The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 19 2024 01:59:12   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Przekleństwo krwi 2
Nie pamiętał, jak długo szli, gdy nagle za ich plecami rozległy się przedziwne dźwięki. Obaj gwałtownie się zatrzymali.
- Stań za mną – rzucił Itral do młodszego brata, a gdy ten posłuchał, wytężając wzrok próbował dostrzec źródło tego hałasu. Serce wypełniła mu trwoga, ale to bezsilność, jak strumień chłodnej wody, wbiła się falą w jego ciało i umysł, brutalnie niszcząc myśl o szansie na ucieczkę. Wróg, który niezłomnie za nimi podążał najwyraźniej ja-koś ominąć lawinę. Grupa napastników wynurzyła się za skalnej ściany. Brnęła nie-strudzenie przez śnieg, sapiąc i wydając z siebie te przerażające dźwięki.
- Itral... - Zrozpaczony głos Yavana rozległ się tuż za nim, a ciepłe ciało brata mocno przylgnęło do jego pleców.
- Spróbuję... – szepnął Itral do siebie, ale brak wiary w powodzenie, nie pozwolił mu nawet spróbować dokończyć zdania. Pragnął śmierci, ale nie chciał zabierać ze sobą Yavana ! Ale jeśli mieli umierać to tylko razem. Zacisnął zęby, a dłonie w pięści.
Sześć postaci kierujących się w ich stronę zwolniło. Nie musieli się już spieszyć wie-dząc, że niedźwiedzi synowi już im nie uciekną. Itral sapnął i napiął mięśnie całego ciała, z niedowierzaniem przyglądając się im. Pierwszy raz widział tak odrażające isto-ty. Nagle ku jego zaskoczeniu zatrzymali się parę metrów od nich. Z szeregu wystąpił najwyższy. Kępka ciemnych włosów spływała na jego ciemny, futrzany płaszcz. Z tej odległości Itral zauważył jedno ślepe oko. Maska przypominała siatkę, połączoną nie-dbale z innym kawałkiem metalu. Zapewne był przywódcą reszty.
- Chcemy czerwonowłosego. – Głos był niski i szorstki. Jakby narząd mowy był przez ich rasę rzadko używany.
- Mnie? – Yavan mocniej przylgnął do brata, a jego ciałem wstrząsnął dreszcz.
- Kim jesteście?! – zawołał Itral, próbując oszacować, ilu zabije swoją skażoną magią. Nigdy jej nie stosował, ale wiedział, że i w ten sposób może zostać użyta. Jeśli to po-może ocalić brata, musiał zaryzykować. Mimo że czuł, iż liczebność wroga jest zbyt duża aby jego plan się powiódł.
Istota nie odpowiedziała, stojąc niczym wykuta w kamieniu, pośród bieli.
- Spróbuję użyć magii... – Itral odwrócił się ostrożnie w stronę Yavana.
Oczy młodszego wypełniły się strachem i łzami.
- Nie,... słyszysz? Nie pozwalam ci.
- Może zdołam ich zabić. A wtedy ty...
- Przestań! – rudzielec mocno szarpnął za poły płaszcza Itrala. Pociągnął nosem i spoj-rzał ze złością na niego. Nie miał zamiaru na to przystać. Zerknął w stronę oprawców. – A może nie chcą nas zabić...
- A co innego? – Itral zacisnął zęby. – Nawet jeśli chcą nas porwać, myślisz, że będą dobrze nas traktować?
- Ale będziemy żyli.
Yavan wysunął się za brata, przenosząc wzrok na wroga. Głowę uniósł wysoko,przez co kaptur zsunął się z jego czoła, ukazując misterny wzór na skórze.
- A mój brat? Bez niego nie idę - oznajmił pewnym głosem.
Istota ukazała ostre zęby w przerażającym uśmiechu.
- Jego zabić. Zabić w płomieniach Nazysa. - Słowa te wypowiedział prawie syknię-ciem. Reszta jego współtowarzyszy wybuchała jakąś morderczą euforią, szczerząc się i łapiąc za broń.
Yavan zadrżał. Wyczuł ruch brata za sobą. Obrócił się i wrzasnął:
- Itral!
Nie zdążył zrobić kroku, gdy mocny uścisk otoczył jego wątłe ciało. Mimo to nadal wykrzykiwał imię brata.
- Itral!
- Milcz! – Straszliwy odór owiał jego twarz. Zakrztusi się, tracąc nagle siły. Przeraże-nie dławiło mu krtań i paraliżowało ciało.
- Itral – szepnął, próbując uwolnić się, mimo że czuł jak opadają z niego siły. Patrzył jak za bratem ruszyła czwórka istot. Pozostała dwójka zaczęła odciągać go w stronę drogi, którą uciekali. Jedną z nich był dowódca.
- Czemu? Dlaczego to robicie? – spytał drżącym głosem, próbując jakoś zebrać myśli i opanować przerażenie. Szloch jednak wkradał się w jego ciało i umysł niepohamowa-nie. Zabiją jego brata, spalą. – Dlaczego?!
- To odmieniec – usłyszał przy uchu pełne obrzydzenia słowa.
- To mój brat! – krzyknął, czując wściekłość.
- Odmieniec to plama na honorze rodziny. To pasożyt.
- Przestań! – Yavan zacisnął oczy, próbując zapanować nad emocjami. Łzy spływały mu stróżkami po zaczerwienionych policzkach, zamarzając po paru sekundach. Nie-przyjemny ból wypełniał jego płuca przy każdym wdechu. – Nikt, nigdy tak nie uwa-żał! Co ty możesz wiedzieć o tym, brudna, śmierdząca istoto!
Uderzenie, które spadło na niego przyszło znienacka, zrzucając chłopaka w połać śniegu. Cios zaparł mu dech w piersi, a ból zapłonął na szczęce. Twarz przywódca o ciemnym odcieniu, z wyraźnymi śladami blizn, przecinających całą powierzchnię skó-ry momentalnie znalazł się tuż nad nim. Istota pochyliła się i chwyciła zdecydowanie za poły leżącego, szarpnięciem zmuszając chłopaka aby spojrzał na nią. Dopiero teraz Yavan mógł dostrzec szczegóły w jej wyglądzie. Krótki szeroki nos i wąska linia warg o znacznie ciemniejszej barwie niż reszta ciała. Świdrujące szare oko, patrzyło na niedźwiedziego syna z irytacją i złością.
- Twój prawy ojciec doskonale wie, co znaczy zgniłe jabłko wśród zdrowych. Trzeba je wyrzucić – syknęła istota, każde słowo wymawiając precyzyjnie i z naciskiem. Przemawiała przez nią bezgraniczna wiara w słuszność owych słów. Ciężki i oślizgły niepokój opadł tuż na dnie duszy Yavana. Patrząc nadal w szare oko istoty, chciał doj-rzeć w nim fałsz, który zaprzeczy temu co właśnie usłyszał, a czego nie potrafił przy-jąć. Poruszył bezradnie ustami, czując ogarniający go chłód.
- Łżesz – szepnął, próbując być twardym i nie dopuścić do siebie trwogi, która liznęła jego serce.
Przerażający uśmiech zagościł na twarzy istoty, w miejscu gdzie nie była osłonięta maską.
- Ty zdrowe jabłko, ty żyć.
Nie czekając na reakcję Yavana, uniósł go gwałtownie, stawiając na drżących nogach.
- Nie wierzę. – Łzy spłynęły ponownie po jego twarzy, ciało przeszył ból zdrady. Ich ojciec miałby chcieć pozbyć się Itrala? Czemu? Obrazy ojca zalały jego umysł. Nagle niezrozumiałe wcześniej zachowania, słowa, gesty, które rodzic kierował do starszego syna stanęły przed nim w swojej prawdziwej postaci. Ale skąd ten niepokój i chłód, który nagle pojawił się w ojcowskich oczach? Czy to przez dręczącą brata chorobę? Ból gwałtownie ogarną ciało rudzielca, a żołądkiem wstrząsnęły nudności. Upadł na kolana, przyciskając rozgrzane czoło do śniegu. Nagle wydawało mu się, że tatuaż za-czyna go piec, stając się także znakiem zdrady przeciwko bratu. Gdyby nie wybrali go na spadkobiercę korony…
- Czemu.-Prawie krzyknął, dając upust rozdzierającego go od wewnątrz cierpienia. Zimna dłoń mocno szarpnęła go za futrzany kołnierz.
- Wstawaj!
''Skoro on ma zginąć, ja także pójdę wraz z nim tą ścieżką''
Ta myśl nagle ogarnęła chłopaka z niesamowitą siłą i zdecydowaniem. Gdy dowódca ponownie szarpnął go za płaszcz, dobył zza paska mały sztylet. Służył przeważnie do ozdoby, ale i taka błyskotka mogła zranić. A o to mu chodziło. Krótkie ostrze całe za-głębiło się w nieosłoniętą część uda napastnika. Przeszywający wrzask rozległ się po całej dolinie. Yavan czując się wolny, z szybkością, o którą się nie podejrzewał ruszył w kierunku, w którym reszta goniła za jego bratem. Niestety po paru krokach upadł, pchnięty przez drugiego z napastników. Aż zabrakło mu oddechu, gdy ogromny ciężar przygniótł go do ziemi. Wykręcono mu mocno ręce i związano.
- Chcę umrzeć! - krzyknął, gdy w końcu go unieśli, a jego protest szybko się urwał pod kolejnym ciosem. Siła uderzenia ponownie sprowadziła go w śnieg. Całe odzienie miał już przemoczone, a chłód wręcz stał się drugą warstwą przeszywającą na wskroś. Świat nagle stracił ostrość i zabarwił się czerwienią, a nieznośny huk wręcz wbijał się w czaszkę. Zniekształcone słowa zdawały się tworzyć muzykę, która tylko potęgowała ból. Yavan nie miał sił się opierać, gdy te same szorstkie dłonie sięgnęły po niego po-nownie. Poczucie słabości i rozpaczy przygniotły wcześniejszą pewność siebie. Gorzki posmak niesprawiedliwości podszedł mu do gardła. Wtedy przez płachtę oszołomienia po uderzeniu, przedarł się wrzask jego wrogów, teraz jednak wypełniony był stra-chem, strachem przed śmiercią. Gwałtownie zaczerpnął powietrza, a tym samym na jego twarz spadła kaskada ciepłej krwi. Zacisnął powieki, ale jej posmak prawie wdarł się mu w gardło, odbierając możliwość oddechu. Otworzył oczy i w tym samym mo-mencie serce wypełniła mu trwoga.

* * *

Ślady na śniegu stanowiły dla Nuvatha idealny trop. Każdy ze strażników posiadał in-dywidualną umiejętność. Luai wyczuwał z dalekich odległości zapach zagrożenia, woń krwi. A on precyzyjnie, niczym zwierzę odnajdywał ślady, a przy większym sku-pieniu mógł dosłyszeć szmer kryjącego się w zaspach przestraszonego królika. ''Nuv'' w jego stronach oznaczało wilka i przez całe życie właśnie z tym zwierzęciem się identyfikował.
Biegł ścieżką, czasami rozglądając się dookoła. Wchłaniał każdy obraz i dźwięk. Mu-siał przyznać, że grupa, za którą podążał, sprytnie ominęła skutki lawiny, dzięki czemu szybko znalazła się na wcześniejszej drodze. I tutaj na ich ślady nakładały się inne, pa-ra męskich butów, jedna trochę większe od tej pierwszej.
- Niedźwiedzi synowie - mruknął do siebie strażnik, czując ulgę iż nie dostrzega krwi. Nie mogli odejść daleko. Wrogów musiało być przynajmniej z sześciu, co niezmiernie go uradowało. Jeśli planują zgładzić jego przyszłego pana, a tym samym pozbawić go przyszłości prawowitego strażnika, on im tego nie daruje.
Ruszył szlakiem, wyciągając zza pleców miecz. Długie ostrze stanowiło przedłużenie jego ręki. Duży jelec w formie długich ramion, ozdobiony był prosto, a sama garda także nie wyróżniała się niczym szczególnym. Wzrok jednak przyciągało ostrze, całe czarne z drobnymi jasnymi żyłkami, które na środku naturalnie układały się we wzór, kryjąc w sobie słowa. Imię nadane przez Zakon, imię jego duszy i tylko on był w sta-nie go odczytać.
Gwałtownie stanął, gdy przez powietrze przetoczył się krzyk. Od razu zerwał by się aby jak najszybciej dotrzeć do źródła, które najwyraźniej mogło pochodzić od któryś z niedźwiedzich synów, przekonując, że coś im zagraża, lecz uderzenie nieznanego od-czucia na chwilę pozbawiło go koncentracji. Wszystkie dźwięki i obrazy zmieszały się, stając się jedną wielką, niewyraźną plamą. Wiele lat ćwiczeń pozwoliło mężczyź-nie szybko powrócić do poprzedniego stanu umysłu. Lecz szok i poruszenie tym co przeżył mocno nim wstrząsnęły. Nigdy nie doświadczył takiego niespodziewanego ataku, jeśli można było tak to nazwać. Krzyk powtórzył się ponownie; teraz jednak osłony jego umysłu odbiły nieznany mu prąd emocji. Mimo to w jego sercu zagościła trwoga i strach. Poderwał się i pognał dalej. Biel śniegu, obrazy otoczenia rozmyły się, pozostając nieokreśloną smugą. Nie miało dla niego znaczenia, jak zdoła zabić wszystkich napastników, nie bał się o siebie. Zmęczenie długą podróżą oddaliło się dzięki nieznanemu gniewowi, który opętał jego ciało. Wspiął się na niewielki skalny występ i zobaczył całą scenę. Trzy postacie, ale to dwie z nich odziane w futra do-strzegł jako pierwsze. Krzyczeli, tworząc nieprzyjemne dla jego uszu dźwięki. Oto są wrogowie.
Złapał oburącz miecz i poczuł jak furia zalewa jego umysł. Wrzasnął i zeskoczył ze skały ogarnięty morderczym uniesieniem. Wylądował i od razu zaatakował. Ostrze przecięło powietrze, sięgając precyzyjnie pierwszego z wrogów oraz przebijając metal chroniący twarz i kark. Idealnie zagłębiło się w ciele, kreśląc długą krwistą ranę. Smu-ga krwi gwałtownie wzbiła się w powietrze, wraz z rozdzierającym wrzaskiem umiera-jącego. Spadła na strażnika, barwiąc jego białe włosy oraz wykrzywioną w furii twarz. Pragnienie śmierci obezwładniło go, a zapach posoki budził zwierzęce instynkty. Szybko obrócił się w stronę kolejnego napastnika, który nie miał nawet czasu zarea-gować. W jego oczach Nuvath dostrzegł przerażenie, a gdy ich spojrzenia się spotkały, z jego gardła wydarł się wrzask. Urwał się gwałtownie, gdy zalała go własna krew, a krzyk zmienił się w charczenie. Ostrze wbiło się w gardło, przebijając je na wylot. Wszystko przed oczami strażnika zabarwiło się na czerwono. Kąciki warg drżały, czu-jąc na języku intensywny smak zabitych.
Wyczuwając za sobą ruch, obrócił się i przymierzył do uderzenia ukośnie mieczem znad głowy. Jego umysł pracował na pełnych obrotach. Musiał pozbawić życia każde-go, dać upust swemu gniewu, nienawiści i cieszyć oczy ciałami powalonych wrogów. Nić szału, nabrzmiała od emocji, toczyła w jego żyłach buzującą krew. Jednak jasno-niebieskie oczy, pełne bólu brutalnie przerwały i rozerwały nić. Cała furia gwałtownie opadła z mężczyzny, obraz nabrał kształtów, a sprzed oczu zniknęła niewidzialna kota-ra. Gwałtownie nabrał powietrza, jakby wcześniej w ogóle nie oddychał. Opuścił miecz i dopiero teraz przyjrzał się postaci leżącej przed nim w śniegu. Rude włosy, po-targane, lepiły się od krwi. To była kobieta, młoda, ładna i przerażona. Obróciła od niego twarz i zwymiotowała. Mężczyzna z trudem przełkną ślinę, czując nagłe zmę-czenie. Furia, w jaką wpędzał się strażnik, jeszcze nigdy tak go nie obezwładniła, śle-po nim pomiatając jak marionetką. Był zły na siebie, że nie mógł jej kontrolować tak jakby chciał. Zorientowawszy się, że czuje się już lepiej, przysunął się do kobiety widząc, że i ona doszła do siebie. Widać musiała stanowić część grupy niedźwiedzich synów.
- Dobrze się czujesz? - spytał, mimo iż spieszyło mu się ruszyć dalej. Miał ją jednak zostawić? Kobieta oddychała ciężko, pochylając się nad śniegiem i swoimi wymioci-nami. Musiała być bardzo wrażliwa, skoro tak słabo reagowała na krew. Spojrzała w końcu na niego blada, próbując niezgrabnie rękawiczką zetrzeć krew z twarzy. Nuvath dostrzegł ranę na jej łuku brwiowym, ale nie wyglądała groźnie, tylko mocno krwawi-ła. Zajmie się tym później. Kiwnęła niepewnie głową, a on pomógł jej wstać. - Po-wiedz mi, kobieto, gdzie są..
Tego się nie spodziewał. Uderzyła go znienacka pięścią. Zachwiał się i zrobił krok w tył. Upadł, potykając się o jedno z ciał zabitych.
- Jestem mężczyzną! - doszedł go pełen gniewu i zniesmaczenia głos. Definitywnie nie należał on do kobiety, sam cios także .
Upuścił broń, chroniąc się przed zderzeniem z ubitym śniegiem. Szybko jednak wstał, dostrzegając wściekłą minę chłopaka? Rzucił spojrzeniem na przód jego kamizelki, jej płaska powierzchnia jasno mówiła, że wydatnych piersi tam nie znajdzie. Jednak to brosza, w kształcie łba niedźwiedziego rozwiewała wątpliwości.
Chłopak posłał mu wściekłe spojrzenie i ruszył dalej. Niedobrze, niedobrze.... Poczu-cie winy opadło na strażnika, obraził , kto wie, może swojego przyszłego pana. Opadł na kolano, wbijając miecz przed sobą i pochylając głowę.
- Wybacz mi, Panie! - Głośno i wyraźnie chciał wyrazić swój żal i skruchę. Klęczał chwilę w owej pozycji, ale nie doczekał się żadnej odpowiedzi. Uniósł głowę i aż ze-rwał się na nogi, widząc, że chłopak oddalił się od niego znacząco. - Czekaj! Panie!
Dogonił go od razu, ale nawet i wtedy ten nie zwolnił. Uparcie brnął przed siebie, po-mimo głębokiego śniegu, który utrudniał marsz.
- Panie…
Nie reagował, co tylko wzbudziło złość Nuvatha. Miał nadzieję, że to nie on będzie mu służył.
- Panie! - groźna nuta zagościła w jego głosie, ale widać i to nie dotarło. Miał już tego dość, najwyżej wymierzą mu karę za zbyt odważne zachowanie w stosunku do księcia. Zdecydowanie chwycił go za wątłe ramię i gwałtownie zatrzymał. Aż przez chwilę pomyślał, że może to jednak kobieta… taka drobna.
- Puszczaj! - ze zwierzęcą determinacją szarpnął się rudzielec. Mężczyzna musiał zła-pać go za drugie ramię, gdyż wyrywał się jak kot. Gdyby miał pazury, rozharatał by mu gardło i twarz.
- Uspokój się! - potrząsnął nim, próbując nawiązać jakiś kontakt. Chłopak jednak nadal walczył, ale strażnik nie zwolnił chwytu. Po chwili dało to skutek, szarpanina ustała. Widać zabrakło mu już sił do dalszej walki.
- Panie... - zaczął ponownie Nuvath, ale umilkł nagle widząc łzy spływające z oczu chłopaka. Gwałtowny szloch wydobył się z jego zaciśniętych, pełnych warg.
- Za…zabiją go – wykrztusił, a wilgoć rzeźbiła wyraźne ślady w już zasychającej krwi na policzkach. Szarpnął się gwałtownie, wyczuwając rozluźnienie w uścisku mężczy-zny. Zacisnął usta i wrzasnął w twarz strażnika, nadal płacząc. - Puść mnie! Zabiją go! Puść!
- Mówisz o swoim bracie?! - Nuvath mimo woli potrząsnął nim, będąc pewnym, że tylko tak otrzyma odpowiedź. Powtórzył jeszcze raz, gdyż rudzielec wydawał się być opętany jedną myślą, tworzącą mur wokół jego umysłu, nie dopuszczając niczego z zewnątrz. Wyczuwał to, wyczuwał chaos w jego głowie i ciasny splot emocji wokół niego. Serce waliło mu w przyspieszonym tempie, przyspieszając też oddech. - Gdzie on jest?!
Włożył w to całą swoją złość i niepokój oraz strach o może swojego przyszłego pana. Wbiło się to w zaporę wiążącą ciasno myśli chłopaka. Przestał się szamotać, już przy-tomniej patrząc w twarz mężczyzny.
- Pobiegli.. za nim - odpowiedział cały drżąc na ciele, a łzy ponownie wypełniły mu oczy.
- Pomogę ci.
- Chcą go spa... spalić…
W prawdę owych słów strażnik nie wiedział czy uwierzyć, w końcu te przerażające istoty mogły powiedzieć wszystko aby wystraszyć rudzielca. Tylko skoro chcieli zgła-dzić niedźwiedzich synów, czemu ich rozdzielono? Spojrzał na drogę, którą podążał chłopak. Ślady były wyraźne i z ilości odcisków wnioskował, że drugi z niedźwiedzich synów nie miał szans na przeżycie. Ale musiał najpierw zobaczyć jego trupa, aby się o tym przekonać. Puścił rudzielca i mocniej ścisnął miecz.
- Trzymaj się blisko mnie - rzucił do niego i ruszył.

***
Wielkie podziękowania dla Demon Lionki :*










Komentarze
naru dnia lutego 18 2012 12:13:13
Kkohaku wiecej, wiecej bez dwoch zdan smiley
kkohaku dnia lutego 18 2012 14:49:02
naru przecież już wiesz co będzie dalej ;D Ale cieszę się, że tak wyczekujesz smiley to motywuje smiley
naru dnia lutego 18 2012 15:12:59
bo ma motywowac smileysmiley a to ze wiem co bedzie dalej nie oznacza iz mam nie czytac jeszcze raz i kom smiley
kkohaku dnia lutego 18 2012 15:21:39
Haha nie no z tego faktu bardzo się cieszę smiley Miłych słów nigdy za wiele ;D
Demon Lionka dnia lutego 18 2012 15:39:37
Ooo, Kohaku XD Ja nie wiem, co z Twoim tekstem jest, że się te myślniki w wyrazach robią XD Bo w tekście, który dostałam, nie było ich na pewno XD Z tego więc powodu nie doczepię się braku spacji w niektórych miejscach, bo myślę, że również z niepojętych przyczyn mogą być niezależne od Ciebie smiley
Jako beta doczepiam się - przecinki (które pamiętam, że poprawiałam ;3), ortograf w strużce (stróżka = żeńska wersja stróża, strużka = mała struga, mały strumyk czegoś płynnego - i to na pewno też poprawiałam ;3), plus zaginął gdzieś bez wieści Luai smiley Nie wiem, czy to tak fabularnie ma być, ale z perspektywy drugiego rozdziału wygląda to na zagubienie postaci smiley I dalej białe plamy w scenerii - umieszczaj chociaż szczątkowe opisy tego, po czym oni idą, gdzie walczą, co mijają, itd smiley
Demon surowa beta, ale jak już mówiłam - to z miłości smiley Ogółem tekst podoba mi się bardzo i czekam na ciąg dalszy smiley Do przeczytania i pośrednio - do zbetowania (tudzież pastwienia się nad Twoim tekstem - to wyrażenie chyba bardziej pasuje XD) smiley
kkohaku dnia lutego 18 2012 15:48:07
Wszystko przyjęte smiley
Ja się dobijałam do Ciebie na gg, aby pogadać o tekście ale nie było Cię :C Zwłaszcza odnośnie Luaiego, bo przecież w poprzednim rozdziale było napisane, że się rozstają i dlaczego. Ale i tak powinnam wspomnieć o tym tutaj znowu? xD
Próbowałam te opisy dodać, ale widzę, że nadal za mało smiley Wiesz mi musi się to w główce wyryć, to potem automatycznie będę to robić ^__^
Jeszcze raz dzięki smiley
Aquarius dnia lutego 18 2012 18:25:30
Nie jestem pewien, czy dobrze wykombinowałem, ale te myślniki mogą być z powodu tego, ze kkohaku, ma włączoną opcje dzielenia wyrazów. Sprawdzimy tą teorię na następnej części
Demon Lionka dnia lutego 18 2012 22:36:43
Przepraszam! Bo ja widziałam, że pisałaś, ale półżywa późno z Wawy wtedy wróciłam, a potem zapomniałam odpisać, a potem w zasadzie cały tydzień miałam okropnie smutny nastrój i nieogarnięta taka byłam smiley Przepraszam! Teraz postaram się bardziej!
I tak, dalej opisów trochu za mało smiley Zostają ci w akcji puste przestrzenie, w których ktoś idzie, ale nie wiadomo po czym i gdzie, albo gdzieś walczy, ale nie wiadomo, na czym i czy nic mu w tej walce, żadne drzewo czy skała nie przeszkadzają smiley
A z Luaiem to warto może wspomnieć po prostu, że nie wiem - rozstali się gdzieś tam i jeden udał się w opisanym kierunku, a drugi w drugim opisanym kierunku smiley Żeby też trochę opisu scenerii zawrzeć smiley
Floo dnia lutego 22 2012 16:43:34
nie chcę czekać do kolejnej aktualki! Ja chcę wiedzieć, już co będzie dalej! Mam nadzieje że to właśnie Yavanowi będzie służył Nuvat smiley
Chociaż on to chyba uważałby za kare smiley ale i tak mi do siebie pasują!
Kkochaku, dożo weny kochana smiley
Szehina dnia lutego 24 2012 19:33:22
Ale zakończyłaś... Znowu! Tekst, jako całość, niezwykle mnie wciągnął. Nie lubię, gdy faceci beczą, ale gdy czynią to ze strachu o kogoś (tutaj mamy wyraźnie pokazaną siłę uczucia), wtedy to jest przepiękne. Mama nadzieję, że pierworodnemu nic się nie stanie smiley
Tak, opisy to wrzut na tyłku każdego normalnego, lub mniej normalnego autora. Gdy byłam smarkata, omijałam czytanie opisów i teraz klops! Ale nie przejmuj się, w końcu to opanujesz. Wierzę, że moje teksty też będą lepsze T_T Muszę nad nimi więcej pocierpieć.
Pisz, pisz. Opowieść na rzeczy, chcę poznać ciąg dalszy. ^___^
kkohaku dnia lutego 25 2012 00:17:00
Floo dzięki smiley Wiesz reszta rozdziałów jest na moim blogu xD Tutaj wrzucam poprawione wersje, wiec jak nie umrzesz od błędów to tam zapraszam smiley dowiesz się z kim to Yavan został ;D

Szehinka, bracie Ty mój smiley Ja w sumie lubię łzy, ale też jak są wynikiem konkretnego, silnego przeżycia, albo po prostu wynikają z charakteru postaci.
Ach opisy, dziś po lekcji z Lionka dostałam plusika za opisy więc poprawa jest smiley
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

wietne! wietne! 50% [1 Gos]
Bardzo dobre Bardzo dobre 50% [1 Gos]
Dobre Dobre 0% [adnych gosw]
Przecitne Przecitne 0% [adnych gosw]
Sabe Sabe 0% [adnych gosw]
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum