Rozdzia艂 12
Zirytowany podszed艂em do niego i z艂apa艂em za rami臋. Odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 na mnie ze zdziwieniem w bursztynowych oczach. Sam si臋 tego nie spodziewa艂em, ale emocje wzi臋艂y we mnie g贸r臋. Zamachn膮艂em si臋 i uderzy艂em go w szcz臋k臋. Zachwia艂 si臋, raptownie dotykaj膮c policzka. Z rozbitych warg p艂yn臋艂a mu krew.
- Co ty do cholery wyprawiasz? - krzykn膮艂, pr贸buj膮c wytrze膰 krew, ale tylko rozsmarowa艂 j膮 po szcz臋ce.
- Dlaczego mi to robisz? Dlaczego nie powiesz, 偶e mi臋dzy nami koniec? Co to do cholery mia艂o znaczy膰? - zawo艂a艂em, pr贸buj膮c zdj膮膰 obr膮czk臋 z mojego palca. W ko艅cu uda艂o mi si臋 to. Rzuci艂em j膮 w traw臋, tu偶 pod jego nogi. - Pieprz臋 ci臋, cholerny p贸艂orku! Powiedz mi wprost, 偶e nas ju偶 nie ma! Nie dam rady tego ci膮gn膮膰! - wrzeszcza艂em dalej, a 艂zy bez skr臋powania sp艂ywa艂y po moich policzkach.
- Uspok贸j si臋, do cholery i daj sobie co艣 wyt艂umaczy膰! - rzek艂 wreszcie Rainamar, podchodz膮c do mnie.
- Powiedzia艂em ci – spieprzaj!
Z艂apa艂 mnie za nadgarstek, blokuj膮c kolejny cios. Przyci膮gn膮艂 mnie do siebie, ale ja nie mia艂em zamiaru si臋 poddawa膰. Kopn膮艂em go w brzuch i wykorzystuj膮c jego chwilow膮 s艂abo艣膰 wyrwa艂em si臋. To go zdenerwowa艂o. Ostatni raz pobili艣my si臋 jako nastolatki, ale to nie by艂o nic gro藕nego. Warkn膮艂 i zacz膮艂 mnie podchodzi膰 jak przeciwnika. Nie by艂em mu d艂u偶ny. Przyj膮艂em pozycj臋. Wiedzia艂em, 偶e nie mam z nim wi臋kszych szans w walce wr臋cz, ale jak偶e w tej chwili go nienawidzi艂em.
- Casius, uspok贸j si臋 – zawo艂a艂, ale jego gesty m贸wi艂y co艣 zupe艂nie innego.
- Czego ty jeszcze ode mnie chcesz?
- Pos艂uchaj mnie w ko艅cu!
- Sam siebie s艂uchaj! Mia艂e艣 tyle czasu! Prosi艂em ci臋... nie... b艂aga艂em, 偶eby艣 wyt艂umaczy艂 mi, co si臋 sta艂o! Ale ty wola艂e艣 milcze膰! Jeste艣 cz臋艣ci膮 mojego 偶ycia, dlaczego nie traktujesz mnie tak samo? - krzykn膮艂em, w艣ciek艂y tak samo na niego, jak i na siebie. Zmru偶y艂 oczy i pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Nie chc臋 si臋 z tob膮 bi膰. Przesta艅.
- To 艣mieszne, bo ja chc臋 ci臋 zabi膰!
- Casius, przesta艅.
- Powiedzia艂em ci, 偶eby艣 spieprza艂! - krzykn膮艂em i wzi膮艂em rozbieg. Zanim zd膮偶y艂 cokolwiek zrobi膰 uderzy艂em go zn贸w w twarz. Zaraz jednak oprzytomnia艂. Zrobi艂 obr贸t i trafi艂 mnie w klatk臋 piersiow膮. Zabola艂o, cholernie zabola艂o. Odskoczy艂em, ale nie da艂 mi chwili wytchnienia. Tym razem to ja dosta艂em mocny cios w szcz臋k臋. Czu艂em jednak, 偶e nie u偶ywa ca艂ej swojej si艂y. Wiedzia艂em dok艂adnie, do czego jest zdolny. Zachwia艂em si臋. Zakr臋ci艂o mi si臋 w g艂owie. Widzia艂em jednak, 偶e on nie zamierza traci膰 czasu. Zablokowa艂em jego nast臋pny cios, zaprawiaj膮c kopniakiem. On zrobi艂 jednak zgrabny unik. Poczu艂em nagle t臋py b贸l w plecach i upad艂em na kolana, podpieraj膮c si臋 d艂o艅mi. Nie czekaj膮c na jego nast臋pny ruch przekr臋ci艂em si臋 na plecy i zerwa艂em si臋 z trawy. W ko艅cu wszystko sprowadzi艂o si臋 do tego, 偶e pr贸bowa艂em blokowa膰 jego ciosy. By艂 znacznie silniejszy, ale ja by艂em szybszy. Nie potrafi艂em jednak dobrze tego wykorzysta膰. Rzuci艂em si臋 w prz贸d, obijaj膮c si臋 od jego lekko ugi臋tych n贸g i zrobi艂em salto w ty艂. To nim zachwia艂o. Wykorzysta艂em ten moment i poprawi艂em ciosem w g艂ow臋. Odpowiedzia艂 mi tym samym, jednak teraz u偶y艂 znacznie wi臋cej si艂y. 艢wiat zawirowa艂 mi przed oczami i nagle uderzy艂em o tward膮 ziemi臋. Czu艂em, jak p贸艂ork usiad艂 okrakiem na moich biodrach i przycisn膮艂 mi r臋ce do pod艂o偶a. Pr贸bowa艂em si臋 wyrwa膰, ale on by艂 silniejszy.
- T pieprzony idioto! - krzykn膮艂, patrz膮c na mnie dziwnie.
- Zejd藕 ze mnie, do cholery! Nienawidz臋 ci臋! - rzuci艂em z w艣ciek艂o艣ci膮.
- Kochany – Rainamar zaskoczy艂 mnie tym s艂owem. Wbi艂em oczy w jego jasnobr膮zowe spojrzenie. - Pos艂uchaj mnie w ko艅cu, durny cz艂owieku!
- S艂ucha艂em ci臋! Ca艂y czas ci臋 s艂ucha艂em! Teraz spieprzaj!
On jednak nie zamierza艂 si臋 podporz膮dkowa膰. Nachyli艂 si臋 jeszcze bardziej i poca艂owa艂 mnie, mocno i nami臋tnie, chocia偶 pr贸bowa艂em si臋 mu wyrwa膰. Westchn膮艂em, pr贸buj膮c nabra膰 cho膰 troch臋 powietrza. On natychmiast to wykorzysta艂. Wsun膮艂 j臋zyk do moich ust. J臋kn膮艂em cicho, wci膮偶 jednak pr贸buj膮c go z siebie zepchn膮膰.
- Casius, przesta艅 – powiedzia艂 stanowczo, puszczaj膮c moje d艂onie z u艣cisku. Z艂apa艂em go za ramiona i pchn膮艂em. Czu艂em smak krwi w ustach.
- Zostaw mnie – krzykn膮艂em.
- B臋dzie lepiej, je偶eli si臋 teraz zamkniesz...ja... - zacz膮艂 i zamy艣li艂 si臋, jakby szuka艂 w艂a艣ciwych s艂贸w. - Casius, pos艂uchaj mnie.
- Pos艂uchaj mnie? W og贸le co si臋 sta艂o przed chwil膮? - zawo艂a艂em.
- Casius, zamknij si臋 wreszcie i daj mi doj艣膰 do s艂owa – krzykn膮艂 ze z艂o艣ci膮, uderzaj膮c pi臋艣ci膮 w ziemi臋.
- S艂ucham – odpar艂em niech臋tnie.
- Wiem, powinienem by艂 ci powiedzie膰, ale... cholernie ba艂em si臋, 偶e ci臋 strac臋.
- M贸w do rzeczy!
- Daj mi sko艅czy膰, cz艂owieku! - przerwa艂 mi Rainamar – Nie chodzi o nas. To jest...
- Przesta艅 pieprzy膰 i wyt艂umacz mi, co to mia艂o znaczy膰! Po co to wszystko! Z jednej strony 艣lub z drugiej strony tw贸j ch艂贸d. Nie wiem, co to ma znaczy膰.
- Chcia艂em ci臋... zabezpieczy膰. - powiedzia艂 w ko艅cu, a mnie zatka艂o. Wpatrywa艂em si臋 w niego, jakby na moich oczach zamieni艂 si臋 w granitowy pos膮g.
- Co, do cholery? - prawie wykrzykn膮艂em.
- Gdyby co艣 mi si臋 sta艂o...
- Nic nie rozumiem! Co ma ci si臋 sta膰? Rainamar? - krzycza艂em, szarpi膮c go za ramiona. Uspokoi艂 mnie i w ko艅cu wsta艂. Podnios艂em si臋 z ziemi i ruszy艂em w stron臋 domu. P贸艂ork pod膮偶y艂 za mn膮. Ca艂a ta scena wydawa艂a mi si臋 zupe艂nie nierealna. Przed chwil臋 pobili艣my si臋, potem ca艂owali艣my a teraz to. Do cholery, ja ju偶 waruj臋! Wytar艂em r臋kawem krew, sp艂ywaj膮c膮 z rozbitego nosa. Rainamar nie wygl膮da艂 lepiej. Usiad艂em na schodach, wpatruj膮c si臋 w niego. Kl臋kn膮艂 przede mn膮, pr贸buj膮c mnie poca艂owa膰, ale odepchn膮艂em go.
- Casius.
- Powiedz mi wszystko. Ja ju偶 d艂u偶ej nie mog臋. Powiedz, jest kto艣 inny?
- Nie, do cholery, nie ma. Kocham ciebie, Casius.
- Wiesz, czasem mi艂o艣膰 to bardziej obowi膮zek ni偶 uczucie – rzuci艂em ironicznie. Spu艣ci艂 wzrok i westchn膮艂.
- Co mia艂em jej powiedzie膰?
- Prawd臋 – odpar艂em zniecierpliwiony – Co si臋 z tob膮 dzieje? Nie poznaj臋 ci臋! Do jasnej cholery, wiem, 偶e reagujesz zbyt emocjonalnie, ale na Stw贸rc臋, to, co si臋 dzieje od pewnego czasu mnie przera偶a! Chc臋 ci pom贸c, ale nie potrafi臋, bo nie chcesz mi nic powiedzie膰! Kochany, nie chcia艂em i nie chc臋 ci臋 straci膰! Stw贸rco, daj mi si艂臋!
- Pozw贸l mi to naprawi膰.
- Powiedz mi, co si臋 dziej臋.
- Nie teraz. Daj mi troch臋 czasu.
- Wi臋c kiedy? Wr贸cimy do tego, co si臋 tu dzia艂o przed nasz膮 rozmow膮? - zapyta艂em z wyrzutem. Natychmiast pokr臋ci艂 g艂ow膮, jakby staraj膮c si臋 upewni膰 bardziej siebie ni偶 mnie.
- Wybacz mi.
Pog艂aska艂em go po policzku. U艣miechn膮艂 si臋 lekko.
- Obaj jeste艣my jak dzieci we mgle – westchn膮艂em, obejmuj膮c go mocno.
Dobrze wiem, 偶e to nie rozwi膮za艂o naszych problem贸w, ale wyja艣ni艂o mi臋dzy nami podstawowe kwestie. Wci膮偶 ba艂em si臋, co mog艂o si臋 sta膰. Zastanawia艂em si臋, dlaczego Rainamar sie tak zachowywa艂. Domy艣la艂em si臋, 偶e mia艂o to co艣 wsp贸lnego z wojskiem, ale dlaczego wszystko to przeni贸s艂 do naszego 偶ycia? Nie widzia艂em innego wyj艣cia jak pr贸ba dowiedzenia si臋 czego艣 na w艂asn膮 r臋k臋. Mo偶e ju偶 czas z艂o偶y膰 wizyt臋 mo偶nemu genera艂owi Gustavowi Nadarowi... Co do cholery dzia艂o si臋 w tym zepsutym pa艅stwie i w g艂owie m臋偶czyzny, kt贸rego kocham?
***
- Stw贸rco, to by艂 ostry seks! – zawo艂a艂 Leith Daire, wchodz膮c do kuchni. Obaj spojrzeli艣my na niego z艂owrogo.
- Ani s艂owa – warkn膮艂 przez zaci艣ni臋te z臋by Rainamar.
- Co wam si臋 sta艂o? - zapyta艂 jednak, niczym nie zra偶ony czarownik i usiad艂 przy stole, obok mnie. Rainamar dotkn膮艂 swoich rozbitych ust i zapatrzy艂 si臋 w drewniany blat.
- W pewnych sprawach mamy r贸偶ne pogl膮dy – rzek艂em w ko艅cu. Daire wbi艂 wzrok w posta膰 mojego narzeczonego i zacz膮艂 si臋 niekontrolowanie 艣mia膰.
- Casius da艂 ci w twarz? - zapyta艂 z niedowierzaniem, pr贸buj膮c przesta膰 si臋 艣mia膰.
- Co w tym zabawnego? Jest silny. - t艂umaczy艂 si臋 p贸艂ork.
- Ach te m臋skie zwi膮zki. Nigdy tego nie pojm臋 – zastanowi艂 si臋 na g艂os czarownik. Jeden z ps贸w podszed艂 do niego i zacz膮艂 si臋 艂asi膰.
- Nie chcia艂em – rzuci艂em nagle, czuj膮c si臋 podle. Nie mia艂em zamiaru doprowadzi膰 mi臋dzy nami do b贸jki i nie chcia艂em w ten spos贸b rozwi膮zywa膰 wszystkich naszych konflikt贸w. Rainamar spojrza艂 na mnie i u艣miechn膮艂 si臋 wp贸艂 z艂o艣liwie.
- Przesta艅, Casii. Nale偶a艂o mi si臋. - powiedzia艂 w ko艅cu.
Daire przytakn膮艂 z rozbawieniem. Spowa偶nia艂 jednak nagle, jakby co艣 sobie u艣wiadomi艂.
- Ach, obi艂o mi si臋 o uszy, 偶e zasiadam przy tym stole w towarzystwie kapitana wschodnich gmin Imperium. Ale偶 zaszczyt kopn膮艂 mnie prosto w ty艂ek! - zawo艂a艂.
- Znam lepsze sytuacje, w kt贸rych mo偶na si臋 czu膰 zaszczyconym – rzuci艂 oboj臋tnie p贸艂ork.
- Mo偶e si臋 przewietrz臋? - wtr膮ci艂 Daire, wyczuwaj膮c napi臋t膮 atmosfer臋 mi臋dzy nami. – Chyba powinienem wyj艣膰 na godzinny spacer po lesie. Zrobi艂bym to, ale jestem g艂odny.
- Jed藕 do miasta. - zaproponowa艂 od niechcenia Rainamar.
- Mia艂em dzi艣 stawi膰 si臋 w gildii. - przypomnia艂em mu, cho膰 szczerze w膮tpi艂em w to, 偶e w og贸le zdawa艂 sobie spraw臋 z moich obowi膮zk贸w.
Daire raczy艂 wsta膰 od sto艂u i wyj艣膰, rzucaj膮c na po偶egnanie, 偶e zjawi si臋 po po艂udniu. Obaj z Rainamarem siedzieli艣my chwil臋, wpatruj膮c si臋 w siebie. Nie wiedzia艂em, co mam m贸wi膰, a on obieca艂 mi, 偶e wyja艣ni pow贸d swojego niedawnego zachowania.
- Powiedz mi, Rainamar, co do cholery si臋 z tob膮 dzieje? - zapyta艂em w ko艅cu, nie mog膮c wytrzyma膰 ciszy panuj膮cej w izbie.
- Nie wiem, co mam ci powiedzie膰. - odrzek艂 z rozbrajaj膮c膮 szczero艣ci膮.
- Wszystko. Nie rozmawiamy ze sob膮. Unikasz mnie. Nie mog臋 偶y膰 w ten spos贸b.
- Wiem, przepraszam...
- Nie przepraszaj mnie, Rainamar. Chc臋 ci pom贸c. Jestem dla ciebie, dlaczego tego nie widzisz? - powiedzia艂em z wyrzutem i wsta艂em od sto艂u. - Nie wiem, co zrobi艂em 藕le.
- Nie chodzi o ciebie. Nie chc臋 teraz o tym m贸wi膰, Casii. Daj mi wi臋cej czasu. Obieca艂em i dotrzymam s艂owa.
- Licz臋 na to – odpar艂em i wyszed艂em z kuchni. Nie mia艂em ochoty na dalsz膮 rozmow臋, z reszt膮 on postawi艂 spraw臋 jasno. Nie teraz. Wi臋c kiedy, do cholery? Przyznam, 偶e nie wiedzia艂em co mam zrobi膰. Ojciec m贸wi艂, 偶e mi艂o艣膰 czyni nas s艂abymi. Teraz zrozumia艂em, jak bezsilny by艂em wobec tego, co dzia艂o si臋 z Rainamarem. Nie wyobra偶a艂em sobie jednak, 偶e m贸g艂bym odej艣膰.
„Po偶a艂ujesz wszystkich tych chwil, kiedy m贸wi艂e艣 komu艣 'kocham'...” zwyk艂 mawia膰 m贸j ojciec, zwykle podczas prac konserwacyjnych przy 艂uku, kiedy to towarzyszy艂em mu, s艂uchaj膮c jego monologu. Liam got贸w by艂 walczy膰 z ca艂ym 艣wiatem i wszystkimi lud藕mi. Zra偶a艂 do siebie innych, odpycha艂 tych, kt贸rzy chcieli mu pom贸c. Nie by艂 w stanie obdarzy膰 kogokolwiek uczuciem... nigdy.
- Spr贸buj by膰 cierpliwy – us艂ysza艂em tu偶 za sob膮 g艂os Rainamara. Odwr贸ci艂em si臋 szybko, zaskoczony jego obecno艣ci膮. Utopi艂em si臋 w swoich w艂asnych wspomnieniach po raz kolejny.
- Ca艂e 偶ycie jestem... – odrzek艂em, kr臋c膮c g艂ow膮. Mia艂em dosy膰 czekania, ale dla niego got贸w by艂em zrobi膰 wszystko.
- Jest wiele spraw o kt贸rych nie da si臋 m贸wi膰 tak po prostu. Czasem wszystko mnie przerasta. Nie jestem tym, za kogo uwa偶aj膮 mnie inni. - westchn膮艂 g艂o艣no – Nie odwracaj si臋 ode mnie, Casii. Jeste艣 powodem, dla kt贸rego jeszcze oddycham. - doda艂 i wyszed艂, zostawiaj膮c mnie samego, na 艣rodku izby, zbyt zaskoczonego, by m贸c powiedzie膰 cokolwiek.
C贸偶, Rainamar, ukochany, wyt艂umacz to memu ojcu, kt贸ry siedzi w mojej g艂owie i zatruwa moje my艣li.
Liam, ty cholerny k艂amco...
***
- B臋d臋 potrafi艂 ci pom贸c – rzek艂 Daire, chodz膮c po pokoju w te i z powrotem. Rainamar wodzi艂 za nim wzrokiem, kr臋c膮c g艂ow膮 to w prawo to w lewo. Ja z kolei siedzia艂em na parapecie okna i uparcie wpatrywa艂em si臋 w drobne krople wiosennego d偶d偶u. Co jaki艣 czas zerka艂em w stron臋 czarownika i Rainamara.
- Nie chc臋, 偶eby艣 pomy艣la艂, 偶e namawiam ci臋 na moj膮 wypraw臋, ale tam, dok膮d chc臋 si臋 uda膰, mieszka twoja matka. Nie zamierza艂em o tym m贸wi膰, bo s膮dzi艂em, 偶e ojciec wszystko ci wyja艣ni艂. Gdybym wiedzia艂... - urwa艂 Leith, przeczesuj膮c palcami swoje jasne w艂osy.
- Mnie si臋 widzi, 偶e umy艣lnie wci膮gasz go w swoj膮 gr臋 – warkn膮艂 p贸艂ork, zak艂adaj膮c r臋ce przed sob膮. Zmierzy艂 Leitha nieprzychylnym spojrzeniem. Czarownik wbi艂 wzrok w krajobraz za oknem.
- Jeste艣 s艂usznie podejrzliwy, kapitanie Ashghan, ale musz臋 ci臋 rozczarowa膰. Lubi臋 twojego m艂odego przyjaciela i przez my艣l mi nie przesz艂o, 偶eby go oszuka膰. Jednak teraz widz臋, 偶e te dwie sprawy mogliby艣my po艂膮czy膰 w jedno – rzek艂 mag, przenosz膮c spojrzenie na zachmurzon膮 twarz Rainamara. On skrzywi艂 si臋 jeszcze bardziej.
- Jeste艣 k艂amc膮. - odrzek艂 stanowczo.
- By膰 mo偶e, ale to co m贸wi臋 teraz jest prawd膮. Nie wiem, jak mam to udowodni膰... - zamy艣li艂 si臋 Daire.
- Powiedz, jaki masz plan? - przerwa艂em wreszcie ich 'uprzejm膮' wymian臋 zda艅. Obaj spojrzeli na mnie z zaskoczeniem.
- Ot贸偶 pojedziemy na po艂udnie. Poczekamy a偶 b臋dzie cieplej – zastrzeg艂 czarownik. - Zanim dotrzemy do celu mojej w臋dr贸wki zahaczymy o pewn膮 wiosk臋. Tam jest twoja matka. - wyja艣ni艂 Leith Daire.
- A medalion? - zainteresowa艂 si臋 Rainamar.
- C贸偶... to jest bardziej skomplikowane. Ot贸偶 medalion znajduje si臋 w r臋kach pewnego maga. Nie, po c贸偶 ta z艂o艣膰! Na pewno jest bezpieczny!
- Nic, co znajdzie si臋 w twoim towarzystwie nie mo偶e by膰 bezpieczne! - zawo艂a艂 oskar偶ycielsko p贸艂ork. Czarownik uni贸s艂 obie d艂onie w g贸r臋, w obronnym ge艣cie.
- To samo mog臋 powiedzie膰 o tobie, kapitanie – rzuci艂 Leith, spogl膮daj膮c znacz膮co na moj膮 poobijan膮 twarz. Pokr臋ci艂em g艂ow膮. Ca艂a sytuacja wyda艂a mi si臋 a偶 nazbyt 艣mieszna.
- Rainamar? - zwr贸ci艂em si臋 do niego. Zrozumia艂 pytanie, cho膰 nie wypowiedzia艂em ani jednego s艂owa pr贸cz jego imienia.
- Zrobi臋 co uznasz za s艂uszne. - odrzek艂 spokojnie, mimo i偶 wiedzia艂em, 偶e czarownik irytowa艂 go sam膮 swoj膮 obecno艣ci膮.
- Wiedzia艂em, 偶e mog臋 liczy膰 na pomoc moich drogich przyjaci贸艂. - ucieszy艂 si臋 Leith, rzucaj膮c Rainamarowi ukradkowe spojrzenia. P贸艂ork prychn膮艂 jak kot i wyszed艂, zaj膮膰 si臋 ko艅mi.
- Nie denerwuj go, Leith – ostrzeg艂em go – Wiedz, 偶e to nie jest gro藕ba, ale przyjacielska rada.
- Tak, tak. - odpar艂 czarownik, ale przysi膮g艂bym, 偶e wcale mnie nie s艂ucha艂. Jego my艣li zaraz odp艂yn臋艂y daleko, jakby uk艂ada艂 do ko艅ca sw贸j misternie przygotowywany plan. C贸偶, teraz moim problemem by艂 nie tylko m贸j narzeczony ale i rzekoma matka...
***
Rainamar zeskoczy艂 z Kryszta艂a i zawo艂a艂 ojca, kt贸rego dostrzeg艂 w g艂臋bi podw贸rza, pogr膮偶onego w robocie. Z tego co wiem, pracowa艂 w艂a艣nie nad nowym zam贸wieniem z Aeral. Hebel 艣lizga艂 si臋 po drewnie prowadzony jego zr臋cznymi d艂o艅mi. Nagle uni贸s艂 wzrok znad swego zaj臋cia, zaalarmowany krzykiem syna. Z niech臋ci膮 zwlok艂em si臋 z konia, nie maj膮c najmniejszej ochoty na rozmow臋 o moich rodzicach. Wiedzia艂em jednak, 偶e kiedy艣 b臋d臋 musia艂 si臋 na to zdoby膰, mimo to bardzo ba艂em si臋 jej wyniku.
- Casius, Rainamar? Co za niespodzianka! - odrzek艂 bardzo zaskoczony Deris, odk艂adaj膮c na bok narz臋dzia – Nie spodziewali艣my si臋 was, dzieci – doda艂, spogl膮daj膮c na Rainamara przenikliwym wzrokiem.
- Chcieliby艣my porozmawia膰 – powiedzia艂 w ko艅cu m贸j narzeczony, odwracaj膮c si臋 w moj膮 stron臋. Tylko przytakn膮艂em. Deris nagle zblad艂.
- Na wszystkich pot臋pionych Imperium! Czy to jest to, o czym my艣l臋? - zawo艂a艂, podchodz膮c do syna pewnym krokiem.
- Nie, ojcze. Chodzi bardziej o Casiusa.
- W艂a艣ciwie chodzi o moich rodzic贸w. - wtr膮ci艂em w ko艅cu, zwracaj膮c na siebie uwag臋 ich obu. Deris tylko pokr臋ci艂 g艂ow膮, wzdychaj膮c przy tym g艂o艣no.
- Tak, tak – wymrucza艂 pod nosem, wskazuj膮c drzwi domu – Wejd藕cie.
Znale藕li艣my si臋 w 艣rodku. Ork zaprowadzi艂 nas do izby w kt贸rej przyjmowano go艣ci. Usiad艂em na jednym z krzese艂, czuj膮c si臋 bardzo niezr臋cznie. Zmusi艂em si臋 do nerwowego u艣miechu, patrz膮c na mojego narzeczonego.
- A wi臋c co chcia艂by艣 wiedzie膰? - zapyta艂 Deris, siadaj膮c wygodnie w fotelu. Wbi艂em wzrok w ziemi臋.
- Podobno moja matka 偶yje. - powiedzia艂em w ko艅cu, patrz膮c na Derisa. Ork mia艂 nieciekaw膮 min臋, kt贸ra delikatnie dawa艂a mi do zrozumienia, 偶e postrada艂em zmys艂y.
- S艂ucham? - dopytywa艂 si臋 ojciec Rainamara, odchylaj膮c si臋 lekko w fotelu – Dziecko, twoja matka zmar艂a jak mia艂e艣 cztery lata. Widzia艂em j膮.
- Wed艂ug pewnej osoby, ta kobieta nie by艂a moj膮 matk膮.
- Ta osoba zaiste ma problemy z zachowaniem zdrowego rozs膮dku – westchn膮艂 Deris.
- Nie wiesz jak by艂o naprawd臋? Mo偶e nie chcesz mi po prostu powiedzie膰. - rzuci艂em. Ork zaraz zerwa艂 si臋 z fotela.
- Sugerujesz mi, 偶e k艂ami臋? Dziecko, na oszala艂ych wieszcz贸w Imperium! Liam Sean谩n pojawi艂 si臋 w moim domu dok艂adnie dwadzie艣cia cztery lata temu z male艅stwem na r臋ku. Towarzyszy艂a mu ciemnow艂osa kobieta, kt贸r膮 przedstawi艂 mi jako swoj膮 偶on臋. Nie zastanawia艂em si臋, czy by艂o tak naprawd臋, bo nie mia艂em potrzeby! Dlaczego nagle tak wa偶na rzecz wychodzi na jaw dopiero teraz?
- Jak to 'pojawi艂 si臋'? Ojciec m贸wi艂 mi, 偶e mieszka艂 tutaj jeszcze przed moimi narodzinami? O co, do cholery w tym wszystkim chodzi?
Deris ukry艂 twarz w d艂oniach i odwr贸ci艂 si臋.
- Ojcze? - us艂ysza艂em nagle g艂os Rainamara. M贸j narzeczony patrzy艂 wprost na ojca, a na jego twarzy rysowa艂o si臋 g艂臋bokie zaskoczenie. - Czy ten Liam mia艂 jakie艣... tajemnice?
- Nie, do cholery, nie! Po prostu chcia艂 zacz膮膰 wszystko od pocz膮tku, tu, w Imperium. Tak mi powiedzia艂. Przyby艂 tutaj z Sadal. - odrzek艂 Deris, a ja jeszcze bardziej nie rozumia艂em o czym on m贸wi.
- Dlaczego stamt膮d?
- To zaczyna by膰 komiczne – wtr膮ci艂 Rainamar, krzy偶uj膮c r臋ce na piersi.
- By膰 mo偶e – przyzna艂 Deris – Zacznijmy od pocz膮tku. Pracowa艂em kiedy艣 jako kr贸lewski nadzorca przy wycince pewnej liczby drzew w przygranicznej puszczy. Od p贸艂 roku w Sadal trwa艂a rebelia, wi臋c co jaki艣 czas natykali艣my si臋 na buntownik贸w. By艂y ich ca艂e grupy, ale zazwyczaj przymykali艣my na to oko. Nie wynaj臋to mnie, by zabija膰. Tak te偶 spotka艂em Liama. Polowa艂 w kr贸lewskiej puszczy, co mog艂o sko艅czy膰 si臋 stryczkiem dla sadalskiego my艣liwego. Spotka艂em go potem raz jeszcze, ca艂kiem pijanego w karczmie. Wr贸ci艂em do domu i zapomnia艂em o ca艂ym zdarzeniu, wtedy to pojawi艂 si臋 zn贸w. By艂 zdenerwowany, zm臋czony, z dzieckiem i kobiet膮. - opowiada艂 Deris, przymykaj膮c oczy. S艂ucha艂em go z niedowierzaniem. Ojciec zawsze m贸wi艂 mi, 偶e urodzi艂 si臋 na p贸艂nocy Imperium a na wsch贸d przyby艂 tu偶 przed moimi narodzinami.
- To cholernie skomplikowane – westchn膮艂 w ko艅cu Deris. Zanosi艂o sie na d艂ug膮 rozmow臋.