Black & white 3
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 16:57:17
III
I to wcale nie jest nudne, prawda? Na razie nic się nie dzieje, ale z czasem planuje wpleść odrobinę różnych dziwnych rzeczy, cierpliwości. Może nie pożałujecie ^^'

Atsumi podskoczył jak poparzony, mimo wszystko nie spodziewał się go tutaj tak wcześnie. Odwrócił głowę w kierunku, z którego dobiegł głos. Kilka korków dalej stał wysoki nastolatek, o kruczoczarnych włosach opadających kaskadą na plecy. Ostre rysy twarzy wzbudzały lęk, wystarczyło spojrzeć na niego, żeby przeszły cię dreszcze, do tego te czarne oczy, od których trudno było odwrócić wzrok. Doskonale zbudowany, nic dziwnego, że w szkolnej drużynie zajął miejsce kapitana.
-T... Tak... - Wyjąkał nerwowo.
-Co z tobą? - Spytał sceptycznie, raczej niewiele go to obchodziło.
-Nie, nic. Gdzie pójdziemy?
-Do mnie. - Wzruszył ramionami ruszając w kierunku korytarza.
-Słucham? - Hokano nadal stał w miejscu patrząc zaskoczony na młodego mężczyznę.
-Masz lepszy pomysł? - Yang zaczął się niecierpliwić, dla własnego bezpieczeństwa zgodził się na jego propozycję, wolał się nie kłócić.
Szkoła wybudowała akademik na tyłach, specjalnie dla tych uczniów, którzy nie chcieli codziennie przyjeżdżać na zajęcia ze swych domów oddalonych o kilkanaście, a czasem nawet kilkadziesiąt kilometrów. Budynek nie należał może do największych, lecz mieściło się tam sporo małych pokoi, dosyć wygodnych i urządzonych bardzo praktycznie. Mały plac łączył obie budowle, w centrum stała wspaniała fontanna, posadzono tutaj mnóstwo drzew. Obszar ten w czasie przerwy stawał się głównym miejscem spotkań uczniów. W tym momencie nikogo tutaj nie zobaczyli, nic dziwnego trwały już zajęcia, więc wszyscy siedzieli w klasach. Pierwszy szedł Sanoko, praktycznie nie zwracał uwagi na młodszego kolegę.
-Jesteś pewien, że to dobry pomysł? - Zaczął nieśmiało brunet. O dziwo tamten zatrzymał się nagle i nie patrząc na rozmówcę powiedział wyjątkowo spokojnym tonem, w którym mimo to Atsumi usłyszał nutkę irytacji.
-Już mówiłem, jeśli masz lepszy pomysł to oświeć mnie.
-Nieważne...
W pokoju panował nieporządek, choć chyba to za mało powiedziane. Ubrania zamiast leżeć w szafie zostały porozrzucane po całym pomieszczeniu, zwisały ze stołu, wystawały spod łóżka. Ściany pokryte plakatami różnych zespołów muzycznych wyglądały potwornie, a nazwy te Hokano widział pierwszy raz na oczy.
-Jak ty tutaj wytrzymujesz? - Zadał to pytanie zanim zdążył ugryźć się w język.
-Coś ci nie pasuję?! - Warknął, zrzucając resztki śniadania z biurka. - Weź sobie krzesło. - Wskazał na przewrucony mebel.
-Dzięki... - Usiadł koło nowego "ucznia", wyciągnął z plecaka kilka książek, położył je na blacie i zaczął przeglądać. - Z czym masz kłopoty?
-Ze wszystkim. - Ziewnął przeciągle, opierając głowę na rękach.
-Nie przesadzasz?
-Skąd. Matematyka to dla mnie czarna magia.
-To będzie wyjątkowo trudne... - Westchnął.
-Uważaj na słowa!
-I wyjątkowo niebezpiecznie. - Dodał w myślach.
Najbliższe dwie godziny spędzili przy zadaniach obliczeniowych, zaczęli od podstaw, czyli od materiału klasy pierwszej. Zrobili jedynie niewielką część, Yang nie przejawiał żadnych chęci do nauki, czemu w ogóle zaproponowano mu korepetycje, skoro osoba, którą miał podszkolić w ogóle się nie przykłada?
-Rozumiesz coś z tego? - Jęknął zrezygnowany brązowo-oki.
-Nic, a nic. - Przyznał szczerze starszy.
-Przecież to jest łatwe, później są rzeczy o wiele trudniejsze.
-Mam ciekawsze rzeczy do roboty.
-Tak, a jakie? - Warknął Atsumi, tracił powoli cierpliwość. - Latanie za piłką po boisku? Bardzo inteligentne zajęcie.
-Mały, nie pyskuj, bo możesz tego gorzko pożałować. - Sanoko wstał, uderzając pięścią w blat biurka. Najwyraźniej szybko się denerwował, albo jeszcze nikt się tak do niego nie zwracał.
-Oprócz gróźb potrafisz zrobić coś jeszcze? - Młody zachowywał stoicki spokój, nie dał się zastraszyć, wydobył gdzieś z zakamarków zgromadzoną odwagę, którą zadziwiał sam siebie.
-Nie chcę uszkodzić tak ślicznej buźki. - Atsumi o mało, co nie spadł z krzesła, patrzył nieco zaskoczony na szatyna. Spodziewał się raczej silnego ciosu, a nie takiego tekstu.
-Tak, jak myślałem. Mocny tylko w gębie. - Uśmiechnął się złośliwie.
-Żebyś się nie przeliczył. - Chwycił Hokano za kamizelkę, podnosząc go do góry, tak żeby dotykał parkietu. Przeszywał wzrokiem to delikatne ciało, tak kruche, że na pewno złamałby je jednym mocniejszym uściskiem. W brązowych oczach chłopaka dostrzegł cień strachu, pomarańczowe niteczki prawie całkowicie znikły pozostawiając po sobie ledwo widoczne ślady. - Uwierz mi, gdybym tylko chciał leżałbyś już tutaj poobijany. - Rzucił młodzieńcem o ścianę, jakby był pospolitą rzeczą.
-Nie traktuj mnie tak, słyszysz?! - Usiłował podnieść się na równe nogi, jednak nagle cała siła go opuściła.
-Uważaj, bo się przestraszę. - Zakpił czarnooki, rzucił litościwe spojrzenie na gościa. - Na dzisiaj wystarczy, z tego, co wiem przyjdziesz jutro z samego rana, tak? Jeżeli zapukasz do tego pokoju przed południem, to marnie skończysz. Dotarło?
-Nie bardzo, ale przemyślę twą prośbę. - Zanim tamten zdążył zareagować Atsumi ulotnił się z pokoju całkowicie zapominając, iż zostawił tam swoje rzeczy.