Wszystko czego pragniesz...
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 11:53:32
Cichy brzęk monet, potem ciężkie kroki i trzask zamykanych drzwi. Ario otworzył oczy, próbując skupić wzrok na kupce srebra, lśniącej na stole. Jego napiwek. Znak, że klient wyszedł zadowolony, jak zwykle zresztą. Nie było w tym nic dziwnego- w końcu towar, za który płacił, miał gwarancję, najlepszą w tej branży. Chłopak, który w dalszym ciągu leżał bezwładnie na niskim łóżku, niczym porzucona, szmaciana lalka, był Zmiennym, a to mówiło samo za siebie.
Ario ponownie przymknął powieki. Jego oddech zwolnił, nabierając jednocześnie niezwykłej dla człowieka regularności. Po chwili przez nieruchome ciało przepłynęła pierwsza fala transformacji. Skóra pociemniała, włosy odzyskały pierwotną, stalowoszarą barwę. Rysy twarzy wyostrzyły się nieco. Wszystkie te zmiany zachodziły tak miękko i harmonijnie, że nawet uważny obserwator miałby trudności w ich zarejestrowaniu. Mimo to chłopak, który po kilku minutach podniósł się z łóżka, tylko w niewielkim stopniu przypominał osobę, za której usługi zapłacił klient.
Chwiejnym krokiem zbliżył się do stołu i wypił duszkiem kubek wody. Gardło miał tak wyschnięte, że sprawiało mu to fizyczny ból, a przecież dzisiejsza Przemiana należała do łatwiejszych. Nie musiał wchodzić zbyt głęboko, by odnaleźć ukryte pragnienia klienta, wystarczyło zaakceptować falę pożądania, wchłonąć ją i poddać się jej biegowi. Ci, którzy widzieli cały proces, nigdy nie potrafili ukryć fascynacji fizyczną stroną Przemiany. Jednak on sam, tak jak większość mu podobnych, zawsze postrzegał ją na płaszczyźnie mentalnej. Rosnące gwałtownie włosy czy jaśniejące oczy to tylko produkty uboczne. Najważniejsze były uczucia i myśli, wypełniające go niczym pustą skorupę, nadające mu nowy kształt, tak, by mógł zaspokoić każde pragnienie klienta. W takiej chwili Zmienni wyrzekali się własnej osobowości. Stawali się emanacją cudzych żądzy, ucieleśnieniem najskrytszych marzeń, świadomych lub nieświadomych snów... I dlatego ich usługi ceniono tak wysoko, odmawiając im jednocześnie prawa do normalnej egzystencji. W końcu nie byli zwyczajnymi ludźmi... Raczej czymś w rodzaju wysoko wyspecjalizowanych zwierząt domowych. Taki stan rzeczy trwał od wieków. Nic dziwnego- niezwykła siła Zmiennych stawała się w tym przypadku ich słabością. Nie potrafili przeciwstawić się woli tych "normalnych", jak zawsze musieli się jej podporządkować... niezależnie od konsekwencji.
Wracając do swojego pokoju, Ario pozwolił sobie na gorzki uśmiech, który z całą pewnością nie spodobałby się klientom ani właścicielowi burdelu. To, że nie mógł przeciwstawiać się praktycznie niczyjej woli, nie znaczyło, że nie dostrzegał realiów sytuacji. Przechodząc koło wysokiego lustra zarejestrował kątem oka swoje odbicie: niewysoki osiemnastolatek o trójkątnej twarzy, półdługich srebrnych włosach i szarych oczach. Tak wyglądał na co dzień. Mimo to nie potrafił powiedzieć, czy to, co widzi w zwierciadle, to jego prawdziwa twarz.
Maldoon Cacaya nie wyglądał na zdenerwowanego. Nie mógł sobie na to pozwolić. Jego klienci- a raczej klienci jego "zwierzątek"- przychodzili do "Nocnej Róży" ze ściśle określonymi wymaganiami. Oczekiwali między innymi miłej, bezstresowej atmosfery, dzięki której mogli się odprężyć i zapomnieć o problemach dnia codziennego. Cacaya wiedział, że zły humor właściciela interesu takiego jak burdel potrafi zniechęcić wybredniejszych gości. Dlatego, pomimo, że miał wielką ochotę zaszyć się gdzieś z flaszką wódki, dla osób postronnych wyglądał na zadowolonego z życia kupca. W końcu stanął właśnie przed wielką szansą: jeden z jego uprzywilejowanych klientów zrobił mu przysługę... Wielką przysługę, choć Cacaya nie był na razie w stanie zdecydować, czy powinien być mu za to wdzięczny, czy też kazać wykastrować go przy najbliższej okazji.
Wiadomość, że jego przybytek odwiedzi książę Wadim Sarroman, jeden z najbardziej wpływowych i zamożnych arystokratów w kraju, dotarła do Maldoona zaledwie przed godziną. Dokonując szybkiego przeglądu personelu, poganiając służbę i wypraszając pozostałych gości, zastanawiał się, co skłoniło Sarromana do tej wizyty. Książę nigdy wcześniej nie korzystał z tego typu usług. Nie musiał: ze swoją pozycją i pieniędzmi mógł mieć każdą kobietę i każdego mężczyznę. A mimo to trafił do "Nocnej Róży". Maldoon żywił nadzieję, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, zyska kolejnego, jakże pożądanego klienta... Z drugiej strony, jego zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że w przypadku jakiegokolwiek potknięcia może zwijać interes i wynosić się z miasta- najlepiej szybko, potajemnie i bardzo daleko.
Słysząc zamieszanie na zewnątrz, Cacaya po raz ostatni zmierzył wzrokiem całą salę. Wszystko było w najlepszym porządku. Ze szczególną satysfakcją spojrzał na swoje "zwierzątka", wypięknione, wypachnione i gotowe na wszystko, czego zażyczy sobie klient, po czym z szerokim uśmiechem odwrócił się w stronę drzwi.
-Wasza Książęca Mość.- skłonił się niemal do ziemi- To wielki zaszczyt dla mojego skromnego przybytku...
Zimne spojrzenie czarnych oczu sprawiło, że urwał w pół słowa. Cacaya nie dorobiłby się tego, co miał, gdyby bogowie nie obdarzyli go odrobiną instynktu samozachowawczego. Teraz ten instynkt podpowiadał mu, że jego rola powinna ograniczyć się do odpowiadania na pytania gościa.
-Więc to są Zmienni- mruknął książę, mierząc tym samym twardym wzrokiem grupkę młodych mężczyzn, stojących w równym rządku pośrodku pomieszczenia.- Czy wiadomo, z czego wynikają ich zdolności?
-Nie do końca, panie.- przyznał Cacaya z udawanym żalem- Zmienni są niezwykle potężnymi empatami. Potrafią odbierać i wchłaniać uczucia i myśli innych osób, a następnie przekształcać swoje ciało zgodnie z pozyskanymi w ten sposób informacjami. Jednocześnie są zmuszeni podporządkować się woli normalnych ludzi, spełniać ich pragnienia... Wszystkie pragnienia.- dokończył ze znaczącym uśmieszkiem.
-Nic dziwnego, że cieszą się takim powodzeniem.- padł suchy komentarz- Oczywiście, jeśli to, co mówisz, jest prawdą.
-Panie, wszyscy klienci mogą potwierdzić moje słowa! Jeżeli tylko zechciałbyś skorzystać z usług jednego z moich... eee, pracowników, jestem pewien, że będziesz w pełni usatysfakcjonowany.
Książę wyminął go i podszedł do grupy Zmiennych.
-Dla twojego dobra- zaczął, oceniając jednocześnie proponowany mu towar- życzę ci, byś się nie mylił. Bardzo nie lubię ludzi, którzy składają obietnice bez pokrycia. A moje wymagania trudno zadowolić.
Cacaya nie był w stanie dłużej panować nad nerwami. Korzystając z odwróconej uwagi księcia ciężko oparł się o stolik, otarł pot z gwałtownie poczerwieniałej twarzy i na sekundę przymknął oczy. Kiedy je otworzył, napotkał ironiczne spojrzenie swego nowego i byleby nie ostatniego klienta. Drgnął gwałtownie, z trudem hamując chęć ucieczki.
-Trzeci od lewej- beznamiętne słowa przywróciły mu zdolność mowy.
-Oczywiście, to doskonały wybór, służący zaprowadzi Waszą Miłość do komnaty- wyrzucił z siebie jednym tchem. Kiedy książę, wciąż złośliwie uśmiechnięty, zniknął za drzwiami, odwrócił się w stronę swoich "zwierzątek", szukając wzrokiem wybrańca.




-----------------------------------------------------------------------------


-Ario- głos właściciela był niemal uprzejmy. W końcu jego dalsza egzystencja zależała teraz w dużym stopniu od zwykłego Zmiennego. Ario zdawał sobie sprawę z ironii sytuacji, ale nie był w stanie odczuwać satysfakcji z tego powodu. Coś innego absorbowało jego uwagę.
-Panie- szepnął, pochylając głowę- Nie ja... Proszę, to zbyt... niebezpieczne.
-O czym ty bredzisz?- Cacaya poczerwieniał jeszcze bardziej, tym razem z oburzenia. Ario właściwie mu się nie dziwił. Nigdy wcześniej żadne ze "zwierzątek" nie ośmieliło się przeciwstawić woli właściciela, nawet w tak nikłym stopniu. Jednak tym razem nie miał innego wyjścia.
-Panie- zaczął błagalnie i urwał. Nie wiedział, jak wyrazić swoje obawy. Dotąd nie zdarzyło mu się spotkać takiego człowieka jak książę. Takiego Pragnienia... Nawet tutaj, w tłumie mu podobnych, ze sporej odległości, odczuł jego moc. Od pierwszej chwili zrozumiał, że tym razem nie wystarczy powierzchowna, prosta Przemiana, jaka zadowala większość klientów.
- Ten mężczyzna... on może pragnąć czegoś ... złego.- wyszeptał pokornie i niezręcznie, wiedząc, że nie uda mu się wyrazić tego, co czuł. W końcu nie miał w tym wprawy. Silne uderzenie w brzuch nie zaskoczyło go. Patrząc na wściekłą gębę Maldoona uświadomił sobie, że zwierzchnik usiłuje w ten sposób odreagować własny strach.
-Porozmawiamy później- brzmiały złowieszcze słowa.- Pośpiesz się. Jak coś spaprzesz... Uwierzę na chwilę, że Zmienni ponoszą odpowiedzialność za swoje czyny. I będzie bolało.
Brutalnie popchnął chłopca w stronę komnaty dla specjalnych gości. Ario nie wahał się dłużej. Widocznie tak miało być. A on jak zwykle nie był w stanie nic zrobić...


-----------------------------------------------------------------------------


Komnatę spowijał półmrok. Najwidoczniej despotyczny gość rozkazał zgasić większość świec. Ario uznał, ze to nawet lepiej. Zresztą jego praca nie polegała na patrzeniu.
-Wchodzisz?- usłyszał zimny, pusty głos. Pochylił głowę, bezgłośnie prosząc o wybaczenie. Zamknął za sobą drzwi.
Książę stał przy płonącym kominku. Jego twarz w tym oświetleniu wydawała się starsza, bardziej zmęczona, a oczy... W oczach nie było nic.
- Co teraz?- padło kpiące pytanie- Cudowna metamorfoza? Czy po prostu narkotyk w winie i tradycyjne sztuczki dziwki?
Ario milczał. Pomimo że jeszcze nawet nie zbliżył się do swego klienta, zaczynał czuć pierwsze zwiastuny Przemiany. Uczucia, które odbierał, pozwoliły mu zrozumieć, że wbrew sceptycznej, agresywnej postawie stojący przed nim mężczyzna pragnie ponad wszystko, by opowieści o Zmiennych okazały się prawdą. Powoli podszedł do kominka, starając się choć na chwilę zablokować swój dar. Jeszcze nie teraz, przemknęło mu przez myśl, muszę to kontrolować...
Książę przyglądał mu się wyczekująco. Nie było już czasu. Ario wciągnął głęboko powietrze, starając się rozluźnić. A potem szybkim ruchem ujął dłoń starszego mężczyzny.
Nigdy wcześniej nie doznał tak gwałtownej transformacji. Nawet gdy jako dzieciak zaczynał pracę w zawodzie, nie rozumiejąc jeszcze do końca swoich zdolności. Uczucia i myśli wdarły się w niego gwałtowną, niepowstrzymaną falą. Poddał się temu wrażeniu, desperacko walcząc o zachowanie cząstki własnej świadomości. To bolało... nie znał dotąd takiego bólu. Mimo to z każdą sekundą pogrążał się głębiej w ten mroczny, splątany umysł, w to przepełnione cierpieniem i tęsknotą serce... Jego myśli stały się myślami kogoś innego, wspomnienia, które wypełniły jego pamięć, nie należały do niego... Cudza radość, cudza nadzieja, cudzy smutek... Zaakceptował to wszystko. Jego własne uczucia odpłynęły, zastąpione nowymi. To... tak... bolało... i paradoksalnie właśnie ten ból stał się szansą na ratunek. Ten ból należał tylko do niego. Dlatego, gdy Przemiana dobiegła końca, gdy stracił kontrolę nad swym ciałem i zmysłami, nadal mógł obserwować rozwój sytuacji, uwięziony w zakamarkach chwilowo nie własnego umysłu.
Dostrzegł szok na twarzy księcia. No tak, mężczyzna widział tylko fizyczną metamorfozę, ale i to wystarczyło. W jednym z licznych luster dostrzegł swe aktualne odbicie. Był teraz młodszy i drobniejszy niż przed kilkoma minutami, jego włosy nabrały odcienia ciemnego złota a duże oczy lśniły intensywnym błękitem. Postać roześmiała się przedziwnie radośnie, niczym dziecko, któremu opiekun pokazuje po raz pierwszy jakiś drobny cud przyrody. A potem wtuliła się w ramiona księcia pełnym zaufania i naturalności gestem. Starszy mężczyzna stał nieruchomo, z rękoma sztywno opuszczonymi wzdłuż boków. Z jego gardła wyrwał się cichy jęk, a prawa dłoń powędrowała do góry, głaszcząc złote włosy chłopca pełnym czułości gestem. Jego wargi poruszyły się bezgłośnie, jednak Ario zrozumiał. W końcu był teraz jego Pragnieniem.
-Przepraszam... Kocham cię.


------------------------------------------------------------------------------


Kochali się powoli, delikatnie, czule... Nie musieli się spieszyć, mieli cały czas tego świata. Każdy gest, każdy ruch zbliżał ich do siebie. Pocałunki lekkie jak muśnięcie skrzydeł motyla i namiętne aż do bólu. Opadli na łóżko, pozbywając się ubrań. Książę przez dłuższą chwilę po prostu patrzył na piękne, chłopięce ciało, spoczywające pod nim, chętne i uległe zarazem. Jego pieszczoty stawały się coraz bardziej śmiałe. Chłopiec roześmiał się radośnie.
Po wszystkim leżeli wtuleni w siebie, zaspokojeni i senni, wymieniając pełne beztroskiej czułości słowa i gesty. Tak, byli szczęśliwi.
A potem chłopiec wyjął sztylet z pochwy i wbił go w pierś mężczyzny aż po rękojeść.


-----------------------------------------------------------------------------




Miałeś tylko szesnaście lat i kochałeś mnie jak starszego brata. Tyle że nie byłeś moim bratem. Byłeś synem stajennego i należałeś do mnie. Taki piękny... Twój radosny śmiech przez lata wywoływał radość w moim sercu. Aż do chwili, gdy stał cię moim najgorszym koszmarem.
Zgwałciłem Cię, bo miałem na to ochotę. Bo mogłem to zrobić. W końcu byłeś nikim, nawet jeśli "dla mnie" byłeś całym światem.
Myślę, ze do końca nie rozumiałeś, co się właściwie stało. Twoja wykrzywiona cierpieniem twarz i to pytające, niewinne spojrzenie... A kiedy już wiedziałeś... Za każdym razem brałem Cię siłą, piłem łzy z Twoich oczu i krew z Twoich warg. I śmiałem się... tak, śmiałem się za nas obu, bo Twój śmiech zamarł tamtego dnia. Nie usłyszałem go już nigdy, przynajmniej na jawie.
Potem uciekłeś. Skąd wziąłeś siłę, by wbić sztylet prosto w serce? Nie mogłem nic zrobić. Nawet zapomnieć. Każdego dnia... co ja mówię, każdej godziny było gorzej. Krzyczałem w nocy, zastanawiając się, dlaczego nie wbiłeś tego ostrza w moją pierś, dlaczego skazałeś mnie na takie cierpienie... Przecież nie mogłeś aż tak mnie znienawidzić. A może mogłeś? Ta myśl bolała najbardziej. Bo ja... Zrozumiałem, że...
Że Cię kocham.
Tak, nawet teraz, nawet dziś, po tylu latach, kiedy stoję przed kominkiem w kosztownym burdelu i patrzę na zestrachanego wyrostka, który ma- jak to ładnie wyraził ten wieprz, właściciel?- aha, "spełnić wszystkie moje pragnienia".
Pragnę Ciebie, Twojego dotyku, Twojego spojrzenia, Twojego śmiechu...
Pragnę dać Ci to wszystko, czego nie dałem i wymazać to, czym Cię skrzywdziłem.
Pragnę, byś mnie kochał, choćby tylko przez chwilę.
A potem...
Pragnę być z Tobą już na zawsze.


-----------------------------------------------------------------------------



Koniec



nija