Black & white 5
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 16:58:58
V
W ramach rekompesji, ta część będzie dłuższa niż te ostatnie. Teraz nie będę też długo przynudzał.

Słońce chyliło się już ku zachodowi, zazwyczaj jasno błękitne niebo, teraz przybrało pomarańczowe oraz czerwone barwy. Lekki wiatr wprawiał w ruch gałęzie drzew, cichy szum ukajał stargane nerwy chłopaka siedzącego nad brzegiem rzeki. Co jakiś czas chwytał jakiś kamyk leżący obok i rzucał do wody, wsłuchiwał się w cichy szum wody. Płakał, lecz nie wycierał spływających po policzkach łez. Od dawna przychodził właśnie tutaj, kiedy miał zły humor, nastrój i wpływ tego miejsca działał na niego korzystnie, szybko zapominał o troskach oraz problemach. Tym razem było jednak inaczej, nie myślał o niczym innym. W rude włosy zaplątało się mnóstwo gałązek, usilnie starał się ich pozbyć, niestety z marnym skutkiem.
-Oriya... - Usłyszał gdzieś za sobą cichy głos, nie odwrócił się.
-Mogłeś zostać w domu - odparł chłodno, wszystko się komplikuje. Tak będzie lepiej, dla nich obu.
-Chciałem porozmawiać...
-Nie mamy o czym. - Poczuł na ramieniu dłoń kolegi, która ścisnęła się odrobinę.
-Owszem, jest parę spraw.
Zapadła cisza, Atsumi usiadł tuż za przyjacielem. Nie miał zamiaru tak tego zostawiać, trzeba to wyjaśnić, najlepiej od razu. Nie opracował jeszcze żadnej strategii, nie miał pojęcia co mu powiedzieć, jak pocieszyć. W takiej sytuacji znalazł się pierwszy raz w życiu, marzył o tym, aby więcej taka się nie zdarzyła.
-Czego ode mnie oczekujesz? - Zaczął ledwo słyszalnym szeptem.
-Niczego...
-Gdyby tak było, nie dowiedziałbym się prawdy. - Przysunął się bliżej Mukito, objął go ostrożnie w pasie, kładąc głowę na plecach. Siedzieli tak w milczeniu kilkanaście minut.
-Czemu to robisz...? - Szept ognistowłosego chłopaka przesączony smutkiem, brzmiał wręcz nienaturalnie, wcześniej nie słyszał takiego tonu u niego.
-Nie jestem w stanie odwzajemnić twych uczuć, tylko tyle mogę zrobić. Jesteś mi naprawdę bliski, lecz nie mogę ofiarować ci więcej niż przyjaźń.
-Przepraszam... - Odwrócił się, tak ażeby dostrzec twarz rozmówcy. Wyrażała w tej chwili pewne zdziwienie.
-Za co...?
-Za to... - Zanim ten zdążył zareagować, Oriya dotknął delikatnie twarzy przyjaciela, a następnie pocałował wyjątkowo czule. Nie spodziewał się, że on to odwzajemni i tak też się nie stało. Trwało to kilka sekund, w końcu oderwał się od niego, kilka łez spłynęło jeszcze po policzku, wytarł je szybko, uśmiechając się smutno. - A teraz idź już, ja jeszcze chwilę posiedzę... - Ponownie przysiadł nad brzegiem, wpatrując się w mroczną otchłań wody.
-Ale... - Tylko tyle zdołał z siebie wydusić, wciąż pod wrażeniem tego co zaszło. Dotknął palcami warg, delikatnie przejechał wokół ust. Najbardziej zdziwił go fakt, iż spodobało mu się to, sprawiło niewyobrażalną przyjemność.
-Po prostu odejdź...
-Nie wiem, czy powinienem... Nie chcę cię zostawiać... - Nie odezwał się, siedział nieruchomo patrząc, w sobie tylko znany punkt. - Nie zostało nam wiele czasu, powinniśmy go wykorzystać...
-Może masz rację... Pytanie, czy potrafisz ze mną normalnie rozmawiać... Albo czy ja jestem w stanie to zrobić... - Ton głosu tak się zmienił, że ledwo go poznał. Do tej pory nie słyszał w nim, aż tylu goryczy oraz smutku. Poczuł ukłucie w sercu, cierpi przez niego, a on sam nie może nic w związku z tym zrobić, czuł się bezsilny.
-Oriya...
Wstał, podał rękę przyjacielowi, pomógł wstać. Następnie bez słowa ruszył ścieżką w kierunku miasta. Nie odeszli daleko, to miejsce znaleźli w pierwszej klasie, do dziś uwielbiali je odwiedzać. Atsumi dogonił go dosyć szybko, szli obok siebie w milczeniu. Słowa czasami nie są potrzebne, wystarczą najprostsze gesty, spojrzenie, a nawet obecność drugiego człowieka, aby podnieść na duchu, bądź uszczęśliwić. Rozstali się przy domku Hokano, na pożegnanie się jeszcze przytulili, nie zwracali uwagi na to czy ktoś ich obserwuję. Brunet postanowił dobrze wykorzystać ostatni tydzień, większość czasu chcę spędzić właśnie z Mukito.
Atsumi usiadł na krawędzi łóżka zakrywając twarz dłońmi, wreszcie mógł wyrzucić z siebie wszystkie uczucia, żale, emocje. Płakał jak małe dziecko, położył się, wtulając się w ulubioną poduszkę. Dopiero około północy, zaczął się uspokajać. Po powrocie nic nie zjadł, nie potrafiłby przełknąć czegokolwiek, nic dziwnego, że teraz burczało mu w brzuchu, zignorował to. Zmęczony, wytarł łzy, zasnął prawie natychmiast. Przynajmniej w krainie snu, zapominał o problemach, niestety ranek w końcu nadchodzi i człowiek musi wrócić do rzeczywistości.
Sobota zapowiadała się bardzo ładnie, gdy się obudził słońce wisiało już wysoko nad widnokręgiem. Kiedy spojrzał na elektroniczny zegarek, z szokiem zauważył, że zbliża się południe. Pierwszy raz zdarzyło się, iż spał do tej godziny. Wziął szybki prysznic, pospiesznie się ubrał, w kuchni przygotował sobie skromne śniadanie, aby zaspokoić głód. Zjadł je nadzwyczaj prędko, o mało się przy tym nie dławiąc. Zanim opuścił mieszkanie upewnił się, że jest puste. Westchnął, bardzo rzadko widuje się z rodzicami, w sumie dawał sobie radę sam, nie potrzebował ich pomocy, gdyby nie fakt, że nie jest w stanie na siebie zapracować pewno już dawno by się wyprowadził. Zamknął za sobą dokładnie drzwi, po czym lekko przestraszony udał się w kierunku, gdzie mieszkał Sanoko.
Był mniej więcej w połowie drogi, gdy wpadł na nikogo innego jak Yuriko. Dziewczyna przyjęła to niezwykle entuzjastycznie, cieszyła się wręcz jak dziecko, które otrzymało upragnioną zabawkę.
-Gdzie się wybierasz? Może przeszedłbyś się kawałek ze mną? - Mówiła wyjątkowo szybko, nie tak jak zwykle.
-Przykro mi, lecz jestem zajęty. - Próbował ją wyminąć, bezskutecznie.
-Nie znajdziesz nawet kilku minut? - Spojrzał na zegarek, dochodziło 12:30.
-Niestety...
-Nie daj się prosić, to nie zajmie dużo czasu. - Pociągnęła go za rękaw w bliżej nieokreślonym kierunku.
-Co nie zajmie dużo czasu? - Spytał zmieszany, o co tym razem chodzi?
Znaleźli się w jednej z przybocznych uliczek, nikt tutaj nie zaglądał, więc mieli zapewnioną ciszę. Amino jakiś czas nie wypowiedziała słowa, grzebała nerwowo w plecaku, ale niczego nie wyciągała, w końcu w dłoniach pojawiła się paczuszka, niewielkie zawiniątko.
-To dla ciebie, w ramach wdzięczności... Za te korepetycje...
-Czy to znaczy, że...? - Przerwała mu.
-Poradzę sobie sama, dużo dla mnie zrobiłeś. Nie mogę przez cały czas polegać na tobie, Atsumi-kun. - Na twarzy dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech. - Wybacz, że zabrałam ci tyle czasu. - Pomachała mu i znikła tak samo szybko, jak się pojawiła.
Zanim dotarł do akademiku, dochodziła trzynasta. Podarunek schował do kieszeni kurtki, na szczęście był wystarczająco mały, aby się tam zmieścił. Prędko odnalazł pokój należący do Yanga, serce waliło jak oszalałe, wziął kilka głębokich oddechów, usiłując się uspokoić. Zapukał, lecz odpowiedziała cisza, z wewnątrz nie dochodziły żadne dźwięki. Spróbował jeszcze raz, z podobnym skutkiem. Nacisnął ostrożnie klamkę, o dziwo drzwi otworzyły się z łatwością. Wsunął się do środka, zamykając je szczelnie za sobą, wciąż panował wyjątkowy spokój. W porównaniu z tym co działo się tutaj wczoraj, dzisiejszy stan można nazwać ładem, ubrania schowano do szafy, w ostateczności wepchnięto je tam na siłę, pewnie to mała różnica dla właściciela. Jego książki leżały tam gdzie je zostawił, odetchnął z ulgą.
-Nie wchodzi się bez pozwolenia, nie nauczono cię? - Poczuł na ramieniu dotyk czyjeś dłoni, odskoczył jak uderzony piorunem, o mało nie wpadając na ścianę.
-Zwariowałeś?! Chcesz, żebym dostał zawału?! - Wrzasnął przestraszony, patrząc na rozbawioną twarz Sanoko.
-Na razie nie... Widzę, że jednak wolałeś posłuchać i przyszedłeś o odpowiedniej godzinie.
-Miałem lepsze zajęcia. - Warknął, nadal oddychając odrobinę za szybko.
-Tak, a jakie? Siedziałeś z nosem w książce i zapominałeś o całym świecie?
-Możemy wreszcie zacząć?
-Nie bardzo, ale przemyślę twoją prośbę. - Starał się jak najbardziej upodobnić ton głosu, do tego, z jakim poprzedniego dnia odnosił się do niego drugoklasista.
-W takim razie ja wychodzę, daj znać jak coś wymyślisz. Prawdopodobnie to długo potrwa, ale co poradzę. - Zmierzał właśnie do wyjścia, gdy drogę zagrodziła mu ręka starszego. Oparł się bezczelnie o ścianę, nie pozwalając chłopakowi przejść.
-Młodszy, a tak pyskuje. - Kąciki ust drgnęły, kiedy wypowiadał te słowa.
-Jakiś problem?
-Może dla odmiany ja ciebie czegoś nauczę?
-Ty? Mnie? Chyba kpisz. - Yang podniósł młodzieńca z łatwością, trzymał go na takiej wysokości, aby móc patrzeć prosto w te brązowe oczy. - Puść mnie!
-Za chwilę.
-W tej chwili!
-Za chwilę.
-Teraz!
-Za chwilę.
-Do cholery zostaw mnie! - Atsumi stracił cierpliwość, złość się w nim gotowała, najchętniej rzuciłby się teraz na tego młodego mężczyznę, gdyby nie fakt, iż wiedział, że nie ma szans.
Ten nic już nie odpowiedział, tylko przycisnął kruche ciało mocniej do siebie. Odchylił brunetowi głowę do tyłu, po czym uciszył go pocałunkiem, z uczuciem, a zarazem stanowczo. Ten usiłował się wyrwać, ale był zbyt słaby na to. Dopiero po kilku chwilach zdołał nabrać powietrza, raczej nie wyglądał na zachwyconego.
-Oszalałeś? Co za głupie pytanie, przecież to stało się już dawno!
-Nie podobało się? To dopiero początek.
-Słu... Że co proszę?!
-Teraz pora, abym ja cię czegoś nauczył o życiu maleńki. - Mówił to z dziwnym uśmieszkiem na twarzy. Z uśmieszkiem, który wcale się Hokano nie podobał.