The Cold Desire
   Strona G艂贸wna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsy艂ania prac WYDAWNICTWO
Wrze秐ia 10 2025 14:13:08   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Sk贸rki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
艢CIANA S艁AWY
Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner





Witamy
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
Iluzje 9
Poczu艂em zapach obiadu i jakby na ten sygna艂, zaburcza艂o mi w brzuchu. Przyspieszy艂em kroku, czuj膮c si臋 tak, jakbym m贸g艂 poch艂on膮膰 konia z kopytami. Jad艂em szybko, ignoruj膮c zgorszone spojrzenia innych. Pobieg艂em na g贸r臋, by zmieni膰 przepocon膮 koszul臋, na dworze zaczyna艂o si臋 cowieczorne muzykowanie. Przez chwil臋, sznuruj膮c tasiemki pod szyj膮, wpatrywa艂em si臋 w barwne korowody przewijaj膮ce si臋 pod oknami w takt p艂yn膮cej melodii. Z do艂u mign臋艂a mi sylwetka Liama, otoczonego kasztanowow艂os膮 iluzj膮. Zabola艂o mnie to. Teraz, po tym wszystkim nie chcia艂em widzie膰 go w masce. To by艂o nienaturalne, chore. Zwi膮za艂em w艂osy w lu藕ny w臋ze艂 i zbieg艂szy po schodach, do艂膮czy艂em do t艂umu. Rozgl膮da艂em si臋 za znajom膮 sylwetk膮 i dostrzeg艂em go w ko艅cu w jednym z otwartych namiot贸w. A偶 mnie zatchn臋艂o. Obok niego sta艂 Jossethon. Liam, wci膮偶 obleczony iluzj膮, zaciska艂 gniewnie pi臋艣ci, jego policzki pa艂a艂y. Jose ze swoim zwyczajowym, z艂o艣liwym u艣miechem m贸wi艂 co艣 do niego. Mag w ko艅cu odepchn膮艂 go obiema r臋kami i biegiem znikn膮艂 gdzie艣 w t艂umie. Jose podpar艂 si臋 pod boki, za艣miewaj膮c si臋 do 艂ez.
- Co艣 ty mu powiedzia艂, Jossethon? - dopad艂em do niego, zaciskaj膮c d艂onie na po艂ach jego koszuli
- Kogo ja widz臋? - odepchn膮艂 mnie od siebie, u艣miechaj膮c si臋 paskudnie.
- Co mu powiedzia艂e艣??? - krzykn膮艂em, sprawiaj膮c, 偶e kilka os贸b odwr贸ci艂o si臋 w nasz膮 stron臋.
- Oh, nic - machn膮艂 r臋k膮 - I tak si臋 nie odwa偶y...
- Nie odwa偶y si臋 na co? - lodowate co艣 wpe艂z艂o mi na plecy, podrywaj膮c kr贸ciutkie w艂osy na karku do pionu.
- Pewnego pi臋knego dnia zaw臋drowa艂em do lasu po p贸艂nocnej stronie rzeki - zacz膮艂 Jossethon tonem, jakby opowiada艂 jak膮艣 interesuj膮c膮 histori臋 - Nigdy tam nie by艂em szczerze m贸wi膮c, ale to nic. Najwa偶niejsze, 偶e w brzozowym lesie tu偶 za rzek膮 znalaz艂em gniazdo...
Bogowie! Nawet Jose nie m贸g艂 by膰 tak g艂upi, nawet on....
- W gnie藕dzie by艂o jajo. Nie przymierzaj膮c - zmierzy艂 mnie spojrzeniem - Gdzie艣 twojej wielko艣ci. Ot贸偶. Wyrazi艂em swoje przypuszczenie, 偶e dziwad艂o nie b臋dzie mia艂o na tyle odwagi, by p贸j艣膰 tam i przekona膰 si臋 na w艂asne oczy...
Odchyli艂em si臋 do ty艂u i z ca艂ej si艂y wpakowa艂em zaci艣ni臋t膮 pi臋艣膰 wprost w u艣miechni臋t膮 g艂upawo twarz kuzyna. W艂o偶y艂em w to serce, zachwia艂 si臋, siadaj膮c zamroczony na ziemi. Odwr贸ci艂em si臋 i najszybciej jak mog艂em pogna艂em w stron臋 domu. Liam nie b膮d藕 g艂upi - my艣la艂em - przecie偶 nie musisz nic udowadnia膰, nie jemu. Ale wiedzia艂em, 偶e Liam b臋dzie chcia艂. Przy tym jego mniemaniu, 偶e jest do niczego, znalezienie gniazda roka by艂o kusz膮c膮 perspektyw膮, by wreszcie pokaza膰 na co go sta膰. Bogowie, nie. Modli艂em si臋 i przeklina艂em na przemian.
- Elena!!!! - krzykn膮艂em, gdy tylko przekroczy艂em pr贸g - Elena!!!!!
- Co si臋...? - pojawi艂a si臋 u szczytu schod贸w.
- Liam poszed艂 szuka膰 roka - przerwa艂em jej - Jossethon powiedzia艂 mu gdzie jest gniazdo.
- Cholera! - zza plec贸w Eleny pojawi艂 si臋 Korathan w rozsznurowanej pod szyj膮 koszuli i polu藕nionych butach - Sk膮d Jose...
- Znalaz艂 gniazdo - wszed艂em mu w s艂owo - Zr贸b co艣, na bog贸w!!!
- Powiem Der'athernowi. Gdzie jest to gniazdo?
- Na p贸艂nocnym brzegu, w lesie brzozowym...
Elena cofn臋艂a si臋 po buty i p艂aszcz, Korathan uda艂 si臋 zawiadomi膰 wuja, a ja.... Ja biegiem pu艣ci艂em si臋 na prze艂aj przez pastwiska w kierunku rzeki. Potyka艂em si臋 w ciemno艣ci o kamienie i wystaj膮ce z ziemi korzenie. Przewr贸ci艂em si臋 kilkakrotnie, ale za ka偶dym razem podnosi艂em si臋 na nowo, ignoruj膮c b贸l mi臋艣ni, ignoruj膮c ogie艅 w p艂ucach, klepi膮c wszystkie modlitwy, jakie przychodzi艂y mi do g艂owy, my艣l膮c tylko o jednym. Liam. W rekordowym tempie osi膮gn膮艂em rzek臋, przebieg艂em przez p艂ycizn臋, gdzie woda si臋ga艂a po艂owy ud i skierowa艂em si臋 ku lasom. Chcia艂em go wo艂a膰, ale to tylko zwabi艂oby potencjalne niebezpiecze艅stwo. Liczy艂em, 偶e zrzuci艂 iluzj臋 i dostrzeg臋 jego bia艂e w艂osy w g臋stniej膮cym mroku. I faktycznie. Po艣r贸d ciemnych, poskr臋canych pni, ujrza艂em upragnion膮 sylwetk臋. Dopad艂em go w ci膮gu kilku minut.
- Liam na 艂ask臋 niebios, co ty wyprawiasz? - wydysza艂em, zginaj膮c si臋 w p贸艂 dla z艂apania oddechu.
- Po co przyszed艂e艣? - zapyta艂 zimno.
- Liam wyno艣my si臋 st膮d - chwyci艂em go za nadgarstek, ale wyrwa艂 si臋 mocnym szarpni臋ciem.
- Nie jestem tch贸rzem! - krzykn膮艂 - Nie potrzebuj臋 nia艅ki do wszystkiego! - jego s艂owa by艂y pe艂ne goryczy - Poka偶臋 im. Poka偶臋 Elenie, 偶e jednak nie jestem zupe艂nie do niczego. Poka偶臋 tobie!
Trzyma艂 w r臋ku gruby dr膮g, kt贸ry wskutek z艂amania, zako艅czony by艂 do艣膰 ostrym szpicem. Min膮艂 mnie bez s艂owa, szybkim krokiem wchodz膮c w g艂膮b lasu. Zobaczy艂em je. Gniazdo. Gniazdo wielko艣ci mniej wi臋cej naszej stajni, wyplecione z ga艂臋zi grubych jak moje rami臋, idealnie okr膮g艂e, wy艣cielone mchem i li艣膰mi. A po 艣rodku gniazda jajo. Jajo roka by艂o ogromne. Trzech m臋偶czyzn musia艂oby chwyci膰 si臋 za d艂onie by je obj膮膰. Liam wspi膮艂 si臋 po kraw臋dzi gniazda wrzuciwszy przed tym sw贸j dr膮g do 艣rodka. Chc膮c nie chc膮c pod膮偶y艂em za nim. Wzi膮艂 zamach i z ca艂ej si艂y d藕gn膮艂 jajo. Skorupa zarysowa艂a si臋 tym miejscu, tworz膮c niewielk膮 wkl臋s艂o艣膰. Zamachn膮艂 si臋 ponownie, uderzaj膮c idealnie we wg艂臋bienie, kt贸re powi臋kszy艂o si臋. Uderza艂 raz za razem z nies艂abn膮c膮 precyzj膮 z t膮 przekl臋t膮 determinacj膮, jakiej nauczy艂o go 偶ycie, a ja nie mog艂em zrobi膰 nic, poza przygl膮daniem si臋 z boku jego szale艅stwu. Bo szale艅stwem by艂o samotne porywanie si臋 na gniazdo roka. W my艣lach prosi艂em bog贸w, by Elena z Korathanem nas szybko znale藕li, zanim znajdzie si臋 w艂a艣ciciel, a 艣ci艣lej m贸wi膮c w艂a艣cicielka gniazda. Wreszcie si臋 uda艂o. Przy kolejnym ciosie skorupa nie stawi艂a ju偶 oporu i dr膮g wnikn膮艂 g艂臋boko do wn臋trza jaja. Liam szarpni臋ciem wyci膮gn膮艂 go z otworu, z kt贸rego buchn臋艂a cuchn膮ca, g臋sta breja. Cofn臋li艣my si臋 szybko na sam膮 kraw臋d藕 gniazda, by nie znale藕膰 si臋 w jej zasi臋gu. I wtedy us艂ysza艂em to. Potworny jazgot, narastaj膮cy z ka偶d膮 chwil膮, gdy rok zbli偶a艂 si臋 do nas w zastraszaj膮cym tempie. Chwyci艂em Liama za rami臋 i poci膮gn膮艂em go za sob膮 w os艂on臋 drzew. Nie opiera艂 si臋 ju偶, pozwalaj膮c ci膮gn膮膰 si臋 w kierunku rzeki. Rok, kt贸ry dotar艂 do gniazda wyda艂 z siebie wrzask, od kt贸rego serce mi niemal stan臋艂o. Wzbi艂 si臋 ostro w powietrze, wypatruj膮c intruz贸w, kt贸rzy zniszczyli jajo. Nie mia艂em z艂udze艅, 偶e Liam ze swoimi bia艂ymi w艂osami i jasn膮 karnacj膮 stanowi doskona艂y cel dla pot臋偶nego drapie偶nika. Ptaszysko wypatrzy艂o nas w u艂amku sekundy i rzuci艂o si臋 niczym strza艂a, mierz膮c olbrzymim dziobem prosto w nas. Liam zatrzyma艂 si臋 nagle, wyszarpuj膮c r臋k臋 z mojego u艣cisku. Zamkn膮艂 oczy, zmarszczy艂 brwi. Powietrze zafalowa艂o. I nagle od strony obozowiska nadlecia艂 drugi rok. Pot臋偶niejszy. Samiec. Rzuci艂 si臋 na rywala z rozwartym dziobem. Jak urzeczony patrzy艂em w niebo na starcie olbrzym贸w. Z szarpi膮cym uszy wrzaskiem zata艅czy艂y pod gwiazdami w 艣miertelnej walce. Dopada艂y do siebie raz po raz, odskakiwa艂y, zatacza艂y kr臋gi. Na ziemi臋 spada艂y strz臋py t臋czowych pi贸r, niczym kolorowy deszcz. Walka trwa艂a kilka uderze艅 serca. Roki rozdzieli艂y si臋, lec膮c w przeciwnych kierunkach, szykuj膮c si臋 do decyduj膮cego starcia. Zawis艂y w bezruchu naprzeciw siebie, po czym run臋艂y niczym gromy, szeroko rozk艂adaj膮c skrzyd艂a, rozdziawiaj膮c dzioby. Zderzy艂y si臋 w pe艂nym p臋dzie, wysuwaj膮c w prz贸d szponiaste pazury, dr膮c cia艂a, 艂ami膮c ko艣ci. Rozdzieraj膮cy jazgot zamar艂 nad lasem, zag艂uszony natychmiast g艂臋bokim rykiem zwyci臋stwa samca. Olbrzymie cielsko, wypuszczone z jego szpon贸w, bezw艂adnie run臋艂o w d贸艂, 艂ami膮c drzewa, wzbijaj膮c tumany piachu, gdy uderzy艂o o ziemi臋 kilkadziesi膮t metr贸w od nas. Przez chwil臋 jeszcze ta艅czy艂o w 艣miertelnych drgawkach tylko po to, by znieruchomie膰, zastygn膮膰.
