艢CIANA S艁AWY | Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner


|
|
Witamy |
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
|
Jednoro偶ec 3 |
Elli le偶a艂 sztywno, z twarz膮 ukryt膮 w d艂oniach. Jego aura wyra藕nie wskazywa艂a, 偶e chce zosta膰 sam. Wyszed艂em z pokoju tylko przymykaj膮c drzwi, zszed艂em na d贸艂 i poprosi艂em kuchark臋 o mleko. Nawet je偶eli si臋 zdziwi艂a, nie dala po sobie tego pozna膰. Z paruj膮cym kubkiem wspi膮艂em si臋 po schodach, przystaj膮c przy drzwiach, zza kt贸rych dochodzi艂 cichy szloch. Szybko podszed艂em do Elliana i stawiaj膮c kubek na pod艂odze, zamkn膮艂em go w ramionach
- Nie p艂acz kochanie, przeacie偶 nic si臋 nie sta艂o - szepta艂em uspokajaj膮co, ko艂ysz膮c go lekko
- Ale... ale ty mnie.... - g艂os mu si臋 za艂ama艂 - Ty mnie zostawisz prawda? Bo sprawiam ci k艂opot. - fizycznie poczu艂em, jak bolesna dla niego jest ta my艣l
- Elli, przecie偶 wiesz, 偶e nie m贸g艂bym...
- Ale...
- Bez ale... nigdy bym ci臋 nie zostawi艂.. Jeste艣 dla mnie wszystkim... - skoncentrowa艂em si臋, przesy艂aj膮c mu obrazami to, co do niego czu艂em. Rozlu藕ni艂 si臋 nieco, po czym wybuchn膮艂 g艂o艣nym, niepohamowanym p艂aczem. Jego aura s艂ab艂a z ka偶d膮 chwil膮, jednak czu艂em, 偶e wci膮偶 zabarwiona jest popielem. Czego on si臋 tak panicznie ba艂??? Podnios艂em kubek z pod艂ogi i poda艂em mu go ostro偶nie. Pi艂 艂apczywie, jakby od kilku dni nic w ustach nie mia艂, pozwoli艂em mu wychyli膰 do dna, po czym stanowczo u艂o偶y艂em go na poduszkach. - 艢pij teraz - nakaza艂em mu - poczujesz si臋 lepiej...
- A ty? - spyta艂 cichutko, nie otwieraj膮c oczu
- Posiedz臋 z tob膮. P贸藕niej si臋 po艂o偶臋 - okry艂em ch艂opca dok艂adnie i przysiad艂em na brzegu 艂贸偶ka, ujmuj膮c jego d艂o艅. Poczu艂em mu艣ni臋cie b艂臋kitnej energii kiedy zasypia艂, opowiedzia艂em mu tym samym. Nie wiem kiedy zmorzy艂 mnie sen, do艣膰, 偶e obudzi艂em si臋 gwa艂townie s艂ysz膮c jaki艣 ha艂as. 艁贸偶ko by艂o puste. Przez u艂amek sekundy czu艂em w 偶o艂膮dku lodowaty okruch strachu, jednak dostrzeg艂em jednoro偶ca siedz膮cego na 艂awie pod 艣cian膮, dysz膮cego ci臋偶ko. Zerwa艂em si臋 i uj膮艂em go lekko za ramiona
- Nie mog臋 oddycha膰 Dar... ja musz臋... rytua艂... - nawet jego my艣li by艂y postrz臋pione i urywane. Wiedzia艂em, 偶e jest wyczerpany, ale nie s膮dzi艂em, 偶e do tego stopnia. Dziw bra艂, 偶e zdo艂a艂 sam si臋 przebra膰 w p艂贸cienn膮 tunik臋 i spodnie, a nawet odnale藕膰 sw贸j cenny woreczek.
- Pojad臋 z tob膮 - rzuci艂em kr贸tko. Nie zaprotestowa艂. Pod藕wign膮艂 si臋 na nogi, jednak natychmiast usiad艂 z powrotem z g艂uchym j臋kiem. Zacz膮艂em si臋 powa偶nie obawia膰 o jego zdrowie. Zazwyczaj, po nocy rytua艂u, niesamowita energia utrzymywa艂a si臋 przez kilkana艣cie tygodni, a teraz min臋艂a nieca艂a doba a ch艂opak by艂 wypruty z wszelkiej si艂y. Chwyci艂em go na r臋ce i znios艂em w d贸艂 po stromych schodach. W stajni musia艂 sta膰 przez chwil臋 o w艂asnych si艂ach, kiedy siod艂a艂em jego wierzchowca. Chwyciwszy jednoro偶ca pod ramiona, posadzi艂em go bokiem przed siod艂em, po czym wspi膮艂em si臋 na konia. Uj膮艂em wodze w r臋ce, jednocze艣nie przyciskaj膮c do siebie Elliego. Czu艂em jak dr偶a艂 ka偶dy mi臋sie艅 jego ramion. Nie wiedzia艂em gdzie mam jecha膰, bo do tej pory "te" sprawy srebrnow艂osy za艂atwia艂 samodzielnie. Co wi臋cej, gdy kiedy艣 nie艣mia艂o zapyta艂em, czy m贸g艂bym jecha膰 z nim, stanowczo odm贸wi艂, nie nalega艂em wi臋cej. Niepotrzebnie si臋 martwi艂em. Wierzchowiec Elliana bez mojej ingerencji wybiera艂 kierunek, wioz膮c nas coraz dalej i dalej od bram miasta. Bity trakt sko艅czy艂 si臋 szybko, wi臋c dalej jechali艣my w膮sk膮, wydeptan膮 艣cie偶k膮. Na jej ko艅cu ko艅 zatrzyma艂 si臋 i zacz膮艂 najspokojniej w 艣wiecie skuba膰 traw臋. Pomog艂em Elliemu zsi膮艣膰 i z niepokojem obserwowa艂em, jak chwiejnym krokiem oddala si臋, w kierunku prze艣wituj膮cej mi臋dzy drzewami polanie. Blask ksi臋偶yca nadawa艂 tajemniczo艣ci i grozy le艣nym ost臋pom, wiatr szumia艂 w ga艂臋ziach, przyprawiaj膮c mnie o g臋si膮 sk贸rk臋. Przysiad艂em na du偶ym kamieniu, nastawiwszy si臋 na d艂ugie czekanie. Drgn膮艂em, gdy nagle do mojego umys艂u pop艂yn臋艂y obrazy. To Ellian pozwala艂 mi zag艂臋bi膰 si臋 w ostatni膮 cz膮stk臋 swego jestestwa, do kt贸rej nie mia艂em dot膮d dost臋pu. Zobaczy艂em jego oczami, us艂ysza艂em jego uszami, poczu艂em jego dotykiem.
Znajdowa艂em si臋 na polanie. Polana by艂a idealnie r贸wna, okr膮g艂a, jakby wlepiona na si艂臋 w krajobraz lasu. Po艣rodku le偶a艂 olbrzymi p艂aski kamie艅. Zbli偶y艂em si臋 do niego i si臋gaj膮c d艂oni膮 do atlasowego mieszka zawieszonego u szyi, wyci膮gn膮艂em cztery szklane kulki, wielko艣ci kurzego jaja, kt贸re u艂o偶y艂em w staranny kwadrat. Zrzuci艂em tunik臋. Na sk贸rze poczu艂em ch艂odny podmuch wiatru. Jedna z kul zap艂on臋艂a dziwnym, bia艂ym 艣wiat艂em. Roz艂o偶y艂em szeroko ramiona, oddaj膮c si臋 opiece wiatru. Wirowa艂em szybko, gnany jego podmuchem, zatracaj膮c si臋 w dziwnym ta艅cu, radosnym i wolnym, p艂yn膮cym gdzie艣 z najg艂臋bszej g艂臋bi serca. Obok bia艂ego, dostrzeg艂em niebieski p艂omie艅, kiedy moj膮 nag膮 sk贸r臋 smagn膮艂 zimny, ulewny deszcz. Nie przestaj膮c wirowa膰, wpatrywa艂em si臋 w idealnie czyste, rozgwie偶d偶one niebo. Moje stopy same wybija艂y skomplikowany rytm, kiedy ta艅czy艂em wok贸艂 g艂azu, po mi臋kkiej darni polany. Kolejny b艂ysk, tym razem szkar艂atny. Gwiazdy opu艣ci艂y swe miejsca i run臋艂y w d贸艂, wprost w moje otwarte ramiona. P艂on臋艂y dzikim ogniem, nie parz膮cym sk贸ry, nie wypalaj膮c si臋. P艂on臋艂y przeze mnie i tylko dla mnie. -Dla Elliana - poprawi艂em si臋 -
I ostatnia kula rozb艂ys艂a ciep艂ym br膮zem. Py艂 podni贸s艂 si臋 z ziemi i zawirowa艂 wraz ze mn膮, otaczaj膮c mnie mi臋kkim wachlarzem, poddaj膮c si臋 ca艂kowicie mej woli. Co艣 we mnie p臋k艂o. Zachcia艂o mi si臋 krzycze膰 - us艂ysza艂em radosny, przepe艂niony eufori膮 krzyk Elliego - Poczu艂em to. Poczu艂em jak pierwotna, nieska偶ona niczym energia czterech 偶ywio艂贸w wnika we mnie, poczynaj膮c od czubk贸w palc贸w, w kierunku serca.
Potrz膮sn膮艂em gwa艂townie g艂ow膮, kiedy wszystkie te 偶ywe obrazy urwa艂y si臋. Srebrnow艂osy brutalnie wyrzuci艂 mnie ze swego umys艂u. Nie mia艂em mu za z艂e. Wr臋cz przeciwnie, przed chwil膮 dozna艂em najcudowniejszego uczucia w 偶yciu. Ellian ofiarowa艂 mi to, co mia艂 najcenniejszego, pozwalaj膮c uczestniczy膰 w cudzie zarezerwowanym wy艂膮cznie dla jego gatunku. Oddycha艂em g艂臋boko, staraj膮c si臋 uspokoi膰, kiedy moich uszu dobieg艂 cichy szmer. Zobaczy艂em go. Sta艂 przede mn膮 w swej przepi臋knej pierwotnej postaci. Smuk艂y. Srebrzysty. Wyci膮gn膮艂em d艂o艅. Pozwoli艂 pog艂aska膰 si臋 po karku. Jego sier艣膰 by艂a g艂adka w dotyku niczym jedwab. W eterycznej sylwetce nie by艂o teraz nic ludzkiego. By艂 jednoro偶cem - stworzeniem przypominaj膮cym konia z kryszta艂owym, l艣ni膮cym rogiem u czo艂a. By艂 sob膮 w najg艂臋bszym tego s艂owa znaczeniu. Pop艂yn臋艂a ku mnie ostra wyrazista wi膮zka uczu膰. G艂臋boki b艂臋kit.
- Ja te偶 ci臋 kocham Elli - wyszepta艂em, przytulaj膮c twarz do szyi jednoro偶ca
Prychn膮艂 cichutko, odsuwaj膮c si臋 ode mnie kilka krok贸w, jego kopyta nie wydawa艂y najl偶ejszego d藕wi臋ku na mi臋kkiej darni. Wok贸艂 niego zawirowa艂o co艣, co wygl膮da艂o jak pot臋偶na chmara 艣wietlik贸w. Kiedy znik艂y, sta艂 przede mn膮 Ellian. Rozwichrzone w艂osy opada艂y mu w nie艂adzie na spocone ramiona, p艂贸cienne spodnie by艂y rozdarte na lewym kolanie, u艣miechn膮艂 si臋 jednak promiennie, podbiegaj膮c i wpadaj膮c wprost w moje otwarte ramiona
- I jak? - spyta艂 rado艣nie - Podoba艂o ci si臋?
-Kochanie! To by艂o najcudowniejsze uczucie, jakie prze偶y艂em! No, mo偶e poza seksem z tob膮...
Jego 艣miech brzmia艂 jak milion srebrnych dzwoneczk贸w. Cieszy艂em si臋 ca艂ym sercem, patrz膮c na niego, a maj膮c w pami臋ci, jak wygl膮da艂, kiedy tu przyjechali艣my. To by艂 wreszcie m贸j s艂odki,ma艂y Elli, kt贸rego kocha艂em, kt贸remu da艂bym wszystko.
- Co do seksu Daraen... - wymrucza艂, a jego aura momentalnie oblek艂a si臋 purpur膮 - Zgadnij na co mam ochot臋....
Nie musia艂em zgadywa膰. Wiedzia艂em dok艂adnie. Kochali艣my si臋 tam, na trawie, w艣r贸d pachn膮cych zi贸艂, w 艣wietle ksi臋偶yca, otoczeni nocn膮 cisz膮, m膮cona jedynie szmerem li艣ci i parskaniem pas膮cego si臋 konia. Kochali艣my si臋 wiele razy, odkrywaj膮c siebie na nowo, smakuj膮c ka偶d膮 chwil臋, ka偶dy dotyk. Ellian zasn膮艂 w ko艅cu, zm臋czony, przytulony mocno do mojego ramienia. Nie mog艂em spa膰. Nie chcia艂em. Patrzy艂em tylko na aureol臋 srebrnych w艂os贸w okalaj膮cych 艣liczna twarzyczk臋 艣pi膮cego przy mnie ch艂opca. Obudzi艂em go dopiero, gdy wschodzi艂o s艂o艅ce. Patrzyli艣my na w臋dr贸wk臋 z艂otej kuli, wtuleni w siebie. Do gospody wr贸cili艣my dopiero, kiedy Elli z czaruj膮cym u艣miechem o艣wiadczy艂, 偶e musi si臋 wyk膮pa膰. Ja te偶 musia艂em. Felixa zastali艣my w sali og贸lnej, kiedy zeszli艣my na d贸艂, aby co艣 zje艣膰. Aura Elliana by艂a lekko popielata, tylko na samych brzegach. Podchodzi艂 dzi艣 du偶o spokojniej do starszego 艂owcy.
- Jak si臋 czujesz ma艂y? - zagadn膮艂 kiedy ju偶 usiedli艣my i zabrali艣my si臋 za jedzenie
- Ju偶 lepiej. Dzi臋kuj臋...
- Nie ma za co, przecie偶 to nie by艂a twoja wina. Prawda? - m臋偶czyzna poklepa艂 jednoro偶ca po ramieniu - Musisz bardziej dba膰 o siebie...
- Tak wiem... - Elli spu艣ci艂 wzrok, jakby nagle zobaczy艂 cos bardzo interesuj膮cego w swoim talerzu. U艣miechn膮艂em si臋 do siebie, by艂 taki s艂odki, kiedy si臋 zawstydza艂. Drzwi gospody otwar艂y si臋 nagle z hukiem i stan膮艂 w nich zdyszany m臋偶czyzna w 艣rednim wieku. Rozejrza艂 si臋 szybko, kiedy odnalaz艂 mnie wzrokiem krzykn膮艂
- Panie! Wampir...
Elli zerwa艂 si臋 b艂yskawicznie, zobaczy艂em tylko b艂ysk jego srebrnych w艂os贸w, kiedy znika艂 za drzwiami. Zakl膮艂em i ruszy艂em szybko za nim. Felix u艣miechn膮艂 si臋 dziwnie, gdy odchodzi艂em. Znalaz艂em jednoro偶ca pochylaj膮cego si臋 nad cia艂em m艂odego ch艂opca. M贸g艂 mie膰 nie wi臋cej ni偶 dwana艣cie lat. Zosta艂 zabity d艂ugim, zaostrzonym palikiem, kt贸ry wystawa艂 teraz z jego martwej piersi. T臋tnica szyjna zosta艂a rozerwana, setkami male艅kich, ostrych jak brzytwa z膮bk贸w bruxy. Nozdrza Elliana drga艂y nerwowo, kiedy niemal dotykaj膮c twarz膮 ziemi, bada艂 pozostawione przez wampira 艣lady. Cia艂o ju偶 zaczyna艂o si臋 rozk艂ada膰, podobnie jak cia艂o kobiety. Nie mia艂em mu zamiaru przeszkadza膰. Jak ju偶 m贸wi艂em Felixowi, Ellian by艂 dobry w tym co robi艂. Pochyla艂 si臋 teraz nad b艂yskawicznie rozk艂adaj膮cym si臋 cia艂em, modl膮c si臋 nad g艂adko oszlifowan膮 bry艂k膮 tektytu, kt贸rego u偶ywa艂 do oczyszczania. Wkr贸tce nad zw艂okami uni贸s艂 si臋 siny dym, szczypi膮cy w oczy, zabieraj膮cy oddech. Kiedy srebrnow艂osy wsta艂 i spojrza艂 w moj膮 stron臋, uderzy艂a mnie fioletowa fala jego z艂o艣ci tak silna, 偶e a偶 cofn膮艂em si臋 dwa kroki. Jego my艣l by艂a zimna i ostra jak sztylet
- Zosta艅 tu
Odwr贸ci艂 si臋 gwa艂townie i ruszy艂 w kierunku, w kt贸rym przypuszczalnie znikn膮艂 wampir. Mieszczanie rozst膮pili si臋 przed jednoro偶cem z mieszanin膮 strachu i szacunku. Po chwili znikn膮艂 mi z oczu. Zmarszczy艂em brwi. Elli nie powinien zachowywa膰 si臋 w ten spos贸b. Westchn膮艂em ci臋偶ko, pochylaj膮c si臋 nad trupem. Proces rozk艂adu, wywo艂any przez brux臋 zosta艂 zahamowany. Dzieciak mia艂 paskudn膮 艣mier膰.
- Zabierzcie go - rzuci艂em odwracaj膮c si臋 i zd膮偶aj膮c ku gospodzie.
Ellian wr贸ci艂 p贸藕nym popo艂udniem, zm臋czony i brudny, jednak jego oczy p艂on臋艂y zadowoleniem
- Wytropi艂em j膮! - krzykn膮艂 triumfalnie, rzucaj膮c kurtk臋 na jedno z 艂贸偶ek - Niedaleko miasta by艂a kiedy艣 inna osada. Nic z niej nie zosta艂o, opr贸cz tego cmentarza, kt贸ry pokaza艂 nam Felix i kilkoma zrujnowanymi domami. Ona ma gniazdo w jednej z zawalonych piwnic. Na drzwiach jest znak ochronny, wi臋c nie wchodzi艂em do 艣rodka. Mo偶emy p贸j艣膰 tam przed zmierzchem i zapolowa膰. Co ty na to?
Siedzia艂em nieruchomo, wpatruj膮c si臋 w ch艂opca przez ca艂y czas, gdy m贸wi艂. Zmarszczy艂em brwi i za艂o偶y艂em r臋ce na piersi, czekaj膮c a偶 sko艅czy. Przesta艂 wreszcie kr臋ci膰 si臋 po pokoju i spojrza艂 na mnie pytaj膮co.
- Co艣 si臋 sta艂o Daraen? - spyta艂 cichutko
- Siadaj. Musimy porozmawia膰.
Widzia艂em jak momentalnie blednie. Poczu艂em jak jego aura zabarwia si臋 na popielato. Usiad艂 niepewnie, na samym brze偶ku 艂贸偶ka, zaplataj膮c nerwowo d艂onie na lewym kolanie
- Tak? - jego g艂os by艂 niewiele g艂o艣niejszy od szeptu
- Bardzo nie podoba mi si臋 to, co dzi艣 zrobi艂e艣 - zacz膮艂em surowo - Po pierwsze, je偶eli mamy NADAL razem pracowa膰, musisz ustala膰 ze mn膮 swoje posuni臋cia. Nie b臋d臋 tolerowa艂 takich polece艅, jak zosta艅 tu... - celowo zaakcentowa艂em s艂owo nadal. Wiedzia艂em, jak ukara膰 Elliana nawet nie podnosz膮c na niego g艂osu - Po drugie, nigdy, nigdy wi臋cej nie chc臋 czu膰 twojego gniewu. MUSISZ nauczy膰 si臋 nad nim panowa膰, wiesz, jak膮 moc膮 dysponujesz - ci膮gn膮艂em zimno - Po trzecie, wyszed艂e艣 st膮d, nie maj膮c przy sobie broni, a to, jest ju偶 ca艂kowicie NIEDOPUSZCZALNE
- Przecie偶 sam powiedzia艂e艣...
- Nie przerywaj mi!!!!!!!! - rykn膮艂em, sprawiaj膮c, 偶e poblad艂 jeszcze bardziej, a kostki jego zaci艣ni臋tych d艂oni zbiela艂y - Nie by艂o ci臋 przez p贸艂 dnia. Martwi艂em si臋 o ciebie - doko艅czy艂em cicho
Siedzia艂 wci膮偶 ze spuszczon膮 g艂ow膮, nerwowo bawi膮c si臋 w艂asnymi palcami. Jego aura by艂a teraz mieszank膮 strachu, b贸lu i smutku. Nie lubi艂em doprowadza膰 go do takiego stanu, zdarza艂o si臋 to niezmiernie rzadko, jednak nieraz nie mia艂em innego wyj艣cia. Odczeka艂em chwil臋, czy nie b臋dzie mia艂 przypadkiem czego艣 do powiedzenia. Nie mia艂. Milcza艂 uparcie, wpatruj膮c si臋 w swoje ub艂ocone buty, wyszed艂em wi臋c z pokoju, cicho zamykaj膮c za sob膮 drzwi. Usiad艂em w sali og贸lnej i zam贸wi艂em piwo. Teraz zda艂em sobie spraw臋, 偶e po wczorajszym, m贸wienie Ellianowi tego wszystkiego i to, w dodatku, w taki spos贸b, nie by艂o chyba najm膮drzejszym posuni臋ciem. Po do艣膰 d艂ugiej chwili zszed艂 po schodach i usiad艂 naprzeciwko mnie w milczeniu. Os艂ania艂 si臋 tak, 偶e nie czu艂em ani odrobin臋 jego aury.
- Ja.. przepraszam Daraen... - wyszepta艂 w ko艅cu
- Wiesz, 偶e nie o to mi chodzi艂o? - spyta艂em ciep艂o
- Wiem... ale i tak przepraszam.
- Nie chc臋 twoich przeprosin Ellianie. Chc臋, 偶eby艣 w ko艅cu zacz膮艂 mnie traktowa膰 jak partnera, a nie tylko kochanka, czy przyjaciela
- ... - skin膮艂 lekko g艂ow膮, ujmuj膮c moj膮 d艂o艅 pod sto艂em
- Przepraszam Elli, nie powinienem by艂 na ciebie krzycze膰 - pomy艣la艂em - ale naprawd臋 si臋 martwi艂em, gdy nie by艂o ci臋 tak d艂ugo. Wiesz, 偶e nie zni贸s艂bym, gdyby ci si臋 co艣 sta艂o..
- Przepraszam Dar... - powt贸rzy艂 jeszcze raz
- Nied艂ugo b臋dzie zmierzcha膰 - zmieni艂em temat - Id藕 si臋 przygotuj.
Wbieg艂 szybko po schodach, wracaj膮c w b艂yskawicznym tempie, kompletnie ubrany i wyposa偶ony. Razem ruszyli艣my w kierunku starego cmentarza. Po raz kolejny przeszed艂bym obok niego, nawet si臋 nie zatrzymuj膮c, gdyby Ellian nie zahamowa艂 mnie stanowczo. Zaczyna艂o si臋 艣ciemnia膰, gdy, obszed艂szy groby, zbli偶ali艣my si臋 ku ruinom. W p贸艂mroku miejsce to wygl膮da艂o cokolwiek przera偶aj膮co. Nocne cykady rozpocz臋艂y sw贸j koncert, nietoperze wyruszy艂y na 艂owy, zataczaj膮c nad ziemi膮 regularne kr臋gi. Wiedzia艂em, 偶e Elli s艂yszy ich pogwizdywania. Zmys艂y jednoro偶ca by艂y nies艂ychanie czu艂e, zw艂aszcza w takich chwilach. Ellian niemal bezg艂o艣nie doby艂 zza pasa dwa kr贸tkie, zakrzywione sztylety. Srebrne klingi b艂ysn臋艂y z艂owieszczo w 艣wietle wschodz膮cego ksi臋偶yca. Nie mniej z艂owieszczo l艣ni艂y fio艂kowe oczy jednoro偶ca. Przyczaili艣my si臋 z dw贸ch stron na wp贸艂 zniszczonych drzwi, na kt贸rych wypalono znak chroni膮cy przed intruzami. Elli nie odwa偶y艂 si臋 nawet za dnia wej艣膰 do 艣rodka, a ja nie mia艂em podstaw, aby nie ufa膰 mu w tego typu kwestii. Je偶eli chodzi o magi臋 bowiem, wykazywa艂em do艣膰 mizerne talenty. W艂a艣ciwie, bior膮c pod uwag臋 nazw臋 zawodu, kt贸ry z Ellianem wykonywali艣my, by艂a ona do艣膰 myl膮ca. Nie polowali艣my na czarownice. Nie na wszystkie. Naszymi celami stawa艂y si臋 rozumne istoty, kt贸re swoj膮 inteligencj臋 wykorzystywa艂y przeciw ludziom, przy pomocy magii, lub wrodzonych p贸艂magicznych zdolno艣ci. Setki razy wzywano nas, gdy komu艣 nie spodoba艂a si臋 wioskowa wiedz膮ca, czy w臋drowny zielarz - uzdrowiciel. By艂o to, jak zawsze si臋 艣mia艂em, ryzyko zawodowe. Zawsze najpierw nale偶a艂o dok艂adnie zbada膰 spraw臋, poszuka膰 dowod贸w, zinterpretowa膰 艣lady. Bywa艂y jednak i przypadki, w kt贸rych nie mieli艣my 偶adnych w膮tpliwo艣ci. Przypadki takie jak ten. Drgn膮艂em, kiedy Elli przes艂a艂 mi szybk膮, podniecon膮 my艣l.
- Uwa偶aj! Idzie!
Mia艂 racj臋. Po kr贸tkiej chwili drzwi otwar艂y si臋, ukazuj膮c smuk艂膮 sylwetk臋 przedstawiciela znienawidzonej przez jednoro偶ca rasy. Bruxa by艂a drugim z najpodlejszych gatunk贸w wampir贸w. Okrucie艅stwem i 偶膮dz膮 mordu ust臋powa艂a jedynie Drahonom, kt贸re cia艂a ofiar rozszarpywa艂y na drobne strz臋pki. Poczu艂em wi膮zk臋 nienawi艣ci Elliana tak ciemn膮, 偶e niemal czarn膮. Wiedzia艂em, 偶e chce walczy膰 z Brux膮 sam, jednak nigdy nie zaatakowa艂by przeciwnika z ty艂u. Byli艣my ze sob膮 ponad cztery lata. Nasza zwierzyna by艂a liczna i zr贸偶nicowana. Do tej pory Ellian nigdy nie uczyni艂 nic, co mog艂oby zosta膰 uznane za niehonorowe. Tak by艂o i tym razem. Mimo, 偶e wampir sta艂 do niego ty艂em, nie atakowa艂, czekaj膮c a偶 opu艣ci os艂on臋 cienia i wyjdzie na otwart膮 przestrze艅. Po chwili ci膮gn膮cej si臋 w niesko艅czono艣膰, potw贸r post膮pi艂 kilka krok贸w i stan膮艂 na trawie zalanej ksi臋偶ycow膮 po艣wiat膮. Elli bezszelestnie opu艣ci艂 sw膮 kryj贸wk臋, zatrzymuj膮c si臋 o wyci膮gni臋cie ramienia od niego. Bruxa w臋szy艂a niespokojnie, wyczuwaj膮c nasz膮 obecno艣膰, gdy Ellian gwizdn膮艂 przenikliwie, b艂yskawicznie odskoczy艂a odwracaj膮c si臋 twarz膮 do niego. Obserwowa艂em ze swojego miejsca ich, stoj膮cych w bladym 艣wietle ksi臋偶yca, mierz膮cych si臋 wzrokiem, jakby pr贸bowali odgadn膮膰 si艂臋 przeciwnika. Ellian sta艂 w lekkim rozkroku, z ramionami opuszczonymi wzd艂u偶 bok贸w, trzymaj膮c sztylety tak, jakby by艂y naturalnymi przed艂u偶eniami jego d艂oni. Czarne spodnie ciasno opina艂y jego biodra, przylegaj膮c niczym druga sk贸ra, nie maj膮c prawa w najmniejszym stopniu hamowa膰 ruch贸w. 艢nie偶nobia艂a koszula, sznurowana pod szyj膮, przyci膮ga艂a ksi臋偶ycowy blask, zdawaj膮c si臋 l艣ni膰 w ciemno艣ci. Czarna kurtka, si臋gaj膮ca nieledwie pasa, pozbawiona by艂a wszelkich klamer i sprz膮czek, tak, by jednoro偶ec poruszaj膮c si臋, nie powodowa艂 najmniejszego szmeru. Wpatrywa艂 si臋 teraz w przeciwnika skupiony, oczekuj膮c na jego pierwszy ruch. Bruxa by艂 m臋偶czyzn膮, przewy偶sza艂 srebrnow艂osego o dobre dwie g艂owy. Jego oczy p艂on臋艂y zimnym, szkar艂atnym blaskiem. Kiedy rozchyli艂 wargi w kpi膮cym u艣miechu, a偶 si臋 wzdrygn膮艂em widz膮c setki niesamowicie ostrych, drobnych niczym szpilki z臋b贸w. Wyci膮gn膮艂 w kierunku Elliana r臋k臋 zako艅czon膮 odra偶aj膮cymi szponami, pokazuj膮c mu, 偶e ma si臋 zbli偶y膰. Ellian nie by艂 na tyle g艂upi, aby zaatakowa膰 jako pierwszy. Zn贸w gwizdn膮艂 przenikliwie przez z臋by dra偶ni膮c, prowokuj膮c, zach臋caj膮c do walki brux臋, kt贸ry nienawidzi艂 tego d藕wi臋ku. Wampir sykn膮艂, a w jego g艂osie pobrzmiewa艂a ironia i w艣ciek艂o艣膰
- No cho膰膰膰膰膰.... Cho膰膰膰膰 ch艂opczzzzzyku....
Nagle, bez ostrze偶enia run膮艂 na Elliana, zamachuj膮c si臋 na niego ostrymi pazurami. Jednoro偶ec zawirowa艂 wok贸艂 w艂asnej osi, przepuszczaj膮c wampira bokiem, tn膮c p艂asko przez pier艣 srebrnym ostrzem. Potw贸r rykn膮艂 op臋ta艅czo, gdy klinga z sykiem wyrysowa艂a na jego sk贸rze krwaw膮 pr臋g臋. Odwr贸ci艂 si臋 b艂yskawicznie, nacieraj膮c ponownie. I jeszcze raz i jeszcze, i jeszcze... Za kt贸rym艣 razem Ellian nie by艂 do艣膰 szybki. Zn贸w zawirowa艂, przepuszczaj膮c brux臋 obok, jednak pazury bestii przeci臋艂y g艂adko materia艂 kurtki i koszuli, rozszarpuj膮c sk贸r臋 i mi臋艣nie na ramieniu Elliana. Uderzy艂a we mnie 偶贸艂ta fala b贸lu. Z rany pop艂yn臋艂a migotliwa, srebrzysta krew, wyrywaj膮c z gard艂a potwora szale艅czy 艣miech. Zerwa艂em si臋 szybko, gotowy w ka偶dej chwili pom贸c Elliemu, gdyby tego potrzebowa艂. Jednak na razie nie potrzebowa艂 pomocy. Natar艂 na wampira z dzik膮, 艣lep膮 furi膮, raz po raz rani膮c i kalecz膮c. Srebrne klingi ci臋艂y powietrze za 艣wistem, zatapiaj膮c si臋 w cia艂o potwora z mordercz膮 precyzj膮. Bruxa wy艂 i bulgota艂 w艣ciekle, staraj膮c si臋 ponownie dosi臋gn膮膰 jednoro偶ca, jednak by艂y to wysi艂ki daremne.
- Ellian nie baw si臋 z nim...- nakaza艂em ostro w my艣lach, z niepokojem obserwuj膮c srebrn膮 stru偶k臋 wci膮偶 p艂yn膮c膮 z ramienia Elliana. Teraz w wirze walki m贸g艂 nie czu膰 b贸lu, jednak nawet organizm o tak szybkim metabolizmie jak jego, m贸g艂 nie da膰 sobie rady ze znacznym up艂ywem krwi. Moje obawy okaza艂y si臋 niestety s艂uszne. Chwila nieuwagi starczy艂a, by wampir dosi臋gn膮艂 szcz臋kami zranionego ramienia. Poderwa艂em si臋 szybko, ju偶 w biegu wyci膮gaj膮c miecz z pochwy, b艂yskawicznym m艂y艅cem spod ramienia natar艂em na Brux臋 odcinaj膮c mu g艂ow臋, kt贸ra potoczy艂a si臋 wci膮偶 szczerz膮c z臋by i przewracaj膮c oczami. To nie by艂 jeszcze koniec. Wampir m贸g艂 si臋 regenerowa膰 tak d艂ugo, jak d艂ugo jego serce t艂oczy艂o w martwym ciele krew ofiar. Schyli艂em si臋 po jeden ze sztylet贸w upuszczonych przez srebrnow艂osego i szybkim, pewnym zamachem wbi艂em go w pier艣 potwora a偶 po r臋koje艣膰. Odwr贸ci艂em si臋 w kierunku Elliana. Kl臋cza艂 na szeroko rozstawionych kolanach 艣ciskaj膮c zranione rami臋. R臋kaw kurtki i spodnie zbroczone by艂y krwi膮, kt贸ra gromadzi艂a si臋 tak偶e pod jego nogami, tworz膮c powi臋kszaj膮c膮 si臋 migotliw膮 ka艂u偶臋. Jad bruxy by艂 艣miertelny. Nie sil膮c si臋 na delikatno艣膰, zdar艂em kurtk臋 z ramion Elliego. Silnym szarpni臋ciem urwa艂em r臋kaw koszuli, ods艂aniaj膮c paskudn膮, ju偶 siniej膮c膮 ran臋. Szybko odm贸wi艂em przekonywuj膮c膮 modlitw臋, rozgrzewaj膮c w d艂oniach okruch jadeitu, po czym przy艂o偶y艂em go do ramienia jednoro偶ca, koncentruj膮c si臋 na mocy, jaki przez niego p艂yn臋艂a. Cisz臋 nocy rozdar艂 krzyk oszala艂ego b贸lu, 艣wiat zawirowa艂 mi przed oczami, gdy uderzy艂a we mnie skupiona, 偶贸艂ta wi膮zka Elliana. Kiedy odzyska艂em ostro艣膰 widzenia ch艂opiec le偶a艂 przede mn膮 z poblad艂膮 twarz膮 i sinymi wargami. Jego pier艣 unosi艂a si臋 wolno w p艂ytkim oddechu. Chwyci艂em oderwany r臋kaw koszuli i zacisn膮艂em nieco powy偶ej rany. Droga do gospody zdawa艂a si臋 nie mie膰 ko艅ca, a nieprzytomne cia艂o ci膮偶y艂o niemi艂osiernie. Sala og贸lna by艂a pusta, nie licz膮c jednego ze sta艂ych klient贸w chrapi膮cego g艂o艣no w k膮cie, przy wygas艂ym kominku. Kiedy wspi膮艂em si臋 po schodach, drzwi s膮siedniego pokoju uchyli艂y si臋, ukazuj膮c pot臋偶n膮 sylwetk臋 Felixa. Nie pytaj膮c o nic, ostro偶nie odebra艂 ode mnie Elliego i u艂o偶y艂 na 艂贸偶ku. Wprawnie 艣ci膮gn膮艂 z niego koszul臋 i odwi膮za艂 prowizoryczny opatrunek.
- Co to jest? - spyta艂 zdziwiony, rozcieraj膮c w palcach p艂ynne srebro
- Krew... - szepn膮艂em g艂ucho, czuj膮c, 偶e zaczyna mi si臋 robi膰 s艂abo. Nie dostrzeg艂em ruchu starszego 艂owcy, kiedy zamachn膮艂 si臋 i wymierzy艂 mi siarczysty policzek
- We藕 si臋 w gar艣膰 - warkn膮艂 - jeden nieprzytomny nam wystarczy..
- ... - skin膮艂em g艂ow膮, rozcieraj膮c bol膮ce miejsce
- Przynie艣 kuferek ode mnie, stoi na 艂awie - zakomenderowa艂 przygl膮daj膮c si臋 uwa偶nie ranie - To ta bruxa? - spyta艂, gdy wr贸ci艂em - Wygl膮da paskudnie..
- Tak... - w kilku s艂owach stre艣ci艂em przebieg naszego "polowania"
- Co ci do 艂aba strzeli艂o, 偶eby pozwoli膰 bi膰 si臋 z ni膮 dzieciakowi?. Stary a g艂upi...-sarkn膮艂
Ostrzem sztyletu, rozgrzanym nad p艂omieniem do czerwono艣ci, p艂ynnym ruchem poszerzy艂 ran臋, uwalniaj膮c strumie艅 po艂yskliwej krwi. Z przyniesionego przeze mnie kuferka wyj膮艂 zw贸j czystego p艂贸tna i kilka flakonik贸w z r贸偶nokolorowymi p艂ynami. Wybra艂 jeden z nich, gdy go odkorkowa艂, po pokoju uni贸s艂 si臋 silny, dusz膮cy zapach.
- Trzymaj go... - poleci艂 kr贸tko, przysiadaj膮c na nogach jednoro偶ca. Gdy przycisn膮艂em barki Elliego do pos艂ania, wyla艂 zawarto艣膰 flakonu na otwart膮 ran臋. Krzyk by艂 jeszcze bardziej przenikliwy ni偶 w lesie, Felix b艂yskawicznym ruchem zas艂oni艂 jego usta d艂oni膮. Srebrnow艂osy wygi膮艂 si臋 w 艂uk, po czym z impetem opad艂 zn贸w na 艂贸偶ko. - Trzymaj... - powt贸rzy艂 艂owca, widz膮c, 偶e nieco popuszczam u艣cisk. Przez moment nic si臋 nie dzia艂o, a po chwili cia艂em Elliana targn臋艂y gwa艂towne drgawki. Zrazu mocne wstrz膮sy stawa艂y si臋 coraz s艂absze i rzadsze, w ko艅cu usta艂y zupe艂nie. Felix przysiad艂 na brzegu pos艂ania, szybkimi, zgrabnymi ruchami owijaj膮c ran臋 czystym p艂贸tnem. Wsuwaj膮c d艂o艅 pod g艂ow臋 ch艂opca, wla艂 do jego ust zawarto艣膰 innego flakonu. Reszt臋 schowa艂 powrotem do kuferka, po czym wsta艂 i naci膮gn膮艂 przykrycie na nagie ramiona le偶膮cego.
- Chod藕, b臋dzie teraz spa艂 - zatrzyma艂 si臋 przy drzwiach, czekaj膮c na mnie
- Wo艂a艂bym..
- Zrobili艣my wszystko, co by艂o mo偶na - przerwa艂 mi - Teraz potrzebuje odpoczynku
- ... - jeszcze raz spojrza艂em na Elliego i wyszed艂em za 艂owc膮, zostawiaj膮c przymkni臋te drzwi
Usiedli艣my przy kwadratowym stole, Felix nala艂 po kubku wina, lampka migota艂a nerwowo w podmuchach wiatru, wpadaj膮cego przez okno
- Czym on jest Daraen? - g艂os 艂owcy by艂 ch艂odny, pozbawiony emocji, kiedy wpatrywa艂 si臋 w krwawe 艣lady na swoich d艂oniach, po chwili przeni贸s艂 spojrzenie na mnie
- Ellian... - zacz膮艂em, ale s艂owa jako艣 uwi臋z艂y mi w gardle. Upi艂em 艂yk wina, by艂o zaskakuj膮co dobre - Ellian jest jednoro偶cem... - powiedzia艂em cicho
- Jednoro偶cem? - g艂os Felixa zdradza艂 niebotyczne zdumienie
- Tak... - wypi艂em zawarto艣膰 kubka jednym haustem - ...jednoro偶cem... - i opowiedzia艂em mu histori臋 naszego spotkania ...
|
|
Komentarze |
dnia pa糳ziernika 12 2011 12:32:20
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
Enna (enna_eithiel@op.pl) 12:23 17-08-2004
Pierwsza jestem!! Opowiadanie 艣wietne, genialne, cudowne i co tam jeszcze poprostu wg zero wad )
Kario (karichan@interia.pl) 15:39 17-08-2004
A to jest moje jedno z najjjbardziej ukoffanych opcioow na TCD jedno z niewielu
Kario (karichan@interia.pl) 15:40 17-08-2004
Spotkamysie na chacie Fu ^__- Pozdrawiam gor±co!!
Aleksander (a_berenda@interia.pl) 16:27 18-08-2004
Jeszcze! Jeszcze! 
stokrotka (stokrotka-997@wp.pl) 11:52 23-08-2004
zgadzam si臋 z Aleksandrem. To jest po prostu boskie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! genialne, genialne,genialne, genialne,genialne, genialne,genialne, genialne,genialne, genialne,genialne, genialne i jeszcze raz genialne!!!!
Ashura (Brak e-maila) 11:54 23-08-2004
super, ekstra,kocham to opowiadanie i glownego bohatera,jest taki slodziutki.napisz jeszcze cos, koniecznie!pozdrowionka!
Natiss (natiss@tlen.pl) 16:39 24-08-2004
To jest genialne, 艣wietne i po prostu boskie!! Jak ja bym chcia艂a tak pisa膰. Marzenie nie do spe艂nienia.
sintesis (Brak e-maila) 22:43 06-09-2004
pewnie sie powtorze ale to jest naprawde genialne opowiadanie... cudownie opisani bohaterowie, zdarzenia, uczucia i mysli... poprostu nie widze zadnych wad , moglabym je czytac kilkadziesiat razy i nadal posiadac bedzie ta niezwykla magie... jest poprostu nieziemskie ... pisz dalej a ja bede sie dalej ekscytowac
An-Nah (Brak e-maila) 11:13 18-11-2004
艁adne, 艂adne. Jedno z naj艂adniesjzych twoich opowiada艅. Bardzo przyjemna lekt贸ra, ma klomat urok i w og贸le \"to co艣\".
lollop (Brak e-maila) 21:04 20-11-2004
hmmm.... so sweet.... i jeszcze happy end... jak ja kocham happy edny.... pisz jeszcze!!!!! plosie
Urani (Brak e-maila) 11:30 17-03-2005
Buziaki dla mojej Fu. Jednoro偶ec si臋 rysuje ))
lukger (Brak e-maila) 21:57 07-05-2006
przegl膮da艂am to opko po raz kolejny, po prostu cude艅ko.
Alexik (Brak e-maila) 00:27 10-08-2006
CUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUDNE *_* TO MOJE NAJULUBIE艃SZE OPOWIADANKO *_* Fu-chan s艂oneczko najs艂odsa (nie ma to jak podlizywanie siem) napi艣 dalej napi艣 oni s膮 cudni i s艂odcy i kochani *_* albo napi艣 tera艣 historie zie strony Eliana *_* jak to jest by膰 jednoro慕cem prooooooooooooooooooooooooooooooooooosiem *_*
zephyrka (Brak e-maila) 08:58 27-07-2007
Pi臋knie oddane uczucia. Jedno z lepszych opowiada艅 jakie czyta艂am. Gratuluj臋 niebanalnego stylu i wyczucia dobrego smaku. Winszuj臋. |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem? Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.
Zapomniane has硂? Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze sta艂e, cykliczne projekty

|
Tu jeste艣my | Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰

|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|