Przypadek
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 04 2011 13:31:17
Biegł. Szybko. Z każdą chwilą coraz szybciej. I szybciej. Jak gdyby zależało od tego całe jego życie. Zależało.
Serce biło. Biło szybko. Z każdą chwil coraz szybciej. I szybciej. Jak gdyby kochał kogoś ponad swoje życie. Kochał.

Zobaczył drzwi. Zatrzymał się. Nie miał czasu na myślenie. W biegu zgubił rozsądek, tę jedyną rzecz która chroniła go przed samym sobą. Teraz był już bezbronny. A jednak każda myśl czyniła go silniejszym.

Otworzył. Potężne uderzenie zniszczyło stary, prawie samoistnie rozpadający się zamek. Ruszył dalej, nie zważając na coraz szybszy, coraz płytszy oddech. Symbol życia.

Schody. Nie musiał się nawet rozglądać, windy nie było. Nie wiedział ile pięter będzie musiał pokonać. To nie miało znaczenia. Musiał. Mógłby tak biec nawet i do samych Niebios.

Pierwsze piętro. Ściany brudnobiałe, puste. Nikogo nie ma. Żadnych obrazów. Żadnych kwiatów. Drzwi. Przecież pamiętał, że sam je kiedyś zamykał. Klucz wyrzucił.

Drugie piętro. Tynk odpada ze ścian. Brudne. Na podłodze mokro. Kałuża. Słona. Rozlane wiadro łez. Z karniszy pozrywane firanki. Przez niedomyte okna leciutko świeci słońce. Promienie delikatnie omiotły jego twarz. Krzyknął przerażony subtelnością dotyku. Nie utracił jeszcze wszystkich zmysłów.

Trzecie piętro. Zmęczony biegiem potknął się. Upadł. Jego czoło uderzyło o marmurową posadzkę. Twarz podzielona strużką ciemnoczerwonej krwi. Podniósł się. Z każdą chwilą dalej. Z każdą bliżej.

Czwarte piętro. Okno. Kraty. Więzienie. Nadal jednak widział światło. Dodawało otuchy, nadziei. Tęsknoty. Ptak zamknięty w klatce. Leć.

Piąte piętro. Zniknęły okna, zniknęło światło. Chłód. Jego wycieńczone ciało zadrżało z zimna. Instynkt popchnął go znów przed siebie. Nogi nie miały już siły biec. Płuca nie miały już siły oddychać. Serce nie miało już siły bić.

Kolejne drzwi. Drżącą dłonią przesuwał po drewnianej płycie szukając klamki. Dom wariatów.

Wreszcie znalazł. Pospiesznie nacisnął. Ciężka. Żelazna. Zachwiał się. O mało nie upadł. Dłonią oparł się o ścianę, próbując złapać oddech. Korytarz.

Pokonał go szybko. Nie zwrócił uwagi na ciemność. Nie mógł jej przecież zobaczyć. Zamazane kształty. Kształty ciemności. Nie miały dla niego znaczenia.

Pomieszczenie. Światło. Kilkakrotnie zamrugał oczami, które zdążyły się już odzwyczaić od blasku. Światło. Nienaturalne, sztuczne. Wisząca, pojedyncza żarówka. Oświetliła dwie postaci.

Zupełnie do siebie niepodobni. Połączeni. Coś ich łączy.

Jeden z nich wycelował pistolet w jego głowę.Przełknął głośno ślinę. Nie czas na strach. Zbyt wiele było niepewności. Tchórz. Był największym tchórzem jakiego znał. Ale tchórzostwo nie zwalnia z bycia człowiekiem.

Mężczyzna z pistoletem. Wysoki. On zmienił zamiar. Dłoń zmieniła położenie. Lufa pistoletu wskazywała teraz serce. Serce niższego z dwóch mężczyzn.

Wysoki uśmiechnął się. Taki piękny uśmiech. Błysnęły zęby. Błysnął pistolet.

Okrutne piękno. Zimny urok. Śmiertelny czar.

Jego oddech powoli wracał do normy. Zmysły nadal jednak były odległe. Instynkt. Myśli. Nie mógł wyodrębnić żadnej. Zbyt dużo, zbyt mało. Jedyne co teraz miał. Własne myśli.

Uśmiech zniknął. Światło zgasło.

Skoczył do przodu. Jego szczupłe ciało w całości zasłoniło postać niższego mężczyzny. Czekającego. Egzekucja.

Nacisnął spust. Pomieszczenie wypełnił odgłos wystrzału. Wszechobecny zapach prochu.

Krew. Na brudnych ścianach. Na zimnej podłodze. Krew na koszuli. Ciemna. Czerwień. Sączy się. Serce jeszcze bije.

Jego ciało drgnęło. Zrobił krok do tyłu. Cofnięcie. Upadek. Nigdy już się nie podniesie.

Krzyk. Nie jego. Niższy z mężczyzn pochwycił go w swoje ramiona. Zamknął nimi ich wspólny, intymny świat. Umierał.

- Dlaczego? Powiedz proszę. Dlaczego?

- To nie miało. Tak być. Przypadek.

Przypadek. Najzwyklejszy w świecie. Przypadek miłości. Nieuleczalny. Śmiertelny...? Nie. Trwający do śmierci.

Powieki. Martwe. Opadły. Usta. Martwe. Zamknięte. Serce. Martwe. Przestało bić.




+ + +

"Szukam Cię, a gdy Cię widzę, udaję że nie widzę. Kocham Cię, a gdy Cię spotkam udaję, że nie kocham. Zginę przez Ciebie, nim zginę krzyknę, że ginę przypadkiem..."





By Seraphiel, 19 stycznia 2005