艢CIANA S艁AWY | Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner


|
|
Witamy |
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
|
Czart 1 |
* * *
Na wst臋pie chcia艂abym zaznaczy膰, 偶e w tym fanfiku nie trzymam si臋 艣ci艣le fabu艂y gry, jej regu艂, charakterystyk poszczeg贸lnych klan贸w, itp. Mam nadziej臋, 偶e nie zostan臋 za to zlinczowana przez fan贸w Vampire the Masquerade i 偶e cho膰 troch臋 fik si臋 spodoba. ^_^'
* * *
Grobowa cisza wype艂nia艂a po艂yskuj膮c膮 wilgoci膮, otulon膮 mrokiem nocy w膮sk膮 opustosza艂膮 ulic臋. Deszcz drobnymi kropelkami si膮pi艂 z nieba, a strugi wody sp艂ywa艂y kr臋tymi strumyczkami pomi臋dzy kostkami bruku, b艂yszcz膮c w 艣wietle ksi臋偶yca niczym rt臋膰. Po kr贸tkiej chwili cisz臋 zak艂贸ci艂y odg艂osy st膮pania i zza jednego z budynk贸w wy艂oni艂 si臋 ma艂y przygarbiony cz艂owieczek opatulony opo艅cz膮, podpieraj膮cy si臋 lask膮 i o艣wietlaj膮cy sobie drog臋 oszklon膮 latarenk膮. Blask 艣wiecy przenikaj膮cy przez cz臋艣ciowo okopcone szybki tylko w niewielkim stopniu rozprasza艂 ciemno艣膰.
Kiedy m臋偶czyzna min膮艂 w膮ski przesmyk mi臋dzy domami, co艣 nagle poruszy艂o si臋 w cieniu i z ciemno艣ci cicho niczym duch wy艂oni艂a si臋 wysoka posta膰 w kapturze...
Staruszek krzykn膮艂 cicho z b贸lu i zaskoczenia, gdy silna d艂o艅 oplot艂a jego gard艂o i brutalnie wci膮gn臋艂a go do zau艂ka. Szarpn膮艂 si臋 tylko raz, zamieraj膮c zupe艂nie, kiedy tylko ostre bia艂e k艂y przebi艂y wysuszon膮 pomarszczon膮 sk贸r臋 na jego szyi.
Pop艂yn臋艂a struga ciep艂ej s艂onawej krwi... 呕ycie. Stary m臋偶czyzna sapn膮艂 i wypu艣ci艂 z pomarszczonej spracowanej d艂oni uchwyt latarni, kt贸ra upad艂a z brz臋kiem t艂uczonego szk艂a i potoczy艂a si臋 po bruku. Krople deszczu szybko przecisn臋艂y si臋 przez pop臋kane i pot艂uczone szybki, gasz膮c p艂omie艅 艣wiecy. W zau艂ku zn贸w zapanowa艂a absolutna ciemno艣膰. 艢mier膰.
* * *
Sabaty wampir贸w... Rzadko艣膰 w obecnych czasach ciemnego 艣redniowiecza, kiedy to ka偶dy cierpi膮cy na bezsenno艣膰 w臋druj膮cy nocnymi ulicami miasta m贸g艂 zosta膰 pos膮dzony o bycie istot膮 ciemno艣ci. Prawdziwe wieki ciemne... A tu, w zaciszu piwnic wielkiego uniwersytetu, tu偶 pod nosem mieszka艅c贸w Pragi odbywa艂y si臋 najliczniejsze z mo偶liwych zloty dzieci nocy...
Moja ukochana Anezka zagin臋艂a i do tej pory nie uda艂o mi si臋 jej odnale藕膰. Sam nie wiedzia艂em, ile to ju偶 miesi臋cy czy lat min臋艂o od chwili, kiedy to zosta艂a uprowadzona przez klan Tzimitzsi. Jedyna kobieta, kt贸r膮 kiedykolwiek kocha艂em, a kt贸ra pokocha艂a mnie mi艂o艣ci膮 tak czyst膮 i g艂臋bok膮, jak to tylko mo偶liwe u niewiasty. Potrafi艂a mnie nadal mi艂owa膰 pomimo tego, czym si臋 sta艂em... Jej uczucia wci膮偶 by艂y szczere i gor膮ce... Je艣li zgin臋艂a...to jako wierna s艂u偶ebnica Boga z pewno艣ci膮 trafi艂a do Raju... Miejsca, kt贸rego mi nigdy nie b臋dzie dane ujrze膰...
* * *
Piwnice biblioteki i uniwersytetu urz膮dzone by艂y z gustem i pewnym przepychem, kt贸ry nawet arystokraci z wy偶szych klan贸w doceniali.
W du偶ych salach o obszernych, pozbawionych drzwi wej艣ciach p艂on臋艂y 艣wiece tak licznie, 偶e roz艣wietla艂y ka偶dy zakamarek mrocznych piwnic. Wampiry r贸偶nego wieku, p艂ci i statusu kr臋ci艂y si臋 tu i 贸wdzie, rozsiada艂y na obitych pluszem wygodnych meblach i prowadzi艂y dyskusje w mniejszych lub wi臋kszych gronach, popijaj膮c przy tym z kielich贸w. W艂a艣nie... Te spotkania w niczym nie r贸偶ni艂y si臋 od zwyk艂ych przyj臋膰 bogatych mieszczan, poza drobnym szczeg贸艂em, jakim by艂 trunek podawany do picia. U nas by艂a to r贸偶nego rodzaju krew. I tak jak wino jej smak r贸偶ni艂 si臋 w zale偶no艣ci od pochodzenia. Krew kobiety, m臋偶czyzny, dziecka... Z pocz膮tku by艂o mi to oboj臋tne. Pi艂em, bo musia艂em, aby utrzyma膰 si臋 przy 偶yciu. Ka偶dorazowo czuj膮c wstr臋t do tego, co robi艂em... Jednak po pewnym czasie zacz膮艂em odczuwa膰 pewne specyficzne r贸偶nice w aromacie, posmaku, zapachu... Sta艂em si臋 ca艂kowicie taki jak oni...
Pochodzi艂em z klanu Brujah - klanu prostych, lecz niezwykle bieg艂ych w swym fachu wojownik贸w... Od niedawna uczestniczy艂em w tych spotkaniach, gdy偶 Ecaterina nie by艂a pewna, czy jestem gotowy na poznanie ca艂ej prawdy. Jak zawsze towarzyszy艂 mi Wilhelm - m贸j druh, a przez pierwsze miesi膮ce mojego wampirzego 偶ycia r贸wnie偶 nauczyciel i obja艣nia艂 mi wszystko.
Tego wieczoru Eryk od艂膮czy艂 si臋 od nas, pozostaj膮c w gronie wojownik贸w ze swojego klanu Gangrel - w艂adc贸w bestii... Jedyna kobieta w naszej dru偶ynie - pi臋kna i krwio偶ercza Serena zaj臋ta by艂a b艂yskotliw膮 rozmow膮 z m艂odym wampirem i wci膮偶 otoczona wianuszkiem oczarowanych ni膮 pobratymc贸w. M臋偶czyzn po prostu zachwyca艂a, kobiety zazdro艣nie j膮 podziwia艂y... Promienia艂a w艣r贸d nich swoim mrocznym blaskiem niczym czarna r贸偶a po艣r贸d cierni.
Pozosta艂em tylko z Wilhelmem, kt贸ry rozkoszowa艂 si臋 podawanymi trunkami, i nudzi艂em si臋 niesamowicie. Dawnymi czasy, jako krzy偶owcowi obce mi by艂y uroki spotka艅 towarzyskich, ale i teraz, gdy je pozna艂em, nie stanowi艂y dla mnie specjalnej atrakcji. Sta艂em wi臋c pod 艣cian膮, niedbale opieraj膮c si臋 o jeden z arras贸w, powoli s膮cz膮c ze swojego kielicha.
I wtedy go zobaczy艂em. Siedzia艂 na sofie pod jedn膮 ze 艣cian. By艂 m艂ody, bardzo m艂ody, a kruczoczarne, proste w艂osy przyci臋te by艂y do linii 偶uchwy i finezyjnie postrz臋pione tak, 偶e opada艂y kosmykami na twarz i szyj臋. Moj膮 uwag臋 najbardziej jednak przyku艂y jego oczy. Jasnob艂臋kitne, kt贸re niesamowicie kontrastowa艂y z kolorem w艂os贸w i ciemn膮 opraw膮 oczu. Kiedy艣, zanim sta艂em si臋 tym, kim teraz by艂em widzia艂em tylko raz taki kolor oczu. By艂o to dnia, kiedy przyjechali do naszej wioski w臋drowni kupcy z p贸艂nocy. Jeden z nich mia艂 pi臋knego psa, podobnego do wilka. Zwierz臋 to mia艂o oczy o kolorze rozwodnionego b艂臋kitu. Kiedy si臋 w nie spojrza艂o, a偶 czu艂o si臋 mr贸z dalekiej p贸艂nocy, zapach czystego 艣niegu i szum porywistego wiatru, kt贸ry zacina odbieraj膮c dech. W tym w艂a艣nie momencie r贸wnie偶 poczu艂em, 偶e co艣 wyciska mi powietrze z p艂uc. By艂a to jego uroda... Ten ch艂opak by艂 pi臋kny. 艁agodne symetryczne rysy i g艂adka, jasna twarz... twarz bez cienia zarostu...ile m贸g艂 mie膰 lat?... Przez chwil臋 przysz艂o mi na my艣l, 偶e jest on jednym z naszych "czcicieli" - zabawk膮 kt贸rego艣 lub kt贸rej艣 z wampir贸w... Jednak kiedy przyjrza艂em mu si臋 uwa偶niej dostrzeg艂em lekko wyr贸偶niaj膮ce si臋 d艂ugo艣ci膮, zaostrzone k艂y, kt贸re wysun臋艂y si臋, kiedy wypi艂 艂yk z kielicha. Gdy przyjrza艂em si臋 jego d艂oniom dostrzeg艂em te偶 d艂ugie wypiel臋gnowane paznokcie o szklanym po艂ysku. Delikatniejsze i kr贸tsze ni偶 u Sereny, ale z pewno艣ci膮 r贸wnie ostre. Drapie偶na bro艅 wi臋kszo艣ci wampirzych kobiet... Ile m贸g艂 mie膰 lat, kiedy otrzyma艂 to przekl臋te b艂ogos艂awie艅stwo i zosta艂 przemieniony...? Poczu艂em szturchni臋cie w rami臋.
- Na co tak patrzysz? - zapyta艂 Wilhelm. Zmiesza艂em si臋.
- Na nic... - burkn膮艂em, szybko odwracaj膮c wzrok od obiektu mojego zainteresowania. Wilhelm jednak by艂 na to zbyt bystry. Spojrza艂 na ch艂opca i zmierzy艂 go wzrokiem.
- Aaaa...rozumiem... - u艣miechn膮艂 si臋. - Zapomnij... Wiesz do kogo nale偶y? - zapyta艂, wypijaj膮c 艂yk. Spojrza艂em na niego pytaj膮co. - No...pod czyj膮 jest opiek膮? - u艣ci艣li艂. Pokr臋ci艂em g艂ow膮. Wilhelm westchn膮艂. - Sp贸jrz na niego. Pije z kryszta艂owego kielicha. Jest z klanu Toriado. To arty艣ci i inteligenci. Nie ta liga, Christoph. My pijemy z cynowych kubk贸w, inne przecie偶 pop臋ka艂yby w naszych silnych nieostro偶nych d艂oniach przyzwyczajonych tylko do dzier偶enia miecza. - parskn膮艂. Obruszy艂em si臋 na jego bezczelno艣膰 i cynizm:
- Co to ma do rzeczy...?
- Nie tylko tobie wpad艂 w oko. - mrukn膮艂, rozgl膮daj膮c si臋 czujnie po sali. Oczy kilku dojrza艂ych wampir贸w r贸wnie偶 b艂膮dzi艂y wok贸艂 samotnego m艂odzie艅ca.- Opiekuje si臋 nim Dante. - rzek艂. Drgn膮艂em na d藕wi臋k imienia. Doskonale pami臋ta艂em tego dystyngowanego przystojnego m臋偶czyzn臋 o szlacheckim pochodzeniu, co by艂o rzadko艣ci膮 nawet u Toriado. Cieszy艂 si臋 powszechnym szacunkiem i uwielbieniem. Wiele 偶e艅skich wampir贸w wzdycha艂o do m艂odego, postawnego m臋偶czyzny o bujnej grzywie z艂ocistych lok贸w, opadaj膮cych na plecy i ramiona oraz granatowych, tchn膮cych ch艂odem oczach. Wilhelm za艣mia艂 si臋 gard艂owo.- Kt贸偶by inny? Dante jest specjalist膮 w uwodzeniu m艂odych ch艂opc贸w. - wyszczerzy艂 z臋by, ods艂aniaj膮c ostre k艂y.
- Od dawna jest wampirem? - popatrzy艂em znowu na ch艂opca. Wilhelm zaduma艂 si臋 przez chwil臋.
- Nie... Z pewno艣ci膮 wci膮偶 uczy si臋 jak sobie radzi膰...
- Ile m贸g艂 mie膰 lat, kiedy go przemienili?
- Jakie艣 17, 18...m艂odszy raczej nie by艂...musz膮 by膰 w odpowiednim wieku, 偶eby sobie poradzi膰... Powtarzam ci, Christoph: daj spok贸j... musimy si臋 dobiera膰 w klanach... Wiesz, 偶e Toriado to arty艣ci, Brujah to wojownicy, a dla reszty naszych ziomk贸w zwykli barbarzy艅cy... - u艣miechn膮艂em si臋. Znowu ten jego sarkazm... Tymczasem Wilhelm ci膮gn膮艂. - ...z kolei Cappadocian, z kt贸rego pochodzi nasza z艂ota Serena to psychotronicy, a ich g艂贸wne atuty to si艂a umys艂u, manipulacja i Moc, kt贸ra stoi na najwy偶szym w艣r贸d wszystkich klan贸w poziomie. Ich specjalizacja to g艂贸wnie czary ofensywne. Dlatego Ecaterina stara si臋 trwa膰 z nimi w sojuszu. Mie膰 takich zdolnych mag贸w po przeciwnej stronie w czasie wojny to pewna kl臋ska...
- A co jest moc膮 Toriado? - zainteresowa艂em si臋.
- Nie wiem, mo偶e urok i uroda?... - za艣mia艂 si臋, klepn膮艂 mnie przyjacielsko w rami臋 i odszed艂. Ja natomiast wci膮偶 nie mog艂em oderwa膰 oczu od ch艂opca. Skorzysta艂em z tego, i偶 sta艂em z ma艂o widocznym miejscu i przyjrza艂em mu si臋 uwa偶nie. Mia艂 na sobie czarny str贸j arystokraty... Eleganckie idealnie skrojone spodnie i kamizelk膮 z zamszu. Zdobne w koronk臋 r臋kawy bia艂ej koszuli opada艂y na jego d艂onie, kiedy siedz膮c niedbale na swoim miejscu popija艂 z kielicha. Wydawa艂 si臋 by膰 r贸wnie znudzony, co ja. Ostatecznie mog艂em z nim porozmawia膰... Powoli ruszy艂em w jego kierunku. Ju偶 by艂em w odleg艂o艣ci kilku metr贸w, kiedy nagle moje upragnione miejsce zaj膮艂 inny wampir. Przysiad艂 si臋 do ch艂opca i szybko zacz膮艂 rozmow臋. Ch艂opiec o偶ywi艂 si臋 nieco, a ja nagle dostrzeg艂em pewne zamieszanie w licznej grupie dysputuj膮cych i z t艂umu wy艂oni艂 si臋 Dante. Znieruchomia艂em, widz膮c jego lodowate spojrzenie, kt贸re teraz ciska艂o mro偶膮ce krew b艂yskawice w kierunku rozmawiaj膮cego z ch艂opcem m臋偶czyzny. Szed艂 szybko i energicznie, lecz wci膮偶 dostojnie, a jego cia艂o by艂o napi臋te od wyra藕nego poirytowania oraz skrywanej pod mask膮 dystyngowanego ch艂odu z艂o艣ci. Przypomina艂 mi pot臋偶nego kota, czy raczej tygrysa, kt贸ry spostrzeg艂 intruza na swoim terytorium. Kiedy tylko Dante zosta艂 zauwa偶ony przez 艣mia艂ego wampira, jego reakcja by艂a natychmiastowa. Niby grzecznie, lecz bardzo pospiesznie zako艅czy艂 on rozmow臋 i wsta艂 z miejsca, unikaj膮c zimnego spojrzenia Dante i co pr臋dzej oddalaj膮c si臋. Blondyn odprowadzi艂 艣mia艂ka wzrokiem a偶 do s膮siedniej komnaty, gdzie 贸w znik艂 za jak膮艣 oddzielaj膮c膮 pomieszczenia kurtyn膮. Zaraz po tym Dante usiad艂 obok ch艂opca i powiedzia艂 co艣 szeptem. Ch艂opak r贸wnie偶 co艣 rzek艂 i u艣miechn膮艂 si臋 ciep艂o, a w jego oczach dostrzeg艂em tak膮 mi艂o艣膰 i oddanie wobec m臋偶czyzny, 偶e a偶 zaku艂o mnie co艣 w gardle. Dante uj膮艂 kielich ch艂opca i wyj膮艂 go z jego d艂oni, muskaj膮c przy tym pieszczotliwie palce m艂odzie艅ca. Znowu co艣 powiedzia艂 i wsta艂, odchodz膮c w stron臋 rozmawiaj膮cych. Ch艂opiec r贸wnie偶 powsta艂 i odetchn膮艂 g艂臋boko rozprostowuj膮c ramiona, po czym ruszy艂 w moim kierunku. Wymin膮艂 mnie, tylko ukradkiem na mnie zerkaj膮c - ot zwykle przelotne spojrzenie kogo艣, kto prawie nikogo nie zna w艣r贸d go艣ci - i ruszy艂 w swoj膮 stron臋. Mi za to zakr臋ci艂o si臋 w g艂owie, kiedy tylko poczu艂em jego zapach. M艂odzie艅cza sk贸ra i zapach bzu...Pachnia艂 niemal偶e jeszcze jak cz艂owiek...Zwyk艂y 艣miertelnik... I towarzyszy艂 mu ten ledwo uchwytny zapach Dante...ja艣min i pi偶mo...i aromat farb olejnych, kt贸ry charakteryzuje wszystkich znanych mi malarzy...i co艣 jeszcze...co艣 nieokre艣lonego...wo艅 zimnych mur贸w cmentarnej kaplicy?...wosk i kurz... W sumie swoista, paradoksalna ochrona dla tego dzieciaka. Nikt przecie偶 nie wa偶y si臋 go tkn膮膰 palcem bez pozwolenia opiekuna...
* * *
Przez ca艂y wiecz贸r obserwowa艂em go ukradkowo, jak rozmawia z m艂odymi kobietami i m臋偶czyznami mniej wi臋cej w swoim wieku... Wyra藕nie jednak czu艂 si臋 nieswojo... Mnie r贸wnie偶 zaczyna艂a si臋 przykrzy膰 ta sytuacja. Nie mog艂em podej艣膰 do ch艂opca i z nim porozmawia膰, gdy偶 zawsze w zasi臋gu wzroku by艂 Dante. Nie chodzi艂o o to, 偶e obawia艂em si臋 tego wampira. Po prostu Ecaterina zwyczajnie zakaza艂a nam w jakikolwiek spos贸b zadziera膰 z Toriado. Przynajmniej dop贸ki 贸w klan nie ustosunkuje swojego stanowiska w zimnej wojnie jak膮 powadzili艣my. W ko艅cu zniecierpliwi艂em si臋 i odstawiwszy kielich na pobliski stolik, wszed艂em w w膮ski nieznacznie o艣wietlony korytarzyk, na kt贸rego ko艅cu majaczy艂y prowadz膮ce w g贸r臋 schody.
Wdrapawszy si臋 na ich szczyt znalaz艂em si臋 na wprost drzwi. Wyszed艂em na zewn膮trz i odetchn膮艂em g艂臋boko, po czym ruszy艂em w stron臋 ogrodu... Noc by艂a wyj膮tkowo ciep艂a, a cisz臋 zak艂贸ca艂o cykanie 艣wierszczy. Przymkn膮艂em powieki, rozkoszuj膮c si臋 tym d藕wi臋kiem, tak koj膮cym po gwarze przyj臋cia, kt贸ry nawet tutaj cz臋艣ciowo dobiega艂. Znowu odetchn膮艂em g艂臋boko. Poczu艂em zapach bzu i nagle zda艂em sobie spraw臋, 偶e o tej porze roku nie kwitnie przecie偶 bez... Odwr贸ci艂em si臋 i spojrza艂em na stoj膮cego w cieniu ciemnow艂osego ch艂opca, kt贸ry patrzy艂 na mnie niepewnie.
- Przepraszam, nie wiedzia艂em, 偶e kto艣 tu jest... - mia艂 taki 艂agodny ciep艂y g艂os. Czysty i jednocze艣nie mi臋kki. Jak g艂osy ch艂opc贸w 艣piewaj膮cych w ko艣cielnych ch贸rach. - Nie chcia艂em przeszkadza膰... - odwr贸ci艂 si臋, zamierzaj膮c odej艣膰. Drgn膮艂em.
- Zaczekaj! - zawo艂a艂em. Spojrza艂 na mnie, wyra藕nie zaskoczony moj膮 nag艂膮 reakcj膮.
- Tak? - zapyta艂. Zaci膮艂em si臋, nie wiedz膮c, co powiedzie膰.
- Ty... - zacz膮艂em niepewnie. - Jeste艣 z klanu Toriado, prawda? - zapyta艂em.
- Tak. - skin膮艂 g艂ow膮.
- Po raz pierwszy ci臋 tu widz臋. - rzek艂em, przeklinaj膮c si臋 w duchu za tak "b艂yskotliwe" wypowiedzi. Co si臋 ze mn膮 dzia艂o w jego obecno艣ci, 偶e mia艂em w g艂owie pustk臋?
- To zaledwie drugie spotkanie, w kt贸rym jest mi dane uczestniczy膰. - wyja艣ni艂 z 艂agodnym u艣miechem. Jego ostre k艂y b艂ysn臋艂y zza pe艂nych jedwabistych warg. Jak偶e kusz膮co... Jego ofiary musia艂y oddawa膰 mu si臋 z rozkosz膮...
- Asmodeuszu? - rozleg艂o si臋 w cieniu i z ciemno艣ci wy艂oni艂 si臋 Dante. - Gdzie si臋 podziewasz? Szuka艂em ci臋... - podszed艂 do ch艂opca i dopiero teraz mnie dostrzeg艂. - O, Christoph. - rzek艂 zimno, patrz膮c mi w oczy. Podszed艂 bli偶ej, staj膮c pomi臋dzy Asmodeuszem a mn膮. By艂 mi r贸wny wzrostem i podobnej postury, chocia偶 nie tak bardzo umi臋艣niony jak ja. Nic nie odrzek艂em, tylko skin膮艂em g艂ow膮 na znak powitania. Ch艂opak popatrzy艂 na mnie, potem przeni贸s艂 wzrok na swojego opiekuna. Wyra藕nie by艂 czym艣 zmieszany.
- Przepraszam, wyszed艂em odetchn膮膰 艣wie偶ym powietrzem. - rzek艂 do Dante. M臋偶czyzna popatrzy艂 na niego, a niezmienny ch艂贸d w jego oczach ust膮pi艂 nagle miejsca czemu艣, czego jeszcze nigdy nie mia艂em okazji tam widzie膰. Prawdziwej, g艂臋bokiej czu艂o艣ci i trosce, jak膮 mo偶na dojrze膰 tylko w oczach rodzica, b膮d藕 kochanka. W tym wypadku zapewne jednego i drugiego...
- Chod藕my ju偶. Chc臋 ci臋 komu艣 przedstawi膰... - zagarn膮艂 ch艂opca ramieniem i poprowadzi艂 w stron臋 drzwi do budynku. - Wybaczysz nam, Christophie?...- rzuci艂 do mnie na odchodnym. Kiwn膮艂em g艂ow膮, zas臋piaj膮c si臋 i zagryzaj膮c wargi tak mocno, 偶e moje k艂y przebi艂y sk贸r臋 i poczu艂em cierpko-s艂onawy smak w艂asnej krwi. Ciekawe, czy gdybym zaprotestowa艂 co艣 by to zmieni艂o...
* * *
- Mam nadziej臋, 偶e nie poszed艂e艣 tam, bo ci臋 zaprosi艂. - odezwa艂 si臋 Dante, id膮c za ch艂opcem w膮skim korytarzem.
- Oczywi艣cie, 偶e nie. Za kogo mnie masz? - obruszy艂 si臋 Asmodeusz i nagle poczu艂 silny u艣cisk na r臋ce. Dante odwr贸ci艂 go w swoj膮 stron臋 i mocno przyci膮gn膮艂 do siebie, przyciskaj膮c swoje usta do jego warg. Ch艂opak drgn膮艂 z zaskoczenia, po chwili jednak czule odpowiedzia艂 na poca艂unek wyci膮gaj膮c r臋ce i obj膮wszy m臋偶czyzn臋 za szyj臋, zanurzaj膮c z rozkosz膮 palce w jego mi臋kkich w艂osach. Kiedy przerwali poca艂unek oddech Asmodeusza by艂 przyspieszony, a jego b艂臋kitne oczy b艂yszcza艂y niezwykle. - Dante... - wyszepta艂 przymilnie, przytulaj膮c si臋 do jego klatki piersiowej. - Chod藕my ju偶 do domu... - wymrucza艂, szczup艂ymi palcami bawi膮c si臋 tasiemk膮 koszuli m臋偶czyzny. Dante pog艂adzi艂 go po ciemnych w艂osach.
- Jeszcze nie mo偶emy. - rzek艂 ciep艂o. - Musz臋 tu by膰 do ko艅ca. Wiesz, 偶e tym razem Toriado organizuje spotkanie, a ja jestem tu jednym z gospodarzy... - u艣miechn膮艂 si臋 i wypuszczaj膮c ch艂opca z ramion ruszy艂 w stron臋 sali.
- Zawsze to robisz... - westchn膮艂 Asmodeusz, ni to do starszego wampira, ni to do siebie. Pod膮偶y艂 za nim. - Rozpalasz mnie, a potem zostawiasz... - dogoni艂 Dante w sali i stan膮艂 obok niego. - Jeste艣 okrutny... - wyszepta艂 prawie nie poruszaj膮c wargami. - ...i za to ci臋 kocham... - doko艅czy艂, ukradkiem chwytaj膮c skrywan膮 pod koronkami koszuli d艂o艅 wampira i paznokciami przebijaj膮c jego delikatn膮 sk贸r臋. Wyraz twarzy Dante nie zmieni艂 si臋 ani odrobin臋, kiedy rubinowe kropelki zacz臋艂y bezg艂o艣nie skapywa膰 z jego d艂oni i palc贸w na mi臋kki dywan. Asmodeusz u艣miechn膮艂 si臋 szata艅sko i odsun膮艂 z gracj膮 od opiekuna, id膮c wolno w g艂膮b sali. Uni贸s艂 d艂o艅 do ust i zliza艂 z d艂ugich paznokci resztki krwi m臋偶czyzny.
* * *
W臋drowa艂em przez prawie ca艂kiem opustosza艂e uliczki Starego Miasta Pragi, wdychaj膮c wilgotny zapach nocy i rozkoszuj膮c si臋 cisz膮, jaka roztacza艂a si臋 wok贸艂. Raz czy dwa min臋艂y mnie jakie艣 spiesz膮ce si臋 do dom贸w postacie, otulone szczelnie p艂aszczami i opo艅czami. Mi, jako komu艣, kto inaczej odczuwa艂 temperatury nie przeszkadza艂 ch艂贸d p贸藕nego wieczoru, zw艂aszcza, 偶e grza艂a mnie krew mojej niedawnej ofiary, mog艂em wi臋c spacerowa膰 tylko w cienkiej lnianej koszuli i sk贸rzanych spodniach.
Nagle do moich uszu dobieg艂 odg艂os cichych krok贸w, a nast臋pnie kr贸tkie szamotanie i urwany krzyk. Szybko zmierzy艂em w tamt膮 stron臋. M贸j wyostrzony wzrok dostrzeg艂 w jednym z zau艂k贸w co艣, co zapewne umkn臋艂o by percepcji zwyk艂ego cz艂owieka. By艂 to zarys dw贸ch przytulonych do siebie postaci. Przez moment obserwowa艂em je, trwaj膮ce w dziwnym bezruchu. W ko艅cu drgn臋li i wy偶sza z postaci odchyli艂a g艂ow臋 do ty艂u tak, 偶e blask ksi臋偶yca sp艂yn膮艂 po pi臋knej bladej twarzy, a czarne w艂osy opad艂y do ty艂u, ods艂aniaj膮c wysokie, g艂adkie czo艂o i ciemn膮 opraw臋 oczu, kt贸re niesamowicie odbi艂y 艣wiat艂o ksi臋偶yca, gdy ch艂opak poruszy艂 si臋 wypuszczaj膮c z ramion swoj膮 ofiar臋. Drobna kobieta opad艂a z j臋kiem na ziemi臋 i skuli艂a si臋 pod 艣cian膮. Wi臋c te偶 nie zabija艂... Nie wypija艂 do ko艅ca... Wiedzia艂, 偶e nie wolno... Popatrzy艂em z uwag膮 na Asmodeusza. Jak偶e kusz膮co wygl膮da艂y teraz jego usta, czerwone i nabrzmia艂e od krwi jego ofiary; pon臋tnie i gro藕nie ukazywa艂y po艂yskuj膮ce biel膮 ostre k艂y. Mimowolnie wypu艣ci艂em z p艂uc powietrze i wtedy jasnob艂臋kitne oczy Asmodeusza natychmiast skierowa艂y si臋 na mnie, wy艂uskuj膮c moj膮 posta膰 z cienia. By艂a w nich jaka艣 mro偶膮ca krew w 偶y艂ach dziko艣膰 i pragnienie, kt贸re znik艂y, kiedy najprawdopodobniej mnie rozpozna艂. Dostrzeg艂em, jak k膮ciki jego ust unosz膮 si臋 w lekkim u艣miechu. Le偶膮ca na ziemi kobieta krzykn臋艂a gard艂owo. Obaj spojrzeli艣my na ni膮, a zaraz po tym do naszych uszu dobieg艂 zbli偶aj膮cy si臋 odg艂os szybkich ci臋偶kich krok贸w stra偶nika. Asmodeusz kiwn膮艂 do mnie zapraszaj膮co g艂ow膮 i zacz膮艂 biec truchtem w stron臋 otulonej ciemno艣ci膮 w膮skiej uliczki. Ruszy艂em za nim. Zauwa偶y艂em, 偶e porusza si臋 w szczeg贸lny spos贸b. Mianowicie bieg艂 w rytm krok贸w stra偶nika i odg艂os jego st贸p gin膮艂 w g艂o艣nym stukotaniu but贸w m臋偶czyzny. Z zaskoczeniem spostrzeg艂em, 偶e moje cia艂o r贸wnie偶 przej臋艂o ten rytm i porusza艂em si臋 w taki sam spos贸b. Tylko kto mi ten rytm narzuci艂?
W ko艅cu zatrzymali艣my si臋. Asmodeusz 艂api膮c g艂臋bszy oddech odwr贸ci艂 si臋 w moj膮 stron臋.
- Witaj, Christophie. - rzek艂 z u艣miechem. - C贸偶 za spotkanie!
- Owszem. - przyzna艂em, wyostrzaj膮c s艂uch i wyczekuj膮c jaki艣 odg艂os贸w pogoni. Nic. Cisza. - Nie spodziewa艂bym si臋 ciebie tutaj. Co robisz tak daleko od w艂o艣ci Dantego? - zainteresowa艂em si臋. Ch艂opak znowu u艣miechn膮艂 si臋 k膮cikami powabnych ust. Jego blada sk贸ra zaczyna艂a nabiera膰 艂adnego r贸偶owego koloru, a nawet rumie艅c贸w od p艂yn膮cej teraz w 偶y艂ach krwi tamtej kobiety.
- On te偶 wyszed艂 dzisiaj na polowanie, a nie toleruje innych wampir贸w na swoim terenie. Nawet mnie... - westchn膮艂. - Dlatego czasami wypuszczam si臋 tak daleko. - spojrza艂 na mnie z lekkim zaniepokojeniem. - Mam nadziej臋, 偶e nie przeszkodzi艂em ci w 艂owach...
- Nie, sk膮d. - drgn膮艂em odrobin臋 zaskoczony tym, co wcze艣niej powiedzia艂. Wiedzia艂em, 偶e Dante to terytorialista, ale nie, 偶e a偶 do tego stopnia. W ko艅cu ch艂opak by艂 jego podopiecznym i na dodatek kochankiem.- Jestem ju偶 po "kolacji". - wyja艣ni艂em, a Asmodeusz ods艂oni艂 w u艣miechu bia艂e z臋by o zaostrzonych k艂ach.
- I jak zamierzasz sp臋dzi膰 reszt臋 wieczoru? - zapyta艂 niespodziewanie, a ja popatrzy艂em na niego ze zdumieniem.
- Co masz na my艣li?
- Nooo... na przyk艂ad zabawa w jakiej艣 gospodzie... - rzek艂 wymownie. - Taki przystojny m臋偶czyzna pewnie nie mo偶e si臋 op臋dzi膰 od wiejskich dziewuch.
- Przesta艅... - 偶achn膮艂em si臋, staraj膮c si臋 nie okaza膰 za偶enowania tym komplementem, kt贸remu towarzyszy艂o na dodatek do艣膰 nietypowe spojrzenie. - W tutejszej gospodzie patrz膮 wilkiem na ka偶dego, kto zjawia si臋 po p贸艂nocy. - mrukn膮艂em kwa艣no.
- W Okr膮g艂ej Tarczy owszem, ale nie w gospodzie Cztery Koz艂y. - powiedzia艂, zmieniaj膮c kierunek. Mimowolnie pod膮偶y艂em w 艣lad za nim. - Mo偶e zechcesz mi towarzyszy膰? - zaproponowa艂, mrugaj膮c do mnie okiem.
* * *
Musia艂em przyzna膰, 偶e niech臋tnie zgodzi艂em si臋 na wycieczk臋 na obrze偶a miasta do jednej z ciesz膮cych si臋 niechlubn膮 opini膮 gospod. Jednak偶e teraz mog艂em stwierdzi膰, 偶e absolutnie nie 偶a艂owa艂em tego kroku, gdy偶 tak dobrze dawno si臋 nie bawi艂em. Co wi臋cej poczu艂em si臋 tam ca艂kowicie swobodnie, a ludzie bawi膮cy si臋 z nami przy muzyce i winie zdawali si臋 zupe艂nie nie zauwa偶a膰, 偶e obaj z Asmodeuszem "pijemy" wci膮偶 z pe艂nych kubk贸w, a nasze ruchy s膮 w ta艅cu po prostu odmienne od ruch贸w zwyk艂ych 艣miertelnik贸w. Pewniejsze, szybsze, bardziej precyzyjne... To w艂a艣nie z tego powodu z pocz膮tku odmawia艂em ta艅ca i tylko obserwowa艂em wiruj膮cego z jak膮艣 m艂od膮 dziewk膮 Asmodeusza, zachwycaj膮c si臋 jego wdzi臋kiem i gracj膮 gest贸w. Tak bardzo przypomina艂 wtedy cz艂owieka... W ko艅cu jednak pewna rezolutna dziewczyna i mnie porwa艂a do zabawy. I niczego nie 偶a艂owa艂em... Wr臋cz przeciwnie - by艂em wdzi臋czny Asmodeuszowi, 偶e pokaza艂 mi to miejsce...
Szed艂em teraz przez ch艂贸d nocy, przesi膮kni臋ty zapachem alkoholu, pieczonego mi臋siwa i ludzkiego potu. Wszystkimi tymi charakterystycznymi "ludzkimi" zapachami, kt贸rych tak mi brakowa艂o. Czu艂em si臋 teraz niemal偶e cz艂owiekiem.
Asmodeusz szed艂 obok mnie i rozprawia艂 na temat muzyki, jak膮 zaserwowali nam dzi艣 grajkowie - stylu i dostosowania do obecnych norm artystycznych. Zna艂 si臋 na tym, a ja jako kompletny laik milcza艂em, s艂uchaj膮c go tylko.
Nagle k膮tem oka dostrzeg艂em ruch. Instynktownie zas艂oni艂em si臋 r臋k膮 i poczu艂em jak g艂adkie ostrze rozcina r臋kaw koszuli, a zaraz potem sk贸r臋 na moim przedramieniu. Odepchn膮艂em napastnika z tak膮 si艂膮, 偶e odbi艂 si臋 z chrz臋stem gruchotanych 偶eber o 艣cian臋 i powoli osun膮艂 nieprzytomny na ziemi臋, jednocze艣nie poczu艂em, jak rana na mojej r臋ce pulsuj膮c ciep艂em zaczyna si臋 regenerowa膰, a krew ofiary, kt贸r膮 dzisiaj wys膮czy艂em, a kt贸ra w moich 偶y艂ach nabra艂a cudownych w艂a艣ciwo艣ci wype艂nia i zasklepia rozci臋cie. Spojrza艂em na Asmodeusza. Inny m艂odzieniec, kt贸ry go zaatakowa艂 nie mia艂 najmniejszych szans. Wampir chwyci艂 go mocno w swoje ramiona i ku przera偶eniu napastnika wgryz艂 si臋 gwa艂townie w jego szyj臋. Na nic zda艂o si臋 szarpanie i w艂a艣nie fakt, 偶e osoba wzrostu i budowy Asmodeusza po prostu nie powinna mie膰 tyle si艂y jeszcze dope艂nia艂 grozy. W ko艅cu ch艂opiec oderwa艂 si臋 od t臋tnicy swojego niedosz艂ego oprawcy i bezceremonialnie go pu艣ci艂. Tamten zachwia艂 si臋 i nie trac膮c ani chwili odbieg艂 co si艂 w nogach, potykaj膮c si臋 w ciemno艣ciach. Asmodeusz przez moment patrzy艂 za nim z 艂agodnym kpi膮cym u艣miechem, potem spojrza艂 na mnie.
- Nie b臋dzie wi臋cej napada艂 na przechodni贸w. - stwierdzi艂 i zmarszczy艂 czujnie brwi. - Nic ci nie jest? - zainteresowa艂 si臋.
- Wszystko w porz膮dku. - odpar艂em, unosz膮c w g贸r臋 r臋k臋. Przez rozci臋cie w r臋kawie da艂o si臋 zobaczy膰 ca艂kiem zabli藕nion膮 sk贸r臋.
- W takim razie p贸jd臋 ju偶. - o艣wiadczy艂 Asmodeusz, wykonuj膮c wdzi臋czny piruet i staj膮c naprzeciw mnie. - Dante b臋dzie si臋 niecierpliwi艂. - doda艂 wci膮偶 si臋 u艣miechaj膮c. Nie by艂em pewien, czy celowo wspomnia艂 imi臋 swojego opiekuna, ale jakie偶 by艂o moje zdumienie, kiedy nagle wspi膮艂 si臋 na palce i poca艂owa艂 mnie w usta. Przez moment zamar艂em z zaskoczenia, a zaraz potem odpowiedzia艂em nami臋tnie na poca艂unek. W ko艅cu oderwali艣my si臋 od siebie. - Dzi臋kuj臋 za mi艂y wiecz贸r. - rzek艂 i odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie, odbiegaj膮c z nadludzk膮 szybko艣ci膮 w ciemno艣膰. Po kr贸tkiej chwili znik艂 mi z oczu r贸wnie偶 zarys jego sylwetki, a do moich uszu przesta艂y dobiega膰 jakiekolwiek odg艂osy poruszaj膮cej si臋 w mroku nocy postaci. Sta艂em tam jednak nadal, w po艣wiacie ksi臋偶yca, wci膮偶 czuj膮c pomi臋dzy wargami mieszanin臋 smak贸w krwi tamtego m艂odzie艅ca i gor膮cych ust Asmodeusza.
* * *
|
|
Komentarze |
dnia pa糳ziernika 18 2011 13:08:15
komentarze archiwalne przeniesione przez admina
Sumire (rei_ayanami5@poczta.onet.pl) 22:23 16-08-2004
Prosz臋 o jeszczee! Tak d艂ugo czeka艂am na 2 cz臋艣膰, nie mo偶esz teraz przesta膰! Uwielbiam t臋 histori臋
Rahead (rahead@interia.pl) 10:13 02-09-2004
Zadajesz g艂upie pytania...
Raven (Brak e-maila) 18:19 13-11-2005
jesce......
liz (liz5@o2.pl) 20:07 17-04-2006
oczywiscie ze musiesz!!!! to kontynuowac bo bez tego po prostu nie przezyje... poze tym swietnie piszesz :]
Karla (karlav@o2.pl) 23:48 02-01-2007
kontynuowa膰 jaknajbardziej
Ganja (Brak e-maila) 18:45 01-06-2007
pisz dalej pisz dalej;D
tylko plisek daj cos o Mlkavianach...to moj klan XD
Insania (insania@op.pl) 15:14 27-01-2008
Kontynuowa膰, kontynuowa膰. Naprawd臋 nie mog臋 wyj艣膰 z podziwu nad tym, jak ty wspaniale piszesz...
Fusia (Brak e-maila) 00:50 17-06-2008
piszesz dalej kobieto bo cie pogryz臋 jak przestaniesz przy偶ekam! |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem? Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.
Zapomniane has硂? Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze sta艂e, cykliczne projekty

|
Tu jeste艣my | Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰

|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|