艢CIANA S艁AWY | Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner


|
|
Witamy |
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
|
Bezimiennie 4 |
- Paniczu, chcia艂bym wyruszy膰 z Panem. Kruk tak偶e.
Charles odwr贸ci艂 si臋 patrz膮c na starca. Mimowolnie zatrzyma艂 d艂u偶ej wzrok na zabanda偶owanym ramieniu, a raczej cz臋艣ci, kt贸ra z niego zosta艂a. Zacisn膮艂 usta.
- Nie, to zbyt niebezpieczne.
Wiktor podszed艂 bli偶ej szepcz膮c ostrzegawczo
- Ale zamierza Panicz zabra膰 tylko tego K'Chella? A je艣li Pana zabije?
U艣miechn膮艂 si臋 w duszy. By艂oby chyba lepiej dla wszystkich. Pokr臋ci艂 jednak g艂ow膮 si臋gaj膮c po plecak.
- Nie martw si臋 o mnie. I z racji ostatnich pog艂osek, postanowi艂em was przenie艣膰. Wojska Zachodnich Kr贸lestw wkroczy艂y ju偶 na nasze tereny. Wiktorze, ty zaczniesz pracowa膰 u rodziny Basvill贸w. Kruku - spojrza艂 na m臋偶czyzn臋 - Daj臋 ci wyb贸r. Wybieraj co chcesz teraz robi膰.
- A co z posiad艂o艣ci膮?
Charles odwr贸ci艂 si臋 patrz膮c na frontowe drzwi. Westchn膮艂 cicho.
- Klan ucieszy艂 si臋 na wie艣膰, 偶e chce odda膰 ziemie. Odkupili j膮 ode mnie. Nie musicie si臋 ni膮 przejmowa膰.
- Ale gdzie si臋 Panicz zatrzyma, jak wr贸ci?
Charles odwr贸ci艂 si臋 powoli przenosz膮c wzrok na Treacha. Bestia sta艂a przed trzema pos膮gami g艂adz膮c r臋k膮 marmur. M臋偶czyzna spojrza艂 na starca u艣miechaj膮c si臋 lekko.
- Zadbam o siebie. Nie przejmuj si臋.
Za艂o偶y艂 plecak na ramiona. Nie by艂 ci臋偶ki. Wzi膮艂 tylko ubrania i troch臋 jedzenia. Wi臋kszo艣膰 baga偶u stanowi艂y pieni膮dze. Po艂o偶y艂 d艂o艅 na kieszeni. Tak, nie potrzebowa艂 du偶o.
Odwr贸ci艂 si臋 spogl膮daj膮c na horyzont. Czerwone promienie s艂o艅ca lekko o艣wietla艂y ju偶 niebo. Droga nie by艂a daleka. Gdy zacz膮艂 swoje badania, kupi艂 ten dw贸r od poprzedniego w艂a艣ciciela. Le偶a艂 blisko granicy P贸艂nocnych Ziem, wi臋c mia艂 do nich 艂atwy i tani dost臋p. Nie musia艂 wynajmowa膰 specjalnych karoc albo przekupywa膰 stra偶nik贸w, kt贸rzy patrolowali przej艣cia. W ko艅cu oficjalnie nie mo偶na by艂o tam je藕dzi膰 ani handlowa膰 偶ywym towarem. Pa艅stwo jednak przymyka艂o na to oko. Przecie偶 zbli偶a艂a si臋 wojna, by艂y teraz rzeczy wa偶niejsze od nielegalnego handlu. A K'Chelle by艂y mile widziane w armii. Mimo wzbudzanego strachu, podnosi艂y morale oddzia艂贸w swoj膮 si艂膮.
Treach stan膮艂 obok niego. Obejrza艂 si臋 jeszcze raz na dw贸r. Przez tyle lat, nie chcia艂 sprzeda膰 tego miejsca. Mimo pragnienia ucieczki jak najdalej st膮d, nigdy tego nie zrobi艂. Tu 偶y艂y wspomnienia. A raczej strz臋pki emocji o szcz臋艣liwych dniach, kt贸re wydawa艂y si臋 teraz snem. Kt贸re doceni艂 dopiero gdy przemin臋艂y bezpowrotnie. Potem powoli ow艂adn膮艂 nim zmierzch, kt贸ry przeradza艂 si臋 w mrok. My艣li stawa艂y si臋 chaotyczne. W臋dr贸wki po pokojach i czytanie ksi膮偶ek pozwala艂y mu zachowa膰 co艣 na kszta艂t to偶samo艣ci.
Ale nie m贸g艂 tego ju偶 d艂u偶ej odwleka膰. Wiedzia艂, 偶e kiedy艣 ten dzie艅 nadejdzie. Wiedzia艂 od samego pocz膮tku.
***
Las stawa艂 si臋 coraz bardziej g臋sty. Jeszcze par臋 godzin temu widzia艂 po艂acie wykarczowanej zieleni a w oddali s艂ysza艂 j臋k maszyn. Drwale mieli pe艂ne r臋k臋 roboty, gdy wojsko robi艂o zam贸wienia na bro艅. Nic nie pali艂o si臋 lepiej od drewna.
Za wzg贸rzem zobaczy艂 dachy domostw. Zatrzyma艂 si臋 opieraj膮c o szeroki pie艅. Zdawa艂o mu si臋, 偶e pami臋ta艂 to miejsce. Tak, to Je艂owa. Cudowne miasteczko, kt贸re 偶y艂o w艂asnym trybem. Bez zmartwie艅, z dala od cywilizacji. Pami臋ta艂 艣miej膮ce si臋 dzieci, kt贸re wiesza艂y kolorowe bluzki na sznurach. Dziewcz臋ta, kt贸re chichota艂y na jego widok i matki, kt贸re je zagania艂y do dom贸w. Staruszk贸w, kt贸rzy machali w jego stron臋, chc膮c si臋 dowiedzie膰, co nowego dzieje si臋 w 艣wiecie.
Tak, pami臋ta艂 to miejsce.
Spojrza艂 na K'Chella przeci膮gle.
- Jak sobie wyobra偶asz przej艣cie przez t膮 wie艣 z tob膮? Ludzie wystrasz膮 si臋 takiej bestii.
Treach przechyli艂 lekko g艂ow臋.
Nie przestrasz膮 si臋.
- Sk膮d to wiesz?
Bo rozpoczeli now膮 drog臋.
Charles otworzy艂 szerzej oczy i powoli odwr贸ci艂 g艂ow臋. Spojrza艂 jeszcze raz na wie艣 i przez chwil臋, nie wiedzie膰 czemu, poczu艂 ch臋膰 wybrania innej trasy. Skarci艂 si臋 jednak w duchu. Przecie偶 ten dzikus nic nie wiedzia艂. Pewnie nawet nie mia艂 poj臋cia gdzie s膮.
I nie by艂o innej drogi.
Ruszy艂 pewnie przed siebie, powoli wchodz膮c na wzniesienie.
Od wyj艣cia co chwila mia艂 wra偶enie, 偶e idzie sam. W艣ciek艂y na my艣l, 偶e K'Chell znikn膮艂, chcia艂 go ukara膰 przy nadarzaj膮cej si臋 okazji. Lecz on by艂 przy nim. Bestia porusza艂a si臋 tak niesamowit膮 gracj膮 i wdzi臋kiem, 偶e nie wydawa艂a 偶adnych d藕wi臋k贸w. Zdenerwowany i troch臋 zazdrosny, pr贸bowa艂 chodzi膰 tak samo, lecz wci膮偶 艂ama艂 malutkie ga艂膮zki albo zaczepia艂 o krzaki.
Wreszcie dotarli na miejsce i dopiero teraz Charles zrozumia艂 o co chodzi艂o Treachowi.
Spalone domy, nad kt贸rymi unosi艂 si臋 sw膮d palonej sk贸ry. Ulice pogrzebane w rozk艂adaj膮cych si臋 cia艂ach. Rozbite okna, po艂amane p艂oty. Wi臋c wojna zniszczy艂a r贸wnie偶 to miejsce? Przeszed艂 dalej zas艂aniaj膮c r臋k膮 usta. Zatrzyma艂 si臋 przy wisz膮cych na sznurze kolorowych prze艣cierad艂ach. Dotkn膮艂 r臋k膮 materia艂u przesi膮kni臋tego krwi膮. Odwr贸ci艂 si臋 lekko, gdy zauwa偶y艂 cia艂o kobiety le偶膮cej na zgni艂ej trawie. Jej puste oczodo艂y wpatrywa艂y si臋 w niebo a usta zatrzyma艂y si臋 w okrzyku przera偶enia.
Nigdy nie zdawa艂 sobie sprawy, jak wygl膮da wojna. Czy tym w艂a艣nie mia艂a by膰? Rzezi膮? Nagle zauwa偶y艂, 偶e nie trzyma ju偶 r臋ki przy ustach. Nie robi艂o mu si臋 niedobrze na zapach rozk艂adaj膮cych si臋 zw艂ok. Nie czu艂 obrzydzenia ani strachu wobec wszechogarniaj膮cej 艣mierci. I to go chyba najbardziej przestraszy艂o.
Obr贸ci艂 si臋 napi臋cie i ruszy艂 wielkimi krokami przed siebie. Co chwila unosi艂y si臋 leniwie roje much zaraz opa艣膰 do swojej uczty. Zatrzyma艂 si臋 dopiero jak wszystko zosta艂o gdzie艣 dalej. Gdy nie czu艂 ju偶 smrodu.
Przejecha艂 d艂oni膮 po twarzy zamykaj膮c oczy. Niemal poczu艂, 偶e Treach wpatruje si臋 w jego plecy. Zignorowa艂 go jednak zarzucaj膮c plecak na rami臋 i skierowa艂 si臋 dalej w stron臋 granicy. Zacisn膮艂 pi臋艣膰 pr贸buj膮c zapomnie膰 o tym co si臋 sta艂o. O my艣li, 偶e mia艂 coraz mniej czasu.
Trudno oceni膰 jak rozleg艂e by艂y P贸艂nocne Ziemie. Nikt tego tak naprawd臋 nie zbada艂. Zachodnie Kr贸lestwa z艂膮czy艂y si臋 niedawno. Przedtem by艂y to rozrzucone ksi臋stwa, kt贸re zdo艂a艂 z艂膮czy膰 pod jednym sztandarem niejaki Coltain*. Pami臋ta艂 dobrze poruszenie jakie wzbudza艂o to imi臋 po艣r贸d jego klanu. Imi臋 wymawiane szeptem, wok贸艂 kt贸rego kr膮偶y艂y legendy. Zach贸d nie przejmowa艂 si臋 plotkami o grozie, kt贸ra si臋 czai艂a na tych niebadanych terenach. Par艂 naprz贸d.
Zatrzyma艂 si臋 nagle w zastanowieniu.
- Treach, s艂ysza艂em, 偶e do waszej ojczyzny wjecha艂y oddzia艂y Zachodu. To prawda?
K'Chelle pojawi艂 si臋 nagle obok. Ostatnio ju偶 nie musia艂 dotyka膰 Charlesa, 偶eby z nim porozmawia膰. Wystarczy艂o, 偶e blisko sta艂. Treach twierdzi艂, 偶e to przez zbli偶anie si臋 do "ziemi przodk贸w", ale m臋偶czyzna nawet nie chcia艂 tego s艂ucha膰.
Nie zwracamy na to uwagi.
Bestia wbija艂a w niego spokojne spojrzenie szarych oczu.
- Jak to? Przecie偶 ich wojska po kolei zajmuj膮 si艂膮 kolejne kraje!
Pozostaje to w r臋kach naszych Bog贸w. Nie mo偶emy zmieni膰 czego艣 co zosta艂o ju偶 zapisane.
- Nawet je艣li oznacza艂oby to wasz膮 zag艂ad臋? - Widz膮c jak kiwa g艂ow膮 prychn膮艂 w oburzeniu - Przecie偶 to niedorzeczne! A co z wasz膮 kultur膮? Przecie偶 wszyscy zginiecie!
艢mier膰 to dopiero pocz膮tek.
Charles westchn膮艂 ci臋偶ko po tym, jak dostrzeg艂 na jego twarzy niezachwiane przekonanie co do w艂asnych s艂贸w. Zaczyna mi ich by膰 偶al. Wci膮偶 wierz膮 w te zabobony. Jakby tylko pozwolili nam przekaza膰 troch臋 technologi, to wszystko mog艂oby ulec zmianie. Mo偶e nawet zawi膮za艂by si臋 sojusz mi臋dzy naszymi rasami i byliby艣my w stanie odeprze膰 wrogi atak?
By膰 mo偶e. Ale teraz by艂o ju偶 za p贸藕no.
Wyprostowa艂 si臋, kiedy wspi膮艂 si臋 ju偶 na szczyt i spojrza艂 przed siebie. Dos艂ownie zapar艂o mu dech na widok doliny rozci膮gaj膮cej si臋 przed nim. Od dawna ich nie ogl膮da艂. Ju偶 niemal zapomnia艂 jak by艂y pi臋kne.
Ogromne po艂acie lasu niedotkni臋tego przez cz艂owieka. Wysokie drzewa, kt贸rych li艣cie mieni艂y si臋 wieloma kolorami, zale偶nie od promieni s艂o艅ca. Od 偶贸艂ci, zieleni czy czerwieni. Teraz by艂y b艂臋kitne, przypominaj膮c bardziej morze ni偶 las.
Zszed艂 powoli ni偶ej dotykaj膮c palcem kory drzewa. By艂a delikatna, pokryta drobnym meszkiem. Pokrywa艂a ca艂y pie艅 i wszystkie ga艂臋zie, sprawiaj膮c wra偶enie, 偶e ca艂o艣膰 bardziej przypomina艂o 偶ywe zwierze a nie ro艣lin臋. Kroki robi艂 ostro偶nie. Ziemia by艂a niezwykle pulchna a do tego poro艣ni臋ta ma艂ymi krzakami, kt贸rych pn膮cza by艂y niemal wsz臋dzie.
Odgi膮艂 g艂ow臋 do ty艂u, przypominaj膮c sobie o zwierz臋tach, jakie zamieszkiwa艂y te tereny. By艂y pi臋kne, lecz cz臋sto niezwykle niebezpieczne.
Nagle po艣lizgn膮艂 si臋 i zsun膮艂 po wzg贸rzu bole艣nie zatrzymuj膮c si臋 na jakim艣 kamieniu. Przekl膮艂 w duchu pr贸buj膮c si臋 zebra膰, gdy poczu艂 jak kto艣 podnosi go za ramiona. Wsta艂 widz膮c jak Treach kuca obok szczerz膮c k艂y w u艣miechu.
- No co?
艢ci膮gnij buty. Chodzisz jak dziecko.
K'Chelle wsta艂 id膮c przez siebie na ugi臋tych kolanach. Porusza艂 si臋 p艂ynnie i delikatnie. Nie 艂ama艂 ro艣lin, tylko si臋 o nie ociera艂, jakby ka偶dy krok by艂 idealnie przemy艣lany. Odwr贸ci艂 g艂ow臋 spogl膮daj膮c na niego zielonymi oczyma.
S膮dzi艂em, 偶e wiesz wszystko o tych stronach. I 偶e kiedy艣 tu by艂e艣.
Charles rzuci艂 mu morderczy wzrok.
- A ty sk膮d o tym wiesz?
W ko艅cu by艂em w twoim umy艣le.
Bestia ruszy艂a dalej zn贸w znikaj膮c po chwili m臋偶czy藕nie z oczu.
Zagryz艂 warg臋 spogl膮daj膮c na buty. Szlag by to. Zupe艂nie zapomnia艂 o zasadach jakimi rz膮dzi艂a si臋 magia K'Chell贸w. S膮dzi艂, 偶e Treach wiedzia艂 tylko to, co pozwoli艂 mu zobaczy膰. Lecz tym razem to nie on wchodzi艂 do jego g艂owy. To bestia "zaprosi艂a", gdy ten by艂 nie艣wiadomy. Nieprzygotowany. Gdy przedziera艂a si臋 przez jego umys艂, zapewne natkn臋艂a si臋 na jego wspomnienia. Ciekawe co jeszcze wiedzia艂.
Pochyli艂 si臋 rozsznurowuj膮c buty. 艢ci膮gn膮艂 jeszcze skarpetki i z powrotem po艂o偶y艂 nog臋 na ziemi. To by艂o dziwne uczucie. Przez chwil臋 mia艂 wra偶enie, 偶e 艣ci贸艂ka pod stop膮 pragnie uciec. Zdawa艂a si臋 偶y膰. Zrobi艂 kolejny krok. 艢liska, lecz nie mokra. Krucha ale nie 艂ama艂a si臋. Dziwne ro艣liny wyst臋powa艂y na Ziemiach P贸艂nocnych. Pami臋ta艂 wszystko jak przez mg艂臋. Jakby wspomnienia pozostawa艂y nie do ko艅ca realne. Lecz w ko艅cu chcia艂 aby takie by艂y. Kto by chcia艂 posiada膰 takie wspomnienia?
S艂o艅ce ju偶 powoli zachodzi艂o. 艢ci膮gn膮艂 z ramion plecak i wyci膮gn膮艂 z kieszeni krzesiwo. Usiad艂 ci臋偶ko rozmasowuj膮c sztywne plecy. Wok贸艂 by艂o du偶o drewna, lecz je艣li dobrze pami臋ta艂, tylko kilka odmian nadawa艂a si臋 do palenia. Rozejrza艂 si臋. Treacha wci膮偶 nigdzie nie by艂o. Westchn膮艂 zamykaj膮c oczy. By艂 zm臋czony po ca艂ym dniu marszu po tych niego艣cinnych terenach. S膮dzi艂, 偶e nogi b臋d膮 go bole膰, albo b臋d膮 czym艣 skaleczone od tego krety艅skiego ganiania na boso. Jednak nic nie czu艂. Od jakiego艣 czasu zdawa艂o mu si臋, 偶e jego cia艂o zmienia si臋. Wolniej ni偶 przedtem, lecz stopniowo. Stawa艂 si臋 bardziej 艣wiadom ka偶dego elementu cia艂a postrzegaj膮c je raczej oddzielne ni偶 jako ca艂o艣膰. Zastanawia艂, 偶e czy K'Chelle nie rzuci艂 na niego jakiego艣 uroku, dzi臋ki kt贸remu kl膮twa tak szybko nie post臋powa艂a.
Wsta艂 podchodz膮c do najbli偶szego drzewa. Chwyci艂 jedn膮 z cienkich ga艂臋zi i mocno poci膮gn膮艂 w d贸艂. Drewno z艂ama艂o si臋 艂atwo z g艂uchym trza艣ni臋ciem.
Nagle poczu艂 jak kto艣 chwyta go za nadgarstek. Odwr贸ci艂 si臋 spogl膮daj膮c z oburzeniem na Treacha.
Nie ra艅 lasu.
Charles uni贸s艂 brwi u艣miechaj膮c si臋 z politowaniem.
- Tak? A jak sobie wyobra偶asz noc? O ile dobrze pami臋tam, to s膮 one tu wyj膮tkowe zimne.
K'Chelle wyci膮gn膮艂 r臋k臋 z otwart膮 d艂oni膮. Nagle li艣cie wok贸艂 zaszumia艂y a powietrze sta艂o si臋 g臋stsze. Mia艂 wra偶enie, 偶e gdzie艣 z oddali rozleg艂y si臋 odg艂osy stada, kt贸re zbli偶a艂o si臋 w ich kierunku. Ostatkiem si艂 powstrzyma艂 ch臋膰 ucieczki przez niebezpiecze艅stwem. Zbli偶a艂y si臋. Zdawa艂o mu si臋, 偶e czu艂 d藕wi臋czenie ogromnych 艂ap pod nogami. Pot臋偶nych bestii.
Wtem wszystko umilk艂o. M臋偶czyzna wypu艣ci艂 powietrze z p艂uc 艂api膮c si臋 za g艂ow臋. Spojrza艂 jeszcze raz na Treacha, kt贸rego twarz o艣wietlona by艂a przez niebieskie 艣wiat艂o. Wisia艂o kilka centymetr贸w nad jego d艂oni膮 daj膮c przyjemne ciep艂o. K'Chelle pochyli艂 si臋 i dmuchn膮艂 w p艂omyk, kt贸ry polecia艂 przez siebie w stron臋 Charlsa. Ten cofn膮艂 si臋, lecz by艂o ju偶 za p贸藕no. 艢wiat艂o dotkn臋艂o piersi m臋偶czyzny i natychmiast znikn臋艂o. Niemal w tym samym momencie m臋偶czyzna poczu艂 jak ciep艂o rozchodzi si臋 po jego ciele.
Obr贸ci艂 si臋 siadaj膮c na trawie.
- 艢wietnie. Wi臋c b臋dziemy sobie tak 艂azi膰 po g贸rach?
Treach przekr臋ci艂 g艂ow臋 spogl膮daj膮c na niego z niezrozumieniem.
- Chyba po co艣 tu przyszli艣my.
Czekam a偶 b臋dziesz got贸w.
- Got贸w do czego?
Zaakceptowania swojej kary.
Charles prychn膮艂.
- A co mi to da? Uwolni臋 si臋 od niej? B臋d臋 ocalony? Wezwiesz swoich przodk贸w, kt贸rzy w cudowny spos贸b ulecz膮 mnie?
Nie. To ju偶 nieodwracalne. Lecz mo偶e odnajdziesz przyczyn臋 i zrozumiesz j膮.
M臋偶czyzna zerwa艂 si臋 z miejsca.
- Przeszli艣my taki szmat drogi po nic?! S膮dzi艂em, 偶e uda ci si臋 jako艣 mnie uleczy膰!
Przesta艅 my艣le膰 o sobie. Zr贸b to dla niego.
Po twarzy Charlsa przebieg艂 skurcz.
- Co masz na my艣li?
Znasz przyczyn臋 tej kary?
M臋偶czyzna u艣miechn膮艂 si臋 z przek膮sem.
- Chyba kiedy艣 wlaz艂em gdzie艣 gdzie nie powinienem. Jak膮艣 wasz膮 g贸r臋.
Tak. Pope艂ni艂e艣 艣wi臋tokradztwo, lecz to nie pow贸d.
- Dlaczego wi臋c?
Musisz sam do tego doj艣膰.
Charles westchn膮艂 siadaj膮c zn贸w naprzeciwko bestii.
O co mu chodzi艂o, gdy m贸wi艂 o kim艣 drugim? Chyba nie o Adama. W ko艅cu on od wielu lat nie 偶yje. Wi臋c kto jeszcze zosta艂? Nie mia艂 偶adnych bli偶szych przyjaci贸艂 ani rodziny. Kto艣 z klanu? Ale co mia艂 zrobi膰? Jak mo偶e komu艣 pom贸c tutaj? No i dlaczego mia艂by komu艣 pomaga膰, skoro i tak b臋dzie pot臋piony?
Zamkn膮艂 oczy mrucz膮c jakie艣 s艂owa pod nosem. Cia艂o powoli stawa艂o si臋 coraz ci臋偶sze. Wszystko zacz臋艂o si臋 oddala膰. Las traci艂 kolory i kszta艂ty, nikn膮艂 gdzie艣 w przestrzeni. Ziemia zacz臋艂a pokrywa膰 si臋 kamieniami a trawa jakby w przy艣pieszeniu gni膰. Nagle poczu艂 znajome mrowienie w ramieniu, kt贸re powoli przenios艂o si臋 na pier艣. Szarpn膮艂 si臋 otwieraj膮c b艂yskawicznie oczy. Wszystko powr贸ci艂o szybciej, ni偶 m贸g艂 si臋 przygotowa膰. Przewr贸ci艂 si臋 do ty艂u 艂api膮c za pier艣. Przekl膮艂 pod nosem. A wi臋c by艂o ju偶 za p贸藕no. Gdyby zapu艣ci艂 si臋 dalej, to zapewne nie m贸g艂by ju偶 nigdy wr贸ci膰.
Spojrza艂 na Treacha, kt贸ry wci膮偶 siedzia艂 naprzeciwko niego.
- Podobno ta twoje ziemia przodk贸w pomaga. Jako艣 nie czuje, 偶e kl膮twa odpuszcza.
Gdy pierwszy raz si臋 zmieni艂e艣, rzuci艂em na ciebie zakl臋cie. Zatrzyma艂o na pewien czas proces, lecz nie na zawsze.
Charles u艣miechn膮艂 si臋 p贸艂g臋bkiem.
- Wi臋c kiepski z ciebie szaman.
Nie ma takiego poj臋cia. To ludzie je wymy艣lili. Ka偶dy z nas czerpie moc z natury, lecz jej ilo艣膰 zale偶na jest od przychylno艣ci przodk贸w. Intencje warunkuj膮 to czy zdo艂amy cokolwiek zrobi膰.
Zaintrygowa艂o to m臋偶czyzn臋. Wyprostowa艂 si臋 dotykaj膮c piersi,w kt贸rej znikn膮艂 niebieski p艂omie艅. Wcze艣niej nie spotka艂 si臋 z takimi informacjami w ksi膮偶kach, kt贸re bada艂.
- To znaczy, 偶e ka偶dy z was mo偶e rzuca膰 czary? Nie macie jaki艣 predyspozycji albo talentu zale偶nych od rasy?
Treach pokr臋ci艂 g艂ow膮. Charles poczu艂 jak szybciej zaczyna mu bi膰 serce. To znaczy, 偶e niew艂a艣ciwie to tego wszystkiego podchodzi艂. Przez te lata s膮dzi艂, 偶e to mo偶e wina zakl臋膰, inkantacji czy wymowy. A to jest dla niego osi膮galne! Musia艂 tylko jako艣 przechytrzy膰 ten mechanizm. Niemal roze艣mia艂 si臋 w duchu. Zapyta艂 udaj膮c pe艂en kpiny ton.
- Tak w艂a艣ciwie co na jakiej zasadzie to dzia艂a? Trzeba powiedzie膰 co艣 specjalnego, 偶eby cie wys艂uchali?
Bestia przez d艂u偶szy czas si臋 nie odzywa艂a. Jej oczy przybra艂y jasnoniebieski kolor. Wreszcie us艂ysza艂 my艣l.
Nale偶y pozna膰 istot臋 rzeczy na jak膮 chcemy oddzia艂ywa膰. Potem przedstawi膰 problem przodkom.
- Gdzie? Jak mo偶na ich spotka膰?
Treach u艣miechn膮艂 si臋 delikatnie unosz膮c d艂ugi ogon. Podni贸s艂 palem i zatoczy艂 nim ko艂o.
To cienie, kt贸re czasem widzisz k膮tem oka. Gdy pr贸bujesz na nich spojrze膰 znikaj膮.
M臋偶czyzna rzuci艂 w艣ciek艂ym tonem przed zaci艣ni臋te z臋by.
- Wi臋c jak mog臋 z nimi pogada膰?
Treach uni贸s艂 brwi. Charles przekl膮艂 w duchu.
"Mog臋"?
Zwr贸ci艂 na niego czerwone oczy. Zaraz jednak powoli wsta艂 i odwr贸ci艂 g艂ow臋 spogl膮daj膮c w dal. Westchn膮艂 g艂臋boko i z powrotem kl臋kn膮艂. Jego oczy przybra艂y zn贸w niebieski kolor. M臋偶czyzna mia艂 wra偶enie, 偶e w艂a艣nie by艂 艣wiadkiem wybuchu z艂o艣ci K'Chella. Ciekawe czy wszyscy z jego rasy si臋 tak zachowywali?
Nie masz na to czasu. Zapomnij o pr贸bach 艣ci膮gni臋cia kl膮twy. Gdy moje zakl臋cie przestanie dzia艂a膰, zostanie ci najwy偶ej godzina. Musisz spr贸bowa膰 ocali膰 jego dusz臋.
Charles odchyli艂 g艂ow臋 do ty艂u spogl膮daj膮c na niebo. Ju偶 pojawia艂y si臋 pierwsze gwiazdy.
- Kogo mia艂e艣 na my艣li, m贸wi膮c o "jego duszy"?
O jedynej osobie, kt贸r膮 kiedykolwiek pokocha艂e艣.
M臋偶czyzna b艂yskawicznie spojrza艂 na Treacha przera偶onym wzrokiem. Pokr臋ci艂 g艂ow膮 nie odrywaj膮c oczy od bestii. Niemo偶liwe, przecie偶 on nie 偶yje. Nie 偶yje, nie 偶yje...
-... nie 偶yje! - szepn膮艂 odsuwaj膮c si臋 do ty艂u. - Nie 偶yje!
Treach spokojnie patrzy艂 jak m臋偶czyzna obejmuje si臋 ramionami. Wygl膮da艂 teraz na niezwykle ma艂ego. Po chwili nie unosz膮c g艂owy powiedzia艂.
- Nie k艂am. Wiem, 偶e go straci艂em. I mimo wielu stara艅...
Urwa艂 nagle k艂ad膮c bezwiednie r臋k臋 na kieszeni p艂aszcza. Ta ksi膮偶ka by艂a ostatni膮 rzecz膮, jaka dawa艂a mu wci膮偶 nadziej臋. Bestia przekr臋ci艂a delikatnie g艂ow臋.
Wielu stara艅 sprowadzenia go z powrotem?
Charles uni贸s艂 ca艂kowicie czarne oczy wbijaj膮c je w twarz K'Chella.
- Nie wiem o co ci chodzi. Dlaczego wpl膮tujesz w to Adama?
Jeste艣 m膮drym cz艂owiekiem. Wiem, 偶e straci艂e艣 wiele wspomnie艅 s tamtego czasu.
Charles zerwa艂 si臋 odchodz膮c szybko, lecz Treach chwyci艂 go za ramiona, zmuszaj膮c by zosta艂.
Dlaczego by艂e艣 na tamtej g贸rze?
M臋偶czyzna z艂apa艂 si臋 za g艂ow臋 j臋cz膮c cicho.
Niech on przestanie. Nie chce tego pami臋ta膰.
Jednak g艂os Treacha by艂 coraz bardziej natarczywy.
Dlaczego ruszy艂e艣 do naszych ziem?
B贸l. Tylko to pami臋ta艂. A偶.
Bestia si臋gn臋艂a do jego kieszeni sprawnie wyci膮gaj膮c z niej star膮 ksi臋g臋. Na twarzy Charlesa wymalowa艂 si臋 strach. Pr贸bowa艂 odebra膰 cenny przedmiot, lecz Treach nie pozwoli艂 na to.
Po co ci ona?
Nagle m臋偶czyzna krzykn膮艂 osuwaj膮c si臋 na kolana. Po jego policzkach zacz臋艂y sp艂ywa膰 艂zy. W ciszy lasu s艂ycha膰 by艂o tylko jego 艂kanie. Gdzie艣 w oddali zaszumia艂y li艣cie. Nagle przypomnia艂 sobie wszystko. Wspomnienia niemal uderzy艂y go fizycznie. Zaczerpn膮艂 g艂臋boko powietrza.
Spotka艂 Adama latem. Siedzia艂 na trawie obok samotnego drzewa wpatruj膮c si臋 przed siebie, gdy ch艂opak do niego podszed艂. Na pocz膮tku nie traktowa艂 jego flirt贸w powa偶nie. W ko艅cu komu by si臋 spodoba艂? Nigdy nie by艂 przystojny. Ich mi艂o艣膰 rodzi艂a si臋 powoli. By艂a delikatna, lecz niezwykle ciep艂a. Nawet nie wiedzia艂 kiedy pokocha艂 Adama ca艂ym sercem.
Nagle jego badania nad P贸艂nocnymi Ziemiami nabra艂y tempa. Zacz膮艂 ca艂e dnie sp臋dza膰 w swoim umy艣le, nie zwracaj膮c na otaczaj膮c膮 go rzeczywisto艣膰. Pewnego dnia zorientowa艂 si臋, 偶e Adam jest chory. Odkry艂 to za p贸藕no. Nie by艂 ju偶 w stanie pom贸c, cho膰 stara艂 si臋 ze wszystkich si艂. Mi艂o艣膰 jego 偶ycia zmar艂a po tygodniu.
Wiedzia艂, 偶e to jego wina. Jego obsesji, kt贸ra poch艂on臋艂a go ca艂kowicie. Gdy patrzy艂 jak rozsypuj膮 jego prochy na wschodnim wietrze, postanowi艂 go sprowadzi膰. Za wszelk膮 cen臋, wynagrodzi膰 to co zrobi艂.
Wyda艂 wi臋kszo艣膰 oszcz臋dno艣ci na zgromadzenie ksi膮g. Zacz膮艂 kupowa膰 besti臋. Na pocz膮tku chcia艂 od nich wydoby膰 wszelkie informacje, potem zacz膮艂 prowadzi膰 na nich eksperymenty. Kiedy zebra艂 wystarczaj膮co du偶o materia艂贸w, wyruszy艂 na p贸艂noc. Odnalaz艂 艣wi臋t膮 g贸r臋, gdzie pr贸bowa艂 sprowadzi膰 Adama do 艣wiata 偶ywych. Lecz co艣 posz艂o nie tak.
Gdy wr贸ci艂 postanowi艂 naprawi膰 sw贸j b艂膮d. Zn贸w przes艂uchiwa艂 K'Chelle, jednak potem zwyczajnie zacz膮艂 wywozi膰 je z powrotem do ich ojczyzny. By膰 mo偶e pr贸bowa艂 w ten spos贸b wkupi膰 si臋 w 艂aski tych, kt贸rzy go przekl臋li? Zaw艂adn臋艂a nim nowa obsesja - Adam.
- To sta艂o si臋 wtedy, na tej g贸rze, prawda?
Charles spojrza艂 przed siebie.
- Teraz sobie przypominam. Widzia艂em, jak wr贸ci艂. Jego u艣miech, oczy, nos. Lecz nagle znikn膮艂.
Sprowadzi艂e艣 jego dusz臋 i tym samym uwi臋zi艂e艣 go mi臋dzy dwoma 艣wiatami.
- Da si臋 to naprawi膰?
Oczekiwa艂 odpowiedzi, lecz ta nie nadesz艂a. Wola艂 o tym nie my艣le膰. Chcia艂 to us艂ysze膰 od kogo艣... 呕eby tylko nie by艂o to jego pomys艂em. Wtedy trudniej to wszystko odrzuci膰.
Poderwa艂 si臋 na nogi i odszed艂 par臋 krok贸w 艂api膮c si臋 za g艂ow臋.
Nie nie my艣l o tym. Do cholery, tylko nie to. Jest inny spos贸b, na pewno. Musi go tylko znale藕膰. W kt贸re艣 z moich ksi膮g albo jaka艣 inna bestia b臋dzie go zna艂a. Tak, to jest to. Znajdzie tych co rzucili na niego t膮 kl膮tw臋, oni b臋d膮 znali wyj艣cie.
Zacisn膮艂 pi臋艣膰. Paznokcie bole艣nie wbi艂 mu si臋 w sk贸r臋.
Chcia艂 raz jeszcze go poca艂owa膰. Dotkn膮膰 jego zawsze rozczochranych w艂os贸w. Zobaczy膰 raz jeszcze jego zaspane oczy, gdy budzi艂 go rano. Us艂ysze膰 艣miech. Ws艂ucha膰 si臋 w oddech, gdy siada艂 obok niego opieraj膮c g艂ow臋 na jego piersi. Poczu膰 zapach, gdy pr贸bowa艂 si臋 do niego zakra艣膰.
Kucn膮艂 zas艂aniaj膮c twarz d艂o艅mi.
Musia艂 przeprosi膰 za to co zrobi艂. Za to, 偶e go opu艣ci艂, gdy tego potrzebowa艂. Adam by艂 zawsze przy nim. Charles potrafi艂 by膰 rozchwiany emocjonalnie. Wiedzia艂 to i dlatego nikt nie potrafi艂 z nim wytrzyma膰. Ale nie Adam. By艂 . tym jedynym.
Obr贸ci艂 si臋 w stron臋 bestii i krzykn膮艂 z rozpaczy.
- Co mia艂em zrobi膰?!
Treach przechyli艂 lekko g艂ow臋 nie odrywaj膮c od niego zielonych oczu.
Wiem, czego ode mnie chcesz, ale nie mog臋...
Charles pr贸bowa艂 si臋 odsun膮膰, gdy bestia do niego podesz艂a, lecz ta z艂apa艂a go silnie za barki. Przyci膮gn臋艂a do siebie i zmusi艂a by Charles spojrza艂 mu w oczy. M臋偶czyzna wygl膮da艂 jakby chcia艂 si obroni膰.
- Nie potrafi臋.
Je艣li go kochasz, to potrafisz. Pog贸d藕 si臋 z jego 艣mierci膮.
Sta艂 na klifie spogl膮daj膮c na pieni膮ce si臋 fale. Kolor jego sk贸ry tak samo czarny jak oczy. Jedynie d艂ugie w艂osy spi臋te w niedba艂y kucyk, pozosta艂y br膮zowe. Spojrza艂 za siebie, na lasy, kt贸re niedawno opu艣ci艂. By艂 to jednak pusty wzrok, w kt贸rym jeszcze majaczy艂o co艣 na kszta艂t t臋sknoty.
Nagle obr贸ci艂 si臋 gwa艂townie i wyszczerzy艂 z臋by. Par臋 krok贸w od niego stan臋艂a pot臋偶na posta膰, kt贸rej jednak dor贸wnywa艂 wzrostem. Treach wyci膮gn膮艂 w jego kierunku r臋k臋 bacznie przygl膮daj膮c si臋 jego twarzy. Ten nie zareagowa艂. Po chwili gdzie艣 z oddali rozleg艂y si臋 odg艂osy burzy i zapachnia艂o deszczem. Bezimienny rozlu藕ni艂 si臋 i mechanicznie ruszy艂 przed siebie nie odrywaj膮c czarnych oczy od K'Chella.
*Coltain to posta膰 z Malaza艅skiej Ksi臋gi Poleg艂ych.
KONIEC I CZ臉艢CI
Inspiracj膮 do napisania opowiadania by艂y s艂owa "呕ycie jest jak ko艂o. Musi si臋 toczy膰 aby nie upa艣膰".
Mam w planach opowiadanie r贸wnoleg艂e. Mam nadziej臋, 偶e pojawi si臋 niebawem. Nied艂ugo te偶 powinnam sko艅czy膰 wst臋p do "Gangsta", kt贸re ju偶 znajduje si臋 na stronie.
|
|
Komentarze |
dnia pa糳ziernika 10 2011 20:53:22
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
Vix (vampir.die@wp.pl) 21:02 24-05-2010
A mi, mimo wszystko, bardziej podoba si臋 Gangsta. Mo偶e dlaczego, 偶e czyta艂am ju偶 kilka rozdzia艂贸w i mnie po prostu wci±gn臋艂o, nie mog臋 wytrzyma膰, wi臋c dodaj co艣 szybko! T.T
Cyrograf (Brak e-maila) 17:15 27-05-2010
Eh, postaram si臋 by nast臋pnym razem by艂o Gangsta. To raczej przez brak weny - nie wiedzia艂am co napisa膰, a Bezimiennie jako艣 tak mi si臋 lekko pisa艂o xd.
Ale niestety musicie poczeka膰, poniewa偶 b臋de mia艂a zawalony kompletnie czas. Koniec roku, r贸偶ne egzaminy do kt贸rych musze ku膰, wi臋c do, hmmm, 20 czerwca zero przyjemno艣ci...
Tsubomi (Brak e-maila) 20:26 04-06-2010
Gdy autor opuszcza opowiadanie dla innego to ogarniaj膮 mnie w±tpliwo艣ci, czy b臋dzie w stanie sko艅czy膰 nowe dzie艂o :/ Mam nadziej臋, 偶e jako艣 si臋 zmobilizujesz, poniewa偶 czytelnicy s± niecierpliwi i 艂atwo ich rozdra偶ni膰 Zainteresowa艂a艣 mnie tym rozdzia艂em, jedyne, co mnie ,,ugryz艂o" xD to wyra偶enie ,,pisn膮艂/臋艂a" jako艣 tak g艂upio brzmi. 呕ycz臋 weny i dobrze zdanych egzamin贸w. Pozdrawiam!
Cyrograf (Brak e-maila) 21:08 07-06-2010
Pragne wszystkich uspokoi膰, 偶e nie porzuc臋 偶adnego opowiadania. Mam dalsze cz臋sci, tylko potrzebuj膮 troche pole偶e膰, 偶ebym pog艂a na nie popatrze膰 z dystansu
Tuli-Pan (Brak e-maila) 22:10 07-06-2010
Interesuj膮ce, szkoda,偶e sko艅czy艂a艣 w tak wa偶nym momencie. Tobie ufam, jesli chodzi o kolejne rozdzia艂y, gorzej z aktualkami, na kt贸re ostatnio trzeba sporo czeka膰 ;/ |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem? Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.
Zapomniane has硂? Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze sta艂e, cykliczne projekty

|
Tu jeste艣my | Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰

|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|