The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 27 2024 00:47:14   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Running away 42


Rozdział 42

Flashback
Próbowałem wycelować z łuku do wstążki, którą ojciec zawiesił na pniu drzewa. Nie był to mój najlepszy dzień i rzadko udawało mi się trafić. Naciągnąłem cięciwę, wycelowałem. Strzała zaszumiała w powietrzu i wbiła się wysoko nad wstążką. Ojciec westchnął głośno i podszedł do drzewa, żeby wyciągnąć strzałę.
- Używaj obu rąk, Casius. Naciągasz cięciwę i odpychasz łuk, pamiętasz? – rzucił mi przez ramię.
- Tak... - odparłem, nieco już znudzony jego lekcjami. Zastanawiało mnie ile można trenować. Wolałbym oczywiście zrobić coś innego, ale ojciec jak zwykle się uparł. Nigdy nic go nie zadowoli, zbyt dobrze o tym wiedziałem, ale jednocześnie łudziłem się, że kiedyś usłyszę jakieś dobre słowo pod moim adresem.
- Spróbuj jeszcze raz. – powiedział poważnie Liam, podając mi strzałę. Skrzywiłem się okropnie na samą myśl o kolejnych minutach spędzonych na próbie wycelowania do tej głupiej wstążki.
- Nie marudź, Casius. Musisz się czegoś w końcu nauczyć. Zobaczysz, że przyda ci się to w życiu. Łuk jest piękną i wdzięczną bronią. Będzie twoim sprzymierzeńcem, nawet w beznadziejnej sytuacji. – oznajmił mi uroczyście Liam, uśmiechając się półgębkiem.
- Oczywiście... - odparłem, wcale nie przekonany jego gadaniną. Ojciec zaśmiał się tylko i wskazał dłonią, żebym oddał strzał. Zapatrzyłem się w drzewo, jak gdybym zobaczył przed sobą imperatora-szaleńca. Wstążka powiewała swobodnie na wietrze, jednak jej koniec był mocno przytwierdzony do pnia. Naciągnąłem cięciwę i wycelowałem. Wiatr zmieniał ustawienie lotu mojej strzały. Powinienem był wziąć to pod uwagę, jednak było za późno. Strzała wbiła się tuż obok wstążki, skutecznie unieruchamiając koniec, który jeszcze chwilę temu targał wiatr. Jednak nie był to punkt wskazany przez ojca.
- Casius, o czym zapomniałeś? – przypomniał mi ojciec.
- O wietrze... - rzuciłem, bardzo niechętnie przyznając się do błędu.
- Na drugi raz będziesz pamiętał. – odrzekł niezrażony mym tonem ojciec.
- Czy ja mogę już iść? – dopytywałem się, spoglądając na niego. Nie odpowiedział. Znów podszedł do wstążki i wyjął strzałę z pnia. Uśmiechnął się do siebie, kręcąc jednocześnie głową.
- Przypominasz mi mojego ojca. – rzekł wreszcie, nie patrząc na mnie. – Nie z wyglądu, rzecz jasna. Tu zgadzam się z resztą świata, że odziedziczyłeś moją wątpliwą urodę. – ojciec zaśmiał się. Nie uwierzyłem tym słowom, bo dokładnie wiedziałem, że zdawał sobie sprawę z tego, że jest przystojny.
- To twój sposób bycia, synu... - wyglądało na to, że ojciec przeniósł się do przeszłości. – Jest w tym coś... Nie potrafię ująć tego w słowa. Gdybyś go poznał... Casiusa, mego ojca, wiedziałbyś o czym mówię.
- To dobrze czy źle? – zapytałem, nieco obawiając się odpowiedzi.
- Co takiego?
- To, że go przypominam.
- Wielu ludzi powiedziałoby, że wręcz wspaniale. On potrafił sobie zjednać prawie każdego, kto stanął na jego drodze. Miał w sobie coś, co inspirowało innych... hmm... Ja swoje upodobanie do samotności i niechęć do innych ludzi odziedziczyłem chyba po matce. – zastanowił się Liam. – Ty, Casius, przypominasz mi jego.
- Nie wiem, czy mam się z tego cieszyć. – odrzekłem z namysłem. – Często powtarzałeś, że nie darzyłeś go zbytnią sympatią, mimo, iż był twoim rodzicem. – przypomniałem mu, starając się nie używać mocnych słów, takich jak nienawiść. Liam skrzywił się słysząc to.
- Synu, nie jesteś nim. Mam taką nadzieję. Casius miał jedną, bardzo nieładną, cechę charakteru. Wiedzieli o niej prawie wszyscy, ale woleli przymknąć na to oko. To nie był człowiek, któremu wytykało się błędy, synu. Pewnie dlatego to, co do niego czułem oscylowało zawsze wokół miłości i nienawiści. Ciężko jest przestać kochać rodziców, nawet pomimo tego, że potrafią nas krzywdzić.
- Więc, co on zrobił? – zapytałem, zaintrygowany jego rozmyślaniami.
- Jesteś za młody na takie rozmowy, Casius. – odpowiedział spokojnie ojciec, a ja wiedziałem już, że nigdy się nie dowiem, o co tak naprawdę mu chodziło. Zawsze, gdy kończył rozmowę takimi słowami, pozostawała ona w mrokach historii i powoli przechodziła w zapomnienie. Nie podejmowałem już więcej żadnego z tematów, który on opuścił. Liam też wolał zapomnieć.
- Może kiedyś się dowiem. – rzuciłem z nadzieję.
- Możliwe. – ojciec podszedł do mnie i podał mi strzałę. – Spróbuj jeszcze raz, Casius.
Miałem ochotę uderzyć go moim własnym łukiem....


End of a flashback

***


Rainamar siedział przy oknie, przeglądając jakąś książkę, której okładka była dosyć starannie ozdobiona. Według mnie ornamenty te przypominały coś na kształt winorośli, jednak nie miałem pewności. Ciekawe, w jaki sposób zostały wykonane? Nie wiem, czy w ogóle odważyłbym się wziąć te małe dzieło sztuki do ręki, ale jak widać on nie miał takich oporów. Przymknąłem oczy, słuchając jego śpiewu. Nie był to żaden z imperialnych dialektów, raczej starodawny język orków. Oficjalnie nikt go nie używał w Imperium, ale klan dbał o to, by przekazywać swoje tradycje młodemu pokoleniu. Rainamar radził sobie całkiem nieźle, mimo, iż był to bardzo trudny język, zarówno w piśmie, jak i wymowie.
Leżałem na łóżku i gapiłem się w wymyślnie ozdobiony sufit, próbując uporządkować swoje chaotyczne myśli. Zastanawiałem się nad słowami niejakiego Gunnara Vael Haschtiga. Byłem pewien, że w końcu zorientuję się o czym tak naprawdę mówił myśliwy, ale jak zwykle, moje olśnienie przyjdzie zdecydowanie za późno. Westchnąłem głośno, dla podkreślenia mojej nieszczęsnej sytuacji. Już tylko niecały dzień drogi dzielił nas od Eivenlath. Wolałem nawet nie myśleć, co mnie tam może spotkać. Im bliżej celu byłem, tym częściej łapałem się na tym, że do głowy przychodziło mi pytanie, czy przybycie tutaj nie było błędem. Kobieta Liama zmarła gdy miałem cztery lata. Prawie wcale jej nie pamiętam. To Elena się mną zajmowała, kiedy mój ukochany tatuś pił i próbował zapomnieć o swoich smutkach. Ona była dla mnie matką. Nie wiem, czy jest sens rozgrzebywać przeszłość, której nie znam. Nie jestem pewien, czy chcę ją poznać.
Liam... Liam... Saeneil. Ciekawe, kim tak naprawdę był Saen’Laeine Fhearghail. Ojciec - zdrajca narodu, natomiast dziadek - bohater. Zabawne połączenie. Zastanawiało mnie, co skłoniło ojca, by dać mi imię po dziadku. Zawsze wyrażał się o nim w dosyć jednoznaczny sposób, to znaczy, dawał mi do zrozumienia, że go nienawidził. On go nienawidził, ale zapewne Sadalczycy go kochali. Mogę się założyć o dowolną sumę pieniędzy. Imperialne książki historyczne dostarczają bardzo niewiele informacji o sadalskich buntownikach i ich królu, który to chciał wyzwolić kraj spod panowania Imperium. Cóż, tego od ojca się już nie dowiem. Ciekawe, jakimi opowieściami uraczą mnie Sadalczycy. Bałem się też, co będzie, gdy poznam moją matkę. Jest obcą kobietą...
Przekręciłem się na bok, próbując odgonić myśli o moim szanownym ojczulku. Jeszcze tego mi brakowało do szczęścia. Rainamar wyglądał przez okno, jak gdyby obserwował co dzieje się na ulicy. Jego uśmieszek podpowiadał mi, że chyba mam rację.
- Co tam ciekawego zobaczyłeś? – zapytałem go.
- Leith próbuje oczarować jakąś dziewczynę. – odparł, nie odrywając wzroku od okna.
- Lilijce się to nie spodoba. – westchnąłem.
- Być może.
Nawet nie chciało mi się tego komentować. Łóżko było wygodne w porównaniu z posłaniem na leśnej ściółce. Nie, żebym narzekał, bo lubię las, ale to zawsze była miła odmiana.
Skoro Leith oddaje się swoim pasjom bez żadnego skrępowania, ciekawe co w takim razie robi Lilijka. W tej samej chwili moje myśli powędrowały w stronę pewnego czarnookiego maga. Niech to szlag. Nie chciałem o nim myśleć. Nie w tej chwili. Jedyne co chciałem dziś zrobić, to wreszcie wyspać się na porządnym łóżku i ewentualnie kochać się z moim narzeczonym. Stwórco, daj mi siłę, bo zwariuję.
- Chyba ci się nudzi. – zagadnąłem Rainamara, który powrócił do studiowania swojej pięknie zdobionej książki. Przyznam, że nie wiem, skąd on ją wziął.
- Wręcz przeciwnie. – zapewnił mnie półork, kartkując książkę.
- Godzinę temu się wykąpałem a to łóżko jest bardzo wygodne. Szkoda marnować takie okoliczności.
- Ach, więc na co czekasz, idź spać. – odparł, uśmiechając się złośliwie.
- Strasznie trudno mi to przychodzi. Myślisz, że mógłbyś mi nieco pomóc? – zapytałem, pozbywając się swojej koszuli.
- Przynieść ci jakichś ziółek nasennych?
- Zamorduję cię.
- Chciałbym to zobaczyć. – odrzekł mój narzeczony, odkładając książkę na stolik. Wstał z krzesła i przeciągnął się. Jego bursztynowe oczy błyszczały w blasku kilku świeczek, które zapalił, by przejrzeć swoją książkę. Długie, czarne włosy miał zaplecione w warkocz, który przerzucił sobie przez ramię.
- Chodź, nie każ na siebie czekać, kapitanie. – powiedziałem, próbując rozpiąć swoje spodnie. Gdy wreszcie mi się to udało, ściągnąłem je z siebie, choć nie poszło mi to za łatwo, zważywszy na fakt, że nie chciało mi się wstawać z łóżka. Spojrzałam na Rainamara. Stał wciąż obok okna, z rękami założonymi na piersi. Wpatrywał się we mnie z dziwnym rozbawieniem, malującym się na jego twarzy.
- Rainamar, nie mów mi, że nie masz na mnie ochoty. – jęknąłem z pewną nutą desperacji w głosie. On tylko wzruszył ramionami i podszedł do łóżka. Złapał mnie za włosy i pociągnął, zmuszając mnie do odchylenia głowy. Pocałował mnie mocno, prawie odbierając mi oddech.
- O kurwa... - rzuciłem, gdy wreszcie się ode mnie oderwał.
- Uważaj na słowa. – uśmiechnął się szelmowsko, siadając okrakiem na moich udach. – Powiedz, co ci chodzi po głowie... - mówił dalej mój narzeczony, gładząc mnie niespiesznie po brzuchu. Rzuciłem mu uśmieszek i przyciągnąłem go za warkocz.
- Nie wiem, na co się zdecydować. – przyznałem i pocałowałem go lekko. Zamruczał i potarł swoim policzkiem o mój.
- Wszystko, co chcesz. – odparł, całując mnie wzdłuż szczęki. Objąłem go mocniej, zmuszając go, żeby się na mnie położył.
- Tylko uważaj, chcę jutro usiąść na konia. – ostrzegłem go, głaszcząc go po plecach. Roześmiał się, podnosząc się nagle. Ściągnął koszulę przez głowę i zabrał się za rozpinanie spodni. Nieco mu pomogłem i rzuciłem wszystkie części jego garderoby na podłogę. Skrzywił się na widok tego.
- Casius, co jeśli ta podłoga jest brudna... - powiedział, kładąc się obok mnie.
- Nie psuj nastroju. – zganiłem go i pocałowałem, mając nadzieję, że się wreszcie zamknie. Uśmiechnął się szeroko, tak, że widoczne były jego orkowe kły. Rozbawił mnie ten widok. Przekręciłem go na plecy i znów pocałowałem. Objął mnie, tym razem delikatnie jedną ręką. Drugą głaskał mnie po włosach. Otworzył oczy, choć nie zdawałem sobie sprawy, że je zamknął i spojrzał na mnie, wciąż się uśmiechając. Jego tęczówki były jasnobrązowe, nie czarne. Nie czarne. Zadrżałem, choć wcale nie było mi zimno.
- Rainamar.
Zamruczał, przymykając lekko oczy. Pogładził mnie po policzku.
- Masz coś... - zapytałem go i rozejrzałem się po pokoju.
- W torbie. – odparł, chcąc się podnieść, ale go zatrzymałem. Zwlokłem się z łóżka i podszedłem do komody obok drzwi, na której leżała podróżna torba Rainamara. Dosyć szybko znalazłem jakiś olejek.
- Nie wiedziałem, że nosisz ze sobą takie rzeczy.
- Trzeba być przygotowanym na wszystko. – odparł, wcale nie zrażony moimi słowami. – Teraz to ty każesz na siebie czekać, myśliwy. – stwierdził mój narzeczony.
- Trochę cierpliwości, kapitanie, nie zaszkodziło jeszcze nikomu. – powiedziałem, wracając do łóżka. Pochyliłem się i pocałowałem go, jednocześnie próbując otworzyć moje znalezisko. Rainamar przyciągnął mnie do siebie i po chwili leżałem na łóżku a on na mnie. Całował mnie po szyi, potem wzdłuż klatki piersiowej, schodząc coraz niżej. Spojrzał na mnie z szelmowskim uśmieszkiem. Jego bursztynowe oczy pociemniały, błyszcząc w blasku świeczek. Potarł policzkiem o moje biodro i pocałował lekko. Chwilę później prawie zachłysnąłem się powietrzem, kiedy bez ostrzeżenia wziął mnie do ust. Kurwa. Ledwie się powstrzymałem przed przekleństwem. Mimowolnie dotknąłem jego policzka, czując siebie pod jego skórą. Zadrżałem, wypinając biodra ku górze. Powstrzymał mnie, skutecznie przyciskając mnie do łóżka.
- Rainamar...
Zamruczał i zamknął oczy. Poczułem go w sobie. Olejek był zimny, ale to uczucie tylko bardziej mnie podnieciło.
- Wystarczy już, choć do mnie. – chciałem, żeby się pospieszył. Podniósł się nagle i pochylił nade mną. Pocałowałem go mocno, smakując siebie. Bez słowa podał mi mały flakonik. Wylałem niewielką ilość na dłonie a resztę odstawiłem na stolik nocny. Przynajmniej taką miałem nadzieję, bo nie patrzałem co robię. Dotknąłem go, jednocześnie mocno całując. Olejek był przyjemnie śliski, co dawało nawet miły kontrast z jego twardą erekcją. Przyciągnął mnie do siebie, całując wszędzie, gdzie mógł dosięgnąć.
- Rainamar, pieprz mnie wreszcie. – wyszeptałem mu do ucha. Uśmiechnął się tylko, spychając mnie z powrotem na plecy i wsuwając poduszkę pod biodra.
- Sam tego chciałeś, Casius. – powiedział cicho. Wszedł we mnie powoli i delikatnie, cały czas patrząc mi w oczy. Pożądanie płonęło w jego jasnobrązowym spojrzeniu, a jednocześnie było w nim tyle miłości. Ująłem jego twarz w dłonie i pocałowałem.
- Pewnie, że chciałem. – wyszeptałem.
- Kocham cię. – powiedział mój narzeczony, obsypując moją twarz pocałunkami. – Wszystko dobrze, Casii?
- Tak. – zapewniłem go. Poruszył się lekko, opierając się na łokciach.
- Dobrze ci? – uśmiechnął się, odgarniając mi włosy z twarzy.
- Z tobą prawie zawsze. – powiedziałem z rozbawieniem.
- Prawie?
- Prawie – potwierdziłem, obejmując go mocno. – Rainamar, chcę więcej.
- Czeka nas jeszcze dzień podróży. – przypomniał mi. Jęknąłem, bardziej z powodu frustracji niż przyjemności. Było mi dobrze, bardzo dobrze, ale jego tempo było cholernie wolne.
- Rainamar!
- Cicho, kochany. – wyszeptał i pocałował mnie delikatnie. – Przestań myśleć, pozwól sobie czuć.
Wzmocniłem swój uścisk, chcąc go mieć jak najbliżej siebie. Doprowadzał mnie do szaleństwa swoją delikatnością. Nie spieszył się. Czułem go w sobie, na całym ciele, na moich ustach. Oddychał głośno i ciężko, starając się być cicho. Przyspieszył, choć jednak nie tak, jakbym sobie tego życzył.
- Casius... - powiedział prawie bezgłośnie, gładząc mnie po policzku i ustach.
- Rhain...
- Jesteś piękny. – mówił mi mój narzeczony, a jego ruchy były coraz bardziej chaotyczne. – Mój.
- Tak. – zgodziłem się pospiesznie, wypychając biodra ku górze. Tak dobrze. – Rhain, nie przestawaj.
Pocałowałem go mocno, czując, że jestem już blisko. Zacisnąłem dłonie na jego ramionach, wbijając paznokcie w skórę. O tak, Rainamar, właśnie tak. Orgazm wstrząsnął moim ciałem. Przez chwilę zupełnie nie obchodziło mnie co się dzieje. Rainamar doszedł, tłumiąc swój krzyk pocałunkami. Leżałem tak przez dłuższy moment, obejmując go mocno. Jego ciało drżało, ale oddech się uspokajał.
- Kochany? – zapytałem, próbując zwrócić na mnie jego uwagę. Niestety, nie udało mi się to. Pocałował mnie w szyję, ale nie uniósł głowy. – Mój piękny, wszystko dobrze?
- Tak. – zapewnił mnie, biorąc głęboki oddech.
- Kocham cię, wiesz o tym? – wyszeptałem i pocałowałem go w policzek. Poczułem na mojej skórze jego uśmiech.
- Ja ciebie też. – odrzekł bardzo poważnie. Pocałowałem go raz jeszcze, głaszcząc po czarnych włosach.
- Spróbuj zasnąć. To będzie ciężki dzień.
- Wiem.
- Kocham cię. – powtórzyłem raz jeszcze, sam bardzo pragnąc to usłyszeć. Rainamar podniósł się w końcu, patrząc na mnie. Jego bursztynowe oczy były szkliste, jakby od łez. – Rainamar?
- To nic, wpadłem w jakiś sentymentalny nastrój. – rzucił z ironią w głosie półork.
- Nie ty jeden.
- Casius, wszystko będzie dobrze. Wiem, że te słowa nie brzmią najlepiej, ale ja w to wierzę. Jestem z tobą.
- Dziękuję ci. – powiedziałem, naprawdę czując się lepiej.
- Jeśli masz jakieś wątpliwości, powiedz tylko słowo, a wrócimy.
- Chciałbym, Rhain, ale pewne rzeczy trzeba doprowadzić do końca. Wiesz, że cieszę się, że jesteś ze mną. Niecodziennie człowiek dowiaduje się, że wszystko to, co mu wmawiano okazuje się zwyczajną nieprawdą. Chcę wiedzieć, co zmusiło ojca do podjęcia takiej decyzji. Być może czuję strach, ale chcę poznać prawdę. – wytłumaczyłem mu. Sam nie byłem pewien, jak nazwać uczucia, których doświadczałem, myśląc o mojej matce, o jutrzejszym dniu, o Liamie.
Rainamar nic nie odpowiedział. Nie musiał. To, że był że mną było dla mnie wystarczającym wsparciem. Z resztą żadne słowa nie uspokoiłyby mnie.
Pocałował mnie raz jeszcze po czym położył głowę na moim ramieniu, obejmując mnie lekko.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. – odrzekł cicho.

***


Leith był w znakomitym humorze, choć sam nie wiem, dlaczego. Być może powiodło mu się wczoraj i kolejna kobieca duszyczka dostała się w jego szpony. Dziwne, bo myślałem, że jego związek z Lilijką to coś poważnego. Widać myliłem się bardzo. Oczywiście nie mam prawa kogokolwiek moralizować. Ich związek nie jest moją sprawą. Lilijka nie wydawała się być wcale smutna czy zła. Wręcz przeciwnie. Rozmawiała z Leithem, uśmiechając się promiennie. Dziwne.
- Wspaniały dzień! – zachwycał się czarownik, spoglądając na mnie znacząco. Nie wiedziałem, o co mu chodzi.
- To zależy dla kogo. – odparłem. Niestety, w przeciwieństwie do niego, nastrój mi nie dopisywał, mimo wczorajszej nocy. Mimowolnie spojrzałem na Rainamara, którzy stał na środku drogi, przyglądając się panoramie niewielkiego miasteczka, rozciągającego się przed nami.
- Mówiłeś, że to wioska... - powiedział półork, zwracając się do Leitha.
- Och, małe przejęzyczenie! - odrzekł nieco niezrażony jasnowłosy mężczyzna, również rzucając okiem w stronę zabudowań. – Nieco przerośnięta wioska!
- Nieco? – zapytał z niedowierzaniem Rainamar, patrząc na Leitha, jakby mu czegoś brakowało. Czarownik tylko wzruszył ramionami, wcale nie zamartwiając się niezadowoleniem Rainamara.
- Nie ma co gadać, kapitanie. Wreszcie dotarliśmy do Eivenlath! Dzięki Stwórcy już niedaleko do Dare i...
- Dare? Kto to jest i co ma wspólnego z... - wtrącił zaraz Rainamar, jednak czarownik uniósł rękę w górę.
- Wystarczy pytań jak na jeden dzień! Zechcesz poprowadzić, kapitanie, czy mi przypadnie ten zaszczyt?
- Czuj się jak u siebie, Leith. Coś mi się widzi, że dobrze znasz to miejsce. – odparł nieco rozgniewany półork. Leith dosiadł swojej klaczki i ruszył przed siebie, uśmiechając się lekko.
- Po cóż te nerwy, kapitanie Ashghan! – rzekł niezwykle spokojnie, oglądając się za siebie.
- Leith, tak się składa, że mam sztylet przy siodle, więc nie zmuszaj mnie, żebym go użył. Zaręczam ci, że wiem jak.
- Ha, chciałbym to zobaczyć, lecz jeśli pozwolisz, wybierzemy inny obiekt treningowy. – ucieszył się czarownik. Rainamar tylko westchnął głośno i nie odpowiedział nic więcej.
Miasteczko było dosyć sporych rozmiarów. Nie tak duże, jak Aeral, jednak wciąż było imponujące. Na pewno nie przypominało w żaden sposób wsi. Nie wiem, jak Leith mógł w ogóle opisać tym słowem to, co teraz widzę przed sobą.
Brama była otwarta i nie pilnowali jej strażnicy. Tuż obok niej były stajnie, gdzie zostawiliśmy konie. Piesza wędrówka zdecydowanie bardziej się teraz opłacała.
- Czego szukamy? – zapytała Lilijka, oglądając się na Leitha.
- Raczej kogo. – poprawił ją czarownik. Zaraz spostrzegł jakiegoś prostego chłopka, który przyglądał się pieczywu na straganie obok. Bez dłuższego namysłu podszedł do niego i zaczepił go.
- Panie, nie wiesz, gdzie mogę znaleźć myśliwego Bryce’a Ryanna? – zapytał. Nazwisko to nic mi nie mówiło. Chłopek spojrzał na niego spode łba. Jego wzrok przeniósł się na nas.
- Coście za jedni? – zapytał zaraz z wielką podejrzliwością. Mówił płynnie w imperialnym, choć jego akcent był czysto sadalski.
- Cóż, na pewno nie tutejsi. – odrzekł złośliwie Leith Daire. Chłopek zmierzył go nieprzychylnym wzrokiem.
- Jak będziesz błaznować, paniczyku, to nikogo nie znajdziesz. – skwitował go nieznajomy. Lilijka zaśmiała się cicho.
- Po cóż te nerwy, chciałem tylko rozładować atmosferę. – odrzekł Leith, próbując się wytłumaczyć. Chłopek tylko pokiwał głową.
- Jesteś z Imperium? – zapytał z niesmakiem.
- Tak, ale jestem tylko skromnym czarownikiem.
- Żołnierz, czarownik, król, jedna imperialna cholera. – odrzekł chłopek, jak gdyby głosił bardzo poważny wykład. – Jeśli szukasz Bryce’a to cię muszę zmartwić, bo poszedł z chłopakami na polowanie. Znając go, nie wróci zbyt szybko.
- To się dobrze składa. – stwierdził Leith, ku mojemu zaskoczeniu.
- Niby dlaczego? – zastanowił się chłopek.
- Mam sprawę do jego żony. – ujawnił bez skrępowania czarownik. Chłopek uniósł jedną brew w górę.
- Sprawę? – zapytał z powątpiewaniem.
- Ano, sprawę. Dwudziestopięcioletnią sprawę. – dodał jasnowłosy. Poczułem się tak, jakby moje serce przestało bić. Rainamar ujął mnie za rękę, ściskając ją delikatnie.
- Jest u siebie w domu. Wiesz, jak tam trafić? – zapytał chłopek, wyczuwając chyba poważniejszą rzecz.
- Będę wiedział. – odrzekł Leith, rzucając mi urwane spojrzenie.
Bez słowa podążyłem za nim.












Komentarze
Lazguron dnia stycznia 30 2014 19:29:49
No, wreszcie trochę seksu! Jakżeby Rainamar mógł odmówić swojemu mężczyźnie odrobiny ciepła i zabawy? smiley Swoją drogą ciekawe jak się potoczą losy Leitha i Lilijki, kiedy już pierwsza fascynacja minie i wrócą do Aeral, mag zniknie, dziewce dalej będzie odpowiadała ta sytuacja czy może zażąda konkretów? Hmm
Z innej beczki, jak zareaguje ta biedna kobieta, biologiczna matka Casiusa, kiedy go przed nią postawią i przedstawią. No i co na to jej mąż, notabene również myśliwy? Nie ma co, atmosfera się zagęszcza.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

wietne! wietne! 100% [1 Gos]
Bardzo dobre Bardzo dobre 0% [adnych gosw]
Dobre Dobre 0% [adnych gosw]
Przecitne Przecitne 0% [adnych gosw]
Sabe Sabe 0% [adnych gosw]
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum