The Cold Desire
   Strona G艂贸wna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsy艂ania prac WYDAWNICTWO
Wrze秐ia 10 2025 13:48:54   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Sk贸rki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
艢CIANA S艁AWY
Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner





Witamy
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
Dzieci boga granic 16
16.

Jednonogi m臋偶czyzna 艣piewa艂 spokojnie, przymykaj膮c oczy, wybijaj膮c palcami rytm na drewnianej protezie. Pie艣艅 by艂a d艂uga i pe艂na zwrotek w j臋zyku, z kt贸rego Kekhart rozumia艂 – lub wydawa艂o mu si臋, 偶e rozumie – tylko nieliczne s艂owa. M贸wi艂a o pi臋ciu rasach 艣wiata uwik艂anych w wyniszczaj膮c膮 walk臋 i gniewie Matki Ziemi, ostatecznie zsy艂aj膮cej na swe niepos艂uszne dzieci pot臋偶n膮 istot臋, kt贸rej zadaniem by艂o ukara膰 je, wypali膰 powierzchni臋 ziemi, oczy艣ci膰 艣wiat.
S艂uchali jak oczarowani, nawet Gaspar z wra偶enia otworzy艂 szeroko usta. Gdy jednonogi cz艂owiek sko艅czy艂 艣piewa膰, pie艣niarz ze stepu zbli偶y艂 si臋 do niego, ku艣tykaj膮c na w艂asnej nie do ko艅ca sprawnej ko艅czynie.
– Ja to wiele s艂ysza艂em opowie艣ci, ale to… to nowe jest dla mnie – rzek艂, staj膮c nad jasnow艂osym marynarzem, kt贸ry uni贸s艂 g艂ow臋 i popatrzy艂 mu w oczy spokojnym, jasnym jak l贸d wzrokiem. – I g艂os ty masz pi臋kny – doda艂 z podziwem. – Wina dla niego! – krzykn膮艂 na pos艂uguj膮c膮 w tawernie czarnosk贸r膮 dziewczyn臋.
Jednonogi u艣miechn膮艂 si臋 szeroko, ale nie by艂o w jego u艣miechu ani odrobiny rado艣ci, a tylko dziwna gorycz.
– O tobie 艣piewa艂em, przybyszu ze stepu, naje藕d藕co, s艂ugo W艂adcy Ciemno艣ci.
Gaspar zamar艂, wpatrzony w przybysza z p贸艂nocy.
– 呕e co? – spyta艂. Min臋 mia艂 niezbyt inteligentn膮, kt贸ry to wyraz pot臋gowa艂o jeszcze k贸艂ko w nosie, kt贸re zacz膮艂 nosi膰 ostatnio. Jedna dziwka wy艣mia艂a go ju偶, twierdz膮c, 偶e przypomina krow臋.
– Patrz臋 na was i patrz臋 – m贸wi艂 jednonogi spokojnie. Mia艂 pi臋kny g艂os, dziwny, 艣piewny akcent, czasem zdawa艂o si臋, 偶e 艂膮czy kilka s艂贸w w jedno, w melodi臋. – I my艣l臋, Rangulfie, kogo ty widzisz? Przypominaj膮 ci twoich ludzi, wy na morzu jeste艣cie tym, co oni na l膮dzie. Oni pogranicza stepu pustosz膮, przybywaj膮c konno, szybcy jak wiatr, my wydali艣my pokolenia pirat贸w, na darkarach docieraj膮ce a偶 do anorskich wybrze偶y i dalej jeszcze. R贸wnie okrutni jeste艣my, jak oni, tak samo cenimy honor i odwag臋, tak samo umiemy 艣mia膰 si臋 i cieszy膰 kobietami, winem i z艂otem, wi臋c czemu, Rengulfie, kiedy patrzysz na tych ork贸w t臋偶eje ci krew w 偶y艂ach i masz wra偶enie, 偶e to pocz膮tek ko艅ca?
Murad splun膮艂 na pod艂og臋.
– Ob艂膮kany – mrukn膮艂.
Jednonogi, Rangulf, nie przej膮艂 si臋 nim, ci膮gn膮艂 tylko dalej:
– I poj膮艂em: to nie oni. Nie oni wywo艂uj膮 we mnie ten l臋k. Oni nie s膮 winni niczemu, tak, jak nie jest winne dziecko, gdy duch zwierz臋cia wybiera je na swego wojownika, jak nie s膮 winne Widz膮ce, kiedy wzywa je Ojciec Ouvaros. Wy偶sza si艂a zawis艂a nad nimi i wy偶sza si艂a kieruje ich krokami. C贸偶 za wy偶sza si艂a wi臋c tak bardzo mnie przera偶a? I pomy艣la艂em o starych pie艣niach i przypomnia艂em sobie t臋 jedn膮. Czy偶 ich w艂adca nie jest dzieckiem demon贸w i panem ciemnych mocy, nekromant膮 z miasta czarnoksi臋偶nik贸w, z Czarnej Wie偶y, o kt贸rej legendy s艂ysza艂em i w mojej ojczy藕nie? Czy偶 nie jest smokiem i dzieckiem smoka i samo jego istnienie nie by艂oby mo偶liwe bez magii, bo jak偶e by cz艂owiek, czy elf, czy ork z gadem si臋 parzy膰 i mie膰 potomstwo, je艣li nie za spraw膮 magii?
Murad zeskoczy艂 ze swojego krzes艂a.
– Dobra. Zr贸bmy porz膮dek z szale艅cem. Wida膰, 偶e przekupiony, ma艂o to takich si臋 kr臋ci?
Mia艂 racj臋: od chwili zdobycia miasta wiele razy widziano na ulicach ludzi nawo艂uj膮cych do obalenia tyrana, do wyst膮pienia przeciw naje藕d藕cy, pos艂a艅cowi i potomkowi Wielkiego W臋偶a. Aurieniccy rycerze zgin臋li, nieliczni opu艣cili Dalle, ale wyznawcy s艂onecznego boga wci膮偶 偶yli w obr臋bie mur贸w. Byli te偶 wyznawcy religii zwanej przez miejscowych gnossia, oni r贸wnie偶 wierzyli we wszechobecne si艂y ciemno艣ci. Szaleni prorocy i wys艂annicy niech臋tnych nowej w艂adzy – nie 艂atwo by艂o odr贸偶ni膰 jednego od drugiego. Ale wytyczne by艂y oczywiste: schwyta膰, odstawi膰 w r臋ce patrycjuszy. Potem znajdowano pod偶egaczy wisz膮cych na miejskiej szubienicy, czasem za艣 wystawionych na widok publiczny w klatce: popularna wida膰 kara w tym mie艣cie.
Kekhart jednak nie mia艂 ochoty oddawa膰 Rangulfa nikomu. Wola艂by pos艂ucha膰 wi臋cej jego s艂贸w. Przypomnia艂 sobie pierwsze spotkanie z Rijeshem – i drugie, w wizji, kiedy to nazwa艂 przysz艂ego kagana i ksi臋cia Urhan Wielkim W臋偶em. Czarna posta膰, olbrzymie skrzyd艂a, olbrzymie rogi. Smok.
Rijesh pos艂ugiwa艂 si臋 magi膮. Mia艂 w posiadaniu tajemnicze manuskrypty w elfim j臋zyku, w walce otacza艂a go b艂臋kitna aura, a na zgromadzeniu Kekhart rozmawiaj膮c z nim w cztery oczy pozna艂 symptomy, kt贸re widzia艂 u Takhira: wo艅 powietrza po burzy i krew ciekn膮c膮 z nozdrzy. Rijesh nie m贸g艂 urodzi膰 si臋 w naturalny spos贸b, trudno by艂oby wyobrazi膰 sobie jakikolwiek stosunek smokowca z nie-smokowcem, trudniej jeszcze potomstwo zdolne prze偶y膰. Musia艂 by膰 dzie艂em magii, mo偶e nawet…
…s艂owo „b贸g” majaczy艂o Kekhartowi w g艂owie, nieustannie, od pierwszego spotkania na stepie. Niedorzeczne s艂owo. „Demon” by艂o o wiele 艂atwiejsze.
– Zostaw ty go, Murad.
– Pic chcia艂em – odburkn膮艂 rozb贸jnik. – Ma艂o rozrywek ostatnio, ten przeszkadza, to by艣my si臋 zabawili…
„Ma艂o rozrywek” – pomy艣la艂 Kekhart – „A kto nocami po mie艣cie chodzi, nad ranem wraca, odrapany, pachn膮cy krwi膮?”
– Murad, ja ci rozkazuje, odst膮p.
– Jak sobie dow贸dca 偶yczy – prychn膮艂 m臋偶czyzna, siadaj膮c z powrotem i z wielk膮 niech臋ci膮 patrz膮c na jednonogiego m臋偶czyzn臋 z p贸艂nocy i s艂uchaj膮cego go z zainteresowaniem Gaspara.
Jego towarzyszka broni nachyli艂a si臋 i szepn臋艂a mu co艣 do ucha. Niedobrze. Na bog贸w, byli rozb贸jnicy coraz wi臋kszym stawali si臋 problemem i spuszczanie ich z oczu nie by艂o najlepszym pomys艂em... Kilka dni temu Murad zaczepi艂 na rynku Sheker, t臋 sam膮 艣liczn膮 uzdrowicielk臋, kt贸ra opiekowa艂a si臋 Arthanem i kt贸rej mieszaniec zamierza艂 chyba po艣wi臋ci膰 wi臋cej uwagi. Murad tego nie wiedzia艂. Dla Murada m艂oda szamanka by艂a kolejn膮 kobiet膮, kt贸r膮 mo偶na bezkarnie przytrzyma膰 za warkocz i chwyci膰 za po艣ladki, nie wa偶ne, 偶e swoja, nie wa偶ne, 偶e szamanka. Z ni膮 liczy艂 na sw贸j pi臋kny, by艂o-nie by艂o, u艣miech – nie zadzia艂a艂o. Dziewczyna zagrozi艂a mu gniewem duch贸w. Rozb贸jnik chyba nie wierzy艂 w szama艅skie kl膮twy, bo tylko zarechota艂 obrzydliwie, obj膮艂 j膮 w pasie i przyci膮gn膮艂 do siebie. W bia艂y dzie艅, na oczach dallejczyk贸w, kt贸rzy chyba uznali to za normalne orcze zaloty. Poniek膮d mieli racj臋, ale tylko poniek膮d.
A Arthan zrobi艂 dok艂adnie to, co le偶a艂o w jego naturze: spr贸bowa艂 spe艂ni膰 gro藕b臋 z ma艂ego miasteczka na p贸艂nocy p贸艂wyspu. Nieszczeg贸lnie przejmowa艂 si臋 ledwo co wygojonymi ranami. Trzeba by艂o walcz膮cych m臋偶czyzn rozdziela膰 si艂膮, 偶eby si臋 nie pozabijali, trzeba by艂o ich obu napoi膰 winem zaprawionym uspokajaj膮cymi zio艂ami i mie膰 nieustannie na oku. Co by艂o trudne, bo Muradowi nie w smak by艂o towarzystwo i coraz cz臋艣ciej to okazywa艂, coraz cz臋艣ciej znika艂 z dw贸jk膮 swoich pozosta艂ych przy 偶yciu kompan贸w. To musia艂o si臋 藕le sko艅czy膰. Na miejskiej szubienicy zako艅czy艂o ju偶 swoje 偶ycie paru ork贸w – Murad mia艂 wi臋cej szcz臋艣cia, ni偶 oni.
– I co nam radzisz? – spyta艂 tymczasem Gaspar, przysuwaj膮c sobie sto艂ek i siadaj膮c naprzeciw Rangulfa.
Ten za艣mia艂 si臋 tylko.
– Nie radz臋 wam nic. Tylko ostrzegam. Nie idziecie dobr膮 drog膮. Mo偶e idziecie konieczn膮.
– Tak膮 drog膮 my idziemy, jaka nam odpowiada. My wolni jeste艣my, robimy, co chcemy. A ty opowiedz wi臋cej... – zacz膮艂, ale nie dane mu by艂o doko艅czy膰 pytania
Drzwi karczmy otwar艂y si臋 i do wn臋trza wesz艂a kolejna grupa wojownik贸w: nie urha艅skich 偶o艂nierzy, a koczownik贸w ze stepu, samych ork贸w, cho膰 z r贸偶nych plemion. Zatrzymali si臋 po艣rodku sali, mierz膮c wzrokiem tych, kt贸rzy ju偶 tu byli: Kekharta z podkomendnymi i jednonogiego pirata z p贸艂nocy. Zapad艂a cisza, a oczy jednego z nowoprzyby艂ych zal艣ni艂y, gdy tylko rozpozna艂y, na kogo natkn臋li si臋 w karczmie.
– Patrzcie no, 艣mieci! – wykrzykn膮艂 ork, ten sam cz艂onek plemienia P艂owych Lis贸w, kt贸ry na zgromadzeniu oskar偶a艂 Arthana o napastowanie jego siostry. – No i my si臋 znowu spotykamy – u艣miechn膮艂 si臋 szeroko, pokazuj膮c, 偶e mo偶e dolne k艂y ma okaza艂e, jak na porz膮dnego orka przysta艂o, ale brakuje mu jednego trzonowca. – Wynocha st膮d, gnidy, teraz my tu pijemy!
– Znajomi, h臋? – spyta艂 Rangulf, 艂ypi膮c okiem na przybysz贸w, na siedz膮cego przy nim Gaspara, na pozosta艂ych.
– Bardzo dobrzy... – mrukn膮艂 pie艣niarz, ze艣lizguj膮c si臋 ze sto艂u, – Ej, ty! – warkn膮艂 do m臋偶czyzny z P艂owych Lis贸w. – My nie wyr贸wnane rachunki mamy!
– Z tob膮. I z tym parchatym mu艂em. Ale jak grzecznie wyjdziecie, mo偶e was bez szwanku pu艣cimy.
– O niedoczekanie twoje. My nie tch贸rze, nie, Arthan?
Mieszaniec nie nale偶a艂 do os贸b, kt贸re pozwala艂y si臋 obra偶a膰, ani do os贸b stroni膮cych od bitki. Wsta艂 ze swojego sto艂ka spokojnie, ale z zaci臋t膮 min膮, m贸wi膮c膮, 偶e nie zamierza si臋 wyprosi膰.
– A mamy – zgodzi艂 si臋. – No dalej, ty chcesz mnie, to ja jestem.
– A ja my艣la艂em, 偶e ty si臋 za szamana plecami chowasz...
– To 偶e艣 藕le my艣la艂 – mieszaniec post膮pi艂 jeszcze kilka krok贸w do przodu. – No chod藕.
Rozb贸jniczka, towarzyszka Murada popatrzy艂a na obu swoich kompan贸w.
– Zmywamy si臋 –mrukn臋艂a. – Nic tu po nas.
– Zostajecie – oznajmi艂 twardo Kekhart, sam wstaj膮c. Larha, Temur i Serik uczynili to samo.
– Bo co? – zbuntowa艂a si臋 kobieta. – Nie nasza walka. W sumie – walka tych dw贸ch, a nam nic do tego.
– Tch贸rzliwa suka – warkn膮艂 w jej kierunku Temur.
Popatrzy艂a na艅 z nienawi艣ci膮. Nos, z艂amany w pa艂acu, zr贸s艂 si臋 krzywo, odbieraj膮c rozb贸jniczce resztki w膮tpliwego i tak uroku.
– W rzyci to mam. I ciebie, 艣mieciu.
Kowal chcia艂 cos odpowiedzie膰, ale Serik szarpn膮艂 go za rami臋.
– Jej to ju偶 daj spok贸j. Oni nie z nami. Niech oni id膮. To nie bitwa, to b贸jka zwyk艂a.
Mia艂 racj臋, ale s艂uchaj膮c tych s艂贸w i widz膮c, jak tr贸jka by艂ych skaza艅c贸w gotuje si臋 do odej艣cia, Kekhart czu艂 w艣ciek艂o艣膰. Na nich, na brak lojalno艣ci i wi臋zi, na siebie, za to, 偶e nie mo偶e si臋 tej tr贸jce przeciwstawi膰, 偶e zaledwie toleruj膮 go jako dow贸dc臋.
Po艣rodku sali dw贸ch m臋偶czyzn, ork pe艂nej krwi i p贸艂-ludzki mieszaniec, mierzy艂o si臋 wzrokiem, oceniaj膮c swoje szanse. Za plecami wojownika z P艂owych Lis贸w jego kompani tylko czekali na pocz膮tek bitki, przypatrywali si臋 pozosta艂ym przeciwnikom, oceniaj膮c ich mo偶liwo艣ci. Gdy Murad i dw贸jka jego towarzyszy zbli偶yli si臋 do drzwi, kto艣 szarpn膮艂 Lavijczyka za rami臋.
– A dok膮d to, czupryno s艂omiana? Uciekacie? Tch贸rzycie?
– Ej, ja znam ich! Oni nam w tamtej dziurze 艂upy sprzed nosa zgarn臋li! – doda艂 kto艣 inny.
Murad, widz膮c, 偶e ju偶 nie unikn膮 walki, uderzy艂 najbli偶szego orka 艂okciem w twarz.
W tym samym momencie Arthan i m臋偶czyzna z P艂owych Lis贸w skoczyli ku sobie, splataj膮c si臋 w u艣cisku. Kto艣 chwyci艂 艂aw臋, by u偶y膰 jej jako prowizorycznej broni, kto艣 nawet si臋gn膮艂 po n贸偶. Kto艣 chwyci艂 kufel stoj膮cy przy stoliku Rangulfa. M臋偶czyzna z p贸艂nocy zakl膮艂 tylko i usun膮艂 si臋.
Nie jego walka. Nie jemu decydowa膰 o niesnaskach mi臋dzy poddanymi W艂adcy Ciemno艣ci.
Ale o tych s艂owach ani o samym Rangulfie Kekhart ju偶 nie my艣la艂, rzucaj膮c si臋 w wir walki, zapominaj膮c nawet o jej bezsensie. Powinien mo偶e opanowa膰 sytuacj臋, powstrzyma膰 b贸jk臋, ale obie strony i tak nie zwr贸ci艂yby uwagi na jego starania.
Z b贸jki obie strony wysz艂y poharatane, ale oby艂o si臋 bez zabitych i ran powa偶niejszych, ni偶 podbite oczy, kilka wybitych z臋b贸w i wykr臋cone r臋ce. Poniek膮d by艂o to zas艂ug膮 nie samych uczestnik贸w, a stra偶y miejskiej, kt贸ra zjawi艂a si臋 pr臋dko i zmusi艂a przybysz贸w z Urhan i stepu do przerwania burdy i ucieczki. Nikt nie chcia艂 trafi膰 do miejskiego wi臋zienia, a teraz tak偶e i oni podlegali miejskiemu prawu – i Dallejczycy przypominali im o tym na ka偶dym kroku. Nie, nie jeste艣cie bezkarni. Pami臋tacie, tych, kt贸rzy stracili ju偶 偶ycie? Nie prowokujcie losu. Nie wy tu rz膮dzicie, cho膰 mo偶e rz膮dzi wasz pan.
Jeszcze jeden efekt mia艂a ta b贸jka: Arthan zgubi艂 n贸偶. Ten sam elfiej roboty n贸偶 my艣liwski, z kt贸rym przyby艂 do Urhan jako dziecko i z kt贸rym nie rozstawa艂 si臋 nigdy. Kekhart przypuszcza艂, 偶e mieszaniec zabra艂 go jakiemu艣 elfowi, kt贸remu艣 z tych, kt贸rzy go skrzywdzili. Ale teraz n贸偶 przepad艂 i nie uda艂o si臋 go znale藕膰.
***
Dni w Dalle przeci膮gn臋艂y si臋 w tygodnie, tygodnie za艣 w miesi膮ce. Min臋艂a jesie艅 i nadesz艂a zima: nie tak mro藕na, jak na stepach, szara za to i d偶d偶ysta. Przesilenie zimowe nadesz艂o, 艣wi臋towane w Dalle r贸wnie hucznie, jak i w Urhan, cho膰 tutaj 艣wi臋to stanowi艂o tez okazje do pokazania, jak poszczeg贸lne religie i 艣wi膮tynie rywalizuj膮 mi臋dzy sob膮 i pr贸buj膮 pokaza膰 mieszka艅com, 偶e znaj膮 prawdziwy pow贸d 艣wi臋towania. Aurienici, najmniej liczni i os艂abieni po wyje藕dzie rycerzy zakonnych, najbardziej rzucali si臋 w oczy, wykorzystali bowiem przesilenie jako okazj臋 do demonstracji i pr贸by pokazania protektora jako wcielania z艂a. Okre艣lenie „W艂adca Ciemno艣ci” wydawa艂o si臋 przyj膮膰 i u偶ywano go coraz cz臋艣ciej. Bogowie tylko wiedzieli, czy to rzeczywi艣cie ludzie z p贸艂nocy tacy jak Rangulf wpadli na nie pierwsi, czy wyznawcy Auriena, czy kto inny. Nie by艂o to szczeg贸lnie istotne, cz臋艣膰 Dallejczyk贸w da艂a si臋 przekona膰.
Oczywi艣cie, podj臋to wszelkie 艣rodki, by protektora przedstawi膰 w korzystnym 艣wietle. Patrycjusze, kt贸rym na r臋k臋 by艂a nowa w艂adza, nie szcz臋dzili pieni臋dzy na o艣lepiaj膮c膮 opraw臋 dla uroczysto艣ci, jaka odby艂a si臋 w dniu Przesilenia na placu przed pa艂acem cesarskim. Zatrudniono mag贸w i alchemik贸w, by u艣wietnili 艣wi臋to pokazem czego艣, co nazywano „sztucznymi ogniami”, zatrudniono najlepszych muzyk贸w, tancerzy i aktor贸w, wytoczono setki beczek wina. Najwy偶szy kap艂an Ouvarosa osobi艣cie z艂o偶y艂 zwyczajow膮 ofiar臋 z bia艂ego byka, wznosz膮c mod艂y o pomy艣lno艣膰 dla miasta i jego w艂adcy. Czy偶 przybysz ze Shnai’ar nie zosta艂 obdarzony m膮dro艣ci膮 Ojca Bog贸w, czy偶 smokowcy za najwy偶sz膮 z cn贸t nie uznaj膮 wiedzy? Czy偶 Rijesh nie by艂 m臋drcem, nim zosta艂 kr贸lem, w ko艅cu uczy艂 si臋 kontrolowa膰 magiczn膮 moc w dalekim Raz茅, gdzie wznosi si臋 najwi臋kszy uniwersytet na ca艂ym kontynencie. Nie nale偶y zapomina膰, 偶e smok jest symbolem wiedzy, wiedzy kosmicznej, wiedzy samego Ouvarosa. Wiedzy i m膮dro艣ci potrzeba Dalle, kt贸re – tu s臋dziwy, odziany w biel, z艂oto i klejnoty kap艂an sw膮 lask膮 w o艂tarz tak mocno, 偶e niemal z艂ama艂o si臋 kosztowne drewno – w swej gnu艣no艣ci i chciwo艣ci zapomnia艂o o nich i coraz bardziej osuwa si臋 w moce ciemno艣ci. I ciemno艣膰 panowa艂a nad miastem, a偶 Ojciec Bog贸w zechcia艂 przys艂a膰 wybawc臋, kt贸ry przyni贸s艂 ze sob膮 kaganek wiedzy, rozumn膮 w艂adz臋, pogodzi艂 sk艂贸conych patrycjuszy i zapewni艂 miastu wewn臋trzny spok贸j.
Rijesh obserwowa艂 ca艂y ten pokaz na swoj膮 cze艣膰 z balkonu jednego z miejskich pa艂ac贸w, ofiarowanego mu przez patrycjuszy po tym, jak protektor Dalle odm贸wi艂 zamieszkania w dawnej siedzibie cesarzy. Na balkonie towarzyszy艂y mu tylko dwie osoby: smokowiec w czarnych, kap艂a艅skich szatach i czarnosk贸ra kobieta, elfka z po艂udniowego kontynentu, kt贸ra po uwolnieniu pozosta艂a przy boku nowego pana. Czasem widywano ich oboje na ulicach miasta. Elfka sz艂a za Rijeshem w milczeniu, d藕wi臋cza艂y tylko dzwoneczki dooko艂a jej kostek. Protektor Dalle, m贸wiono, nie ufa艂 skrytob贸jczyni nawet kupiwszy jej wolno艣膰. Ciekawe, 偶artowali niekt贸rzy, czy i w jego 艂o偶u tak podzwania tymi bransoletami, bo nie w膮tpili, 偶e osobnik nazwany W艂adc膮 Ciemno艣ci uczyni艂 kobiet臋 swoj膮 kochank膮. By艂oby dziwne, gdyby tego nie zrobi艂, 偶al zmarnowa膰 taki potencja艂, smuk艂e i gibkie cia艂o dzikiego kota, dla kt贸rego nazywano elfk臋 Panter膮, cho膰 ona Rijeshowi poda艂a imi臋 K’Nai. No i tylko W艂adca Ciemno艣ci musia艂 mie膰 do艣膰 odwagi, by zbli偶y膰 si臋 do takiej istoty, demona z samego serca po艂udniowego l膮du, wied藕my z Obsydianowego Miasta. Przecie偶 kiedy z艂apano j膮 podczas pr贸by zamachu, gdy przekonano si臋, 偶e jest pi臋kn膮 kobiet膮 nikt jej nie tkn膮艂 – ze strachu. Rijesh nie ba艂 si臋 zdj膮膰 jej kajdan i bra膰 j膮 wsz臋dzie ze sob膮, nie ba艂 si臋 wi臋c te偶 jej cia艂a i kl膮tw. Nekromanta i zab贸jczyni. Idealna para.
„Chocia偶 oni” – my艣la艂 Kekhart z gorycz膮, ilekro膰 powtarzano przy nim plotki i tak samo pomy艣la艂, widz膮c Rijesha i czarn膮 elfk臋 na balkonie, przypatruj膮cych si臋 widowisku, jakie urz膮dzono by uczci膰 Przesilenie. My艣la艂 o tym, patrz膮c na Temura, bezskutecznie pr贸buj膮cego udobrucha膰 Larh臋 i na Arthana, zdruzgotanego po tym, jak Sheker odrzuci艂a jego zaloty. My艣la艂 o tym w bezsenne, samotne noce, kiedy nas艂uchiwa艂 deszczu b臋bni膮cego o dach i zastanawia艂 si臋, gdzie mo偶e podziewa膰 si臋 Takhir.
Dalle by艂o pi臋kne nawet i w ponur膮 zim臋, musia艂o cudownie wygl膮da膰 wiosn膮 i w 艣rodku lata, gdy rozkwita艂y jego ogrody. Tym bardziej przy wszystkich wspania艂o艣ciach, kt贸re mog艂o zaoferowa膰, wywo艂ywa艂o nieokre艣lony b贸l i poczucie pustki, silniejsze nawet ni偶 to, kt贸re Kekhart czu艂 t臋skni膮c w Urhan za otwartym stepowym niebem.
W Dalle szczera mi艂o艣膰 wi臋d艂a, a ta p艂atna kwit艂a bezwstydnie, nie ukrywaj膮c si臋 nawet. Rangulf, okaleczony pirat, kt贸ry znalaz艂 w dawnej stolicy cesarstwa Anorii nowy dom i prac臋 w przemycie, pokaza艂 przybyszom z Urhan pewien przybytek. Kekhart sam nie wiedzia艂, jakim cudem da艂 si臋 nam贸wi膰 na t臋 wypraw臋 gro偶膮c膮 b膮d藕 co b膮d藕 upokorzeniem. Ale gdy i Rangulf, i Gaspar, i Serik, i Temur – Arthan w tym okresie ci膮gle ugania艂 si臋 za Bia艂膮 Szamank膮 – znikn臋li ju偶 z dolnej Sali lokalu, w艂a艣cicielka, czarna i oty艂a, spyta艂a zaskoczonego tak膮 otwarto艣ci膮 Kekharta, czy skoro nie wybra艂 dziewczyny, 偶yczy sobie ch艂opca. Nie, 偶eby takie rzeczy nie zdarza艂y si臋 w Urhan, ale nigdy, nigdy tak jawnie. I gdy Kekhart milcza艂, zaskoczony, kobieta wezwa艂a stworzenie o sk贸rze koloru miodu i oczach 艂ani, stworzenie, kt贸re zaiste, mo偶na nazwa膰 ch艂opcem – ale nie m臋偶czyzn膮. Stworzenie tak niepodobne do wszystkich m臋偶czyzn, z kt贸rymi Kekhart by艂, 偶e jedyn膮 reakcj膮, jaka przysz艂a mu do g艂owy by艂a natychmiastowa ucieczka. Od wypitego alkoholu i od obrzydzenia sam膮 my艣l膮, 偶e m贸g艂by zbli偶y膰 si臋 do tego… dziecka… 偶o艂膮dek podszed艂 mu do gard艂a i noc Kekhart sko艅czy艂 wymiotuj膮c w zau艂ku.
Widzia艂 wiele takich scen. Str臋czyciele w Dalle nie mieli wielkich opor贸w przed sprzedawaniem dzieci, a w艂adze miasta przymyka艂y na to oko. Czasem nawet skrycie pochwala艂y: m贸wiono, 偶e jeden z patrycjuszy utrzymuje ca艂y harem ch艂opc贸w i dziewcz膮t, kt贸rych skupuje od ubogich rodzic贸w i sprzedaje do burdeli, gdy tylko zaczynaj膮 im rosn膮膰 w艂osy na ciele.
Najwy偶szy kap艂an Ouvarosa mia艂 racj臋, Dalle pogr膮偶y艂o si臋 w ciemno艣ciach i potrzebowa艂o kogo艣, kto je oczy艣ci, cho膰by i ogniem.
Tancerze wirowali, sztuczne ognie strzela艂y pod ciemniej膮cym niebem, wino la艂o si臋 strumieniami. Najd艂u偶sza noc w roku, noc 艣miertelnej walki bog贸w z Wielkim W臋偶em, trwa艂a w najlepsze. Protektor znikn膮艂 w pa艂acu wraz ze swym doradc膮 i wyzwolon膮 skrytob贸jczyni膮. Arystokraci jeszcze chwil臋 obserwowali pokaz, po czym sami udali si臋 na prywatne uczty. Miasto poma艂u pogr膮偶a艂o si臋 w 艣wi膮tecznym rozpr臋偶eniu.
Jedna z wiruj膮cych na wysokiej scenie tancerek mia艂a oczy pociemnia艂e od jakiego艣 narkotyku. W ekstazie zerwa艂a z siebie sukni臋 i ta艅czy艂a teraz odziana tylko w kaskady z艂otych 艂a艅cuszk贸w. Osun臋艂a si臋 na kolana, wygi臋艂a cia艂o w 艂uk i odrzuciwszy g艂ow臋 w ty艂, pocz臋艂a porusza膰 si臋 rytmicznie, jakby oddawa艂a si臋 niewidzialnemu kochankowi. W t艂umie kto艣 krzykn膮艂 dono艣nie na ten widok, kilku m臋偶czyzn, i miejscowych ludzi, i ork贸w, rzuci艂o si臋 w podnieceniu do sceny. Odepchn臋li ich stra偶nicy.
Kekhart czu艂, jak wali mu serce. Przypomnia艂 sobie podobny chaos i ekstaz臋 – fina艂 zgromadzenia plemion, kulminacj臋 napi臋cia towarzysz膮cego walce o tytu艂 kagana. Przypomnia艂 sobie w艂asne podniecenie podczas tej walki, gor膮co ust Takhira przy swoim uchu. Przypomnia艂 sobie – i zadr偶a艂, bo teraz podniecenie zn贸w go ogarnia艂o, nie by艂o jednak w pobli偶u nikogo, kto m贸g艂by je zaspokoi膰.
Kolejna tancerka upad艂a, wij膮c si臋 w ekstazie, krzycz膮c zapewne, cho膰 muzyka t艂umi艂a jej g艂os. Jacy bogowie zeszli w t臋 noc do Dalle, sp贸艂kowa膰 z kobietami? Czy kap艂an Ouvarosa, ostrzegaj膮cy przed upadkiem i demonami wiedzia艂 o tym? Wiedzieli aurienici, jeden z nich ju偶 od kilku dni stawa艂 na rynku, ostrzegaj膮c przed wyst臋pkiem, jaki przyniesie 艣wi臋to – ju偶 samo obchodzenie go ku czci W艂adcy Ciemno艣ci jest zbrodni膮. Nie mo偶na czci膰 Wielkiego W臋偶a, nie w niebezpieczn膮 najd艂u偶sz膮 noc roku…
Nikt nie przejmowa艂 si臋 tymi kazaniami, a na pewno nie ci, kt贸rzy teraz znikali w zau艂kach, m臋偶czy藕ni i kobiety splatali si臋 w ta艅cu, a potem w mi艂osnym akcie.
Podniecenie bola艂o, a tancerki przykuwa艂y wzrok. Kekhart nie my艣la艂 nigdy, 偶e nagie kobiety, ludzkie w dodatku, zadzia艂aj膮 na niego w ten spos贸b… lecz to zn贸w by艂a zazdro艣膰. W g艂臋bi umys艂u rodzi艂a si臋 fantazja o Takhirze u偶ywaj膮cym swoich mocy by przyj艣膰 do niego tak, jak b贸stwa i duchy przybywa艂y do kobiet na scenie.
Poczu艂, 偶e huczy mu w g艂owie, wzrok robi si臋 m臋tny. Uciec. Uciec z placu. Min膮膰 bawi膮cy si臋 t艂um, pary splecone pod 艣cianami w w膮skich uliczkach, bijatyk臋, stra偶nik贸w, aurienit臋 krzycz膮cego o nadchodz膮cej boskiej karze, wieszcz膮cego 艣mier膰 W艂adcy Ciemno艣ci i wszystkich jego potwornych poddanych. Dotrze膰, potykaj膮c si臋, do starego magazynu przerobionego na koszary, w kt贸rym mieszkali. Przywrze膰 g艂ow膮 do zimnego muru, poczu膰, jak krew w skroniach si臋 uspokaja – i przekl膮膰 reszt臋 cia艂a, kt贸ra uspokoi膰 si臋 nie mog艂a.
Takhir, gdzie jeste艣, Takhit, potrzebuj臋 ci臋, pragn臋 ci臋, teraz tak bardzo, 偶e a偶 boli…
Z wn臋trza budynku dobieg艂y Kekharta gniewne krzyki. Podni贸s艂 g艂ow臋, odzyskuj膮c na moment przytomno艣膰 umys艂u. Pozna艂 kobiecy g艂os: Larha.
– Ty 偶a艂osny fiucie! Ty skurwysynu! Wyno艣 si臋! Wyno艣 si臋 i nie wracaj! Nie chc臋 ci臋 na oczy widzie膰, 艣mieciu!
„Larha, na duchy, co si臋 sta艂o…”
Ruszy艂 w stron臋 wej艣cia do budynku i zatrzyma艂 si臋, gdy tu偶 przed nim gwa艂townie rozwar艂y si臋 drzwi. Temur wybieg艂 na ulic臋, przystan膮艂, spojrza艂 do wn臋trza z gniewem i b贸lem w oczach. Przez moment wygl膮da艂, jakby zastanawia艂 si臋 co w艂a艣ciwie powiedzie膰.
– I tak ci臋 nie potrzebuj臋, suko. Ka偶da inna mi da to, czego ty nie chcesz! – warkn膮艂 w ko艅cu i odbieg艂 w noc.
呕a艂osny, zaiste, 偶a艂osny.
Kekhart pokr臋ci艂 g艂ow膮 i wszed艂 do 艣rodka. Larha musia艂a si臋 gdzie艣 zamkn膮膰, bo us艂ysza艂 trzaskaj膮ce drzwi. Ruszy艂 w g艂膮b budynku, chc膮c j膮 znale藕膰, porozmawia膰, spr贸bowa膰 uspokoi膰…
Przeszkodzono mu. Przeszkodzi艂a mu osoba, kt贸ra nieoczekiwanie wy艂oni艂a si臋 przed nim z mroku – a my艣la艂, 偶e poza Larh膮 i nim nikogo w koszarach nie ma.
W nik艂ym 艣wietle wpadaj膮cym przez okno jasnoszara sk贸ra m臋偶czyzny l艣ni艂a jak srebro. G臋sta, czarna grzywa w艂os贸w opada艂a na szerokie, obna偶one barki. R臋ce splata艂y si臋 na pi臋knie ukszta艂towanej piersi, a usta rozwiera艂y si臋, prezentuj膮c w u艣miechu wszystkie z臋by. Jedyne oko l艣ni艂o gor膮czkowo – jam臋 po drugim zas艂ania艂a czarna ta艣ma.
Kekhart zamar艂. Nie spodziewa艂 si臋 zasta膰 tu Murada, p贸艂nagiego i wyzywaj膮cego.
Nerwowo obliza艂 wargi. Niemal st艂umione po偶膮danie wr贸ci艂o jak pot臋偶na fala.
– Czujesz si臋 samotny, m贸j dow贸dco? – spyta艂 rozb贸jnik, odrywaj膮c plecy od 艣ciany i podchodz膮c bli偶ej.
Kekhart czu艂, 偶e dr偶膮 mu r臋ce. Na bog贸w, mia艂 racje podejrzewaj膮c 偶e Murad…
– Wiem, czym jeste艣, to wida膰. Nie musisz si臋 obawia膰, wiesz?
Bli偶ej, bli偶ej. B艂ysk z臋b贸w, b艂ysk oka, zapach i ciep艂o cia艂a. Wyci膮gni臋ta d艂o艅 po艂o偶ona na klatce piersiowej pod obojczykami, przesuwaj膮ca si臋, ni偶ej i ni偶ej…
Krew zn贸w zacz臋艂a hucze膰 w skroniach. Kekhart wyda艂 z siebie odg艂os mi臋dzy j臋kiem i warkotem. Nie panowa艂 nad sob膮… to po偶膮danie kontrolowa艂o jego… i Murad…
To by艂o jak nag艂e odkrycie, jak cios no偶a. To nie tylko po偶膮danie. To pragnienie kontroli, upokorzenie. Dla os贸b takich jak Murad zbli偶enie z kim艣 to upokorzenie go, pokazanie swojej w艂adzy. Posi膮艣膰 m臋偶czyzn臋 to poni偶y膰 go, zdegradowa膰, zha艅bi膰. Posi膮艣膰 w艂asnego dow贸dc臋…
„O nie” – pomy艣la艂, czuj膮c narastaj膮cy gniew. „O nie, na to ja tobie nie pozwol臋… Jak ty chcesz ustali膰, kt贸ry z nas rz膮dzi, to ja tobie poka偶臋…”
Warkn膮艂 g艂o艣no, gwa艂townie skoczy艂 na Murada, powalaj膮c go na ziemi臋. Kot艂owali si臋, szarpi膮c za w艂osy, za ubrania, wgryzaj膮c si臋 w cia艂o a偶 do krwi. Nigdy dot膮d Kekhart nie walczy艂 z tak膮 zaciek艂o艣ci膮, jakby wszystko zale偶a艂o od wyniku tego starcia. I w ko艅cu uda艂o mu si臋 przewr贸ci膰 przeciwnika, wykr臋ci膰 mu r臋k臋 i przywrze膰 do plec贸w.
– Nigdy… – warkn膮艂 Muradowi do ucha, szarpi膮c si臋 z jego spodniami i w艂asnym pasem. – Nigdy… wi臋cej… nie… zakwestionujesz… mojego… dow贸dztwa…
***
Nie spa艂. Le偶膮c na wznak i patrz膮c w belki sufitu zastanawia艂 si臋, jak z艂e by艂o to, co uczyni艂. Na ile by艂o gwa艂tem. Ci膮gle czu艂 smak krwi Murada i zapach jego cia艂a, mia艂 wra偶enie, 偶e przesi膮k艂 nimi na wylot, cho膰 po wszystkim bez s艂owa zostawi艂 rozb贸jnika i uda艂 si臋 do studni, umy膰 si臋.
Nie pomog艂o. Czu艂 si臋 brudny, czu艂 gorzki smak w ustach.
Murad te偶 nie powiedzia艂 nic. Wsta艂, zapi膮艂 ubranie i odszed艂, nie j臋kn膮wszy nawet, cho膰 jego krok dobitnie dawa艂 zna膰 o b贸lu.
Bogowie, z nienawi艣ci zrobi膰 to, co zwykle robi艂o si臋 z mi艂o艣ci...
Na ile to by艂 gwa艂t? Murad chcia艂 go poni偶y膰, Kekhart tylko odwr贸ci艂 role, pokaza艂 podkomendnemu jego miejsce. Powinien jednak by艂 zrobi膰 to ju偶 dawno temu i w inny spos贸b. Powinien by艂 wyzwa膰 Murada na pojedynek jeszcze w Urhan, zamiast bra膰 go w koszarach w Dalle… Przecie偶 obiecywa艂 sobie, 偶e go nie tknie…
To by艂o 艣wi臋to, odwr贸cenie porz膮dku, chaos, rozpr臋偶enie i ekstaza, nagie tancerki na oczach wszystkich oddaj膮ce si臋 niewidzialnym kochankom, zbyt silne podniecenie, pal膮cy gniew…
…to nie by艂o 偶adne wyt艂umaczenie.
I Takhir. Jak po tym wszystkim b臋dzie m贸g艂 spojrze膰 mu w oczy? Co mu powie? Gdyby skorzysta艂 z us艂ug kt贸rego艣 z burdeli – czu艂by si臋 podle. To… to by艂o gorsze. O wiele.
Nie m贸g艂 zasn膮膰. Nie wiedzia艂 nawet, czy chce.
Skrzypn臋艂y drzwi wej艣ciowe. Kto艣 wszed艂 do koszar chwiejnym, niepewnym krokiem. Pewnie pijany. Jak wszyscy w t臋 przekl臋t膮 noc. Stukn膮艂 jaki艣 mebel, zatrzeszcza艂o krzes艂o, na kt贸re przybysz musia艂 opa艣膰.
Kekhart le偶a艂 jeszcze przez moment, nas艂uchuj膮c. Czu艂 niepok贸j, wywo艂any przede wszystkim w艂asnym post臋pkiem, mo偶e w tym stanie zaj臋cie si臋 kim艣 innym odgoni cho膰 troch臋 nieprzyjemnych my艣li.
W sali, kt贸ra by艂a dla nich czasem miejscem spotka艅, czasem jadalni膮 dostrzeg艂 posta膰 siedz膮c膮 na krze艣le, zgarbion膮, oddychaj膮c膮 po艣piesznie. Czarna sylwetka na tle panuj膮cego w pomieszczeniu mroku i szarzej膮cego nieba widocznego za oknem. Ci臋偶ki oddech, zapach krwi.
– Hej, w porz膮dku? – spyta艂 Kekhart zbli偶aj膮c si臋 i zapalaj膮c 艣wiec臋.
Siedz膮cy m臋偶czyzna podni贸s艂 twarz. Temur. Temur przera偶ony, pokryty czerwonymi plamami, z twarz膮 rozoran膮 paznokciami.
Niewiele tej krwi by艂o jego – tylko ta, kt贸ra wyp艂yn臋艂a z zadrapa艅. Reszta, na jego d艂oniach, ubraniu, twarzy, nale偶a艂a do innej osoby.
Popatrzy艂 na Kekharta przera偶ony.
– Co ja zrobi艂em... – wydusi艂 z siebie, spogl膮daj膮c to na przyjaciela, to na swoje zakrwawione r臋ce. – Co ja zrobi艂em... Bogowie, dobrzy bogowie, co ja zrobi艂em...
To nie b贸jka w zau艂ku, nie po prostu zabicie przeciwnika. Tym by si臋 Temur nie przej膮艂. To by艂o co艣... gorszego. Du偶o gorszego.
艢lady paznokci na jego twarzy nie by艂y zbyt g艂臋bokie, a poza zapachem krwi Kekhart wyczuwa艂 jeszcze jedn膮 wo艅: s艂odki zapach kwiat贸w, drogie perfumy, uwielbiane przez dallejskie kobiety.
***
Pierwszy szok min膮艂 i Temur poszed艂 zmy膰 z siebie krew. Robi艂 to d艂ugo, z zaci臋t膮 twarz膮, nie odzywaj膮c si臋. Kekhart obserwowa艂 go, zastanawiaj膮c si臋, czy przed kilkoma godzinami wygl膮da艂 podobnie, pr贸buj膮c zmy膰 z siebie nie tyle fizyczne, co duchowe zanieczyszczenie.
Ale Temur zabi艂. Krew m贸wi艂a wszystko.
– A ty czego si臋 gapisz, Kekhart? – warkn膮艂 kowal odwracaj膮c si臋. W艣ciek艂y. W艣ciek艂y na 艣wiat, jak powiedzia艂a kiedy艣 Larha.
– Co艣 ty zrobi艂?
– Nic.
– Akurat nic. Przed chwil膮 ty艣 sam m贸wi艂...
– I co z tego – wzruszy艂 ramionami. – To noc Przesilenia. Wiele rzeczy si臋 dzi艣 dzia艂o. Wielu ponios艂o.
– Ty kogo艣 zamordowa艂e艣.
– Dziwk臋. Ma艂a strata.
Kekhart zazgrzyta艂 a偶 z臋bami.
– Dziwk臋, nie dziwk臋, zamordowa艂e艣.
– Sama si臋 prosi艂a – mrukn膮艂 Temur, zak艂adaj膮c koszul臋. – Nie powinna mnie by艂a prowokowa膰. Kurwa. Kobiety w Dalle to kurwy.
– Larsze ty to powiedz...
Spojrza艂 na niego zimnym wzrokiem.
– Larha tyle samo winna. Zreszt膮, co mnie ta koby艂a obchodzi?
„On si臋 boi” – pomy艣la艂 Kekahrt. „On ca艂y czas boi si臋 tego, co on zrobi艂, siebie. Tak, jak w jego wiosce. On si臋 boi tego co on zrobi艂 i co si臋 z nim sta膰 mo偶e, udaje, 偶e nic si臋 nie sta艂o, ale on si臋 boi...”
– Temur. Powiedz ty, co si臋 sta艂o – rozkaza艂. Twardym tonem, nie znosz膮cym sprzeciwu. By艂 dow贸dc膮, pokaza艂 to w brutalny spos贸b Muradowi i nie zamierza艂 nikomu wi臋cej pozwoli膰 na kwestionowanie swojego autorytetu.
Odpowiedzia艂o mu prychni臋cie
– A co tu gada膰. Kobieta w zau艂ku, sama chcia艂a. To za ni膮 poszed艂em. A potem zmieni艂a zdanie. I sta艂o si臋. Tyle.
Ile l臋ku w jego g艂osie. Przed czynem i kar膮. Przed gniewem. Przed oskar偶eniami. Ale udawa艂, 偶e go nie czuje, 偶e wszystko jest w porz膮dku, a on jest tak膮 sam膮 kanali膮 jak Murad i jego kompani. Wymin膮艂 Kekharta i ruszy艂 w stron臋 swojego pos艂ania.
A Kekhart pozosta艂 sam, z jeszcze wi臋kszym niesmakiem, ni偶 wcze艣niej.
Obieca艂 swoim podw艂adnym, 偶e nie b臋dzie tolerowa艂 morderstw. Tak, zabijali – wszyscy – w walce. Niekt贸rzy pewnie i poza ni膮... ale 偶aden nie wr贸ci艂 po tym tak przera偶ony, 偶aden nie przyzna艂 si臋 wprost.
Co teraz? Odda膰 Temura stra偶y miejskiej, pokaza膰 poszanowanie dla prawa, dla zasad, kt贸re samemu si臋 wyznaczy艂o? Wyda膰 przyjaciela, z kt贸rym jest si臋 blisko od lat, przyjaciela, kt贸ry, owszem, pope艂ni艂 niejeden b艂膮d i doprowadzi艂 ju偶 do 艣mierci niewinnych os贸b, ale, na bog贸w, by艂 przyjacielem! I ba艂 si臋 tego, co zrobi艂, i pewnie sam nie m贸g艂 uwierzy膰, 偶e by艂 do tego zdolny…
I co zrobi膰 z w艂asnym uczynkiem?
Powinien z kim艣 porozmawia膰 o tym wszystkim, ale z kim? Z Larh膮, kt贸ra i tak nienawidzi艂a teraz by艂ego kochanka, a zaraz znienawidzi go bardziej? Kekharta te偶 znienawidzi, gdy ten opowie jej o Muradzie. Z pozosta艂ych – kto zrozumie? Bogowie… Takhir by poj膮艂. Takhirowi trudno by艂oby spojrze膰 w oczy, ale on by wys艂ucha艂, zrozumia艂 i da艂 rad臋. Takhir by艂 poza tym wszystkim – i by艂 daleko, zbyt daleko. Kekhart by艂 sam i by艂 sam, kiedy stra偶nicy zjawili si臋 w ko艅cu, dwa dni p贸藕niej, doskonale wiedz膮c, co si臋 sta艂o i kto jest sprawc膮 zbrodni.
***
O kobiecie zrobi艂o si臋 g艂o艣no ju偶 o poranku. Znaleziono j膮 w jednym z zau艂k贸w, nie jedyn膮 ofiar臋 艣wi膮tecznej nocy, lecz jedyn膮 tak wysoko urodzon膮. Kalia, c贸rka lorda Naldira ca Nedre, zgwa艂cona i zamordowana w samo Przesilenie przez jednego z naje藕d藕c贸w.
Towarzysz膮ce jej kobiety m贸wi艂y o jakim艣 orku id膮cym za nimi krok w krok, nie umia艂y jednak wyja艣ni膰, czemu si臋 z nimi rozsta艂a... Mo偶e 艣wi膮teczny nastr贸j udzieli艂 si臋 wszystkim patrycjuszowskim c贸rkom, mo偶e szuka艂y towarzyszy na jedn膮 noc, jak to cz臋sto zdarza艂o si臋 dallejskim szlachciankom. W ko艅cu nosi艂y maski z aksamitu, koronki i porcelany, maski, kt贸re mia艂y zapewni膰 im incognito... Mo偶e Kalia sama postanowi艂a p贸j艣膰 za orkiem, zafascynowana jego odmienno艣ci膮... lecz pope艂ni艂a b艂膮d. Jej towarzyszki us艂ysza艂y krzyk, ale przyby艂y za p贸藕no. Ten sam ork, kt贸ry je 艣ledzi艂, sta艂 nad cia艂em lady Kalii, a jego d艂onie plami艂a krew. Uciek艂, widz膮c obie kobiety.
Znaleziono n贸偶, urha艅ski, ze znakiem rzemie艣lnika na r臋koje艣ci. Widziano sprawc臋 uciekaj膮cego z miejsca zbrodni. Widziano Temura, jak wraca do koszar pokryty krwi膮. Drobiazgi posk艂ada艂y si臋 w ca艂o艣膰 i dallejska stra偶 zjawi艂a si臋 o 艣wicie, nie bawi膮c si臋 w wyja艣nienia i wyci膮gaj膮c winowajc臋 z jego w艂asnego 艂贸偶ka.
Zrobi艂 si臋 gwar, zbiegli si臋 wszyscy. Stra偶nicy urz膮dzili pokaz, wyci膮gaj膮c Temura na ulice, wykr臋caj膮c mu r臋ce tak mocno, 偶e a偶 musia艂 przygry藕膰 wargi z b贸lu.
Nie macie nad nami w艂adzy, naje藕d藕cy. My pilnujemy tu porz膮dku, wasz pan uszanowa艂 nasze prawo i to prawo stoi ponad wami.
Zbiegli si臋 mieszka艅cy miasta, patrzyli na scen臋 z satysfakcj膮 w oczach, tym wi臋ksz膮, 偶e w ko艅cu dow贸dca stra偶nik贸w – wysoki, 偶ylasty m臋偶czyzna o niemal hebanowej sk贸rze, z pancerzem ozdobionym dallejskim or艂em po偶eraj膮cym w臋偶a na piersi – zdecydowa艂 si臋 og艂osi膰, co w艂a艣ciwie si臋 dzieje.
– Ten cz艂o… – chcia艂 powiedzie膰, i przerwa艂 w p贸艂 s艂owa. – Ten m臋偶czyzna – „Ork” m贸wi艂y jego oczy „Jeste艣 tylko orkiem, barbarzy艅c膮 i 艣mieciem”. – jest sprawc膮 zbrodni, dokonanej w noc przesilenia. Morderc膮 lady Kalii ca Nedre.
Kekhart do ko艅ca 偶ycia mia艂 pami臋ta膰 oblicze Larhy w tym momencie. Nie przera偶one, nie smutne, nie nienawistne nawet. Kobieta patrzy艂a na scen臋 z os艂upieniem i niedowierzaniem, jak na co艣, co dzieje si臋 poza ni膮, co nie ma prawa si臋 wydarzy膰, co zaraz rozwieje si臋 jak sen.
Inni te偶 nie wierzyli. Gaspar wyrwa艂 si臋 do przodu.
– To pomy艂ka jaka艣! – krzykn膮艂. – On tego nie zrobi艂! Kto inny musia艂…
Wzrokiem uciek艂 w stron臋 Murada. To on przecie偶 znany by艂 z przechwalania si臋 w艂asnymi zbrodniami, nie Temur.
„Nie Murad” my艣la艂 Kekhart. „Nie on tym razem.”
Murad sta艂 spokojnie, patrzy艂 na wszystko oboj臋tnym wzrokiem. Od dw贸ch dni nie sprowokowa艂 偶adnego incydentu i pos艂usznie wykonywa艂 polecenia – jak kto艣, kto otrzyma艂 zas艂u偶on膮 nauczk臋.
– To nie ja – j臋kn膮艂 Temur, b艂agalnym tonem. – Nigdy bym czego艣 takiego… Kekhart… powiedz…
Pami臋ta艂, co powiedzia艂 mu Sahak. 呕adna zbrodnia nie mo偶e pozosta膰 bez kary. Kim jest dow贸dca, kt贸ry pob艂a偶a przest臋pstwu? Kim jest dow贸dca, kt贸ry nie ma na wzgl臋dzie lojalno艣ci?
Kim jest dow贸dca upokarzaj膮cy w艂asnych podw艂adnych…
Dow贸dca stra偶nik贸w uderzy艂 wi臋藕nia metalow膮 r臋kawic膮. Trysn臋艂a krew z rozci臋tego policzka.
– Milcz, 艣mieciu. Do艣膰 wielu widzia艂o, co zrobi艂e艣! – warkn膮艂. – Zabra膰 go.


C.D.N.









Komentarze
Demon Lionka dnia marca 04 2012 00:28:59
Tak na pocz膮tek: darkar? To ichni statek, czy liter贸wka z drakkara u偶ywanego przez wiki艅skich kr贸l贸w i jarl贸w? smiley
I "niewa偶ne" razem smiley
I rany... Serio zrobi艂o si臋 paskudnie u Ciebie X3 Naprawd臋, naprawd臋 paskudnie X3
I czytaj膮c, to przera偶a, jak w przeci膮gu kilku chwil ca艂e 偶ycie bohater贸w potrafi wykona膰 zwrot o 180 stopni. Jedna niew艂a艣ciwa decyzja i ka偶de pogr膮偶a si臋 w ciemno艣ci coraz bardziej, i coraz bardziej oddala od innych.
Temur i Larha chyba ju偶 nie dadz膮 rady odbudowa膰 swojego zaufania - zbyt mocno nadszarpni臋te, zbyt wiele razy. Za du偶o niew艂a艣ciwych gest贸w, s艂贸w, a po morderstwie c贸rki patrycjusza Larha chyba do reszty wyleczy艂a si臋 z mi艂o艣ci do Temura ._. Smutne, bo bardzo j膮 polubi艂am (Temura mniej, ale to na zasadzie "no skoro Tobie, Larha, si臋 podoba, to niech on sobie b臋dzie"smiley i mia艂am nadziej臋, 偶e znajdzie kogo艣, kto j膮 pokocha i b臋dzie przy niej ._. A tu o ._.
Kekhart ze zdrad膮 te偶 nie lepszy... Spos贸b na przywo艂ywanie Murada do porz膮dku wybra艂 sobie najgorszy chyba z mo偶liwych. Tym bardziej, 偶e sam czuje, 偶e Takhira w ten spos贸b zdradzi艂. Na dow贸dc臋 zdecydowanie si臋 nie nadaje i podtrzymuj臋 poprzednie - dow贸dc膮 powinien by膰 raczej Arthan, bo jest odpowiednio charyzmatyczny i dzia艂a zawsze wed艂ug tego, co uwa偶a za s艂uszne - i to tylko z tego powodu go ponosi smiley Bo faktycznie 艣wi臋to Przesilenia to 偶adna wym贸wka - i Arthan to pewnie wiedzia艂 ca艂y czas, a Kekharta nasz艂a ta refleksja po fakcie X3
I szkoda mi Takhira, bo gdybym mog艂a, to oszcz臋dzi艂abym mojemu ulubie艅cowi podobnego wybryku ze strony Kekharta X3
Szkoda te偶, 偶e czarnej elfki tak ma艂o - a偶 chcia艂oby si臋 dowiedzie膰 o niej czego艣 wi臋cej poza tym, 偶e zosta艂a blisk膮 przyboczn膮 Rijesha i poza tym, co tam po tawernach opowiadaj膮 smiley
Podoba mi si臋 posta膰 Rangulfa smiley Nie wiem, jak膮 masz konstrukcj臋 艣wiata, ale on jako 偶ywo przypomina skalda i sagamandra skandynawskiego smiley Jak Snorri Sturlusson b膮d藕 kto艣 w tym typie smiley
I o atmosferze ca艂o艣ci nie powiem, 偶e mi si臋 podoba, bo dooko艂a bohater贸w ciemno艣膰 g臋stnieje tak, 偶e si臋 sami podusz膮 nied艂ugo X3 Powiem tylko, 偶e k艂aniam si臋 z uznaniem dla tak mistrzowskiego opisu relacji mi臋dzy postaciami (coraz bardziej zdegenerowanych i metodycznie upadaj膮cych), charakterystyki miasta wraz z przemycanymi wsz臋dzie informacjami o zwyczajach, nastrojach, miejscach i dzia艂aniach, oraz samej atmosfery dotycz膮cej wydarze艅 tak, 偶e wydaje si臋, 偶e 艣piew tajemniczego skalda brzmia艂 jak obwieszczenie id膮cej wielkimi krokami apokalipsy smiley
An-Nah dnia marca 04 2012 11:32:13
Drakkar mia艂 by膰. By艂a studentka skandynawistyki pokpi艂a w艂a艣nie spraw臋 smiley Dzi臋ki.

Wiesz jak strasznie si臋 ba艂am (i boj臋!) komentarzy do tego rozdzia艂u? Bo krzywdzenie postaci nie jest a偶 tak straszne, jak sytuacja, kiedy to g艂贸wny bohater brudzi sobie r臋ce. I tak, nie ma usprawiedliwienia, Kekhart kompletnie sobie nie radzi, a to co zrobi艂 z Muradem by艂o aktem desperacji, Larha trafi艂a najgorzej jak mog艂a, a Arthan ma najsilniejszy kr臋gos艂up moralny z nich wszystkich. C贸偶, kto艣 (no, konkretny kto艣...) wyznaczy艂 Kekharta na dow贸dc臋, bo s膮dzi艂, 偶e si臋 facet nada... (Arthan uczy si臋 szybko na cudzych b艂臋dach. Temur - wr臋cz przeciwnie. Albo tez - 艂atwo sie uczy najgorszych odruch贸w. Tak BTW.)

Rangulf jest skandynawski do b贸lu. I jest, uwaga, jedn膮 z najstarszych postaci, jakie wymy艣li艂am do tego 艣wiata. Historie o skandynawskich najemnikach w Bizancjum by艂y inspiruj膮ce, poza tym kusi艂 stworzenie postaci kalekiej... Mam w zakamarkach g艂owy pomys艂 na opowiadanie o nim. Kiedy艣 powstanie, bo b臋dzie trzeba czym艣 zape艂ni膰 tomik smiley
Demon Lionka dnia marca 04 2012 16:33:43
Nie b贸j si臋 komentarzyyy smiley Komentarze na pewno b臋d膮 bardzo dobre, a to, 偶e nam szkoda niekt贸rych postaci, a innym za g艂upot臋 by艣my zdrowo nakopali, to 艣wiadczy tylko o tym, 偶e przywi膮zali艣my si臋 do Twojego 艣wiata i Twoich bohater贸w na tyle, 偶e mocno prze偶ywamy wszystko, co ich spotyka smiley
A konkretny kto艣, kto wybra艂 Kekharta na dow贸dc臋, chyba si臋 mocno przejecha艂 na pierwszym os膮dzie XD On jest zbyt pasywny wobec w艂asnej grupy, zupe艂nie nie potrafi nikogo utrzyma膰 w ryzach, Murad i reszta jego radosnej kompanii robi膮 sobie, co chc膮 - 艣rednio dobry dow贸dca z niego ;3
A Rangulf b臋dzie jeszcze w Dzieciach? smiley Czy objawi艂 si臋 tylko jako 艣piewak wieszcz膮cy swoj膮 pie艣ni膮 koniec 艣wiata i zniknie zupe艂nie? ;3 A na osobne opowiadanie na pewno zas艂uguje, wi臋c b臋d臋 trzyma艂a kciuki, 偶eby taka historia ujrza艂a 艣wiat艂o dzienne smiley
An-Nah dnia marca 04 2012 22:49:26
No c贸偶, wszyscy si臋 uczymy na w艂asnych b艂臋dach, W艂adcy Ciemno艣ci r贸wnie偶, ne?

Nie, Rangulf zniknie z pola widzenia. On siedzi w Dalle kamieniem, twierdz膮c, 偶e nieszczeg贸lnie jest mobilny... Przy jego braku nogi to ma racj臋 smiley
Szehina dnia marca 06 2012 16:35:59
Nieprzyjemny rozdzia艂. Ciekawe, co z tego wyniknie smiley Nie podoba mi si臋 pomys艂 sk艂贸cenia Temura z Larh膮, lubi艂am ich razem. Popl膮ta艂o si臋 , oj popl膮ta艂o wszystko smiley
Je艣li chodzi o Marada, nale偶a艂o mu si臋, naprawd臋 dobrze si臋 sta艂o. Dotychczas ofiarami ,,takich" napa艣ci by艂y kobiety, ze wzgl臋du na ich zewn臋trzne przymioty i delikatno艣膰. Mia艂am ogromn膮 satysfakcj臋, gdy spotka艂o to takiego osi艂ka. Niech samce wiedz膮, jak to jest by膰 na miejscu kobiet.
A teraz takie osobiste widzi mi si臋. Denerwuje mnie wyra偶enie ,,elfka", cz臋sto spotykane w powie艣ciach. Czy m贸wimy: cz艂owiek, cz艂owieczka, ogr, ogierka? elf, elfka? Nie podoba mi si臋 i ju偶. Wiem, 偶e to nie Tw贸j wymys艂, ale i tak chcia艂am si臋 z t膮 opini膮 z kim艣 podzieli膰.
Szehina dnia marca 06 2012 16:38:04
...chochlik, chochliczka/chochelka xD xD
An-Nah dnia marca 06 2012 19:28:27
Szehino, nie psiocz mi na elfki, bo ju偶 mia艂am do czynienia z jedn膮 pani膮, kt贸ra tego s艂owa nienawidzi艂a i jeszcze pr贸bowa艂a udowadnia膰, 偶e jest niepoprawne. Mo偶e by膰 nie艂adne, ale tak si臋 zakorzeni艂o w literaturze, 偶e trudno go nie u偶ywa膰 - i na tej zasadzie poprawne jest. Sama pr贸bowa艂am pisa膰 bez niego - w pewnym momencie skapitulowa艂am.
Cho膰 w sumie - dzi臋ki, przypomnia艂a艣 mi o paru dawnych koncepcjach, spr贸buj臋 je przy korekcie "Je艅c贸w" wdro偶y膰 w nowej formie smiley
Pociesz臋 ci臋 jeszcze, 偶e Gaspar m贸wi "elfica" XD
Szehina dnia marca 06 2012 19:48:09
Bo na ch艂opski rozum to jest niepoprawne >_< I brzmi badziewiasto xD Raz ustali膰, 偶e ma si臋 do czynienia z elfem i stosowa膰 ,,kobieta". Ty masz ork贸w, wi臋c te偶 b臋dziesz pisa膰 ,,cz艂owieczka", 偶eby podkre艣li膰, 偶e chodzi o ludzk膮 kobiet臋? A nie 偶adn膮 ork臋/orczyc臋/oreczk臋? xDDDD Jej, naprawd臋 to jest irytuj膮ce w powie艣ciach fantasy >_< Ale co zrobi膰. Kto艣 uzna艂, 偶e mo偶na pisa膰 w ten spos贸b i tak si臋 przyj臋艂o.
kkohaku dnia marca 07 2012 22:28:44
Chyba jestem przyzwyczajona do strasznych scen, bo my艣la艂am An, 偶e bardziej poszalejesz ;D Ale to nie zmienia faktu, 偶e rodzia艂 by艂 przygn臋biaj膮cy. Zaskoczona by艂am, 偶e to nie Murad nie okaza艂 si臋 tym co mia艂 uczyni膰 co艣 okrutnego. I chyba wola艂abym aby to by艂 jednak on ni偶 Temur smiley No c贸偶 ale i taka opcja ciekawa, bo to nie pokazuje i偶 bycie z艂ym i okrutnym jest zarezerwowane dla jednej postaci.
Samo zniewolenie Murada przyj臋艂am z jak膮艣 rado艣ci膮, bo przecie偶 zobaczy艂 gdzie jego miejsce, a z drugiej strony 偶al mi Kekhart. On na sw贸j spos贸b jest taki ...rozkoszny i zagubiony w tym ca艂ym 艣wiecie. Nie wiem, jak go pami臋tam z pierwszych rozdzia艂贸w, kiedy by艂 m艂ody, to jako艣..hmm wydawa艂 si臋 taki pewniejszy siebie. A teraz jeszcze biedak b臋dzie zadr臋cza艂 si臋 tym oraz co powie Takhir . To w sumie pokazuje, 偶e zale偶y mu na szamanie i to co ich 艂膮czy nie traktuje powierzchownie. Jestem ciekawa reakcji szamana i jak on do tego podejdzie. Bo wydaje mi si臋, 偶e chyba bardziej poruszy go, 偶e to by艂 gwa艂t, a nie , 偶e w jaki艣 spos贸b Kekhart go zdradzi艂.
Og贸lnie fajnie stworzy艂a艣 klimat przez ten ca艂y festyn, atmosfer臋 u艂udy, po偶膮dania, zepsucia smiley
An-Nah dnia marca 07 2012 22:45:19
Kkohaku, mnie w艂a艣nie si臋 ci臋偶ko pisa艂o to, co zrobi艂 Kekhart, bo to wysz艂o... do艣膰 nagle. O Temurze wiedzia艂am od pocz膮tku, do czego on zmierza, a epizod z Muradem by艂 jednym z takich "drobiazg贸w" nieuwzgl臋dnionych w pierwotnym planie wydarze艅, takim zdarzeniem, kt贸re nagle wynik艂o z reszty... I mnie dobi艂o nieco. W艂a艣nie dlatego, 偶e Kekhart bardzo to prze偶y艂...
kkohaku dnia marca 08 2012 12:51:28
Rozumiem, bo w sumie to jak Kekhart to odczu艂 jest przygn臋biaj膮ce, to jaki czuj臋 si臋 przez to brudny.
An-Nah dnia marca 08 2012 18:11:24
No prze偶y艂. Za dobrze zdaje sobie spraw臋 z tego, co zrobi艂.
Ome dnia marca 13 2012 22:57:33
Niesamowite, jak si臋 to wszystkio pokomplikowa艂o - w chwili gdy nasta艂 spok贸j, gdy ju偶 by艂o po walce. W wojnie wszystko by艂o dlan nich prostsze - a teraz wida膰, jak trudno po wywracaj膮cej 艣wiat do g贸ry nogami wojnie 偶y膰 zn贸w wed艂ug niewojennych zasad, nawet je偶eli to tylko przerwa mi臋dzy jedn膮 walk膮 a drug膮.
Pi臋kne i przera偶aj膮ce to rozdarcie Kekharta, to jego pokazanie, juaka jest hiuerarchia w tak paskudny spos贸b. Ale nie umiem 偶a艂owa膰 Murada ani mu wsp贸艂czu膰 - ani nie umiem stawia膰 tego, co zrobi艂 Kekhart, na r贸wni z gwa艂tem, kt贸rego dopu艣ci艂 si臋 Serik czy tym bardziej Murad.
W tej chwili w Kekharcie widz臋 brutalne narz臋dzie kary, kt贸rego u偶y艂 B贸g Granic. Za te wszystkie granice, kt贸re przekroczy艂 Murad, za te wszystkie gwa艂ty i mordy, kt贸re Murad sam z tak膮 lubo艣ci膮 pope艂nia艂 i kt贸rymi si臋 tak che艂pliwie chwali艂. Teraz za ka偶dy razem, gdy b臋dzie chcia艂 si臋 nimi popisywa膰, przypomni sobie, jak to jest by膰 t膮 drug膮 stron膮 - ofiar膮.
I wida膰, 偶e czyn Kekharta odni贸s艂 skutek - cho膰 obawiam si臋, 偶e Murad si臋 obecnie przyczai艂 i czeka na moment, gdy b臋dzie m贸g艂 si臋 zem艣ci膰. Obawiam si臋 te偶 nast臋pnego rozdzia艂ur30;

Kekharta mi 偶al, zdecydowanie. Mimo wszystko nie usprawiedliwiam z tego, co zrobi艂 - ale i nie potrafi臋 pot臋pi膰. Nie wtedy, gdy przypomn臋 sobie, kto zosta艂 w ten spos贸b upokorzony.
Jest co艣 wywo艂uj膮cego wiele wsp贸艂czucia w tych chwilach, gdy Kekhart my艣li o Takhirze.

O, i nie umiem te偶 stawia膰 czynu Kekharta z czynem Temura - Temura, kt贸ry nie mia艂 偶adnego z motyw贸w, jakimi kierowa艂 si臋 Kekhart, Temura, kt贸ry mia艂 za sob膮 zwi膮zek z ofiar膮 gwa艂tu i teoretycznie powinien ju偶 mie膰 wpojone pewne rzeczy - powinien, gdyby Larh臋 kocha艂. Ale on rzeczywi艣cie nie umie wyj艣膰 poza sw贸j b贸l i nie umie dostrzec innych ludzi wok贸艂 siebie.
Przy okazji, Larhy te偶 mi 偶al. Spotka艂 j膮 kolejny bolesny zaw贸d w 偶yciu - a do tego my艣l臋, 偶e gwa艂t Temura na dallijskiej kobiecie ona, sama ofiara gwa艂tu, a zarazem partnerka (by艂a) Temura, musia艂a odczu膰 wyj膮tkowo g艂臋boko. To taka podw贸jna zdrada, nawet potr贸jna, bo przecie偶 i morderstwo wchodzi w rachub臋.

M贸wi膮c szczerze, troch臋 mnie zaskoczy艂o okre艣lenie Temura mianem "przyjaciel". Nie odbiera艂am nigdy Temura jako przyjaciela Kekharta - w moim odczuciu on po prostu by艂 w plemieniu, bo to jedyne miejsce, w kt贸rym znalaz艂 swoj膮 przestrze艅; by艂 obok, nie "z", a tym bardziej nie jako przyjaciel. Jednak w tym okre艣leniu wida膰 whyra藕nie, 偶e swoje plemi臋 Kekhart traktuje w艂a艣nie jak plemi臋, jak rodzin臋, jak przyjaci贸艂.

S艂owa Rangulfa fascynuj膮 i pokazuj膮, 偶e moja interpretacja Rijesha jako W艂adcy Ciemno艣ci, W艂adcy Mroku, sz艂a w dobrym kierunku - tak samo jako podejrzenia dotycz膮ce tego, co mo偶e on uczyni膰 w przysz艂o艣ci, gdy ju偶 podbije wszystkie krainyr30;

Tak, pi臋knie krzywdzisz swoje postacie i ka偶esz im znale藕膰 si臋 w sytuacjach, gdy post臋puj膮 w spos贸b, w jaki wed艂ug siebie zapewne nigdy by nie post膮pili. Dalej nie mog臋 si臋 uwolni膰 od wsp贸艂czucia Kekhartowi - dalej czuj臋 m艣ciw膮 satysfakcj臋, je艣li chodzi o Murada r11; dalej odpycha mnie Temur - dalej 偶al mi Larhy, tym bardziej 偶e boj臋 si臋, czy w kt贸rym艣 momencie nie zacznie ona wyrzuca膰 sobie czego艣 w rodzaju: "gdybym za nim posz艂a/nie pok艂贸ci艂a si臋, to wszystko by si臋 nie wydarzy艂o". Podejrzewam, 偶e mog艂aby si臋 wp臋dzi膰 w tego typu poczucie winy.
Mam niez艂y m臋tlik w g艂owie i tylko zastanawiam si臋, jak jutro zareaguj臋 na siedemnasty rozdzia艂r30;
Dodaj komentarz
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.

ietne! ietne! 100% [4 G硂s體]
Bardzo dobre Bardzo dobre 0% [痑dnych g硂s體]
Dobre Dobre 0% [痑dnych g硂s體]
Przeci阾ne Przeci阾ne 0% [痑dnych g硂s體]
S砤be S砤be 0% [痑dnych g硂s體]
Logowanie
Nazwa U縴tkownika

Has硂



Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem?
Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.

Zapomniane has硂?
Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze sta艂e, cykliczne projekty



Tu jeste艣my
Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemno艣ci膮 艣ledz臋 Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpud艂a :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, je艣li kto艣 tu zagl膮da i chce wiedzie膰, co porabiam, to mo偶e zajrze膰 do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z r贸偶nych przyczyn staram si臋 by膰 optymist膮, wi臋c b臋d臋 trzyma艂 kciuki 偶eby uda艂o Ci si臋 odtworzy膰 to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro s艂ysze膰, Jash. Wprawdzie nie czyta艂em Twojego opowiadania, ale szkoda, 偶e nie doczeka si臋 ono zako艅膰zenia.

Archiwum