The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 26 2024 00:34:52   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
To ja, elf 6


Mijały kolejne dni. Marek uważnie obserwował wszystkich w koło oczekując jakiegoś ataku z ich strony. Obserwując Malniha zdążył zauważyć, że cieszy się on sporym szacunkiem wszystkich mieszkańców wioski, więc zrozumiałe by było gdyby ktoś próbował „stanąć w obronie” łucznika. Biorąc to pod uwagę, cały czas był czujny i gotowy odeprzeć atak nie tylko słowny, ale też i cielesny, chociaż z tym drugim, to by było sporo problemu. Marek nie potrafił walczyć, a te szczątkowe umiejętności kung-fu raczej do niczego by mu się nie przydały. Chodził więc przez cały czas czujny, jednak atak nie następował. Spotykał się jedynie z chłodną uprzejmością. Męczyło go to, jeśli więc nie musiał, nie wychodził z chaty. Na początku próbował jeszcze zagadywać Tahnira, jednak ten coraz częściej wymawiał się pracą i chociaż Marek proponował pomoc przy zbieraniu ziół, medyk nie korzystał z pomocy twierdząc za każdym razem, że właśnie był w lesie i nazbierał ile trzeba. W pary takich próbach Marek zrozumiał, że nawet Tahnir jest przeciwko niemu i zrezygnował, jeszcze bardziej zaszywając się w swojej chacie. Skorzystał na tym jego ogródek, któremu poświęcał teraz całą swoją uwagę. I tak przecież nie miał nic innego do roboty.
Niestety zaczął mu ciążyć brak osób, z którymi mógłby swobodnie porozmawiać, a kiedy słyszał wszystkie odgłosy do niego dolatujące, widział elfy wesoło między sobą rozmawiające, żal ściskał serce. Jednak wciąż uparcie odmawiał zaakceptowania tego, w co go, jak uważał, wplątali nie zapytawszy go nawet o zdanie. Tak mu to wszystko zaczęło ciążyć, że po raz pierwszy na poważnie pomyślał o powrocie do swojego starego życia. Na początku, kiedy tu się znalazł, myślał o tym bezustannie, lecz ciekawość i chęć poznania rasy elfów sprawiała, że za każdym razem, gdy w głowie pojawiała się myśl, ze czas wracać do domu, szybko była ona gaszona stwierdzeniem, że jeszcze zdąży, że pomyśli o tym jutro. Przychodziło jutro i sytuacja się powtarzała. Aż ta uparta myśl, stawał się coraz mniej natrętna i w pewnym momencie przestał się w ogóle pojawiać, Marek zaakceptował nową sytuację i postanowił zostać. Teraz jednak myśl o powrocie do domu wróciła i to ze zdwojoną siłą. I tym razem nie została zgaszona.
Wiedziony myślą o powrocie do domu zaczął wypuszczać się do lasu w celu odnalezienia tego miejsca od którego to wszystko się zaczęło. Niestety nie wiedział w którym kierunku musi iść, więc kręcił się to tu, to tam, bez żadnego planu. Parę razy nawet udało mu się zabłądzić, lecz za każdym razem dziwnym trafem odnajdywał drogę, która zawsze prowadziła do Jeziora Marzeń. Zdarzały się też dni, kiedy był tak zmęczony, ze po prostu kładł się na ziemi i zasypiał, a rano, wypoczęty wystarczająco kontynuował poszukiwania. Niestety cały czas chodził po lesie bez celu, aż w końcu zrozumiał, że nie wróci do domu. Poza tym był głodny i połamany od spania na ziemi. Zatęsknił za łóżkiem w swojej chacie. Wrócił więc do wioski. Oczywiście dostał od innych elfów coś do jedzenia, ale oprócz tego poczęstowali go też obojętnością i milczeniem. Miał tego dość. Tego dnia, gdy zrozumiał, że jest uwięziony nie tylko w tym świecie, ale tez i wiosce, długo w nocy rozmyślał nad całą tą sytuacją. Próbował znaleźć jakieś rozwiązanie. Niestety, jedyne myśli, jakie chciały mu przyjść do głowy, były sprzeczne ze sobą i niczego nie rozwiązywały. W jednej chwili gotów był się podporządkować i rozważał nawet różne warianty życia z Malnihem, w drugiej, zaprzeczał temu gwałtownie, denerwując się, że nikt, tym bardziej jakieś elfy, które przecież nie istnieją w realnym świecie, nie będzie mu mówił jak ma żyć. I tak w kółko: tak, nie, tak, nie, aż w końcu był tak tym wszystkim zmęczony, że zasnął. Sen miał ciężki i niespokojny, a jak się już obudził, nie pamiętał z niego nic. Za to był ociężały i jedyne co tolerował jego organizm, to był dalszy sen. Na początku próbował nad nim zapanować, lecz kiedy usnął z kanapką w ustach, skapitulował i położył się spać. Wstał gdy słońce było już wysoko na niebie. Tym razem był bardziej wyspany. Poprzedniego dnia, zanim zasnął postanowił porozmawiać z Tahnirem jeszcze raz. Poszedł do niego z bijącym z niepokoju sercem. Okazało się, że medyk jest w chacie.
Kiedy wszedł do środka, pierwszym, co zobaczył, był Tahnir siedzący przy stole i jakiś elf leżący w jego łóżku. W pierwszej chwili zabolało go gdzieś w piersi na myśl, że obiekt jego westchnień w końcu znalazł sobie kochanka, jednak szybko do serca wkroczyła nadzieja, że może to tylko ktoś chory. Przecież on, kiedy tu trafił tez spędził kilka dni w tahnirowym łóżku zanim mógł wstać.
- Kto to? – zapytał siląc się na obojętność.
- Malnih – odparł Tahnir nie przestając rozdrabniać ziół.
- Malnih? – zdumiał się. – A co mu jest?
- Umiera.
- Jak to?
- Pamiętasz, jak mówiłem ci, że elfy kochają raz na całe życie? Jeśli ich miłość nie zostanie odwzajemniona, umierają. Odrzuciłeś Malniha i on teraz umiera.
- Ale przecież… - Marek nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Sądził, że to jakiś podstęp ze strony elfów, by go nakłonić do zmiany decyzji. – Przecież niedawno go widziałem i czuł się doskonale.
- Nie było cię kilka dni, Marek, więc nie widziałeś jak śmierć powoli zabierała Malniha. Najpierw coraz częściej nie trafiał do celu, potem miał problemy z wysławianiem się, potem nie mógł nic jeść ani pić, wszystko zwracał, a na koniec jego ciało odmówiło posłuszeństwa. To tylko kwestia czasu, kiedy odejdzie na zawsze. Objawy są zawsze takie same, tylko czas ich trwania może być różny u różnych elfów. Osobiście nie miałem okazji obserwować żadnego takiego przypadku, ale stare księgi opisują ich pełno. Podobno, im mocniej kocha elf, tym szybciej to wszystko się pojawia i tym szybciej przychodzi śmierć. Niestety, krótko będę miał okazję go obserwować, ale może uda mi się zaobserwować cos nowego, czego nie opisują stare księgi.
- A więc dla ciebie on jest tylko obiektem doświadczalnym?! – zapytał Marek z wyraźnym gniewem. I chociaż nie lubił Malniha, to jednak w tym momencie poczuł do niego współczucie.
Tahnir przerwał zajęcie i popatrzył smutno na rozmówcę.
- A twoim zdaniem co mam robić? Śmierć to nie jest choroba, nie ma na nią leku. Jedyne co mogę, to obserwować i starać się wyciągnąć jak najwięcej obserwacji, by w przyszłości pomóc innym chociaż załagodzić moment odejścia. Niestety, ktoś musi się poświęcić.
- Jesteś kompletnie bez serca! – wykrzyknął coraz bardziej zbulwersowany Marek.
- I kto to mówi? – Medyk wrócił do krojenia ziół. – Gdybyś ty okazał serce i przyjął go, sie byłoby całej tej sytuacji.
Marek sapnął gniewnie. Usilnie starał się wymyślić jakaś cięta ripostę, lecz miał w głowie kompletną pustkę. Zirytowany wyszedł z chaty trzaskając głośno drzwiami. Poszedł nad jezioro. Potrzebował się uspokoić. Usiadł na brzegu i zapatrzył się w spokojną taflę. Przez jego głowę zaczęło przelatywać tysiące myśli i obrazów, jednak nie przynosiły one nic nowego, więc szybko wyrzucił je z głowy, starając się kompletnie nie myśleć. Siedział tak nie wiadomo jak długo, gdy nagle usłyszał jakieś przybliżające się do niego głosy. Podniósł się powoli chcąc odejść. Nie miał ochoty wpadać na nikogo. Odwrócił się w stronę przeciwną, do tej, z której dolatywały głosy i aż odskoczył przerażony. Przed nim stał młody elf. Chociaż nie pamiętał jego imienia, to jednak rozpoznawał go: to był jeden z tych, których ostatnio szkolił Malnih.
- Przepraszam, nie słyszałem jak nadchodzisz. Ale spoko, już sobie idę – mruknął Marek i chcąc go ominąć przesunął się w prawo. Jednak elf też się przesunął, znowu tarasując mu drogę, wiec Marek bez słowa skierował się w lewo. Jednak, gdy młodzieniec znowu mu przeszkodził, zirytował się.
- Przepraszam, chciał bym przejść – powiedział w miarę spokojnie.
- Nigdzie nie pójdziesz – odparł młody elf i pchnął go w pierś tak mocno, że aż Marek poleciał do tyłu i upadł na ziemię. Już chciał powiedzieć, co o tym myśli, gdy głosy, które wcześniej słyszał, przybliżyły się i za plecami ujrzał kolejnych pięciu młodych elfów. Otoczyli go. Ich miny nie wróżyły nic dobrego. Nerwowo przełknął ślinę. Bał się jak cholera, jednak nie chciał tego po sobie pokazać. Powoli podniósł się i otrzepał z ziemi.
- Czego chcecie?
- Już ty wiesz, czego chcemy – odparł jeden z napastników.
- Nie wiem.
W tym momencie podszedł do niego chłopak o imieniu Kasamir, syn Smerthy. Jego mina nie wróżyła nic dobrego.
- Przez ciebie nasz mistrz umiera – wysyczał.
- Nikogo nie zabiłem – odparł odruchowo. – Nikomu nie zrobiłem krzywdy.
- Zrobiłeś – odparł inny występując z kręgu. – Przez ciebie nasz mistrz Malnih leży bez życia. Tahnir mówił, że nie dożyje do jutrzejszego ranka. A wszystko to przez to, że nie chcesz go zaakceptować, zgodnie z naszym zwyczajem – warknął chłopak i dźgnął go mocno w pierś. – Najwspanialszy łucznik i elf umiera przez ciebie.
Kolejne pchniecie w pierś, tym razem na tyle mocne, że Marek aż cofnął się kilka kroków wpadając na kogoś. Zanim złapał równowagę, został pchnięty w plecy i poleciał do przodu. Odruchowo wyciągnął ręce przed siebie, by ochronić się przed ewentualnym upadkiem i trafił w pierś stojącego przed nim chłopaka. Tamten zaskoczony poleciał do tyłu i upadł na ziemię. Jego koledzy rzucili się na Marka wykrzykując w jego stronę epitety.
- Zostawcie go w spokoju! – doleciało nagle gdzieś z boku.
Wszyscy zamarli i odwrócili się w stronę z której dochodził głos.
- Mistrzu… - wystękał zdumiony jeden z chłopaków. Na brzegu lasu stał Malnih z napiętym łukiem, gotowy do wypuszczenia strzały.
- Powiedziałem byście go zostawili w spokoju – wydyszał z trudem elf.
Marek wyraźnie widział jego bladą twarz, podkrążone oczy, zapadnięte policzki i pot spływający po skroniach. Pierś łucznika unosiła się gwałtownie, jakby z trudem oddychał, walcząc o każdy łyk powietrza.
- Ale mistrzu – jeden z młodzieńców wystąpił kilka kroków do przodu. – przez niego ty umierasz.
- To nie wasza sprawa – wydyszał Malnih. – Odejdźcie. Ale już!
- Jak każesz, mistrzu – odpowiedzieli wszyscy posłusznie, skłonili głowy i odeszli. Mlanih jeszcze przez chwilę trzymał napięty łuk uważnie śledząc odchodzących, a gdy zniknęli ze horyzontem, zwolnił cięciwę i wbił łuk w ziemię, po czym oparł się na nim całym ciałem, próbując zachować równowagę. Jednak ciał nie chciało go słuchać, osunął się na ziemię, wciąż trzymając w dłoniach łuk.
- Malnih! - wykrzyknął Marek i podbiegł do elfa. Leżał skulony, z zamkniętymi oczami, ciężko oddychając. Przewrócił go na plecy i odgarnął włosy z bladej twarzy. – Malnih… - W jego głosie słychać było niepokój.
Elf z trudem otworzył oczy. Widząc pochylającego się nad nim Marka, wyszeptał z trudem: - Jesteś bezpieczny, to dobrze.
- Co ty tu robisz? Tahnir mówił, że ledwo żyjesz. Jakim cudem się tu znalazłeś?
- Czułem, ze grozi ci niebezpieczeństwo, więc zebrałem wszystkie siły i przyszedłem tutaj. Nie mogłem pozwolić by coś ci się stało.
- Ale dlaczego? – zdumiał się. – Przeze mnie tracisz życie, a mimo to chcesz mi pomagać? Dlaczego?
- A ty byś nie pomógł osobie, którą kochasz?
- Dlaczego mówisz, że mnie kochasz? Przecież przez cały czas na mnie warczałeś. Ten wasz głupi rytuał namieszał ci w głowie. Gdyby nie on, dalej byś był dla mnie niemiły.
- Nie mów tak. Rytuał nie jest głupi. Pozwala nam elfom łączyć się w szczęśliwe pary na całe życie. – Zamilkł próbując raz i drugi oblizać spierzchnięte usta.
- Chcesz się napić wody?
- Chcę.
Marek podszedł do jeziora i nabrał wody w złączone ręce. Wrócił do Malniha. Niestety elf był zbyt słaby by podnieść głowę, a Marek nie chciał Mo wlewać wody do ust w pozycji leżącej. Bał się, że w ten sposób elf mógłby się zakrztusić. Przez chwilę stał zastanawiając się jak napoić umierającego. W końcu doszedł do wniosku, że możliwe jest tylko jedno rozwiązanie. Podszedł do jeziora i nabrał w usta tyle wody ile tylko zdołał. Następnie podparł Malniha, pomagając mu podnieść się do pozycji półsiedzącej i złączywszy swoje usta z jego, napoił go.
- Dziękuję – wyszeptał Malnih kiedy już po wszystkim leżał na ziemi. Marek pod wpływem niezrozumiałego impulsu usiadł podkładając własne kolana pod głowę elfa.
- Przepraszam – wyszeptał zduszonym głosem.
- Nie przepraszaj – odparł elf. – To nie twoja wina.
- Moja. Gdybym zaakceptował to wszystko…
- Ale nie zaakceptowałeś. Miałeś prawo. Nie jesteś jednym z nas, nie musisz przestrzegać naszych zasad.
- Ale jestem zmuszony żyć między wami. Nie mogę wrócić do mojego świata, więc muszę żyć tutaj. Sam nie przeżyję, jestem zdany na waszą łaskę, a wątpię żeby ktokolwiek jeszcze był mi przychylny po tym jak przeze mnie umrze najlepszy łucznik wśród elfów. Ciebie darzą ogromnym szacunkiem wszyscy, a ja? Ja jestem tylko intruzem.
- Zawsze możesz się udać do miasta ludzi i tam żyć.
- Nie wiem czy chcę. Przyzwyczaiłem się już do życia wśród was, do tego, ze nigdzie nie musze się spieszyć… Zupełnie inaczej niż w moim świecie, tam każdy gdzieś się spieszy, za czymś goni.
- Opowiedz mi o swoim świecie.
- Czemu o to pytasz? – zdumiał się.
- Chciałbym cię lepiej poznać.
- Mój świat jest zupełnie inny, nie ma tak czystego powietrza, jak u was, nie ma tego spokoju, ludzie myślą tylko o sobie i swoich potrzebach. W moim świecie rządzi pieniądz. Jak nie mas pieniędzy, to nie masz nic. Za wszystko trzeba płacić pieniędzmi. Ludzie nie okazują sobie uczuć tak jak elfy. Wyrządzają sobie nawzajem mnóstwo zła.
- Smutny ten twój świat.
- Ano smutny. Ten jest o wiele przyjemniejszy. Chciałbym tu jednak zostać, ale nie mogę.
- Możesz. Wystarczy, że zaakceptujesz moje uczucie.
Marek westchnął ciężko. Jeszcze niedawno wkurzyłby się na takie gadanie, teraz tylko zrobiło mu się smutno.
- To nie takie proste, Malnih. Nie można kogoś zmusić do kochania. Poza tym nie mogę cię zaakceptować jeśli moje serce należy do kogoś innego.
- A tamta osoba odwzajemnia twoje uczucie?
- On nawet o tym nie wie.
- Więc dlaczego mu nie powiesz? Powiedz, inaczej skończysz tak jak ja.
Marek cicho prychnął rozbawiony.
- Wiesz, my ludzie nie podchodzimy do tych spraw tak jak elfy. My możemy kochać kilka razy, a jeśli ktoś odrzuci nasze uczucie, szukamy innego, aż w końcu zostanie odwzajemnione.
- Więc tym bardziej powinieneś mu powiedzieć, żeby wiedzieć czy masz szansę czy musisz szukać dalej.
- To wiem już od dawna. Nie ma możliwości, by odwzajemnił moje uczucie.
- Więc możesz zaakceptować mnie. Wiesz, że ja…
- To nie takie proste, Malnih. Nie można zmusić serca by przestało kochać. Chyba dawno nie myłeś włosów – postanowił zmienić temat, który jego zdaniem, wkraczał na niebezpieczne tory. – Co powiesz na kąpiel w jeziorze?
- Wiesz, że nie mam siły.
- Ja ci pomogę.
- Więc chętnie.
Marek wstał i wziął Malniha na ręce. Obawiał się, że będzie miał problemy z doniesieniem elfa do wody, ale okazało się, że jest on tak lekki, że nawet nie zasapał się idąc do wody. Zdziwił się tym, pamiętając, że przecież Malnih był dobrze zbudowanym elfem. Na brzegu jeziora rozebrał najpierw siebie, do bielizny, a potem Malniha, pozostawiając mu jedynie przepaskę zasłaniającą genitalia. Dopiero po rozebraniu elfa zrozumiał dlaczego jest on tak lekki. Po jego mięśniach nie było śladu, zapadnięta klatka piersiowa pozwalała policzyć wszystkie żebra. Dziwna gula ścisnęła Markowi gardło. Wziął elfa na ręce i wszedł do wody. Kiedy już byli całkiem zanurzeni, złapał go pod ramiona i popłynął w stronę drugiego końca jeziora, gdzie pod skałą, w niewielkiej odległości od wodospadu, leżały ogromne głazy, na których można było usiąść. Były one różnej wielkości, niektóre zanurzone całkowicie, niektóre tylko częściowo. Marek wybrał taki głaz, że gdy na nim usiadł, woda sięgała mu do piersi. Na szczęście był on wystarczająco duży, by zmieściły się na nim dwie osoby. Rozszerzył nogi i usadził między nimi Malniha, opierając go o własną pierś.
Siedzieli w milczeniu. Marek nabiera w dłonie wodę i polewał nią elfa.
- Dasz radę usiedzieć sam? – zapytał w pewnej chwili. Malnih tylko potrząsnął głową. Marek ostrożnie usadził go opierając o skała, a sam zanurkował. Dzięki Tahnirowi poznał dużo ziół. Wprawdzie nie był w stanie zapamiętać ich wszystkich, jednak jakieś informacje zostały mu w głowie. Dzięki temu był w stanie rozpoznać rośliny rosnące na dnie jeziora i wiedział, że sok wydzielany przez mięsiste liscie jednej z nich, świetnie nadaje się do mycia ciała i pozostawia gładką skórę i i miły zapach. Narwa kilka łodyg tej rośliny i wrócił do Malniha. Elf siedział na szczęście tak jak go zostawił.
- Już jestem. Tahnir mówił, że te rośliny świetnie nadają się do mycia – pokazał elfowi roślinę. Ten otworzył oczy i uśmiechnął się lekko.
- Widzę, że powoli się aklimatyzujesz.
- Tak myślisz? – zapytał Marek siadając tak, by móc Malnihowi umyć głowę.
- Oczywiście. Pamiętam jak się u nas pojawiłeś. Nic wtedy kompletnie nie umiałeś, a teraz pomagasz wszystkim, znasz zioła. Powoli tajesz się jednym z nas.
- Wiesz, że nigdy nie będę jednym z was. Zawsze będę się wyróżniał.
- Wygląd jest nie ważny, nie przeszkadza nam, że jesteś człowiekiem. Chodzi o to, jak się zachowujesz i co robisz. A ty nie zachowujesz się jak człowiek, tylko jak elf.
- Czyżbyś właśnie powiedział mi komplement? – zdumiał się Marek przerywając na chwilę mycie włosów elfa. Ten tylko zaśmiał się w odpowiedzi.
Po skończonej toalecie Marek znowu usiadł opierając Malniha o własna pierś.
- Teraz jest o wiele lepiej – powiedział dotykając nosem mokrych włosów elfa. – Ta roślina ma faktycznie bardzo miły zapach. Aż dziwne, że wcześniej jej nie używałem.
- No widzisz, kolejna korzyść z zadawania się ze mną – powiedział Malnih ze śmiechem, chociaż wyjątkowo cicho.
- Masz rację – odparł Marek. Był zdziwiony, że kolejna aluzja elfa na temat ich związku nie wywołała w nim takiego gniewu jak wcześniej. – Tutaj jest tak pięknie.
- Cicho i spokojnie – dodał Malnih.
- Gdybym mógł, to bym nigdy nie wychodził z wody.
- I byś się zamienił w rybę – stwierdził rozbawiony Malnih.
- Oj, lepiej nie, bo jeszcze byś mnie przez przypadek zjadł. – Markowi udzielił się dobry humor elfa.
Roześmieli się obaj. Marek bezwiednie zanurzył twarz we wciąż mokrych włosach elfa i wciągnął powietrze pełną piersią. Zamknął oczy i przez chwilę delektował się przyjemnym zapachem.
- Ładnie pachniesz – wyszeptał z twarzą przez cały czas zanurzoną we włosach, przy okazji, zupełnie bezwiednie, obejmując elfa bardziej… czule. Malnih drgnął zaskoczony, a jego serce zaczęło bić szybciej. W głosie Marka usłyszał dziwną nutę, chociaż gdyby go ktoś potem spytał o to, powtarzałby, że to czułość. Tymczasem Marek zachowywał się, jakby zapach „szamponu” znarkotyzował go; nie przestawał wąchać włosów, a jego dłonie delikatnie błądziły po ciele Malniha. W pewnym momencie elf powoli przekręcił głowę, tak, że jego usta znalazły się blisko ust Marka. Zatrzymał się i czekał. Chociaż tak bardzo chciał pocałować marka, jednak nie chciał psuć tej atmosfery, więc po prostu czekał, licząc na to, że Marek tym razem go nie odrzuci. Jego cierpliwość została nagrodzona dość szybko. Poczuł jak usta Marka stykają się z jego najpierw delikatnie i niepewnie, jakby badały grunt, potem bardziej stanowczo.
Marek w pewnym momencie zupełnie wyłączył myślenie i poddał się nastrojowi i gdy poczuł oddech elfa na swoich ustach, kompletnie się nie zastanawiał i go pocałował. Usta elfa były ciepłe, namiętne i wygłodniałe. Nie minęło wiele czasu, gdy przyjemność jaką Marek czerpał z pocałunku, ogarnęła całe jego ciało. Oderwał się na chwilę od kochanka i zmienił pozycję, by mieć do niego lepszy dostęp. Całował Malniha, a jego ręce błądziły po ciele elfa. W tym momencie przypomniała mu się tamta noc, gdy kochali się pod wodospadem i zapragnął tego samego. Niestety z ciężkim sercem musiał się powstrzymać i poprzestać na pocałunkach. Elf był zbyt osłabiony i Marek bał się, że mógłby mu zrobić krzywdę.
- Kocham cię – wyszeptał Malnih między jednym a drugim pocałunkiem. To wyznanie sprawiło, że Marek poczuł dziwne ciepło rozlewające się najpierw po całym ciele, a potem spływające powoli w jedno miejsce. Zarzucił nogi Malniha na swoje biodra, tak, że ich członki zetknęły się. Jedną ręką wciąż obejmował kochanka, palce drugiej splótł z palcami elfa i tak połączonymi dłońmi objął ich członki i zaczął je pieścić, najpierw powoli, potem, wraz z narastającym pożądaniem, coraz szybciej i szybciej. Ich oddechy przyspieszały, przeplatając się ze sobą i z pożądaniem, które wręcz parowało z nich. Aż w końcu osiągnęło ono szczyt i obaj jednocześnie szczytowali, złączeni ustami, obejmując się łapczywie.
Kiedy już ich oddechy się uspokoiły, co trwało dobrą chwilę, ze względu na kondycję Malniha, Marek popatrzył z niepokojem na kochanka i powiedział:
- Przepraszam, zupełnie zapomniałem o twoim zdrowiu i się zupełnie zapomniałem. To chyba to miejsce tak na mnie działa.
- Czy to oznacza, że mnie zaakceptowałeś? – zapytał elf z nadzieją w glosie.
Marek westchnął ciężko.
- Nie wiem. Jestem skołowany. Wydawało mi się, że kocham tamtego, ale z tobą… Wtedy w nocy było naprawdę cudownie, teraz też, chociaż nie poszliśmy na całego. Musiałbym to wszystko przemyśleć, uporządkować swoje myśli i uczucia.
- Więc nie odrzucasz mnie całkowicie? – zapytał z nadzieją w głosie.
- Na to wychodzi – odparł Marek. - Chyba powinniśmy już wyjść z wody, wieczór nadchodzi, trzeba by pomyśleć o jakimś łóżku. Trochę zajmie zanim zaniosę cię do wioski.
- Nie! – wykrzyknął Malnih na tyle impulsywnie, ze aż Marek popatrzył na niego zdziwiony. – Nie chcę jeszcze wracać. Możemy przespać się tutaj? Jest ciepło, a mech jest wystarczająco gęsty, da nam miękkie posłanie. Chciałbym pobyć jeszcze z tobą, wykorzystać te chwile, które mi jeszcze zostały, zanim…
Nie skończył zdania, jednak Marek dobrze wiedział o co mu chodzi. Żal ścisnął mu serce i prawie wycisnął łzy z oczu. Szybko przetarł oczy grzbietem dłoni.
- Dobrze – odparł napiętym głosem i wziąwszy Malniha na ręce wyniósł go z jeziora. Kiedy już obaj byli ubrani, przeniósł elfa w miejsce, które jego zdaniem najlepiej nadawało się na nocleg. Położył go delikatnie, a potem sam ułożył się obok niego, obejmując go. Nie minęła chwila jak usłyszał miarowy oddech elfa, zmęczonego po całym dniu obfitującym w emocje.
Marek jeszcze długo nie mógł zasnąć. Leżał przez cały czas obejmując kochanka, a przez jego głowę galopował tabun różnorodnych myśli. W pewnym momencie zmęczony zasnął.
Kiedy się obudził, z przerażeniem stwierdził, że leży sam. Malniha nie było nigdzie w zasięgu jego wzroku.











Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum