The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Marca 29 2024 08:28:57   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Tamten świat 12
Wstał, założył spodnie i nie zawracając sobie w ogóle głowy koszulą, wyszedł z komnaty. Zszedł na dół. Mimo późnej pory karczma była wciąż pełna biesiadników. Rozejrzał się w koło, ale nigdzie nie dostrzegł ślepca. Zaniepokoił się z lekka.
- Gdzie ten idiota się włóczy? – mruknął i podszedł do szynkwasu.
- Widziałeś gdzieś ślepca, który ze mną przyjechał? – spytał karczmarza.
- Widziałem, panie – odparł flegmatycznie zapytany.
- Więc? – warknął mało uprzejmie.
Karczmarz wymownie milczał. Akirin wykrzywił wściekle twarz i wyciągnął z kieszeni złotą monetę. Karczmarz sprawnie złapał ją jeszcze zanim dotknęła blatu.
- Jakiś czas temu wyszedł na zewnątrz, panie.
- Sam?
Nie otrzymał odpowiedzi. Jednakże tym razem zignorował wymowne spojrzenie rozmówcy i wyszedł z karczmy. Ta wiadomość nie była aż tak istotna żeby musiał tracić ciężko zarobione złote monety. Bez względy na to ilu ludzi by z nim nie było, Akirin poradzi sobie ze wszystkimi. Staną przed wejściem do karczmy i zupełnie ignorując wpadających na niego co i rusz ludzi, rozejrzał się w koło. Niestety nigdzie w zasięgu wzroku nie było widać jego przyjaciela. Na szczęście ulica była dobrze oświetlona, więc Akirin miał widok na dość rozległy teren. Zaklął wściekle. Jeśli ten głupiec wpakuje ich w jakieś kłopoty, to go chyba zabije. Gołymi rękami. Westchnął przeciągle i ruszył w stronę stajni, może któryś z kręcących się w pobliżu stajennych chłopców widział go. Złapał pierwszego, jaki wpadł mu w oko i zapytał. Chłopak przez chwilę się zastanawiał marszcząc śmiesznie twarz, jednak gdy zobaczył talara, jego twarz się rozjaśniła i powiedział:
- Widziałem, panie. Szedł w kierunku stajni, mówił, że chce sprawdzić czy jego koniowi nic nie brakuje. Marali miał wielmożnego pana zaprowadzić.
Akirin odetchnął z ulgą. Jakiś ślad jest. Na początek dobre i to. Ruszył w stronę boksów w których stały ich konie. Zajrzał do każdego z nich po kolei, ale nigdzie nie było Gahalana. Już chciał wyjść, gdy nagle usłyszał jakieś jęknięcia i męski głos:
- Och tak, dobry jesteś.
Chociaż głos ten był zachrypnięty od pożądania, to jednak Akirin dobrze wiedział do kogo on należy. Uśmiechnął się i po cichu ruszył w stronę skąd on dobiegał. Doszedł do końca stajni i ostrożnie zajrzał do ostatniego boksu. Był pusty, nie licząc zupełnie gołego, klęczącego i opierającego się na zgiętych łokciach, czarnowłosego chłopca oraz wchodzącego w niego raz po raz ślepca z opuszczonymi do kolan spodniami.
- Widzę, że nieźle się tu zabawiasz. A ja się o ciebie martwiłem – odezwał się Akirin z pretensją w głosie.
Chłopiec drgnął przestraszony i chciał uciec, lecz silny uścisk Gahalana uniemożliwił mu to. Ślepiec trzymając go za biodra pchnął swoimi mocno, wyduszając z piersi chłopca jęk rozkoszy. Czując, że zaraz dojdzie złapał przyrodzenie chłopca i sprawnie doprowadził go do erekcji zakończonej krzykiem. Kilka gwałtownych pchnięć później, sam też doszedł. Jeszcze przez chwilę stał nieruchomo przyciskając tyłek chłopca do siebie, aż w końcu puścił go i sprawnie schował swoje przyrodzenie. Uwolniony chłopiec wycofał się tyłem, patrząc niepewnie na intruza.
- Skoro twoja dupa jest nie dla mnie, to musiałem się sam jakoś zaspokoić.
- Jak mnie zabijesz, wtedy pomyślę nad tym czy ci oddać swoją dupę czy nie, a do tego momentu możesz sobie tylko pomarzyć.
Gahalan zaśmiał się.
- A swoją drogą, co ty tu właściwie robisz? Myślałem, ze będziesz się całą noc zabawiał z tym paniczykiem.
- Już się zabawiłem. Poza tym, ten, jak mówisz, paniczyk, martwił się o ciebie, więc nie miałem wyjścia i musiałem iść cię poszukać.
- Poważnie? – Wyraźnie się zdziwił. – A ja myślałem, że on myśli tylko o tobie.
- A niby na jakiej podstawie tak twierdzisz?
- A bo widziałem jak się zachowuje. – Akirin odruchowo parsknął śmiechem. – To, że jestem ślepy, nie znaczy, że nie widzę jak się przy tobie zachowuje. Zastanawiałem się, kiedy w końcu się za niego zabierzesz. Wychodzi na to, że dobrze to obliczyłem i się dzisiaj do niego dobrałeś.
- To raczej on zaczął – mruknął Akirin. – A przy okazji dobierania się, nie uważasz, że ten dzieciak jest troszkę za młody dla ciebie?
- A czy to ważne? Ważne że był chętny i jeszcze przez nikogo nie tknięty.
Akirin westchnął i spojrzał na wystraszonego chłopca wciąż kulącego się w rogu boksu.
- Ile masz lat?
- Siedemnaście, panie – odparł chłopak niepewnie.
- No to wiek odpowiedni do dupczenia. I naprawdę nikt jeszcze cię wcześniej nie brał?
- Nie, panie – odparł zakłopotany.
- I nie bałeś się iść z tym głupkiem? – zdumiał się Akirin. – Nie bałeś się, że zrobi ci krzywdę, albo nawet zamorduje??
- Pan Gahalan był dla mnie bardzo miły i delikatny. Nie zrobił mi krzywdy – odparł żarliwie chłopiec.
- No to koniec świata już jest blisko – westchnął Akirin. – Ty i łagodność? Zupełnie cię nie poznaję, Gahalan.
- No i co z tego? Też czasami potrafię być miły i łagodny – warknął morderca.
- Taaa… No dobra, co masz zamiar teraz robić?
- Chyba będę musiał sobie znaleźć jakieś miejsce do spania.
- A po co? – zdziwił się. – Przecież mamy opłaconą komnatę.
- Żeby się nasz paniczyk wstydził cokolwiek zrobić? Nie, dziękuję. Poza tym jeszcze nie skończyłem zabawy – wyszczerzył się w uśmiechu.
Akirin westchnął.
- Tylko nie przesadzaj z tą zabawą, bo jutro nie będziesz mógł się ruszać.
- Dobra.
- Odprowadź go później do komnaty, bo sam pewnie nie trafi – zwrócił się do chłopca, który tylko kiwną głową na potwierdzenie i ruszył do wyjścia. Zanim do niego dotarł, zdążył jeszcze usłyszeć jak Gahalan mówi do chłopca:
- Chodź tu, jeszcze nie skończyliśmy naszej zabawy.
Odpowiedzi chłopca nie usłyszał, ale późniejsze odgłosy powiedziały mu wyraźnie jaka była reakcja chłopca.
Wrócił do komnaty. Valris już spał, leżąc na brzuchu. Uśmiechnął się czule i pocałowawszy śpiącego w policzek, położył się i zasnął.
Kiedy się rano obudził, Valrisa nie było w komnacie. Gahalana też. Zmarszczył gniewnie brwi. Na szczęście łóżko ślepca było rozgrzebane, jakby ktoś go używał, więc była nadzieja, że jednak spał w komnacie i akurat gdzieś wyszedł. Akirin miał nadzieję, że Valris był z nim, bo mimo iż ślepcowi nauka szła coraz lepiej i coraz pewniej się poruszał używając kostura, to jednak mimo wszystko Akirin wciąż się o niego niepokoił. Zszedł na dół. Odruchowo rozejrzał się po sali. Dostrzegł ich siedzących przy jednym ze stołów i zajętych rozmową. Odetchnął z ulgą. Już chciał do nich podejść, gdy nagle zobaczył coś, co mu się zupełnie nie spodobało. Jakiś wyjątkowo podpity mężczyzna ubrany w bogato zdobione szaty podszedł do ich stolika i coś powiedział do Valrisa. Ten przecząco pokręcił głową. Widocznie odpowiedź ta była wybitnie nie po myśli pijaka, bo nagle złapał młodzieńca za ramię i szarpnął. Akirin chciał się rzucić na pomoc, lecz zanim zdążył cokolwiek zrobić, Gahalan podniósł się i walnął intruza z całej siły pięścią w nos. Ten zaskoczony puścił Valrisa i złapawszy się za noc poleciał do tyłu, na zastawiony jadłem stół. Wywołało to wyraźnie niezadowolenie siedzących przy nim podróżnych. Najpierw zaczęli rzucać wściekłe epitety w stronę pijaka, a potem rzucili się w stronę ślepca. Akirin przystanął. Był ciekaw jak Gahalan sobie poradzi z kilkoma napastnikami na raz, bez niczyjej pomocy. Bo, że nikt nie miał mu zamiaru pomóc, było pewne. Valris był zbyt przerażony, a pozostali biesiadnicy woleli patrzeć z daleka niż samemu się mieszać.
O dziwo Gahalan poradził sobie z napastnikami bardzo szybko, tylko przy pomocy swojego kostura. Niestety, jak tylko powalił ostatniego, pojawili się kolejni. Akirin nie był pewny, czy to byli kompani tamtych, czy też może tacy, którzy mieli tylko ochotę na bitkę. Nie chciał tego sprawdzać. Bał się, że jak nie opanuje tego, to Gahalan może wymknąć się spod kontroli i jeszcze kogoś zamorduje, a tego by nie chcieli. Nie chciał, żeby rozwieszano za nimi listy gończe. Podszedł do ślepca i parując wyprowadzone odruchowo pchnięcie kosturem, powiedział:
- To ja, uspokój się. Idziemy stąd.
- Dlaczego? Całkiem dobrze mi idzie – Gahalan był podniecony i wyraźnie zadowolony.
- A chcesz, żeby zaczęli nas ścigać za to, że kogoś zabiłeś? – mruknął mu na ucho. Gahalan momentalnie spoważniał. – Nie zapominaj kim jesteś.
- Masz rację – mruknął. – Dzięki, że mnie powstrzymałeś.
Ignorując zupełnie wszystkich, ruszył powoli przed siebie, sprawnie omijając leżących na ziemi nieprzytomnych napastników. Niestety nie było mu dane odejść w spokoju. Jeden z tych chętnych do bitki ruszył w jego stronę z pięściami. Na szczęście Akirin był szybszy i walnął gościa tak, że ten poleciał na stojący w pobliżu stół, zwalając całą jego zawartość na podłogę, czym wywołał niezadowolenie siedzących przy nim ludzi. Akirin unieszkodliwił kilkoma ciosami jego kompanów i ruszył w stronę wystraszonego Valrisa. Złapał go za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.
- Lepiej stąd chodźmy – mruknął. – Za chwilę zacznie się na dobre.
- Co takiego? – zainteresował się Valris, lecz mimo całego zainteresowania posłusznie poszedł za przewodnikiem. Już będąc jedną nogą za drzwiami, odwrócił się i zobaczył kilku bijących się mężczyzn i jedną kobietę. Kolejni chętni do bitki powoli do nich dołączali. Wtedy zrozumiał co Akirin miał na myśli.
- Gdzie ten cholerny głupek jest? – mruknął Akirin, kiedy już wyszli z gospody.
- Mówicie, panie o tym ślepcu? – zapytał usłużnie jakiś niemiłosiernie umorusany dzieciak.
- A skąd wiesz? – zainteresował się.
Dzieciak otarł w brudny rękaw poszarpanej koszuli, cieknącego z nosa gila i odpowiedział rezolutnie:
- A bo on odpowiedział, ze za chwilę wyjdzie stąd dwóch bardzo przystojnych młodych mężczyzn i jeden z nich da mi talara.
Akirin roześmiał się i posłusznie wyciągnął monetę.
- Więc gdzie on jest?
- Powiedział, że ja nic nie wiem, ale jakby co, to trza go szukać w stajni.
- Dzięki dzieciaku – Akirin ponownie uśmiechnął się i dał chłopcu jeszcze jednego talara. Ten szybko złapał pieniążka i już go nie było.
Przeszli do stajni. Gahalan właśnie kończył siodłanie swojego wierzchowca.
- Chyba lepiej będzie jak się stąd szybko wyniesiemy – mruknął, kiedy Akirin stanął obok niego.
- Masz rację. Jeszcze sobie ktoś o nas przypomni. Osiodłajcie pozostałe konie, a ja skoczę po nasze rzeczy. – I już go nie było.
Trochę to trwało zanim wrócił i Gahalan już rozważał pójście na poszukiwania, gdy nagle pojawił się w drzwiach stajni objuczony ich bagażem.
- Coś się stało? – zainteresował się Valris widząc rozcięcie w jego koszuli i dziwnie zawzięta minę Akirina.
- Nic takiego – mruknął książę mocując juki na grzbiecie konia – musiałem takim paru idiotom wytłumaczyć, że ze mną nie ma sensu zadzierać, zwłaszcza używając noża.
- Zabiłeś ich? – zainteresował się Gahalan.
- Niewiele brakowało. Lepiej odjedźmy stąd szybko, bo jak się obudzą, to będą problemy.
Ślepiec zachichotał. Wyprowadzili konie ze stajni i wsiedli na nie. Już mieli odjechać, gdy nagle jakiś chłopak złapał uzdę konia na którym siedział Gahalan i powiedział rozpaczliwie:
- Zabierzcie mnie ze sobą, panie!
Akirin spojrzał na niego uważnie i rozpoznał chłopca z którym ślepiec zabawiał się ostatniej nocy.
- Zapomnij gówniarzu, nie mam czasu na niańczenie dzieciaka.
- Proszę, panie, zabierzcie mnie ze sobą! Obiecuję, że nie będę ciężarem! Mogę zarabiać.
Akirin westchnął ciężko.
- Jak masz na imię?
- Marali, panie.
- Marali, jak ty to sobie wyobrażasz? Że wezmę cię od tak po prostu z sobą? A co na to powiedzą twoi rodzice?
- Nie mam rodziców, panie, zmarli zeszłej zimy.
- A ktoś inny z rodziny?
- Nie mam nikogo, panie. Oberżysta pozwolił mi pracować w stajni, ale nic nie daje pieniędzy, każe spać na sianie i rzuca ochłapy jedzenia. Proszę, panie, pozwólcie mi jechać z wami! – popatrzył prosząco na Akirina.
- Pozwól mu, co ci zależy – odezwał się Gahalan.
- Wystarczy mi, że ciebie muszę niańczyć. Nie mam ochoty jeszcze jego brać sobie na kark.
- To ja go wezmę na swój kark.
- I twierdzisz, że niby dasz radę?
- Dam – odparł z dziwnie zawziętą miną ślepiec.
- Dobra, możesz z nami jechać – zwrócił się do chłopaka – ale jak nie będziesz miał co jeść, albo coś będzie nie tak, to z pretensjami do niego – skinął głową w stronę ślepca. – Gahalan, weź go na swojego konia. Jak dojedziemy do kolejnego miasta, to zacznie zarabiać na swojego własnego, chociaż jeszcze nie wiem jak – mruknął Akirin i ruszył przed siebie. Nie chciał żeby ktokolwiek ze współtowarzyszy widział jego zadowoloną minę. W końcu Gahalan zaczął wracać do życia. Jeszcze trochę i już w ogóle nie będzie potrzebował niczyjej pomocy.
Chłopak uszczęśliwiony uśmiechnął się i przy pomocy Gahalana wsiadł na jego konia, tuż przed nim. Ruszyli ku bramom miasta.
Kolejne dni wyglądały tak samo: podróżowali przed siebie, bez konkretnego celu, nie zastanawiając się nad wyborem drogi. Kiedy zatrzymywali się w karczmach, zawsze brali dwie oddzielne komnaty. A jeśli chodzi o zarabianie pieniędzy, to przez przypadek okazało się iż Marali ma czysty i piękny głos, dzięki czemu mógł zabawiać gapiów śpiewem. Czasami Akirin przygrywał mu na fujarce, kiedy już zmęczył się pokazywaniem sztuczek z Semenem.
Kiedy zatrzymywali się na obozowisko pod gołym niebem Marali pod czujnym okiem ślepca uczył się gotować, a Akirin pokazywał Valrisowi sztuczki mające mu pomóc na wypadek, gdyby znowu ktoś chciał go skrzywdzić. A kiedy Valris miał już dość Akirin zabierał się za Gahalana i mie był już tak miły jak z Valrisem. Im dłużej ćwiczyli, tym bardziej złośliwy był i tym mocniej go bił, kiedy ten w porę nie zdążył się obronić. Aż w końcu nadszedł dzień, kiedy stwierdził, że czas zacząć naukę z ostrą bronią. Tego dnia rano obudził Gahalana jak zwykle brutalnie, nie zwracając zupełnie uwagi na przytulonego do niego Maralisa i wysłuchawszy z uśmiechem porcji niewyszukanych bluzgów, po których zarówno Valris jak i chłopak byli wyraźnie zmieszani, powiedział:
- Zamknij jadaczkę i wstawaj na ćwiczenia. Dziś zaczniemy z bronią.
W tym momencie cała złość ślepca zniknęła.
- Poważnie? – ucieszył się.
- Zgadza się – odparł Akirin i podszedłszy do swoich juków wyciągnął z nich nóż i rzucił w stronę Gahalana. – Łap!
Ten odruchowo wyciągnął rękę, a chwilę potem wszyscy mogli usłyszeć jego wrzask. Marali przestraszony popatrzył na niego, jak wyciąga z przebitej na wylot dłoni nóż i odrzuciwszy go łapie się za dłoń.
- A żebyś do końca swego zapchlonego życia dupczył parchata kobyłę, ty krowi synu! – warknął Gahalan wściekle. – Chcesz mnie zabić?!
- Ja ciebie? To chyba ty mnie – odparł niedbale książę. – Jak jesteś sierota, to cierp.
- Trzeba było uprzedzić, że masz zamiar nożem rzucić!
- A ty myślisz, że co ja cię do tej pory uczyłem?! Jakbyś zapomniał, to jesteś ślepy, a nie głuchy!. Powinieneś słyszeć, jak leci w twoją stronę!
- Jakbyś nie zauważył, to dopiero co wstałem!
No i kolejna kłótnia się zaczęła. Valris, przyzwyczajony do tego, tylko westchnął i w duchu odliczał, ciekaw czy ta kłótnia pobije rekord, czy też nie. Natomiast wystraszony Marali próbował opatrzyć rękę Gahalana, co miał wybitnie utrudnione, biorąc pod uwagę fakt, że ten zaczął nią wymachiwać na wszystkie strony. W końcu krzyknął zdesperowany:
- Panie!
Krzykacze przerwali kłótnię, a Valris westchnął w duchu. A jednak nie będzie rekordu.
- Pozwól mi opatrzyć ranę, bo cała krew z ciebie ujdzie – powiedział spokojnie Marali. Dopiero wtedy Gahalan przypomniał sobie, o co właściwie się kłócili i zaczął wściekle warczeć:
- Przez ciebie nie będę w ogóle mógł tą ręką ruszać.
- Nie rozumiem w czym masz problem – zdziwił się Akirin. – Do macania Maralisa wystarczy ci w zupełności lewa ręka.
Słysząc to chłopiec zmieszał się, jednak Akirin udawał, że tego nie widzi.
- A jak niby mam jeść?
- Dzieciak będzie cię karmił. Patrząc na to z jakim uwielbieniem się w ciebie gapi, nie będzie miał nic przeciwko.
W tym momencie chłopak upuścił wszystko co trzymał i ze łzami w oczach uciekł w stronę lasu.
- No i wystraszyłeś dzieciaka – mruknął Valris. – Nie mogłeś powstrzymać tej swojej niewyparzonej gęby?
- Co się stało? – zaniepokoił się Gahalan.
- Dzieciak z rykiem uciekł do lasu – odparł Valris. – Kto by pomyślał…
- Marali! – krzyknął ślepiec i chciał się rzucić w pogoń za chłopcem, lecz Akirin przytrzymał go w mocnym uścisku.
- A ty dokąd?
- Poszukać go, jeszcze cos mu się stanie.
- Jest już duży, nic mu się nie stanie.
- Ale ja i tak musze go poszukać – mruknął Gahalan z dziwną zaciętością na twarzy.
Akirin uważnie popatrzył na ślepca.
- Zależy ci na nim? – zapytał cicho.
Gahalan drgnął nerwowo.
- Nie rozumiem o czym ty mówisz.
- Dobrze wiesz – odparł Akirin wyjątkowo łagodnie. – Przecież widzę, że ci na nim zależy. Gdyby tak nie było, to byś się tym wszystkim tak nie przejmował.
Ślepiec westchnął ciężko.
- Sam nie wiem jak to się stało. Na początku po prostu chciałem tylko go przelecieć. Kiedy błagał, żebyśmy go ze sobą zabrali, to mi się go zwyczajnie żal zrobiło, a potem… ja wiem, że to jest niewłaściwe, wszakże jestem tyle starszy, że mógłbym być jego ojcem, ale mimo to … On jest taki… uroczy i chętny, troszczy się o mnie. Kiedy idziemy gdziekolwiek, uważa żebym się o nic nie potknął, ani na nikogo nie wpadł. Tyle ciepła od niego dostaję, nie tylko w nocy. To dla mnie coś nowego, nawet rodzice nic takiego nigdy mi nie dali. Czy to takie dziwne, że chcę tego więcej, że pragnę tego dzieciaka?
Akirin zaśmiał się cicho.
- To najzupełniej normalne. A że jest między wami taka różnica wieku… no cóż, miłość nie patrzy na wiek. Między moimi rodzicami było dziesięć lat różnicy, a mimo to byli szczęśliwi, tak bardzo, że po śmierci matki, ojciec nie ożenił się już drugi raz. Dlatego też nie przejmuj się tym, tylko powiedz dzieciakowi co czujesz.
- A jeśli mnie odrzuci? Jeśli wyśmieje, że jestem za stary?
- Dlaczego miałby to zrobić? Przecież z własnej woli oddaje ci swoją dupę, czyż nie? No chyba, że go zmuszasz za każdym razem.
- Do niczego go nie zmuszam! – odparł nieco podniesionym głosem Gahalan.
- W takim razie nie powinien cię odrzucić. Powiedz mu o swoich uczuciach. A na razie pozwól Valrisowi opatrzyć tą rękę, a ja pójdę poszukać dzieciaka.
- Tylko nie wystrasz go znowu, bo cię zabiję – warknął ślepiec.
Akirin roześmiał się i odszedł w stronę lasu. Szedł cicho, nasłuchując. W pewnym momencie usłyszał ciche pochlipywanie. Najciszej jak mógł podkradł się w tamtą stronę.
- No i czego ryczysz? – odezwał się kiedy już podszedł dość blisko. – Ja tylko żartowałem.
Dzieciak przestraszony drgnął. Zawstydzony próbował otrzeć łzy, chociaż kiepsko mu to wychodziło i chciał uciec, lecz stanowczy głos Akirina zatrzymał go w miejscu.
- Stój! Nie bój się, nic ci nie zrobię.
Chłopiec stanął i nieufnie popatrzył na Akirina załzawionymi oczami.
- No i czego płaczesz? – zapytał łagodnie, podchodząc bliżej.
Chłopiec drgnął niepewnie, ale mimo to nie ruszył się.
- Ja… bardzo go … - zaczął niepewnie.
- Kochasz go? – zapytał uśmiechając się ciepło.
Marali spojrzał panicznie na rozmówcę.
- Ja… ależ skąd, panie, jakże bym śmiał. Ja…
- Ile razy ci mówiłem, żebyś przestał tak do mnie mówić? Jestem Akirin. No więc jak, kochasz go?
Chłopak nerwowo przełknął ślinę i potwierdził nieśmiałym ruchem głowy.
- Tak myślałem – Akirin uśmiechnął się. – Czemu mu tego nie powiesz?
- Ja nie… nie wiem… nie mógłbym… on pewnie by nie chciał… ktoś taki jak ja… - mimo iż chłopak plątał się, to jednak Akirin dobrze wiedział, co chciał powiedzieć.
- A może byś się tak przekonał?
- Jakże to? – Oczy chłopaka rozszerzyły się jeszcze bardziej.
- Zwyczajnie – Akirin uśmiechnął się. – Po prostu powiedz mu. - Marali milczał, nie będąc pewnym tego co usłyszał. – Nie ma się czego bać, uwierz mi. Wiesz co, może kupisz mu coś ładnego? Masz tutaj trochę monet – wyciągnął zza pazuchy niewielki mieszek i wysypawszy z nich monety podzielił je na dwie kupki. Jedną z nich wsadził do kieszeni spodni, a drugą z powrotem do sakiewki, a następnie podał chłopcu. – Tu masz grajcary, równowartość złotej monety. Jak będziemy w najbliższym mieście, kup mu coś ładnego i powiedz co czujesz.
- Ale ja nie mogę. Tyle pieniędzy... – Wyszeptał patrząc na sakiewkę. – Za to można kupić dużo jedzenia.
- To prawda, ale odkąd jesteś z nami udało nam się zarobić całkiem sporo pieniędzy, wiec jeśli trochę z nich wydasz na przyjemności, to nic się nie stanie.
- Naprawdę?
- Oczywiście. A teraz lepiej wracaj. Zaraz będzie kolacja i pewnie będziesz musiał mu pomóc w jedzeniu.
Marali zaczerwienił się. Akirin wstał wciąż się uśmiechając i odszedł w stronę obozowiska.
- Co z nim? - Zainteresował się Valris. Gahalan udawał, że czyści konia lecz pilnie nasłuchiwał.
- Wszystko w porządku. Zaraz wróci – odparł Akirin siadając przy ogniu.
Jakby na potwierdzenie jego słów chwilę potem z lasu wyszedł Marali i podszedł do Gahalana. Wziął od niego zgrzebło i zaczął czyścić konia. Na jego twarzy można było zobaczyć uśmiech zadowolenia.
- Co mu powiedziałeś? – zainteresował się Valris.
- Ja? Nic takiego.
- Jak „nic takiego”, skoro widzę, że coś. Zachowuje się zupełnie inaczej.
Akirin tylko uśmiechnął się i nic nie powiedział.









Komentarze
Floo dnia maja 15 2012 11:52:43
no proszę, proszę! Aż się serducho raduje gdy Gahalan znalazł w końcu kogoś kto go pokochał i tak na nim polega smiley
Ach czuję przed nimi dobrą przyszłość. Może Akirin jak zostanie królem pomoże im jakiś dom zbudować albo coś smiley
Dawaj już następny rozdział smiley
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

wietne! wietne! 100% [1 Gos]
Bardzo dobre Bardzo dobre 0% [adnych gosw]
Dobre Dobre 0% [adnych gosw]
Przecitne Przecitne 0% [adnych gosw]
Sabe Sabe 0% [adnych gosw]
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum