The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Maja 17 2024 05:57:37   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Dwie pary 1
Pisałam to ponad miesiąc i nadal mi się nie podoba. Nie jest to raczej najlepsze z moich "dziełek". Ale, zresztą, oceńcie sami...

PS: Dla zasady przyjmijmy, że elfy osiągają pełnoletność w wieku 45 lat.


Dwie smukłe postacie tańczyły z mieczami. Poruszały się wkoło siebie jak cienie, uderzając, pchając i tnąc. Żaden z ciosów nie trafiał w cel, spotykając się z żelazną obroną. Nie sposób było rozróżnić płci walczących. Poruszali się tak szybko, że widać było tylko zamazaną czarno-złotą smugę.
-Wystarczy!-donośny okrzyk poniósł się ponad placem ćwiczeń. Walczący zamarli, posłuszni rozkazom ojca. Dopiero teraz dało się dostrzeć, że byli bliźniakami. Oboje ciemnowłosi i zielonoocy, powoli odsunęli się od siebie, opuszczając miecze. Skłonili się sobie, po czym jak na komendę odwrócili twarze w stronę kroczącego ku nim wysokoego człowieka.
-Akallabeth!-odezwał się ten złym głosem-Wiesz, że zabroniłem ci walczyć! To nie przystoi kobiecie! A ty, Agarwaenie powinieneś pilnować, by siostra zachowywała się jak należy, ale nie, ty jeszcze jej pomagasz! Wstyd mi za ciebie! Jesteś mężczyzną, nie przystoi ci ulegać zachciankom kobiety! Plamisz honor swego rodu! Z jakiego powodu los przeklął mnie takim synem! Jesteś słaby i nic nie warty...
W tym momencie Agarwaen odwrócił się na pięcie i pobiegł na oślep przed siebie. Tylko siostra zauważyła łzy w jego oczach. Spojrzała ojcu w oczy wzrokiem tak pełnym pogardy i nienawiści, że aż się wzdrygnął, po czym również odwróciła się i pobiegła za bratem. Wiedziała, że pobiegł do ich pokoju. Mieszkali razem, co dawało im ochronę przed ojcem. On nigdy nie przekroczyłby progu pokoju, w którym mieszka kobieta, choćby jeszcze była dzieckiem. A ona dzieckiem już nie była, choć jeszcze nie doszła wieku dojrzałego.
Tak naprawdę Aglarond Ivrin nie był ich ojcem. Nie był nawet elfem, na co mogłoby wskazywać jego imię, oznaczające Połyskującą Jaskinię. Nienawidziła go szczerze, lecz wiedziała ile mu zawdzięcza. Gdyby nie przyjął ich pod swój dach i nie uczynił swoimi, już dawno byli by pewnie martwi. Albo spotkałoby ich coś o wiele gorszego. Zdawała sobie sprawę, że chciał dobrze, ale mimo to, nie potrafiła wybaczyć mu tych lat bólu.
Dotarła wreszcie do drzwi ich komnaty. Zapukała krótko, by poinformować brata, że wchodzi, choć była pewna, iż nie usłyszy. Otworzyła drzwi i weszła. Usłyszała stłumiony szloch i ciężki oddech Agarwaena. Podeszła do jego łóżka. Z bólem w sercu patrzyła na jego wstrząsane płaczem ciało. Wiedziała, że później będzie na nią za to wściekły, ale mało ją to obchodziło. Usiadła delikatnie na brzegu łóżka i przytuliła go. Nie zaprotestował, tylko wtulił się w nią i rozpłakał jeszcze bardziej. Zamknęła na chwilę oczy, przyrzekając Aglarondowi srogą zemstę, gdy tylko dorośnie. Spojrzała znowu na brata. Na ściągniętą cierpieniem twarz i zaczerwienione powieki. Na drżące, piękne ciało. I wreszcie w oczy, ukazujące skrzywdzone na zawsze serce.
-Jestem przy tobie, braciszku, i zawsze będę. Obiecuję ci to.-wyszeptała
Płakał długo. Słońce znacznie zbliżyło się do horyzontu, zanim łzy przestały płynąć, a on uspokoił się i spojrzał na nią przepraszającym wzrokiem. Dopiero teraz zauważyła, że długo siedziała w dość niewygodnej pozycji i przy poruszeniu kilka mięśni zaprotestowało lekkim bólem. Braciszek spróbował wysunąć się z jej objęć i wstać, lecz w tym momencie pozieleniał na twarzy i zwinął się w kłębuszek, zaciskając kurczowo ręce na brzuchu, rozrywany niesamowitym bólem. Czuł mdłości. Spojrzała na niego z troską. Wiedziała, że tak będzie. Jej brat był chory. Często miał takie ataki, zwykle po dużym wysiłku lub silnych emocjach, jak teraz. Westchnęła ledwie słyszalnie. W takim przypadku nie można było nic zrobić, tylko czekać, aż się skończy.
Opatuliła go kocem i ułożyła sobie na kolanach. Przytuliła. Chociaż tyle mogła zrobić.
Atak nie trwał długo, ale im wydawało się, że wieczność.
-Pić...-wychrypiał jej braciszek udręczonym głosem. Wychyliła się mocno, by sięgnąć po stojący na szafce kubek z sokiem, przygotowany szczególnie na takie momenty. Kubek był zaczarowany tak, by sam się napełniał wybranym napojem. Przysunęła go do warg braciszka i delikatnie przechyliła. Upił kilka łyków, ale był straszliwie osłabiony. Oddychał ciężko.
-Braciszku, ja nie mogę patrzeć, jak on tak się zachowuje...-wyszeptała Akallabeth-Odchodzę.
-Od... chodzisz?-zdziwił się
-Tak. Nie mam zamiaru wrócić tu z Riwendell.
-Porozmawiamy... rano.-zadecydował-Teraz się prześpijmy.

Ranek powitał ich piękną pogodą. Na niebie nie było jednej chmurki, słońce mocno świeciło, a powietrze było przesycone słodką wonią kwiatów.
Ktoś potrząsnął ją za ramię. Jęknęła w proteście.
-Obudź się, siostrzyczko.-to był głos Agarwaena. Niech go po stokroć piekło.-Siostrzyczko, nie zmuszaj mnie do użycia brutalnych metod...
-Już wstaje, potworze.-warknęła, siadając. Spojrzała na niego. Wyglądał jakoś mizernie.-Wszystko w porządku?
-Jasne. Jestem tylko trochę niewyspany. Długo nie mogłem zasnąć.
-Było zawołać. Posiedziałabym z tobą...
-Kali... Zmęczona byłaś. Nie chciałem cię budzić.
Uśmiechnęła się do niego smutno.
-Gotów opuścić rodzinne progi?
-Zawsze. Idę osiodłać Dwimordena. Wezmę juki.
-Miło mi. Ale nie ruszaj mojej liry, dobrze?
-Nie śmiał bym. To, idę.
Zamknęła jeszcze na chwilę oczy, by rozkoszować się ostatnimi chwilami odpływającego snu, po czym wstała. Wyjrzała przez okno i zaraz się uśmiechnęła. Piękna pogoda na podróż, może tylko trochę zbyt ciepło, ale co tam, wytrzymają.
Wsunęła się szybko w dopasowane bryczesy, na które nałożyła jeździecką spódnicę i sięgającą bioder tunikę w kolorach brązu i zieleni. Przypasała miecz, a do ręki wzięła łuk i kołczan pełen strzał. Przerzuciła pochwę liry przez ramię i zbiegła do kuchni. O tak wczesnej porze w pomieszczeniach już wrzało, lecz gdy tylko weszła, wszyscy od razu zamilkli.
-Pani...-kilka osób skłoniło się.
-Witajcie. Piękny poranek, prawda?-usmiechnęła się, rozładowując podświadomie atmosferę-Wczoraj prosiłam o przygotowanie dla mnie i mego brata prowiantu na drogę. Czy jest już gotowy?
-Tak, pani.-odezwała się jedna z kobiet-Już przynoszę.
Po chwili przed Kali stały dwie średniej wielkości torby. Otworzyła jedną z nich, sprawdzając zawartość. Był w niej chleb, suszone mięso i owoce, orzechy, czysta woda i niewielki bukłak wina. Odetkała kurek i powąchała. Ojciec będzie wściekły, to jego najlepsze. Wstała i skłoniła się im dwornie.
-Dziękuję. Spisaliście się świetnie.-potem, jakby sobie o czymś nagle przypomniała, dodała-Nie róbcie dla nas śniadania, nie zjemy. Zaraz wyruszamy.
-Ależ, pani! Pan Aglarond będzie wściekły. Co z nami będzie?-ktoś wyraził swój strach. Kilka głów pokiwało potakująco.
-A wiec udawajcie, że nic nie wiecie. I na tym koniec.-srogo uciszyła wszelkie protesty.
-Ale wróci pani, prawda?-zapytała jakaś dziewczynka, uczepiona maminej spódnicy.
-Oczywiście! Jakże mogłabym nie wrócić?-bądź, co bądź, to BYŁA prawda.

Agarwaen czekał na nią z końmi pod wielkim drzewem. Juki były już przymocowane do siodeł, a on uśmiechał się szeroko. Kiwnął głową, oznajmiając jej, że Aglarond też idzie. Na jego użytek pozwoliła pomóc sobie przy wsiadaniu na konia, a Agarwaen przymocował do siodeł juki z jedzeniem. Kiwnął głową ojcu, wskoczył na konia i wysforował się naprzód.
-Żegnaj, Panie.-zwróciła się jeszcze do niego Akallabeth, tonem przeznaczonym zwykle dla obcej osoby wtykającej nos w nasze sprawy-Mam nadzieję, że ten rok będzie dla ciebie udany.-po czym spięła konia i szybko dogoniła Agarwaena, śmiejąc się szaleńczo. Ten spojrzał na nią dziwnie, ale nie skomentował tego wyskoku. Jakiś czas jechali w milczeniu, aż wreszcie zatrzymali się na popas przy niewielkim strumieniu.
-Jesteś na mnie zły, braciszku?-zapytała smutno Kali. Jej głos był przepełniony żalem-Powiedz choć, co źle zrobiłam, czym cię uraziłam, Agarwaen! Braciszku...
Elf, w pierwszej chwili, zaskoczony pytaniem, nie odpowiedział, ale teraz podszedł szybko do niej i, przytulając mocno, uciszył.
-Zły? Naprawdę sprawiałem takie wrażenie? Przepraszam, Kali. Nigdy by mi to nawet przez myśl nie przeszło! Proszę, wybacz mi.
-Przecież się na ciebie nie gniewam, braciszku. Myślałam, że ty... No dobra, koniec. Nikt się na nikogo nie gniewa i wszystko jest dobrze, więc może coś zjemy? Padam z głodu, braciszku.-przyznała szczerze. To do końca rozładowało atmosferę. Uśmiechnął się nawet ukryty na pobliskim drzewie strażnik, obserwujący ich bacznie od jakiegoś czasu.
Zjedli szybko, a potem wsiedli na konie i ruszyli dalej. Akallabeth odwracała się często, jakby spodziewała się kogoś ujrzeć. Wytężała wszystkie zmysły, próbując zlokalizować ich "cień". W końcu, zupełnie przypadkiem, dobiegł ja trzask pękającej gałązki. Nie namyślając się chwyciła łuk i wypuściła strzałę. Chciała tylko przestraszyć go(lub ją), zmusić do pokazania się, lecz dobiegł ich cichy jęk przepełniony niebotycznym zdumieniem. Zaklęła siarczyście, wspominając pewnego znanego powszechnie orka. Zeskoczyła z konia, zostawiając zdziwionego Agarwaena i pognała w stronę dźwięku. Nie musiała daleko biec. Kilka metrów dalej o drzewo opierał się jasnowłosy elf z twarzą wykrzywioną bólem. Zaciskał rękę na wbitej w ramię strzale. Po palcach spływała mu krew. Spojrzał na nią, przestraszony. Zbliżyła się do elfa, wyciągając puste ręce na znak, że nie chce go skrzywdzić. Kiwnął głową powoli, nadal nieufny.
-Przepraszam.-powiedział cicho-Nie chciałam, żeby to tak wyszło... Usiądź, pomogę ci.
-Nie trzeba, poradzę sobie.-mruknął
-Nalegam. Muszę przecież jakoś naprawić swój błąd.-ujeła delikatnie strzałę-Zaboli.-oznajmiła, po czym wbiła ją głębiej, aż przeszła na wylot. Elf jęknął, a krew popłynęła mocniej. Złamała drzewce strzały tuż przy skórze i wyciągnęła pozostałą część. Spojrzała w twarz elfa, była blada jak płótno. "Już kończę", mruknęła, odrywając pas płótna od swojej spódnicy jeździeckiej i zawiązując mu ramię.
-Skończone.-oznajmiła-Jeszcze raz przepraszam. Chciałam tylko zmusić cię do pokazania się. Jak ci na imię? Ja jestem Akallabeth,a mój towarzysz to, jak pewnie zauważyłeś, mój brat. Nazywa się Agarwaen. Jedziemy do Riwendell.
-Lindir. Jestem strażnikiem Imladris.-zamknął na chwilę oczy-Kiedy zauważyłaś, że was śledzę? I co sprowadza was w te strony?
-Chyba w okolicy naszego południowego postoju, może troszkę...-kiwnęła ręką Agarwaenowi, który właśnie do nich dołączył, zapewniając, że jest bezpiecznie-...później. A jedziemy, jak już mówiłam, do Riwendell. Zaprosił nas daleki krewny matki, szkoda tylko, ze nie podała nam jego miana.
-On na pewno wasze zna. Pozwólcie, ze będę waszym przewodnikiem do domu Elronda. To i tak koniec mojego patrolu.
-Co o tym myślisz, braciszku?-zwróciła się do Agarwaena
-Nie wiem, ty decyduj. Rozmawiasz z nim dłużej, wiesz, czy mówi prawdę.-po jego słowach zamyśliła się na chwilę.
-Myślę, że jest szczery. Poza tym, to my weszliśmy na jego teren, nie odwrotnie. Było by nieuprzejmością nie skorzystać z takiej propozycji. Tak, myślę, ze możemy mu zaufać.-zwróciła się do Lindira-Wybacz grubiaństwo. Wiem, że nie powinno się o kimś rozmawiać, kiedy jest tuż obok.-podała mu rękę, pomagając wstać. Skorzystał, choć nie oparł się na niej ani odrobinkę. Było to tylko symboliczne. Znak zaufania.
-Wybaczam.-uśmiechnął się szeroko.-Ruszajmy już do Imladris. Lord Glorfindel czeka.
-Glorfindel?-powtórzył jak echo Agarwaen-Tak ma na imię? Pięknie brzmi...
-Nigdy go nie spotkaliście, prawda?-zapytał ciepło, a w jego oczach coś błysnęło-Naprawdę macie pecha. Nie dość, że wychowywani wśród ludzi, to jeszcze to...
-Skąd wiesz?-zdziwili się w tej samej chwile
-O czym?
-No o tym...-zaczęła Kali, lecz głos jej zamarł z goryczy
-...że wychował nas człowiek.-dokończył z bólem Agarwaen
-Przepraszam, nie chciałem was urazić!-jeknął Lindir-Po prostu to widać. Brak wam kilku szczegółów, cechujących domorosłego elfa. Poruszacie się mniej płynnie, o ułamek energiczniej, macie inny błysk w oczach. Nie zauważyłbym, gdybym się wam nie przyglądał jakiś czas. W końcu każdy to zauważy, ale to nic złego. Kilka tygodni wśród naszego ludu powinno was naprostować... Myślę, że właśnie to było celem waszej matki. I wybaczcie, jeśli powiedziałem coś nie tak.
Nikt się nie odezwał, ale kiwnęli głowami, na znak zgody. To było dla nich coś nowego, lecz gdy teraz o tym pomyśleli, dostrzegli wiele różnic między nimi, a jasnowłosym elfem. I nie chodziło tu bynajmniej o wygląd. Było też kilka rzeczy, o których elf nie wspomniał. "Mniej płynne" ruchy? Wyraził się nad wyraz delikatnie! Byli po prostu niezdarni i wiedzieli o tym. Poza tym, każdy inny elf byłby w stanie bez problemu rozpoznać swego pobratymca. Nie wspomniał też o zmysłach przytępionych życiem w głośnym dworze, pełnym ludzi.
W końcu odezwał się Agarwaen, wyrażając myśli ich obojga.
-Nie mamy o co się gniewać, twoje słowa są prawdą.-uśmiechnął się kwaśno-Nawet życie u ludzi nie zdołało nauczyć nas złoszczenia się o szczerość, przeciwnie, dziękujemy ci za nią. Wiemy teraz przynajmniej, czego się spodziewać.-odetchnął głębiej-Lindirze, czy zechciał byś zostać naszym przewodnikiem po tym świecie, jakże odmiennym od tego, w którym zostaliśmy wychowani?-wyciągnął do niego rękę ludzkim zwyczajem. W oczach elfa zamigotało rozbawienie, uśmiechnął się mimowolnie. Mimo to, wyciągnął rękę i chwycił Agarwaena aż za nadgarstek.
-Z największą przyjemnością, o ile twoja siostra nie będzie już próbowała robić ze mnie tarczy strzelniczej.
-Obiecuję ci to, Lindirze.-zaśmiała się Kali
-Dziękuję. -zagwizdał i po chwili pojawił się przy nim piękny biały koń, jeden z osławionych elfickich stajni.-I... wśród elfów nie ściska się sobie dłoni. Pozdrawiamy się ukłonem, słowem lub uściskiem, jeśli witamy się z kimś bliskim. Wasze konie...
-Są tutaj.-wskazał Agarwaen oddaloną o kilka kroków polankę.
-Wai, jesteś wielki!-wykrzyknęła Akallabeth

Podróż z Lindirem była bardzo przyjemna. W trakcie jazdy uczył ich elfich zwyczajów i historii, opowiadał o domownikach Elronda. Gdy doszedł do bliźniaków, Kali gwizdnęła przeciagle przez zęby, za co została surowo skarcona przez obydwu. Bo dziewczynie nie wypada... W tym momencie wybuchła. Uraczyła ich długą tyradą na temat tego, co myśli o tym, co wypada, a co nie. Zanim doszła do połowy, uszy Lindira pokryły się krwistą czerwienią, a Agarwaen ledwie powstrzymywał się od śmiechu.

Następnego dnia mieli dotrzeć do Riwendell. Byli bardzo podekscytowani, nawet trochę wbrew sobie. Ale... To przecież koniec ich podróży! Zobaczą dwór Erlonda i spędzą w nim co najmniej kilka miesięcy. A to już tak blisko...Tam nie będą podlegali władzy Aglaronda... Uśmiechnęli się do siebie za plecami Lindira. Nagle Agarwaen mrugnął do niej i zawołał:
-Ścigamy się! Do tamtego wzgórza!-i już go nie było. Spięła konia, zostawiając w tyle zaskoczonego Lindira. Ten roześmiał się i natychmiast pogonił za nimi, choć wiedział, że nie ma szans ich dogonić.
Miał rację. Zanim przebył połowę trasy dobiegł go pełen zawodu okrzyk Kali. No tak, nie można być we wszystkim najlepszym. On sam nieźle jeździł konno, ale strzelanie z łuku opanował tylko w podstawach. Miał świetne oko, ale jakimś cudem nie umiał trafić nawet w stodołę. Świetnie za to szło mu rzucanie. Czymkolwiek, czy to był kamień, nóż, czy też oszczep, zawsze trafiał w cel.
Gdy ich wreszcie dogonił, bo oczywiście po dojechaniu do górki zwolnili tylko trochę, zobaczył dość dziwny obraz. Agarwaen, blady i drżący na wpół zsuwał się, na wpół spadał z konia, a Akallabeth biegła do niego, z wyrazem twarzy, który dobitnie świadczył o tym, że takie ataki zdarzały się jej bratu dość często. Podszedł do nich cicho, prowadząc za uzdę Lasgalena. Odprowadził na bok całą trójkę, po czym zdjął z grzbietu jednego z nich bukłak z wodą. Słusznie domyślał się, że po wszystkim złotowłosego elfa będzie dręczyć okropne pragnienie. Stanął w niewielkim oddaleniu od nich i czekał, rozglądając się wokół w poszukiwaniu potencjalnego niebezpieczeństwa. Nic nie zwracało jego uwagi, więc jego umysł powoli odpływał, gdy usłyszał ciche poruszenie i słabą prośbę. Nawet nie słysząc jej, wiedział, o co chodzi. Podał Kali bukłak. Nie powiedział nic, o nic nie pytał i była mu za to wdzięczna. Na wyjaśnienia przyjdzie czas później. Spojrzała na brata, którego udręczona twarz powoli się rozluźniała. Patrzył na nią przepraszająco. Wiedziała, co chce powiedzieć. Zdawała sobie sprawę, że nie będzie w stanie jechać dziś dalej. A przynajmniej nie w ciągu najbliższej godziny, dwóch. Kiwnęła delikatnie, dając mu do zrozumienia, że zdaje sobie z tego sprawę. Usiadła wygodniej, nie wypuszczając go z objęć. Już po kilku chwilach zasnął, czując się pewnie i bezpiecznie.
-Przepraszam cię, Lindirze. Chyba się spóźnimy.-wymruczała
-Nieważne! -machnął ręką w typowo ludzkim geście, co skomentowała w myślach z pewną dozą złośliwej satysfakcji-Najważniejsze jest wasze bezpieczeństwo. Glorfindel by mnie chyba zabił, gdyby coś wam się stało.
-Watpię.-szepnęła. Spojrzała mu w oczy-Kochasz go, prawda? I to chyba z wzajemnością...
-Skąd wiedziałaś?-jego policzki pokrył krwisty rumieniec-Aż tak to widać?
-Jestem kobietą, Lindirze.-wyjaśniła z przyganą-My to mamy wrodzone...
-Aha... A ty masz kogoś? Wiem, że to niegrzecznie tak pytać...
-Nic nie szkodzi, to żadna tajemnica. Jestem wolna, choć może już niedługo... Ale to na razie moja słodka tajemnica.-uśmiechnęła sie do niego bezczelnie-Miło, że ty znalazłeś już swoją drugą połowę.
-Jakbym nie wiedział.-warknął z udawaną złością,-Jak go spotkacie, to zrozumiesz.

Miał rację. Glorfindel okazał się być naprawdę ujmującą osobą. Jego imię, znaczące "Złotowłosy", również pasowało do osoby. Uśmiechnęła się na myśl zdania, jakim określiła go Liarowi. "Gdyby nie był moim wujem, mogłabym się w nim zakochać." Dopiero tutaj dowiedziała się, że ich matka miała w ogóle rodzeństwo! To było takie wspaniałe! Było tyle podstawowych rzeczy, o których nie mieli pojęcia. Jak matka mogła trzymać ich z dala od tej wiedzy?
Chwilę potem poznali Erestora oraz lorda Elronda, Arwenę i Elrohira. Gdy go zobaczyła, to jakby ją piorun strzelił. Był tak podobny do... do... O mały włos, a odwróciłaby się i uciekła, ale powstrzymała ją zimna dłoń brata zaciskająca się na jej nadgarstku. Jak przez mgłę dobiegł ją zaniepokojony głos elfiej córki:
-Jak się czujecie? Wszystko w porządku?
Ktoś posadził ich na ławie, wcisnął w ręce kubki z zimną wodą. Upiła łyk. Nie mogła zebrać myśli.
-Pewnie jesteście zmęczeni. Nie powinniśmy was tak męczyć. Ktoś zaraz odprowadzi was do waszych komnat.
-Ja to zrobię.-zaoferował się Elrohir.
-Lordzie...-odezwała się Akallabeth, próbując jakoś zebrać rozbiegane myśli. On... taki podobny... ale to nie on... drobne różnice... a może się tak zmienił? Potrząsnęła głową.-Lordzie... Komnat?-w jej głosie słychać było szczere zdziwienie ale też lekki strach
-Coś nie w porządku?-zaniepokoił się elf
-Nie... tylko... My zawsze spaliśmy... w jednym pokoju.-zdołała z siebie wykrztusić.
-Ach... Zaraz cos na to da się zaradzić. Erestorze?-zwrócił sie do swojego wiekowego doradcy-Mamy jakieś komnaty z dwoma łóżkami?
-Tak... ale one są... troche surowe.-głos elfa wyraźnie dawał do zrozumienia, że użył wyjątkowo delikatnego określenia.
"Niewiele jest miejsc bardziej surowych niż dom Aglaronda." - przemknęło Agar'owi przez myśl. Wszyscy popatrzyli na niego ze zdziwieniem. Cholera, powiedział to na głos! Zarumienił się okrutnie.
-Zdecydowanie powinniście odpocząć.-do rozmowy włączył się przysłuchujący dotąd Glorfindel-Erestorze, które komnaty?
-Zachodnie skrzydło, brązowe drzwi.-westchnął elf.
-Dobrze. Elrohirze?
-Już. Chodźcie za mną.-pociagnął ich delikatnie za sobą.
Szli w ciszy, zakłócanej tylko odgłosem ich oddechów. Elrohir najwyraźniej zdawał sobie sprawę, że teraz nie udałoby się im zebrać myśli.
-To tu.-powiedział, otwierając delikatnie drzwi, za którymi ukazał się oświetlony promieniami słońca duży pokój, z dwoma łóżkami oczywiście, szafą, niewielkim stołem i szerokim parapetem przy oknie. Podłoga była drewniana, pewnie zimna, nie przeszkadzało im to. I tak było tu piękniej niż w ich pokoju na zamku Aglaronda.
-Jak tu pięknie...-wyrwało się Kali. Agar pokiwał głową na potwierdzenie tych słów.
-To miło. Ale Erestorowi szczęka opadnie...-mruknął do siebie-Dobrej nocy.
-Dziękujemy, nawzajem.-odpowiedzieli zgodnie
Po chwili obydwoje leżeli na swoich posłaniach, lecz jeszcze nie spali. Na szczęście łóżka były tak blisko siebie, ze można było z jednego dosięgnąć drugiego. Tak też Kali zrobiła.
-Coś się stało braciszku?-zapytała ciepło, ściskając jego dłoń
-Nie, nic...-wyszeptał. Popatrzył na nią, jakby zastanawiając się, czy może jej zaufać. Wspomnienia zwyciężyły wątpliwości-Zakochałem się. W ciemnowłosym Elrohirze.-spojrzał na nią żałośnie-Czemu właśnie mi przytrafiają się takie rzeczy?
-Bo...-zamyśliła się na chwilę-Nie wiem. Może tak po prostu... Uważasz, że to źle, ze się zakochałeś?
-Nie...
-No to w czym problem?
-A jeśli on woli elfki?-wyrzucił z siebie.
-Zapytam go.-rzuciła niefrasobliwie.
-Co?! Jak ty to sobie wyobrażasz?!-syknął natarczywie, podrywając się z posłania-"Przepraszam, ale mój brat się w tobie zakochał i zastanawiam się, czy możliwe jest, byś i ty odwzajemnił jego uczucia?" Powaliło cię?!
-Nie w ten sposób i nie "powaliło mnie", jak to pięknie określiłeś, do cholery! Tyle, że... ja bardzo przekonywałam matkę, by pozwoliła nam tu przyjechać na dłużej, bo... Mieszka tu ktoś, kogo kocham i kto również mnie kocha. Agar... ten ktoś jest bratem Elrohira. I... cholera jasna, jeśli on nie wie o jego skłonnościach!
-CO??-twarz elfa wyrażała niebotyczne zdumienie
-Nom.-uśmiechnęła się jak kot, który właśnie wypił miskę śmietanki-Nie wybałuszaj tak oczu. Co będzie, jeśli ci już tak zostanie? Elrohir nawet na ciebie nie spojrzy...-głupi wyraz natychmiast zniknął z jego twarzy. Mrugnęła do niego, ziewnęła i po chwili smacznie spała.

Ranek wstał jasny i radosny, świecąc im słońcem w oczy i brutalnie wyrywając ze snu. Natychmiast poderwała się z łóżka i ubrała w luźne spodnie i koszulę z długimi rękawami, wiązaną pod szyją. Nie związała jej.
Rzuciła okiem na łóżko Agarwaena i dosłownie zamarła. To on jeszcze śpi! Ale jaja! Pierwszy raz od... dwudziestu lat udało jej się wstać przed nim. Z dziką satysfakcją nabrała w dłonie zimnej wody ze stojącej w rogu komnaty miski i już, już miała ją wylać mu na kark, ale się opamiętała.
Chlusnęła za okno, a lśniące kropelki zamigotały w słońcu, osiadając na trawie i liściach.
Wyszła z pokoju, cicho zamykając drzwi.

W jadalni było pusto. Usiadła na szerokim parapecie, spoglądając przez duże okno na ogród i przechadzające się po nim elfy. Tu było tak spokojnie...
Usłyszała odgłos kroków, a po chwili ktoś usiadł obok niej na parapecie. Spojrzała na niego.
-Elladan!-wyrwało jej się. Zarzuciła mu ręce na szyję, a on objął ją w pasie.
-Spokojnie, miri*.-wysapał-Udusisz mnie!
-Nie narzekaj. Nie widziałam cię prawie rok. Pozwól mi się nacieszyć.
-A co, znikasz gdzieś?
-Nie...
-To masz jeszcze dużo czasu. A mnie zaczyna brakować powietrza.-sapnął.
-Przepraszam.-rozluźniła uścisk, nie puszczając go jednak.
Siedzieli tak kilka minut, ciesząc się ciszą i swoją bliskością. Rozpierała ich radość, bo wreszcie mogli być razem.
Ale w końcu nadszedł czas śniadania, a do jadalni wbiegło najpierw kilkoro młodszych, a za nimi starszych elfów. Na końcu wkroczył Elrond, uśmiechając się znacząco do syna. Ten kiwnął mu głową i również uśmiechnął się.
-Wstawaj, maleńka.-wyszeptał jej do ucha-Stół jest kilka metrów dalej.
-Dziękuję za informację.-zakpiła-Zupełnie nie zauważyłam.-rozejrzała się po sali-O, widać, kogoś nie ma. Gdzie Elrohir? I Agarwaen?
-Elrohir... spędził noc na wypłakiwaniu się w poduszkę. A co do twojego brata, to chyba sama powinnaś wiedzieć.
-Tak... Ale to dziwne, zwykle nie spał aż tak długo. To ranny ptaszek. Choć może to zwykłe zmęczenie podróżą... Ja myślisz, będę mu mogła zanieść śniadanie?-mówiła, siadając obok niego przy stole-Mogę?
-Oczywiście, chyba, że nagle wpadnie tu Elrohir. Zabije cię.
-To jego miejsce?
-Mhm.
-Trudno. A co do śniadania...
-Nie będzie problemu.
-Dzięki. Milutki jesteś. -uśmiechnęła się do niego promiennie. Rozejrzała się. Wszyscy już jedli. Przynajmniej nie złamie żadnego punktu jakiegoś protokołu... Ale o ile się nie myliła, Lindir o niczym takim nie mówił. Chyba...
Wszelkie myśli natychmiast uleciały, gdy tylko spróbowała potrawy. Na Valarów, jakież to ostre! Ale jakie dobre! Uśmiechnęła się do dziwnie patrzącego na nią Elladana.
-Słucham?-spytała, gdy tylko przełknęła.
-To... tobie to smakuje?-szepnął ze szczerym zdziwieniem.
-Coś nie tak?
-Przecież to jest strasznie ostre!-był w coraz większym szoku.
-Wiem. A ty co, taki delikates?-zażartowała. Drgnął, jakby go uderzyła. Odwrócił się od niej. Cholera by jej niewyparzoną gębę!-Przepraszam! Nie chciałam cię zranić. Ja po prostu... Znowu trzepnęłam coś zanim pomyślałam. Przepraszam...
-Nie ma za co.-nie mógł już się opanować i wybuchnął śmiechem-Przecież... ja się wcale... nie gniewam.
-Co się tak śmiejesz, mój ty kochany elfie?-teraz i ona się śmiała.
-Młodzi!-zagrzmiał lord Elrond-To stół, a nie obozowisko orków!
Zarumienili się aż po czubeczki szpiczastych uszu.
-Przepraszamy.-zdołali tylko wymamrotać. Do końca posiłku siedzieli w ciszy.

Gdy weszła do pokoju, Agar nadal spał. Ale, czy aby na pewno? Podeszła do jego łóżka. Nie, jednak śpi. Potrząsnęła go delikatnie za ramię. Poderwał się, jak oparzony.
-No, nareszcie.-jej głos ociekał sarkazmem-Przespałeś śniadanie, wiesz?
Jakże przyjemnie było jej patrzeć na jego zdziwienie.
-Ale...
-Oczywiście, taca leży na stole.
-Każdemu takiej siostry.-wyszeptał z wdziecznością.
-No, dzięki.-udała, że jest obrażona.
-Co znowu?
-Jakby każdy miał taką siostrę, to nie była bym już tak wyjątkowa.-wyjaśniła.
-Racja. Coś ty tak radosna dzisiaj?-wymruczał między jednym kęsem, a drugim.
-Elladan.-to było wszystko. I nie trzeba było mówić nic więcej. Pokiwał głową ze zrozumieniem, ale i ze smutkiem.-Dobra, to ja idę. Cześć.
-Dokąd?
-Na spacer, a co? Nie mam zamiaru spędzić w tym pokoju całego roku. Poszukam placu treningowego.
-Miłego spaceru.
-Dzięki.
Riwendell było tak piękne. Niesamowite miejsce. Tak ciche i spokojne...
Gdy tak szła i rozmyślała, nagle ktoś wpadł na nią, potrącając. Nie namyślając się wiele, odwróciła się z biegnącym i warknęła.
-Uważaj, jak leziesz, ty szpiczastouchy wyniku nieudanego czaru! Już troll w składzie porcelany porusza się zgrabniej!
Elf odwrócił się powoli, jego oczy, zaczerwienione jeszcze od płaczu, pałały wściekłością. Cholera, to Elrohir.
-Jesteś gościem, więc nie mogę dać ci w pysk. A szkoda.
-Tak, mój niewyparzony język nie pierwszy raz wpędza mnie w kłopoty.-próbowała obrócić zniewagę w żart-Jest tu gdzieś plac do ćwiczeń? Od razu możemy rozwiązać sprawę. Sztylety?
-Jasne, żebyś mnie znowu upokorzyła. To tam.-zaczął ja prowadzić-Łuk?
-Za orczy rok. Miecze?
-Dobrze.
Oj, ale się wkopał! Małe ma szanse, chyba że jest napraaaaaaawdę dobry.

No, był dobry. Ręce jej drżały. Walczyli już ze dwie godziny i żadne z nich nie chciało się poddać. Atak, unik, zwód, atak, finta... Cholera, on nie jest dobry. Jest świetny! Jeszcze tylko tej publiczności tu brakowało!! Dostrzegła niewielką lukę w jego obronie, żeby tylko trafiła... trzy kroczki... finta... Wytrąciła mu miecz z ręki mocnym uderzeniem. Wbił się w ziemię trzy metry od areny, o mało nie trafiając przechodzącego tamtędy Glorfindela.
-Wygrałam.-stwierdziła Kali. Nie czuła satysfakcji. Tylko radość z możliwości walki z tak wspaniałym przeciwnikiem. Chyba tylko jej brat był takim wyzwaniem.-W tym wypadku mogę chyba poprosić o nagrodę, prawda?
-No.-mruknął, zły, odchylając głowę jak najdalej od końcówki miecza uciskającej lekko jego szyję.
-Chcę prosić... o możliwość przeproszenia cię.-spojrzała w jego zdziwione oczy, odsuwając miecz-Nie pomyślałam, zanim się nie odezwałam. Przepraszam cię za to. Obraziłam cię bez powodu. Także za to przepraszam. I nie ostrzegłam cię, że walczę na miecze od dziecka. Ale za to przepraszać nie będę.
-Nie trzeba. To zaszczyt walczyć z kimś tak dobrym.
-Powinieneś zobaczyć mojego brata...-mruknęła, delikatnie rozwijając sondę. Spojrzał na nią podejrzliwie.-Jeśli uważasz, że ja dobrze walczę... On jest stokroć lepszy.
-Może urządzilibyście kiedyś pokaz? Większość z nas strzela z łuku, ale niewielu docenia piękno błyszczącego w słońcu ostrza.
-Zapytam go.
-Nie ma problemu, siostrzyczko.-odezwał się ktoś za nią-Nie musisz szukać daleko. Nie starałaś się. Dawałaś mu fory przez całą pierwszą godzinę.
-Bredzisz. Nie chciałam ryzykować naciągnięciem mięśni. Byłam NIEROZGRZANA.-Uff, udało jej się uchronić go od upokorzenia-I walczyłam mieczem wywarzonym dla kogoś lżejszego. Trudno mi było nim gdziekolwiek trafić. Daj mi pół godzinki na odpoczynek, mój miecz i przypomnę ci, co potrafię.
-Miecz jest tam.-wskazał na leżące pod drzewem dwa ostrza.-Czyli za pół godziny?
-Tak. O ile jest tu gdzie popływać.
-Zaprowadzę cię.-zaproponował Elladan, który od jakiejś chwili przysłuchiwał się rozmowie, ale taktownie milczał.
-Dzięki. Milutki jesteś.-uśmiechnęła się. Pół godziny, jeziorko i Elladan. Zapowiadało się bardzo przyjemnie.

Do niczego nie doszło. Nie o to jej chodziło. Dużo rozmawiali. Aż wstyd ją brał, jak mało wie. Kompletny brak podstaw. A i tak stracili poczucie czasu.
Na szczęście się nie spóźniła. Przybiegła akurat w czas. Złapała miecz i machnęła nim w salucie. Agar odpowiedział, po czym natychmiast rzucił się na nią. Tak, to będzie piękna walka. Obydwoje wiedzieli, że użycie teraz jakiejś prostej finty, zwodu czy ataku byłoby dla nich obrazą. To miała być walka pokazowa i taka była. Poruszali się jak w morderczym tańcu, to szybciej, to wolniej, splatając się i oddalając od siebie. Przegrana nie wchodziła w rachubę. Walczyli długo, nawet oni to zauważyli. Słońce chyliło się już ku zachodowi.
-Dość, wystarczy!-ponad placem jak grzmot przetoczył się głos lorda Elronda. Odsunęli się od siebie na odległość ok. trzech metrów i skłonili sobie. Mimo szarpiącego mięśnie zmęczenia uśmiechali się. To była ich najlepsza walka. Tylko, jak oni dojdą do ich komnatki? Adrenalina wyparowywała w zastraszającym tempie, pozostawiając za sobą ból przeciążonych mięśni.
-Co to było?-zapytał groźnie.
-Sparing.-odparł Agar kpiącym tonem. Cała trójka dzieci Elronda popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
-Pięćiogodzinny? Wątpię.
-Aż pięć godzin walczyliśmy?-wyrwało się Kali-No, to nie dziwne, że mnie tak mięśnie bolą. Ładnie się załatwiliśmy, co, braciszku? Będziesz miał zakwasy przez cały następny tydzień.
-A ty co, święta?
-Dwa.-mruknęła-Idziesz? Późno się robi... Uaaa... Branoc wszystkim.
-Popieram. Dobranoc.
Lord patrzył na nich zdziwiony. Nikt od dawna tak kompletnie go nie olał. I, o dziwo, nie przeszkadzało mu to.
-Miłych snów.-rzucił za nimi sarkastycznie
-Oj, będą, będą...-odpowiedzieli zgodnie, zaśmiewając się w duchu.
Ale noc wcale nie była taka przyjemna. Jeszcze zanim doszli do komnaty, Agarwaen znów miał atak. Jakimś cudem udało mu się dowlec do łóżka, gdzie zległ ciężko, zwinięty w kłębek. Gorące łzy spływały po jego policzkach. Dobrze, że zostało im trochę wody w bukłaku z prowiantu na drogę. Jak zawsze po tym, straszliwie chciało mu się pić. O dziwo, ten atak był słabszy od poprzednich. Minimalnie, ale jednak.
Tej nocy zasnęli bardzo szybko, choć wcale nie wcześnie. Zasnęli, trzymając się za ręce.

Stuk, puk! Ktoś pukał do drzwi. Stuk, puk! Cholera, ciszej. Poruszył się i natychmiast zamarł. Boli!
-Otworzysz?-mruknęła Kali z łóżka obok.
-Wisisz mi przysługę.-warknął, wstając powoli. Jakimś cudem dowlókł się do drzwi. Otworzył.-Tak, czego?-jego głos nie brzmiał wcale przyjemnie
-Nie było was na śniadaniu, więc wam je przyniosłem.-stwierdził Lindir, podając mu tacę-Zakwasy? Wanna jest duża, a gorącą wodę mamy.
-Dzięki. Coś jeszcze?
-Tak. Elladan szuka Kali, ale chyba przekażę mu, że dogorywa.
-Dzięki, jesteś kochany.-dobiegł ich głos z głębi pokoju
-Dobra, to tyle. Znikam.-odwrocił się i pobiegł gdzieś. Agar odwrócił się i poczłapał z tacą do stolika.
-Wstajesz.-zarządził-I to już. Jeżeli ja mam się męczyć, to ty też.
-Ty sadysto!-warknęła-Jak możesz być dla mnie tak okrutny?
-Jak widać... Słyszałaś, co mówił Lindir?
-To... o wannie?-rozmarzyła się-Słyszałam, a co?
-Pospiesz się, to może woda nie zdąży jeszcze wystygnąć.-zakpił zza drzwi łazienki. Podziałało. Powoli, klnąc na czym świat stoi, wstała, zrzuciła z siebie(wreszcie) ubranie i ruszyła w stronę łazienki, najpierw zamykając drzwi do komnatki na klucz.
Nie wstydziła się brata. No bo, nie pierwszy raz widział ją nago, ona jego też, więc nie ma problemu. A on mimo wszystko nadal się rumienił. Czasem zastanawiała się, czy przypadkiem ktoś nie pomylił im płci. Bo to zawsze ona była ta twarda, ta ironiczna i denerwująca, Agar zawsze delikatny i spokojny, łatwo go było zranić. I jeszcze te ataki... Nie zasłużył na coś takiego. Nie ktoś tak dobry! Tak... delikatny i kochany... i jednocześnie silny i odważny. Bez względu na TO, zawsze ćwiczył do upadłego, nie unikał wysiłku i jeszcze śmiał się, że to znak, że robi dobrze. Zawsze wtedy zbierały się jej łzy w oczach.
Teraz praktycznie wpadła do wanny nie zwracając na jego rumieniec i odwrócony wzrok. Jakoś tym razem ją to zirytowało.
-Jestem aż tak brzydka?-zapytała prowokacyjnie
-Nie... tyl...
-Wiec dlaczego odwracasz wzrok?
-Bo... bo się wstydzę...
-Ty, panienko.-mruknęła, bezczelnie wpatrując się w niego. Zarumienił się jeszcze bardziej i już chciał zasłonić, gdy przemieściła wzrok gdzie indziej. Położyła mu dłonie na barkach i zaczęła je masować. Wyćwiczone palce wprawnie odnajdowały bolesne miejsca, delikatnie masując je i rozluźniając. Wiedziała, że się uśmiecha. To była taka ich tradycja. Zawsze, gdy mieli zakwasy po forsownym treningu, robili sobie nawzajem masaż.
-Dobra, bo się zmęczysz.-zaśmiał się w końcu, odwracając do niej. Po jego ustach błądził delikatny uśmiech, tego wyjątkowego rodzaju zarezerwowanego tylko dla niej. Była w nim mieszanina miłości, przywiązania, wdzięczności i opiekuńczości. Zawsze, gdy go widziała, jakieś dziwne ciepło rozlewało się w jej sercu. Był jej bratem. Jej jedynym, kochanym bratem i za nic w świecie by go nie opuściła. Był jedyna osobą, dla której była by w stanie zrezygnować z Elladana.
Usadowiła się wygodniej, opierając o brzeg, dość dużej, wanny. Po chwili poczuła na swoich plecach i ramionach jego ciepłe dłonie, których dotyk koił ból i tak dziwnie uspokajał. Zdawało jej się, że razem są w stanie zrobić wszystko.
-Dzięki. -zamruczała z przyjemnością. Była pewna, że braciszek rumieni się aż po cebulki włosów. Za to też go kochała. Za tę delikatność, łatwość do wzruszeń. I za siłę, jaką w sobie miał, choć ujawniały to tylko drobiazgi.
Wstała powoli, pozwalając letniej już wodzie spłynąć z jej włosów na plecy.
-Bardzo jesteś zmęczony? -spytała go.
-Nie, a co?
-Zaplótł byś mi warkocz? Na mokro... Wiesz, ja sobie z tym zupełnie nie radzę. Już strzelanie z łuku lepiej mi idzie.-zaśmiała się. Obydwoje wiedzieli, że nadaje się ona na łuczniczkę równie dobrze, co ork na ogrodnika.
Nie odpowiedział. Wstał tylko, szybko zarzucając ręcznik na biodra i podając jej drugi, który zawisnął... trochę wyżej.
Sprawnie rozczesał jej kudełki i zawiązał w mocny, gruby warkocz. Zamruczał z satysfakcją i teraz to ona się zarumieniła.
-A po co ci on?-zapytał niewinnie-Zwykle nosisz włosy rozpuszczone lub w kitce...
-I teraz też mam zamiar. Tylko najpierw muszą wyschnąć.
-Aha... Tajna broń. Na kogo? Zresztą... chyba wiem. Ale wiesz, że mi wisisz już drugą przysługę?
Kiwnęła tylko głową. Jakże miałaby nie wiedzieć? Uśmiechnęła się, ale on, stojący za jej plecami nie mógł tego zobaczyć.

-Elladanie, podobno mnie szukałeś?-rzuciła kpiącym głosem za plecami elfa. Ten odwrócił się i... zbaraniał. Kali wyglądała jak anioł. Pofalowane włosy, delikatny rumieniec na policzkach i błyszczące oczy, których kolor podkreślała zielona tunika z długimi rozszerzanymi rękawami. Uśmiechnęła się uroczo.-Coś się stało?
-Nie... nie sądziłem, że możesz być jeszcze piękniejsza...-wymamrotał, delikatnie głaszcząc ją po policzku. Wtuliła twarz w jego dłoń i wtedy zauważyła Elrohira. Patrzył na nich z jakimś takim bólem.
-Chyba wam przeszkodziłam... Przepraszam.-wyszeptała, speszona.
-Nie szkodzi, możemy skończyć później.-rzucił z przekąsem Elrohir, odwracając się na pięcie i odchodząc.
-El...-zatkał jej usta dłonią, kręcąc głową.
-Nic teraz nie wskórasz. Jest zbyt dumny, by przyznać się, jaki ból sprawia mu patrzenie na czyjeś szczęście. Szczególnie nasze szczęście.
-Ale... dlaczego? Czy on jest zły?-zapytała jak małe dziecko. Naprawdę nie rozumiała.
-Nie! Po prostu... on... Nie powinienem ci chyba tego mówić, jeśli chcę jeszcze pożyć.
-Zakochał się w kimś, kto nie zwraca na niego uwagi?-bardziej stwierdziła niż zapytała-Mam taki przypadek w pokoju.
-Jak mi jeszcze powiesz, że zakochany w Elrohirze, to padnę ze śmiechu na tę ironię!-mruknął. Pokiwała poważnie głową.-CO??-jego oczy były wielkości spodków.-To jest...
-...największe świństwo, jakie kiedykolwiek mi zrobiłeś!!!-krzyknął pezez łzy Elrohir, przysłuchujący się ich rozmowie. On tak na prawdę nie odszedł, tylko zrobił kółko, bo chciał posłuchać, o czym mówią. Nie słyszał wszystkiego, ale to, co usłyszał, wystarczało mu zupełnie. Jak on mógł mu to zrobić?! Jego brat!!-Nienawidzę cię!! NIENAWIDZĘ!! Nie chcę cię więcej na oczy widzieć!!-po tych słowach odbiegł, nic prawie nie widząc przez łzy i potrącając przechodzących elfów. Elladan zbladł. Chciał pobiec za nim, ale zatrzymały go silne ręce.
-Mam lepszy pomysł.-oznajmiła Akallabeth-Ja za nim pobiegnę, bo ty chyba lepiej wiesz, gdzie się może skryć. Łatwiej nas odnajdziesz. Ty pobiegnij po Agara.-uśmiechnęła się sadystycznie-Czas na małą konfrontację.
Kiwnął głową, dobrze rozumiejąc, o co jej chodzi. Elfka odwróciła się i, muskając jego policzek opuszkami palców, pobiegła za Elrohirem. Na szczęście było go jeszcze widać, a ona biegała szybko.
Musiała przyznać, że ten elf to ma niezłe tempo. Ledwo za nim nadążała. Miała tylko nadzieję, że go nie zgubi... W końcu zatrzymał się pod jakimś drzewem, gdzie opadł na kolana, oplatając dłońmi ramiona. Drżał cały. Podeszła do niego cicho, tak, że nawet nie zauważył. Objęła go od tyłu, przyciskając do siebie mocno. Zamarł, przerażony.
-Dlaczego jesteś zły? Elladan nic nie powiedział.
-Domyślam się...-warknął przez łzy ciemnowłosy elf-Wygadał wszystko, co miał zachować w tajemnicy!
-Nieprawda, zażartował tylko, że padnie, jeśli usłyszy, że Agar się w tobie zakochał.-przyznała szczerze.
Oczy młodego elfa rozszerzyły się ze zdziwienia i choć nie mogła tego zobaczyć, poczuła, jak cały się spina. Odwróciła lekko głowę, by zobaczyć zbliżających się dwóch elfów. Uśmiechnęła się pod nosem. Jeszcze chwilkę.
-Wiesz, to dziwne, że powiedział akurat coś takiego... Jak myślisz, dlaczego?-już tu byli, kilka kroków od nich, Elladan wraz z jej zszokowanym braciszkiem.-Dlaczego, Elrohirze? Czy to tak trudne pytanie?
-Trudne? Nie... Tylko trudno to powiedzieć.-wyszeptał ledwo słyszalnie.
-Spróbuj, może będzie ci łatwiej.
-Zakochałem się... w t... twoim bracie... w Agarwaenie...
-Co w tym tak strasznego, że czynisz z tego taką tajemnicę?-udała niezrozumienie.
-No pomyśl, na Gwiazdę Zaranną! Ty-siostra kogoś, kogo kocham do szaleństwa, zakochana z wzajemnością w moim bracie i on, który nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi! "Co w tym tak strasznego"?!
-Wiesz... ile łez wsiąkło w poduszkę, gdy ty nawet o tym nie wiedziałeś?-wyszeptała, jakby nie do niego.-Nie uciekaj znowu, Elrohirze, to nie ma sensu.-odsunęła się od niego i wstała, mając nadzieję, że zmusi go tym do odwrócenia się. Zadziałało. Jego wzrok spoczął najpierw na niej, szeroko uśmiechniętej, potem na Elladanie, a w końcu na stojącym obok elfie. Elrohir zbladł jak ściana. Nie mógł się ruszyć. W tym czasie Elladan i Kali zniknęli gdzieś.
-Na Valarów, wszystko słyszałeś! Suka! Proszę bardzo, śmiej się do woli...
-Dlaczego?
-Co...
-Dlaczego mam się z ciebie śmiać?
-...
-Milczysz. Czy więc wysłuchasz mnie?-zapytał drżącym głosem, klękając na przeciwko niego. Kiwnął głową.- Dziękuję.
Gdy cię pierwszy raz zobaczyłem, to było jak uderzenie obuchem. Świat zawirował mi przed oczami. Byłeś tak piękny... Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia. Ale ty nie zwracałeś na mnie uwagi. Po nocach płakałem za tobą. Tamta walka... zgodziłem się na to tylko dlatego, że chciałem ci zaimponować. Kolejna klęska, jak myślałem.
Wiesz, masz wspaniałego brata. Świetnie się dobrali z Kali, oboje niesamowici. Tyle, że... Wyobrażasz sobie, jak się czułem, kiedy jak jakiś wariat wpadł mi do pokoju i ryknął, że mam natychmiast iść z nim? Jak aktor w głupiej sztuce.
A potem usłyszałem, co mówisz i serce we mnie zamarło. Ty, tak wspaniały, zwróciłeś na mnie uwagę, ba, zakochałeś się we mnie. Miałem ochotę skakać ze szczęścia! A potem zobaczyłem twoją twarz, taką zapłakaną... Nie chcę, żebyś cierpiał. Już nigdy więcej. Kocham cię, Elrohirze! I nawet jeśli mnie znienawidzisz, będę kochał dalej.
-Agarwaen... Valarowie... Ja... Nie wierzę... Agar...-rozpłakał się, ale tym razem były to łzy szczęścia. Zielonooki obejmował ramionami jego wstrząsane drgawkami ciało. Był tylko jego. Tylko jego... Nagle zwinął się z bólu, przeklinając los za takie pomysły.
-Agar! Co ci?-przerażony głos dochodził do niego jakby zza grubej ściany. Łupało go w głowie, mdłości ściskały żołądek, ale o dziwo, nie było tak źle, jak zwykle. Nie czuł, że nie wytrzyma już ani sekundy więcej. Ból był mniejszy.
Po kilku minutach atak minął, stawiając go przed czymś o wiele gorszym. Musiał teraz wyjaśnić wszystko Elrohirowi tak, by nie przeraził się jeszcze bardziej niż wyglądało na to w tej chwili.
-Co ci jest?-zapytał twardo ciemnowłosy elf.
-Jestem chory.-wyjaśił-Te ataki... nawet nie wiem, co to jest. Pojawiają się niespodziewanie, ale trwają tylko kilka minut.
-Czy ktoś...
-Kali. Jeszcze jakieś pytania, bo? Strasznie chce mi się pić, wiesz? Tak jest zawsze.
-Mam wodę w pokoju. To tamto okno.-wskazał oddalone jakieś sto metrów od nich otwarte okiennice.-Poczekaj tu chwilę.
-Dobrze, poczekam. Mógłbym czekać na ciebie całą wieczność...



"mir" w jezyku elfów oznacza gwiazdę. Nie wiem, jak się zdrabnia w elfickim, więc przyjmijmy, że "miri" będzie oznaczało gwiazdkę, gwiazdeczkę.

Raisa



Komentarze
mordeczka dnia padziernika 18 2011 13:39:13
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Ila (Brak e-maila) 18:14 16-10-2006
Rzeczywiście czegoś tu brakuję...Trochę posypał ci się klimat opowieści<(=.=)>.Mam wrażenie,że zabardzo chciałaś odwzorować,a raczej wczuć sę w klimat Tolkienowski i przez to w twojej opowieśći nie bardzo coś się zgadzało.Rada moja jest taka:Więcej indywidualizmu!Nie staraj się zrobić z tego LOTR2,tylko pozwól sobię na swobodę w pisaniu i nie wyżucaj tego,co przyjdzie ci do głowy,a już na pewno nie próbuj tego zmieniać.Takie chwilowe pomysły po głębszym rozwinięciu,tworzą naprawdę ciekawe obrazy.A i może spróbujesz kontynłacji,gdyż twierdzę,że będzie ona lepsza i mam chrapkę na wątek miłosny,ten przy końcu<(^.^)>
PS.Życzę weny!
Raisa (Brak e-maila) 15:45 03-01-2007
Obiecuję!
Ila (Brak e-maila) 19:24 10-01-2007
Trzymam za słowo^^!
Raisa (Brak e-maila) 13:29 06-02-2007
trzecia część w trakcie pisanie, druga niedługo wyslę
Ila (Brak e-maila) 13:43 16-03-2007
Czekam, czekam ;]
(Brak e-maila) 18:59 19-03-2007
witaj smiley
opowiadanie naprawde dobrze się zapowiada. czekam na kolejne częsci. Alik
Mosa (Brak e-maila) 18:27 10-08-2007
Ej, kiedy kolejne części.
Ja jestem strasznie niecierpliwa więc proszę nie każ mi czekać.
(Raisik) 18:33 08-11-2007
sorki, sorki! jakoś zapomniałam całkiem o tym moim "dziecku" ostatnio siedze w Naruto, ale obiecuję, ze juz niedługo napiszę cd.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum