Magowie
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 15:27:16
Magowie
Część pierwsza...



Młody mag opadł ciężko na kolana, dysząc głośno. Był wyczerpany do granic.
-Wstawaj!-tuż przy jego wrażliwym uchu dał się słyszeć ostry głos, prawie krzyk. Mimowolnie się skrzywił. Powoli, dygocąc na całym ciele, podniósł się z klęczek. Spojrzał hardo w oczy swego nauczyciela, po czym po raz setny chyba już dzisiaj wziął się za tworzenie linii pięciu barier, każda grubości dziesięciu centymetrów i każda o mocy wykraczającej poza jego poziom. Ale nauczycielowi to nie przeszkadzało. Dziką wręcz satysfakcję sprawiało mu zmuszanie ucznia do nadnaturalnych wysiłków. Nienawidził go i obaj o tym wiedzieli. Z tego jednego i prostego powodu, że jego uczeń był... elfem. Nawet nie wiedział, co spowodowało taką nienawiść nauczyciela do jego rasy. Zamknął oczy, przywołując w myślach obraz barier, każdej z osobna i wszystkich naraz. Przed nim powoli zaczęła się formować kula energii, która rozdzieliła się na pięć mniejszych, ustawionych jedna za drugą. Przezroczyste, powoli zaczęły zmieniać swój kolor na błękit magii ochronnej. Teraz było już łatwiej. Energii należało nadać tylko kształt, i gotowe. Był jednak rozkojarzony, rozkojarzony i krańcowo wyczerpany. Kształt barier formował się powoli, a gdy był już-już prawie taki, jak powinien, energia zamigotała i zniknęła, wchłonięta przez magiczne zabezpieczenia ścian sali.
-Czy ty niczego nie potrafisz zrobić dobrze?!- krzyknął nauczyciel- Wynoś się! Natychmiast!
Ledwo był w stanie oddychać, był kompletnie wyprany z sił. Powoli odwrócił się i, opierając o ścianę, ruszył w stronę drzwi. Niepewnie stawiał kroki, pewien, że zaraz się potknie i wywróci. Jakimś cudem udało mu się dotrzeć do drzwi i je otworzyć. Wytoczył się na korytarz, wpadając prosto w czyjeś ramiona. Podniósł zamglony wyczerpaniem wzrok, napotykając współczujące spojrzenie zielonych oczu Leitana, jego przyjaciela i ostoi, a także towarzysza niedoli. Leitan również był elfem i również musiał cierpieć pod jarzmem okrutnego Sekara.
-Dobrze, że już dał ci spokój, Dori.- uśmiechnął się do niego. Zielone oczy błyszczały troską. Oparł się ciężko na jego ramieniu, pozwalając prowadzić się do ich kwatery. Było mu tak dobrze, gdy czuł go blisko siebie. Wiedział, czym jest to uczucie i jakie są tego konsekwencje. Bał się je nazwać. Bał się wyśmiania, poniżenia. Ale najbardziej bał się, że to zepsuje ich przyjaźń. Dlatego też nic nie mówił. Doriath uśmiechnął się delikatnie. Za nic nie pozwoli zniszczyć tej przyjaźni.
Doszli do ich kwatery. Na początku nauki w Akademii zostali przydzieleni do jednej salki i tak już zostało. Inni uczniowie zmieniali współlokatorów nawet po cztery, pięć razy w ciągu sześciu lat nauki, ale oni mieszkali ze sobą już cztery i ani myśleli o zmianie.
-Połóż się i prześpij, Dori.-delikatne ręce pomogły mu się rozebrać i położyć na łóżku. Bardzo szybko zasnął.
Nie wiedział, co go obudziło. Leżał bez ruchu, nadal oddychając spokojnie i nie otwierając oczu. Słyszał cichy głos Leitana, ale nie rozróżniał słów. Skupił się na nim.
-Dori...-szeptał kilka miesięcy starszy elf-Ja cię kocham... Nigdy cię nie opuszczę...-czyjaś dłoń delikatnie głaskała go po głowie-Araine...
W tym momencie zamarł, widząc szeroko otwarte oczy Doriatha. Elf przesunął się, robiąc mu miejsce.
-Chodź do mnie.- wyszeptał.-Kochany...
Wtulił się w niego i zasnął znowu. Starszy elf jeszcze przez chwilę patrzył w ścianę, jakby spodziewał się, że tak to się skończy. Podziękował bezgłośnie Bogom Ziemi i pozwolił sobie odpłynąć w sen. Jego ostatnią przytomną myślą było: "A jednak cuda się zdarzają."


...i ostatnia.

To teoretycznie miała być dłuższa opowiastka, ale... nie chce mi się. Dobranoc, bo już po północy.
Raisa
wega21@op.pl