The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 19 2024 02:58:50   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Saga o poświęceniu 8


Rozdział Ósmy: Prowokacje i Pikowanie

Harry uśmiechnął się, gdy Draco cisnął kamieniem w jezioro i krzyknął, żeby wielka kałamarnica wynurzyła się i go zaatakowała, jeśli ma odwagę. Oczywiście Draco zwiałby gdzie pieprz rośnie, gdyby coś takiego się stało, ale to był zabawny pomysł. Do tego Harry miał tego ranka w naprawdę dobry humor – wystarczająco, by bawiły go dowcipy Dracona.
Connorowi nic się nie stało. Wczoraj wypuszczono go ze szpitala wraz z surowym nakazem od pani Pomfrey "żebyś mi więcej nie robił tego, co zrobiłeś, młody człowieku!" Ron stanął na nogi nawet wcześniej. A Connor, chociaż wciąż był lekko oszołomiony, gdy pytano go o trolla, bezproblemowo przyswoił historię o swoim bohaterstwie. Pełne podziwu szepty i spojrzenia, które go teraz otaczały, niewątpliwie pomogły, pomyślał Harry, tak samo jak i fakt, że głowa domu jest mu ostatnio dużo bardziej przychylna.
Hermiona zdawała się znać prawdę, ale choć w piątek bez przerwy obserwowała Harry'ego - widział to, ilekroć podnosił wzrok znad książki, siedząc w bibliotece - nie poruszyła tego tematu. W pewnym sensie zaprzyjaźniła się nawet z Connorem i Ronem, jeśli jej niezgrabne piątkowe próby pomagania im w lekcjach były tego dowodem. Harry postanowił się na razie nie wtrącać. Później może ich do siebie zbliżyć.
Draco również nie starał się rozgłaszać prawdy, za co Harry był strasznie wdzięczny. Malfoy uśmiechał się co prawda, ilekroć ktoś mówił o Connorze i trollu, a na każde wspomnienie o "bezróżdżkowej magii" jego łokieć wbijał się w żebra Harry'ego, ale nic nie mówił. Harry uznał, że Draco musi zdawać sobie sprawę z tego, że ani McGonagall, ani reszta grona profesorskiego mu nie uwierzy. Włączając w to Snape'a. Ten z kolei był zajęty nienawidzeniem Connora i Harry'ego za bycie Potterami i tym samym wyżywaniem swojej wieloletniej pogardy do ich ojca.
Harry spojrzał w górę, gdy Draco powiedział:
- Zobaczyłem jakiś cień pod powierzchnią. - Próbował brzmieć spokojnie i stanowczo, ale jego głos nieznacznie się łamał niczym zmarszczki na tafli wody, które prawdopodobnie były wszystkim, co Draco de facto zobaczył. - Chyba powinniśmy już wracać do zamku.
Harry sprawdził, gdzie jest słońce; był wczesny poranek, bo Draco nauczył się jego sztuczki wczesnego wstawania w soboty i dostosował swój harmonogram snu do Harry'ego. Ale prawdopodobnie w Wielkiej Sali już można było dostać śniadanie, a Draco był dzisiaj naprawdę znośny, kiedy łaził za nim wokół jeziora i gadał bez przerwy o czymś innym niż ślizgoństwo Harry'ego.
- W porządku - zgodził się i skierował w stronę Hogwartu.
Kiedy zbliżali się do zamku, spojrzał z przyzwyczajenia w stronę wieży Gryffindoru i zamarł. Człowiek na miotle, niewielki z tej odległości, wirował wokół wieży, chwytając rzeczy, które wypadały - albo raczej były wyrzucane, pomyślał Harry - z okien. Śmiech było słychać aż na dole. A Harry był w stanie rozpoznać Connora na miotle. Wytrenował się w rozpoznawaniu Connora na miotle na wypadek powietrznej bitwy, żeby mógł rzucać zaklęcia bez wahania.
- Czy to nie twój brat? - zapytał Draco w tej samej chwili. - Skąd on wziął miotłę?
- Pewnie zakradł się na boisko i ukradł jedną - odparł Harry, mrużąc oczy, gdy Connor wykonał wyjątkowo ryzykowny trik. Zawirował raz, zachwiał się, jakby zaraz miał uderzyć w ścianę wieży, po czym wzniósł się ponownie, zanosząc się śmiechem. Harry nie miał wątpliwości, że złapał to, co chciał. Rozluźnił się nieco w przypływie ulgi.
- Dobrze lata, prawda? - dodał, zwracając się do Draco.
Draco obserwował jego, nie Connora. Potrafił być niepokojący pod tym względem.
- Nawet w połowie nie jest tak dobry jak ty - mruknął.
- Jest o wiele lepszy ode mnie - powiedział Harry. To nieprawda, ale Draco go wyjątkowo niedocenia. - Powinieneś nas zobaczyć w czasie ćwiczeń. Connor zawsze łapał znicz.
- Ponieważ mu na to pozwalałeś - powiedział Draco z lekką kpiną.
- Dla jego własnego dobra! - syknął Harry. Zastanowił się, czy może jednak jest coś gorszego niż Draco atakujący go pytaniami zaraz po incydencie z trollem i domagający się wyjaśnień. Draco wydawał się wychodzić z założenia, że ochrona, jaką Harry roztaczał nad Connorem, rozciągała się również na wszelkie możliwe sytuacje, które mogłyby go wystawić na pośmiewisko.
Tak jest, ale on nie ma prawa tego przypuszczać.
- Panie Potter!
Harry zamrugał i poderwał głowę. Profesor McGonagall stała pod wieżą z zadartą głową i założonymi na piersi rękami. Connor zdawał się jej nie słyszeć i nie zauważać. Skręcił gwałtownie w dół, złapał kolejny przedmiot, zbyt mały, by Harry mógł go zobaczyć, po czym wzniósł go nad głowę, czym zasłużył sobie na brawa i wiwaty z wieży.
- Panie Potter - powtórzyła McGonagall, jakimś cudem utrzymując stanowczy ton mimo podniesionego głosu. - Proszę w tej chwili wylądować.
Harry wzdrygnął się, gdy usłyszał ten ton, zwłaszcza że tym razem Connor ją usłyszał i zamarł na miotle. Następnie opadł na ziemię, robiąc łagodne spirale. Spuścił głowę i choć Harry nie mógł tego zobaczyć, to wiedział, że jego brat trzymał miotłę tak mocno, że pobielały mu knykcie. Connor nie znosił pakowania się w tarapaty, nie lubił też, gdy na niego krzyczano.
Harry ruszył przed siebie. Draco trzymał się zaraz za nim i nic nie powiedział, szepcząc tylko:
- Spróbuj tylko wziąć na siebie za to winę, to tak ci przyłożę, że się nie pozbierasz.
Harry nie miał zamiaru brać na siebie za to winy. Chciał tylko tam być i usłyszeć, jaka będzie kara, żeby potem przedyskutować z Connorem, czy była sprawiedliwa i odpowiednia do przewinienia.
Przez dłuższą chwilę McGonagall stała w miejscu z zaciśniętymi ustami, patrząc na Connora. Brat Harry'ego zszedł z miotły i stał ze spuszczoną głową. To była postawa szczerej pokory, dzięki której w domu często unikał kłopotów. Ale McGonagall nie była Jamesem, więc Harry spiął się cały, kiedy wreszcie zaczęła mówić.
- Panie Potter - powiedziała. - Chyba zdaje pan sobie sprawę, że latając bez pozwolenia, złamał pan zasady.
- Tak, proszę pani - szepnął Connor. Brzmiał strasznie niemrawo. Harry wszedłby przed niego, żeby odwrócić uwagę McGonagall, ale miał wrażenie, że tylko by ją zirytował, a złość na Connora wcale by jej nie przeszła. Poza tym Draco trzymał jego ramię w żelaznym uścisku.
- I zdaje pan sobie chyba sprawę z tego, że dwa dni temu został pan ranny w walce z trollem i w żadnym razie nie powinien pan teraz harcować i latać? - podjęła.
- Tak, proszę pani.
- W takim razie - powiedziała McGonagall, opuszczając ręce - dla pańskiego własnego dobra przyjmuję pana do gryfońskiej drużyny quiddicha. - Harry poczuł przypływ ciepłych uczuć do pani profesor. Connor poderwał głowę i spojrzał na nią z niedowierzaniem. - Bardzo potrzebujemy szukającego - mówiła dalej McGonagall - i tylko dlatego zezwalam na coś takiego. Ale niech pan mi się nie waży uciekać z treningów, panie Potter, ani podważyć zaufania, jakim obdarzy pana reszta drużyny. Rozumiemy się?
Connor przytaknął, a jego oczy i twarz biły blaskiem, któremu, jak Harry dobrze wiedział, większość ludzi nie mogła się oprzeć. Ślizgoni byli w tym miejscu wyjątkiem, ale na dobrą sprawę oni w wielu sprawach byli wyjątkami.
- Oczywiście, proszę pani! Obiecuję! Dziękuję!
McGonagall pokiwała głową.
- Dzisiaj rano mieliśmy trening - powiedziała, odwracając się. - Musisz się w wolnym czasie zgłosić do kapitana drużyny, Olivera Wooda, i poprosić go o wskazówki dotyczące twojej roli na boisku.
Connor podskoczył, uśmiechając się szeroko.
- Oczywiście, proszę pani! Dziękuję! - powiedział jeszcze raz, a jego głos był przepełniony szczęściem.
Harry zauważył delikatny uśmiech McGonagall, kiedy ta go mijała. Wyglądało na to, że nawet surowa matrona Gryffindoru nie mogła się oprzeć urokowi Connora.
- Gratulacje, Connor - powiedział cicho.
Był rad, że mógł to powiedzieć jako pierwszy. Z wieży Gryffindoru dobiegały jakieś zaskoczone, nie całkiem jeszcze radosne okrzyki, ale nikt nie zdążył stamtąd zejść.
Connor kiwnął w jego stronę. Następnie jego twarz stężała, a Harry zamrugał, widząc zmianę w jego oczach i wysunięcie szczęki.
Connor złapał Harry'ego za ramię i zaciągnął go w stronę zamku. Harry zachwiał się parę razy, zanim udało mu się złapać równowagę i tempo. Zdążył już się przyzwyczaić, że Draco wszędzie go ciąga, ale teraz zastanawiał się, co też Connorowi może chodzić po głowie.
- Gdzie idziemy? - zapytał, kiedy mijali kolejne drzwi, idąc w kierunku Wielkiej Sali. Ale Connor skręcił tuż przed jej wejściem i skierował ich w stronę lochów.
- Obiecałem ci równe szanse. - To było jedyne wyjaśnienie, jakie udzielił mu Connor, a już po chwili szli znajomym korytarzem. Harry miał złe przeczucia, kiedy Connor zatrzymał się przed drzwiami do biura Snape'a i zapukał.
Nastała długa, długa cisza, jakby znajdujący się po drugiej stronie drzwi Snape dumał nad tym, kto też może mu zawracać głowę tak wcześnie rano i to do tego w sobotę. Harry przestąpił z nogi na nogę i spróbował z innej strony.
- Connor, dziękuję. Jesteś niesamowicie odważny i szlachetny. Ale to naprawdę nie jest konieczne...
Wtedy drzwi się otworzyły i stanął w nich Snape z takim samym złośliwym uśmieszkiem na twarzy jak każdego innego dnia.
- Bracia Potter - powiedział, wymawiając ich nazwisko, jakby brzmiało wulgarnie. - Czego sobie życzycie?
Connor zadarł głowę.
- Profesorze Snape - oznajmił oficjalnym tonem. - Właśnie zostałem mianowany szukającym drużyny Gryffindoru.
Harry zobaczył, jak twarz profesora na moment ściąga się z furii, ale w jego głosie nie dało się odczuć żadnej zmiany.
- Rozumiem - odpowiedział głosem kapiącym sarkazmem. - I krąży pan po szkole, chwaląc się tym wszystkim? Żeby mieć pewność, że każdy złoży gratulacje?
- To nie ma nic wspólnego ze mną - powiedział stanowczo Connor, wypychając przed siebie Harry'ego. - Mój brat jest równie dobrym szukającym jak ja. Skoro profesor McGonagall ma zamiar złamać zasady i pozwolić mi latać dla Gryffindoru, mimo że jestem dopiero na pierwszym roku, to myślę, że sprawiedliwie by było pozwolić Harry'emu latać dla Slytherinu.
Harry skrzywił się i odwrócił głowę. Bez problemu mógł sobie wyobrazić siłę i barwę wyzwisk, jakimi Snape był gotów ich za to obrzucić, i nie miał zamiaru patrzeć, jak twarz Connora się marszczy, kiedy ten stara się nie rozpłakać.
Zamiast tego nastała cisza. Kiedy wreszcie Snape przemówił, w jego tonie zabrzmiało tylko to, co chyba sam uznał za uprzejmość.
- Dziękuję, panie Potter. To rzeczywiście wspaniały pomysł. W pełni go popieram. Proszę wejść, panie Potter - powiedział, kiwając w stronę Harry'ego - żebyśmy mogli lepiej omówić tę kwestię.
Odsunął się z przejścia i gestem zaprosił go do środka.
Harry wolałby raczej wkroczyć do smoczej jamy.
- Mój brat się myli, profesorze Snape - wypalił, próbując pierwszej myśli, jaka mu przyszła do głowy. - Nigdy nie dałem rady go pokonać w czasie treningu. Nie chciałbym dać Slytherinowi gorszego szukającego...
- Proszę go nie słuchać, profesorze - przerwał mu Connor. - Nieraz był bliski odebrania mi znicza, a ja jestem naprawdę dobry - dodał z pewnością siebie, którą Harry wielokrotnie w nim umacniał. Teraz marzył w duchu, by się wyczerpała choćby na kilka minut.
- Nie mam powodu, by wątpić w pańskie słowa - zapewnił go Snape ponurym tonem, który tylko upewnił Harry'ego w przekonaniu, że profesor wyje w myślach ze śmiechu. - Ponieważ jednak pierwszy mecz jest za tydzień i odbędzie się między Gryffindorem i Slytherinem, to chciałbym doradzić panu Potterowi... strategię... którą powinien przyjąć. - Zawiesił wzrok na Harrym i uśmiechnął się. Nie był to miły uśmiech.
- Naprawdę nie musi pan tego robić, proszę pana - powiedział Harry. - Wiem, jak nie znosi pan naginania zasad.
- Harry.
Zerknął na Connora, uśmiechającego się do niego z tą łagodną cierpliwością, którą zwykle przybiera rodzeństwo, będące już na progu tolerancji.
- Zrób to - szepnął Connor. - Proszę. Chcę tego. Będzie mi źle z myślą, że ja mogę latać, a ty nie. Proszę?
Harry westchnął i spuścił głowę. Czemu nie? Przecież nie muszę wygrać. Wszyscy widzieli, jak dobrzy jesteśmy oddzielnie, ale nikt nie widział nas razem, a jak zobaczą, to zauważą tylko tyle co mama i tata, ilekroć się bawiłem z Connorem. Te myśli go rozluźniły. To była zmyła, ale nie taka jak w Halloween, kiedy musiał na szybko zrobić Connora bohaterem; ta była stara i dobrze mu znana. Odetchnął lekko.
- Jeśli naprawdę chce mnie pan w drużynie - powiedział do profesora Snape'a - to się zgadzam.
- W rzeczy samej - odparł Snape. - A teraz proszę wejść do mojego gabinetu, panie Potter. Naprawdę musimy porozmawiać.
Connor poklepał ramię Harry'ego.
- To do zobaczenia, Harry. Profesorze. - Szybkie kiwnięcie głową i już go nie było.
Harry dłuższą chwilę patrzył na Snape'a. Głowa jego domu ewidentnie miała zamiar postawić na swoim, więc tylko zwiesił głowę i wmaszerował do pomieszczenia.
Drzwi zamknęły się za nim cicho. Harry miał nadzieję na chwilę milczenia, ale Snape z miejsca zaczął mówić.
- Jest pan głupcem, jeśli uważa pan, że pozwolę Gryffindorowi pokonać Slytherin - powiedział, krążąc wokół Harry'ego. Ten wbił wzrok w podłogę. To nie umniejszyło ani świadomości tego, że Snape dalej na niego patrzy, ani tryumfu w tych oczach. - A ja wiem, że nie jest pan głupcem, panie Potter. Dlatego bardzo proszę, żeby przestał pan takiego udawać. Zostanie pan szukającym Slytherinu. I będzie pan wygrywał dla nas mecze.
- Kiedy Connor naprawdę jest ode mnie lepszy, proszę pana - spróbował Harry.
- Nie wierzę panu - zapewnił go Snape głosem miękkim jak mruczenie kota. - Po incydencie z trollem nie jestem pewien, czy kiedykolwiek panu uwierzę.
Harry spojrzał w górę, szczerze zaskoczony. Naprawdę, naprawdę nie sądził, że Snape uwierzy w historię Draco. Wersja Harry'ego była o wiele lepsza, potwierdzała dla Snape'a nieskończoną arogancję synów Jamesa Pottera i ich tendencję do łamania zasad.
Snape uśmiechnął się złośliwie i pokiwał głową.
- Wiem, czym pan jest, panie Potter - westchnął. - A wie pan, dlaczego? - Harry pokręcił głową, a serce waliło mu tak głośno, że niemal zagłuszało cichy głos Snape'a. - Ponieważ ja też jestem ślizgonem. Intrygi, kłamstwa, półprawdy, przemilczanie prawdy są dla mnie drugą naturą. A pańskie próby są w najlepszym wypadku amatorskie. - Zaśmiał się, kiedy Harry spojrzał na niego z urazą. - Oczywiście, że tak. Za bardzo polegają na tym, że odbiorca będzie zapatrzony w naszego okolicznego bohatera. Ja taki nie jestem, wolę szukać prawdziwych przyczyn. Ślizgońskich przyczyn, panie Potter. - Ostatnie słowa wysyczał.
- Nie będę dobrym szukającym, profesorze - wypalił Harry bez namysłu. - Poddam grę i Connor tak czy inaczej wygra.
Uśmiech Snape'a zniknął. Pochylił się wystarczająco blisko, żeby Harry się wzdrygnął, ale mimo to chłopiec nie potrafił odwrócić wzroku. Oczy Snape'a płonęły niczym czarny lód.
- Jeśli nie wygrasz tej gry, Potter - powiedział miękko Snape - jeśli nie zrobisz wszystkiego, żeby być tak dobry, jak wiem, że jesteś, to załatwię ci szlaban co noc przez resztę semestru. Osobiście porozmawiam o tym z dyrektorem Dumbledore'em i wszystko zorganizuję. Tak samo jak teraz załatwię ci pozycję szukającego. I nic nie będziesz w stanie na to poradzić. Czy to jasne?
Harry jęknął bezsilnie. W ogóle nie chciał grać przeciw Connorowi, unikał każdej szansy, jaka mogłaby do tego doprowadzić, a teraz profesor zmuszał go jeszcze do wygrania z nim.
Nie mógł też pozwolić sobie na utratę tych wieczorów. Draco włóczył się za nim od rana do nocy, więc Harry wymyślił, że będzie śledził profesora Quirrella po ciszy nocnej. Nie będzie w stanie tego robić, przebywając na szlabanie u Snape'a. Snape pewnie nawet będzie go odprowadzał prosto do pokoju wspólnego.
- Tak, proszę pana - wydusił wreszcie z siebie Harry.
Ktoś zapukał wtedy do drzwi i po chwili zaniepokojony głos Dracona dobiegł ich z drugiej strony.
- Harry? Profesorze Snape? Jesteście tam?
Snape zachichotał ponuro.
- Chyba uznał, że pozostawieni samym sobie rozszarpaliśmy się na strzępy - mruknął i pochylił się w stronę Harry'ego. - Ale to ja rozszarpię na strzępy pana, jeśli nie zdoła pan sprostać moim oczekiwaniom, panie Potter.
- Tak, proszę pana - powtórzył Harry, pełen bezsilnej nienawiści.
- Znajdź Marcusa Flinta - poinstruował go Snape, kiedy szedł, by otworzyć drzwi Draconowi. - To kapitan naszej drużyny. On rozplanuje zgranie pana z resztą drużyny. Proszę dać z siebie wszystko, panie Potter. Do meczu pozostał już tylko tydzień.
Harry, z kompletnie zniszczonym już dobrym humorem, spuścił głowę i wyszedł bez słowa, ignorując wszystkie pytania, które Draco mu zadał w drodze do Wielkiej Sali.




Snape odprowadził ich wzrokiem, uśmiechając się i pilnując, by był to uśmiech drapieżnika, a nie czystej radości. To był dobry poranek, zdecydowanie lepszy, niż się spodziewał od chwili, w której usłyszał znienawidzony głos Pottera nawołujący go przez drzwi.
Poszczuję synów Jamesa Pottera przeciw sobie. Ależ go skręci, jak o tym usłyszy! A jeśli uda mi się zachęcić Harry'ego, żeby zaczął działać przeciw naukom swojego ojca o poddawaniu się swojemu bratu w każdej możliwej czynności, to tylko oddam światu przysługę, zamieniając potomka Potterów w użytecznego człowieka.
A może nawet...

Snape pokręcił lekko głową. Zbyt wiele by oczekiwał, opierając na kilku przebłyskach mocy, wrodzonym talencie szukającego i jednym pokonanym trollu nadzieję, że Harry mógłby się stać wybitną postacią, kimś, kogo inne domy i świat czarodziejów jako taki będzie wreszcie musiał zauważyć i obdarzyć szacunkiem. Snape był pragmatykiem. Patrzenie w przyszłość przez różowe okulary bynajmniej do praktycznych nie należało.
Ale jeśli tylko znajdę okazję, to ją złapię. Zbyt długo Gryffindor był umiłowany, a Slytherin szkalowany. Patrzą na nas i widzą Czarnego Pana.
Gdyby udało nam się stworzyć własnego bohatera... gdyby udało nam się zmusić ich do przyjęcia do wiadomości, choćby wbrew ich woli, że heroizm to coś więcej niż tylko nierozsądne pchanie się do walki...

Snape ostrożnie odsunął od siebie te myśli. Robiły się zbyt ambitne, a to od dawna było palące, pielęgnowane marzenie, coś, co wracało do niego, ilekroć pierwszoroczni ślizgoni po raz pierwszy wchodzili do jego domu. Znajdzie kiedyś kogoś, kto będzie miał zdolności i potencjał, oraz pozwoli sobą odpowiednio pokierować. Wypchnie tę osobę na światło dzienne i zobaczy, jak Slytherin ponownie zajmuje swoje prawowite miejsce wśród glorii i chwały.
Wszystko wskazywało jednak na to, że Harry nie stanie się tą osobą.
Ale Snape musiał uznać, kiedy cofał się z powrotem do swojego gabinetu i zamykał za sobą drzwi, że był to najlepszy kandydat, jakiego do tej pory widział.










Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

wietne! wietne! 100% [1 Gos]
Bardzo dobre Bardzo dobre 0% [adnych gosw]
Dobre Dobre 0% [adnych gosw]
Przecitne Przecitne 0% [adnych gosw]
Sabe Sabe 0% [adnych gosw]
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum