Szach mat 12
Dodane przez Aquarius dnia Pa糳ziernika 09 2011 01:20:01
***

Dni mija艂y. Kirim wraz z pozosta艂ymi doradcami zajmowali si臋 sprawami pa艅stwowymi, Konas dzieli艂 czas mi臋dzy obowi膮zki medyka a wizyty w innym 艣wiecie w celu poszukiwania Wybra艅ca a Lantar... Lantar wraz z wi臋kszo艣ci膮 偶o艂nierzy zosta艂 wys艂any na wschodni膮 granic臋, gdzie zaobserwowano wzmo偶on膮 aktywno艣膰 podejrzanych element贸w. Oczywi艣cie nie oby艂o si臋 bez 艂ez, kt贸re uroni艂 Sanus kiedy w noc poprzedzaj膮c膮 wyjazd 偶o艂nierza 偶egnali si臋 w tajemnicy przed wszystkimi.
- Hej, co艣 ty taki ostatnio nieobecny? - zaciekawi艂 si臋 Ganar, kiedy kt贸rego艣 razu siedz膮c nad dokumentami, zrobili sobie przerw臋 na posi艂ek.
- Ja? Wydaje ci si臋 - odpar艂 po艣piesznie Sanus i si臋gn膮艂 po szklank臋 z sokiem. Chcia艂 zaj膮c czym艣 usta, 偶eby mie膰 pretekst do nieudzielania natychmiastowych odpowiedzi.
-Nie s膮dz臋 - pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮. - Wygl膮dasz jakby艣 by艂 beznadziejnie zakochany.
- Bzdury gadasz - fukn膮艂 ze zniecierpliwieniem.
- On ma racj臋 - odezwa艂 si臋 Warnek. - Masz wszelkie objawy nieodwzajemnionego zakochania.
- Wcale nie jest nieodwzajemnione - westchn膮艂 zamy艣lony.
- Powa偶nie? - Ganarowi za艣wieci艂y si臋 oczy. - To opowiadaj!
- O czym? - Sanus spojrza艂 nieco przytomniej na przyjaciela.
- No o tej kobiecie, kt贸ra skrad艂a twoje serce.
- A kto powiedzia艂, 偶e to kobieta?- zdumia艂 si臋.
- A, wi臋c m臋偶czyzna. - Jaki on jest? - zainteresowa艂 si臋 Warnek.
- Nie wasz interes- mrukn膮艂 Zawstydzony Sanus.
- Skoro nie chcesz opowiada膰, to pewnie jest brzydki jak noc.
- Nie prawda! - zaperzy艂 si臋 Sanus. - Jest bardzo przystojny i silny i... Nic wam wi臋cej nie powiem!- wykrzykn膮艂, kiedy zrozumia艂, 偶e Ganar zwyczajnie go podpuszcza.
- Nie to nie - Warnek wzruszy艂 ramionami. - Pr臋dzej czy p贸藕niej i tak si臋 dowiemy. B臋dziemy 艂azi膰 za tob膮 krok w krok, a偶 w ko艅cu go zobaczymy. - Na twarzy Ganara pojawi艂 si臋 wredny u艣miech.
Sanus ju偶 chcia艂 co艣 odpowiedzie膰, gdy w tym momencie do sali wszed艂 Kirim. Jak to zwykle mia艂 w zwyczaju, pomarudzi艂, 偶e si臋 obijaj膮 i wszyscy razem wr贸cili do spraw pa艅stwowych

***
Zapad艂 zmierzch, kiedy w ko艅cu zatrzymali si臋 na odpoczynek. Jechali ca艂y dzie艅, chc膮c maksymalnie wykorzysta膰 艣wiat艂o dnia. Okaza艂o si臋 i偶 zatrzymali si臋 w miejscu, w kt贸rym p艂yn臋艂a niewielka rzeczka, dzi臋ki czemu mogli napi膰 konie i od艣wie偶y膰 si臋. Wszyscy skwapliwie z tego skorzystali, przez co brzeg rzeczki by艂 strasznie zat艂oczony. Lantar popatrzy艂 na pozosta艂ych z niesmakiem. "Jak byd艂o", pomy艣la艂 i powoli zsiad艂 z konia. Podprowadzi艂 go w miejsce gdzie zaczyna艂 si臋 ju偶 las i ros艂a wyj膮tkowo bujna trawa. Rozsiod艂a艂 go i wyci膮gn膮wszy z torby akcesoria, zacz膮艂 go czy艣ci膰. Kiedy sko艅czy艂 sp臋ta艂 konia i uwi膮za艂 do palika, kt贸ry w bi艂 w ziemi臋, daj膮c koniowi troch臋 swobody. Wyci膮gn膮艂 derk臋 na kt贸rej zazwyczaj spa艂, kiedy nie mia艂 mo偶liwo艣ci skorzystania z 艂贸偶ka. Roz艂o偶y艂 j膮 i usiad艂. Siedzia艂 przez chwil臋 wpatruj膮c si臋 w ludzi przy rzece. W pewnym momencie 偶o艂nierze zacz臋li si臋 rozchodzi膰 i na brzegu zrobi艂o si臋 wyj膮tkowo lu藕no. Wsta艂 i podszed艂 do wozu z prowiantem. Po kr贸tkiej rozmowie z 偶o艂nierzem odpowiedzialnym za prowiant wzi膮艂 wiadro i podszed艂 do rzeki. Nape艂ni艂 je wod膮 i poszed艂 napoi膰 w艂asnego konia. Kiedy by艂 ju偶 pewny, 偶e ko艅 zosta艂 nale偶ycie oporz膮dzony poszed艂 do rzeki i obmy艂 si臋 z kurzu. W艂a艣nie wychodzi艂 z rzeki gdy zacz臋to nawo艂ywa膰 na posi艂ek. Wzi膮艂 podan膮 mu misk臋 z jad艂em i kubek jakiego艣 napoju i uda艂 si臋 na swoje miejsce. Kiedy doszed艂, zauwa偶y艂, 偶e jacy艣 偶o艂nierze roz艂o偶yli si臋 obok niego, ale na szcz臋艣cie ich derki le偶a艂y w pewnej odleg艂o艣ci od jego w艂asnej, wi臋c ich towarzystwo by艂o mu oboj臋tne. Nie mia艂 ochoty na 偶adne rozmowy. Jego my艣li zaj臋te by艂y czym艣 innym, a dok艂adnie kim艣 innym. Sanus... Tak si臋 przyzwyczai艂 do tych ostatnich kilku dni, kiedy praktycznie byli razem, 偶e teraz brakowa艂o mu go, jego ciep艂ego u艣miechu, jego radosnego 艣miechu, jego gor膮cych ust, jego cudownego cia艂a. Nie! O czym on my艣li? Mysi si臋 skoncentrowa膰! Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 w obie strony. Przecie偶 jest teraz w trakcie wykonywania zadania. Nie mo偶e pozwoli膰 偶eby co艣 go rozprasza艂o, inaczej nie wywi膮偶e si臋 nale偶ycie ze swoich obowi膮zk贸w, a na to nie mo偶e pozwoli膰. Odp臋dzaj膮c od siebie obraz ukochanego wzi膮艂 si臋 za jedzenie. Po sko艅czonym posi艂ku sprawdzi艂 czy z koniem wszystko w porz膮dku i po艂o偶y艂 si臋 spa膰. Jednak nie m贸g艂 zasn膮膰. Jego my艣li kr膮偶y艂y wok贸艂 Sanusa. Upewniwszy si臋, ze nikt na niego nie patrzy, si臋gn膮艂 za koszul臋 i wyci膮gn膮艂 zawieszony na szyi niewielki woreczek. Powoli go rozsup艂a艂 i wyci膮gn膮艂 z niego pukiel w艂os贸w. Podsun膮艂 go pod nos i pow膮cha艂. Tak, to jego zapach, ten cudowny zapach jego ukochanego. Le偶a艂 przez chwil臋 z zamkni臋tymi oczami delektuj膮c si臋 zapachem. W ko艅cu poca艂owa艂 pukiel i schowa艂 go do woreczka. Chwil臋 potem spa艂, 艣ni膮c o swoim ukochanym.

***

Konas postanowi艂 zmieni膰 taktyk臋. Teraz, kiedy ju偶 wiedzia艂, 偶e Wybraniec korzysta艂 z sali gimnastycznej, postanowi艂 przenie艣膰 si臋 do 艣rodka i tam obserwowa膰 wchodz膮cych ludzi. Najpierw zaopatrzy艂 si臋 w odpowiednie ubranie, 偶eby wygl膮da艂 jak jeden z tych, co korzystaj膮 z tego przybytku. Niestety kryszta艂 milcza艂 od kilku dni, postanowi艂 wi臋c odwiedzi膰 ka偶d膮 z sal, by przynajmniej znale藕膰 艣lad Wybra艅ca. Istnia艂a szansa, 偶e korzysta艂 zawsze z tych samych us艂ug oferowanych przez to miejsce, wi臋c w kt贸rym艣 z pomieszcze艅 powinien zosta膰 jego 艣lad na kt贸ry zareaguje kryszta艂. Musi tylko dostroi膰 kryszta艂 tak, 偶eby wychwytywa艂 nawet te ledwo uchwytne 艣lady. Wr贸ci艂 wi臋c do swojej komnaty i przeni贸s艂 si臋 do siedziby bractwa.
Wszed艂 w jedne z wielu drzwi.
- Witaj Asherenie - odezwa艂 si臋 do znajduj膮cego si臋 w pomieszczeniu m艂odego m臋偶czyzny.
- Witaj, co ci臋 do mnie sprowadza? - m艂odzieniec spojrza艂 uwa偶nie na go艣cia znad okular贸w.
- Potrzebuj臋, 偶eby艣 go wzmocni艂 - wyci膮gn膮艂 kierunku m艂odzie艅ca r臋k臋 z kryszta艂em.
Asheren przez chwil臋 uwa偶nie ogl膮da艂 kryszta艂, w ko艅cu powiedzia艂:
- Nie da rady.
- Dlaczego?
- On ju偶 osi膮gn膮艂 sw贸j limit. Ju偶 by艂 tyle razy wzmacniany, 偶e wi臋cej nie da rady. Przykro mi. - Odda艂 kryszta艂
Konasowi.
- Cholera - mrukn膮艂 medyk. - Wiedzia艂em, 偶e nie powinienem bra膰 kryszta艂u po kim艣. Skoro nie mo偶esz wzmocni膰 tego to daj mi inny.
- Przykro mi, ale w tej chwili nic nie mam. Dostawa nowych ma przyj艣膰 za kilka dni.
- Jak mocne?
- Niestety nie b臋dzie nic mocniejszego. - Medyk sapn膮艂 gniewnie. - Ale b臋dzie kilka niewzmacnianych na takim samym poziomie mocy jak ten tw贸j, wi臋c b臋d臋 m贸g艂 kt贸ry艣 z nich troch臋 podrasowa膰 dla ciebie.
- Zr贸b tak.
- Ale to b臋dzie ci臋 drogo kosztowa膰. - Asheren popatrzy艂 uwa偶nie na medyka.
- Nie wa偶ne ile to b臋dzie kosztowa膰. Musz臋 mie膰 mocniejszy kryszta艂.
- Czemu a偶 tak ci na nim zale偶y? Przecie偶 ten te偶 jest ca艂kiem niez艂y, no i powinien pracowa膰 bez zak艂贸ce艅 jeszcze kawa艂 czasu.
- Potrzebuj臋 kogo艣 szybko znale藕膰, a jego 艣lad jest zbyt s艂aby i m贸j kryszta艂 nie mo偶e go wychwyci膰.
- Rozumiem. W takim razie przyjd藕 za miesi膮c, kryszta艂 b臋dzie na ciebie czeka艂.
- Miesi膮c?! - wykrzykn膮艂 medyk.
- A co艣 ty my艣la艂? Nie jestem cudotw贸rc膮. Wzmocnienie kryszta艂u trwa, zw艂aszcza je偶eli chcesz go wzmocni膰 do granic mo偶liwo艣ci. To jest proces wieloetapowy. Najpierw trzeba...
- Dobra, dobra, nie t艂umacz mi - Konas przerwa艂 wywody rozm贸wcy. - I tak nic z tego nie zrozumiem. Skoro nie ma innej mo偶liwo艣ci...
- Niestety nie ma.
- ... to odezw臋 si臋 za miesi膮c. - Konas po偶egna艂 si臋 i wr贸ci艂 do swojego 艣wiata.
Ledwo wyszed艂 z komnaty, a ju偶 wpad艂 na s艂u偶膮cego.
- Wasza mi艂o艣膰! Wasza mi艂o艣膰! Jak dobrze, 偶e w ko艅cu znalaz艂em wasz膮 mi艂o艣膰! - wykrzykn膮艂 s艂u偶膮cy z wyra藕nie s艂yszaln膮 ulg膮 w g艂osie.
- Co si臋 sta艂o? - zapyta艂 Konas z niepokojem.
- Wasza mi艂o艣膰, hrabina Marselen ju偶 od samego rana miota si臋 i wyzywa s艂u偶b臋.
- Zg艂o艣 to g艂贸wnemu doradcy.
- Ju偶 mu powiedzia艂em, a on, po rozmowie z hrabin膮, kaza艂 mi znale藕膰 wasz膮 mi艂o艣膰.
Konas westchn膮艂.
- A gdzie teraz jest g艂贸wny doradca?
- Zamkn膮艂 si臋 w swojej komnacie, wasza mi艂o艣膰.
- No dobrze, ju偶 do niego id臋 - powiedzia艂 Konas i skierowa艂 si臋 w stron臋 komnaty g艂贸wnego doradcy.
Kiedy ju偶 dotar艂 na miejsce, zapuka艂, lecz odpowiedzia艂a mu cisza.
- Kirim, to ja, Konas. Wpu艣膰 mnie! - powiedzia艂 pukaj膮c jeszcze raz.
Po chwili us艂ysza艂 chrobot klucza w zamku i zanim si臋 zorientowa艂, zosta艂 wci膮gni臋ty do 艣rodka. Kolejny chrobot klucza w zamku.
- Co si臋 dzieje? - spyta艂 zdziwiony.
- Ta cholerna baba dzia艂a mi na nerwy - warkn膮艂 Kirim. - Przez ni膮 nie mog臋 normalnie pracowa膰. M贸g艂by艣 co艣 z ni膮 zrobi膰?
- A co konkretnie?
- Nie wiem - doradca zacz膮艂 nerwowo chodzi膰 tam i z powrotem - cokolwiek, 偶eby tylko si臋 zamkn臋艂a.
- No c贸偶 - Konas zacz膮艂 si臋 zastanawia膰. - mog臋 j膮 u艣pi膰, ale tylko na kilka dni. D艂u偶ej ni偶 tydzie艅 jest nie wskazane. A co ona takiego ci zrobi艂a, 偶e a偶 si臋 przed ni膮 chowasz?
- W艣ciek艂a si臋, 偶e zrezygnowa艂em z importu fidryga艂贸w*, kt贸re tylko ona jad艂a. Nie dociera do g艂upiej krowy, 偶e to nas zbyt drogo kosztowa艂o. Rozumiem inne fanaberie, kt贸re "musz膮" - w tym momencie w g艂osie Kirima mo偶na by艂o wyczu膰 drwin臋 - mie膰 te偶 inne kochanki kr贸la, ale dlaczego niby mamy importowa膰 co艣 co tylko jedna osoba je i co nas cholernie kosztuje?
- Nie obra偶aj kr贸w, dobra?
- 呕e co, prosz臋? - Doradca wybity z rytmu spojrza艂 ze zdziwieniem na medyka, kt贸ry powt贸rzy艂 cierpliwie:
- Powiedzia艂e艣 "g艂upia krowa". By艂bym wdzi臋czny gdyby艣 nie por贸wnywa艂 jej do krowy, bo tylko obra偶asz krow臋.
Kirim przez chwil臋 patrzy艂 na medyka, jakby zastanawia艂 si臋 nad tym co w艂a艣nie us艂ysza艂 i w ko艅cu parskn膮艂 艣miechem.
- Wiesz co, ty to wiesz jak poprawi膰 cz艂owiekowi humor - wyst臋ka艂 po pewnym czasie, ocieraj膮c te kilka 艂ez, kt贸re mu si臋 wymksn臋艂o.
- A co ja takiego powiedzia艂em? - zdziwi艂 si臋 Konas.
- Nie wa偶ne. W ka偶dym razie dzi臋ki ci, ju偶 mi troch臋 lepiej. Ale z t膮 bab膮 jednak m贸g艂by艣 co艣 zrobi膰, co?
- Dobra, co艣 wymy艣l臋, ale nie wiem na jak d艂ugo to wystarczy.
- Nie wa偶ne - Kirim machn膮艂 r臋k膮 uspokajaj膮co. - Nawet je偶eli b臋dzie to tylko tydzie艅, to i tak b臋dzie dobrze. Przynajmniej b臋d臋 m贸g艂 w spokoju popracowa膰.
- W takim razie id臋 do niej - powiedzia艂 Konas i wyszed艂 z komnaty.
Do艣膰 szybko doszed艂 do komnaty hrabiny Marselen. Zapuka艂. Odpowiedzia艂 mu w艣ciek艂y krzyk:
- Won mi st膮d, ale ju偶!
Konas westchn膮艂. Rozejrza艂 si臋 w ko艂o i gdy upewni艂 si臋, ze nikogo w pobli偶u nie ma, wypowiedzia艂 cicho zakl臋cie.
- Homiri et nueri - w tym momencie w jego r臋ce pojawi艂 si臋 zwini臋ty w rulon pergamin. Rozwin膮艂 go i przez chwil臋 wodzi艂 po nim oczami. Kiedy sko艅czy艂, u艣miechn膮艂 si臋 i zapuka艂 jeszcze raz.
Tym razem drzwi otworzy艂y si臋 i ukaza艂 si臋 w nich wystraszona twarz jednej z pokoj贸wek.
- Prosz臋 wybaczy膰, ale hrabina Marselen, nie czuje si臋 najlepiej i nie 偶yczy sobie 偶adnych go艣ci - powiedzia艂a cicho, ze strachem w oczach.
- Przeka偶 jej, 偶e mam lekarstwo na jej dolegliwo艣膰.
S艂u偶膮ca bez s艂owa znikn臋艂a. Chwil臋 potem drzwi si臋 otworzy艂y. Konas wszed艂 do 艣rodka i zobaczy艂 w艣ciek艂膮 kobiet臋 le偶膮c膮 na le偶ance.
- Witajcie, hrabino.
- Przejd藕 do rzeczy - warkn臋艂a kobieta. - Podobno mo偶esz co艣 zrobi膰 z problemem, kt贸ry ten g艂upi doradca zacz膮艂.
- Tak w艂a艣ciwie, to przyszed艂em 偶eby przekona膰 was, hrabino, o s艂uszno艣ci decyzji podj臋tej przez g艂贸wnego doradc臋. Bo on podj膮艂 ja w trosce o wasze zdrowie, hrabino.
- 呕e co? - kobieta zmarszczy艂a gniewnie brwi. - Pozbawianie mnie jedynej przyjemno艣ci jak膮 tu mam, nazywasz moim dobrem?
- Prosz臋 spojrze膰 na to pismo, kt贸re otrzyma艂em - Konas poda艂 kobiecie pergamin, kt贸ry kilka minut wcze艣niej wyczarowa艂. - To list od zaprzyja藕nionego medyka w s膮siednim pa艅stwie, kt贸ry donosi mi o szkodliwo艣ci niekt贸rych produkt贸w. Ta cz臋艣膰 o sposobach leczenia jest dla was, hrabino, akurat nieistotna, ale reszt臋 prosz臋 uwa偶nie przeczyta膰. Jest tam spis szkodliwych produkt贸w i objawy jakie mo偶e wywo艂a膰 d艂ugotrwa艂e ich spo偶ywanie.
Kobieta zacz臋艂a uwa偶nie czyta膰, a z ka偶d膮 minuta gniew na jej twarzy powoli zmienia艂 si臋 w przera偶enie.
- Jak wida膰 hrabino - powiedzia艂 Konas, kiedy ju偶 kobieta sko艅czy艂a czyta膰 - wasz ulubiony przysmak jest na tej li艣cie.
- Wi臋c on... - wyszepta艂a kobieta.
- Tak, hrabino. G艂贸wny doradca zosta艂 przeze mnie powiadomiony o tym pi艣mie i szybko zrezygnowa艂 z importu tych niebezpiecznych produkt贸w, 偶eby nikt w naszym kr贸lestwie nie zachorowa艂.
Hrabina milcza艂a jakby nad czym艣 g艂臋boko my艣la艂a, w ko艅cu powiedzia艂a, z wyra藕n膮 niech臋ci膮 w g艂osie:
- Chyba b臋d臋 musia艂a go przeprosi膰.
- Wypada艂oby, hrabino. - Konas u艣miechn膮艂 si臋. - Wszak偶e zrobi艂 to w trosce o Pani zdrowie.
Odebra艂 od kobiety pismo i wyszed艂 z komnaty. U艣miechajac si臋 pod nosem wr贸ci艂 do Kirima, kt贸ry wci膮偶 siedzia艂 zamkni臋ty we w艂asnej komnacie.
- Przera偶asz mnie - powiedzia艂 Kirim, kiedy ju偶 Konas stre艣ci艂 mu przebieg rozmowy z hrabin膮. - A tak przy okazji, to sk膮d masz to pismo i czemu ja nic o nim nie wiem?
- Pami臋tasz co ci kiedy艣 m贸wi艂em? Lepiej 偶eby niekt贸re pytania zosta艂y bez odpowiedzi. Mog臋 ci臋 jedynie zapewni膰, 偶e wszystko robi臋 dla dobra pa艅stwa i je偶eli trzeba b臋dzie, to wezm臋 odpowiedzialno艣膰 za swoje czyny.
- Mam taka nadziej臋 - mrukn膮艂 Kirim.- Wystarczy mi tego co mam na g艂owie. Nie mam zamiaru jeszcze sprz膮ta膰 po tobie.
- O to nie musisz si臋 martwi膰 - medyk poklepa艂 doradc臋 po ramieniu. - Ja nie pope艂niam b艂臋d贸w. A tak w og贸le, to zas艂aniaj膮c si臋 tym pismem mo偶esz zerwa膰 jeszcze kilka um贸w handlowych.
- 艢wietnie, chocia偶 to i tak kropla w morzu potrzeb - westchn膮艂 Kirim.
- Na pocz膮tek dobre i to. A jak b臋dziesz ju偶 kompletnie wyko艅czony to wpadnij do mnie na gor膮c膮 czekolad臋, ok.? - Konas u艣miechn膮艂 si臋 ciep艂o.
- Nie omieszkam skorzysta膰 - doradca odwzajemni艂 u艣miech.
- I pami臋taj jedno Kirim - powiedzia艂 medyk, kiedy ju偶 by艂 przy drzwiach. - Odwalasz kawa艂 dobrej roboty, ale musisz pami臋ta膰, 偶e nie jeste艣 sam. Wystarczy, 偶e zaufasz chocia偶 troch臋 innym.
- Dzi臋ki, postaram si臋 o tym pami臋ta膰.

Min膮艂 miesi膮c. Konas przeni贸s艂 si臋 do siedziby bractwa.
- Witaj Asherenie, jak tam m贸j kryszta艂?
- Jeste艣 w sam膮 por臋 - okularnik u艣miechn膮艂 si臋. - W艂a艣nie wczoraj sko艅czy艂em go przygotowywa膰.
- Szczerze m贸wi膮c nie bardzo r贸偶ni si臋 od tego mojego - mrukn膮艂 sceptycznie Konas uwa偶nie ogl膮daj膮c kryszta艂.
- Je偶lei chcesz co艣 co wygl膮da 艂adnie to id藕 do Murenisa, on sprzedaje jubilerskie b艂yskotki. Ja zajmuj臋 si臋 magicznymi kryszta艂ami - mrukn膮艂 Asheren zabieraj膮c klejnot.
- Czekaj, czekaj - Konas szybko z艂apa艂 klejnot. - Wcale nie powiedzia艂em, 偶e go nie chc臋. Tak si臋 tylko zapyta艂em, a ty zaraz taki dra偶liwy si臋 robisz...
- Bo nie mam czasu na g艂upie gatki. Mam jeszcze sporo kryszta艂贸w do przygotowania, a ty mi zawracasz dup臋 pierdo艂ami.
Konas westchn膮艂.
- Dobra, ile za niego chcesz?
- Tysi膮c dwie艣cie sztuk z艂ota.
- Oszala艂e艣?! - wykrzykn膮艂 Konas.
- Ja nie jestem instytucja charytatywna, te偶 musz臋 co艣 z tego mie膰, poza tym produkty potrzebne do wzmocnienia kryszta艂u tez nie s膮 tanie.
- A jak ci do艂o偶臋 ten m贸j stary? Sam m贸wi艂e艣, ze jest ca艂kiem niez艂y i jeszcze powinien sporo czasu podzia艂a膰.
- Mog臋 opu艣ci膰 o po艂ow臋.
- Umowa stoi - Konas wyci膮gn膮艂 r臋k臋 dla przypiecz臋towania umowy.
Po sfinalizowaniu zakupu przeni贸s艂 si臋 z powrotem do swojego 艣wiata i upewniwszy si臋 i偶 nigdzie nie potrzeba jego pomocy wyruszy艂 na poszukiwania. Ledwo pojawi艂 si臋 przed Sal膮 gimnastyczn膮, gdy kryszta艂 pod koszul膮 zacz膮艂 wirowa膰 i grza膰 jak oszala艂y. U艣miechn膮艂 si臋 zadowolony. Wszed艂 do 艣rodka. Kryszta艂 wychyla艂 si臋 wskazuj膮c kierunek w kt贸rym powinien si臋 uda膰. Id膮c za jego wskazaniami pomy艣la艂, 偶e jednak te pieni膮dze nie okaza艂y si臋 wyrzucone w b艂oto, Asheren odwali艂 kawa艂 dobrej roboty. W pewnym momencie kryszta艂 zawis艂 w pozycji pionowej, jednak nie przestawa艂 wci膮偶 pulsowa膰 ciep艂em. Znaczy艂o to i偶 jest na miejscu. Zadar艂 g艂ow臋 i spojrza艂 na napis. Sztuki walki. Hm, zapowiada si臋 ciekawie. Wychodzi na to, 偶e przysz艂y w艂adca b臋dzie wojownikiem. Wszed艂 do 艣rodka i jego oczom ukaza艂y si臋 kolejne drzwi nad kt贸rymi widnia艂y napisy: "Aikido", "Karate", "Take-won-do", Jujitsu" i jeszcze kilka innych, kt贸re Konas zupe艂nie zignorowa艂. Kryszta艂 wyra藕nie pcha艂 go do drzwi z napisem "kung-fu". Nie zastanawiaj膮c si臋 pchn膮艂 je i wszed艂 do 艣rodka. Znalaz艂 si臋 w niewielkim pomieszczeniu, w kt贸rym jedynym meblem by艂 wysoki kontuar za kt贸rym siedzia艂a u艣miechaj膮ca si臋 szeroko blondynka.
- Witam, jest Pan sta艂ym klientem, czy te偶 mo偶e chce si臋 Pan zapisa膰? - zapyta艂a s艂odkim g艂osem.
- Nie jestem pewien - odpar艂 Konas. - Chcia艂em trenowa膰 jaki艣 sport walki, ale nie mog臋 si臋 zdecydowa膰. - Postanowi艂 troch臋 poimprowizowa膰. - Czy m贸g艂bym najpierw sobie troch臋 poogl膮da膰?
- Ale偶 oczywi艣cie - blondynka nie przestawa艂 si臋 u艣miecha膰. - Prosz臋 chwil臋 zaczeka膰, zaraz poprosze jednego z naszych pracownik贸w, 偶eby pana oprowadzi艂 i odpowiedzia艂 na wszelkie pana pytania - si臋gn臋艂a po s艂uchawk臋 telefonu.
Chwil臋 potem zza drzwi napisem "Tylko dla personelu" wyszed艂 m艂ody m臋偶czyzna i po kr贸tkiej prezentacji zabra艂 Konasa na rekonesans. Przechodzili przez r贸偶ne sale gdzie 膰wiczyli ludzie o r贸偶nych stopniach zaawansowania. Niestety kryszta艂 przez ca艂y czas milcza艂. Konasowi zaczyna艂o ju偶 brakowa膰 pyta膰 kt贸re m贸g艂by zada膰, gdy w ko艅cu doszli do ostatniej sali. W tym momencie kryszta艂 zacz膮艂 wydziela膰 wi臋cej ciep艂a.
- Uwaga! - us艂ysza艂 zaraz po wej艣ciu na sal臋 i obok niego przelecia艂 m艂ody m臋偶czyzna zatrzymuj膮c si臋 na 艣cianie.
W tym momencie kryszta艂 rozb艂ysn膮艂 tak jasnym 艣wiat艂em, 偶e a偶 Konas przestraszy艂 si臋, 偶e kto艣 to zobaczy i pod pretekstem uniku skuli艂 si臋. M臋偶czyzna wr贸ci艂 na sal臋, a kryszta艂 uspokoi艂 si臋, chocia偶 w dalszym ci膮gu dr偶a艂 niespokojnie.
Konas uwa偶nie spojrza艂 na m艂odzie艅ca. Czy偶by to by艂 on?




* fidryga艂y - s艂odki deser, kt贸rego sk艂ad i spos贸b produkcji jest pilnie strze偶ony przez wytw贸rc臋. Wyst臋puje w postaci r贸偶nych kszta艂t贸w i smak贸w, w postaci zastygni臋tej masy z r贸偶nymi dodatkami typu owoce, orzechy, i wiele innych



CDN