艢CIANA S艁AWY | Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner


|
|
Witamy |
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
|
Odkupienie |
Prezent urodzinowy dla Kord
Wszystkiego najlepszego :***
Czeka艂em na ni膮 d艂ugo. Trzyma艂a si臋 偶ycia rozpaczliwie mocno, chocia偶 wszystko by艂o ju偶 przes膮dzone. Zmia偶d偶ony kr臋gos艂up nie dawa艂 jej 偶adnych szans. Mo偶e, gdyby samoch贸d wyhamowa艂 odrobin臋 wcze艣niej, ale nie wyhamowa艂. Jej ostatni oddech, siedz膮cy przy 艂贸偶ku m臋偶czyzna przyj膮艂 z westchnieniem ulgi. Lekarze zakryli twarz zmar艂ej, wpisali w kartotek臋 godzin臋 zgonu. Patrzy艂em przez moment na towarzysza dziewczyny. Na jego obliczu nie malowa艂 si臋 偶al. Nie wi臋kszy ni偶 m贸j. To 艣mieszne, tyle lat pracy, a wci膮偶 czu艂em smutek gdy odchodzili. "Jeszcze troch臋 i ci przejdzie" m贸wiono mi. Nie przechodzi艂o, ale c贸偶, nie ja wybra艂em sobie to zaj臋cie. Westchn膮艂em i otuli艂em si臋 niepami臋ci膮, przechodz膮c na drug膮 stron臋 przekl臋tej bariery. Znalaz艂em si臋 w pustce. W pustce, w kt贸rej nie by艂o ani 艣wiat艂a, ani ciemno艣ci, nie by艂o absolutnie nic, nic opr贸cz niej i mnie. Zbli偶y艂em si臋 i uj膮艂em j膮 za r臋k臋. Nie zaprotestowa艂a, gdy poprowadzi艂em j膮 w kierunku kolejnej bariery, kt贸ra wiod艂a ju偶 tylko w jedn膮 stron臋. Za ni膮 by艂a ciemno艣膰. Podprowadzi艂em j膮 tak blisko, 偶e niemal dotyka艂a jej ramieniem. Szli艣my w milczeniu. Nie okazywa艂a strachu. Nic dziwnego, w mi臋dzysferze nie by艂o nawet tego, nie by艂o l臋ku, niepokoju, strachu. Pchn膮艂em j膮 tak, 偶e przesz艂a przez niewidoczn膮 i niewyczuwaln膮 dla niej zapor臋. Pchn膮艂em j膮 wprost w ch艂odne obj臋cia 艣mierci. Tam, sk膮d ju偶 si臋 nie wraca. Tak by艂o najlepiej. D艂ugie pozostawanie w mi臋dzy sferami nie nios艂o ze sob膮 nic opr贸cz z艂udnej nadziei, 偶e mo偶na jeszcze wr贸ci膰. Naj艂atwiej by艂o szybko przekroczy膰 pr贸g i mie膰 to ju偶 za sob膮. Mie膰 za sob膮 wszystko. Uk艂ucie gor膮ca, towarzysz膮ce jej przej艣ciu powita艂em z rado艣ci膮. Ka偶dy taki wstrz膮s u艂atwia艂 mi egzystencj臋, jednak jakim kosztem? Kosztem kolejnej duszy odprowadzonej do wieczno艣ci. Poczu艂em jak z pod mojej powieki wymyka si臋 艂za. Niechciana, s艂ona i pal膮ca. W mi臋dzysferze nie by艂o miejsca r贸wnie偶 na 艂zy. Nie by艂o miejsca na nic. Gdzie艣 wewn膮trz mojego jestestwa rozleg艂o si臋 wezwanie. Ciep艂y g艂os wym贸wi艂 moje imi臋 w miejscu i czasie odleg艂ym ode mnie o miliony rzeczywisto艣ci, jednak us艂ysza艂em go i got贸w by艂em odpowiedzie膰. Zn贸w otuli艂em si臋 niepami臋ci膮, pod膮偶aj膮c za jednym, jedynym s艂owem, prowadz膮cym mnie przez kolejne sfery "Morte".
Przekroczy艂em barier臋 tu偶 przed nim. Przykl臋kn膮wszy na jedno kolano, sk艂oniwszy g艂ow臋 niemal do samej ziemi, szepn膮艂em z pokorna czci膮
- Jestem Panie.
Siedzia艂 na szklanym tronie, u st贸p kt贸rego spoczywa艂 艣wiat. Na jego ramionach spoczywa艂a wieczno艣膰, w silnej d艂oni dzier偶y艂 czas, a stop臋 opar艂 na istnieniu. Wiedzia艂em o tym, mimo 偶e spu艣ci艂em wzrok. On by艂 wszystkim, wszystkim co by艂o jest i b臋dzie, wszystkim co przemin臋艂o i co dopiero nastanie, wszystkim co poj臋te i niepoj臋te.
- Morte - przem贸wi艂 do mnie 艂agodnie tak, 偶e serce, kt贸rego nie powinienem mie膰 艣cisn臋艂o si臋 mi艂o艣ci膮, kt贸rej nie powinienem czu膰
- Jestem Panie - powt贸rzy艂em
- S艂u偶ysz mi od stuleci, Morte. Nigdy nie przekroczy艂e艣 mojego rozkazu, nigdy nie 艣mia艂e艣 nawet spojrze膰 mi w oczy
- Tak Panie
- Sp贸jrz zatem teraz!
Pos艂usznie podnios艂em wzrok i po sekundzie opu艣ci艂em go na powr贸t, przepe艂niony zachwytem i l臋kiem, 偶e oto ujrza艂em najwy偶szego z wysokich.
- Czy jeste艣 szcz臋艣liwy Morte?
- Nie Panie.
Serce 艣cisn臋艂o mi si臋 zn贸w, mimo 偶e wci膮偶 otoczony by艂em niepami臋ci膮. 艢cisn臋艂o si臋 b贸lem. 呕alem tak ogromnym, mimo 偶e min臋艂o ju偶 tyle czasu.
- Czterna艣cie wiek贸w - powiedzia艂 - Czterna艣cie wiek贸w przewodnictwa dusz. Czterna艣cie wiek贸w cierpienia. Czy uwa偶asz to za wystarczaj膮c膮 kar臋?
- Nie Panie - wyszepta艂em, czuj膮c, 偶e po policzkach sp艂ywaj膮 mi 艂zy
- Czterna艣cie wiek贸w s艂u偶y艂e艣 mi, sprawiaj膮c, 偶e nikt nie by艂 sam w swojej ostatniej drodze. Nie litowa艂e艣 si臋 nad sob膮, ale nad duszami, kt贸re odprowadza艂e艣 do wieczno艣ci. Ka偶da twoja 艂za, wylana nad tymi, kt贸rych ujmowa艂e艣 za r臋k臋, odkupywa艂a sekund臋 twojej kary Morte. Pope艂ni艂e艣 straszliw膮 zbrodni臋. Najci臋偶sze przewinienie przeciw 偶yciu.
- Tak Panie - wym贸wi艂em bezg艂o艣nie, odrzucaj膮c p艂aszcz niepami臋ci, pozwalaj膮c wr贸ci膰 wspomnieniom, niczym b艂yskawicznemu filmowi, kt贸ry w u艂amku sekundy przewin膮艂 si臋 przed moimi oczami.
Ujrza艂em Askana siedz膮cego w wiklinowym fotelu, u艣miechaj膮cego si臋 do mnie ciep艂o. Jak dzi艣 pami臋ta艂em smak jego ust, mi臋kko艣膰 d艂oni, ciep艂o, wype艂niaj膮cego mnie, jego spe艂nienia, bezpiecze艅stwo jego u艣cisku i. Mi艂o艣膰. Moja mi艂o艣膰 do niego by艂a niemniejsza ni偶 tamtego dnia, kt贸rego skaza艂em siebie na wieczne pot臋pienie. Kochali艣my si臋 wtedy gor膮co i szybko do utraty zmys艂贸w. I kiedy opad艂 zdyszany na biel poduszek, wyszepta艂em do niego tych kilka s艂贸w: "Nigdy nie pozwol臋 ci odej艣膰" i zatopi艂em rze藕bione ostrze w alabastrowej piersi a偶 po r臋koje艣膰. Zgas艂 bez cienia protestu w l艣ni膮cych br膮zowych oczach, bez cienia 偶alu. Jeszcze ciep艂膮 od jego cia艂a stal膮 otworzy艂em sobie 偶y艂y, konaj膮c na jego martwej, nieruchomej piersi. Wtedy znalaz艂em si臋 tutaj i przez czterna艣cie wiek贸w s艂u偶y艂em najwy偶szemu. Moj膮 kar膮 by艂o prowadzenie dusz ku wieczno艣ci, w zimn膮 pustk臋 tak, by nikt nie by艂 sam w tej drodze. By nikt nie by艂 sam, jak Askan, kt贸rego zabi艂em. I ja, gdy pod膮偶a艂em jego 艣ladem.
- Twoja Kara dobieg艂a ko艅ca Morte - g艂os odwiecznego by艂 mi臋kki i przepe艂niony rado艣ci膮 - Odkupi艂e艣 swoj膮 win臋 po tysi膮ckro膰 i jeszcze raz po tysi膮ckro膰. Wsta艅 zatem i podejd藕 do mnie, bym m贸g艂 odda膰 ci to, co nale偶y ci si臋 za tak wiern膮 s艂u偶b臋.
Wsta艂em niepewnie i post膮pi艂em krok ku niemu, wchodz膮c w osza艂amiaj膮c膮 jasno艣膰, za kt贸r膮 nie by艂o pustki.
Zdyszany opad艂em na unosz膮c膮 si臋 szybko, wilgotn膮 od potu alabastrow膮 pier艣
- Nigdy nie pozwol臋 ci odej艣膰 - wyszepta艂em zaciskaj膮c palce na ch艂odnej r臋koje艣ci sztyletu ukrytego pod poduszk膮
- Ale偶 ja nie mam zamiaru odchodzi膰 - roze艣mia艂 si臋 Askan, przyciskaj膮c mnie mocno do siebie - Co te偶 ci przysz艂o do tej 艣licznej g艂贸wki Morte?
- Nic....
Cofn膮艂em d艂o艅, wplataj膮c j膮 w z艂ociste loki ukochanego. Zasn膮艂em absolutnie szcz臋艣liwy.
 |
|
Komentarze |
dnia pa糳ziernika 12 2011 12:29:09
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
Ashura (Brak e-maila) 19:39 19-08-2004
bardzo, bardzo fajne i naprawde mi sie podoba.szczegolnie opis Najwyzszego jest switny.tyko tak dalej.
Maja-Pistacja (Brak e-maila) 15:25 07-09-2004
To by艂o naprawde ekh..musz臋 och艂on膮膰....tak bardzo (nie grzesze jak wida膰 du偶ym zasobem s艂ownictwa ) pi臋kne.Podoba mi si臋 to, 偶e po karze wr贸ci艂 do ukochanego.Zreszt膮 ca艂y pomys艂 podoba mi si臋.Pisa膰 pisa膰 pisa膰 (pisa膰) Pozdrawiam |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem? Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.
Zapomniane has硂? Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze sta艂e, cykliczne projekty

|
Tu jeste艣my | Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰

|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|