The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 19 2024 21:44:21   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Stranger in your soul 2


Rozdział 2 – Opuszczone kopalnie

Droga była dziwnie spokojna, jak na tą porę dnia. Zazwyczaj podróżowali nią kupcy i szlachcice, śpieszący na obchód swoich dóbr. Kels rozglądał się nerwowo, czując lekkie wibracje magii na swoich dłoniach. Nevis wyczuł, co dzieje się z przyjacielem. Pogonił konia i podjechał do niego.
- Kels. - zagadnął go, dostając w zamian spojrzenie pełne pytań.
- Czy coś się stało?
- Ze mną nic. W porządku, Kels? Wydajesz się być nieco... zdenerwowany. Może się mylę?
- Może to tylko ja i moja paranoja, ale strasznie tu cicho.
- To lasek. Musi być cicho. - Dorrell wzruszył tylko ramionami.
Kels zaśmiał się.
- Jak zwykle bezpośredni.
- Cały mój urok się w tym zawiera! - odparł rozbawiony Nevis. - Myślisz, że znajdziemy chłopaka? - zapytał najemnik, zmieniając temat.
- Nie wiem. Nie sądzę, że coś z niego zostanie. Gregor zapalił się do tego pomysłu. Mała Kyla ujęła go całkowicie.
- Widzę właśnie. - odparł Nevis, oglądając się ukradkiem na dziewczynę, która była pogrążona w rozmowie z Laveną. Uśmiechała się, słuchając wywodów czarnowłosej kobiety. - Wygląda mi na to, że oboje nie mają żadnej rodziny.
- Prawdopodobnie. - przyznał Kels, choć sam dokładnie nie wiedział.
- Cóż, nie traćmy czasu! Czuję, że będzie ciekawie! - stwierdził Nevis Dorrell, uśmiechając się paskudnie. Pogonił konia przed siebie, wyprzedzając Gregora, jadącego dumnie na czele.
- Nie uderz się przypadkiem w najbliższą gałąź! - zawołał najstarszy z najemników, kręcąc głową.
- Cały Nevis. - usłyszał za sobą głos Kelsa.
- Miejmy nadzieję, że... - zaczął Gregor, ale czyjś krzyk przerwał jego myśl. Najemnicy zatrzymali się na chwilę. Kels przeklął pod nosem i natychmiast pogonił konia.
Chwilę później znalazł Nevisa, mierzącego z łuku do pary zbójników, którzy jak gdyby nigdy nic, zostali przyłapani na grabieniu dóbr jakiegoś szlachcica. Możny siedział na powozie i rozglądał się nerwowo, nie wiedząc, co ma począć. Trzeci ze zbójców wypadł zaraz z krzaków i zaczął ładować kuszę.
- Może nie strzelam z łuku jak sadalscy myśliwi, ale odstrzelę ci ten łeb, zanim zdążysz ją unieść! - warknął Nevis Dorrell.
- Nie wtrącajcie się, najemnicy! - krzyknął ten z kuszą.
- Nie chcemy kłopotów, człowieku. - zawołał Kels. - Jednak nie ładnie jest okradać bezbronnych.
- Co ty nie powiesz, magu? - zapytał złośliwie jeden z rozbójników, szczerząc się przy tym nienaturalnie. Kels skrzywił się, słysząc, jak nazwał go nieznajomy. Zastanawiał się, skąd ten człowiek posiadał takie wiadomości. Sam nie przypominał sobie, że kiedykolwiek go spotkał.
- Zostawcie tego kupca w spokoju. - rzekł spokojnie Gregor, który właśnie dołączył do reszty.
- No, no, no! Zamierzasz mi rozkazywać, dziadku? - zaśmiał się zbir z kuszą, wymachując nią na różne strony. Na całe szczęście, nie była załadowana.
- Uważaj kogo nazywasz dziadkiem, psi synu! - syknął Nevis, nie przestając mierzyć do nich z łuku. Wszyscy trzej rozbójnicy porzucili swoje zajęcie i zbliżyli się nieco do najemników.
- Cóż, wygląda mi na to, że musimy nauczyć tych niewydarzonych wojaków jak się załatwia takie sprawy, bo widać, nie wiedzą, biedacy! Może Stwórca w niebiosach będzie łaskawy i oszczędzi im cierpienia... - rzekł nabożnie jeden z nich, wyciągając miecz.
- W takim razie zaczynajmy. - Kels zeskoczył z konia i sięgnął po miecz, który nosił zwykle przerzucony przez plecy.
- Pan magik walczy ostrzem! Imponujące, zaiste! - zaśmiał się jeden ze zbirów.
Za Kelsem podążył Gregor i Lavena. Nevis Dorrell uważnie rozejrzał się wokół, chcąc upewnić się, czy rzeczywiście zbirów była tylko trójka.
- Ubezpieczaj mnie! - krzyknął do Kyli, zsiadając z wierzchowca. Dziewczyna przytaknęła.
Jeden ze zbirów porwał się na Kelsa. Zamachnął się potężnie i stracił równowagę, przez nagły unik maga. Przeklął coś pod nosem i odwrócił się gwałtownie, napotykając blokadę ze strony Kelsa. Oba ostrza starły się ze szczękiem. Zbir, chociaż mało zwinny i sprytny, był silny jak tur. Wyszczerzył zęby, orientując się, że Kels ledwie blokował jego uderzenie. Mag jednak nie pozostał mu dłużny. Choć z wielką trudnością, jednak zdobył się na to, żeby kopniakiem posłać zbójcę w tył. Ten zachwiał się, lecz zdołał utrzymać równowagę. Kels wykorzystał tą szansę i zamachnął się. Ciął przeciwnika prosto w ramię. Krew trysnęła silnym strumieniem. Zbój zaklął, lecz zdołał utrzymać miecz w dłoni. Czarownik nie czekając na odpowiedź, zrobił zgrabny piruet i poprawił, tym razem uderzając go rękojeścią w głowę. Zbój zatoczył się niczym pijany i runął z chrzęstem na trawę.
- Dobra robota! - krzyknął Nevis Dorrell. Wymierzył z łuku i wypuścił strzałę. Wbiła się w plecy wielkoluda, mierzącego się z Laveną. Zbój zaskrzeczał coś niezrozumiale i padł przed kobietą jak długi. Ostatni z rozbójników leżał bez ruchu nieopodal Gregora, który wycierał ostrze, zabrudzone posoką w zieloną trawę.
- Panowie! - zawołał szlachcic, blady jak kreda. - Jakże mam wam dziękować? Uratowaliście mnie przed tymi... - dodał, marszcząc nos na widok pokonanych zbójców.
- Skąd wiesz, czy my także nie pragniemy twoich dóbr? - zapytał złośliwie Dorrell, mierząc wzrokiem jego powóz z towarem. Szlachcic pobladł jeszcze bardziej, nie wiedząc, co ma na to odpowiedzieć.
- Nie ważne. Sprawa załatwiona. - rzekł Gregor.
- Dokąd państwo zmierzacie w tak licznej kompanii, jeżeli można zapytać? - zaciekawił się szlachcic.
- Cóż, to żadna tajemnica. Jedziemy do kopalni. - odrzekł Gregor Tearlach.
- Na Stwórcę miłosiernego! Po cóż tam? To przeklęte miejsce!
- Słyszałeś coś może, panie, o niedawnej wyprawie braci Kristoff?
- A żem słyszał, i to bardzo dobrze! - przyznał zaraz kupiec, podchodząc bliżej Gregora. - Bracia zaopatrywali się u mnie w sprzęt i suchy prowiant. Powiadali, że się wybierają do kopalni. Widziałem jednego z nich, Gracjana, nie dalej jak dwa dni temu. Chodził dumny po karczmie i stawiał wszystkim piwo! Zapytałem go z czystej ciekawości, czy udała się wyprawa, na co on zaczął się śmiać i przeklinać we wszystkich możliwych dialektach imperialnych! - dodał zgorszony tym zachowaniem szlachcic.
- Obecna tutaj panienka – zaczął Gregor, wskazując na Kylę – poszukuje swojego brata, który wybrał się na tą wyprawę z braćmi.
- Jak matkę kocham, chciałbym panienkę pocieszyć, ale powiadają, że te kopalnie to miejsce przeklęte i złe. Bracia bardzo nierozsądnie postąpili idąc tam, a co dopiero zabierając ze sobą innych ludzi. Chłopak pewnie już nie żyje! - odparł przekonany swymi wywodami kupiec – szlachcic.
Gregor skrzywił się na te słowa, rzucając ukradkowe spojrzenia Kyli. Dziewczyna zacisnęła zęby, przymykając równocześnie oczy.
- On żyje! - rzekła, pełna determinacji! - Czuję to!
Szlachcic spojrzał na nią ze współczuciem.
- Mam przy sobie trochę grosza. Zapłacę tym za uratowanie mego dobytku. - zaproponował, sięgając do sakiewki. Obejrzał ją dokładnie, po czym oddał Gregorowi. - Powodzenia na szlaku. - dodał i odszedł do swojego wozu, zaczynając porządkować rozrzucone przez zbirów towary.
- On żyje – powtórzyła cicho Kyla, wbijając wzrok w ziemię.
- Oczywiście, że tak! - odrzekł Gregor – Ruszajmy dalej! Jeszcze kawał drogi przed nami! Śpieszmy się!

***


- No no, założę się, że nawet nekromanci omijają to miejsce szerokim łukiem! - rzucił Nevis Dorrell, rozglądając się wokół.
Istotnie, opuszczone i zrujnowane kopalnie nie przedstawiały miłego dla oczu widoku. Podłoże było wyłożone gruzem i odpadkami – zapewne wydobytymi z kopalni. Sterczące gdzieniegdzie samotne, powyginane drzewa wyglądały jak dusze potępieńców, wyjące o przebaczenie do samego Stwórcy. Kopalniane otwory zabite były niedbale deskami i innym surowcem. Gołym okiem można było dostrzec wyłomy, zrobione przez okolicznych rabusiów, czy poszukiwaczy przygód. Co gorsza, napotykali dosyć często na wygłodniałe kundle, penetrujące zakamarki w poszukiwaniu jedzenia. Wszystko to malowało się w odcieniach szarości i czerni, ożywionej przez nieśmiało pojawiającą się zieleń.
Najemnik stał naprzeciwko wejścia do jednej z nich, czując delikatne dreszcze, przebiegające po całym ciele. Różnej maści rośliny – od bezlistnych krzewów po dzikie pnącza maskowały wejście, czyniąc je nierozpoznawalnym na pierwszy rzut oka. Dorrell zastanawiał się, jak głęboko muszą sięgać te tunele. Nie uśmiechała się mu zabawa w grotołaza. Otrząsnął się ze wszystkich nieprzyjemnych emocji i ruszył przed siebie, zaglądając ostrożnie do środka. Promienie słoneczne ledwie wpadały przez gęste, szare rośliny, czyniąc dalszą część korytarza niemożliwą do przeszukania. Kompletna ciemność. Nevis Dorrell wzdrygnął się i wycofał, dołączając do swoich kompanów.
Gregor wyczytał z mapy, którą przyniosła Kyla, które wejścia miały być z założenia eksplorowane. Postanowili zgodnie nie czekać dłużej i po krótkim wypoczynku udać się na poszukiwanie Riddocka Taranisa. Kyla od kiedy ujrzała to miejsce, była dziwnie niespokojna.
- Nie, nie chcę z tobą rozmawiać, Lavena! W szczególności o moim życiu prywatnym, bo coś takiego nie istnieje! - usłyszała ściszony głos Kelsa. Był wyraźnie poirytowany czymś, co powiedziała czarnowłosa kobieta.
- Nie możesz wiecznie żyć, jak gdyby nic się nie stało! Skąd miałam wiedzieć, ze ty i ten przystojniak w ogóle się znacie?
- Może zaczęłabyś od tego, że jest magiem?
- Tego sama nie wiedziałam! - zaklęła się kobieta.
- Nie chcę o tym rozmawiać, Lavena. - odparł Kels, starając się zachować obojętność.
- Nie mogę na to spokojnie patrzeć! - oznajmiła Lavena, kręcąc głową. - Jeszcze wrócimy do tej rozmowy, Daearen – dodała, używając jego prawdziwego imienia. Kels zmierzył ją wzrokiem.
- Dosyć tego! Wyruszamy! - zarządził Gregor.
- Te kopalnie nawet we mnie wywołują dziwne uczucia. - wtrącił Nevis.
- Co, na wszystkich potępionych, skłoniło braci Kristoff do takiego posunięcia? - zastanowił się na głos najstarszy z najemników. Nevis tylko wzruszył ramionami. Nigdy nie traktował owych braci poważnie. Dla niego byli śmiesznymi błaznami, próbującymi udowodnić całemu światu, że są coś warci. Jednak potrafili być groźni – zwłaszcza z całą swoją bandą, przez co nie należało ich zbytnio lekceważyć.
- Z tego, co zaznaczone jest na mapie, wejście musi być tam! - rzekł Gregor i wskazał na oddalony, ciemny punkt. Nevis wzdrygnął się na samą myśl, że będzie musiał tam schodzić.
- Wygląda jak pozostałość po jakimś budynku. - zainteresował się Kels i ruszył w tamtą stronę. Pozostali podążyli za nim.
- Kto zajmie się końmi? - zapytał Nevis, oglądając się na wygaszone już ognisko.
- Same się sobą zajmą. - Kels machnął tylko ręką. Nałożył jakieś zaklęcie ostrzegawcze, więc chociaż tym nie musieli się martwić.
Nevis Dorrell westchnął ciężko, licząc w skrytości ducha na to, że nie będzie musiał zapuszczać się w głąb tych ciemnych korytarzy. Na samą myśl o tym robiło mu się zimno. Mimowolnie zacisnął dłoń na rękojeści sztylecika, który nosił przy pasie. Nigdy dobrze nie władał mieczem, mimo usilnych chęci Gregora, który za cel najwyższy obrał sobie wyuczenia go odpowiedniego posługiwania się tą bronią. Najemnik poprawił łuk i pewnie ruszył za Kelsem.
Mag stanął przed wejściem i spojrzał znacząco na Gregora, który obserwował otoczenie, jakby oceniał coś w myślach.
- Dziwna magia – wyszeptał Kels, zauważając wreszcie, ze dzień ma się ku końcowi. - Niepokoi mnie ta moc. Blokuje mnie. - dodał. - Czuję to... Tam w środku.
- Ciekawe co to może być? Nekromancka magia? Starodawne rytuały? - zaczął wymieniać Nevis, starając się skupić na czymś innym, niż na przepastnych czeluściach kopalni.
- Nie czuję żadnego nekromanty. Z resztą słyszałeś o jakimś? Przez ostatnie lata nie było żadnych doniesień o takich praktykach. – odrzekł Kels, patrząc na przyjaciela, jakby wyrosła mu dodatkowa głowa. - Chociaż... nie... nie... To coś innego.
- Nie ma nad czym rozprawiać. - wtrącił Gregor, podając pochodnię Kelsowi. Ten uczynił jakiś gest i nagle ogień rozbłysnął ciepłem i światłem. Kyla spojrzała na niego z fascynacją. Nigdy nie miała okazji z bliska przyjrzeć się magii. Musiała przyznać, że było w tym coś tajemniczego, a nawet pociągającego.
Gregor wszedł pierwszy, za nim podążył Kels. Lavena postanowiła pilnować Kyli, więc to Nevis zamykał pochód. Zacisnął mocniej palce na pochodni, którą także zapalił mu Kels, uważnie obserwując ściany kopalni. Były pełne jakichś znaków, zapewne zrozumiałych tylko dla górników. Gdzieniegdzie widniały niedbałe rysunki przypominające kobiece kształty. Widział też wyraźnie wypisane przekleństwa.
Korytarz wyraźnie podążał coraz bardziej w dół. Kels czuł to wyraźnie. Z każdym krokiem coś coraz bardziej niepokoiło jego magię, która drażniła jego skórę. Było tu jakieś obce źródło mocy, był pewien.
- Wszystko dobrze, sir? - zapytała z troską w głosie Kyla, dotykając lekko jego ramienia.
- Tak, tak. - odparł czarownik, odwracając się w stronę dziewczyny. - Mówiłem, żebyś mówiła mi Kels.
- Tu jest coś złego? - zapytała, a strach brzmiał w jej głosie.
Kels skinął głową. Nie było sensu kłamać.
- Nie wiem, co zrobię, jeżeli go nie znajdziemy. - westchnęła cicho, rzucając spojrzenie Lavenie. Ta uśmiechnęła się lekko.
- Nie możesz się poddawać, kiedy jesteś już tak blisko! - powiedziała czarnowłosa kobieta.
- Boję się, że go nie znajdziemy. Że nie będzie... - mówiła dalej dziewczyna, ale słowa uwięzły jej w gardle. Nie miała nikogo prócz Archera.
- Rozwidlenie! - ogłosił nagle Gregor, zatrzymując się.
Droga kończyła się kilkoma korytarzami. Żaden z nich nie był specjalnie oznakowany, co mogło by ułatwić wybranie odpowiedniej drogi. Najemnicy spojrzeli po sobie. Cztery korytarze. Gregor nie był przekonany, co do rozdzielenia się, przewidując, że w ciemnych zakamarkach mogą czaić się dzikie zwierzęta czy też zbiry napadające na karawany. Najgorsze było jednak to, że w mrocznych czeluściach kopalni mogło czaić się coś znacznie gorszego.
- Przeszukujemy każdy korytarz po kolei, czy po prostu rozdzielimy się? - zapytał, licząc na mądrą radę ze strony swych kompanów.
- Stwórco najświętszy! Wiedziałem, że tak będzie! - lamentował Nevis Dorrell, opierając się o ścianę. Była wilgotna i śliska. Zaraz odskoczył jak oparzony, otrzepując się.
- Nie zachowuj się jak smarkacz, Dorrell! - rzekł Gregor, rzucając ostrożne spojrzenia w stronę korytarzy.
- Pójdę z Kylą. - powiedziała Lavena. - Reszta wybierze sobie po jednym z korytarzy! - stwierdziła kobieta.
- Oby prowadziły do jednego miejsca. - odparł niespokojny Nevis.
- Te korytarze nie mogą ciągnąć się w nieskończoność. Daję wam dwie godziny. Jeżeli nic nie znajdziemy, wracamy. - powiedział Gregor. - Sądząc jednak po mapie, nie powinno to nam zająć nawet tego czasu. Nie chcę żadnych popisów. Macie być ostrożni.
- Chociaż raz muszę się zgodzić co do tej ostrożności! - rzucił Nevis.

***


- Jak to szło... - Nevis zastanawiał się na głos, ostrożnie posuwając się naprzód. Jeżeli się nie mylił, korytarzyk zaczynał się powoli zwężać. Albo to ściany chciały go zgnieść... Nie, to zupełnie niedorzeczne! Szedł dalej, próbując przypomnieć sobie piosenkę, którą śpiewała mu jego chora psychicznie matka. Ta melodia zawsze poprawiała mu nastrój, mimo wszystkich wspomnień związanych z domem rodzinnym. Jednak jego umysł nie potrafił skupić się na niczym innym, jak na ciemności korytarza, którą rozświetlał pochodnią. Cisza niepokoiła go w równym stopniu co wszechogarniająca czerń.
- Hej, Czerwony Demonie... co się z tobą stało... Czyż nie przyrzekłeś... hmh... co on przyrzekł? - Nevis usilnie starał się odgonić natrętne myśli z głowy, jednak nie chciały go opuścić, niczym zazdrosna kochanka, przypominając o swym istnieniu. - Przyrzekłeś mnie obudzić! – przypomniał sobie nagle, słysząc jak echo odbija jego własny głos. - Jak on w ogóle się nazywał? - zapytał siebie. - Ri...Re? Riddock? Chyba Riddock! Mocne, imperialne imię... Cholerna kopalnia! - przeklął. Nagle usłyszał coś, jakby ruch. Dziwny hałas niedaleko przed nim. Zamarł w bezruchu, wiedząc, że cokolwiek tam jest, na pewno go dostrzegło. Pochodnia. Nie mógł jej zgasić... Słyszał swój przyspieszony oddech, czuł jak serce przyspieszyło ze strachu. Nie odezwał się.
Dźwięk stawał się coraz bardziej wyraźny. Nevis już wiedział, co to jest. Wściekłe warczenie dobiegło jego uszu. Sięgnął po sztylet. Tak... bestia była tylko jedna. Najpewniej był to pies. Zacisnął dłoń na ostrzu. Wyczekiwał... Czworonożna pokraka wylazła powoli z ciemności, warcząc i plując. Ślepia zabłysły w świetle pochodni.
„Na owłosione jaja ostatniego imperatora-potępieńca! Co to jest?” zapytał siebie w myślach, obserwując bestię, która wyraźnie robiła do niego podchody. Wyszczerzyła się paskudnie, ukazując powykrzywiane zębiska. Ryknęła przeciągle, ostrzegając Nevisa... a może wzywając pobratymców... Dorrell wolał się nie przekonywać.
- No dalej, piękna moja! - zachęcił ją – Atakuj. Odsłoń się, ślicznotko.
Stwór zawęszył. Widocznie zapach Nevisa spodobał mu się na tyle, by spróbować na atak. Bestyjka spięła się i dała susa wprost na łucznika i jego kordzik. W korytarzu rozległo się przeciągłe, potępieńcze wycie. Dorrell został przyciśnięty do ściany, a bestia próbowała uwolnić się od ostrza, jednocześnie szukając sposobu, by odgryźć łeb swemu oprawcy. Nevis kopnął stwora, posyłając ją na przeciwległą ścianę. Czworonóg zatrząsł pyskiem i zawarczał. Wciąż był gotów do walki.
- Suczy syn! - krzyknął Nevis, obserwując uważnie ruchy bestii. - Dlaczego właśnie mnie muszą trafiać się takie rzeczy! Dlaczego! - lamentował, przybierając zaraz postawę obronną. Bestia znów zaatakowała. Nevis uchylił się przed jej pazurami. Ciął wzdłuż tułowia. Stwór ryknął z bólu. Sięgnął w tył. Natrafił na kamienną ścianę. Nevis Dorrell niczym tancerz, z gracją skoczył i ciął raz jeszcze. Bestia rzuciła się konwulsyjnie, wydając z siebie dziwne dźwięki i padła na ziemię. Dorrell stał przez chwilę, dysząc głośno i patrząc na martwe ścierwo.
- Cholera! - przeklął, wycierając zakrwawione dłonie.

***


Gregor zaplątał się w pajęczyny, które były owocem wielogodzinnej pracy niemałej ilości jaskiniowych pająków. Najemnik słyszał różne opowieści o tych stworach. Ponoć niektóre były wielkie jak bochen chleba. Nigdy nie czuł wstrętu do pająków, jednak nie miał ochoty na spotykanie ich. Odważył się na spojrzenie w górę... Chwilę potem stwierdził, że to był wielki błąd. Na suficie korytarza wypoczywało spore stadko pajęczaków, nie niepokojone przez nikogo. Wyglądały na spokojne, lecz Gregor wolał nie kusić losu i przyspieszył kroku.
- Pająki... - wymamrotał, wzdrygając się.
Korytarz coraz bardziej spadał w dół, ułatwiając Gregorowi jego truchcik. Zastanawiało go, dokąd może prowadzić ta droga. Czego szukali tu bracia Kristoff? Odkąd zakończyły się tu prace wykopaliskowe, a było to blisko pięćdziesiąt lat temu, wszystko zdążyło być do szczętu ograbione. Nawet żwirek wyściełający podłoże kopalni. To musiało być coś więcej... Ta myśl go zaniepokoiła. Jeżeli coś ugięło się presji czasu i ciekawskim poszukiwaczom przygód, musiała to być magia. Gregor skrzywił się nieznacznie, uprzytomniając sobie, że dzięki swym filozoficznym wywodom zdołał zapomnieć nieco o pająkach, czyhających na suficie górniczego korytarza.
Cisza... Piękna cisza... Niczym nie zmącona cisza, przerywana miarowymi krokami najemnika i dźwięczeniem jego miecza. Szedł już dosyć długo, stwierdzając nagle, że oto dotarł do miejsca, w którym korytarz znów się rozwidlał.
- „Stwórca ma poczucie humoru!” uśmiechnął się krzywo.
Wybrał lewe skrzydło, sam nie wiedząc dlaczego. Nie zdążył ujść kilku kroków, gdy zatrzymał się, nie wierząc własnym oczom.
- „Światło?„ pomyślał podejrzliwie. Albo to jeden z jego kompanów, albo... Cóż, jest tylko jeden sposób, żeby się dowiedzieć...

***


Kels szedł pewnym krokiem, rozświetlając sobie korytarz dzięki swojej magii. Była przydatna w takich momentach. Cóż, była przydatna prawie zawsze, nie licząc świecących oczu podczas orgazmu... Droga była spokojna i cicha. W powietrzu unosił się dziwny zapach, którego Kels mimo usilnych chęci nazwać nie potrafił.
Korytarz zakręcał w lewo. Być może łączy się z którymś z korytarzy, w które skręcili jego kompani. Zachęcony tą perspektywą Kels przyspieszył kroku i ruszył przed siebie. Korytarz wciąż schodził głęboko w dół. Podejrzany zapach nasilał się, wywołując w czarowniku dziwne zawroty głowy. Zrobiło mu się niedobrze.
- „Przydałoby się trochę świeżego powietrza.” pomyślał, idąc dalej. Miecz na plecach zaczął mu niemożliwie ciążyć. Poprawił go, nie zatrzymując się. Droga prowadziła w dół. Nagle usłyszał dziwny ryk, jakby wydawany przez wściekłe zwierzę. Zaraz potem usłyszał głos Nevisa. Niewiele myśląc ruszył przed siebie. Sam nie wiedział, ile czasu biegł, gdy ujrzał słabe światło, migające w oddali.
- Nevis! - krzyknął zaniepokojony, próbując przyspieszyć, ale miecz na plecach uniemożliwiał mu odpowiednio szybkie poruszanie się.
- Kels? - Nevis Dorrell odwrócił się w jego stronę. Niewiele myśląc, podszedł do niego i przycisnął maga do siebie. Trwało to krótki moment, podczas którego żaden z nich nie powiedział nic, jednak Kels czuł, że przyjaciel po prostu tego potrzebował.
- Powaliłeś to... coś? - zapytał ściszonym głosem czarownik. Nevis rzucił upadłej bestii nienawistne spojrzenie.
- Przylazło stamtąd, skąd przybiegłeś, Kels. - wyjaśnił Nevis, odgarniając z czoła swoje jasnobrązowe włosy. - Myślałem, że to psiak.
- Nigdy nie widziałem takiego stwora! To nawet nie jest ghul! - stwierdził Kels, kucając obok kreatury. - Myślisz, że powinniśmy poszukać pozostałych?
- Ewidentnie w tym korytarzu już nic nie ma.
- To wszystko jest bez sensu, Nevis. Po co komu dwa korytarze, które się ze sobą łączą w taki sposób? Żadnego pomieszczenia, choćby na narzędzia górnicze!
- Wracajmy... - zarządził w końcu Nevis, nie mając ochoty na pozostawanie w tym miejscu dłużej niż było to konieczne. - Przeszukajmy resztę korytarzy... chciałbym to zrobić w twoim towarzystwie, jeśli nie masz nic przeciwko. - dodał Dorrell, starając się nie brzmieć na przestraszonego tchórza.
- Chodźmy więc. - zgodził się mag.
Obaj ruszyli w kierunku, w którym podążał Nevis, a z którego przybiegł Kels. Korytarz ciągnął się w dół, osiągając apogeum w pewnym momencie, by znów zacząć biec pod górę.
- To nie ma sensu. - mruknął pod nosem Kels, rozglądając się po podłodze i ścianach.
- Zaraz mi powiesz, że tu są jakieś ukryte pomieszczenia! - zaśmiał się Dorrell, szturchając w ramię przyjaciela. Kels skrzywił się.
- Nie sądzę. Po co komu ukryte pomieszczenia w kopalni. Może Lavena i Gregor mieli więcej szczęścia?
- Mam taką nadz... - Nevis Dorrell nie zdążył dokończyć, gdyż podłoga pod nimi rozsunęła się nagle. Obaj zaczęli spadać, tłukąc się o kamienne ścianki tunelu, prowadzącego nie wiadomo gdzie. Wokół unosił się ich przeraźliwy krzyk...











Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum