The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Marca 29 2024 16:23:53   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Szach mat 19
***

Zmierzchało, kiedy na horyzoncie ukazała się rodzinna wioska. Serce Lantara zabiło mocniej. Tak dawno tu nie był, a wszystko co wiedział o rodzinie pochodziło od podróżnych, którzy, za drobną opłatą, zgadzali się przekazać wieści. Serce zabiło mocniej. Jeszcze chwila i będzie mógł uściskać ich wszystkich: ojca, matkę, braci Trilina, Dungaro i Jurtene. Tak bardzo nie mógł już wytrzymać, że zmusił konia do galopu. Kiedy zajechał pod chatę powitał go ujadaniem jakiś kundel. Nie zdążył zareagować gdy z chaty wyszedł starszy mężczyzna i krzyknął groźnie:
- Hubu, do budy! - Pies z podkulonym ogonem schował się w budzie, a mężczyzna wyszedł dalej i zapytał: - kogo bogi niosą?
- To ja, ojcze – odparł Lantar zsiadając z konia.
- Nie może być! Synu! – Mężczyzna podbiegł do żołnierza i uściskał go. Z daleka wyglądało to tak jakby małe dziecko chciało objąć kogoś dwa razy większego.
- Tak się cieszę, że cię widzę, ojcze. Jak matka? Zdrowie dopisuje? – zapytał z troską.
- Ano, jak to w tym wieku, różne choroby łapią. Ale nie mówmy o mnie, lepiej opowiadaj co u ciebie. Dawno cię nie było.
- Wybacz, ojcze, tak się złożyło. Ale teraz to się poprawi, obiecuję. Wiesz, ojcze, ostatnio tyle się wydarzyło, że nie wiem czy dnia starczy żeby wszystko wam opowiedzieć.
- W takim razie wchodź szybko do środka i opowiadaj.
- Jedną chwilkę, rozkulbaczę tylko konia.
Chwilę potem rozsiodłany koń skubał trawę, a Lantar z bijącym sercem wchodził do chaty.
W centralnej izbie przy palenisku siedziała niemłoda już kobieta i cerowała ubranie.
- Witaj mamo – odezwał się z czułością Lantar podchodząc do staruszki.
- Lantar, synku! Jak się cieszę, że cię widzę! – Kobieta aż rozpłakała się i uściskała żołnierza.
- Ja też się cieszę, mamo.
- Wybacz synku, ale nie mamy nic do jedzenia, wiec nie możemy cię nawet należycie przywitać – powiedziała kobieta, kiedy już się uspokoiła.
- Nie szkodzi mamo, po drodze zatrzymałem się w zajeździe i coś zjadłem. A tak w ogóle, to przywiozłem coś ze sobą. Będziecie się mogli dzisiaj wszyscy najeść, ile tylko dusza zapragnie. I nie tylko dzisiaj.
- Ale jak to możliwe? – zdumiał się ojciec. – Czyżbyś dostał większy żołd? I w ogóle, dlaczego jesteś tak dziwnie ubrany?
- To dłuższa opowieść ojcze – odparł Lantar uśmiechając się. – Może najpierw zawołasz moich braci z rodzinami?
- Oczywiście – staruszek wyszedł.
- Co powiesz na to mamo, żeby w międzyczasie przygotować coś do jedzenia z tego co przywiozłem?
- Oczywiście synku.
Lantar wyszedł z izby. Wrócił po chwili niosąc juki podróżne.
- O, bogowie – jęknęła kobieta widząc co jej syn wyjmuje na stół. – Synku, skąd to wszystko?
- Kupiłem po drodze.
- Ale tyle tego jest. Musiało kosztować strasznie dużo.
- To nic mamo, dla was nigdy nie będę żałował pieniędzy.
- Ale skąd ty je wziąłeś? Mam nadzieję, że nie zrobiłeś nic niezgodnego z prawem? – zapytała patrząc nieufnie na syna.
Lantar roześmiał się i objąwszy matkę pocałował ją w głowę.
- Nie martw się mamo. To wszystko zostało kupione uczciwie za uczciwe pieniądze.
- Ale jak to możliwe?
- Opowiem wam wszystko jak tylko pozostali przyjdą. A może do tego czasu zajmiesz się przygotowaniem wszystkiego?
- Oczywiście, oczywiście – kobieta zaczęła krzątać się po kuchni.
Jakiś czas potem drzwi chaty otworzyły się i ukazał się w nich ojciec a za nim trzech rosłych mężczyzn.
- Lantar! – wykrzyknął ten, który wszedł pierwszy i zamknął brata w uścisku.
- Trilin! Uważaj, bo połamiesz mi kości – zaśmiał się Lantar.
- Wybacz, to z radości, że cię widzę.
Lantar przywitał się z pozostałymi braćmi i ich żonami, a potem wyjął prezenty dla ich dzieci: szmaciane lalki dla dziewczynek oraz drewniane figurki dla chłopców. Kiedy dzieci zajęły się podziwianiem prezentów, Lantar zaczął opowiadać o tym, co mu się przydarzyło, począwszy od pierwszego spotkania z Sanusem, a skończywszy na terminie ich ślubu. A kiedy skończył wszyscy siedzieli z rozdziawionymi ustami przez dłuższą chwilę. Lantar już zaczął się niepokoić, gdy w końcu odezwał się ojciec:
- Synku, to takie nieprawdopodobne…
- A jednak prawdziwe, ojcze – roześmiał się Lantar. – I jeszcze jedno: chciałbym żebyście ze mną zamieszkali.
- My? – zdumiała się matka.
- Tak, wy – potwierdził skinieniem głowy.
- Ale jak…
- Cieszę się synu, że pomyślałeś o nas – wtrącił się ojciec – ale nie możemy zamieszkać z tobą.
- Ale dlaczego? – w głosie żołnierza słychać było ból.
- Widzisz synu, jesteśmy chłopami z dziada i pradziada. Praca na roli to cały sens naszego życia.
- A ja myślałem, że ucieszycie się – wyszeptał Lantar zwiesiwszy smutno głowę.
- Cieszymy się i jesteśmy bardzo dumni z ciebie – odezwał się Dungaro – ale ojciec ma rację. Nie nadajemy się do takiego życia.
- To może chociaż przeniesiecie się bliżej mojej posiadłości? – zapytał z nadzieją. – Będziecie mogli postawić chatę, w której będziecie mogli mieszkać wszyscy razem, kupicie zwierzęta, będziecie mieli więcej ziemi, tak, że już nigdy nie będziecie musieli głodować.
- Tyle chyba możemy zrobić – mruknął ojciec, a pozostali synowie skinęli potwierdzająco głowami.
- Tak się cieszę! – Lantar uściskał wszystkich po kolei.
A potem siedzieli przy ogniu i rozmawiali dość długo.

***
Było już dosyć ciemno, gdy Sanus w końcu dotarł do zajazdu. Na szczęście pochodnie palące się przed zajazdem były widoczne już z daleka, a gdy zasłaniały je drzewa, to odgłosy podróżnych były drogowskazem. Wysiadł z karocy i przeciągnął się. Karczma nie wyglądała zbyt zachęcająco i kręciło się wokół niej trochę podejrzanego elementu, ale niestety nie miał wyjścia. Konie potrzebowały odpoczynku, no i on sam był już zmęczony jazdą. Całe szczęście, że wziął ze sobą księgi do czytania. Dzięki temu czas mniej się dłużył. Westchnął i wydawszy polecenia woźnicy wszedł do środka. Już od samego wejścia uderzył go gwar rozmów i odór ludzkiego potu przesiąkniętego alkoholem. Skrzywił się i wstrzymując oddech zaczął przedzierać się przez tłum w kierunku szynkwasu. Niestety nie udało mu się tam dotrzeć. Nagle poczuł jak na jego ramieniu zaciska się czyjaś ręka, a w następnej chwili poleciał do tyłu. Poczuł, że przed upadkiem uchroniło go czyjeś ciało. Już miał się odwrócić i podziękować, gdy poczuł obejmujące go silne ręce i odór przesiąkniętego piwem oddechu na karku.
- Ładniutki jesteś. Może się zabawimy? – Zachrypnięty głos nie pozostawiał złudzeń co do zamiarów agresora.
- Puść mnie! – wykrzyknął i próbował się uwolnić, lecz im mocniej się szarpał, tym mocniej zaciskały się obejmujące go ręce.
- Nie ma sprawy, ale najpierw się zabawimy – ręce zaczęły się wdzierać pod szatę, a na szyi poczuł ohydne pocałunki. Łzy zaczęły mu płynąć z oczu. I kiedy już przygotował się na najgorsze, nagle poczuł jak uchwyt zelżał, a chwilę potem ręce napastnika zniknęły całkiem. Za plecami usłyszał jakiś łomot. Kiedy się odwrócił zobaczył jak jego własny woźnica tłucze napastnika. I widział jak kilku kumpli pobitego próbuje mu przyjść na pomoc, jednakże wypity alkohol oraz młody wiek woźnicy przesądziły ich porażkę. Kiedy wszyscy już leżeli nieprzytomni woźnica podszedł do Sanusa i z pokorą w głosie powiedział:
- Proszę o wybaczenie, wasza miłość, ale musiałem wyprząc konie z powozu. Mam nadzieję, że nic nie zrobił waszej miłości?
- Skąd wiedziałeś, że potrzebuję pomocy? – zdumiał się Sanus.
- Nie wiedziałem, wasza miłość.
- Więc dlaczego tu przyszedłeś? Myślałem, że będziesz spał w powozie.
- Proszono mnie żebym pilnował waszej miłości.
- Nie jestem małym dzieckiem, żeby trzeba mnie było pilnować – burknął doradca zakłopotany.
- To nie o to chodzi, wasza miłość. Mam pilnować, żeby waszej miłości nie stało się właśnie coś takiego jak przed chwilą.
- Kto cię o to prosił?
- A jak wasza miłość myśli? – chłopak uśmiechnął się.
Kiedy do Sanusa dotarło jaka jest odpowiedź na zadane przez niego pytanie, zaczerwienił się z zakłopotania.
- Jego miłość powiedział iż wasza miłość jest zbyt miły i łagodny, żeby samemu się obronić, a w drodze możemy spotkać różnych podejrzanych typów. Dlatego tez właśnie mam uważać na waszą miłość.
Sanus uśmiechnął się czule.
- Cały Lantar, przez cały czas myśli tylko o mnie. Dziękuję ci bardzo. Faktycznie nie potrafię się bronić.
- Jeżeli wasza miłość pozwoli, będę spał w komnacie waszej miłości, żeby mieć pewność, że coś takiego się nie powtórzy.
- Masz rację, tak będzie najbezpieczniej.
- Czy wasza miłość wynajął już komnatę?
- Jeszcze nie zdążyłem – odparł z zakłopotaniem.
- W takim razie wasza miłość pozwoli – i ruszył w stronę szynkwasu torując Sanusowi drogę. – Mój pan potrzebuje komnaty na nocleg – powiedział do karczmarza, kiedy w końcu dotarli do celu.
Karczmarz nie przestając czyścić podejrzanie brudną ścierką talerza, otaksował Sanusa spojrzeniem i w końcu burknął:
- Jedna złota moneta.
- Co?! – wykrzyknął woźnica i złapał karczmarza za koszulę. – Ty chyba kpisz! Za komnatę w takiej norze żądasz złotej monety?
- Uspokój się – odezwał się Sanus spokojnie kładąc rękę na ramieniu woźnicy. – Skoro chce złotej monety, to mu ją dam.
- Ale wasza miłość, przecież widać, że ten drań chce…
- Ja wiem – Sanus uśmiechnął się smutno – ale jestem zmęczony i chciałbym się już położyć.
- Proszę o wybaczenie, wasza miłość – woźnica puścił karczmarza.
Sanus położył na szynkwasie monetę. Karczmarz szybko ją schował i zawołał w stronę zaplecza:
- Bagumi! - Na ten okrzyk pojawił się młody umorusany chłopak o trudnym do określenia wieku. – Zaprowadź wielmożów do komnaty, tej na samym końcu.
Chłopak skinął brudną ręką i ruszył w stronę schodów, a za nim woźnica usuwający przeszkody z drogi Sanusa. Kiedy weszli do izby chłopak zapalił stojącą na stole lampkę oliwną. Komnata była niezbyt przestronna, ale, o dziwo, czysta.
- Czy wasza miłość życzy sobie coś jeszcze? – spytał chłopak.
- Chciałbym coś zjeść i się wykąpać.
- Jak wasza miłość sobie życzy – chłopak ukłonił się i wyszedł.
- Widzę tu tylko jedno łóżko – stwierdził Sanus, kiedy już rozejrzał się po komnacie. – A gdzie ty będziesz spał?
- Proszę się o mnie nie martwić, wasza miłość – woźnica uśmiechnął się. – Mogę spać na podłodze. Przyniosę tylko jakąś derkę.
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi i do komnaty wszedł ten sam chłopak co poprzednio, z tacą z jedzeniem, oraz służące niosące ogromną miskę i dzbany z zimną i gorącą wodą. Kiedy służący wyszli woźnica powiedział:
- Jeżeli wasza miłość pozwoli, pójdę po kufer waszej miłości.
- Oczywiście
- Tylko niech wasza miłość zarygluje drzwi dopóki nie wrócę – dodał woźnica, kiedy wychodził.
Kiedy chłopak wyszedł Sanus pośpiesznie zaryglował drzwi i usiadł na łóżku. Zdegustowany skrzywił się. Mimo iż izba była wysprzątana, to jednak narzuta nie pachniała zbyt przyjemnie. No ale niestety musi jakoś wytrzymać. Może jak woźnica przyniesie kufer, to będzie mógł użyć jakiś perfum, żeby, chociaż trochę zniwelować ten smród.
Nagle usłyszał pukanie do drzwi i przytłumiony głos:
- To ja, wasza miłość, proszę otworzyć.
Odetchnął z ulgą poznawszy głos woźnicy. Odryglował drzwi i wpuścił chłopaka do środka.
Dźwigał podróżny kufer i jakieś derki.
- Gdzie mam go postawić, wasza miłość?
- Obojętnie. I tak zostajemy tu tylko na jedną noc.
Kiedy chłopak postawił kufer, Sanus otworzył go i wyjął flakonik perfum po czym skropił intensywnie pościel. Kiedy już opróżnił cały flakonik powąchał ponownie. Wprawdzie jeszcze było czuć ten smród, ale już mniej. Na tyle, że można było położyć się spać. Wyciągnął z kufra szatę, której używał zazwyczaj do snu. Zakłopotany spojrzał na woźnicę, który właśnie rozkładał sobie derkę w pobliżu drzwi.
- Mógłbyś na chwilę wyjść? – spytał lekko zmieszany. – Chciałbym się umyć.
- Oczywiście, wasz miłość – chłopak ukłonił się i wyszedł. – Popilnuję drzwi z drugiej strony. Wasza miłość może być spokojny.
Sanus nalał wody do miski i kiedy już miała odpowiednią temperaturę rozebrał się i zabrał za mycie. Niestety nie szło mu to zbyt dobrze, biorąc pod uwagę iż nigdy nie był zmuszony do mycia się w takich warunkach. Jednak jakoś w końcu mu się udało. Wylał brudną wodę za okno i szybko wszedł pod kołdrę. Dopiero wtedy zawołał woźnicę. Chłopak wszedł, zaryglował drzwi i zgasił lampkę.
- Życzę dobrej nocy waszej miłości – usłyszał jeszcze Sanus nim mrok całkowicie ogarnął pomieszczenie.
Przez chwilę jeszcze leżał wsłuchując się w odgłosy. Słyszał jak chłopak kończy przygotowywanie swojego posłania i jak kładzie się. Chwilę potem słyszał jego miarowy oddech. Pod jego wpływem sam też zasnął. Kiedy obudził się rano, woźnica już dawno był na nogach.
- Czy wasza miłość dobrze spał?
- Biorąc pod uwagę warunki, to nawet całkiem nieźle – mruknął Sanus przeciągając się.
- Jeżeli wasza miłość sobie życzy, to pójdę po posiłek dla waszej miłości.
- Jeżeli jedzenie ma być takie jak wczoraj, to dziękuję bardzo – Sanus aż wzdrygnął się na wspomnienie wczorajszego posiłku. – Im szybciej wyjedziemy z tej nory, tym lepiej. Może po drodze będzie jakiś zajazd gdzie będę mógł zjeść coś przyzwoitego.
- Jak wasza miłość sobie życzy – woźnica skłonił się.
Sanus wstał, odświeżył twarz, ubrał się i wyszedł, a za nim woźnica niosący wszystkie ich rzeczy. Chociaż było jeszcze dosyć wcześnie, to zajazd tętnił już życiem i woźnica musiał się nieźle natrudzić, żeby utorować Sanusowi przejście. Jednak jakoś mu się to udało, bez większego uszczerbku na zdrowiu i w chwilę potem odjechali. Parę godzin później zajechali przed kolejną gospodę. Sanus bojąc się, że może być taka sama jak ta poprzednio, polecił woźnicy sprawdzić jak wygląda w środku. Chłopak wrócił dość szybko z informacją iż jego miłość może w tym miejscu spokojnie się posilić. Słysząc to Sanus wszedł do środka. I stanął zdumiony. Gospoda ta, chociaż z zewnątrz wyglądała dość niepozornie, to jednak w środku … Miało się wrażenie jakby wstępował się do innego świata. Drewniane, misternie rzeźbione stoły i ławy, pozłacane naczynia, goście, po ubiorze których widać było iż wywodzą się ze szlachty, no i obsługa kłaniająca się w pas.
- Witam waszą miłość w naszych skromnych progach – przed Sanusem pojawił się nisko kłaniający służący. – Wasza miłość życzy sobie komnaty na nocleg?
- Ach nie, chciałbym tylko coś zjeść i napić się.
- Jak wasza miłość sobie życzy. Może wasza miłość zajmie miejsce, a ja przedstawię waszej miłości jadłospis?
Sanus usiadł przy jednym ze stołów i po wysłuchaniu służącego złożył zamówienie, a kiedy już przyniesiono mu danie, przypomniał sobie o woźnicy i kazał jemu też dostarczyć coś do jedzenia. Kiedy już opróżnił talerz, poklepał się z zadowoleniem po pełnym brzuchu. Posiedział chwilę delektując się posiłkiem, zapłacił i wyszedł, żegnany przez kłaniających się w pas służących.
- Mam nadzieję, że też się najadłeś? – zapytał woźnicę, kiedy już wsiadał do karocy.
- Oczywiście, wasza miłość. Dziękuję za łaskawość. – W odpowiedz Sanus tylko uśmiechnął się zadowolony.
Ruszyli dalej. Zbliżała się pora kolacji, gdy w końcu dotarli do posiadłości rodziny Amarni. Jeszcze karoca się nie zatrzymała, a już z pałacyku wybiegli służący.
- Witamy w domu, paniczu – jeden ze służących, ubrany inaczej niż inni starszy mężczyzna pochylił się w ukłonie.
- Witaj Lurmen – Sanus uśmiechnął się. – Jak czuje się matka?
- Miłościwa pani czuje się dzisiaj wyjątkowo dobrze, chociaż ostatnio miała drobne problemy ze zdrowiem. Ale medyk już się wszystkim zajął.
- To dobrze. Myślisz, że przyjmie mnie teraz?
- Oczywiście, paniczu – odparł służący nie podnosząc głowy. – Miłościwa pani już została poinformowana o przyjeździe panicza i oczekuje w błękitnym salonie.
- Świetnie, w takim razie pójdę do niej. A ty zajmij się moim człowiekiem i moimi rzeczami.
- Jak panicz każe.
Sanus wszedł do budynku i skierował kroki do komnaty, o której wcześniej wspomniał służący. Kiedy tam wszedł zobaczył niemłoda już kobietę zajętą haftowaniem. Kiedy tylko zobaczyła przybysza, odłożyła robótkę na bok i złożywszy ręce razem na kolanach czekała na reakcję syna. Ten podszedł bliżej, uklęknął i pocałował rodzicielkę w rękę.
- Witaj mamo. Mam nadzieję, iż cieszysz się dobrym zdrowiem? – zapytał z pokorą w głosie.
- Bywało lepiej – mruknęła kobieta. – Co cię sprowadza?
- Przyjechałem, matko żeby zaprosić cię na mój ślub.
- Ślub? – kobieta zmarszczyła gniewnie brwi. – Dlaczego ja nic o tym nie wiem? Kim ona jest? Z jakiej rodziny pochodzi?
- To mężczyzna, mamo. Nazywa się Lantar Sonusa.
- Sonusa, Sonusa – mruczała kobieta – Nie znam żadnego rodu szlacheckiego o takim nazwisku.
- Bo on nie pochodzi ze szlacheckiego rodu, mamo. Jego Wysokość nadał mu tytuł szlachecki po tym jak uratował królowi życie.
- Co?! Chcesz mi powiedzieć, że masz zamiar wziąć ślub z jakimś motłochem?! – wykrzyknęła gniewnie kobieta. – Nie zezwalam na to!
- Ależ mamo, on ma szlachecki tytuł – odparł niepewnie Sanus.
- Motłoch zawsze zostanie motłochem! – wykrzyknęła wściekle kobieta. – Nie wyrażam zgody na ten ślub!
- Ale ja go kocham, mamo.
-Masz zerwać z nim znajomość i poślubić kogoś odpowiedniego stanu, rozumiesz?
- Ale mamo… – Sanus próbował jeszcze słabo protestować.
- Żadne "Ale"! Albo zerwiesz z nim znajomość albo wydziedziczę cię!



CDN










Komentarze
Floo dnia listopada 19 2011 16:48:12
No wiedziałam wiedziałam!! Rodzinka Sanusa będzie mu rzucać kłody pod nogi. Już nie lubię tej starej kwoki >.> Nie cierpię ludzi patrzących jedynie na "rodzinę" a nie na samą osobę! Ona jest głupia niech pomyśli Sanus chce wyjść za człowieka który uratował króla! Przecież jak już jest taką Jędzą, to tu ma leprze korzyści niż jakby wyszedł po prostu za kogoś z "dobrej rodziny".... GŁUPIA KWOKA! Na rosół z nią!
Justine123450 dnia listopada 19 2011 20:51:49
Niee! Niech on się postawi! Biedny Lantar... oj biedny Sanus. smiley Niech go matka wydziedziczy! o! niech będzie szczęśliwy. smiley Rozdział boski i plissss Aquarius dodaj szybko następny!! bo cię ukatrupię! >.<
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

wietne! wietne! 100% [1 Gos]
Bardzo dobre Bardzo dobre 0% [adnych gosw]
Dobre Dobre 0% [adnych gosw]
Przecitne Przecitne 0% [adnych gosw]
Sabe Sabe 0% [adnych gosw]
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum