The Cold Desire
   Strona G艂贸wna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsy艂ania prac WYDAWNICTWO
Wrze秐ia 10 2025 14:01:47   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Sk贸rki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
艢CIANA S艁AWY
Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner





Witamy
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
Psychosocial baby 1


1. Rozdzia艂 pierwszy: do zakochania jeden... tom.

Kiedy by艂em ma艂y, a moi r贸wie艣nicy fascynowali si臋 filmami o zombie i horrorami, ja zaczytywa艂em si臋 ba艣niami, nie tylko braci Grimm, kt贸re zna艂em na pami臋膰 (te dla dzieci i nie tylko), ale ka偶d膮 bajk膮 ko艅cz膮c膮 si臋 happy endem. 艢wiat w nich przedstawiony by艂 kolorowy i pi臋kny, a bohaterowie uczciwi i dobrzy. Takiego 艣wiata w艂a艣nie chcia艂em i rodziny takiej jak te opisywanie na ilustrowanych kartach ksi膮偶ek: zawsze pogodna mama piecze pierniczki, tata wraca z pracy u艣miechni臋ty, w progu wita go pies (koniecznie labrador, tak przynajmniej sobie wymy艣li艂em), a ja wraz z rodze艅stwem bawi臋 si臋 w ogrodzie pe艂nym kolorowych kwiat贸w.
Pi臋kne, czy偶 nie? Tak wygl膮da艂a moja wizja idealnej rodziny.
Pewnie dlatego zawsze by艂em obiektem drwin ze strony r贸wie艣nik贸w i nie tylko, niestety. Moja rodzina te偶 na艣miewa艂a si臋 ze mnie, nazywaj膮c marzycielem, a czasami nawet g艂upcem. C贸偶, to 偶e nie jestem fanem „艢witu 偶ywych trup贸w” wcale nie znaczy, 偶e jestem dziwad艂em. No bo, po co mia艂bym i艣膰 do kina na kolejny durny film o Terminatorze, skoro maszyn臋 do zabijania mam w domu?! Strata czasu. Inne filmy, na kt贸rych normalni ludzie kwiczeli za strachu na widok potoku krwi i flak贸w, te偶 mnie nie wzrusza艂y. Przede wszystkim dlatego, 偶e ca艂a ta jucha by艂a fa艂szywa. Wszyscy wiedzieli, 偶e to tylko barwnik, a i tak si臋 bali. G艂upota. Z tego powodu r贸wnie偶 wymy艣lano mi od dziwol膮g贸w.
Ale czy to moja wina? Przecie偶 sam sobie nie wybra艂em takiej rodzinki. To niby moja wina, 偶e brat odsiadywa艂 wyrok za podw贸jne morderstwo, a m艂odsza siostra dopiero co wysz艂a z poprawczaka za otrucie uczni贸w swojego liceum w sto艂贸wce? I rodzic贸w, kt贸rzy w ramach 艣wi膮tecznych porz膮dk贸w wyrzucali trupy z szaf, a na wiosn臋 przekopuj膮c ogr贸dek nazywali znalezione ko艣ci imionami ich w艂a艣cicieli?
Tak, jak inni mieli nadopieku艅cze matki, ojc贸w alkoholik贸w, czy wredne rodze艅stwo; ja mia艂em... rodzink臋 Addams'贸w.
Mam na imi臋 Oskar i mieszkam w domu z piek艂a rodem.

Moi rodzice s膮 naprawd臋 wspania艂ymi lud藕mi. S膮 dok艂adnie tacy, jacy powinni by膰 rodzice dorastaj膮cego nastolatka, pr贸cz kilku mniejszych i wi臋kszych wyj膮tk贸w. Kochaj膮cy, wspieraj膮cy... poszukiwani w kilku krajach za r贸偶ne zbrodnie. No dobrze, mo偶e i nie jeste艣my modelem idealnej rodzinki, kt贸ra w niedziele je wsp贸lne obiady, je藕dzi na wycieczki (chyba 偶e akurat musimy ucieka膰 z kraju), ale za to zawsze, ale to ZAWSZE, trzymamy si臋 razem... Pr贸cz moment贸w, kiedy kt贸re艣 z nas siedzi w wi臋zieniu...
C贸偶, m贸wi膮, ze rodzic贸w si臋 nie wybiera. A szkoda.
Mama – Stella, tak kaza艂a do siebie m贸wi膰, twierdz膮c, 偶e termin „matka, mama, mamusia” jest passe i nie pasuje do jej image'u – rudow艂osa trucicielka z dziada pradziada (a raczej babki prababki, poniewa偶 t膮 domen膮 w naszej rodzinie zajmuj膮 si臋 kobiety, na czym cierpi m贸j ojciec, kt贸ry chcia艂by si臋 wyr贸偶ni膰 posiadaniem syna paraj膮cego si臋 tym zawodem; niestety ani ja, ani m贸j brat nie odziedziczyli艣my po niej talentu). Ci臋偶ko cokolwiek o niej powiedzie膰, pr贸cz tego, 偶e jest kochaj膮c膮 matk膮, dbaj膮c膮 o dom, dzieci i m臋偶a, jak ka偶da kobieta. Gotuj膮ca, pior膮ca, sprz膮taj膮ca i sporz膮dzaj膮ca trucizny w zaciszu w艂asnej piwnicy. Jako zacny cz艂onek klubu trucicieli i skrytob贸jc贸w, nie zwyk艂a okazywa膰 emocje, chyba 偶e knu艂a akurat jak膮艣 niecn膮 intryg臋 lub piek艂a ciasteczka dla s膮siad贸w. Lub gada ze swoimi pupilkami – jadowitymi 偶mijami – z jadu kt贸rych sporz膮dza trucizny. W tych rzadkich chwilach na jej ustach pojawia si臋 delikatny u艣miech, kt贸rego nie spos贸b pomyli膰 z niczym innym. Poza tym jest bardzo ciep艂膮 osob膮 i opieku艅cz膮 matk膮. Kiedy by艂em ma艂y zawsze otula艂a mnie do snu i czyta艂a na dobranoc podr臋cznik chemii zaawansowanej, przy kt贸rym zasypia艂em w mgnieniu oka.
Tata Olaf, c贸偶, jest do艣膰 specyficzny i nie chodzi mi tylko o jego fobi臋 na punkcie urz臋du skarbowego i urz臋dnik贸w w og贸le, ani o poka藕n膮 kolekcj臋 broni bia艂ej, kt贸ra zajmuje a偶 dwa pomieszczenia w naszym domu. Prowadzi firm臋 zajmuj膮c膮 si臋 zak艂adaniem system贸w alarmowych w domach prywatnych, firmach, a nawet budynkach rz膮dowych. Wi臋kszo艣膰 z nich p贸藕niej okrada. Poza tym, podobnie jak mama, jest ciep艂y i opieku艅czy. Du偶ym plusem jest jego poczucie humoru i nie znikaj膮cy z ust u艣miech.
Jako zwyczajny nastolatek wychowuj膮cy si臋 w... no, nie takiej znowu przeci臋tnej rodzinie, posiadam dw贸jk臋 rodze艅stwa: starszego, dwudziestotrzyletniego brata oraz o dwa lata m艂odsz膮 siostr臋; oboje... nie r贸偶ni膮 si臋 niczym od rodzic贸w. Wr臋cz przeciwnie. Siostra posz艂a w 艣lady matki i pod jej czujnym okiem ch臋tnie uczy si臋 sporz膮dzania trucizn. Musz臋 przyzna膰, ze 艣wietnie jej idzie. Ju偶 jako nastolatka zdo艂a艂a doprowadzi膰 do 艣mierci trzy osoby, oraz zatru膰 jedzenie w szkolnej sto艂贸wce, na szcz臋艣cie oby艂o si臋 bez ofiar 艣miertelnych, jednak wielu uczni贸w i nauczycieli dosta艂o rozstroju 偶o艂膮dka. Po tym wydarzeniu szko艂a by艂a zamkni臋ta przez tydzie艅. Niedawno wr贸ci艂a z poprawczaka. Urz膮dzili艣my z tej okazji ma艂e przyj臋cie.
M贸j starszy brat te偶 wcze艣nie zacz膮艂. Mia艂 tylko dwana艣cie lat, kiedy jego nauczycielowi przydarzy艂 si臋 tragiczny w skutkach wypadek. Wszyscy my艣leli, 偶e biedak potkn膮艂 si臋 na schodach, spad艂 i skr臋ci艂 sobie kark. Nikt nie wiedzia艂, 偶e w chwili jego upadku u szczytu schod贸w sta艂 Igor. C贸偶, belfer sam by艂 sobie winny... uczy艂 matematyki! Nied艂ugo potem dziewczynka z jego klasy wpad艂a pod autobus gin膮c na miejscu. Chwil臋 wcze艣niej widzia艂a, jak m贸j brat bierze pieni膮dze od obcego m臋偶czyzny, a potem skr臋ca wraz z nim w ciemn膮 uliczk臋. Wiedziona ciekawo艣ci膮 posz艂a za nimi. Nie zd膮偶y艂a nawet krzykn膮膰 na widok drgaj膮cego w przed艣miertnych spazmach m臋偶czyzny, kiedy m贸j brat pchn膮艂 j膮 na ulic臋. W wieku dwudziestu lat Igor mia艂 ju偶 na koncie kilkana艣cie mniejszych lub wi臋kszych zab贸jstw. Rok p贸藕niej wpad艂 na gor膮cym uczynku i wreszcie go zamkn臋li. Dosta艂 trzydzie艣ci lat. Rodzice byli tacy dumni.
A ja? Ja jestem beznadziejnym przypadkiem, cho膰 rodzice i krewni starali si臋 jak mogli, za nic nie mogli wzburzy膰 we mnie z艂ej krwi, kt贸ra kr膮偶y艂a w 偶y艂ach moich przodk贸w: dewiant贸w, morderc贸w, psychopat贸w i schizofrenik贸w; przekazywanej przez setki lat z pokolenia na pokolenie. Nie nadawa艂em si臋 na truciciela, wr臋cz przeciwnie, potrafi艂em popsu膰 ka偶d膮 trucizn臋. Ba艂em si臋 w臋偶y, nie zna艂em si臋 na chemii, nie m贸wi膮c ju偶 o super trudnej alchemii. Morderca te偶 by艂 ze mnie kiepski, nie potrafi艂em nikogo skrzywdzi膰. Jedyne czego si臋 nauczy艂em to zastawianie pu艂apek, czego nauczy艂 mnie dziadek, kiedy jeszcze 偶y艂. Przy okazji nauczy艂 mnie te偶 zaciera膰 艣lady i ukrywa膰 si臋, co czasami si臋 przydawa艂o, kiedy rodzice co艣 sknocili. W pu艂apkach by艂em niez艂y, raz z艂apa艂em kilka os贸b, ale nie chcia艂em ich zabi膰, wi臋c tata kaza艂 ich wypu艣ci膰. Zadzwoni艂em anonimowo na policj臋 i powiedzia艂em gdzie s膮. 艢ledztwo w sprawie pu艂apki toczy艂o si臋 przez kilka miesi臋cy. To by艂o moje najwi臋ksze osi膮gni臋cie.
C贸偶, niekt贸rzy po prostu rodz膮 si臋 ze z艂em p艂yn膮cym w 偶y艂ach, inni, tacy jak ja, musz膮 si臋 zadowoli膰 zwyk艂a krwi膮. Ale naprawd臋 si臋 star艂em. Chcia艂em by膰 u偶yteczny dla rodziny, nawet je艣li m贸wili, ze nie wszyscy musz膮 ci膮gn膮膰 rodzinn膮 tradycj臋. Po prostu chcia艂em by膰 komu艣 potrzebny, ale chcia艂em si臋 te偶 uczy膰, zda膰 matur臋 i p贸j艣膰 na studia. Z trudem dzieli艂em swoj膮 uwag臋 mi臋dzy 偶yciem rodzinnym a szko艂膮, nie m贸wi膮c ju偶 o tym, 偶e... zakocha艂em si臋 bez pami臋ci, i to tu偶 przed matur膮.

Dominik by艂 wzorem cn贸t wszelakich, przynajmniej w moim odczuciu. Mi艂y, grzeczny, 艣wietnie si臋 uczy艂... nie zainteresowany p艂ci膮 przeciwn膮... Przynajmniej nie w romantycznym sensie. Nie obnosi艂 si臋 r贸wnie偶 ze szczeg贸lnym zainteresowaniem ch艂opcami, by艂 raczej zdystansowany do obu p艂ci. W ka偶dym razie dziewczyny nie mia艂 i z nikim si臋 nie wi膮za艂, co by艂o du偶ym plusem je艣li chodzi o mnie. By艂 jak James Dean – uroczy buntownik, tylko z kr贸tsz膮 fryzur膮 i ciemniejszymi w艂osami. No i nie pali艂 papieros贸w. Wraz z ojcem przeni贸s艂 si臋 tu z jakiego艣 du偶ego miasta w sierpniu zesz艂ego roku, poniewa偶 jego rodzic dosta艂 tu prac臋, a okolica, nie licz膮c mojej zwariowanej rodzinki, by艂a raczej spokojna. Po szkole kr膮偶y艂y r贸偶ne plotki na temat ich przyjazdu. S艂ysza艂em ju偶, 偶e uciekali przed mafi膮, policj膮 i KGB, oraz, 偶e m臋偶czyzna zabi艂 swoj膮 偶on臋, cia艂o wrzuci艂 do rzeki, po czym spakowa艂 manatki i syna, i razem uciekli nim ktokolwiek znalaz艂 zw艂oki. T膮 ostatni膮 plotk臋 rozsiewa艂a moja m艂odsza siostra. W ka偶dym razie, Dominik matki nie posiada艂, czego nie ukrywa艂, cho膰 nie narzuca艂 si臋 nikomu t膮 informacj膮. Tak jak i nie ukrywa艂 faktu, 偶e zosta艂 adoptowany. Ja te偶 o nic nie pyta艂em i plotek raczej nie s艂ucha艂em, cho膰 tych ostatnich nie da艂o si臋 nie s艂ysze膰, niestety. Co mi po jego rodzinie, skoro to do niego wzdycham sobie t臋sknie? A wzdycha艂em cz臋sto i g臋sto, niemal za ka偶dym razem, gdy go widzia艂em. By艂o do czego, bo Dominik mia艂 cudowny u艣miech, za kt贸ry z rado艣ci膮 da艂bym si臋 pokroi膰, oraz r贸wnie cudne usta, wprost stworzone do ca艂owania. A oczy? Oczy to on ma boskie! Pi臋kne szare t臋cz贸wki okolone g臋stymi, ciemnymi rz臋sami. Wysportowane, zgrabne cia艂o (tak, tak, w mojej ma艂ej obsesji, nie mog艂em oprze膰 si臋 ch臋ci podgl膮dni臋cia go w szatni przed wu-efem), porusza艂 si臋 z i艣cie koci膮 gracj膮, tygrysi膮 rzek艂bym nawet, a kiedy przechodzi艂 obok mnie, posy艂a艂 mi taki u艣miech, 偶e kolana mi臋k艂y mi momentalnie, a serce piszcza艂o z rado艣ci i podniecenia. I co z tego, 偶e u艣miecha艂 si臋 tak do ka偶dego? Udaj膮c, 偶e tego nie widz臋, cieszy艂em si臋 jak g艂upi, wyobra偶aj膮c sobie, 偶e to tylko dla mnie.
Tak, wiem, 偶e jestem kretynem, ale serce nie s艂uga a g艂upota nie zara藕liwa. Przynajmniej teraz wiedzia艂em co oznacza termin „og艂upie膰 z mi艂o艣ci”. Wyrzuca艂em sobie tylko, 偶e tak p贸藕no zda艂em sobie spraw臋 z tego, co czuj臋. Mieli艣my przecie偶 ca艂y rok! No, dobra, dziesi臋膰 miesi臋cy! Zna艂em go i obserwowa艂em przez ca艂y ten czas, a zakocha艂em si臋 w kwietniu, tu偶 przed egzaminami. Co mi odbi艂o?
Wszystko zacz臋艂o si臋 w dniu, w kt贸rym z braku lepszego miejsca na nauk臋, w domu uczy膰 si臋 nie da艂o, zabarykadowa艂em si臋 za murem z ksi膮偶ek w szkolnej bibliotece. Ob艂o偶ony grubymi woluminami jak w twierdzy, mia艂em spok贸j i cisz臋. Tak, jestem jednym z tych uczni贸w, kt贸rzy nauk臋 zostawiaj膮 na ostatni膮 chwil臋.
W ramach przerwy we wkuwaniu historii na pami臋膰 (inaczej nie da艂bym rady si臋 tego wszystkiego nauczy膰), postanowi艂em zrobi膰 sobie kr贸tk膮 przerw臋 i pom贸c bibliotekarce – starszej pani, kt贸r膮 pieszczotliwie zwykli艣my nazywa膰 „babci膮” - w ustawianiu ksi膮偶ek na p贸艂kach. Mocowa艂em si臋 w艂a艣nie z kilkoma tomiszczami „Lalki”, kiedy kto艣 nagle wyr贸s艂 jak spod ziemi tu偶 przy moim ramieniu. Tak mnie zaskoczy艂, 偶e podskoczy艂em z wra偶enia. W jaki艣 magiczny spos贸b popl膮ta艂y mi si臋 nogi i run膮艂em w d贸艂 na ty艂ek, a ksi膮偶ki, kt贸re trzyma艂em w r臋ku, ignoruj膮c wszelkie prawa fizyki, kt贸re kaza艂yby im rozsypa膰 si臋 malowniczo u mych st贸p, spad艂y wprost na mnie. Jedn膮 oberwa艂em w czo艂o, drug膮 w rami臋, a reszta obi艂a mi bole艣nie nogi. S艂ysz膮c huk dochodz膮cy z dzia艂u oznaczonego literk膮 „P”, na miejsce wypadku zbieg艂o si臋 kilka os贸b przebywaj膮cych w tym czasie w bibliotece – niekt贸rzy, by si臋 po艣mia膰, inni, 偶eby wyg艂osi膰 znane i lubiane „nic ci si臋 nie sta艂o?”. Ale偶 sk膮d! M贸j ty艂ek po prostu by艂 zm臋czony i klapn膮艂 sobie na pod艂og臋. A Prus zaatakowa艂 mnie, bo nigdy nie czyta艂em jego dzie艂a. I kiedy mia艂em ju偶 wstawa膰, czerwony ze wstydu, sprawca ca艂ej tej sytuacji pochyli艂 si臋 nade mn膮 podaj膮c mi d艂o艅.
– Przepraszam, nie chcia艂em ci臋 przestraszy膰 – oznajmi艂 ch艂opak i u艣miechn膮艂 si臋 przepraszaj膮co. I wtedy, w tamtej w艂a艣nie chwili, kiedy zrozumia艂em, 偶e g艂os, u艣miech oraz podawana mi „pomocna d艂o艅” nale偶膮 do Dominika; co艣 r膮bn臋艂o mnie z niesamowit膮 si艂膮 prosto w serce. Z pocz膮tku my艣la艂em, 偶e to zawa艂 i cholernie si臋 przestraszy艂em. Nie chcia艂em umiera膰 w tak m艂odym wieku!
– 殴le si臋 czujesz? - spyta艂 zaniepokojony Dominik.
– L... Lalka mnie uderzy艂a – j臋kn膮艂em, niezdolny oderwa膰 wzroku od jego twarzy.
– Ojej, ch艂opcze, musimy ci臋 zabra膰 do piel臋gniarki! - wykrzykn臋艂a babcia. Zaraz zosta艂em podniesiony i wyprowadzony „za r膮czk臋” z biblioteki w asy艣cie koleg贸w i kole偶anek, nie tyle zaniepokojonych moim stanem ile zaciekawionych faktem, i偶 najfajniejszy ch艂opak w szkole trzyma mnie za r臋k臋, prowadz膮c 艣rodkiem zat艂oczonego korytarza. Do tej pory zastanawiam si臋, dlaczego po ostatniej lekcji korytarz by艂 tak zaludniony. C贸偶, pech mnie chyba prze艣laduje.
Gabinet piel臋gniarki by艂, jak zwykle, pusty, bo nasza szkolna higienistka siedzia艂a na plotach w pokoju nauczycielskim. Dominik posadzi艂 mnie na kozetce i kaza艂 mi si臋 wygodnie u艂o偶y膰, a sam zamoczy艂 kawa艂ek gazy w zimnej wodzie i po艂o偶y艂 mi j膮 na czole w miejscu gdzie uderzy艂a mnie ksi膮偶ka.
– Powiedz, je艣li poczujesz si臋 gorzej – u艣miechn膮艂 si臋 do mnie i rozsiad艂 na krze艣le obok. Zamierza艂 tu ZOSTA膯?! Akurat wtedy, kiedy moje serce urz膮dza艂o sobie dzik膮 imprez臋 w piersi?! I to na jego widok! Zamkn膮艂em oczy pr贸buj膮c si臋 uspokoi膰, ale kiedy tylko moje powieki opad艂y, nos zacz膮艂 dzia艂a膰 i po kr贸tkiej chwili wy艂owi艂 jego zapach. Przeszed艂 mnie dreszcz, kiedy do nozdrzy dotar艂 ulotny aromat perfum albo dezodorantu nieznanej mi marki, zmieszanego z woni膮 jego cia艂a. Nie by艂 to nieprzyjemny zapach, raczej... pobudzaj膮cy. Ju偶 po chwili wdychania jego zapachu dosta艂em dreszczy i pomimo le偶膮cej pozycji, zakr臋ci艂o mi si臋 w g艂owie. Dlaczego on tutaj w og贸le by艂?! Je艣li mam doj艣膰 do siebie, on musi st膮d wyj艣膰! Otworzy艂em oczy. Nadal siedzia艂 obok, przygl膮daj膮c si臋 mojej skromnej osobie ukradkiem. Moje serce ruszy艂o w dziki galop.
– Chyba ju偶 mi lepiej! - pisn膮艂em. - Chyba powinienem ju偶 i艣膰 – doda艂em tym samym ptasim g艂osem.
– Jeste艣 pewien? - spyta艂 z trosk膮.
– Tak – zapewni艂em szybko i powoli si臋 podnios艂em. Ok艂ad z gazy spad艂 na moje kolana, wzi膮艂em go z zamiarem wyrzucenia. Wsta艂em i lekko chwiejnym krokiem wyszed艂em z pomieszczenia. Oczywi艣cie m贸j „anio艂 str贸偶” ruszy艂 za mn膮 i 艣ledzi艂 ca艂膮 drog臋 do biblioteki, gdzie zostawi艂em swoje rzeczy. Potem, kiedy ju偶 uwolni艂em si臋 od zatroskanych koleg贸w, kt贸rzy oblegli mnie tu偶 za progiem z pytaniami, czy na pewno wszystko w porz膮dku; Dominik uprzejmie zaproponowa艂, 偶e odprowadzi mnie na przystanek, z kt贸rego zwykle je藕dzi艂em do domu.
Milczeli艣my ca艂膮 drog臋, cho膰 by艂o to zaledwie dwie艣cie metr贸w. Nie spodziewa艂em si臋, co prawda, p艂omiennej dyskusji, ale g艂upio mi by艂o tak milcze膰. A jednak nie mog艂em wydoby膰 z siebie ani s艂owa. On te偶 nie zaczyna艂 konwersacji – mo偶e by艂o mu g艂upio, 偶e przez niego sko艅czy艂em w takim stanie? Ja si臋 nie odzywa艂em, bo moje serce rozbija艂o si臋 po klatce piersiowej, od czasu do czasu namawiaj膮c na zabaw臋 p艂uca, gdy偶 zdarza艂o mi si臋 zapowietrza膰. My艣la艂em, 偶e naprawd臋 zaraz dostan臋 zawa艂u, kiedy Dominik zaproponowa艂, 偶e poczeka ze mn膮 na autobus.
Nie, nie, NIE! Id藕 sobie, id藕 precz – krzycza艂 zdrowy rozs膮dek.
Zosta艅 i rozgo艣膰 si臋 – zaciera艂o r膮czki zdradliwe serce.
Odetchn膮艂em z ulg膮, kiedy na zakr臋cie pojawi艂 si臋 dach autobusu. Niestety moja reakcja zosta艂a dostrze偶ona przez towarzysz膮cego mi ch艂opaka, kt贸ry nagle zmarkotnia艂 wlepiaj膮c wzrok we w艂asne buty i mrucz膮c pod nosem s艂owa po偶egnania, odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie i odszed艂.
Ale偶 mi by艂o g艂upio! Pewnie pomy艣la艂 sobie, 偶e nie 偶ycz臋 sobie jego towarzystwa. Mia艂em nadziej臋, 偶e przyjdzie taki czas, kiedy b臋d臋 m贸g艂 mu wszystko wyt艂umaczy膰 i przeprosi膰, jednak w tamtej chwili nie potrafi艂em nawet zebra膰 my艣li.
W autobusie troch臋 si臋 uspokoi艂em, cho膰 na jedno wspomnienie jego u艣miechu moje pod艂e serce dr偶a艂o niespokojnie. Do domu wpad艂em jak burza i od razu pobieg艂em do pracowni matki, ignoruj膮c dziwne opary wydostaj膮ce si臋 spod drzwi. Na wi臋kszo艣膰 jej trucizn by艂em ju偶 uodporniony, poza tym w tamtym momencie nic ju偶 nie mog艂o mi bardziej zaszkodzi膰.
– Mamo! Stella! - wykrzykn膮艂em od razu si臋 poprawiaj膮c. Przez to wszystko zapomnia艂em jak powinienem si臋 do niej zwraca膰. Odwr贸ci艂a si臋 od sto艂u laboratoryjnego nad kt贸rym si臋 pochyla艂a i stan膮艂em oko w oko z jedn膮 ze 偶mij, owini臋t膮 wok贸艂 jej r臋ki. Zwykle w takich momentach ucieka艂bym a偶 by si臋 za mn膮 dymi艂o, wtedy jednak tylko si臋 skrzywi艂em.
– Co si臋 sta艂o? - spyta艂a Stella, jak zwykle nie okazuj膮c 偶adnych emocji.
– Stella! Chyba mam zawa艂! - wykrzykn膮艂em niemal bez tchu. Kolana mi dr偶a艂y, a reszta cia艂a trz臋s艂a si臋 jak galaretka. - Jest mi zimno... i gor膮co, mam dreszcze i chyba gor膮czk臋, dosta艂em ksi膮偶k膮 po g艂owie... i r臋ka mnie piecze, a on jej dzisiaj dotyka艂 i teraz mnie piecze i jest czerwona! czerwona! Mo偶e mam na niego uczulenie! A moje serce chce si臋 chyba ewakuowa膰 przez mostek i nie mog臋 oddycha膰 a jak mnie odprowadza艂 na przystanek to prawie umar艂em i... i... - Zn贸w si臋 zapowietrzy艂em i musia艂em przerwa膰 m贸j, jak偶e sp贸jny, monolog. Stella spokojnie od艂o偶y艂a 偶mij臋 do terrarium i zdj臋艂a gogle ochronne z oczu, po czym odwr贸ci艂a si臋 do mnie, chwyci艂a moj膮 twarz w swoje d艂onie i zajrza艂a mi w oczy.
– Skarbie, ty si臋 po prostu zakocha艂e艣 – stwierdzi艂a bez cienia wsp贸艂czucia.
Oniemia艂em.
Wi臋c to jednak nie zawa艂, a co艣 o wiele gorszego. Mi艂o艣膰?! Jestem za m艂ody! To straszne! Ale o wiele bardziej przera偶aj膮ce by艂o to, 偶e moja pierwsza wielka mi艂o艣膰... by艂a ch艂opakiem.

Nast臋pnego dnia nie poszed艂em do szko艂y. Nie mog艂em, by艂em zbyt chory, zbyt s艂aby, by spojrze膰 mu w twarz! Nie chodzi艂o nawet o to, 偶e obiekt moich westchnie艅 by艂 ch艂opakiem, ale... Mi艂o艣膰?! Teraz?! Za nieca艂y miesi膮c matura, a ja si臋 zakocha艂em! Zupe艂nie nie podziela艂em rado艣ci mojej siostry, kt贸ra co i rusz zadawa艂a dziwne pytania, na kt贸re nie zna艂em i wcale nie chcia艂em zna膰 odpowiedzi. No bo, sk膮d mia艂bym wiedzie膰, co si臋 sta艂o z jego matk膮? Mo偶e i zabi艂 j膮 m膮偶, a mo偶e trafi艂a do szpitala dla czubk贸w, ale to nie moja sprawa. I przede wszystkim: MY WCALE ZE SOB膭 NIE CHODZIMY! A to, 偶e moje serce odby艂o kilka stosunk贸w z p艂ucami, wcale si臋 nie liczy!
Sp臋dzi艂em p贸艂 dnia w 艂贸偶ku, od czasu do czasu s艂ysz膮c rozmow臋 domownik贸w, tocz膮c膮 si臋, zupe艂nie nie wiem dlaczego, pod moimi drzwiami, a dotycz膮c膮, oczywi艣cie, mojej choroby.
– Tato, czy mi艂o艣膰 mo偶na wyleczy膰? - spyta艂em przy kolacji, kiedy w ko艅cu zdecydowa艂em si臋 wyj艣膰 ze swojej nory.
– Dlaczego mia艂by艣 si臋 z tego leczy膰? - zdziwi艂 si臋 ojciec.
– No bo, przecie偶 robi si臋 przeszczepy serca, prawda? To zakochanie te偶 powinno da膰 si臋 zoperowa膰!
– Ale偶 synku, mi艂o艣膰 to pi臋kne uczycie – przekonywa艂 zaniepokojony rodzic. - I nie, uczu膰 si臋 nie wycina – odpowiedzia艂 na moje, niezadane jeszcze pytanie. Opad艂em bez si艂 na st贸艂, niemal l膮duj膮c nosem w talerzu z kanapkami.
– Nie powiniene艣 si臋 tak martwi膰, Oskarku, przejdzie ci – uspokoi艂a Stella.
– A ja si臋 ciesz臋! - oznajmi艂a m艂odsza siostra u艣miechaj膮c si臋 drapie偶nie. - Mam nadziej臋, 偶e u ich rodzinie wyst臋puj膮 jakie艣 choroby psychiczne! To by艂oby boskie!
– Auroro, nie przesadzaj – przewr贸ci艂 oczami ojciec. - Chocia偶 m贸g艂by si臋 okaza膰 jakim艣 psychopat膮 – rozmarzy艂 si臋 ojciec.
– Prawda? - podekscytowa艂a si臋 rozm贸wczyni.
– Czy musicie o tym gada膰 przy mnie? - j臋kn膮艂em.
– A dlaczego nie? Przecie偶 jeste艣 prawie martwy! - za艣mia艂a si臋 moja m艂odsza siostra d藕gaj膮c mnie przy tym widelcem. Poderwa艂em si臋 do g贸ry.
– ON NIE JEST Z艁Y! - warkn膮艂em roze藕lony. - Dlaczego mia艂by by膰?! Jest zupe艂nie normalny. NORMALNY! Czy wy w og贸le wiecie co to znaczy by膰 normalnym?!
Trzy pary oczu spojrza艂y na mnie jak na wariata.
– Nie! - odpowiedzieli ch贸rem.
Poddaj臋 si臋. Zapomnia艂em, 偶e mieszkam w psychiatryku.
– Id臋 spa膰. Obud藕cie mnie, kiedy nadejdzie koniec 艣wiata – sarkn膮艂em i opu艣ci艂em jadalni臋. No i co ja teraz zrobi臋? Nawet rodzina nie chce mi pom贸c. Czy istnieje jaki艣 skuteczny lek na zakochanie? A je艣li nie istnieje, to czy kto艣 m贸g艂by go w ko艅cu wynale藕膰?!
Chyba b臋d臋 mia艂 koszmary.









 


Komentarze
An-Nah dnia grudnia 10 2012 17:40:07
Strasznie surrealistyczna rodzinka. Mam do艣膰 mieszane uczucia: bo o ile jest du偶y potencja艂 na w艂a艣nie co艣 surrealistycznego i ocieraj膮cego si臋 o makabr臋, o tyle sama "scena" zakochania ociera si臋 dla odmiany o romansowy bana艂... ale zobaczymy, co z tego wyci膮gniesz.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa U縴tkownika

Has硂



Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem?
Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.

Zapomniane has硂?
Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze sta艂e, cykliczne projekty



Tu jeste艣my
Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemno艣ci膮 艣ledz臋 Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpud艂a :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, je艣li kto艣 tu zagl膮da i chce wiedzie膰, co porabiam, to mo偶e zajrze膰 do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z r贸偶nych przyczyn staram si臋 by膰 optymist膮, wi臋c b臋d臋 trzyma艂 kciuki 偶eby uda艂o Ci si臋 odtworzy膰 to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro s艂ysze膰, Jash. Wprawdzie nie czyta艂em Twojego opowiadania, ale szkoda, 偶e nie doczeka si臋 ono zako艅膰zenia.

Archiwum