The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 20 2024 04:59:56   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Czekolada o smaku deszczu 2
- Wy tak po prostu zgodziliście się? – spytał się. – Przecież nic o mnie nie wiecie.
- To dlatego, że Ciuciek cię przyprowadził – odpowiedziała Monika.
- Nie rozumiem. I dlaczego wszyscy mówicie na niego „Ciuciek”?
Monika roześmiała się.
- To było pierwsze słowo jakie powiedział. Kiedyś, jak mieliśmy mnóstwo roboty, matka wynajęła młoda siksę, która chciała sobie dorobić do kieszonkowego, żeby popilnowała Kamila, a ponieważ dobrze się sprawowała i Ciuciek wyglądał na szczęśliwego, więc brała ją dosyć często. Było to dla niej sporym ułatwieniem, bo my z Karolem woleliśmy robić przy zwierzakach, niż opiekować się własnym bratem. No i poza tym Ciuciek wyraźnie cieszył się jak ją widział. Niestety sielanka skończyła się, kiedy gówniarz zaczął mówić. Wtedy też po raz pierwszy kogoś podkablował. – Monika roześmiała się. – Pierwszym słowem jakie powiedział nie było „mama” czy „baba”, jak to zwykle mówią dzieciaki, tylko „ciuciek”. Tak mu się to spodobało, że chyba przez tydzień na wszystko mówił „ciuciek” ciesząc się przy tym jak cholera. A najbardziej cieszył się na tą swoją opiekunkę. Starzy próbowali go uczyć innych słów, ale on z uporem maniaka powtarzał to jedno słowo. Już mieliśmy zamiar iść z nim do jakiegoś specjalisty, bo nawet pomyśleliśmy, że jest opóźniony w rozwoju, albo co, ale w końcu, przez przypadek wszystko się wydało. Któregoś razu Karol wrócił wcześniej ze szkoły do domu i zobaczył jak ta siksa, jego opiekunka, dawała mu cukierki, wiesz, te tak zwane „mordoklejki”, które potrafią nawet dorosłemu skleić gębę, żeby tylko się zamknął. Wiesz, Ciuciek miał zaklejoną gębę, więc nie mógł ryczeć, a ona mogła spokojnie gadać przez komórkę z kumpelą. Ciućkowi to się podobało nawet, bo miał gębę rozanieloną jak diabli, a ona miała spokój na jakiś czas. Jak było do przewidzenia, starzy się wkurzyli i siksę zwolnili. Tylko, że dla Ciućka było już za późno – westchnęła. – Od tamtego czasu jedynym sposobem żeby go uciszyć nie było wsadzenie mu do gęby smoczka, tylko mordoklejka. Mógł nawet cały dzień siedzieć w obsranej pieluszce, aby tylko mieć w gębie mordoklejka. Wprawdzie musieli wydać trochę kasy na dentystę, ale za to mieli najspokojniejsze na całym osiedlu dziecko. Od tamtego czasu zawsze ma przy sobie coś słodkiego, a „ciuciek” to było magiczne słowo, kiedy chciało się go przekupić, albo do czegoś nakłonić. I jakoś tak już zostało, że został Ciuciek.
Adam roześmiał się.
- To takie nieprawdopodobne.
- A jednak prawdziwe – westchnęła Monika.
- Ale to nie wyjaśnia jednej kwestii – Adam spoważniał.
- Jakiej? – spytał Kamil
- Dlaczego Kamil powiedział, żebyście mnie adoptowali, a wy tak łatwo się zgodziliście. Przecież mnie nie znacie, może jestem poszukiwanym przez policję mordercą, albo gwałcicielem, może…
- Nie – przerwała Monika. – Skoro to Ciuciek cię przyprowadził, to znaczy, że jesteś w porządku.
- Już drugi raz to dzisiaj słyszę – mruknął Adam.
- Widzisz, Ciuciek to nie jest normalny dzieciak.
- Hej, nie jestem już dzieciakiem – odezwał się z pretensją w głosie Kamil. – Mam już osiemnaście lat.
- Cicho bądź – mruknęła Monika. – Czasami nawet zastanawiam się, czy to na pewno jest człowiek.
- No wiesz, to już przesada – burknął Kamil, wyraźnie naburmuszony.
- Bo widzisz, on ma jakiś taki dziwny dar.
- Dar? – zainteresował się Adam.
- Potrafi rozpoznać ludzi.
- Znaczy jak?
- Nie wiem. – Monika wzruszyła ramionami. – Po prostu od razu wie, kto jest zły, a komu można zaufać. Widzisz ten obraz? – Wskazała na ścianę.
Adam podążył wzrokiem za jej palcem i zobaczył dość wąską i szeroką ramkę, w której za szkłem były umieszczone kartki formatu A4, w sumie pięć sztuk. Na wszystkich widać było jakiś druk, niemożliwy do odczytania z powodu różnokolorowych mazgajów wykonanych dziecięcą ręką. Ponadto każda z nich była albo nadgryziona w mniejszym lub większym stopniu, albo nosiła plamy świadczące o tym, iż coś na nie kiedyś wylano.
- Kiedy Ciuciek miał trzy lata, starzy postanowili wziąć wspólnika do prowadzenia schroniska. Facet wydawał się idealny, dobrze się prezentował, miał kasę i nawet pewne znajomości. Starzy już przygotowali umowę, którą mieli mu oddać część udziałów w tym interesie. Właśnie tą tam – wskazała głową na dziwny obraz. – Ale nie sfinalizowali jej, bo Ciuciek się wtrącił. Nagle zaczął ryczeć i powtarzać w kółko „pan be”. Nawet mordoklejków nie chciał, tylko wydzierał się „pan be”. Starzy się wkurzyli, gówniarza sprali, chyba po raz pierwszy w życiu, ale to i tak nic nie pomogło. To znaczy, Ciuciek zamknął się, ale jak tylko starzy przestali na niego uważać, to rąbnął tą umowę, do tej pory nie wiem jak to zrobił, i pomazał ją, pogryzł i obsikał. Cale szczęście, że mu się wtedy srać nie chciało, bo też by się pewnie nie powstrzymywał. Do dzisiaj wszyscy się zastanawiają jak on się wtedy uwolnił z pampersa.
- Nie patrz tak na mnie – mruknął dziwnie zawstydzony Kamil, uciekając przed przenikliwym spojrzeniem siostry. – Ja nic takiego nie pamiętam.
- Wtedy oberwał drugi raz, ale cel osiągnął. Umowa nie została sfinalizowana, bo zanim przygotowano nową, okazało się iż facet jest poszukiwanym przez policję oszustem i złodziejem. Schemat jego działania był zawsze taki sam. Najpierw mamił ludzi obietnicą szybkiego wzbogacenia się, obiecując udziały w przedsiębiorstwie, brał pieniądze niby na zakup części, albo różne takie tam i znikał. A potem znajdował naiwnych, którzy mieli dobrze prosperujące firmy, urokiem osobistym i wyszczekaną gadką załatwiał sobie współudział w tym interesie i czyścił konta na całego, że interesy upadały. A on oczywiście rozpływał się z gotówką. Gdyby Ciuciek się nie wtrącił, to starych też by pewnie wycyckał. Interes dopiero się rozkręcał i mieli jeszcze dużo do roboty, często niedosypiali po nocach, musieli się użerać z dostawcami i pracownikami, więc po prostu czasami zdarzało się, że popełniali błędy. Perspektywa wspólnika, który by ich odciążył od części problemów była tak kusząca, że nie pomyśleli o sprawdzeniu go. Na szczęście Ciuciek się wtrącił. Od tamtego czasu ta feralna umowa wisi na ścianie i wszystkim przypomina o tym żeby zawsze wierzyć Ciućkowi, nawet jeżeli w pierwszej chwili wydaje się to absurdalne. Prawdę mówiąc to tylko dzięki temu jeszcze żyję. – Monika umilkła na chwilę i zapatrzyła się w bliżej nieokreślony punkt. – Kiedy miałam siedemnaście lat zaczęłam się umawiać z pewnym studentem. Był ładny, miły, dobrze ułożony i pochodził z rodziny posiadającej znajomości, słowem, był super dobrą partią. Wszystkie laski za nim szalały, ale on w jakiś sposób zainteresował się mną. Byłam z tego taka dumna, wszystkie laski mi zazdrościły. A i rodzice byli zadowoleni, że znalazłam sobie takiego świetnego chłopaka. Tylko Ciuciek patrzył na niego wilkiem. Nie zwracałam na to uwagi. Byłam akurat na etapie, gdy nie wierzyłam w samą siebie, uważałam, że jestem brzydka i nieatrakcyjna dla chłopaków, a tu nagle zainteresował się mną ktoś taki. Po prostu miałam klapki na oczach. A kiedy Ciuciek powiedział mi co o nim myśli, to się na niego obraziłam i przez miesiąc się do niego nie odzywałam. Można powiedzieć, że niektóre rzeczy robiłam nie dlatego, że chciałam, ale na przekór Ciućkowi. Któregoś razu ten chłopak zaprosił mnie do siebie na urodziny. Oczywiście byłam w wniebowzięta. Tak bardzo, że nawet nie wzbudził moich podejrzeń fakt, że jesteśmy sami w domu. Wyłgał się, że reszta się trochę spóźni. W każdym razie okazało się iż wcale nie było żadnej imprezy urodzinowej, tylko on mnie zaprosił do siebie tylko po to żeby mnie przelecieć, a kiedy zaczęłam mu się opierać, to się wściekł i zaczął mnie bić i dusić. Myślałam, ze już będzie po mnie, bo facet był dużo silniejszy ode mnie i już zaczynało mi brakować tchu, gdy nagle wszystko się urwało. Kiedy odzyskałam ostrość widzenia, zobaczyłam jak chłopaka trzymają policjanci, a obok nich stoi zadowolony z siebie Ciuciek Chłopaka skazano za próbę gwałtu i morderstwa, a Ciuciek dostał od policjantów ogromnego lizaka i zegarek. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że nikt nie wiedział nawet, że ja poszłam do tego chłopaka. Poprzedniego dnia pokłóciłam się ze starymi i dali mi szlaban. Ale ja miałam to gdzieś, wymknęłam się z domu jak nie patrzyli. Więc gdyby mi się coś stało, to nikt by nawet nie wiedział.
- Z wyjątkiem mnie – wtrącił się Kamil.
- Z wyjątkiem Ciućka – potwierdziła Monika. – Był zły, że nikt nie chce mu uwierzyć, że to zły facet. Zresztą ja się im nie dziwię, przecież miał wtedy tylko siedem lat, a to podobno okres kiedy dzieciaki lubią zmyślać dużo rzeczy. No i poza tym wszyscy myśleli, że on jest po prostu zazdrosny, że musi oddać siostrę obcemu facetowi. Był wiec zły i nic nikomu nie mówił, tylko uważnie obserwował. I widział jak się wymykam. Ale nie powiedział nic starym, tylko poszedł za mną. A kiedy już zobaczył gdzie jestem, to poleciał na komendę i naubliżał dyżurującemu policjantowi. Przypomnij mi, coś ty mu wtedy powiedział, że tak się wkurzył? – spojrzała na brata.
- Że jest tępym ciołkiem, który nie potrafi pisać, dlatego na patrole musi chodzi z drugim policjantem, żeby robił to za niego i że moje złote rybki są inteligentniejsze od niego – odparł z dziwną satysfakcją w głosie Kamil.
Monika roześmiała się.
- No właśnie. I chociaż było bez inwektyw, to policjant i tak się wkurzył. A ponieważ nie mógł się ruszyć zza tego swojego biurka, wiec zawołał kumpli, żeby złapali gówniarza. Tylko, że ten przewidująco założył łyżworolki, więc mieli problem ze złapaniem go. A żeby nie zniechęcili się tak łatwo, to co jakiś czas przystawał i podjudzał ich wyśmiewając się z nich. I tak pomalutku prowadził ich do mnie. I na koniec zupełnie zapomnieli o tych wszystkich wyzwiskach, że nawet bronili go przed starymi, kiedy chcieli mu dać w dupę za wymknięcie się cichaczem z domu. Ale mnie manto nie ominęło. – Westchnęła ponuro. – Później było jeszcze kilka sytuacji w których Ciuciek ratował kogoś, nie tylko z rodziny, ale i znajomych, przed popełnieniem błędu, tylko dlatego, że zaufali niewłaściwym ludziom. I za każdym razem, mimo początkowej niechęci wszystkich, okazywało się, że to gówniarz miał rację. Od tamtego czasu wierzymy Ciućkowi jeżeli chodzi o ludzi. Komuś z zewnątrz może wydać się to dziwne i absurdalne, ale dla nas jest to normalka. Dlatego też, jeżeli Ciuciek mówi, że jesteś w porządku i że powinniśmy cię adoptować, to znaczy, że to jest w porządku.
- To dlaczego w takim razie sprzeciwiałaś się temu pomysłowi? –zdziwił się Adam.
- Dla zasady – odparła Monika i zmieniła temat. – Dobra, koniec tych pogaduszek. Skoro jesteś teraz członkiem naszej rodziny, to musisz się wziąć za robotę. I tak już sporo czasu zmarnowaliśmy. Ciuciek, pokaż mu wszystko i poznaj z innymi.
- Z innymi?
- Mamy do pomocy kilku wolontariuszy, którzy przychodzą kiedy mogą. Niestety teraz są wakacje, więc część z nich się nie pojawiła, no i poza tym, jak to zwykle w okresie wakacyjnym bywa, ludzie znoszą nam więcej zwierząt niż normalnie, wiec mamy sporo roboty. Dodatkowa para rąk zawsze się przyda.
Monika wyszła, a Kamil powiedział:
- Chodź. Dzisiaj ci wszystko pokażę, a jutro zaczniesz jak każdy.
Przeszli do drzwi, które znajdowały się na tyłach domu. W normalnym domu byłoby to wyjście na ogród, lecz tutaj znaleźli się w pomieszczeniu z metalowymi regałami, na których Adam mógł zobaczyć różnego rodzaju karmy oraz akcesoria jak miski, smycze i różne, najprawdopodobniej psie, zabawki.
- To nasz składzik – objaśnił krótko Kamil.
Przeszli przez kolejne drzwi. Tym razem wyszli na dwór, ich oczom ukazała się wysokie na ponad dwa metry ogrodzenie z siatki odgradzające dom od reszty terenu. Przeszli przez furtkę. Po prawej stronie stał drewniany budynek.
- Tutaj trzymamy wszystkie narzędzia potrzebne do pracy. No wiesz, łopaty, taczki, i tak dalej – powiedział Kamil nie zatrzymując się nawet, dopóki nie doszli do kolejnego budynku, tym razem murowanego i rozciągającego się na całą szerokość działki. Pomieszczenie było wąskie, właściwie był to korytarz, z prawej strony zakończony drzwiami i biegnący w lewo, a następnie skręcający. Na wprost wejścia widniało ogromne okno, przez które widać było resztę budynku, klatki dla zwierząt i ogromny teren otoczony siatką.
- W lewo są pomieszczenia dla zwierząt i wejście służbowe do lecznicy. W prawo wyjdziesz na wybiegi. Może najpierw na wybiegi, poznasz od razu naszych wolontariuszy.
Jak powiedział, tak też zrobili. Wyszli na wybieg, gdzie kręciły się dwie dziewczyny, rozkładając jedzenie do psich misek.
- Kaśka! Monika! – krzyknął Kamil i pomachał ręką.
- O, cześć Kamil! – dziewczyny z uśmiechem odwzajemniły uśmiech. – Czyżbyś miał zamiar nam pomóc?
- To później, na razie oprowadzam nowego członka rodziny.
- Członka rodziny? – zdumiała się jedna z dziewczyn.
- Właśnie go dzisiaj adoptowaliśmy – odparł Kamil uśmiechając się radośnie.
Dziewczyny widać uznały to za dobry żart, bo roześmiały się. Kamil dokonał prezentacji.
- Może wytłumaczycie Adamowi, co i jak, a ja pójdę po sprzęt i zacznę sprzątać klatki?
- bardzo chętnie – odparła skwapliwie Monika.
- Świetnie – Kamil uśmiechnął się ponownie i odszedł zostawiając Adama z dziewczynami.
- No dobra, bierzemy się za robotę. – odezwała się Kaśka. – Jeśli chodzi o karmienie, to nie ma tu specjalnej filozofii Wsypujesz im karmę do michy i nalewasz wodę. Te zwierzaki, które wymagają specjalnego jedzenia, są w innej części i tymi zazwyczaj zajmuje się Darek. Później go poznasz. To chodźmy.
Ruszyli. Powoli szli od klatki do klatki, nakładając jedzenie. Jedne psy witały ich radośnie, inne nieufnie się odsuwały, ale wszystkie na koniec rzucały się na jedzenie. W końcu doszli do klatki w której stał wilczur i warczał na nich obnażając kły.
- Cholera – westchnęła Monika – znowu zapomniałam kija. Kaśka, możesz iść?
Kaśka bez słowa odeszła w kierunku budynku gospodarczego.
- Kija? – zdumiał się Adam.
- No wiesz, chodzi o ten specjalny kijek z pętlą na końcu, którego używają hycle do łapania bezpańskich zwierzaków. Do Zbója inaczej nie da rady podejść. Chociaż jest tu już pół roku, to jednak cały czas na nas szczeka i warczy, raz nawet pogryzł jednego z wolontariuszy. Nie daje nawet spokojnie nałożyć karmy. Za każdym razem musimy go unieruchamiać. Ktoś musiał go bardzo skrzywdzić – westchnęła.
Adam przez chwilę stał patrząc na psa, potem podszedł bliżej i otworzył klatkę.
- Hej, co ty robisz?! – Krzyknęła przerażona Monika, ale Adam w ogóle jej nie słuchał. Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Pies rzucił się w jego stronę, jakby chciał mu przegryźć gardło.
Przerażona Monika pobiegła w stronę budynku gospodarczego. Dopadła Kamila, który właśnie ładował narzędzia na taczkę.
- Kamil… - wysapała. – Adam… on..
- Co się stało? – zaniepokoił się chłopak.
- Wszedł do klatki Zbója, chociaż go ostrzegałam!
- Cholera! Co za idiota! – wykrzyknął Kamil, złapał widły i wybiegł z pomieszczenia.
Kiedy dobiegli na miejsce, ich oczom ukazał się niecodzienny widok. Kaśka stała przed klatką niczym żona Lota, a w środku…
Adam siedział na ziemi, opierając się plecami o ścianę budy i głaskał leżącego obok, z łbem na jego kolanach, wilczura.
- Jak ty to zrobiłeś? – zdumiał się Kamil. – Wszyscy próbowali i nikomu się nie udało przez pół roku, a ty… Obłaskawiłeś bestię.
- Sam nie wiem – odparł cicho Adam wpatrując się w psa. – Może to dlatego, ze on jest taki sam jak ja.
- To znaczy? – zainteresowała się Monika.
- Samotny i skrzywdzony przez wszystkich – wyszeptał Adam, a z jego oczu popłynęły łzy.











Komentarze
Floo dnia marca 11 2012 17:32:43
Hmmmm tak się zastanawiam... Czy to opowiadanie było jakimś pierwowzorem do "Gówniarza"?Nie żeby było źle czy coś... tylko tak mam wrażenie że są wręcz bliźniaczo podobne... przynajmniej jak na razie!
Ciekawi mnie co się przydarzyło Adamowi. Czy naprawdę było aż tak źle? Ale przynajmniej znalazł pokrewną duszę w Zbóju. Może taka psoterapia mu pomorze sie pozbierać. Trzymam za niego kciuki i wyczekuję kolejnego rozdziału smiley
Aquoś nie obijaj się smiley
Aquarius dnia marca 11 2012 17:47:55
No wiesz Floo, ja nie wiem na jakiej podstawie przyszło ci to do głowy? Gównairz to gównairz, a Kamil to Kamil.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

wietne! wietne! 50% [1 Gos]
Bardzo dobre Bardzo dobre 50% [1 Gos]
Dobre Dobre 0% [adnych gosw]
Przecitne Przecitne 0% [adnych gosw]
Sabe Sabe 0% [adnych gosw]
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum