The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 26 2024 21:11:39   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Kocia miłość 1
Mój pan mnie uratował. Kocham mojego pana. Ponad wszystko. Nie obchodzą mnie inni, dla mnie istnieje tylko mój pan. Mój pan jest całą moją rodziną. Ojca nie znam, pewnie matka puściła się z pierwszym lepszym włóczęgą. Matki nie pamiętam. Już nie pamiętam. Zabrano mnie od niej bardzo wcześnie, jak tylko nauczyłem się samodzielnie jeść. Na początku bardzo za nią tęskniłem, potem przyzwyczaiłem się. Zresztą nie miałem czasu o niej myśleć, bo byłem zajęty tym, żeby przetrwać następny dzień bez większego uszczerbku na zdrowiu. A niestety było to strasznie trudne i wyczerpujące. Moi właściciele mieli młode, wyjątkowo ruchliwe i trudne do okiełznania, które lubiło się nade mną znęcać. Ale tylko wtedy gdy nikt nie widział. Co ja wtedy przeżyłem! Ubierano mnie w różne dziwne rzeczy, uczono pływać, chociaż nie cierpię wody, wkładano do różnych dziwnych pomieszczeń, i wiele innych rzeczy. A ja tylko chciałem sobie spokojnie żyć, spać i jeść. Lubię spać, zwłaszcza na parapecie. Tam zawsze było najcieplej. Niestety rzadko kiedy mogłem sobie spokojnie pospać, wiecznie musiałem uciekać przed tym ludzkim szczenięciem. Przez to musiałem zawsze spać w najdziwniejszych miejscach. W końcu wszystko się skończyło. Ludzkie szczenię znudziło się mną. No i dobrze. Musiałem się przeprowadzić. Na szczęście nie miałem zbyt dużo rzeczy, więc szybko to poszło. Na początku trochę się przestraszyłem, że ludzkie szczenię znowu chce mi coś zrobić, więc opierałem się wszystkimi możliwymi sposobami: chowałem się w moich ulubionych kryjówkach, drapałem i gryzłem w koło. Niestety nic to nie pomogło. Złapali mnie i wsadzili do dziwnego pojemnika z kratami. Razem ze mną wszystkie moje rzeczy: trzy miseczki, kocyk do spania i ulubioną piłeczkę. Nie było tego wiele. Niestety nie mogłem się uwolnić, więc bezsilnie patrzyłem jak zabierają mnie i wsadzają do czegoś co ludzie nazywają samochód. Nie wiem jak długo to trwało, ale przez cały czas wszystko się trzęsło. Kiedy w końcu się skończyło, byłem tak skołowany, że nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje. Kiedy już jako tako doszedłem do siebie mogłem się zorientować, że mam nowego właściciela. Szczerze mówiąc nie podobał mi się on wcale. Właściwie to ona. Stara, dziwnie pachnąca kobieta. Najgorsze było to, że lubiła mnie przytulać i całować. Fuj! Ohydztwo. Uciekałem i chowałem się za każdym razem jak tylko ją zobaczyłem, ale niestety nie zawsze mi się udawało. No bo przecież musiałem też coś jeść. Jedzenie… to był chyba jedyny plus mojego nowego właściciela. Muszę przyznać, że nie żałowała mi różnych smakołyków. Chyba tylko dzięki temu to wszystko wytrzymywałem. A, i jeszcze to idiotyczne imię: Mizia. Przecież, do cholery, ja jestem samcem! Samcem! Czy ona tego nie widzi? Niestety dni beztroski skończyły się kiedy pojawił się Czarny. Miał już swoje lata i niejedno widział. Okazało się, ze jego właściciele pozbyli się go bo zaatakował ich szczenię. W ten sposób znalazł się u mojego właściciela i od razu zaczął rządzić. Niestety nie miałem nic do gadania, byłem zbyt młody. Musiałem się podporządkować. Ceną spokoju było codzienne parzenie się z Czarnym. Moja właścicielka myślała, że jestem samicą, więc jej to nie przeszkadzało, a mnie niestety tak. Na początku nawet nie wiedziałem co oznacza słowo „parzyć się”, dopóki Czarny mi tego nie objaśnił. Bardzo obrazowo. Niestety nie spodobało mi się to, jednak nie miałem wyboru. Kiedy próbowałem uciekać przed nim, albo chować się, zawsze mnie znalazł i …. Sami wiecie co było dalej. W takim wypadku niestety bolało najbardziej. Po jakimś czasie dołączyła do nas Gienia i Kasia. Potem jeszcze Julek i Wincenty. Niestety, mimo iż były samice Czarny dalej chciał się parzyć tylko ze mną. Próbowałem z nim na ten temat rozmawiać, ale za każdym razem dostawałem łapą po nosie i na tym się kończyło. Dni mijały nam w miarę spokojnie. Niestety do czasu. Z każdym dniem było nas coraz więcej. Nie wiem, skąd oni wszyscy się brali, ale zazwyczaj było tak, że jak budziłem się nad ranem to okazywało się iż mamy nowego kolegę. Albo koleżankę. Do tego dochodziły jeszcze młode. Bo niestety moi współlokatorzy zabawiali się na całego, bez żadnego skrępowania. Każdy z każdym i kiedy tylko mogli. Wtedy nie próbowałem już zapamiętywać wszystkich imion, bo to nie miało najmniejszego sensu. W pewnym momencie zrobiło się cholernie ciasno i zaczęły się walki o jedzenie. Wtedy doceniłem Czarnego, bo mimo iż parzył się ze mną wbrew mojej woli, to jednak dbał o mnie. Mimo swojego wieku był dość silny i wygrywał wszystkie walki o jedzenie. A jak już wygrał to pilnował, żebym najpierw ja się najadł, później on, a na samym końcu reszta. Niestety to też się skończyło. Wiedziałem, że ten dzień przyjdzie, prędzej czy później, lecz odsuwałem tą świadomość od siebie. I w końcu wyszło na to, że było za późno na cokolwiek. Czarny po raz pierwszy przegrał. Przegrał nie tylko walkę, ale także swoje życie. Jeden z młodych okazał się wyjątkowo silny. Spiknął się jeszcze z kilkoma innymi i wspólnie napadli na Czarnego. Jaki był wynik walki, można się domyśleć. Od tamtego czasu musiałem radzić sobie sam, ale ponieważ nie byłem do tego nigdy zmuszony, więc nie potrafiłem tego. Coś tam próbowałem, co mi podpowiadał instynkt samozachowawczy, ale okazało się iż to nie wystarczy. No i skończyło się na tym, że jako najsłabszy ze wszystkich obrywałem najczęściej i nigdy nie udało mi się zdobyć jedzenia. No, może czasami udawało mi się jakoś oszukać żołądek. Moja właścicielka znosiła do domu różne dziwne rzeczy. Nigdy nie widziałem żeby ich używała. Po prostu przynosiła, kładła gdzie popadło i marudziła, że kiedyś się na pewno przyda. Jedyny plus tych rzeczy był taki, że miałem się gdzie schować, jak mnie jakiś kocur próbował sprać, a czasami zdarzało mi się znaleźć jakąś puszeczkę po ludzkim jedzeniu, którą mogłem wylizać. Chociaż nie zawsze mi się udawało. Czasami ktoś mnie ubiegał. Więc przeważnie chodziłem głodny, wiecznie pobity przez innych i coraz słabszy. Myślałem, że skończę życie zanim się jeszcze naprawdę zaczęło. Jednak okazało się, że chyba nie jest mi pisana śmierć. Któregoś dnia, kiedy wylizywałem rany po kolejnej przegranej walce, zauważyłem jednym okiem, bo drugie miałem tak opuchnięte, że nie mogłem go nawet otworzyć, że moja właścicielka nie zamknęła okna. Już wcześniej zauważyłem, że okno jest zepsute i żeby je zamknąć trzeba użyć siły. Zazwyczaj właścicielka zamykała wszystkie okna, ale tym razem chyba zapomniała. Wiedziałem, że teraz jest moja szansa i że drugi raz pewnie jej nie dostanę. Więc podniosłem się i przezwyciężając ból powlokłem się do okna. Wejście na parapet nie sprawiło mi większego problemu. Rzeczy znoszonych przez moją właścicielkę było tyle, że nie musiałem wcale skakać, tylko spokojnie po nich iść. Kiedy doszedłem do okna musiałem użyć całej swojej siły jaka mi jeszcze została. Już nawet myślałem, że nic z tego, ale w końcu udało mi się uchylić okno na tyle, żeby się przecisnąć. Byłem dość chudy, więc i szparka nie musiała być duża. Wyszedłem na zewnątrz i zeskoczyłem. No i się przestraszyłem. Nie, nie było wysoko, ale po raz pierwszy byłem na dworze. Do tej pory tylko oglądałem go przez okno, no i słuchałem opowieści o nim od innych, bardziej doświadczonych kotów. A teraz sam miałem go poznać. Nagle otoczyło mnie tyle dźwięków i zapachów, że byłem totalnie skołowany. Nie wiedziałem co robić. Ruszyłem przed siebie, żeby jak najszybciej uciec z tego miejsca, żeby moja właścicielka przypadkiem mnie nie złapała. Szedłem przed siebie i starałem się nauczyć wszystkiego w koło, ale tyle tego było, że wszystko mi się mieszało, no i zaczęła mnie boleć głowa. Na dodatek w pewnym momencie natknąłem się na psa. Do tej pory tylko o nich słyszałem. Wiedziałem, że nienawidzą nas i kiedy tylko mogą to zabijają nas. Niestety nigdy żadnego nie widziałem, więc teraz gdy spotkałem jednego, nawet nie przeczuwałem, ze zbliżają się kłopoty. Zrozumiałem to dopiero wtedy, gdy rozwalił mi bok swoimi ostrymi kłami. Myślałem, że zginę wtedy, ale jakimś cudem udało mi się uwolnić i uciec. A że w uciekaniu byłem dość dobry, więc, mimo ran, udało mi się go szybko zgubić. I to było praktycznie wszystko co mogłem zrobić. W pewnym momencie upadłem i nie miałem już siły podnieść się. Podczołgałem się tylko pod jakiś krzak. Myślałem, że odpocznę trochę i będę mógł ruszyć dalej. Niestety przeliczyłem się. Nie mogłem ruszyć żadną z łapek. Resztki instynktu mówiły mnie, że powinienem poprosić ludzi o pomoc. Leżałem więc i wołałem: „pomóżcie mi. Jestem tutaj!”, ale nikt mnie nie słyszał. Widziałem ludzi jak przechodzili obok mnie, ale nikt z nich nie zwracał na mnie uwagi. Wtedy, po raz kolejny myślałem, że umrę. Już nawet się z tym pogodziłem. No i wtedy znalazł mnie mój pan. Myślałem, że jak każdy człowiek przejdzie obojętnie obok mnie, ale on przystanął i zajrzał do mojej kryjówki.
- Biedaku, kto cię tak urządził? – Zapytał i pogłaskał mnie po głowie. Miałknąłem cicho, bo wszystko mnie bolało.
Wtedy on zdjął koszulkę, położył ją na ziemi i ostrożnie przeniósł mnie na nią. Przez cały czas miałczałem, bo chociaż starł się być delikatny, to jednak wszystko mnie bolało.
- Nie bój się, wszystko będzie dobrze – mówił cicho. Miał taki spokojny głos i bardzo miły.
Wszystko co było później pamiętam jak przez mgłę. Zaniósł mnie do jakiegoś dziwnego miejsca, gdzie położono mnie na strasznie wielkim stole i jakiś inny człowiek zaczął się nade mną znęcać. Wszystko mnie strasznie bolało, a ten wstrętny człowiek sprawiał, że bolało jeszcze bardziej. W pewnym momencie straciłem przytomność. Kiedy się ocknąłem zobaczyłem, a właściwie poczułem, że leżę w jakimś nieznanym miejscu. Ostrożnie otworzyłem zdrowe oko i rozejrzałem się w koło. Byłem w jakimś ludzkim mieszkaniu. Przeraziłem się, że znowu trafiłem do jakiegoś miejsca gdzie będą się nade mną znęcać, albo będę musiał walczyć o jedzenie. Chciałem uciec, ale nie mogłem. Wszystkie kończyny odmawiały mi posłuszeństwa. Dopiero wtedy zobaczyłem, że jestem związany jakimś dziwnym białym materiałem. Chciałem go zerwać, ale nie miałem siły, więc tylko opadłem i zacząłem cicho miałczeć. Nagle usłyszałem głos jakiegoś człowieka.
- Już się obudziłeś? Jesteś głodny? A może chcesz pić? – i poczułem na głowie ludzką rękę. W pierwszej chwili chciałem uciec, ale szybko zrozumiałem, że skądś znam tą rękę, jej zapach i ten miły dotyk. Przez chwilę myślałem, aż w końcu sobie przypomniałem: to był ten człowiek, który mnie znalazł! Rozejrzałem się dokładnie w koło i dopiero wtedy zauważyłem, że leżę na jakimś mięciutkim kocyku, a niedaleko mnie stoją miseczki z wodą i jedzeniem. Chciałem się podnieść i rzucić na jedzenie, ale nie mogłem. Nie miałem siły. Widząc to człowiek wziął trochę jedzenia na rękę i podsunął mi pod pyszczek. Zacząłem jeść najszybciej, jak tylko mogłem. Bałem się, że nagle podbiegnie jakiś inny kot i wszystko mi zje. Kiedy wszystko zjadłem człowiek wziął następną porcję jedzenia i znowu podsunął mi pod pyszczek. I tak jeszcze kilka razy, aż w końcu poczułem, że mam pełny brzuszek. Byłem tym zszokowany. Po raz pierwszy nie musiałem się bić z innymi o jedzenie. To było takie niespodziewane. Z wrażenia aż zasnąłem. Kiedy się obudziłem było ciemno i cicho. W dalszym ciągu nie mogłem się ruszać, ale, co dziwne, wszystko jakby mniej mnie bolało. Zaciekawiony zacząłem badać dolatujące do mnie zapachy. Pierwszym co poczułem było jedzenie. Musiało być gdzieś blisko, bo jego zapach był intensywny jak żaden inny. Zacząłem więc powoli czołgać się w stronę z której on dochodził, aż w końcu udało mi się do niego dotrzeć. I nie mogłem uwierzyć: stała przede mną miseczka pełna jedzenia i żaden inny kot nie rzucał się na nie by je zjeść. Przez moment myślałem, że mam przywidzenia, ale nie. Jedzenie było jak najbardziej realne. A obok niego woda. Miałem wrażenie, że dostałem się do nieba. Zacząłem jeść, potem napiłem się trochę wody. Byłem tak szczęśliwy i pełny, że nawet nie miałem siły się ruszyć. Zamknąłem więc oczy i obejmując miseczkę łapkami zasnąłem. Byłem szczęśliwy, miałem tylko dla siebie tak dużo jedzenia.
Przez kolejne dni powoli dochodziłem do zdrowia. Okazało się, że ten dziwny biały materiał to bandaż i że ma mi pomóc szybciej dojść do zdrowia, dlatego nie powinienem go zrywać. Mój pan mi to wytłumaczył. Więc nie ruszałem go, chociaż strasznie mnie denerwował. Przez niego nie mogłem się umyć. No, ale skoro mój pan tak mówił, to nie miałem innego wyjścia jak tylko mu uwierzyć. Zresztą powiedział, że zdejmie bandaż jak tylko moje rany się zagoją. Więc cierpliwie czekałem. Parę razy mój pan wsadzał mnie do pojemnika i wychodziliśmy z domu. Na początku walczyłem i nie dawałem się wkładać. Bałem się, że znowu mnie oddadzą gdzieś, gdzie będę musiał walczyć o jedzenie, a ja tego nie chciałem. Niestety za każdym razem przegrywałem. Byłem zbyt słaby. Na szczęście okazywało się, że pan nie zamierza mnie nigdzie oddawać. On tylko zanosił mnie do takiego dziwnego miejsca, którego strasznie nie lubiłem. Miałem wrażenie, że już tu kiedyś byłem, ale nie mogłem sobie przypomnieć dokładnie. W tym dziwnym miejscu kładziono mnie na taki strasznie duży i strasznie wysoki stół i inny, bardzo niemiły, człowiek zdejmował bandaż, oglądał mnie, coś tam robił przy moich ranach i z powrotem zakładał ten bandaż. No a potem wracaliśmy do domu mojego pana, na mój mięciutki kocyk i do miseczki pełnej jedzenia.
Kiedy tylko poczułem się lepiej, postanowiłem obejrzeć sobie to miejsce. Chociaż jeszcze miałem problemy z chodzeniem i wszystko bolało przy poruszaniu się, ale moja ciekawość była tak silna, że nie mogłem się powstrzymać. Chodziłem więc ostrożnie i obwąchiwałem. Było tego strasznie dużo. Część zapachów była podobna do tych, które poznałem wcześniej, a część zupełnie nowa. Chodziłem więc i poznawałem je wszystkie. Niektóre z nich były całkiem przyjemne, jak na przykład ubrania mojego pana. Lubiłem się na nich kłaść i czuć zapach mojego pana. Chociaż za każdym razem pan mnie z nich ściągał, stawiał na podłodze i mówił z wyrzutem:
- Kamil, nie wolno.
Zapomniałem wam powiedzieć, że pan nadał mi imię Kamil. Na szczęście zauważył, że jestem samcem i nie dał mi jakiegoś idiotycznego, babskiego imienia jak moja poprzednia właścicielka. I na szczęście nie ubierał mnie w jakieś dziwne ubrania i nie znęcał się nade mną tak jak to ludzkie szczenię. Czasami tylko na mnie krzyczał, jak coś przeskrobałem. Tupał wtedy nogą i robił złą minę. Ja uciekałem, ale wystarczyło chwilę poczekać i mój pan już się na mnie nie złościł. Brał mnie wtedy na ręce i głaskał. Och, jak ja to lubię, te jego ciepłe i miłe w dotyku ręce i ten jego cudowny zapach. Za każdym razem jak mnie tak głaszcze jestem wniebowzięty. On chyba też to lubi, bo widzę jak się wtedy uśmiecha. Kiedyś byłem taki szczęśliwy, że nawet polizałem mojego pana po twarzy. Wtedy po raz pierwszy widziałem jak się śmieje. Chyba mu się to podobało skoro się śmiał, nie? Od tamtego czasu za każdym razem, jak chciałem poprawić humor mojemu panu to lizałem go po twarzy. Wprawdzie nie zawsze osiągało to efekt, jaki chciałem, ale zazwyczaj pomagało.
Wracając do tego, co mi wolno, a co nie, to okazało się, że jest jeszcze parę rzeczy, których nie mogę robić. Przede wszystkim wchodzenie na stół. Jak tam wszedłem, to po raz pierwszy mój pan mnie uderzył. Nie, nie zrobił mi krzywdy, ale cholernie się przestraszyłem. No bo wyobraźcie sobie: siedzicie sobie i wcinacie smaczne mięsko, a tu nagle w waszym kierunku leci coś dziwnego i wali was w głowę, tyłek, albo jakąś inną część ciała. Później dowiedziałem się, że to coś nazywa się ścierka, a mój pan jeszcze kilka razy jej używał, gdy był ze mnie niezadowolony. Starałem się więc nie robić nic takiego co powodowałoby spotkanie ze ścierką, chociaż nie zawsze mi się udawało. Czasami to było silniejsze ode mnie. Też byście nie wytrzymali gdyby pachniało wam takie smakowite mięsko i aż prosiło się o schrupanie. Mój pan po pewnym czasie też to chyba zrozumiał, bo od czasu do czasu dawał mi takie świeżutkie mięsko zamiast tego z puszek.
Druga rzecz, której nie wolno mi było robić to znaczenie terenu, chociaż nie wiecie jak cholernie trudne było powstrzymanie się od tego. Ale nie miałem wyboru. Pan postawił mi ultimatum: albo będę grzeczny, albo mnie wykastruje. A tego nie chciałem. Czarny mi kiedyś dokładnie wytłumaczył co to znaczy „wykastrować” i się przestraszyłem. Nie chciałbym stracić swojego kochanego siusiaczka. Powstrzymywałem się więc jak tylko mogłem, a kiedy już mnie przyciskało, to znaczyłem kuwetkę. To była jedyna rzecz, którą mogłem bezkarnie obsikiwać. Była niewielka, ale mnie w zupełności wystarczała. Codziennie miałem w niej świeży żwirek i codziennie śmierdziała dziwnymi zapachami. Zauważyłem, że to było zawsze wtedy, gdy mój pan zmieniał żwirek. Wtedy też czyścił całą kuwetkę dziwnie śmierdzącą wodą. Dzięki temu mogłem ją znaczyć każdego dnia. To było silniejsze ode mnie, chociaż wcale nie musiałem tego robić, bo byłem jedynym kotem jakiego mój pan miał.
Minęło parę dni zanim wyzdrowiałem całkowicie, ale przez ten czas zdążyłem zauważyć, że mój pan jest zupełnie inny niż moi poprzedni właściciele. Był dla mnie bardzo miły, dał mi mięciutki kocyk do spania, kupił dużo zabawek i zawsze pamiętał o tym żeby w miseczkach było jedzenie i woda. No i, co najważniejsze, miał tylko mnie. Chociaż niewiele brakowało, że przyniósł by drugiego kota. Siedzieliśmy wtedy przed telewizorem. Telewizor to takie dziwne, wydające dźwięki pudełko, w które ludzie często lubią się patrzyć. Mój pan też lubił. Po pewnym czasie ja też polubiłem. Najbardziej lubiłem te dziwne obrazki na które mój pan mówił „kreskówki”. Mogłem wtedy spędzić nawet cały dzień przed telewizorem. Więc siedzieliśmy przed telewizorem. To znaczy siedział mój pan, a ja drzemałem na jego kolanach. W pewnym momencie pan powiedział:
- Co ty na to Kamil, żebyśmy wzięli dla ciebie kolegę? Albo koleżankę?
Słysząc to zdrętwiałem cały. Czyżby znowu miało się zacząć to co u mojej poprzedniej właścicielki?
- Nie chcę! – powiedziałem głośno i dobitnie, ale niestety mój pan mnie nie zrozumiał. Zauważyłem już to dawno, że ludzie i koty nigdy się nie dogadują. Nie wiem dlaczego ja ich rozumiem, a oni mnie nie. Przez to wiecznie są problemy, no bo jak mam powiedzieć mojemu panu, że mam ochotę na trochę świeżego mięska, a nie wiecznie tylko to żarcie z puszki? Tym razem także mnie nie zrozumiał. Jedyne co mogłem w takim wypadku zrobić to najeżyć się i gniewnym prychaniem dać mu do zrozumienia co o tym myślę. No i oczywiście obrazić się. Tak też zrobiłem. Mój pan chyba zrozumiał, bo nagle zaczął mnie przepraszać. Nawet dał świeżego mięska. Duuużo świeżego mięska. No i wtedy nie miałem wyjścia, musiałem się przestać gniewać. Ale przynajmniej wybiłem panu z głowy ten głupi pomysł. Mieszkaliśmy więc sami i dobrze nam razem było. Tak mi się przynajmniej wydawało.



CDN













 


Komentarze
Lajla dnia padziernika 23 2011 09:14:21
Fantastyczne opowiadanie z początku gdy przeczytałam tytuł myślałam, że to będzie o neka a nie o prawdziwym kocie. Czyta się fantastycznie i lekko ma się wrażenie, że ma się niedosyt.
Pozdrawiam i życzę jak najwięcej weny.
zaza dnia padziernika 23 2011 15:35:21
Dzięki Lajla.
Cieszę się, że ci się podobalo. Bałam się, że czytelnicy uznają iż opowiadanie jest porąbane, bo jest trochę inne od tych wszystkich opowiadań yaoi jakie można znaleźć w sieci
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum