The Cold Desire
   Strona G艂贸wna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsy艂ania prac WYDAWNICTWO
Wrze秐ia 10 2025 14:13:07   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Sk贸rki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
艢CIANA S艁AWY
Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner





Witamy
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
Dante
Z dedykacj膮 dla Kethry...





Z przyjemno艣ci膮 obserwowa艂 jak wpadasz w zgrabnie zastawione sid艂a. On wys艂a艂 j膮 do ciebie. On wiedzia艂. Wiedzia艂 czego potrzebujesz i wys艂a艂 j膮. W艂a艣nie j膮. Stali艣cie razem na korytarzu. Ty w swoich wytartych czarnych d偶insach i sk贸rzanej kurtce, jak zawsze z du偶ym blokiem pod pach膮 i plecakiem niedbale przerzuconym przez lewe rami臋. Ona w d艂ugiej czarnej sukni ze st贸jk膮 i d艂ugim p艂aszczu, z w艂osami upi臋tymi w kok, wygl膮daj膮ca jakby by艂a nie z tej epoki. On wiedzia艂 偶e b臋dziecie trzyma膰 si臋 razem, bo oboje byli艣cie nowi. Nauczycielka zawo艂a艂a was do klasy, kaza艂a si臋 przedstawi膰. - Matti Wagner - powiedzia艂a ona cicho, z ledwo s艂yszalnym obcym akcentem. - Rafael Martinez - powiedzia艂e艣 r贸wnie cicho wbijaj膮c wzrok w czubki but贸w. Usiedli艣cie razem, w jednej 艂awce. Nie zamienili艣cie ze sob膮 s艂owa, ani w ten dzie艅, ani w kolejny. A czas p艂yn膮艂, on ci臋 obserwowa艂. Przez kilka miesi臋cy siadali艣cie razem na ka偶dej lekcji. Wasze rozmowy sprowadza艂y si臋 do urywanych zda艅, pytania o godzin臋, o linijk臋 lub gumk臋 do mazania. A jednak si臋 lubili艣cie. On wiedzia艂 偶e si臋 lubicie.
- Raffi co robisz w Haloween? - spyta艂 Pete siadaj膮c na 艂awce i pr贸buj膮c zajrze膰 do bloku, kt贸ry trzyma艂e艣 na kolanach - Idziemy z ch艂opakami do pubu... mo偶e poszed艂by艣 z nami?
- Nie dzi臋ki - mrukn膮艂e艣, zas艂aniaj膮c rysunek przed ciekawskim wzrokiem - Mo偶e innym razem. Mam inne plany....
- Jeste艣 pewien? B臋dzie du偶o piwa, dobra muzyka. A potem p贸jdziemy na cmentarz i powyjemy do ksi臋偶yca. - kusi艂 z u艣miechem
- Mam inne plany... - powt贸rzy艂e艣 wbijaj膮c ostre spojrzenie zimnych niebieskich oczu w rozm贸wc臋 - Mo偶e innym razem.
- Dobra, jak chcesz. - Pete wzruszy艂 ramionami - A ty Mat?
Ona zamilk艂a. Do tej pory siedzia艂a z lekko pochylon膮 g艂ow膮, trzymaj膮c ksi膮偶k臋 na kolanach. Czyta艂a. Cicho, ledwie s艂yszalnie ale na g艂os. Czyta艂a "Raj Utracony". Zawsze czyta艂a na g艂os. Lubi艂e艣 s艂ucha膰 jej g艂osu. Lubi艂e艣 kiedy to robi艂a. Na ka偶dej przerwie, kiedy wszyscy ha艂a艣liwie opuszczali sal臋, ty wyci膮ga艂e艣 blok i w臋giel, ona wyci膮ga艂a ksi膮偶k臋. Co najdziwniejsze, czyta艂a je tylko przy tobie. Kiedy kolejnego dnia siada艂a ko艂o ciebie, zaczyna艂a czyta膰 tam, gdzie sko艅czy艂a dnia poprzedniego. Z pocz膮tku ci臋 to dziwi艂o. P贸藕niej przesta艂o. Bo tak chcia艂 on. Kaza艂 ci przesta膰 si臋 dziwi膰. Przesta艂e艣 si臋 dziwi膰. Kaza艂 ci to lubi膰. Lubi艂e艣 to. W ten spos贸b - razem - "przeczytali艣cie" ju偶 "Cierpienie" i "Bosk膮 komedi臋" a teraz do ko艅ca "Raju..." zosta艂o tylko kilka stron. Zamilk艂a. Lekko unios艂a g艂ow臋 patrz膮c na Pete'a znad czarnych oprawek okular贸w.
- Nie dzi臋ki - powiedzia艂a cicho - Mam inne plany... - wr贸ci艂a do ksi膮偶ki
- Jak sobie chcecie... - Pete zeskoczy艂 z 艂awki - B臋dzie fajnie i bez was....
Patrzyli艣cie jak wychodzi z sali, p贸藕niej spojrzeli艣cie na siebie i wr贸cili艣cie do swoich zaj臋膰. Jeszcze kilka poci膮gni臋膰 w臋gla, kilka kosmyk贸w w艂os贸w, szybki ruch nak艂adaj膮cy cie艅 na twarz anio艂a. Sko艅czy艂e艣 kolejny rysunek Jeszcze kilka zda艅, ostatnie s艂owa rzucaj膮ce 艣wiat艂o zrozumienia na ca艂o艣膰 opowie艣ci. Ona sko艅czy艂a czyta膰 kolejn膮 ksi膮偶k臋. Zdj臋艂a okulary, po艂o偶y艂a je na kolanach.
- Raffi?
- Tak? - spyta艂e艣 patrz膮c na uko艅czon膮 prac臋
- Co robisz w Halloween?
- Ja... - przenios艂e艣 na ni膮 zdziwione spojrzenie - ...co robi臋?
- Tak. Co TY robisz? - zaakcentowa艂a s艂owo 'ty'
- Chcia艂em p贸j艣膰 w jedno miejsce...
- A co to za miejsce, je艣li mog臋 spyta膰...?
- To taki stary dom... - odwr贸ci艂e艣 si臋 w jej stron臋 - ...niedaleko tam sk膮d jestem. By艂em tam raz, kiedy by艂em ma艂y. Ten dom... Maj膮 go rozebra膰 na wiosn臋. Szkoda. Bo jest taki... taki klimatyczny. No wiesz... Stary opuszczony dom.... - zawiesi艂e艣 g艂os - taki z opowie艣ci o duchach... Nad wej艣ciem jest taki zniszczony witra偶... I... zobacz! - podsun膮艂e艣 jej sw贸j blok. Z ka偶dego rysunku patrzy艂y na ni膮 srogie oczy. Oczy anio艂a. Na ka偶dym rysunku ten sam anio艂. Unosi艂 miecz w ge艣cie zwyci臋stwa. Kl臋cza艂 przed kim艣 pokornie schylaj膮c g艂ow臋. Opiera艂 stop臋 o pier艣 pokonanego wroga. Pochyla艂 si臋 nad zranionym ptakiem. Dosiada艂 wspania艂ego bia艂ego rumaka. Na pracy kt贸r膮 w艂a艣nie sko艅czy艂e艣, ubrany w d艂ug膮 tunik臋, otula艂 skrzyd艂ami drobn膮 posta膰, patrz膮c na ni膮 z zimnym u艣miechem.
- S膮 pi臋kne - powiedzia艂a lekko muskaj膮c opuszkami palc贸w w艂osy anio艂a - ale nie rozumiem...
- Obieca艂em sobie, 偶e zobacz臋 go jeszcze raz i... I chyba Halloween pasuje... - odebra艂e艣 blok z jej r膮k i jeszcze raz p艂ynnym ruchem poprawi艂e艣 lini臋 skrzyd艂a na jednym z rysunk贸w.
- Pasuje... - pokiwa艂a g艂ow膮 u艣miechaj膮c si臋 lekko - Czy mog臋 p贸j艣膰 tam z tob膮?
Zgodzi艂e艣 si臋. On kaza艂 ci si臋 zgodzi膰. Z przyjemno艣ci膮 ws艂uchiwa艂 si臋 w wasz膮 rozmow臋, bo oto wpad艂e艣 w misternie zastawione sid艂a. Od kiedy zjawi艂e艣 si臋 w jego domu, prawie dziesi臋膰 lat temu, pragn膮艂 ci臋. Obserwowa艂 jak dorastasz. Jak cierpisz po stracie matki i brata. Brata, przez kt贸rego w deszczowe listopadowe popo艂udnie ujrza艂 ci臋 po raz pierwszy. Obserwowa艂. Kiedy nie mog艂e艣 sobie da膰 rady z na艂ogiem ojca, gdy po raz kolejny wlok艂e艣 go do domu z knajpy za rogiem, kaza艂 ci rysowa膰. Zsy艂a艂 natr臋tne wizje przedstawiaj膮ce zawsze t臋 sam膮 posta膰. Rysowa艂e艣. Bo on ci kaza艂. Nie pozwala艂 ci na rozpacz. Nie pozwala艂 na 艂zy. Kaza艂 rysowa膰. To ci臋 uspokaja艂o, pozwala艂o zapomnie膰. A jednocze艣nie coraz bardziej pcha艂o wprost do niego. Przez d艂ugi czas nie mog艂e艣 sobie przypomnie膰 sk膮d znasz posta膰, kt贸r膮 z takim uporem wci膮偶 rysujesz. Manipulowa艂 tob膮. Chcia艂 偶eby ci臋 to m臋czy艂o I m臋czy艂o ci臋 to. Dopiero teraz. Zupe艂nie niedawno pozwoli艂 ci przypomnie膰 sobie pop臋kany witra偶 w starym domu na wzg贸rzu. Nape艂ni艂 twoje my艣li t臋sknot膮. Wzywa艂. Nie zmusza艂 ci臋 偶eby艣 zn贸w tam poszed艂. O nie. Chcia艂 偶eby艣 zrobi艂 to z w艂asnej woli. I tak si臋 sta艂o. Sam podj膮艂e艣 decyzj臋. Nic o tym nie wiedz膮c wybra艂e艣 czas, kt贸ry by艂 ku temu najbardziej odpowiedni. Halloween. Noc duch贸w. Jedyna noc w roku, kiedy bariera mi臋dzy 艣wiatem 偶ywych i zmar艂ych jest przekraczalna. Tak. Obserwowa艂 ci臋 przez d艂ugie lata. A teraz... teraz wreszcie ci臋 spotka...
Um贸wi艂e艣 si臋 z ni膮 przy przystanku autobusowym, bo nie wiedzia艂a jak doj艣膰 do tego domu. (Nie wiedzia艂a lub pozwolono ci wierzy膰 偶e nie wie.) Spotkali艣cie si臋 o 18.00 by艂o ju偶 ciemno. Szed艂e艣 偶wirow膮 drog膮 z r臋kami wbitymi w kieszenie kurtki, z plecakiem jak zawsze niedbale przewieszonym przez lewe rami臋, patrz膮c uwa偶nie pod nogi. Ona milcz膮c pod膮偶a艂a za tob膮. Nie widzia艂e艣 u艣miechu na jej bladych ustach. Rami臋 w rami臋 stan臋li艣cie przed ogromnym drewnianym drzwiami na szczycie wzg贸rza. Powiewy zimnego wiatru sprawia艂y, 偶e dr偶a艂e艣. Tak. - To z zimna, nie ze strachu - wmawia艂e艣 sobie. Spojrza艂e艣 na ni膮. Sta艂a z r臋kami opuszczonymi wzd艂u偶 bok贸w. Unosi艂a twarz wpatruj膮c si臋 we wn臋k臋 nad drzwiami, w kt贸rej znajdowa艂 si臋 witra偶. By艂a spokojna, rozlu藕niona. Po to j膮 wys艂a艂. Po to 偶eby艣 nie stch贸rzy艂 w ostatnim momencie. 呕eby艣 nie czu艂 si臋 samotny na tej ostatniej drodze. Wst臋pu do domu broni艂 masywny 偶elazny skobel. Przez lata wystawiony na dzia艂anie kaprys贸w pogody zardzewia艂, skrusza艂. Kiedy odsuwa艂e艣 go z g艂o艣nym zgrzytem pobrudzi艂 ci r臋ce rdz膮 - od dawna nikt tu nie by艂. (Nie by艂 lub pozwolono ci wierzy膰, 偶e nie by艂.) Razem weszli艣cie do 艣rodka, zamykaj膮c za sob膮 potwornie skrzypi膮ce drzwi. Ciemno艣膰. Ciemno艣膰 absolutna. Wyci膮gn膮艂e艣 z plecaka latark臋 - starego masywnego wondera - ostry snop 艣wiat艂a rozdar艂 ciemno艣膰 wydobywaj膮c z niej kszta艂ty i kolory przedmiot贸w pokrytych kurzem i paj臋czynami. Gdzie艣 z g贸ry dobieg艂 ci臋 d藕wi臋k skrzypi膮cego drewna. Kroki.- Nie to tylko wiatr - uspokaja艂e艣 sam siebie kieruj膮c snop 艣wiat艂a do g贸ry. Nikogo tam nie by艂o. (Nie by艂o lub pozwolono ci wierzy膰, 偶e nie ma.) Ona sta艂a nieruchomo wpatruj膮c si臋 w ciebie intensywnie, w k膮cikach jej ust drga艂 delikatny u艣miech. On r贸wnie偶 patrzy艂. Cieszy艂 wzrok twoim widokiem. Nie艣wiadomy czyjej艣 wi臋cej obecno艣ci rozgl膮da艂e艣 si臋 po pomieszczeniu powoduj膮c odblaski 艣wiat艂a, gdy snop z latarki pada艂 na b艂yszcz膮ce przedmioty, pokryte teraz warstw膮 czasu. Patrzy艂. Obserwowa艂. Podziwia艂 ci臋. Twoje d艂ugie czarne w艂osy, sp艂ywaj膮ce kaskad膮 do po艂owy plec贸w. Pi臋kn膮, jeszcze niemal dzieci臋c膮 twarz, o ciemnej karnacji. Oczy koloru zimowego morza potrafi膮ce jednocze艣nie by膰 ciep艂e i niepokoj膮co zimne. Gracj臋 ruch贸w. Szczup艂膮, drobn膮 sylwetk臋. Patrzy艂. Pragn膮艂. Znajdywa艂 przyjemno艣膰 w oczekiwaniu na to, a偶 wreszcie b臋dziesz jego. W ko艅cu odwr贸ci艂e艣 si臋. Skierowa艂e艣 s艂up 艣wiat艂a w stron臋 witra偶a, na kt贸rym anio艂 o czarnych skrzyd艂ach, obleczony w pow艂贸czyst膮 ciemn膮 szat臋 patrzy艂 w d贸艂, tak jakby wprost na ciebie, z r臋kami zaplecionym na piersiach, z zimnym okrutnym u艣miechem. Ona sta艂a za tob膮. W bezruchu. Spogl膮da艂a to na ciebie to na anio艂a. Czeka艂a. A ty wpatrywa艂e艣 si臋 w niego. W te zimne stalowo - szare oczy. Oczy kt贸re przyci膮ga艂y. Hipnotyzowa艂y. Niemal usypia艂y. - Nie - Z pot臋偶nym wysi艂kiem odwr贸ci艂e艣 g艂ow臋 od przera偶aj膮cego nagle witra偶a. Ch艂odne, zadziwiaj膮co silne ramiona obj臋艂y ci臋 z ty艂u zmuszaj膮c by艣 patrzy艂. - Patrz Raffi. Nie b贸j si臋 - powiedzia艂a cicho. Nie. Nie chcia艂e艣 patrze膰. Nie mog艂e艣 odwr贸ci膰 wzroku, kiedy posta膰 na witra偶u poruszy艂a si臋. Wysoki, pot臋偶nie zbudowany m臋偶czyzna post膮pi艂 o krok i bezszelestnie zeskoczy艂 z wn臋ki l膮duj膮c z wdzi臋kiem tu偶 przed tob膮. Dom o偶y艂. Tysi膮ce 艣wiec w kryszta艂owych kandelabrach poustawianych wsz臋dzie, zab艂ys艂o r贸wnocze艣nie zape艂niaj膮c hol migotliwym ciep艂ym 艣wiat艂em. Stary wonder wypad艂 z twojej d艂oni na kamienn膮 posadzk臋. Chcia艂e艣 krzycze膰. Chcia艂e艣 ucieka膰. Nie mog艂e艣. On ci nie pozwoli艂.
- Dzi臋kuj臋 Matti, mo偶esz odej艣膰 - odezwa艂 si臋 g艂臋bokim niskim g艂osem
- Tak panie... - pochyli艂a lekko g艂ow臋 i znik艂a.
Sta艂e艣 przed nim rozdygotany, przera偶ony, niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. By艂 bardzo wysoki. W艂osy o barwie dojrza艂ego zbo偶a 艣ci膮gn膮艂 w kucyk. Nie by艂 ju偶 anio艂em z twoich rysunk贸w. Czarne skrzyd艂a znik艂y. On by艂 cz艂owiekiem. Wyci膮gn膮艂 d艂o艅. Lodowatymi opuszkami palc贸w dotkn膮艂 twojego policzka. Chcia艂e艣 si臋 cofn膮膰. On ci nie pozwoli艂. Nagina艂 twoj膮 wol臋, jakby by艂a 藕d藕b艂em trawy. Przyszed艂e艣 tutaj. Teraz nale偶a艂e艣 do niego. - Tyle czasu na ciebie czeka艂em - przygarn膮艂 ci臋 do siebie silnym ramieniem. Wbrew sobie wtuli艂e艣 twarz w mi臋kki materia艂 szaty na jego piersi. Czu艂e艣... Jak to mo偶liwe? Czu艂e艣 delikatny zapach r贸偶. Dlaczego r贸偶? Z u艣miechem wzi膮艂 ci臋 na r臋ce. Nie. Nie. Nie. - Nie chc臋 i艣膰 z tob膮 - krzycza艂e艣 rozpaczliwie, lecz z twoich ust nie wydoby艂 si臋 nawet najcichszy j臋k. - Nie chcesz? - spyta艂. - Chc臋 -. Szerokie schody wiod艂y w d贸艂. W d贸艂. W d贸艂. Zdawa艂y si臋 nie mie膰 ko艅ca. Jednak mia艂y koniec. Masywne rze藕bione drzwi na ko艅cu schod贸w. Otwar艂y si臋. 艢wiece wydawa艂y si臋 unosi膰 wprost w powietrzu. Po艣rodku pomieszczenia kamienny postument. Mo偶e o艂tarz? Postawi艂 ci臋 na ziemi. Nie mog艂e艣 si臋 ruszy膰. - Zbli偶a si臋 p贸艂noc - Pod jego dotkni臋ciami twoje ubranie rozp艂ywa艂o si臋. Po chwili sta艂e艣 przed nim kompletnie nagi. Dr偶a艂e艣. Z zimna i strachu. Poprowadzi艂 ci臋 w kierunku postumentu. Pod plecami poczu艂e艣 lodowato zimny szorstki kamie艅. Pochyli艂 si臋 nad tob膮 wci膮偶 z tym samym zimnym u艣miechem. - Teraz jeste艣 m贸j - Poczu艂e艣 jego nagle gor膮ce wargi na swoich. J臋zyk wdar艂 si臋 do twoich ust stanowczo, a jednak delikatnie pieszcz膮c podniebienie i tw贸j j臋zyk. Poca艂unek by艂 d艂ugi. G艂臋boki. Nie chcia艂e艣 tego, jednak sprawi艂 ci przyjemno艣膰. Przyjemno艣膰 granicz膮c膮 z rozkosz膮. Jego usta pow臋drowa艂y w d贸艂. Delikatnie ca艂owa艂 i przygryza艂 twoje ramiona. Wodzi艂 smuk艂ymi palcami po lekko zarysowanych tu偶 pod sk贸r膮 mi臋艣niach, napi臋tych teraz ze strachu. Mog艂e艣 udawa膰 sam przed sob膮. Nie przed nim. Ze strachu i oczekiwania. Jego dotyk odzywa艂 si臋 dreszczami w dole twojego brzucha. Ba艂e艣 si臋, jednak chcia艂e艣 wi臋cej. Westchn膮艂e艣, gdy jego usta zamkn臋艂y si臋 na twoim sutku. Powolne, okr臋偶ne ruchy jego j臋zyka powodowa艂y w tobie wybuchy gor膮ca. Jego r臋ka sun臋艂a powoli po twojej piersi, brzuchu. Powodowa艂a przyjemne mrowienie. Twoje cia艂o zacz臋艂o reagowa膰. Gdy jego d艂o艅 zamkn臋艂a si臋 na tobie krzykn膮艂e艣, wygi膮艂e艣 si臋 w 艂uk, jednak co艣 kr臋powa艂o twoje ruchy. Jego rozkaz niczym 艂a艅cuch trzyma艂 ci臋 bezwolnego wci膮偶 w tej samej pozycji. Zatrzyma艂 si臋 na d艂u偶ej przy twoim p臋pku. Leciutkie mu艣ni臋cia jego warg wyrywa艂y z twoich ust wci膮偶 nowe westchnienia. Ca艂owa艂 napi臋te mi臋艣nie brzucha. Wodzi艂 j臋zykiem po podbrzuszu. W ko艅cu wzi膮艂 ci臋 w usta. P艂omienie zata艅czy艂y ci przed oczami. S艂ysza艂e艣 jak przez sen swoje w艂asne krzyki, szum krwi i walenie serca. Plecy bola艂y ci臋 od ekstremalnego napi臋cia. Czu艂e艣 jak zbli偶a si臋 spe艂nienie. Jednak on nie pozwoli艂 ci doj艣膰. Zostawi艂 ci臋 rozpalonego do granic wytrzyma艂o艣ci. Stan膮艂 obok niespiesznie 艣ci膮gaj膮c z siebie ubranie. Jego sk贸ra by艂a blada, l艣ni膮ca, mocno opina艂a w臋z艂y pot臋偶nych mi臋艣ni na ramionach, torsie i brzuchu. Pochyli艂 si臋 nad tob膮 i po raz kolejny wci膮gn膮艂 ci臋 w gor膮cy nami臋tny poca艂unek. Twoje cia艂o domaga艂o si臋 pieszczot. Czu艂e艣 ogromne podniecenie, granicz膮ce ju偶 niemal z szale艅stwem. Stanowczym ruchem wsun膮艂 ci dwa palce do ust. Pos艂usznie zwil偶y艂e艣 je j臋zykiem wiedz膮c co stanie si臋 teraz. Gdy wsun膮艂 je w ciebie szarpn膮艂e艣 z b贸lu. Pot sp艂ywa艂 ci po twarzy, wilgotne kosmyki przyklei艂y ci si臋 do czo艂a i nieprzyjemnie wpada艂y do oczu. Bola艂o ci臋 tak jak nigdy dot膮d. Dlaczego nie chcia艂e艣 偶eby przesta艂? Rusza艂 r臋k膮 powoli, przygl膮daj膮c si臋 z u艣miechem, jak zaciskasz oczy, zagryzasz z臋by. Chcia艂e艣 wi臋cej, bo on ci kaza艂. Tak. Tyle czasu na to czeka艂, a p贸艂noc by艂a ju偶 blisko. Gdy bez ostrze偶enia cofn膮艂 r臋k臋 krzykn膮艂e艣 z b贸lu. Pog艂aska艂 ci臋 po brzuchu patrz膮c jak z trudem 艂apiesz oddech, jak po policzkach sp艂ywaj膮 ci 艂zy. Tak. Jeszcze tylko chwila. Przygni贸t艂 ci臋 do zimnego kamienia jednocze艣nie rozsuwaj膮c ci nogi. Zako艂ysa艂 biodrami poprawiaj膮c u艂o偶enie. Wsun膮艂 ci r臋ce pod plecy unosz膮c je odrobin臋 i wszed艂 w ciebie jednym ostrym pchni臋ciem. Tw贸j krzyk odbi艂 si臋 echem po pomieszczeniu, powoduj膮c poruszenie w zacienionych k膮tach i umilk艂 st艂umiony przez jego usta. Rusza艂 si臋 w tobie powoli rozkoszuj膮c si臋 ciep艂em i ciasnot膮 twojego wn臋trza. 艁ka艂e艣, spazmatycznie pr贸buj膮c z艂apa膰 oddech jednak nie mog艂e艣. - Uspok贸j si臋 - jego rozkaz po raz kolejny z艂ama艂 twoj膮 wol臋. Rozlu藕ni艂e艣 si臋, niemal bezw艂adnie opad艂e艣 na zimny kamie艅. B贸l znikn膮艂. Zamiast niego pojawi艂o si臋 z pocz膮tku nie艣mia艂e, lecz coraz silniejsze uczucie przyjemno艣ci. Przyjemne ciep艂o promieniowa艂o z krocza w kierunku plec贸w, wyla艂o si臋 ognistym rumie艅cem na twoich policzkach. Ty r贸wnie偶 zacz膮艂e艣 si臋 rusza膰. Nie艣mia艂o wychodzi艂e艣 biodrami ku jego biodrom przy ka偶dym ruchu, a on bra艂 ci臋 coraz mocniej, coraz szybciej. Przed oczami ta艅czy艂y ci b艂yski. Tw贸j oddech by艂 szybki, urywany. Z gard艂a wyrywa艂y ci si臋 niekontrolowane j臋ki i krzyki. Nagle 艣wiat eksplodowa艂. Zala艂a ci臋 fala rozkoszy pot臋偶na jak nigdy dot膮d. By艂o ci potwornie gor膮co. Krzycza艂e艣. G艂o艣nym jednostajnym krzykiem. Z ogromnej oddali us艂ysza艂e艣 zegar wybijaj膮cy p贸艂noc. On szarpn膮艂 biodrami jeszcze raz i poczu艂e艣 jak w 艣rodku wybucha jego gor膮ca rozkosz. W tym samym momencie wbi艂 z臋by w ods艂oni臋t膮 szyj臋 tu偶 nad twoim obojczykiem. Przyjemno艣膰, kt贸ra ju偶 zdawa艂a si臋 opuszcza膰 twoje cia艂o wr贸ci艂a ze zdwojon膮 moc膮. Wbi艂e艣 palce uwolnionych nagle spod jego rozkazu r膮k w obejmuj膮ce ci臋 rami臋. Czu艂e艣 jak twoje podbrzusze ogarnia pot臋偶na fala gor膮ca. Szczytowa艂e艣 raz za razem, tak d艂ugo, a偶 straci艂e艣 przytomno艣膰 z up艂ywu krwi. Odsun膮艂 si臋 od ciebie po chwili, oblizuj膮c zbroczone krwi膮 usta. Czeka艂 na to tyle lat. A teraz... teraz wreszcie to osi膮gn膮艂. By艂e艣 jego. Ca艂y jego. Posiad艂 twoje cia艂o. A teraz posi膮dzie tak偶e i dusz臋. Rozdar艂 sw贸j nadgarstek ostrymi jak brzytwy k艂ami i przysun膮艂 do twoich ust. Pozwoli艂 by krew s膮czy艂a si臋 wprost do twojego gard艂a. Powoli otworzy艂e艣 zamglone oczy. - Pij Rafaelu - jego rozkaz by艂 twardszy ni偶 stal. Pos艂usznie pi艂e艣. 艁yk po 艂yku s艂odki gor膮cy p艂yn. - Wystarczy - odj膮艂 r臋k臋 od twych ust mimo, 偶e twoje pragnienie wci膮偶 ros艂o. - Teraz 艣pij - kolejny rozkaz przeci膮艂 tw膮 wol臋 g艂adko niczym n贸偶. Zamkn膮艂e艣 oczy, by spa艣膰 w otch艂a艅.
- Matti - powiedzia艂 cicho okrywaj膮c si臋 na powr贸t
- Tak panie? - wy艂oni艂a si臋 z jednego z zacienionych k膮t贸w
- Zabierz go st膮d.
- Tak panie - skin臋艂a g艂ow膮. Podesz艂a do postumentu i podnios艂a ci臋 bez najmniejszego trudu
- Matti...
- Tak panie? - odwr贸ci艂a si臋 do niego stoj膮c w drzwiach
- Pozwalam ci odej艣膰.... Jeste艣 wolna....
- Dzi臋ki panie - skin臋艂a g艂ow膮 i wysz艂a z pomieszczenia

Nie obudzi艂e艣 si臋 wi臋cej. Bo ty by艂e艣 niewinny, a on zabra艂 twoj膮 niewinno艣膰. Obudzi艂em si臋 ja. Na wieki z nim zwi膮zany przez rytua艂 krwi. Jest moim panem. Moja wola wci膮偶 przegrywa z jego rozkazami. Jest moim kochankiem. Moje cia艂o s艂ucha jego, nie mnie. Jest moim bogiem. On wie, 偶e za nim poszed艂bym wprost do piek艂a....
- Rafaelu? - us艂ysza艂em tu偶 nad sob膮
- Tak panie?
- Prosi艂em tyle razy aby艣 m贸wi艂 do mnie po imieniu...
- Wybacz... Dante....
- Mam ochot臋 na przechadzk臋 Rafaelu... Chod藕 ze mn膮.
- Tak panie.
- Rafaelu!
- Wybacz... Dante.... Chod藕my.



Komentarze
wielkamorda dnia pa糳ziernika 12 2011 10:43:56
Komentarze archiwalne przeniesone przez admina

An-Nah (an_nah@interia.pl) 20:30 14-08-2004
Pi臋kne, pi臋kne... klimat, klimat, klimat. OPISY! Miejscami zimno po karku przechodzi. Pi臋kne.
Enna (enna_eithiel@op.pl) 12:08 17-08-2004
zgadzam si臋 z przedm贸wc膮. Nic doda膰, nic uj膮膰
AlainaN (Brak e-maila) 13:45 24-08-2004
TRUDNO JAKKOLWIAK KOMENTOWA膯 TRUDNO ZNALE¬膯 ODPOWIEDNIE SLOWA - PO PROSTU UNIKAT - CIA藝G DALSZY PROSIMY!!!
Dea Oriantin (eldusador@hotmail.com) 18:19 11-09-2004
Wow. ¦wietne. Bardzo mi si臋 podoba spos贸b narracji - \"zrobi艂e艣\", \"usiad艂e艣\", \"rysowa艂e艣\"...
W og贸le sam narrator jest zaskakuj膮cy.
Ciekawy jest te偶 pomys艂 sam w sobie smiley
Szkoda troszk臋, 偶e nie ma kontunuacji.
Og贸lnie rzecz bior膮c, opko 艣wietne smiley
Fu (Brak e-maila) 00:30 13-09-2004
Kontynuacja jest ^___^
\"Mi臋dzy 艣wiatami\" to kontynuacja
Emily Strange (emily_strange@op.pl) 19:50 24-09-2004
Cudowne. Niesamowity nastr贸j, klimat. Pi臋kne, pobudzaj膮ce wyobra慕ni臋 opisy, idealny dob贸r s艂贸w.
Pere艂ka.
Bunny_Kou (Brak e-maila) 19:05 13-10-2004
O jaaaa.. piekne *-* Jak to sie czyta, co za klimat.. szalejesz ^^
Shiro (Brak e-maila) 14:36 24-12-2004
Przeczyta艂am to daaaawno temu i zapomnia艂am wpisa膰 opini:] Bardzo bardzo bardzo mi sie podoba艂o CUD MI脫D I ORZESZKIsmiley
Aha (Brak e-maila) 14:03 25-01-2007
Ilkorec to czytam podoba mi sie smiley
a pierwszy raz to czytalam ho ho ho a moze i dawniej XD
ciri (kattun@tlen.pl) 03:41 10-06-2007
Bardzo mi sie podoba bardzo bardzo bardzo smileyjest swietne
Dodaj komentarz
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa U縴tkownika

Has硂



Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem?
Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.

Zapomniane has硂?
Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze sta艂e, cykliczne projekty



Tu jeste艣my
Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemno艣ci膮 艣ledz臋 Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpud艂a :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, je艣li kto艣 tu zagl膮da i chce wiedzie膰, co porabiam, to mo偶e zajrze膰 do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z r贸偶nych przyczyn staram si臋 by膰 optymist膮, wi臋c b臋d臋 trzyma艂 kciuki 偶eby uda艂o Ci si臋 odtworzy膰 to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro s艂ysze膰, Jash. Wprawdzie nie czyta艂em Twojego opowiadania, ale szkoda, 偶e nie doczeka si臋 ono zako艅膰zenia.

Archiwum