Nastolatek 1
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 12:02:54
-Nie masz prawa tak mówić...- szepnął już strasznie zmęczony ciągnącą się kłótnią. Przetarł klejące się oczy.
-Ja!? Ja, nie mam prawa? Jak śmiesz! To wszystko twoja wina! Tylko i wyłącznie twoja! To ty nie potrafisz się zaangażować jak normalny, dorosły człowiek! Jesteś dzieckiem Dave i zawsze nim pozostaniesz bo nie strać cię na odrobinę prawdy. To koniec, teraz już na pewno. Wyjdź, nie chcę cię widzieć.
Wyszedł cicho z ciężkim sercem. Drzwi zamknęły się za nim z trzaskiem. Już nigdy tam nie wróci. Jego życie w tym mieszkaniu, po pięciu latach, tak po prostu się skończyło. Nie czuł bólu, choć sądził, że nie będzie mógł sobie z tym poradzić. Jego dusza była spokojna. Szczerze mówiąc nigdy nie czuł się tak wolnym. Pozostawało w nim jednak uczucie jakiejś pustki. Uświadomił sobie nagle, wychodząc na zaśnieżoną ulicę, że dzisiejszą noc spędzi sam w swojej małej kawalerce. Sam.
Wiatr wiał niemiłosiernie. Zima tego roku była wyjątkowo nieprzyjemna. Ulice miasta wydawały się bajkowe, dawno już tak tego nie postrzegał, choć miał dopiero dziewiętnaście lat. Już dawno zapomniał o baśniach
"Niech to diabli, akurat dziś musiał spaść śnieg".

Dave dojechał jakoś swoim n-letnim samochodem do głównego skrzyżowania. Przez chwilę obawiał się, ze nie dojedzie do domu tej nocy. Kiedy wreszcie udało mu się przebrnąć przez lodowe piekło, zatrzymał się przy sklepie na rogu by kupić paczkę papierosów i coś mocniejszego. Koło czerwonego garbusa stojącego na parkingu kręciły się jakieś dzieciaki podziwiając maszynę. Nieopodal siedział jednak samotny chłopak. Najwyraźniej nie zależało mu na poznaniu owego cacka. Wpatrywał się w ziemię bawiąc się czymś trzymanym w ręku. Dave wszedł do sklepu kupił Malboro i trzy piwa, nie lubił przesadzać. Zapłacił kartą kredytową i wyszedł na nieprzyjemny mróz. Dzieciaków już nie było. Wóz również odjechał. Mężczyzna miał już wsiąść do swojego auta, gdy jego wzrok padł na cień kryjący się za rogiem. Zadumał się chwilę, jakby zastanawiając się nad czymś bardzo głęboko, obracając w ręce kluczyki.
-Hej- powiedział podchodząc do młodego chłopaka.- Co tu robisz o tej porze? Nie powinieneś być w domu?
Dopiero gdy ten podniósł na niego wzrok zauważył, że mały jest mulatem. Miał niesamowicie wyrazistą twarz i zastanawiające, ciemne oczy które przyglądały mu się w ciszy. Nie wydawał się wystraszony.
-Ja nie mam domu- odparł szybko.
Dave słyszał to już tyle razy, że nie mógł przypomnieć sobie by stykał się kiedyś z normalnymi dzieciakami z normalnych rodzin. Chłopak przetarł ręce i schował je do kieszeni.
-Nie jest ci zimno? Nie wyglądasz zbyt dobrze.
-Nic mi nie jest. Nie potrzebuję pomocy.
"Tak jak wy wszyscy.."
-Jesteś pewny?
-A co to ciebie do cholery obchodzi!? Zostaw mnie pan!
-Dam ci stówę jeśli się ze mną prześpisz.
Zapadła cisza. Przyglądał się twarzy chłopaka; chwilę była bardzo zdziwiona.
-Nie dzięki, ja nie z tych- odparł.
-Dwie.
Cisza. Lekki ruch głową.
-No dobra trzy.
-Gdzie mam podpisać?- zapytał kpiąco zarzucając plecak na ramię.
-Nigdzie. Chodź.

Jechali w ciszy. Śnieg padał a okolica wyludniała się szybko. Nikt nie lubił marznąć w taką pogodę. Chłopak oparł się o drzwi i z niesłabnącym zainteresowaniem wpatrywał się w Dave'a.
-Obijając się tym gratem po mieście masz kasę by sprowadzać na złą drogę niewinnych nastolatków?- zapytał z tym samym sarkazmem w głosie który zarysowywał się również na jego twarzy.
-Nastolatków? Nie. To mój pierwszy raz. A tak w ogóle ile masz lat?
-Trzynaście...
-A tak naprawdę?
-Dziewiętnaście, ale nie martw się jeśli będą pytali powiem, że trzynaście.
-Nie bądź taki cwany. Zresztą sam się zgodziłeś, nie pamiętasz.
-Taak. Po udanej próbie przekupstwa.
-Już nie rób z siebie takiego świętego. Miałeś wybór...
-Wybór! Jaki wybór? My nigdy nie mamy wyboru...- przerwał i spuścił wzrok. Zrobiło mu się nagle bardzo gorąco. Nie lubił przyznawać się do własnych słabości.
-Dobra. Dość gadania, jesteśmy na miejscu.
Kawalerka znajdowała się w starej kamienicy blisko komisariatu miejscowej policji. Dla Dave'a była więc idealnym miejscem do pracy. Był dziennikarzem w dość dobrej gazecie. Bliskość policji dawała mu jako taki komfort w wyszukiwaniu sensacji no i oczywiście dawała pole do popisu jeśli chodzi o zdjęcia. Właśnie z tego powodu dość dobrze mu się żyło; na tyle dobrze by stać go było na sprowadzanie na złą drogę niewinnych nastolatków. Uśmiechnął się na widok przestraszonego spojrzenia chłopaka.
-Nie martw się - powiedział otwierając drzwi budynku.- Najciemniej zawsze pod latarnią.
Nic nie odparł, prześlizgnął się obok Dave'a. Korytarze były ciemne, brudne jak to w mieście. Czuć było starość i nieustanną wilgoć.
-Drugie piętro- zadźwięczało w ciemnościach.
Chłopak wchodził powoli jakby zastanawiając się czy może nie cofnąć się. Serce biło mu coraz mocniej. Bał się tego co czekało go w tym ciemnym domu. Nigdy tego nie robił. Ale nie miał wyjścia, ten przeklęty śnieg nie dał mu wyboru. Myślał sobie, ze w końcu facet nie jest taki zły. Wyglądał na jakieś dwadzieścia osiem lat. Szczerze mówiąc był niezły. Pomęczy się trochę, a potem przynajmniej prześpi się w ciepłym łóżku i zje coś. I może mróz zelży.
-To tutaj- powiedział głos w ciemności, otwierając kolejne drzwi. Popchnął lekko chłopaka do środka.- Rozgość się- dodał uśmiechając się lekko.
-Dzięki- wykrztusił.
Dave zrzucił z siebie mokry płaszcz. Jeszcze raz przyjrzał się swojej zdobyczy. Naprawdę wyglądał niezbyt ciekawie. Był piękny, owszem, Dave dawno już nie widział tak pięknego chłopca, ale zima dała mu w kość. Wciąż nie mogąc oderwać od niego wzroku przeszedł do łazienki.
-Boże, co ja robię?- szepnął z przerażeniem. Obmył zmarzniętą twarz pod wodą i otarł skrupulatnie ręcznikiem. Marta by go zabiła. Zawsze zresztą miała na to ochotę. Ale przecież już nie jest z nim związana, może robić co chce. A on. On mógł spędzać noce z kim mu się podobało; Marcie nic do tego.
Gdy wrócił do pokoju mały wyglądał przez okno na pobliskie ulice. Nawet na niego nie spojrzał. Dave poszedł do kuchni i wyciągnął z lodówki jakąś dwudniową zapiekankę. Z żalem spostrzegł, że nic innego nie zostało. Odgrzał ja szybko w mikrofali i nałożył na dwa talerze.
-Chodź - powiedział do chłopaka który nadal wyglądał przez okno. Szczupła postać nie kazała na siebie czekać. Przez chwilę się wahał, wpatrując się w Dave.
-Nie martw się nie jest zatrute.
Po głębokim namyśle zaczął pochłaniać jedzenie w zastraszająco szybkim tępię.
-Tak na marginesie, nazywam się Dave Miklin, jestem dziennikarzem. A ty? Jeśli nie chcesz nie mów, zrozumiem.
-Jestem John- odparł szybko.
-Dlaczego kłamiesz?
-Ja?
-Nie rób z siebie większego idioty niż jesteś...
-Hej!
-Dobra. Przepraszam.
-No. Nazywam się Marek, jeśli już tak chcesz wiedzieć.
-Marko?
-Nie. Marek, przecież mówię.
-Dziwne imię.
-Tak... moja matka pochodziła ze środkowej Europy, to jej zasługa.
-Rozumiem. I co teraz?
-Ty się mnie pytasz? Nie mam pojęcia.
Zarumienił się lekko. Spuścił głowę. Ze strachem w oczach rozejrzał się po pokoju. Potem przelotem zerknął na Dave'a, który wydawał się studiować jego ciało.
-Chodź - powiedział i chwyciwszy go za rękę zaciągnął do łazienki.- Rozbieraj się.
-Co?
-Dobrze słyszałeś, rozbieraj się.
Chłopak stał zaskoczony. Dave wreszcie sam zaczął ściągać z niego ubrania. Wreszcie był golutki jak go Pan Bóg stworzył.
-No tak już lepiej- powiedział z uśmiechem. - A teraz pod prysznic - raczej lekko wpakował go pod wodę. Wylał na rękę trochę żelu i zaczął delikatnie myć ciemne ciało. Fakt, że sam się przy tym zmoczył nie wydawał się mieć dla niego znaczenia. Wreszcie wtarł w ciemne włosy szampon. Gdy już było po wszystkim, Marek nadal w lekkim szoku trząsł się z zimna i dziwnego strachu. Nie wiedział co się wokół niego działo. Czuł ręce które go dotykały, czuł ciepłą wodę, ale nie mógł pojąć dlaczego ten mężczyzna to robi.
Dave wyciągnął duży włochaty ręcznik z szafki nad umywalką.
-Jak myślisz?- zapytał nadal w świetnym humorze. ? Tak, też myślę, że w sam raz.
Otulił chłopaka i wycierał go poczynając od głowy. Wreszcie owinął ręcznik wokół szczupłej taili i spojrzał na swoje dzieło.
-Dobrze. Poczekaj chwilę.
Zniknął za drzwiami. Wrócił i podał Markowi koszulkę i szorty.
-Ubierz się i do łóżka. A i tu masz świeżą szczoteczkę.
Marek z otwartymi ustami wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze. Mokre włosy śmiesznie opadały mu na twarz. Dawno nie widział siebie w tak dobrym stanie. Zaczesał włosy, umył posłusznie zęby, ubrał szorty i koszulkę.
-Cholera- szepnął.- Co ja wyprawiam?
Dave siedział na łóżku, wpatrując się w swoją dłoń. Wydawało mu się, że wciąż czuje tą gorącą skórę pod swoimi palcami. Nie mógł pozbyć się tego widoku. Przecież nie chciał się przespać z tym chłopakiem. Myślał zupełnie o czymś innym, kiedy zabierał go z ulicy. Zupełnie. A teraz. Już sam nie wiedział czego chce. Właśnie teraz przydała by mu się Marta. Ona dobrze by wiedziała co zrobić. A przy okazji wybiła by mu z głowy te głupie pomysły o ratowaniu świata. Już dawno powinien zadzwonić do opieki społecznej, przecież ten dzieciak to nie jego problem.
Marek stał koło niego gdy podniósł wzrok. Tuż koło niego. Spojrzał mu w twarz.
-Boisz się?
-Nie.
-Jesteś pewny?
-Tak.
Dave splótł dłonie odejmując chłopaka w pasie. Przyciągnął do siebie i przyłożył głowę do jego klatki piersiowej. Serce waliło jak oszalałe.
-Znów kłamiesz- szepnął.- Kiedy przestaniesz?
Marek nie wiedział co zrobić z rękami. Stał sztywno i wpatrywał się okno.
-Nie kłamię- powiedział raczej dla przekory.
-Będę musiał cię tego oduczyć.
-Nie masz szans.
Podciągnął do góry koszulę chłopaka i delikatnie dotknął ustami jego skóry. Marek wciągnął powietrze z zaskoczenia. Blady uśmiech zagościł na twarzy Dave'a . Jego wargi coraz śmielej wędrowały po gorącym ciele, a w głowie pojawiły się głosy: "To wszystko twoja wina! Tylko i wyłącznie twoja! To ty nie potrafisz się zaangażować jak normalny, dorosły człowiek! Jesteś dzieckiem Dave i zawsze nim pozostaniesz bo nie strać cię na odrobinę prawdy. To koniec...".
I czy nie miała racji? Był dzieckiem. Nawet teraz bawił się tym zagubionym chłopcem. Inaczej nie można było tego nazwać. I na dodatek podobało mu się to.
"Czy ja jestem aż tak okropny?"
-Późno już- powiedział nagle, puszczając Marka. - Kładź się.
-Ale...
-Co?
-Nic.
Posłusznie położył się z drugiej strony łóżka. Naciągnął na siebie kołdrę i przywarł do pachnącej poduszki. Po chwili pokój zaległa ciemność. Z pobliskiego okna sączyły się kolory nocy, malując niesamowite kształty na suficie. Marek przyglądał się tańcu cieni i zasypiał szybko. Dave za to zastanawiał się czy jak obudzi się następnego dnia zastanie jeszcze w swoim łóżku to cudowne ciało, które teraz spało tak spokojnie obok niego.
Ranek przyniósł rozczarowanie. Marek szybko się ulotnił tak jak i trzy stówy z portfela Dave'a. Ale to było do przewidzenia, nigdy nie sądził, że będzie inaczej. Umył się, ubrał i ruszył do pracy. Mróz nie zelżał, cienka warstwa lodu nadal pokrywała ulice miasta. Co jakiś czas było słychać syreny karetek w dalekich dzielnicach.
-Jest robota!- krzyknął Dick jak tylko Dave zjawił się w redakcji.
-Cholera!- zaklął pod nosem. Nie miał ochoty na pracę w terenie.
Całe biuro wrzało. Zauważył to dopiero po chwili. Jak nigdy wszyscy byli na nogach i wyglądali na naprawdę zapracowanych.
-Co się dzieje?- zapytał starszego redaktora idąc za nim do biura.
-Morderstwo- odparł Dick z dziką przyjemnością.- I to nie byle jakie!! Ho ho! Co to to nie! Sensacja miesiąca! Tak tak! To będzie sensacja..
-Przestań gadać od rzeczy! Mam dość problemów na głowie..
-Tak, wiem. Marta wreszcie przejrzała na oczy?
-Nie przeciągaj struny!
-Dobra- zaśmiał się. - Jasne.. No więc wczoraj w nocy zabito producenta najnowszej, najoszczędniejszej żarówki.
Dave prawie się przewrócił ze zdziwienia.
-Że jak? I to ma być ta sensacja?! Nie rozśmieszaj mnie.
-Czemu jesteś dziś tak sarkastyczny? Przecież ten gościu to jeden z najbogatszych mieszkańców tego miasta.
-Aaa. No to teraz już wszystko wiadomo. Gdyby był biedny to nawet palcem byś nie kiwnął.
-Czyżbyś stracił swą obiektywność? To nie moja wina, że ludzie wolą czytać o bogatych. Czy to moja wina? No powiedz?
-...- nie miał ochoty na bezsensowne rozmowy.
-Dobrze, jak chcesz. Jedź do sądu. Podobno mają kogoś. Zbadaj sprawę i jak będziesz mógł to pogadaj z kimś. Musimy mieć to na dzisiejsze popołudniowe wydanie.
Dave szybko wyszedł z biura swego szefa mrucząc pod nosem:
-Potrzebujemy, potrzebujemy.. Tu potrzebujesz, stary....
Przezornie zabrał ze sobą jednego z młodszych fotografików. Kiedy wreszcie dotarli pod sąd, budynek był już oblegany przez tłumy dziennikarzy. Dave nie zważając na tłumy ruszył do innego wejścia, które znajdowało się na zapleczu. Młody chłopak podreptał za nim w ciszy. Dzięki swoim niezbyt jasnym powiązaniom Dave'a dostał się na sale rozpraw. Nie była to jeszcze typowa rozprawa. Na sali wybudowanej na wzór antycznych świątyń, znajdowała się tylko pani sędzia, dwóch strażników i oskarżony. Mężczyzna stanął w cieniu filaru. Nagle przeszył go dreszcz. Nie wiedział dlaczego tak zareagował na widok znajomej twarzy. Na miejscu oskarżonego siedział Marek, z załzawionymi oczami które próbował ukryć. Wpatrywał się w podłogę.
-Pytam się ostatni raz- powiedziała ostro pani sędzia a jej głos rozszedł się echem po sali.- Gdzie byłeś zeszłej nocy?
Marek powstrzymał następną falę łez. Pokręcił głową w milczeniu.
"Cholera dlaczego nic nie mówi?"
-Słyszysz mnie chłopcze? Będziesz miał wielkie problemy jeśli zaraz nie odpowiesz.
Nadal milczał nie kryjąc już łez.
Dave ruszył szybkim krokiem w ich stronę.
-Przepraszam, że przerywam.. -powiedział.- Chciałbym coś powiedzieć.
-Kto pana tu wpuścił?
-Chciałbym powiedzieć, że ten chłopak był ze mną. Całą noc był zemną.
Strażnicy popatrzyli na niego w dziwny sposób, za to Marek wyglądał jakby zobaczył samego diabła.
-Cześć- rzekł do niego Dave z miłym uśmiechem.
-Jest pan pewien?- sędzia spojrzała na mężczyzną ze zdziwieniem. Kiwnął głową.- Musi pan to poświadczyć..
-Wiem. Zaraz to zrobię. Mogę najpierw z nim porozmawiać?
-Ale w tej sali.
-Jasne.
Złapał nastolatka za poły kurtki i zaciągnął go pod drzwi. Chłopak patrzył na niego ze zdziwieniem.
-Dlaczego im nie powiedziałeś? - zaczął ostro. - Jesteś albo bardzo głupi, albo po prostu uparty.
Tym razem Marek już nie wytrzymał. Łzy spłynęły po policzkach.
-Idiota! Jesteś idiotą! Myślisz, że dla kogo to zrobiłem! Dla kogo?! Idiota!
-Wracamy do domu.
-Nigdzie z tobą nie idę!
-Nie przeginaj bo dostaniesz.
-Nie boję się ciebie.
-Znów kłamiesz.
Szczerze Marek nie miał wyboru. Przez cały dzień siedział przy biurku Dave'a w pracy, a potem ten po prostu zaciągnął go do samochodu.
-Nie chcę!- krzyczał, aż ludzie oglądali się za nimi.
-Nic mnie to nie obchodzi!!
-Ratunku!! Molestują dziecko!!
-Pomarzyć zawsze możesz.
-Idiota!
-Na wzajem.




<