Gdybym mówił językami ludzi i aniołów 2
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 04 2011 21:48:30
II. Łaska.

Szedł powoli. Jego prawa ręka wodziła po wyłożonych marmurowymi płytami ścianach. W oddali dało już się słyszeć muzykę dobiegającą z sali balowej. Po kilku minutach skręcił na schody i wyszedł na balkon. Oficjalna część jeszcze nie dobiegła końca; ostatni rocznik akademii nadal tańczył walca na parkiecie. Wszystko to wyglądało wspaniale, motywem przewodnim tegorocznego balu był renesans; uczniowie i uczennice zobowiązani byli przywdziać stroje z epoki przynajmniej na oficjalną część. Akjustus i Jonatan zasiadali za głównym stołem. Straż honorowa pełniła warty przy wejściach i przy wysokich stopniem oficerach. Silwanas oparł ręce na balustradzie i zaczął przyglądać się całemu przedsięwzięciu. Aż trudno mu było uwierzyć, że mimo ciągłych zamieszek wywoływanych przez bojówki rebeliantów, tutaj panował taki spokój.
- Puśćcie mnie! Co wy robicie, zostawcie mnie! - usłyszał nagle pełen rozpaczy głos dobiegający z korytarza znajdującego się za jego plecami. Powoli wyprostował się i zaczął kierować w tamtą stronę. Jego ręka odruchowo sięgnęła do lewego boku, jednak nie znalazł broni. W okolicy nie było także strażników, którzy mogliby odpowiedzieć na wykrzyczane przed chwilą wezwanie o pomoc.
- Ratu… - słowo urwało się w połowie, młody lord przyspieszył więc kroku, jednak za wszelką cenę starał poruszać się jak najmniej hałaśliwie. Gdy zszedł schodami, usłyszał odgłosy szamotaniny i rozmowę kilku młodych mężczyzn.
- Nie wierć się, to nie będzie bolało - powiedział pierwszy.
- Będzie ci dobrze, zobaczysz - dodał po chwili drugi.
Silwanas znalazł się już na dolnym korytarzu. Od tych kilku młodzików oddzielał go tylko jeden narożnik. Właściwie to wiedział, co się dzieje, przez chwilę zastanawiał się nawet nad przyłączeniem do oprawców. Takie praktyki nie były jednak w jego stylu. On wolał uwodzić, rozkochać, a potem najzwyczajniej w świecie porzucić. Gdy skręcił w boczny korytarz, jego oczom ukazało się czterech młodych ludzi. Jeden, ten, którego trzymali dwaj inni, na pewno był uczniem pierwszego roku, ponieważ jego prawe ramie zdobiła błękitna szarfa. Młody chłopiec był naprawdę łakomym kąskiem: śnieżnobiała, delikatna skóra, smukła budowa ciała, długie i proste nogi.
- No, maleńki pokaż, co tam przed nami ukrywasz - powiedział oprawca stojący przed nim i lubieżnie się uśmiechnął, zabierając się za spodnie pierwszorocznego. Jednak chłopak okazał się niesamowicie zwinny i jak najbardziej przytomny. Student drugiego roku nawet nie zorientował się, gdy noga chłopaka znalazła się na jego kroczu. Następnym, co zobaczył Silwanas, był szesnastolatek powoli osuwający się na podłogę.
- I co, braciszku? Nie umiesz sobie poradzić z tą lalunią? - spytał z drwiną drugi chłopak. - To ja pierwszy się zabawię, a ty go przytrzymaj -dodał do trzeciego i zaczął ściągać spodnie.
- Czy młodemu studentowi przystoi rozbierać się w obecności oficera? -zapytał nagle Silwanas, wychodząc z cienia.
- Ge… generał Silwanas? - wyjąkał młodzieniec i szybko podciągnął spodnie. Skorzystał na tym także uczeń pierwszego roku, który wykorzystał nieuwagę starszych kolegów, i kilkoma ciosami powalił ich na ziemię. Młody lord uśmiechnął się i zaczął bić mu brawo, na co młodzieniec zaczerwienił się.
- Jak ci na imię? - zapytał.
- Serafiel Adorno, wasza lordowska mość - odpowiedział chłopak, był jednak na tyle skrępowany obecnością lorda, że nie tylko nie śmiał podnieść głowy, ale zapomniał także o opuszczonych spodniach.
- Adorno? Syn generała Atanaela Adorno?
- Tak - powiedział młodzieniec, kiwając przy tym potwierdzająco głową.
- No więc załóż spodnie, zanim pojawią się tu gwardziści, i możemy iść do sali balowej. Chyba nie chcesz przegapić najlepszej zabawy w swoim życiu? - spytał Silwanas, po czym podał rękę młodzieńcowi i razem udali się do sali balowej. Po drodze minął ich oddział dziesięciu strażników udających się w miejsce zdarzenia.
Gdy weszli, okazało się, że oficjalna część dobiegła już końca. Orkiestra pałacowa już dawno zeszła ze sceny. Na jej miejscu pojawił się jeden z popularniejszych zespołów - Black Moon. Gdy tylko weszli do sali, Silwanas chciał puścić rękę młodzieńca i udać się w stronę oficerskiego stołu, jednak chłopak nie puścił go, na co młody lord zareagował pytającym spojrzeniem.
- Czy… czy pan generał zechciałby oferować mi pierwszy taniec? - spytał szybko i nieśmiało. Silwanas tylko uśmiechnął się i po chwili obaj zaczęli tańczyć. Na uczelni, na której dziewięćdziesiąt pięć procent stanowili mężczyźni, nie było to nic nadzwyczajnego, jednak pierwszoroczny uczeń, tańczący z wysoko postawionym oficerem, to już była sensacja. Obaj spędzili z sobą prawie pół wieczoru, cały czas rozmawiając, tańcząc, a nawet jedząc przy wspólnym stole. Jonatan był całą tą sytuacją bardzo zaniepokojony i tylko uważnie przyglądał się obojgu do czasu, aż podszedł do niego Akjustus i zagadnął przyjaźnie:
- Oj, zostaw ich. Nie widzisz, że dobrze się bawią?
- Ten chłopak… - zaczął Jonatan, ale gwałtownie przerwał.
- No, co z nim? - zapytał nagle zaciekawiony przyjaciel.
- To Serafiel Adorno - powiedział, po czym nerwowo przełknął ślinę.
- Rozumiem. To cię martwi - odpowiedział Akjustus, nagle urywając, i nad czymś się zastanawiając - O, w mordę, ale przecież to…
- Tak. To jest brat Adanaela Adorno.
- Ale, ale, czy on nie jest jedynakiem?
- Nie. Za to, z tego co słyszałem, to jest z niego niezłe ziółko. Ponoć dorównuje swojemu bratu w stu procentach.
Młody generał był bardzo zaskoczony. Nie wiedział, czy Silwanas miał świadomość, z kim rozmawia. A jeżeli miał, to dlaczego to robił? Jaki miał w tym cel?

Aula wykładowa była jedną z dwudziestu trzech wielkich sal, które służyły do prowadzenia wykładów oraz konwersatoriów, w których brali w nich udział studenci poszczególnych lat. Wszystkie zostały zaprojektowane tak, aby po prawej i lewej stronie znajdowały się olbrzymie okna. Sale te budowane były tak, że pierwsze rzędy znajdowały się najniżej, a ostatnie nawet powyżej wejścia. Wspaniały przepych i wygoda panująca w auli nie świadczyły o próżności jej autorów. Zbudowane zostały w taki sposób, aby bez problemu można było w nich spędzić trzy godziny. Rzędy obrotowych krzeseł z oparciami na każdym poziomie oraz ekran znajdujący się przed nimi miały służyć tylko i wyłącznie wygodzie uczniów. Naprzeciw wejścia znajdował się podest, na którym znajdował się panel przeznaczony dla oficera. Można było sterować z niego nie tylko komputerami uczniów, ale i całym pomieszczeniem.
- Tak więc, jak powiedziałem, Hannibal był jednym z największych wodzów starożytności. Podobnie jak genialny Juliusz Cezar czy też niedościgniony Aleksander Wielki. Jednak nawet on nie potrafił poradzić sobie z przewagą, jaką posiadali jego wrogowie - powiedział Silwanas, kończąc wykład, po czym dodał - Na kolejnych zajęciach wszyscy napiszą test ze znajomość taktyki Hannibala. Wszystkie potrzebne wiadomość znajdziecie w bibliotece. Do widzenia. Możecie się rozejść.
Po chwili uczniowie zaczęli opuszczać salę. Młody lord rzucił tylko okiem na wejście, w którym widniała znajoma sylwetka. Bez większego skrępowania machnął ręką do przyjaciela i przywołał go do siebie.
- Co się takiego stało, że odwiedzasz mnie w sali wykładowej? Nie powinieneś być na własnych zajęciach? - zapytał podejrzliwym tonem.
- Chodzi o tych trzech studentów, których wczoraj aresztowali gwardziści.
- Tak? A co z nimi?
- Kara za to, co zrobili, to trzydzieści batów.
Silwanas usiadł na fotelu za panelem i odwrócił się w stronę tablicy, Jonatan natomiast nadal czekał na odpowiedź.
- Wypuść ich. W końcu do niczego nie doszło. Powiedz im tylko, że jeżeli to się powtórzy, to karą nie będzie tylko chłosta.
Młody oficer uśmiechnął się. Dobrze wiedział, o czym mówi jego przyjaciel.
- Dobrze, jak sobie życzysz - oznajmił i zaczął opuszczać salę, jednak zatrzymało go skierowane do niego pytanie.
- Co o nim sądzisz?
- To jego brat. Jeżeli pójdzie w jego ślady, to nie skończy się to dobrze. Znowu będziesz miał problemy -powiedział, wzdychając przy tym.
- Wiem. I dlatego czuję do tego taki niesamowity pociąg - odpowiedział Silwanas i położył ręce na panelu, kładąc na nich głowę.
- Adrenalinka, co?
- Można by to tak nazwać, ale jest w tym też coś innego. Coś bardziej osobistego.
Jonatan podszedł do niego i uklęknął tuż obok obejmując go w pasie jedną ręką.
- Powiedz tylko słowo, a podwoję liczbę strażników.
- Dobrze, zrób to, tylko po cichu. Nie chcę wywoływać zbędnego zamieszania. A teraz wybacz, jestem umówiony na obiad - oznajmił młody lord, wstając z krzesła, po czym zaczął kierować się w stronę drzwi.
- Z nim, prawda? - dobiegło go pytanie.
- Tak.

Oprócz wszystkich budynków, bibliotek, dormitoriów, kompleks pałacowy posiadał także trzy niesamowicie wielkie ogrody. Różnorodne gatunki roślin i kwiatów, miła atmosfera, odgłosy ptaków ćwierkających w gałęziach - wszystko to sprawiało, że uczniowie i oficerowie bardzo często korzystali z piękna i zieleni, żeby zrelaksować się i wypocząć. Z czasem w ogrodach pojawiły się także małe kawiarnie, w których można było zjeść albo też porozmawiać przy filiżance kawy czy herbaty. Silwanas i Serafiel siedzieli właśnie w cieniu jednej z palm, rozkoszując się nie tylko jedzeniem, ale i własnym towarzystwem.
- I jak ci się podoba w akademii? - padło pytanie.
- Od dziecka chciałem zostać jej studentem - zaczął podniecony chłopak. - Marzy mi się kierowanie jednym z okrętów bojowych, a wiem, że tylko ta uczelnia mnie do tego przygotuje - dodał, po czym chwycił koktajl i zaczął pić napój przez słomkę. - Jejku, nawet nie wiedziałem, że tutaj są takie piękne ogrody.
- To nie wszystko. W północnym jest wodospad, a w zachodnim niedawno wybudowano basen.
- Istny raj na ziemi. Chciałbym być kiedyś wielkim lordem - rozmarzył się nagle Serafiel.
- Doprawdy?
- Ee, przepraszam, panie, nie chciałem powiedzieć niczego niestosownego - dodał szybko zmieszany chłopak.
- Nie o to chodzi. Bycie władcą całego kontynentu niesie za sobą nie tylko potęgę. Trzeba być jeszcze odpowiedzialnym, czasami bezwzględnym i, nade wszystko bardzo zajętym człowiekiem. Mój ojciec na przykład nie ma dla mnie czasu nawet w moje urodziny - powiedział Silwanas, wychylając stojący przed nim kieliszek białego wina. - Poza tym, trzeba stale uważać na swoje życie. Nigdy nie wiadomo, kiedy pojawi się jakiś rebeliant, który będzie chciał odesłać cię na tamten świat. W dodatku trzeba też mieć baczność na własnych ludzi, bo oni też...
- Przepraszam - przerwał mu nagle młody uczeń, unosząc głos i wstając od stołu. - Nie jestem taki jak mój brat, jestem oddanym poddanym jego lordowskiej mości. Jestem gotów oddać życie za niego i za jego potomka. Mój brat jest zdrajcą, który zasłużył na swoją karę, a moja rodzina i nazwisko zostały przez niego zhańbione. Nigdy mu tego nie wybaczę! - dokończył już prawie ze łzami w oczach. - Ale mimo to nadal jest moim bratem i kocham go. Kocham tak bardzo, jak nienawidzę.
- Nie powinieneś go nienawidzić. Teraz to nic nie da. Nie zmienisz tym przeszłości, a sobie na pewno nie pomożesz - powiedział Silwanas spokojnym tonem, tak, jakby wyznanie tego młodego człowieka nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia. Po chwili wychylił do końca kieliszek wina i obaj w milczeniu dokończyli posiłek.
- Gdzie teraz masz zajęcia? - spytał nagle Silwanas
- Pałac Techniki, sala dwadzieścia trzy, zajęcia z technologii komputerowej. I zgadnij, kto jest moim nauczycielem - zapytał chłopak, i uśmiechnął się ciepło.
- No niech pomyślę - zaczął młody lord. - Hm, pewnie ja?
Serafiel uśmiechnął się ciepło, wstał od stołu i ukłonił się.
- Więc, do zobaczenia na zajęciach - zakomunikował, a następnie udał się w stronę wyjścia z ogrodu. W chwilę po nim wstał sam generał i, dotykając ucha, odezwał się.
- Ma być pod stałą obserwacją, chyba, że będzie ze mną.
- Tak jest - odpowiedział głos w słuchawce.