Rozdzia艂 17
- 艁owca i demon… - powiedzia艂em p贸艂g艂osem, wpatruj膮c si臋 w obraz, wisz膮cy w pracowni Darramona Faitha. Nigdy wcze艣niej nie zwraca艂em szczeg贸lnej uwagi na to malowid艂o. Utrzymane by艂o w ciemnej tonacji a linie mi臋kkie, przenikaj膮ce si臋 nawzajem. Przedstawia艂o dwie postaci – m臋偶czyzn臋 w czarnej zbroi, dzier偶膮cego miecz i 艂ucznika, u st贸p kt贸rego sta艂 wielki wilk ze 艣wiec膮cymi 艣lepiami. Obaj m臋偶czy藕ni zwr贸ceni byli do siebie plecami a ich spojrzenia ton臋艂y w ciemno艣ci, otaczaj膮cej postaci. Wiedzia艂em, 偶e my艣liwi tak symbolizuj膮 las, kt贸ry posiada dwie natury – daje 偶ycie, a tak偶e je odbiera. Dok艂adnie tak samo, jak przedstawia to sadalska legenda o demonie i 艂owcy, kt贸r膮 tak lubi艂 Rainamar.
- Pi臋kny, prawda? – Darramon zaskoczy艂 mnie swoim wej艣ciem. Odwr贸ci艂em si臋 gwa艂townie, nie bardzo wiedz膮c, o czym m贸wi.
- Obraz. – wyja艣ni艂 zarz膮dca, b臋d膮cy 艣wiadkiem mojej konsternacji.
- Ach, obraz… Jest niepokoj膮cy. – stwierdzi艂em, raz jeszcze spogl膮daj膮c na mroczn膮 scen臋.
Darramon za艣mia艂 si臋.
- Wierz mi, to jest jedno z najlepszych interpretacji tego tematu. Arty艣ci zazwyczaj bardzo dos艂ownie przedstawiaj膮 jedno艣膰 obu duch贸w lasu. Nie musz臋 chyba m贸wi膰, w jaki spos贸b.
- Domy艣lam si臋.
- Mimo wszystko, temat sam w sobie jest poetycki. – doda艂, chwil臋 przygl膮daj膮c si臋 malowid艂u. – Ale dosy膰 o sztuce! M贸w z czym do mnie przychodzisz, Casius! – zawo艂a艂 Darramon Faith, siadaj膮c przy biurku.
- Czekam na zlecenie. – odpar艂em szczerze.
- Na zlecenie?! – zawo艂a艂 Faith, prawie zrywaj膮c si臋 z miejsca. – Czy艣 ty oszala艂, ch艂opaku! Dopiero co si臋 wykurowa艂e艣! O nie, nie!
- Nie traktuj mnie jak dziecko, Darramon! – zaprotestowa艂em. – Nawet Rainamar si臋 tak nie zachowuje!
- Przez ciebie prawie nie dosta艂em zawa艂u!
- Bras i Cavdar r贸wnie偶 tam byli!
- Byli lepiej uzbrojeni – to raz! Po drugie – pos艂a艂em ich dw贸ch. Ty si臋 jednak upar艂e艣 i widzisz, co si臋 sta艂o! Dam ci zlecenia, ale nie teraz.
- Przecie偶 m贸wi臋 ci, 偶e wszystko ze mn膮 w porz膮dku! Czuj臋 si臋 dobrze! Do cholery, Darramon, nie taktuj mnie jak dziecko!
- Nie b臋d臋 ryzykowa艂 twoim zdrowiem i 偶yciem, Casius, tylko dlatego, 偶e ty o to nie dbasz!
Moja mina musia艂a powiedzie膰 mu wiele, bo zaraz przeszed艂 do wyja艣nie艅.
- Casius, pos艂uchaj mnie chocia偶 raz. Prosz臋 ci臋, 偶eby艣 jeszcze odpocz膮艂. Wr贸膰 do mnie za dwa tygodnie.
- Darramon…
- 呕adnych protest贸w, ch艂opcze. Zajmij si臋 czym艣 innym! We藕 Rainamara i pojed藕cie nad rzek臋, pograj w karty z ch艂opakami z gildii, cokolwiek! U mnie dzi艣 niczego nie dostaniesz.
- W porz膮dku! – rzuci艂em ze z艂o艣ci膮 i wyszed艂em, nawet nie 偶egnaj膮c si臋 z zarz膮dc膮. Na Stw贸rc臋, jestem ju偶 doros艂y, a wszyscy wok贸艂 traktuj膮 mnie jak smarkacza, kt贸ry nie potrafi o siebie zadba膰. D艂ugo nad tym rozmy艣la艂em, z艂y, 偶e nie dosta艂em 偶adnego zlecenia, kiedy to sklep z alkoholem przyku艂 moj膮 uwag臋. Nagle nasz艂a mnie ochota na wino…
***
Wszed艂em do domu i rozejrza艂em si臋. Ani 艣ladu czarownika. Dobrze, bardzo dobrze. Pod kurtk膮 艣ciska艂em jedn膮 z butelek najlepszego winiaku, jakiego zdo艂a艂em kupi膰. Kosztowa艂 mnie niema艂o grosza, ale by艂em zdecydowany, 偶e powinienem sobie pozwoli膰 od czasu do czasu na odrobin臋 luksusu.
- Rainamar?
呕adnej odpowiedzi. Dziwne. M贸j narzeczony dawno powinien by膰 w domu. W ka偶dym razie z tego, co m贸wi艂 wczoraj wynika艂o, 偶e dzi艣 nie ma 偶adnych patroli ani szkolenia.
- Rainamar?
- Jestem, jestem! - us艂ysza艂em nagle g艂os p贸艂orka, kt贸ry schodzi艂 po drabinie ze stryszku. W torbie przewieszonej przez rami臋 taszczy艂 jakie艣 ksi膮偶ki. Zdj膮艂 j膮 i rzuci艂 na pod艂og臋, obok kominka.
- Po co ci to? - zapyta艂em.
- Kaza艂e艣 posprz膮ta膰! Ale zobacz, co przy okazji znalaz艂em! Mapy, ksi膮偶ki historyczne i geograficzne i nawet jedna ksi臋ga twego ojca z jakimi艣 przepowiedniami.
- Zaiste ciekawe – rzuci艂em, udaj膮c ton kap艂ana 艢wi臋tych 呕ywio艂贸w. Obaj za艣miali艣my si臋.
- Co tam chowasz? - zapyta艂 podejrzliwie. Wyj膮艂em butelk臋 i zaprezentowa艂em j膮. Pokiwa艂 g艂ow膮 z uznaniem. - Jaka艣 okazja?
- Bez okazji. Najpierw si臋 upijemy, a potem b臋dzie dziki seks. - odpar艂em, u艣miechaj膮c si臋 przy tym niewinnie.
- Jak dla mnie ta kolejno艣膰 mo偶e by膰 nawet odwrotna.
M贸j narzeczony podszed艂 do mnie i bezceremonialnie poca艂owa艂 mnie. Mocno i zach艂annie, daj膮c upust swoim pragnieniom. Odwzajemni艂em mu si臋.
- Mam na ciebie tak膮 ochot臋, 偶e to a偶 boli – za艣mia艂 si臋.
- Trzeba temu zaradzi膰. Ja jednak, mam ochot臋 na to wino i nie odci膮gniesz mnie od niego 偶adnym z mo偶liwych sposob贸w, Rainamar. - oznajmi艂em, ogl膮daj膮c uwa偶nie butelk臋, kt贸r膮 wci膮偶 艣ciska艂em w d艂oni.
- Daj mi to, otworz臋. - zaoferowa艂 Rainamar. C贸偶, nie musia艂 u偶ywa膰 niczego pr贸cz z臋b贸w do wyci膮gni臋cia korka. Ostre k艂y – po ojczulku – najwyra藕niej na co艣 si臋 przydawa艂y.
- Wypij moje zdrowie – za艣mia艂 sie, podaj膮c mi butelk臋. Bez wahania wychyli艂em kilka 艂yk贸w. Alkohol rozgrza艂 mnie momentalnie, pozostawiaj膮c po sobie mi艂e uczucie. U艣miechn膮艂em si臋 szeroko i odda艂em butelk臋 Rainamarowi. Napi艂 sie i potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
- Mocne jak na wino! - stwierdzi艂 zdziwiony.
- Aha, widzisz, m贸j pi臋kny! Podziwiaj m贸j wyb贸r!
- Szkoda, 偶e tylko jedna butelka.
- Nie jedna, nie jedna. W torbie przy siodle Czerwonego Demona jest wi臋cej, ale zostawi艂em je w stajni, 偶eby Leith ich nie zw臋szy艂. My艣la艂em, 偶e jest w domu.
- Powinien w nim by膰, ale gdzie艣 go wywia艂o z samego ranka. Zaczynam co艣 podejrzewa膰. - zamy艣li艂 si臋 p贸艂ork i zn贸w upi艂 艂yk wina.
- Niby co? - zapyta艂em zaciekawiony, zabieraj膮c mu butelk臋.
- On i Lilijka... Wida膰 go艂ym okiem, 偶e co艣 si臋 艣wi臋ci! - rzuci艂 zaaferowany jak ma艂e dziecko. Zapatrzy艂em si臋 w niego, zastanawiaj膮c si臋 od kiedy zosta艂 takim dobrym obserwatorem, ale nie chcia艂o mi si臋 my艣le膰 na ten temat i wola艂em sie napi膰, co te偶 zrobi艂em.
- Przynios臋 wi臋cej. - powiedzia艂 Rainamar i pospiesznie wyszed艂 z domu. Wr贸ci艂 po d艂u偶szej chwili, stawiaj膮c dwie pozosta艂e butelki na stole. Podszed艂 do mnie i zn贸w zacz臋li艣my si臋 ca艂owa膰. Doko艅czy艂em wino sam i odstawi艂em pust膮 butelk臋 na pod艂og臋.
- Jeszcze.- zamrucza艂em. Rainamar oderwa艂 si臋 od mojej szyi i spojrza艂 na mnie zabawnie.
- Jeszcze wina czy jeszcze pieszczot, he?
- Wina – za艣mia艂em si臋, s艂ysz膮c jego udawan膮 uraz臋. Bez po艣piechu otworzy艂 nast臋pn膮 butelk臋 i napi艂 si臋.
- Dobre. - pochwali艂.
- M贸wi艂em ci, 偶e skoro ja wybiera艂em... - zacz膮艂em, mrugaj膮c szybko, bo obraz powoli zaczyna艂 si臋 rozmywa膰 przed moimi oczami. - ... to musi by膰 dobre!
- W rzeczy samej. - zgodzi艂 si臋.
Przyci膮gn膮艂em go do siebie i poca艂owa艂em, bezceremonialnie wpychaj膮c j臋zyk do jego ust. Zamrucza艂, przyci膮gaj膮c mnie bli偶ej.
- Jeste艣 s艂odki.
- To przez wino – odrzek艂, patrz膮c na mnie spod wp贸艂 przymkni臋tych powiek. Odwr贸ci艂em si臋, zabieraj膮c mu butelk臋 i napi艂em si臋. Winiak by艂 cholernie dobry, mocny, s艂odki i cudownie wirowa艂 w mojej g艂owie. To uczucie miesza艂o si臋 z poca艂unkami Rainamara. Na mojej twarzy, szyi, wsz臋dzie, gdzie m贸g艂 dosi臋gn膮膰.
- Masz, pij, kapitanie – poda艂em mu butelk臋, kt贸r膮 on szybko opr贸偶ni艂. Zosta艂a jeszcze jedna. Obaj spojrzeli艣my na ni膮 a potem na siebie nawzajem. Mia艂em obawy, 偶e je艣li wypij臋 jeszcze wi臋cej alkoholu najpewniej zasn臋, a nie mia艂em takiego zamiaru. Na pewno nie w najbli偶szej przysz艂o艣ci...
Rainamar zabra艂 butelk臋 i poda艂 mi j膮 bez s艂owa. Wzi膮艂em j膮 i ju偶 mia艂em zapyta膰, o co mu chodzi, kiedy straci艂em kontakt z ziemi膮. Obj膮艂em go mocno za szyj臋, obawiaj膮c si臋, 偶e obaj wyl膮dujemy na pod艂odze.
- I co teraz? - zapyta艂 z szelmowskim u艣mieszkiem i poca艂owa艂 mnie.
- Zdam si臋 na twoj膮 inwencj臋 – za艣mia艂em si臋.
Zani贸s艂 mnie do sypialni i dos艂ownie rzuci艂 na 艂贸偶ko, jakbym prawie nic nie warzy艂.
- Do cholery, gdybym by艂 kobiet膮, nie zrobi艂by艣 tego. – powiedzia艂em, pr贸buj膮c usi膮艣膰.
- Za艂o偶ymy si臋? – zapyta艂 w po艣piechu rozpinaj膮c swoj膮 koszul臋.
Bez zb臋dnych komentarzy pozby艂em si臋 ubrania i czeka艂em cierpliwie na niego. Wino szumia艂o mi w g艂owie, wprawiaj膮c mnie w zadziwiaj膮co dobry nastr贸j. Rainamar bez ostrze偶enia usiad艂 na 艂贸偶ku i mocno mnie poca艂owa艂.
- Nie pami臋tam kiedy ostatni raz si臋 kochali艣my – wyszepta艂, pr贸buj膮c z艂apa膰 oddech. U艣miechn膮艂em si臋 tylko, oblizuj膮c jego usta.
- Jeste艣 s艂odki.
Nic nie odpowiedzia艂. Pchn膮艂 mnie lekko na 艂贸偶ko. Otworzy艂 tylko ostatni膮 butelk臋 wina i bezceremonialnie wyla艂 spor膮 ilo艣膰 na mnie. Mia艂em ochot臋 zaprotestowa膰, gdy偶 wino kosztowa艂o niema艂o, ale tego nie zrobi艂em. Rainamar pochyli艂 si臋 nade mn膮 i zacz膮艂 zlizywa膰 wino z mojego cia艂a.
- Ale masz pomys艂y – powiedzia艂em. Zamrucza艂 w odpowiedzi. Niewiele my艣l膮c szarpn膮艂em go za w艂osy, zmuszaj膮c do tego, 偶eby si臋 podni贸s艂. Jego usta smakowa艂y jak wino.
- Zr贸b to, Casius – jego g艂os dr偶a艂. – We藕 mnie. Wiem, 偶e chcesz.
- Na Stw贸rc臋, tak. – przyzna艂em.
Nie mog艂em oderwa膰 wzroku od jego bursztynowych oczu. U艣miecha艂 si臋, ale poczu艂em, jak ca艂y zesztywnia艂, kiedy w niego wszed艂em. Jego palce zacisn臋艂y si臋 mocniej na moich ramionach.
- Rozlu藕nij si臋, Rainamar. To nie jest nasz pierwszy raz. – za偶artowa艂em, ca艂uj膮c go w policzek.
Wracaj膮c do pierwszego seksu – nie nale偶臋 do os贸b, kt贸re b臋d膮 wspomina膰 to przez ca艂e 偶ycie. M贸j brak do艣wiadczenia i niewyt艂umaczalny strach sprawi艂y, 偶e w moich oczach wygl膮da艂o to jak katastrofa. Rainamar twierdzi艂 zupe艂nie co艣 innego, ale nie wnika艂em w to.
- Casii – m贸j narzeczony wyszepta艂 cicho, g艂adz膮c mnie po policzku.
- Rhain – wymrucza艂em i zacz膮艂em si臋 porusza膰. Bardzo wolno, daj膮c mu czas. On jednak wydawa艂 si臋 by膰 zniecierpliwiony. Zapl贸t艂 nogi wok贸艂 mojej talii i przycisn膮艂 mnie do siebie. Jego oddech przyspieszy艂, a on zacisn膮艂 z臋by, nie pozwalaj膮c sobie na jakiekolwiek odg艂osy. Wpl贸t艂 palce w moje w艂osy i poca艂owa艂 mnie mocno. Poczu艂em jego z臋by na swoich ustach, ale w podnieceniu nie czu艂em 偶adnego b贸lu.
- Pieprz mnie, Casius, nie wstrzymuj si臋. – powiedzia艂, staraj膮c si臋 wypchn膮膰 biodra ku g贸rze. W odpowiedzi przycisn膮艂em go mocniej do 艂贸偶ka i przyspieszy艂em.
- No dalej, kapitanie – m贸wi艂em w przerwach, ca艂uj膮c go po szyi. – powiedz mi, czego chcesz.
- Chc臋 偶eby艣… ach.. mnie pieprzy艂, my艣liwy. – prawie wykrzycza艂 te s艂owa. – Szybciej… Chc臋 ciebie, nawet… nie wiesz jak bardzo…
艁贸偶ko skrzypia艂o, jakby mia艂o zaraz si臋 rozlecie膰, co zacz臋艂o mnie niepokoi膰. Rzadko zdarza艂o mi si臋 straci膰 panowanie nad sob膮 w taki spos贸b. Pieprzy艂em go – bardzo dos艂ownie – a on j臋cza艂 jak 偶o艂nierska dziwka, nie jak kapitan Imperium. By艂o w tym wi臋cej fizyczno艣ci i ch臋ci roz艂adowania napi臋cia ni偶 czu艂o艣ci i uczucia. Zapami臋ta艂em, 偶eby mu to potem wynagrodzi膰…
- Casius! – Rainamar wygi膮艂 si臋 w 艂uk, szarpi膮c mnie mocno za w艂osy.
By艂em zm臋czony i nie mia艂em zamiaru si臋 ruszy膰. S膮dz膮c po braku reakcji ze strony Rainamara, zapewne by艂o podobnie. Ju偶 dawno nie uprawiali艣my seksu w ten spos贸b. Nigdy nie by艂em przesadnie uczuciowy, ale taki rodzaj seksu ma艂o mi odpowiada艂.
Westchn膮艂em g艂o艣no, odgarniaj膮c w艂osy z twarzy. Rainamar wzmocni艂 sw贸j u艣cisk i poca艂owa艂 w policzek.
- Ty艂ek mnie boli – powiedzia艂 bezceremonialnie.
Unios艂em si臋 na 艂okciach, 偶eby spojrze膰 na niego.
- Ponios艂o mnie. – rzuci艂em, zaraz 偶a艂uj膮c swojego chwilowego zapami臋tania.
- Chyba nie b臋dziesz mnie przeprasza膰 za tak dobry seks. – odpar艂, u艣miechaj膮c si臋 paskudnie.
- Dobry seks, powiadasz? – odpar艂em. – Chc臋 to dosta膰 na pi艣mie.
- Lubi臋 ci臋 takiego, kiedy bierzesz to, czego pragniesz. Po偶膮danie p艂onie w twoich oczach.
- Nienawidz臋 traci膰 nad sob膮 panowania, Rainamar. Czuj臋 si臋 s艂aby. – przyzna艂em, patrz膮c na niego.
- Okre艣li艂bym ci臋 wieloma s艂owami, ale s艂abym nigdy. – zaprotestowa艂 i przyci膮gn膮艂 mnie do siebie. Jego poca艂unek tym razem by艂 czu艂y. U艣miechn膮艂em si臋 mimo woli. Przekr臋ci艂 si臋 na bok, a ja wyl膮dowa艂em na plecach. – Jeste艣 pi臋kny – wyszepta艂, g艂adz膮c m贸j policzek.
- Przesta艅 – przerwa艂em mu, czuj膮c si臋 nagle ma艂o komfortowo, gdy na mnie patrza艂. Blizny. Mimowolnie dotkn膮艂em prawego policzka.
- Nie, to ty przesta艅. – odrzek艂 z powag膮. – Kocham ci臋. Ciebie ca艂ego.
- Ja ci臋 kocham bardziej.
- To niemo偶liwe. – za艣mia艂 si臋 lekko, pocieraj膮c sw贸j nos o m贸j.
Ten beznadziejnie czu艂y gest rozbawi艂 mnie.
- Co by pomy艣leli twoi 偶o艂nierze, kapitanie.
- Zazdro艣ciliby mi. – wymrucza艂.
***
Obudzi艂em si臋 rano z dziwnym uczuciem. Pok贸j zdawa艂 si臋 lekko wirowa膰 wok贸艂 mnie.
- Eee... cz.. czyje to? - zapyta艂em ledwie wymawiaj膮c poprawnie s艂owa i podnios艂em z pod艂ogi co艣 na kszta艂t spodni.
- Przymierz, to si臋 dowiesz – odpar艂 Rainamar, nie maj膮c zamiaru wsta膰 z 艂贸偶ka.
- Boli mnie g艂owa. - j臋kn膮艂em, dotykaj膮c mojej biednej g艂owy. Rozbola艂 mnie te偶 lewy policzek, co dodatkowo psu艂o mi nastr贸j. - Z tym ca艂ym seksem jest taki ba艂agan!
- Casius, wracaj do 艂贸偶ka. Chce mi si臋 spa膰.
- Ja ci nie zabraniam. - wycedzi艂em przez zaci艣ni臋te z臋by, staraj膮c si臋 podnie艣膰. Nic z tego. - Nie b臋d臋 wi臋cej pi艂. Nie b臋d臋! - przyrzek艂em sobie, s艂ysz膮c jego t艂umiony 艣miech.
- M贸wi臋 ci, chod藕 spa膰.
- Jest ranek, Rainamar! Id臋 si臋 wyk膮pa膰. - zarz膮dzi艂em, raz jeszcze pr贸buj膮c wsta膰. Tym razem przytrzyma艂em si臋 krzes艂a i ta trudna sztuka uda艂a mi si臋.
- P贸jd臋 z tob膮! - powiedzia艂 m贸j narzeczony, ciesz膮c si臋 z niewiadomego powodu.
- Nie! Zosta艅 tutaj. Chcia艂e艣 spa膰, jak dobrze pami臋tam.
- Ale Casii...
- Do cholery, nie boli ci臋 ty艂ek, p贸艂orku? Stw贸rco, moja g艂owa! - rozbola艂a mnie bardziej od w艂asnego krzyku. Przekl膮艂em si臋 w my艣lach chyba z dziesi臋膰 razy.
- Zadziwiaj膮ce, dlaczego boli ci臋 g艂owa po seksie, a nie przed. - burkn膮艂 pod nosem, odwracaj膮c si臋 do mnie plecami. Nareszcie b臋d臋 mia艂 艣wi臋ty spok贸j!
Po d艂ugiej k膮pieli ubra艂em si臋 w to, co wydawa艂o mi si臋 czyste albo mniej brudne i uda艂em si臋 do kuchni, 偶eby zrobi膰 sobie co艣 do jedzenia. Stwierdzi艂em jednak, 偶e nie chce mi si臋 nic robi膰 i usiad艂em przy stole, pr贸buj膮c nie zasn膮膰. Nie za d艂ugo potem us艂ysza艂em skrzypienie drzwi i czyje艣 kroki. Widzia艂em, jak czarownik rozejrza艂 si臋 po izbie, a potem zajrza艂 do kuchni.
- Oto kolejny dow贸d na to, 偶e nie ma brzydkich ludzi, tylko czasem brak wina. - za艣mia艂 si臋 Leith Daire, wskazuj膮c na opr贸偶nione dwie butelki. Trzecia zosta艂a w sypialni, czego on nie wiedzia艂. Siedzia艂em przy stole i walczy艂em ze sob膮 o utrzymanie w miar臋 trze藕wego wyrazu twarzy. Rainamar z kolei wyszed艂 z sypialni, zupe艂nie nie przejmuj膮c si臋 czarownikiem. Dodam tylko, 偶e zapewne zamierza艂 sie wyk膮pa膰 i nie widzia艂 powod贸w dla kt贸rych zn贸w ma si臋 ubiera膰.
- O Stw贸rco najdro偶szy! - wykrzykn膮艂 czarownik, odwracaj膮c si臋 momentalnie. Nigdy bym nie przypuszcza艂, 偶e zareaguje w ten spos贸b. - Nie masz wstydu, kapitanie! - powiedzia艂 zaraz, jakby wracaj膮c do siebie.
- Nie mam nic, czego by艣 nie widzia艂. - p贸艂ork zby艂 go i znikn膮艂 za drzwiami drugiej izby.
- Za p贸藕no! Ju偶 mam pewne obrazy w g艂owie – rzuci艂 z ironi膮 Leith, patrz膮c na mnie znacz膮co. Zmru偶y艂em oczy.
- Co masz na my艣li?
- Nic, nic! - odpar艂 bardzo niewinnym tonem, kt贸rym maskowa艂 jak膮艣 nad wyraz zboczon膮 uwag臋, jednak nie zdecydowa艂 si臋 wypowiedzie膰 jej na g艂os. Jego u艣mieszek m贸wi艂 jednak sam za siebie.
- O co znowu chodzi? - zapyta艂em, pr贸buj膮c doprowadzi膰 do 艂adu swoje niesforne w艂osy. Niestety, sprawi艂em tylko, 偶e zapl膮ta艂y si臋 jeszcze bardziej. Westchn膮艂em g艂o艣no, daj膮c za wygran膮.
- Och, czy musisz by膰 taki podejrzliwy? - lamentowa艂 Daire, siadaj膮c naprzeciwko mnie. - Mo偶e herbaty? - zapyta艂 ojcowskim tonem. Rzuci艂em mu pe艂ne pyta艅 spojrzenie.
- Z ch臋ci膮. - odpar艂em i nagle przypomnia艂o mi si臋 co艣, co powiedzia艂 Rainamar. Lilia i czarownik? Leith i ma艂a Lilijka. Mo偶e rzeczywi艣cie te rewelacje by艂y prawd膮.
Czarownik zaj膮艂 si臋 przygotowaniem herbaty i milcza艂, co by艂o bardzo dziwne w jego przypadku. Obserwowa艂em go, mocno staraj膮c si臋, 偶eby nie zasn膮膰. Jednak to wino by艂o mocniejsze ni偶 si臋 spodziewa艂em. Zawsze mia艂em s艂ab膮 g艂ow臋, je偶eli chodzi艂o o alkohol.
Leith sko艅czy艂 przygotowywa膰 herbat臋 i postawi艂 j膮 na stole, przede mn膮. Wpatrywa艂em si臋 w gliniany kubek przez d艂u偶sz膮 chwil臋, pr贸buj膮c zebra膰 my艣li. Chcia艂em zapyta膰 go o to, gdzie wczoraj by艂 i czy by艂 z Lili膮. Nie wierzy艂em, 偶e powie mi prawd臋, ale zawsze warto by艂o spr贸bowa膰.
- Zn贸w gra艂e艣 w karty z my艣liwymi. - zapyta艂em, zanim zd膮偶y艂em si臋 zastanowi膰. Leith zn贸w usiad艂 przy stole, milcz膮c przez chwil臋.
- Musz臋 przyzna膰, 偶e tak.
- Pr贸bowali sie odegra膰? By艂e艣 w karczmie ca艂膮 noc?
- Nie. - odpar艂 kr贸tko Leith, a moje podejrzenia nasili艂y si臋 jeszcze bardziej. Rzadko kiedy by艂em tak zaciekawiony jak teraz. Nie mia艂em jednak zamiaru go wypytywa膰.
Rainamar sko艅czy艂 si臋 my膰 i uraczy艂 nas swoj膮 obecno艣ci膮. Tym razem zdecydowa艂 si臋 za艂o偶y膰 przynajmniej spodnie. Leith u艣miechn膮艂 si臋 z艂o艣liwie, obserwuj膮c go.
- Gdzie艣 ty by艂 ca艂膮 noc, ludzki czarowniku? - zapyta艂 bezceremonialnie. Zauwa偶y艂em, 偶e trzyma w r臋ku grzebie艅. Pochyli艂 sie nade mn膮 i poca艂owa艂 mnie lekko w policzek, po czym zacz膮艂 czesa膰 moje w艂osy.
- Ciekawski. - odrzek艂 z ironi膮 w g艂osie Leith, odchylaj膮c si臋 lekko do ty艂u. - Jestem woln膮 dusz膮! Przyci膮ga mnie nocna przygoda.
- Chyba czarownicy – szale艅cy. – mrukn膮艂 pod nosem m贸j narzeczony. Za艣mia艂em si臋 cicho i napi艂em sie herbaty. By艂a jeszcze bardzo gor膮ca.
- Sympatyczny to ty nie jeste艣, kapitanie – narzeka艂 Leith, bawi膮c si臋 guzikiem od swojego haftowanego p艂aszczyka.
- Nie p艂ac膮 mi za bycie mi艂ym. - odpar艂 spokojnie p贸艂ork, zupe艂nie nie przejmuj膮c si臋 komentarzami maga. - Jednak mam silne podejrzenia co do tego, gdzie mog艂e艣 sie w艂贸czy膰 – doda艂, wymachuj膮c grzebieniem. Zacz膮艂em si臋 obawia膰, 偶e przez nieuwag臋 uderzy mnie nim w g艂ow臋.
- Doprawdy? - zapyta艂 z zaciekawieniem zmieszanym z sarkazmem Leith.
- Lilia.
Leith przez kr贸tk膮 chwil臋 wygl膮da艂 na zaskoczonego, ale zaraz powr贸ci艂 do swojego zwyczajowego nastroju i u艣miechn膮艂 si臋 lekcewa偶膮co.
- Nie jeste艣 dobrym 艂ucznikiem. Nie trafi艂e艣, kapitanie.
- W choler臋 z tym, dobrze wiem, 偶e trafi艂em w sedno! - zawo艂a艂 Rainamar. Zabawne, brzmia艂 jak dzieciak k艂贸c膮cy si臋 ze swoim rodzicem.
- Jestem kulturalnym i taktownym m臋偶czyzn膮 w stosunku do kobiet. - odrzek艂 spokojnie Leith, u艣miechaj膮c si臋 ukradkiem. Zastanawia艂o mnie, czy jest co艣, co potrafi go zdenerwowa膰.
- Jako艣 w to w膮tpi臋. - m贸j narzeczony nie wydawa艂 si臋 by膰 przekonany.
***
- Czuj臋 w powietrzu dobr膮 zabaw臋. – rzek艂 Leith, szykuj膮c swoj膮 klacz. Obserwowa艂em jego poczynania z rozbawieniem, oparty o 艣cian臋. By艂em zwyczajnie zm臋czony i jedyne o czym marzy艂em to dobry sen. Przymkn膮艂em oczy, ale mimo wszystko stara艂em si臋 zachowa膰 jasno艣膰 umys艂u.
- To tylko festyn. – odpar艂em.
- Tylko, tylko! Mo偶e dla ciebie! Uwielbiam t膮 por臋 roku! Pi臋kne s艂o艅ce, kobiety zrzucaj膮 niepotrzebne cz臋艣ci garderoby, ods艂aniaj膮c nieco cia艂a. Wtedy m臋偶czyzna czuje, 偶e 偶yje! Bez urazy, ch艂opaku. – Daire za艣mia艂 si臋 paskudnie, klepi膮c swoj膮 klacz po boku. Ko艅 podrzuci艂 g艂ow膮 na znak protestu. – Swoj膮 drog膮, ciesz臋 si臋, 偶e mi臋dzy wami jest ju偶 dobrze. – doda艂, zwracaj膮c si臋 do mnie.
- Nie tak bardzo jak ja. – u艣miechn膮艂em si臋 krzywo. - By艂em wczoraj u Darramona Faitha. Uparty osio艂 nie chce mi przydzieli膰 nowego zlecenia. Przecie偶 czuj臋 si臋 ju偶 dobrze, a rana si臋 zagoi艂a. Kaza艂 mi przyjecha膰 za dwa tygodnie.
- Dwa tygodnie bezczynno艣ci to jeszcze nie koniec 艣wiata. – m臋drkowa艂 czarownik i usiad艂 ci臋偶ko na starym zydlu, kt贸ry ledwie sta艂.
- Lilia pojawi si臋 na festynie?
- Oh, na pewno! – rzek艂 Leith, jednak nie patrzy艂 mi w oczy.
- Co艣 jest mi臋dzy wami? – zapyta艂em spokojnie. Daire d艂ugo nie odpowiada艂, tylko spogl膮da艂 przed siebie w zamy艣leniu. Kiedy ju偶 da艂em za wygran膮, my艣l膮c, 偶e nic z niego nie wyci膮gn臋, wyszepta艂 ledwie s艂yszalnie:
- Nie wiem.
- C贸偶, to nie jest takie trudne…
- Nie wiem, Casius. Po prostu czuj臋 si臋 inaczej… dziwnie… Nie s膮dz臋, 偶eby to by艂a mi艂o艣膰, ale zale偶y mi na niej.
- Rozumiem.
- Czy偶by?
- Przesta艅, Leith. Im wi臋cej b臋dziesz si臋 nad tym zastanawia膰, tym wi臋cej problem贸w sobie uroisz. Oboje jeste艣cie doros艂ymi lud藕mi i wiecie, co robicie.
- Mam tak膮 nadziej臋… - westchn膮艂 czarownik.
***
Festyn z okazji ko艅ca wiosny jak zwykle by艂 doskona艂膮 okazj膮 do zaprezentowania swych towar贸w przez r贸偶nych kupc贸w czy rzemie艣lnik贸w. Jako dziecko lubi艂em ten okres. To by艂o jak kawa艂ek nieznanego 艣wiata, kt贸ry mo偶na by艂o podziwia膰 w tej zapomnianej przez wszystkich mie艣cinie. Kolorowe ozdoby, pi臋kne hafty, najprzedniejsza bro艅 i przer贸偶ne akcesoria. Leith zjawi艂 si臋 z nami tylko po to, by pod膮偶y膰 gdzie艣 wraz z Lili膮. Szybko znikn臋li nam z oczu. Nied艂ugo potem Rainamar zadeklarowa艂, 偶e koniecznie musi co艣 zobaczy膰 i znikn膮艂 w t艂umie, pozostawiaj膮c mi samotn膮 w臋dr贸wk臋 w艣r贸d stragan贸w i natr臋tnych kupc贸w.
Ogl膮da艂em w艂a艣nie wyroby kowala, kiedy do straganu podesz艂o kilku m臋偶czyzn. Nie zwr贸ci艂o to mojej uwagi, p贸ki nie us艂ysza艂em ich rozmowy…
- Widzisz tego z br膮zowymi lokami? – tu偶 za mn膮 zabrzmia艂 czyj艣 zduszony g艂os.
- Tak, to my艣liwy Sean谩n. – odpar艂 jego towarzysz z wyra藕n膮 ciekawo艣ci膮 w g艂osie. – Zabi艂 ghula za miastem! – doda艂 z entuzjazmem.
- Nie ma co si臋 podnieca膰, brachu! To 艂owca, zabijanie ma we krwi.
- Dziwi mnie, 偶e nie wyr贸s艂 z niego gorszy skurwysyn, po tym, jak go ojciec wytrenowa艂. – wtr膮ci艂 trzeci g艂os.
- Gadasz bez sensu! To偶 to wypisz, wymaluj Liam! Ma szale艅stwo w oczach, jak ojciec! – odpar艂 ponuro pierwszy z nich. – Z t膮 blizn膮 na twarzy wygl膮da jak demon.
Za艣mia艂em si臋 w duchu. Nigdy nie s膮dzi艂em, 偶e jest ze mn膮 a偶 tak 藕le. Dziwne, 偶e moja osoba by艂a dobrym tematem do plotek…
- On przypadkiem nie 偶yje z kt贸rym艣 z naszych kapitan贸w? – o艣wieci艂o nagle trzeciego.
Ciekawe…
- Ano przypadkiem tak.
- To przeciw wszelkim prawom Stw贸rcy. Ludzie m贸wi膮 o tym po k膮tach, ale nikt g艂o艣no nie powie, bo si臋 strachaj膮 tego p贸艂orka, Ashghana! – rzek艂 z obrzydzeniem drugi g艂os.
- Wystarczaj膮co ohydne jest to, 偶e dw贸ch m臋偶czyzn ze sob膮… nawet nie wiem, jak to nazwa膰! – oburzy艂 si臋 trzeci.
- I co? Rainamarowi przypad艂 do gustu m贸j miecz, Casius? – zapyta艂 na g艂os kowal Kessel, wychylaj膮c si臋 znad swojego straganu.
- Oczywi艣cie! – odrzek艂em, s艂ysz膮c za sob膮 st臋kni臋cia.
- Panowie te偶 po zam贸wienie? – zapyta艂 kowal, zwracaj膮c si臋 do trzech plotkarzy. Ja r贸wnie偶 si臋 odwr贸ci艂em. By艂o to dw贸ch znanych mi mieszczan i jeden ze szlachcic贸w.
- Podziwiamy wyroby! – odpowiedzia艂 najodwa偶niejszy z nich, rzucaj膮c mi strachliwe spojrzenie. Opar艂em si臋 jedn膮 r臋k膮 o blat stolika, a drug膮 zacisn膮艂em na r臋koje艣ci swojego sztyletu.
- Radzi艂bym st膮d i艣膰. – powiedzia艂em, u艣miechaj膮c si臋 przy tym. – Nie wiadomo, kiedy szaleniec 偶artuje. – ostrzeg艂em ich.
Twarze ca艂ej tr贸jki nagle poblad艂y jak kreda. Wymamrotali niesk艂adnie jakie艣 po偶egnanie i odeszli szybkim krokiem w kierunku karczmy. Kessel 艣mia艂 si臋 na g艂os.
- Ciemnota. – skwitowa艂 to jednym s艂owem i powr贸ci艂 do polerowania swoich ostrzy.
- Casius! – us艂ysza艂em g艂os mojego narzeczonego. Czy偶by naprawd臋 ludzie bali si臋 go a偶 tak, 偶e nie byli w stanie powiedzie膰 mi wprost, co my艣l膮 o naszym zwi膮zku. Z drugiej strony, doskonale wiedzia艂em, co o nas m贸wili…
- Rainamar, gdzie艣 ty by艂?
- Niedaleko… Panowie nie wygl膮dali na zadowolonych. – powiedzia艂, przypominaj膮c o trzech plotkarzach.
- Chyba si臋 mnie przestraszyli. – przyzna艂em z lekkim rozbawieniem. Rainamar rzuci艂 mi z艂o艣liwy u艣mieszek w odpowiedzi.
- Rainamar! – kowal Kessel oderwa艂 si臋 od swojej roboty. – Jak si臋 sprawuje tw贸j nowy miecz?
- Doskonale, jak wszystko spod twojej r臋ki.
- Wszyscy tak m贸wi膮, bo jestem jedynym kowalem w mie艣cie! – zawo艂a艂 dono艣nym g艂osem m臋偶czyzna.
- Nie da si臋 ukry膰. – odrzek艂 z rozbawieniem m贸j narzeczony.
- Kr贸l na 艂o偶u 艣mierci, a regentka ju偶 zd膮偶y艂a zmieni膰 kilka dekret贸w. Zastanawiaj膮ce… s艂ysza艂em, 偶e to silna kobieta. – zacz膮艂 Kessel.
- Maj膮c Gartha za ojca musia艂a si臋 taka sta膰. – odpar艂 Rainamar. – Ona chce tworzy膰 pa艅stwo dla wszystkich. Ciekawe, czy jej si臋 uda. Ma ambitne plany i wie, jak chce je wykona膰. Jednak zbyt wielu ludzi 偶yczy jej 藕le.
- Genera艂 Philip. – zauwa偶y艂 ponuro Kessel. – Dziwny cz艂owiek. Kiedy艣 by艂 tu na jakiej艣 wizytacji. Wzrok mia艂 taki, 偶e m贸g艂 nim zabija膰! Ale, ale! Obi艂o mi si臋 o uszy, 偶e 艣lub twojej siostry nied艂ugo! – ucieszy艂 si臋 z niewiadomego powodu kowal.
- Zgadza si臋. – Rainamar przytakn膮艂, rzucaj膮c mi kr贸tkie spojrzenie. Nie mia艂em poj臋cia o co mu mo偶e chodzi膰.
- A jak si臋 miewa dziecko?
- Bardzo dobrze. Jest zdrowa, to si臋 liczy.
- A owszem, owszem! Sam jestem szcz臋艣liwym ojcem jedynej c贸ry i pi臋ciu ch艂opa, wi臋c doceniam kobiety, oj doceniam! – powiedzia艂 Kessel.
- Czas na nas. – stwierdzi艂em.
- Nie zapomnijcie wpa艣膰 na piwo! – zd膮偶y艂 zawo艂a膰 za nami Kessel.
Obaj szli艣my wzd艂u偶 rynku, omijaj膮c przechodni贸w i rozgl膮daj膮c si臋 bez celu po straganach. Rainamar od czasu do czasu rzuca艂 jakie艣 nowe wiadomo艣ci, dotycz膮ce g艂贸wnie sytuacji politycznej albo jakiego艣 tam szkolenia nowych rekrut贸w. Po prawdzie ma艂o mnie to obchodzi艂o, ale stara艂em si臋 wygl膮da膰 na zainteresowanego, bo uwielbia艂em to, jak jego oczy b艂yszcza艂y, kiedy si臋 czym艣 ekscytowa艂. O, Stw贸rco, chyba si臋 starzej臋…
- Hej, ostrouchy, sk膮d wytrzasn膮艂e艣 ten miecz? – zawo艂a艂 jeden z kupc贸w. Rainamar spojrza艂 na mnie pytaj膮co. Obaj odwr贸cili艣my si臋.
- Do mnie m贸wisz, cz艂owieku? – zapyta艂 m贸j narzeczony.
- Do ciebie, do ciebie.
- Radzi艂bym si臋 najpierw upewni膰, do kogo si臋 zwracasz. – warkn膮艂, szczerz膮c z臋by. – Ostrouchymi mo偶esz nazywa膰 elfy, nie mnie.
- Wybacz, sir. Zdawa艂o mi si臋, 偶e jeste艣 czarnym elfem.
- Co艣 podobnego. – Rainamar skrzywi艂 si臋, jak gdyby us艂ysza艂 najgorsze przekle艅stwo 艣wiata.
- Nie m贸w, panie, 偶e nie odr贸偶niasz p贸艂orka od czarnego elfa! – wtr膮ci艂em z nieukrywanym rozbawieniem.
Kupiec wytrzeszczy艂 na nas oczy. Natychmiast jednak si臋 zreflektowa艂.
- Panowie wybacz膮! Nie za cz臋sto widuj臋 obce rasy. Jestem z Maravilu, a tam nie jest jak w Imperium. Zainteresowa艂o mnie jednak ostrze, kt贸re jest w twoim posiadaniu, sir. – odpar艂, zwracaj膮c si臋 do Rainamara. Mog臋 zapyta膰, kto jest rzemie艣lnikiem?
- Ano to 偶adna tajemnica. – odrzek艂 m贸j narzeczony. – To dzie艂o kowala Kessela.
- Mog艂em si臋 domy艣li膰! – zachwyca艂 si臋 kupiec. – P贸艂ork, powiadasz? – doda艂, rzucaj膮c mi przelotne spojrzenie. – Zapami臋tam sobie.
- Dziwny facet… - Rainamar zwr贸ci艂 si臋 do mnie, po tym jak kupiec znalaz艂 si臋 poza zasi臋giem s艂uchu. – Co艣 mi si臋 widzi, 偶e nie chodzi艂o mu o miecz.
- Masz paranoj臋. – burkn膮艂em pod nosem.
- Trudno jej nie mie膰. – westchn膮艂 p贸艂ork, spogl膮daj膮c w niebo.
- Widzia艂e艣 mo偶e po drodze Leitha albo Lili臋? – zapyta艂em, przerywaj膮c kolejny z jego politycznych wywod贸w. Zamilk艂 na chwil臋, jakby staraj膮c sobie co艣 przypomnie膰.
- Nie. – pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮. – Daire m贸wi艂 ci ju偶, 偶e uwa偶a, i偶 najwy偶sza pora si臋 zbiera膰 i ruszy膰 za tymi jego skarbami?
- Ostatnio rozmawia艂em z nim tylko o moim wypadku. Ci膮gle co艣 skrobie do jakiego艣 przyjaciela.
- Przyjaciela… - za艣mia艂 si臋 p贸艂ork, rzucaj膮c mi znacz膮ce spojrzenie. – Wiesz, co mi przysz艂o na my艣l?
- Nie wiem, czy chc臋 wiedzie膰. Nie podoba mi si臋 ten u艣mieszek. – odpar艂em ostro偶nie.
- Nie krzyw si臋 tak, tylko pos艂uchaj. Wydaje mi si臋, 偶e powinni艣my potrenowa膰 razem. Bez urazy, kochany, ale twoja walka mieczem nie jest na zbyt wysokim poziomie.
- Zgadza si臋, ale to nigdy nie by艂o moim priorytetem. – broni艂em si臋, staraj膮c si臋 nie zach臋ca膰 go do tego planu.
- C贸偶, pora to zmieni膰.
- To nie jest dobry pomys艂.
- Wr臋cz przeciwnie! – zawo艂a艂, nagle zatrzymuj膮c si臋. – Przez tw贸j wypadek nieustannie si臋 o ciebie martwi臋. Nic nie m贸w, Casius, dobrze wiem, 偶e to nie m膮dre, ale nic na to nie poradz臋.
- Wiem, 偶e przegra艂em t膮 bitw臋, zanim si臋 zacz臋艂a. – powiedzia艂em, od razu 偶a艂uj膮c swojej szybkiej kapitulacji.
- Znakomicie! – ucieszy艂 si臋 m贸j narzeczony i poca艂owa艂 mnie szybko, po czym ruszy艂 przed siebie, zostawiaj膮c mnie z ty艂u.
- To jest ponad moje si艂y! – stwierdzi艂em. Kilku ludzi rzuci艂o mi ostro偶ne spojrzenie. Nagle zorientowa艂em si臋, 偶e m贸wi臋 do siebie.
***
Poranek by艂 jasny i ciep艂y. Rainamar na moje nieszcz臋艣cie postanowi艂 spe艂ni膰 swoj膮 wczorajsz膮 gro藕b臋. 呕y膰 mis si臋 odechciewa艂o na sam膮 my艣l o jakimkolwiek treningu z wykorzystaniem miecza. M贸j narzeczony wydawa艂 si臋 jednak podekscytowany jak ma艂e dziecko. Jaka szkoda, 偶e nie podziela艂em jego entuzjazmu...
- Ju偶 nie chc臋 – powiedzia艂em, nawet nie pr贸buj膮c wsta膰 z trawy, na kt贸rej le偶a艂em ju偶 dobrych par臋 minut. Rainamar wymachiwa艂 mieczem, popisuj膮c si臋 przy tym bezwstydnie. Przykry艂em twarz d艂o艅mi i j臋kn膮艂em. - Kurwa, starzej臋 si臋!
- Nie narzekaj, tylko wstawaj! Jestem cztery lata starszy od ciebie! - rzuci艂 zniecierpliwiony p贸艂ork i wbi艂 miecz w ziemi臋. Nachyli艂 si臋 nade mn膮 i wyci膮gn膮艂 r臋k臋. - Wstawaj!
- Nie – marudzi艂em dalej, odpychaj膮c jego d艂o艅 – Wola艂bym ci臋 przelecie膰.
- Aha, na trening nie masz si艂y, ale na seks zawsze si臋 znajdzie? - zapyta艂 m贸j narzeczony z przekor膮. - Wstawaj! Jeszcze co najmniej jedna rundka! Wyszed艂e艣 z wprawy!
- Kto to m贸wi! Przeginasz, Rainamar! Powiedzia艂em ci, 偶e nie dam rady!
- Nie, nie, Casii! Powiedzia艂e艣, 偶e nie chce ci si臋. To jest r贸偶nica. Wstawaj!
- Zmu艣 mnie! - odpar艂em, przekr臋caj膮c sie na bok – Jestem zm臋czony.
- Mo偶e jeste艣 w ci膮偶y – za偶artowa艂 m贸j narzeczony, kl臋kaj膮c obok mnie. Spojrza艂em na niego, jak na wariata.
- Zejd藕 mi z oczu.
- Casius, przesta艅 si臋 nad sob膮 u偶ala膰 – powiedzia艂 Rainamar, g艂aszcz膮c mnie po udzie. - Jedna rundka.
W odpowiedzi przyci膮gn膮艂em go do siebie i poca艂owa艂em. U艣miechn膮艂 si臋 szeroko, ale pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮.
- Seks potem – rzuci艂 stanowczo.
- Chcesz mnie zm臋czy膰? Powiedzia艂em ci, 偶e d艂u偶ej ju偶 nie mog臋! Utn臋 sobie r臋k臋 przez nieuwag臋! Jak chcesz, mo偶emy zapolowa膰? - zaproponowa艂em. Zastanawia艂 si臋 przez chwil臋, ale skrzywi艂 si臋 z niech臋ci膮.
- Nie. Wracamy do miecza.
- Stw贸rco, jaki艣 ty uparty!
- To akurat dobra cecha! - oznajmi艂 mi, szczerz膮c si臋 szeroko. W ko艅cu si臋 wsta艂em i poszuka艂em miecza. Le偶a艂 w trawie i wypoczywa艂 w najlepsze, odbijaj膮c na swej powierzchni jasne promienie s艂o艅ca. Podnios艂em bro艅 i odwr贸ci艂em si臋. Rainamar sta艂 kilka krok贸w dalej, 艣ciskaj膮c r臋koje艣膰 swojego miecza i mierz膮c mnie wzrokiem. W takich momentach nie lubi艂em jego spojrzenia. By艂o zimne i obce, oceniaj膮ce.
- Atakuj – powiedzia艂 spokojnie, przybieraj膮c obronn膮 postaw臋. Unios艂em miecz nad g艂ow膮 i ruszy艂em. Stal uderzy艂a w stal. Odbi艂em si臋 od jego miecza i zrobi艂em zgrabny piruet. Zablokowa艂 m贸j cios z niema艂ym trudem. Spojrza艂 na mnie ze zdziwieniem pomieszanym z zadowoleniem.
- 艢wietnie! - rzuci艂 m贸j narzeczony, u艣miechaj膮c si臋.
- Czyli ju偶 wystarczy? - zapyta艂em, licz膮c na to, 偶e Rainamar zaniecha swoich stara艅 uczynienia mnie mistrzem miecza. Zastanowi艂 si臋 przez chwil臋 po czym pokiwa艂 g艂ow膮.
- No dobrze. - zgodzi艂 si臋.
- Leitha nie ma ju偶 od wczorajszego wieczora. Zastanawiam si臋, czy nie zrobi艂 sobie krzywdy. - powiedzia艂em w ko艅cu, patrz膮c na go艣ciniec, prowadz膮cy do Aeral. Rainamar u艣miechn膮艂 si臋 zadziornie i machn膮艂 r臋k膮, jakby odp臋dzaj膮c natr臋tnego owada.
- Mo偶e znalaz艂 amatork臋 swoich wdzi臋k贸w?
- Nie 偶artuj! Dobrze wiesz, 偶e jest nieuwa偶ny jak ma艂e dziecko.
- Albo chce by膰 tak postrzegany. - odpar艂 m贸j narzeczony. - Chod藕, Casius, trzeba co艣 zje艣膰.
- Id臋, ju偶 id臋. - wymamrota艂em pod nosem, wpatruj膮c si臋 w traw臋 pode mn膮 i pod膮偶y艂em za nim. Chwil臋 p贸藕niej uderzy艂em w Rainamara, kt贸ry z niewiadomych powod贸w zatrzyma艂 si臋.
- Kochany?
- Sp贸jrz – powiedzia艂, odwracaj膮c sie do mnie. Ot贸偶 moim oczom ukaza艂 si臋 sielankowy obrazek. Leith spacerowa艂 z Lili膮 pod r臋k臋, pokazuj膮c jej co艣 na niebie. Ona ca艂a promienia艂a rado艣ci膮. U艣miech nie schodzi艂 z jej twarzy. Co dziwne, ubrana by艂a w sukienk臋, co w jej przypadku by艂o rzadko艣ci膮. Wpatrywa艂em si臋 w t臋 scen臋 przez dobr膮 chwil臋, zanim dotar艂o do mnie co tak naprawd臋 si臋 dzieje.
- Stary podrywacz – rzuci艂 z przek膮sem Rainamar, krzy偶uj膮c r臋ce. – Wiedzia艂em! Najpierw te tajemnicze nocne eskapady, potem festyn a teraz le艣ne spacerki. Weso艂y ten jego romansik.
- My艣lisz, 偶e co艣 z tego b臋dzie?
- Co ja mog臋 wiedzie膰 – zastanowi艂 si臋 – Jestem 偶o艂nierzem, nie znawc膮 ludzkiej duszy.
- Wcze艣niej nie przeszkadza艂o ci臋 to wcale! Z reszt膮 w naszym przypadku nie wydawa艂o si臋, 偶eby艣 mia艂 podobne w膮tpliwo艣ci – odrzek艂em z ironi膮.
Zmru偶y艂 oczy.
- Wtedy postawi艂em wszystko na jedn膮 kart臋. Sk膮d mia艂em wiedzie膰, czy czujesz do mnie co艣 wi臋cej? Po prostu nie mog艂em ju偶 wytrzyma膰. Za ka偶dym razem, kiedy na ciebie patrzy艂em... Ca艂y czas o tobie my艣la艂em.
- Brzmi to jak obsesja.
- Nie 偶artuj ze mnie. Dobrze wiesz, 偶e orkowie inaczej pojmuj膮 partnerstwo ni偶 ludzie. - powiedzia艂 bardzo powa偶nie. - Z pocz膮tku to wszystko by艂o dla mnie naturalne. Rodzice traktowali ci臋 jak swoje w艂asne dziecko. Ale p贸藕niej... Widzisz, ojciec w艂a艣nie dlatego kaza艂 mi wyjecha膰 do szk贸艂, do stolicy.
- Nigdy nic nie powiedzia艂e艣 – przerwa艂em mu. Spojrza艂 na mnie i rzuci艂 mi urwany u艣miech.
- Widzisz, to nie by艂o dla mnie 艂atwe. Ba艂em si臋, 偶e to jest nienaturalne.
Obj膮艂em go w pasie i przytuli艂em mocno. Odwzajemni艂 mi si臋, g艂aszcz膮c mnie po w艂osach. Przecie偶 nie byli艣my obaj spokrewnieni. Faktem by艂o, 偶e Elena i Deris wychowywali mnie praktycznie od czwartego roku 偶ycia, kiedy to zmar艂a moja... matka? Kobieta Liama? Zbyt du偶o niejasno艣ci w moim 偶yciu. Zbyt wiele pyta艅.
***
- Casius! – Elena natychmiast znalaz艂a si臋 przy mnie. Uj臋艂a moj膮 twarz w swoje d艂onie i zmusi艂a mnie, 偶ebym si臋 pochyli艂. – Synku! – powiedzia艂a dr偶膮cym g艂osem.
- Wszystko ju偶 jest w porz膮dku. Naprawd臋! – zapewni艂em j膮.
- Nie wygl膮da艂o tak, kiedy ostatni raz ci臋 widzia艂am! – zaprotestowa艂a stanowczo.
- Mia艂em gor膮czk臋. – t艂umaczy艂em si臋, cho膰 sam nie wiedzia艂em dlaczego. – Nic mi nie jest.
- Wierz臋, bo musz臋. – odpar艂a Elena, g艂adz膮c mnie po policzku. – Nigdy wi臋cej nie r贸b nam czego艣 takiego!
U艣miechn膮艂em si臋 tylko.
- Rainamar! – Elena zwr贸ci艂a si臋 do swego najm艂odszego syna, kt贸ry skrzywi艂 si臋 na sam d藕wi臋k swojego imienia, wypowiadanego w tym tonie. – Przypominam ci, 偶e mia艂e艣 porozmawia膰 ze swoim bratem!
- Tak, tak… - burkn膮艂 m贸j narzeczony i wszed艂 do domu. Chc膮c nie chc膮c, pod膮偶y艂em za nim. Elena zosta艂a na zewn膮trz, t艂umacz膮c, 偶e musi co艣 pilnego za艂atwi膰. Rainamar poszed艂 poszuka膰 swojego brata, a ja uda艂em si臋 do salonu, gdzie zasta艂em Derisa w niecodziennej sytuacji. Mianowicie pr贸bowa艂 uspokoi膰 swoj膮 wnuczk臋, kt贸ra mia艂a widocznie inne plany co do sp臋dzenia popo艂udnia.
- Jestem na to za stary! – narzeka艂 Ork, ko艂ysz膮c dziecko.
- Dlaczego? Moim zdaniem 艣wietnie sobie radzisz.
- Tak by艂o ze trzydzie艣ci lat temu! – lamentowa艂 dalej Deris Ashghan, wpatruj膮c si臋 w wielkie oczy swojej wnuczki. – C贸偶, wygl膮da na to, 偶e nied艂ugo zn贸w zostan臋 dziadkiem. – westchn膮艂 ci臋偶ko.
- Przyznam, to co zrobi艂 Kanthar nie by艂o zbyt fortunne.
- Nie, nie… Zrozumia艂bym wiele, ale to dziecko ma ledwie siedemna艣cie lat! W g艂owie si臋 nie mie艣ci!
- Co na to sam zainteresowany?
- Wyobra藕 sobie, 偶e musia艂em zgodzi膰 si臋 z Elen膮 co do nieodpowiedzialno艣ci naszego najstarszego ch艂opaka.
- Czyli sprawa jest powa偶na. – u艣miechn膮艂em si臋 mimowolnie.
- Jak wida膰. – przyzna艂 z niech臋ci膮 Deris. Widocznie do g艂owy przyszed艂 mu jaki艣 wspania艂y plan, bo poprosi艂 bym przypilnowa艂 na chwil臋 ma艂ej. Zgodzi艂em si臋, mimo i偶 nie mia艂em zielonego poj臋cia, co si臋 robi z tak ma艂ymi dzie膰mi. Deris obieca艂 wr贸ci膰 jak najszybciej si臋 da, jednak dobrze wiedzia艂em, 偶e zwyczajnie zrzuci艂 na mnie ca艂y obowi膮zek opieki nad ma艂膮. Nie pozosta艂o mi nic innego, jak si臋 ni膮 zaj膮膰…
Ko艂ysa艂em male艅stwo, pr贸buj膮c je uspokoi膰. Dziewczynka za nic nie chcia艂a spa膰. Wpatrywa艂a si臋 we mnie swoimi wielkimi, br膮zowymi oczyma, jak uprzednio na dziadka.
- Jak sobie radzisz? – zapyta艂 Rainamar podchodz膮c do mnie. Sam nie wiedzia艂em, kiedy wszed艂 do salonu.
- Chyba przestraszy艂a j膮 moja paskudna g臋ba. – powiedzia艂em z sarkazmem. M贸j narzeczony skrzywi艂 si臋 s艂ysz膮c te s艂owa.
- Rozmawiali艣my ju偶 o tym. – rzek艂 w ko艅cu, obejmuj膮c mnie lekko. – Moja ma艂a siostrzenica. – powiedzia艂 艂agodnie do male艅stwa. Dziecko wyci膮gn臋艂o obie r臋ce, wydaj膮c z siebie odg艂os zadowolenia.
- Lubi ci臋.
- Ciebie te偶, Casii. Sam widzisz, nie p艂acze. Wystarczy, ze Kanthar na ni膮 spojrzy, a ju偶 zanosi si臋 szlochem.
Za艣mia艂em si臋 .
- Dlaczego si臋 jej nie dziwi臋…
- Potrafisz by膰 wredny. – odpar艂 Rainamar i poca艂owa艂 mnie w policzek.
- C贸偶 za pi臋kny obrazek rodzinny! – zawo艂a艂 Kanthar, wchodz膮c do izby. Ma艂a natychmiast go spostrzeg艂a i zacz臋艂a kwili膰.
- M贸wi艂em! – rzuci艂 rozbawiony Rainamar.
- Masz mo偶e chwil臋 czasu? – zapyta艂 starszy p贸艂ork, zwracaj膮c si臋 do brata. M贸j narzeczony spojrza艂 na mnie pytaj膮co.
- Spr贸buj臋 j膮 uko艂ysa膰 do snu. B臋d臋 na pi臋trze, gdyby艣 mnie szuka艂. – zapewni艂em go i zabra艂em dziecko na g贸r臋, zostawiaj膮c obu braci samych.
Sein, narzeczony Amiry, w艂a艣nie wychodzi艂 ze swojej pracowni, kiedy to otwiera艂em drzwi do pokoju ma艂ej. Spodziewa艂em si臋 zasta膰 w nim Amir臋, lecz nigdzie jej nie by艂o.
- Casius. – zagadn膮 mnie ork, wchodz膮c do pomieszczenia za mn膮. Ma艂a drgn臋艂a na g艂os ojca. Odda艂em mu dziecko, wdzi臋czny za to, 偶e teraz to on si臋 ni膮 zajmie.
- Gdzie Amira? – zapyta艂em, siadaj膮c na fotelu, kt贸ry sta艂 obok okna. Ork zastanowi艂 si臋 przez chwil臋.
- Ca艂kiem wylecia艂o mi z g艂owy! – rzuci艂 nagle – Mia艂a wybra膰 si臋 z Elen膮 do jednej z s膮siadek. Nie wiem po co. Kobiece sprawy. – doda艂, chichocz膮c.
- Twoja narzeczona wspomina艂a, 偶e niedawno mia艂e艣 sprzeczk臋 z jej dziadkiem.
- Tak. – przyzna艂 niech臋tnie. – Powiem ci wprost, Casius… On jest troch臋 dziwny. Uwielbia rz膮dzi膰 wszystkimi wok贸艂, a je艣li co艣 nie idzie po jego my艣li… bum! Ca艂y system si臋 rozpada!
- Doskonale wiem o czym m贸wisz. – odpar艂em bez entuzjazmu.
- Amira wci膮偶 nie mo偶e zdecydowa膰 si臋 nad imieniem dla ma艂ej. – Sein postanowi艂 zmieni膰 temat na bardziej optymistyczny. Dziewczynka zagrucha艂a, zwracaj膮c na siebie uwag臋 ojca. – Jest do niej podobna. – stwierdzi艂 Ork.
Prawd臋 m贸wi膮c, wed艂ug mnie ma艂a by艂a podobna do niego, a on z kolei urod膮 nie grzeszy艂. Jak na razie jednak dziewczynka by艂a s艂odka.
- Kanthar ma nie za ciekaw膮 sytuacj臋. – zauwa偶y艂 w ko艅cu Sein.
- Sam jest sobie winien. – odpar艂em ch艂odno.
- To prawda – zgodzi艂 si臋 Ork, ko艂ysz膮c dziecko. – Nie chc臋 ci臋 urazi膰, ale ostatnio w klanie g艂o艣no by艂o o twoim narzeczonym.
- Doprawdy?
- Tak. Chodzi o jego awans. Zrobi艂 wra偶enie na wielu licz膮cych si臋 osobisto艣ciach. – rzek艂 Sein.
- He, za艂o偶臋 si臋, 偶e zastanawiaj膮 si臋, jak wyda膰 za niego swoje c贸rki.
Ork za艣mia艂 si臋 g艂o艣no.
- Co艣 w tym stylu. Ale sam powiedz, Casius, on jest w ko艅cu kapitanem Wschodnich Gmin Imperium.
- Kiedy cz艂owiek dostaje dodatkowe odznaczenie i w艂asny oddzia艂 jego warto艣膰 wzrasta niepomiernie. – westchn膮艂em, kr臋c膮c g艂ow膮. – On na to ci臋偶ko zapracowa艂.
- Nie w膮tpi臋.. Ach, by艂bym zapomnia艂! Stary Ork, Ewald Radbod, jeden z rady, napomkn膮艂 co艣, 偶eby艣 wpad艂 do niego. Pono膰 ma spore zlecenie dla my艣liwego i stwierdzi艂, 偶e nie b臋dzie ludziom p艂aci艂 za polowanie.
- Ale ja jestem cz艂owiekiem. – odpar艂em z pow膮tpiewaniem.
- Oni ci臋 ju偶 traktuj膮 jak swojego. – za艣mia艂 si臋 Sein. – Zg艂o艣 si臋 do niego. Nie m贸g艂 si臋 nachwali膰 ciebie, po tym jak pokona艂e艣 z zawodach strzelniczych jego synalka.
- To by艂o dawno temu. Mia艂em wtedy dziewi臋tna艣cie lat. – zastanowi艂em si臋, pr贸buj膮c sobie przypomnie膰 owe zawody.
- Wiesz jak jest ze starcami – pami臋taj膮 lepiej wydarzenia z odleg艂ej przesz艂o艣ci ni偶 z wczorajszego dnia. – narzeczony Amiry tylko wzruszy艂 ramionami.
- Pojad臋 do niego. – stwierdzi艂em. Dodatkowe zam贸wienie przyda mi si臋 bez dw贸ch zda艅.