The Cold Desire
   Strona G艂贸wna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsy艂ania prac WYDAWNICTWO
Wrze秐ia 10 2025 14:01:46   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Sk贸rki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
艢CIANA S艁AWY
Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner





Witamy
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
Kto艣 jeszcze w moim 偶yciu 1
Jeszcze nie tak dawno by艂em przekonany, 偶e mam ustabilizowane 偶ycie. Stabilizacja rzecz wa偶na chcia艂oby si臋 rzec - i by艂by to truizm. Ale tylko mi si臋 wydawa艂o. Prawdziwa sytuacja ukaza艂a mi si臋 nagle, jak diabe艂 z pude艂ka. Waln臋艂a mnie w twarz i zostawi艂a kompletnie zszokowanego. Nie jest to najmilsze uczucie, oj nie jest. Nagle okaza艂o si臋 jak ma艂o wiedzia艂em o w艂asnym ojcu, kt贸rego my艣la艂em 偶e znam dobrze. Byli艣my w ko艅cu dwuosobow膮 rodzin膮, powinni艣my si臋 zna膰. My dwaj przeciw ca艂emu 艣wiatu, nie by艂o miejsca na kogo艣 trzeciego. Bzdura. Wtedy w艂a艣nie pojawi艂 si臋 kto艣 jeszcze w moim 偶yciu.
Powinienem zacz膮膰 od pocz膮tku. Historia ma pocz膮tk贸w kilka. Chocia偶 nie - ma jeden ale za to rozmyty w czasie i trudny do okre艣lenia. Zaczn臋 od wojny. Wojna sko艅czy艂a si臋 tak dawno, 偶e nawet m贸j nie偶yj膮cy ju偶 dziadek zna艂 j膮 tylko z opowiada艅 swojego ojca, kt贸ry by艂 wtedy dzieckiem. I z lekcji historii oczywi艣cie. Wojna nie by艂a stricte pocz膮tkiem przewrotu w moim 偶yciu, ale z niej wynikn臋艂y pewne wa偶ne dla tego偶 okoliczno艣ci. Wojn臋 zapocz膮tkowa艂 nasz 贸wczesny prezydent George W. Bush, wbrew ca艂emu 艣wiatu. Uzna艂, 偶e gro藕by Irakijczyk贸w - te o posiadaniu broni nuklearnej i te, 偶e nie zawahaj膮 si臋 jej u偶y膰, wszak b贸g sam odr贸偶ni swoich od niewiernych - s膮 tylko gro藕bami. Nie by艂y jak twierdzi historia. Bush ju偶 dawno nie by艂 prezydentem, a wojna trwa艂a do 2009 roku. Pod koniec lutego sze艣膰dziesi膮t pi臋膰 procent populacji ziemi wyparowa艂o. Chmura nuklearna zasnu艂a niebo na kilka miesi臋cy, kiedy wreszcie ust膮pi艂a i pierwszy raz od stu siedemnastu dni ludzie ujrzeli s艂o艅ce, ziemia by艂a ju偶 zupe艂nie inn膮 planet膮. Z map znikn臋艂y Azja, Afryka i Australia, pogr膮偶one w oceanach. By艂o tam co艣 z lodowcami, z p艂ywami i frontami atmosferycznymi, nie bardzo to rozumiem - nigdy nie lubi艂em geografii, ale to niewa偶ne. Zatopieniu uleg艂a lwia cz臋艣膰 Ameryki Po艂udniowej, w艂a艣ciwie ca艂a pomijaj膮c cz臋艣膰 Wy偶yny Guja艅skiej i pasma And贸w. Europa straci艂a P贸艂wysep Skandynawski i urwa艂a si臋 na linii m贸rz 艢r贸dziemnego, Czarnego i Kaspijskiego, pozostaj膮c najwi臋kszym kontynentem. C贸偶, prawd臋 m贸wi膮c jednym z dw贸ch. Z Ameryki p贸艂nocnej pozosta艂 pas wyznaczany przez lini臋 wielkich jezior i G贸ry Skaliste oraz cz臋艣ciowo zatopiony Meksyk funkcjonuj膮cy teraz jako wyspa. I to wszystko. Zmiany klimatu nie prze偶y艂o kolejne dwadzie艣cia procent ludzko艣ci. W 2010 populacja wynosi艂a 艣mieszn膮 liczb臋 750 tysi臋cy. Dzisiaj, ponad sto lat p贸藕niej nadal nie dobi艂a miliona. Ma艂o si臋 nas zrobi艂o. Ziemia powoli zaczyna si臋 odradza膰. Dopiero teraz. W polityce niewiele si臋 zmieni艂o. Nadal jest bagnem. Ze wzgl臋d贸w oczywistych mniejszym bagnem ni偶 by艂a, niemniej jednak fakt pozostaje faktem. 艢wiatem rz膮dz膮 teraz dwie pseudodemokratyczne rady: Rada Europy i Rada Ameryki. W teorii mamy pok贸j. Jak d艂ugo potrwa? To zale偶y jak szybko uda si臋 z relikt贸w przesz艂o艣ci odtworzy膰 systemy obronne. Nikt o tym g艂o艣no nie m贸wi, co wi臋cej wszystko odbywa si臋 w cieniu walki o braterstwo i pomoc mi臋dzy kontynentami. Trudno jednak nie zauwa偶y膰 wy艣cigu o technologie militarne. Jakby by艂o si臋 o co bi膰. I tak ludziom grozi wygini臋cie, kolejna wojna mo偶e tylko to przyspieszy膰. 艁udzimy si臋 wszyscy, 偶e zabraknie odwagi, 偶e palce drgn膮 na spustach. Czy drgn膮 dopiero si臋 oka偶e. Ludzie si臋 zmienili. To chyba jedyna zaleta wojny i zag艂ady. Zosta艂o nas ju偶 tak ma艂o, 偶e znikn臋艂a nietolerancja - cz艂owiek jest po prostu cz艂owiekiem. Niezale偶nie od p艂ci, koloru sk贸ry, wyznania czy przekona艅 - cz艂owiekiem. Brzmi utopistycznie, prawda? Ale jednak to mo偶liwe. Przest臋pc贸w liczymy ju偶 nawet nie w procentach a w promilach, przest臋pczo艣膰 praktycznie nie istnieje. Nikt nie kradnie, bo nie ma czego, wszyscy maj膮 dok艂adnie to samo. Nie ma prze艣ladowa艅, morderstw, napad贸w. To pieni膮dz i nietolerancja, b臋d膮ce ich 藕r贸d艂em przesta艂y si臋 liczy膰. Jest dobrze jak jest. Jak b臋dzie dalej zobaczymy.
Zdecydowanie bli偶szym sedna mojej opowie艣ci jest pocz膮tek zupe艂nie niedawny. Stycze艅 tego roku 艣ci艣lej, wtedy moje 偶ycie nawet je偶eli nie stan臋艂o na g艂owie zosta艂o solidnie przemeblowane. Za spraw膮 mojego ojca. By艂y ferie zimowe, poprzedniego dnia przyjecha艂em z kampusu sp臋dzi膰 dwa b艂ogie, leniwe tygodnie w domu. Tata wzi膮艂 urlop, zawsze tak robi kiedy si臋 zjawiam. Pracuje dla Rady Ameryki jako taktyk socjalny, lata mi臋dzy kontynentami pilnuj膮c, 偶eby technologia odradza艂a si臋 r贸wno. W praktyce oznacza to, 偶e przewozi odzyskane informacje i techniki z Ameryki do Europy lub odwrotnie. Uwa偶am, 偶e to ciekawa praca, chcia艂bym w przysz艂o艣ci robi膰 to samo. By艂o p贸藕ne popo艂udnie, jedli艣my obiad przed telewizorem, kiedy roz膰wierka艂 si臋 telefon kom贸rkowy ojca. Wtedy us艂ysza艂em jego imi臋 po raz pierwszy
- Uspok贸j si臋 Peter - powiedzia艂 ojciec i wyszed艂 do drugiego pokoju. S艂ysza艂em jak przechodzi na 艣piewny, sycz膮cy j臋zyk. Polski. Ojciec zna kilkana艣cie j臋zyk贸w, tego wymaga praca. Co prawda od lat opr贸cz j臋zyk贸w narodowych uczymy si臋 na obu kontynentach esperanto, co ma s艂u偶y膰 pog艂臋bieniu stosunk贸w mi臋dzykontynentalnych, ale w pracy dla rz膮du licz膮 si臋 umiej臋tno艣ci lingwistyczne. Ju偶, w wieku lat dziewi臋tnastu, podj膮wszy decyzj臋 o p贸j艣ciu w 艣lady ojca operuj臋 biegle dwoma j臋zykami. Pomijaj膮c oczywi艣cie rodzimy i esperanto s膮 to francuski i niemiecki. Od tego semestru zaczyna艂em kurs polskiego i litewskiego, a od nast臋pnego portugalskiego.
Tata wr贸ci艂 do pokoju wyra藕nie poruszony. Usiad艂 z westchnieniem obok mnie.
- Przepraszam ci臋 Tomas - powiedzia艂 - Musz臋 natychmiast lecie膰 do Europy. Mam lot za dwie godziny wi臋c.
- Co艣 si臋 sta艂o? - odstawi艂em talerz i si臋gn膮艂em po herbat臋
- Margaret jest w szpitalu. Ja. id臋 si臋 pakowa膰.
Poszed艂em za nim. Margaret ojciec pozna艂 w jednej ze swoich podr贸偶y do Europy, kr贸tko po tym jak pochowali艣my mam臋. Romans trwa艂 kr贸tko i by艂 zupe艂nym niewypa艂em. Ona chcia艂a zosta膰 w Polsce, ojciec w Stanach a zwi膮zek na odleg艂o艣膰 by艂 czystym przeciwie艅stwem tego, czego oboje chcieli. Nie przeszkodzi艂o to zosta膰 im w przyja藕ni, tata odwiedza艂 j膮 za ka偶dym razem gdy by艂 na kontynencie. Wielokrotnie pr贸bowa艂em go przekona膰, 偶eby jednak spr贸bowa艂, zw艂aszcza, 偶e, jak sam twierdzi艂 Margaret nikogo sobie nie znalaz艂a. Zawsze m贸wi艂 jednak, 偶e to nie ma najmniejszego sensu, 偶e co prawda jest dobr膮 przyjaci贸艂k膮 ale charakterami zupe艂nie do siebie nie pasuj膮. Teraz ojciec do niej jecha艂, mo偶e w艂a艣nie pojawia艂a si臋 szansa? Stoj膮c w drzwiach jego pokoju przygl膮da艂em si臋 przez chwil臋 jak wk艂ada ubrania do niewielkiej torby
- To co艣 powa偶nego? - spyta艂em w ko艅cu
- Tak, chyba tak - westchn膮艂 - podaj mi granatowy sweter
Otworzy艂em szaf臋 i poda艂em mu jeden z ulubionych granatowych golf贸w. Rozejrza艂 si臋 po pokoju my艣l膮c co by jeszcze spakowa膰.
- Tato?
- Tak Tomas?
- M贸g艂bym pojecha膰 z tob膮? Chcia艂bym j膮 wreszcie pozna膰 i.
- Spakuj si臋 szybko - przerwa艂 mi
Kilka godzin p贸藕niej siedzia艂em w wygodnym fotelu niewielkiego samolotu i z podziwem spogl膮da艂em na przesuwaj膮ce si臋 w dole krajobrazy. Ojciec milcza艂. Od tamtego telefonu wym贸wi艂 z g贸r膮 kilka zda艅. G艂贸wnie na lotnisku, gdzie kupowali艣my bilety. Drgn膮艂em gdy poczu艂em jego d艂o艅 na swojej.
- Tomas musz臋 ci co艣 powiedzie膰. - zacz膮艂 cicho
W ten spos贸b, trzy tysi膮ce metr贸w nad Oceanem 艢rodkowym dowiedzia艂em si臋, 偶e nie jestem jedynym dzieckiem mojego ojca. 呕e mam pi臋tnastoletniego brata o imieniu Peter.

Szpitale chyba wsz臋dzie na 艣wiecie wygl膮daj膮 tak samo. Z lotniska wzi臋li艣my dziwn膮 zielon膮 taks贸wk臋, kt贸ra zawioz艂a nas na miejsce w nieca艂e p贸艂 godziny. Ojciec rozmawia艂 z kobiet膮 za kontuarem po polsku, ruszyli艣my w stron臋 windy, wjechali艣my na trzecie pi臋tro. Siedzia艂 w kucki na plastikowej 艂awce z g艂ow膮 odchylon膮 do ty艂u, opart膮 o 艣cian臋. Oczy mia艂 zaci艣ni臋te, na policzkach zaschni臋te 艣lady 艂ez. Poderwa艂 si臋, gdy us艂ysza艂 nasze kroki, biegiem rzuci艂 si臋 w stron臋 ojca, przypad艂 do niego wtulaj膮c twarz w jego pier艣, r臋kami obejmuj膮c mocno. Zrobi艂o mi si臋 dziwnie, gdy patrzy艂em na obcego ch艂opaka przytulaj膮cego si臋 do mojego ojca. M贸wi艂 co艣 do niego, ale s艂owa gin臋艂y t艂umione przez koszul臋. Jasne w艂osy dziwnej d艂ugo艣ci niesfornie opada艂y na kark ch艂opaka. Kark.przyjrza艂em si臋 uwa偶nie podchodz膮c o krok, nie tylko kark, ale tak偶e jasna sk贸ra lewego ramienia wychodz膮ca z kr贸tkiego r臋kawa czarnej koszulki poznaczona by艂a czerwonymi i bia艂ymi b膮blami i zgrubieniami, dopiero po chwili dotar艂o do mnie na co patrz臋
- Tato on jest ca艂y poparzony - powiedzia艂em cicho
Ojciec ostro偶nie opar艂 d艂o艅 na g艂owie Petera i przytuli艂 j膮 mocniej do swojej piersi. Po chwili odsun膮艂 go od siebie na odleg艂o艣膰 ramion, po czym pochyliwszy si臋, 偶eby ich oczy znalaz艂y si臋 na tym samym poziomie rozmawia艂 z nim przez chwil臋. Nie rozumia艂em ani s艂owa. Przygl膮da艂em si臋. Kiedy tak stali obok siebie, nie by艂o szans 偶eby nie zauwa偶y膰 pokrewie艅stwa. Te same ciemnozielone oczy, ten sam lekko zadarty nos, ta sama linia ko艣ci policzkowych. Peter by艂 bardziej podobny do ojca ni偶 ja. Kiedy podszed艂 do nas lekarz, tata przeszed艂 na esperanto, widocznie po to, 偶ebym te偶 rozumia艂 o czym rozmawiaj膮
- Dlaczego nikt nie zaj膮艂 si臋 moim synem - spyta艂 twardo, a Peter znowu wczepi艂 si臋 niego kurczowo
- Nie pozwoli艂 si臋 dotkn膮膰, sam pan rozumie, my nie mo偶emy nikogo zmusza膰 do poddania si臋 leczeniu.
- On ma pi臋tna艣cie lat!
- Rozumiem, ale nic nie byli艣my w stanie zrobi膰. Teraz, skoro pan przyjecha艂 mo偶e pan podpisa膰 zgod臋.
- Nie zostawi臋 mamy, s艂yszysz? - to by艂o pierwsze zdanie wym贸wione przez Petera po angielsku
Ojciec westchn膮艂 i pokiwa艂 g艂ow膮
- Dobrze. Zg艂osimy si臋 za chwil臋. A co z jego matk膮? Z Ma艂gorzat膮 Stachowiak?
Lekarz zas臋pi艂 si臋 i pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Nie ma 偶adnych szans - powiedzia艂 cicho - poparzenia czwartego stopnia, nie oddycha samodzielnie.
Ojciec zacisn膮艂 usta. Ramiona Petera zadrga艂y. A mnie zrobi艂o si臋 przykro. Poczu艂em si臋 nie na miejscu, w艂a艣ciwie jakbym nie mia艂 prawa tu by膰. Odwr贸ci艂em si臋, 偶eby nie patrze膰 na nich. I wtedy w艂a艣nie to si臋 sta艂o. Drzwi sali otworzy艂y si臋 i piel臋gniarka krzykn臋艂a co艣. Peter odepchn膮艂 ojca i run膮艂 do pomieszczenia potr膮caj膮c mnie i lekarza. Tata r贸wnie偶 pobieg艂 do 艣rodka. Ja zosta艂em w korytarzu, tylko zagl膮daj膮c przez drzwi. Margaret le偶a艂a na szpitalnym 艂贸偶ku, poprzykrywana czym艣, co wygl膮da艂o jak folia aluminiowa. W艂a艣ciwie gdybym nie wiedzia艂, 偶e to ona nie potrafi艂bym okre艣li膰 p艂ci. Jej twarz by艂a jedn膮 wielk膮 krwaw膮 ran膮, z w艂os贸w pozosta艂y osmalone strz臋py, r臋ce wystaj膮ce spod folii by艂y niemal czarne. Maszyna do kt贸rej by艂a pod艂膮czona szala艂a piszcz膮c i b艂yskaj膮c 艣wiate艂kami. Linia kre艣l膮ca puls urywa艂a si臋 i pl膮ta艂a, respirator wy艂 ostrzegawczo. Oddech wydobywaj膮cy si臋 z tego, co kiedy艣 by艂o ustami kobiety, wydawa艂 nieprzyjemny 艣wiszcz膮cy d藕wi臋k. Nagle wszystko ucich艂o. Respirator opad艂 i ju偶 si臋 nie podni贸s艂. Linia pulsu znikn臋艂a. Zosta艂 jednostajny pisk elektrokardiogramu. Ojciec sta艂 przy 艂贸偶ku. Trzyma艂 Margaret za poparzon膮 d艂o艅, usta mia艂 zaci艣ni臋te w cienk膮, bia艂膮 kresk臋, a oczy wilgotne. Peter kl臋cza艂 na ziemi, przyciskaj膮c zw臋glon膮 r臋k臋 matki do czo艂a, z twarz膮 wtulon膮 z okrywaj膮c膮 j膮 foli臋. P艂aka艂. W艂a艣ciwie by艂 to niemal skowyt. Rozumia艂em tylko jedno powtarzaj膮ce si臋 s艂owo "mamo". Lekarz podszed艂 do niego, jednak gdy tylko dotkn膮艂 ramienia ch艂opaka zawodz膮cy p艂acz zamieni艂 si臋 w rozpaczliwy wrzask. Cofn膮艂 r臋k臋
- Niech pan go zostawi - powiedzia艂 ojciec cicho - Niech pan go zostawi - powt贸rzy艂 po chwili w esperanto
Cofn膮艂em si臋. Nie mog艂em na to patrze膰. Na 艂zy w oczach ojca, na bezsiln膮 rozpacz Petera, na nieruchom膮, martw膮 posta膰 Margaret, kt贸rej nie uda艂o mi si臋 pozna膰. Czu艂em jak oczy piek膮 mnie od p艂aczu, mimo 偶e to by艂a obca osoba. Cofn膮艂em si臋. Nie mog艂em patrze膰. Usiad艂em na tej samej 艂awce, na kt贸rej siedzia艂 Peter zanim przyszli艣my. Jego kurtka ze艣lizgn臋艂a si臋 z plastikowego siedzenia i z dziwnym g艂uchym stukiem uderzy艂a o marmurow膮 posadzk臋. Podnios艂em j膮. Na ziemi le偶a艂a skorupa 偶贸艂wia. Wypuk艂膮 cz臋艣ci膮 do do艂u, obraca艂a si臋 powoli ko艂ysz膮c. Schyli艂em si臋 i po艂o偶y艂em sobie zwierz臋 na kolanach. A potem zatka艂em uszy, 偶eby nie s艂ysze膰 tego, co dzia艂o si臋 za 艣cian膮.




Komentarze
wielkamorda dnia pa糳ziernika 12 2011 21:09:14
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

NioNio (Brak e-maila) 22:24 15-02-2007
Atuty opowiadania: dok艂adne zarysowanie miejsca i czasu akcji, 艣wietne wprowadzenie, doskona艂y styl, akcja, kt贸rej kierunku nie da si臋 przewidzie膰.
Minusy: brak kilku kropek na ko艅cach zda艅.
Podsumowuj膮c: ju偶 po tym ma艂ym kawa艂ku tekstu wida膰, 偶e jest to kawa艂 dobrej literatury.
Mucha (Brak e-maila) 17:57 16-02-2007
Robi naprawd臋 wstrz膮saj膮ce wra偶enie. ¦wietne przedstawienie wojny i 艣wiata, kt贸ry po niej zosta艂. Porz膮dna fabu艂a. Zapowiada si臋 naprawd臋 ciekawie. Po prostu 艂a艂. smiley
Mosa (Brak e-maila) 17:25 29-07-2007
艢wietne opowiadanko kt贸re a偶 si臋 prosi 偶eby je jak najszybciej kontynuowa膰 smiley
Dodaj komentarz
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa U縴tkownika

Has硂



Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem?
Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.

Zapomniane has硂?
Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze sta艂e, cykliczne projekty



Tu jeste艣my
Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemno艣ci膮 艣ledz臋 Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpud艂a :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, je艣li kto艣 tu zagl膮da i chce wiedzie膰, co porabiam, to mo偶e zajrze膰 do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z r贸偶nych przyczyn staram si臋 by膰 optymist膮, wi臋c b臋d臋 trzyma艂 kciuki 偶eby uda艂o Ci si臋 odtworzy膰 to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro s艂ysze膰, Jash. Wprawdzie nie czyta艂em Twojego opowiadania, ale szkoda, 偶e nie doczeka si臋 ono zako艅膰zenia.

Archiwum