł się ruszyć. Skulił się tylko i czekał na zakończenie walki. Słyszał odgłosy oderzania stali o stal, głuchych uderzeń i jęków. Nie był w stanie rozróżnić, który z wojowników je wydaje. Siedział jak skamieniały do momenty gdy nagle wszystko ucichło. Zaniepokojony nasłuchiwał przez chwilę, aż w pewnym poczuł czyjąś rękę na swoim ramieniu.
- Nie dotykaj mnie! - Krzyknął przerażony i zasłaniając się podartym hunari uciekł w stronę jaskini. Wbiegł do środka i skulił się na skórach służących za posłanie. Serce waliło mu jak oszalałe. Nie wiedział co ma robić, dokąd uciec. Jeżeli napastnik wejdzie do jaskini... Tak był owładnięty przerażeniem, że nawet nie słyszał głosu wołającego jego imię.
- Navati! Navati! To ja, Moek! Nie musisz się mnie bać! Już wszystko w porządku!
- Moek? To ty? - Zapytał niepewnie, kiedy pierwsza fala przerażenia opadła trochę.
- Tak to ja - usłyszał sprzed jaskini.
- A gdzie Tuan?
- Zabiłem go.
- Chciał cię skrzywdzić, nie mogłem postąpić inaczej.
- Nie wchodź! - krzyknął Nava przerażony widząc jakiś podejrzany ruch przy wejściu do jaskini.
- Nie mam zamiaru - powiedział spokojnie wojownik. - Chcę tylko wiedzieć czy z tobą wszystko w porządku.
- Tak - odparł chłopak niepewnie drżącym głosem.
- To może w końcu wyjdziesz?
- A on na pewno nie żyje? - Nava wolał się upewnić.
- Na pewno. Nie zrobi ci już krzywdy
Nava przez chwilę siedział skulony aż w końcu niepewnie, wciąż podtrzymując podarte Hunami, wyszedł z jaskini. I zobaczył stojącego przy ognisku pokrwawionego Moeka. Rozejrzał się ostrożnie w koło aż w jego oczy wpadło leżące w pewnej odległości nieruchome ciało Tuana.
- Dlaczego on to zrobił? - zapytał cicho powstrzymując się od płaczu.
- Nie mam pojęcia, ale już więcej cię nie skrzywdzi odparł Moek podchodząc bliżej do Navy i kładąc dłoń na jego ramieniu.
Chłopak z przerażeniem w oczach odskoczył.
- Nie dotykaj mnie!
- Przepraszam - Moek szybko cofnął się kilka kroków. - Nie chciałem cię przestraszyć.
- Co teraz będzie - zapytał Nava.
- Nie wiem, wódz zdecyduje.
- A jeżeli cię wypędzi z plemienia za zabicie Tuana? - Spytał przerażony. - I to przeze mnie - jego oczy napełniły się łzami.
- Uspokój się Navati - Moek podszedł bliżej i objął chłopaka ramionami i trzymał mocno nawet wtedy gdy ten przerażony próbował się wyrwać. Jednak po chwili przestał, uspokoił się, a w końcu przylgnął do wojownika trzęsąc się. - To nie była twoja wina. Nie zrobiłaś nic złego.
- Ale wódz wygna cię z wioski - chlipnął w pierś wojownika.
- Nawet jeżeli wygna mnie z wioski, to i tak nie będzie to miało większego znaczenia. Nie mam własnej rodziny, żyję sam, więc bez znaczenia będzie czy będę żył w wiosce, czy gdzie indziej. Tak wiec nie przejmuj się już ty , dobrze? - Delikatnie podniósł głowe Navy i otarł cieknące z jego oczu łzy. - A teraz, może byś pomyślała o swoim stroju, bo ten jest trochę... niekompletny.
Dopiero teraz dotarło do Navy w jakim jest stanie. Zaczerwienił się i wymruczawszy "przepraszam" pobiegł szybko w stronę jaskini. Zmienił hunari i wyszedł na zewnątrz akurat w momencie gdy Moek zarzucał na ramiona martwe ciało Tuana.
- Co chcesz z nim zrobić? - Zaniepokoił się.
- Musze go zanieść do wioski. Bez względu na to jak zginął - należy mu się uczciwy pochówek. Wrócę najszybciej jak będę mógł, więc nie bój się - i ruszył w stronę wioski.
Kiedy wojownik zniknął wśród drzew Nava podszedł do miejsca gdzie wcześniej leżał Tuan. Wzdrygnął się zobaczywszy czarną plamę wsiąkającej w ziemię krwi. Miejscami jeszcze nie wsiąkła do końca i można było zobaczyć niewielkie kałuże błyszczące od odbijającego się w nich słońca. Nava pobiegł do jaskini i szybko wrócił z liśćmi palmowca, których używał do wymiatania z jaskini zbędnego piachu. Nerwowo zaczął zgarniać piach chcąc jak najszybciej zakryć ślady zbrodni. Kiedy w końcu skończył, zauważył, że końcówki liści palmowca pobrudzone są krwią. Z obrzydzeniem wrzucił je do ognia. Chwilę potem dołączyło do nich podarte hunari. Stał przez chwilę patrząc jak ogień wszystko pożera, potem poszedł do jeziorka. Nagle poczuł się strasznie brudny. Zrzucił hunari i wszedł do wody. Wziął leżące niedaleko liście kowonu i zaczął się szorować, jakby chciał zetrzeć z siebie całą skórę.


Tymczasem Moek doszedł do wioski. Już od pierwszych chat otoczyła go grupka ciekawskich dzieciaków, a im głębiej w głąb wioski wchodził, tym więcej wojowników i kobiet go otaczało. Jednak on jakby tego nie zauważał. Szedł przed siebie, dopóki nie doszedł do chaty wodza. Przystanął i ostrożnie położył zwłoki na ziemi. Stał nieruchomo i czekał, aż w końcu wódz wyszedł z chaty, a właściwie to został wyniesiony na rękach przez rosłego wojownika o imieniu Zubu. Popatrzył najpierw na ciało, a potem na Moeka i zapytał twardym głosem:
- Jak zginął?
- Ja go zabiłem - odparł Moek.
Wśród gapiów przeszedł szmer, który ucichł pod karcącym spojrzeniem wodza, który chciał coś powiedzieć lecz został zagłuszony przez lament kobiet Tuana, które rozpaczały nad martwym ciałem. Przez chwilę nie było słychać nic innego, tylko ten lament, w końcu kobiety umilkły i tylko siedziały skulone przytulając się do martwego ciała tego, którego kiedyś kochały.
W międzyczasie Zubu posadził wodza na wyniesionym z chaty siedzisku wykonanym z drewna i przykrytym skórami.
- Jakim prawem zabiłeś innego wojownika? - Zapytał wódz kiedy lament kobiet już umilkł.
- Nie traktował należycie kobiety - odparł dumnie Moek patrząc twardo w oczy wodza.
- Kobieta należy do wojownika, więc ma prawo traktować ją według własnego uznania - stwierdził wódz.
- Ta kobieta nie należała do niego.
Wśród gapiów rozszedł się szmer uciszony momentalnie podniesioną dłonią wodza.
- Więc do kogo ona należy? I gdzie jest jej wojownik?
- To Alkan - kolejny szmer uciszony przez wodza. - Tuan miał się nią opiekować do jego powrotu. Zamiast tego napadł ją i próbował zdobyć siłą.
- Czy ktoś może potwierdzić twoje słowa?
- Tylko Navati, kobieta Alkana.
- A więc nikt nie może tego potwierdzić.
- Nie.
- A może zabiłeś Tuana, żeby go okraść?
- Nie - odparł spokojnie Moek.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że musisz ponieść konsekwencje tego co zrobiłeś?
- Tak. I przyjmę każdą karę jaka zostanie wymierzona.
- Rozumiem - powiedział wódz. - W takim razie ogłaszam co następuje: temu, który spłodził zabitego, jako zadośćuczynienie dostarczysz panterę ognistą, każdemu z synów zabitego przekażesz po dwadzieścia kali, a kobiety zabitego od dzisiejszego dnia będą twoimi kobietami. Jeżeli się z tym nie zgadzasz, to jedynym zadośćuczynieniem za to co zrobiłeś jest odebranie ci tego samego, co ty odebrałeś Tuanowi.
- Przyjmuję karę.
- W takim razie uważam sprawę za zakończoną. Niech rozpoczną się przygotowania do pochówku. Tuan był wspaniałym wojownikiem i ten jeden postępek nie powinien być przeszkodą w należytym pochowaniu go.
Powiedziawszy to wódz dał znać ręką i Zubu wziąwszy go na ręce wniósł do chaty. Kobiety Tuana wzięły jego ciało by przygotować je do pochówku, a gapie powoli rozchodzili się.
Moek jeszcze przez chwilę stał, w końcu westchnął cicho i ruszył w stronę jaskini, w której żył Nava.
Kiedy w końcu doszedł zauważył, że chłopaka nigdzie nie ma, chociaż ognisko płonie.
- Navati! - krzyknął lecz nie otrzymał odpowiedzi. - Navati, to ja, Moek! - powtórzył jeszcze głośniej.
Dopiero wtedy zobaczył chłopaka wychylającego się z jaskini.
- Moek! - Nava podbiegł do wojownika i mocno go objął.
- Hej, co by Alkan powiedział, jakby to zobaczył? - Próbował żartować, chociaż ten niespodziewany wybuch uczucia sprawił mu przyjemność.
- Myślałam, że już cię nie zobaczę, - Nava rozpłakał się - że cię wypędzą z wioski, albo coś gorszego. A to wszystko przeze mnie!
Wojownik podniósł zapłakaną twarz chłopaka tak żeby spojrzeć mu w oczy.
- Słuchaj uważnie, Navati, już to raz powiedziałem i będę powtarzał tyle razy ile trzeba. To nie twoja wina, rozumiesz? - Nava pokiwał niepewnie głową - Więc już nie myśl o tym - Moek uśmiechnął się i otarł cieknące wciąż z oczu chłopaka łzy.
- Ale Mukura, Nabane i Momori pewnie tak nie myślą - szepnął żałośnie i kucnął przy ogniu.
- Tego niestety nie wiem. Na pewno go opłakują i nie są nastawione zbyt przyjaźnie do innych, ale myślę, że prędzej czy później zapomną.
- Tak myślisz? - Nava spojrzał na wojownika z nadzieja w oczach.
- Oczywiście - pokiwał twierdząco głową. - Wystarczy tylko jak poczekasz.
- Co teraz ze mną będzie? - Szepnął smutno Nava wpatrując się w ogień.
- Nie rozumiem...
- Tuan przynosił mi mięso. Co ja teraz będę jadła? Nie wiem na jak długo starczy mi zapasów. Alkan nie powiedział kiedy wróci.
- Ja będę ci przynosił mięso.
- Ale dlaczego? - podniósł zdumione spojrzenie na wojownika.
- Już ci powiedziałem - Moek kucnął obok chłopaka. - Robię to bo jesteś kobietą Alkana. Skoro pozwolił ci z sobą żyć, mimo iż nie przeszliście Rytuału Związku, znaczy, że musisz być dla niego bardzo ważna.
- Tak myślisz.
- Oczywiście - Moek uśmiechnął się. - Jak sama powiedziałaś, kocham go i zrobię dla niego wszystko co tylko mogę.
- Dziękuję - Nava uśmiechnął się. Nagle powiedział: - Moek, jesteś cały we krwi! - Napięcie, które z niego dopiero zeszło, sprawiało, że wcześniej nie zwracał uwagi na otoczenie. - Jesteś ranny! - Musimy cię szybko opatrzyć, inaczej umrzesz! - Zaczął panikować.
- Navati, uspokój się! - Wojownik potrząsnął chłopaka za ramię. - Nic mi nie jest! To krew Tuana! Słyszysz? Tuana!
Dopiero wtedy Nava trochę się uspokoił.
- Na pewno?
- Oczywiście. No, może mam jakąś niewielką ranę, ale to na pewno nic groźnego.
Chłopak odetchnął z ulgą.
- To może pójdziesz się obmyć? Trochę przerażająco to wygląda. Przyniosę ci liście kowonu.
- Dobrze - Moek poszedł w stronę jeziorka, a Nava do lasu. Trochę mu zajęło zanim znalazł właściwa roślinę.
Wróciwszy podał wojownikowi większość liści.
- Pomogę ci oczyścić plecy, dobrze?
- Oczywiście.
Nava klęknął na brzegu jeziorka i szybko oczyścił z krwi i brudu plecy wojownika. W tym samym czasie Moek kończył z resztą ciała. Na koniec, pozostałymi liśćmi kowonu wyprał swoje buki.
Kiedy już odświeżony i ubrany jedynie w hakiję siedział przy ognisku, Nava uważnie go oglądał. I zobaczył mnóstwo zadrapań i jedną trochę głębszą ranę na ramieniu, która zdążyła już się zasklepić, więc Moekowi nie groziło wykrwawienie. Odetchnął z ulgą.
- Na szczęście nic ci nie jest.
- Przecież ci mówiłem - Moek roześmiał się. - Niepotrzebnie się martwiłaś.
- Kiedy będą chować Tuana? - zapyta cicho Nava.
- Prawdopodobnie jak tylko wstanie słońce. Zgodnie ze zwyczajem jego kobiety najpierw muszą go opłakiwać przez jakiś czas, dopiero później można zacząć cały rytuał.
- Jeszcze nigdy nie brałam udziału w rytuale pochówku.
- Chcesz iść na Rytuał Pochówku? - Nava tylko skinął głową. - Myślę, że to nienajlepszy pomysł.
- Dlaczego?
- Nie wiadomo jak zareagują kobiety Tuana. Lepiej więc tam nie iść. Ja zresztą też nie pójdę. Słuchaj, mogę dzisiaj tu nocować?
- Oczywiście - odparł Nava rad, że to Moek poruszył ten temat. Bał się spać sam, a nie wiedział jak wojownik zareaguje, gdy on o to spyta.
Nava szybko przygotował wieczorny posiłek. Jeszcze chwile posiedzieli w milczeniu przy ogniu, aż w końcu poszli spać, Nava do jaskini, a Moek na skórach przy ognisku. Cały następny dzień Moek spędził z Navą. Chłopak był mu za to wdzięczny. Wprawdzie nie mógł mu się przyznać do targających nim uczuć, to jednak czuł się bezpieczniej gdy ktoś był w pobliżu. Teraz, jak nigdy dotąd, nie chciał być sam.
Następnego dnia rano wojownik poszedł do wioski. Prędzej czy później musiał się spotkać z kobietami Tuana, które teraz miały być jego kobietami.
Kilka kolejnych dni Nava spędzał robiąc ozdoby z tego, co miał w zapasie. Moek odchodząc uprzedził go, że może nie przyjść przez kilka dni, więc Nava zmuszony był przygotowywać sobie posiłki ze zgromadzonego wcześniej mięsa.





CDN