- Uda艂o si臋! - krzykn膮艂em - Jeste艣 艣wietny!
Liam zachwia艂 si臋 na nogach, a to, co zdarzy艂o si臋 potem, by艂o najgorszym koszmarem. Nag艂e uderzenie fali powietrza powali艂o mnie na ziemi臋. Drzewa, wok贸艂 mnie p臋ka艂y niczym zapa艂ki, padaj膮c z trzaskiem 艂amanych ga艂臋zi. Zas艂oni艂em g艂ow臋 ramionami, chroni膮c twarz przed lawin膮 piachu i kamieni, wyrwanych z ziemi przez 偶ywio艂.
- Liam? - zawo艂a艂em , gdy nieco si臋 uspokoi艂o - Liam???
Spojrza艂em do ty艂u, bia艂ow艂osego nie by艂o. Ryk roka sprawi艂, 偶e unios艂em wzrok w g贸r臋 i.... zrobi艂o mi si臋 s艂abo. Ptaszysko w potwornych szponach 艣ciska艂o bezw艂adne cia艂o maga, unosz膮c je coraz dalej, w kierunku obozowiska. Wtedy pojawi艂a si臋 Elena z Korathanem. Czarodziejka na Kud艂aczu w pe艂nym galopie podjecha艂a do mnie, wyci膮gaj膮c rami臋. Chwyci艂em j膮, wsiadaj膮c za ni膮 na ko艅ski grzbiet. Nie mog艂em pohamowa膰 艂ez kaskadami sp艂ywaj膮cych po policzkach
- Gdzie Liam?! - krzykn臋艂a.
- Rok - wykrztusi艂em tylko, zach艂ystuj膮c si臋 p艂aczem.
- Cholera - Elena osadzi艂a konia w miejscu, zadzieraj膮c g艂ow臋, wpatruj膮c si臋 w roka, znajduj膮cego si臋 teraz niemal dok艂adnie nad nami. Us艂ysza艂em kolejny jazgotliwy krzyk. Czarodziejka pos艂a艂a iluzoryczn膮 samic臋 na spotkanie z ptakiem. Widzia艂em, jak dojrzawszy rywala, rok rozwiera szpony, a Liam spada z potwornej wysoko艣ci... wprost do rw膮cej rzeki. Elena skierowa艂a konia w tamt膮 stron臋, zupe艂nie nie przejmuj膮c si臋 walcz膮cymi ju偶 gigantami. Widzia艂em jak Korathan rzuca si臋 biegiem w kierunku rzeki, jak niknie w sk艂臋bionej, p臋dz膮cej toni. Wstrzyma艂em oddech. Nie by艂o go. Nie by艂o go. Nie by艂o go. I nagle wynurzy艂 si臋 przy samym brzegu. Wype艂z艂 na brzeg, ci膮gn膮c za sob膮 bezw艂adny ci臋偶ar. Chcia艂em zeskoczy膰 z konia, ale Elena przytrzyma艂a mnie w siodle. Z napi臋ciem wpatrywa艂a si臋 w niebo, gdzie samiec wyra藕nie przegrywa艂 艣mierteln膮 walk臋. Z g贸ry spada艂y na nas strz臋py pi贸r i krople ciemnej krwi. I nagle.... Oba roki zafalowa艂y i rozp艂yn臋艂y si臋 na tle nocnego, rozgwie偶d偶onego nieba, pozostawiaj膮c po sobie jedynie dzwoni膮c膮 w uszach cisz臋. Czarodziejka odetchn臋艂a g艂臋boko, zawracaj膮c kud艂acza w kierunku brodu. Pogonili艣my p臋dem w stron臋 gospodarstw, gdzie znikn膮艂 wierzchowiec Korathana. Jeszcze w biegu zeskoczy艂em z konia, widz膮c stoj膮cego przyw贸dc臋 Yielstrahn. Odwr贸ci艂 si臋 powoli, pokazuj膮c mi posta膰 trzyman膮 w ramionach. Pociemnia艂o mi przed oczami. Nie. Bia艂a koszula maga by艂a szkar艂atna od krwi. Bia艂e w艂osy, pozlepiane w str膮ki od wody ko艅czy艂y si臋 nier贸wn膮, postrz臋pion膮 lini膮 na wysoko艣ci szyi. Nie widzia艂em jego twarzy, wtulonej w pier艣 m臋偶czyzny. By艂em przekonany, 偶e nie 偶yje. I wtedy us艂ysza艂em najcudowniejszy d藕wi臋k na ca艂ym 艣wiecie, najcudowniejszy, jaki do tej pory s艂ysza艂em. G艂uchy j臋k. Korathan szybkim krokiem pod膮偶y艂 do domu Der'atherna, do swojego pokoju, gdzie ostro偶nie po艂o偶y艂 Liama na 艂贸偶ku. Elena odsun臋艂a mnie stanowczo, pochylaj膮c si臋 nad ca'tr膮. Delikatnie zdj臋艂a z jego ramion koszul臋, ukazuj膮c cztery brzydkie, ale na szcz臋艣cie niezbyt g艂臋bokie rany na jego piersi i boku. Musia艂em usi膮艣膰, gdy us艂ysza艂em wypowiedziane z ulg膮 dwa s艂owa "B臋dzie 偶y艂". Czarodziejka ostro偶nie uj臋艂a g艂ow臋 bia艂ow艂osego w d艂onie, odwracaj膮c go twarz膮 ku sobie. Zapad艂a cisza. Przed艂u偶aj膮ca si臋, koszmarna cisza, zak艂贸cona przez rozpaczliwy g艂os Eleny.
- Bogowie, nie....
Rzuci艂em si臋 do 艂贸偶ka i zamar艂em. Przez oba policzki ch艂opaka, ci膮gn臋艂a si臋 gruba, krwawo - sina pr臋ga, ko艅cz膮ca si臋 gdzie艣 powy偶ej skroni. Jego oczy by艂y zamkni臋te, spod zaci艣ni臋tych powiek sp艂ywa艂y rdzawe kaskady, zostawiaj膮c makabryczne 艣lady na jasnej sk贸rze, wsi膮kaj膮c w poduszk臋. Rz臋sy Liama zlepione by艂y na wp贸艂 skrzep艂膮 krwi膮
- Bogowie, nie.... - powt贸rzy艂em za czarodziejk膮, przypominaj膮c sobie z zaskakuj膮c膮 wyrazisto艣ci膮 histori臋, kt贸r膮 kiedy艣 mi opowiedzia艂a, o niewidomym iluzjoni艣cie.
- Wyjd藕cie st膮d! Wszyscy! - us艂ysza艂em g艂os wuja.
- Eleno, id藕 - poprosi艂 Korathan - Rodon, zabierz j膮 st膮d!
Uj膮艂em czarodziejk臋 pod rami臋, stanowczo wyprowadzaj膮c j膮 z pomieszczenia. Jeszcze raz spojrza艂em na Liama, po czym drzwi pokoju zamkn臋艂y si臋.
Potem... potem by艂o czekanie. Wielogodzinne, 偶mudne, dr臋cz膮ce strachem i niepewno艣ci膮. Elena chodzi艂a po korytarzu, ja siedzia艂em pod 艣cian膮. Nie by艂em w stanie wsta膰, nawet gdybym mia艂 gdzie i艣膰.
Czas p艂yn膮艂 i p艂yn膮艂, niech臋tnie, opornie, wolno. Niezmiernie wolno.
-Nie znios臋 tego! - warkn臋艂a w ko艅cu Elena i szarpn臋艂a si臋 za w艂osy. W oczach mia艂a szale艅stwo. W por贸wnaniu z ni膮 musia艂em zdawa膰 si臋 nieprzyzwoicie wr臋cz spokojny. Nic bardziej mylnego. Ca艂y dr偶a艂em w 艣rodku, a wyobra藕nia podsuwa艂a mi najgorsze scenariusze. Liam 艣lepy? Dlaczego? Za co? C贸偶 on takiego uczyni艂? Komu?
Elena podesz艂a do mnie, stan臋艂a obok, twarz膮 do 艣ciany. Wspar艂a g艂ow臋 o ch艂odne drewno. Ze zdumieniem zobaczy艂em, jak jedna, potem druga 艂za wymyka si臋 spod jej powieki i sp艂ywa w d贸艂 policzka.
Chcia艂em otrze膰 te 艂zy, pocieszy膰 ja jako艣, zapewni膰, 偶e wszystko b臋dzie dobrze ( w ko艅cu musia艂o by膰...), ale z wp贸艂otwartych ust nie chcia艂y wyp艂yn膮膰 s艂owa.
To by艂o jak sen... nu偶膮cy, przera藕liwy sen i chcia艂em ju偶 b艂aga膰 o to, by pozwolono mi obudzi膰 si臋, ze zm臋czenia nie kontroluj膮c swoich my艣li.
Chyba 偶adne z nas nie zareagowa艂o, gdy drzwi uchyli艂y si臋 i z pokoju wyszed艂 Korathan. Nie byli艣my w stanie, tak poch艂on臋艂o nas... czekanie. Ale to trwa艂o tylko u艂amek chwili. Korathan dotkn膮艂 leciutko ramienia czarodziejki i w innych okoliczno艣ciach zachwyci艂aby mnie delikatno艣膰 i uczucie, z jakim to uczyni艂.
-Kochanie...- szepn膮艂.
Elena jednym ruchem oderwa艂a si臋 od 艣ciany, str膮caj膮c tym samym d艂o艅 uzdrowiciela.
-Jak...? - jej g艂os zabrzmia艂 chrapliwie. To i tak lepiej ni偶 u mnie... ja wci膮偶 nie by艂em w stanie powiedzie膰 nic.
-Powinno by膰 dobrze...
-Jego oczy?
-M贸wi臋 przecie偶, powinno by膰 dobrze.
-Powinno? - szarpn臋艂a si臋 - Co to znaczy powinno?! - krzykn臋艂a.
Korathan skrzywi艂 si臋 lekko.
-Zrobi艂em, co mog艂em, ale to s膮 oczy... Ja...
Min臋艂a go i wbieg艂a do pokoju.
Po twarzy Korathana przebieg艂 skurcz b贸lu, ale zaraz dostrzeg艂 mnie i u艣miechn膮艂 si臋 blado.
-Chcesz go zobaczy膰?
Czy chcia艂em? Niczego innego nie pragn膮艂em, tylko ten przekl臋ty bezw艂ad... Korathan musia艂 domy艣li膰 si臋, 偶e nie jestem w stanie podnie艣膰 si臋 o w艂asnych si艂ach, bo wyci膮gn膮艂 do mnie r臋k臋. Uj膮艂em j膮 z wdzi臋czno艣ci膮. By艂a sucha i ciep艂a. Pom贸g艂 mi podnie艣膰 si臋 na nogi. Z obaw膮 przekroczy艂em pr贸g pokoju. Elena siedzia艂a na 艂贸偶ku, 艣ciskaj膮c palce Liama w d艂oniach. Z napi臋ciem wpatrywa艂a si臋 w jego twarz, ukryt膮 pod grubym opatrunkiem. Banda偶e nie by艂y ja艣niejsze od jego sk贸ry. Znik艂a gdzie艣 krew... le偶a艂 bia艂y, by nie powiedzie膰 bezbarwny, a jego oczy... koloru...w艂a艣nie, krwi, by艂y niedost臋pne naszym oczom. Bogowie, niech to nie b臋dzie przekl臋ta ironia losu, 偶eby 藕renice czerwone jak krew we krwi i krwawych 艂zach uton臋艂y. Nie pozw贸lcie! Nie pozw贸lcie!
-B臋dzie teraz spa艂 - rzek艂 Korathan, zbli偶aj膮c si臋 do Eleny. Nie zareagowa艂a. Uzdrowiciel zerkn膮艂 na mnie.
-Powiedz s艂u偶bie, 偶eby przynie艣li tu drugie 艂贸偶ko. Ona go nie zostawi.
Wyszed艂em z pokoju, potykaj膮c si臋 o w艂asne nogi.
Na szcz臋艣cie wok贸艂 kr臋cili si臋 ludzie, zwabieni wypadkiem.
-Przynie艣cie 艂贸偶ko... - wychrypia艂em - Przynie艣cie dwa...
Potem wr贸ci艂em do komnaty, w kt贸rej nie zmieni艂o si臋 nic od czasu mego wyj艣cia. Elena nadal tkwi艂a pochylona nad Liamem, Korathan nad ni膮.
Par臋 os贸b zaraz zakrz膮tn臋艂o si臋 obok, wynosz膮c zb臋dne meble, by zrobi膰 miejsce na 艂贸偶ka. Korathan skrzywi艂 usta, widz膮c dwa dodatkowe pos艂ania, jednak nic nie powiedzia艂. Niemal si艂膮 oderwa艂 Elen臋 od Liama i pchn膮艂 j膮 na 艂贸偶ko. Ja sam cupn膮艂em na drugie. Le偶eli艣my teraz po dw贸ch stronach rannego, nasze l艣ni膮ce oczy widzia艂y tylko jego.
Pier艣 maga unosi艂a si臋 w spokojnym oddechu. Korathan obj膮艂 ramieniem czarodziejk臋, tak, 偶e niemal zgin臋艂a w jego u艣cisku. Nie drgn臋艂a jednak, skupiona tylko na ca'trze, tylko jego widz膮ca.
-B臋dzie teraz spa艂... d艂ugo.
Elena nic nie odrzek艂a, nie by艂em nawet pewien, czy us艂ysza艂a ciche s艂owa uzdrowiciela.
Nagle... zda艂o mi si臋, 偶e widz臋 lekkie migotanie wok贸艂 d艂oni Korathana, kt贸rymi obj膮艂 czule g艂ow臋 czarodziejki
-艢pij... - szepn膮艂 przyw贸dca klanu Yielstrahn. Nie min臋艂a chwila, a powieki Eleny opad艂y na jej um臋czone oczy. Wzrok m贸j i Korathana spotka艂 si臋 ponad rannym Liamem.
-Wy te偶 potrzebujecie odpoczynku. - wsta艂 i podszed艂 do mnie. Chcia艂em zaprotestowa膰. Nie chcia艂em spa膰, nie teraz kiedy wa偶y艂y si臋 losy Liama... nie chcia艂em. Nie mog艂em jednak wykrztusi膰 s艂owa, bo Korathan delikatnie uj膮艂 moj膮 g艂ow臋 w swoje ciep艂e r臋ce.
-Nie martw si臋, b臋d臋 przy nim czuwa艂 - us艂ysza艂em jeszcze.
Nie zauwa偶y艂em kiedy zasn膮艂em.
Obudzi艂 mnie czyj艣 podniesiony g艂os. Przez d艂ug膮 chwil臋 nie wiedzia艂em co si臋 dzieje.
-Jak mog艂e艣 mnie po prostu u艣pi膰, kiedy on tutaj...?! - to by艂a Elena. U艣pi膰? Co si臋 sta艂o? Moje powieki drgn臋艂y, dosta艂o si臋 pod nie troch臋 s艂onecznego blasku... wiedzia艂em ju偶. Liam! Poderwa艂em si臋 gwa艂townie. Elena, czujna, w pe艂ni rozbudzona, z wypiekami na policzkach, sta艂a nad 艂贸偶kiem Liama.
-Jak mog艂e艣?! - krzycza艂a na Korathana, kt贸ry jak mi si臋 zdawa艂o, zachowywa艂 stoicki spok贸j.
-Powiedz mi - odrzek艂 - Czy twoja nieprzespana noc co艣 by zmieni艂a? Co艣, cokolwiek?
-To nieistotne! Nie mia艂e艣 prawa...
-Prosz臋... - przerwa艂 im nagle s艂aby g艂os - Czy mogliby艣cie nie k艂贸ci膰 si臋 nad moj膮 g艂ow膮, kiedy pr贸buj臋 spa膰?
Zdr臋twia艂em. To by艂... Liam. W jednej chwili przypad艂em do jego 艂贸偶ka. Banda偶e nie pozwala艂y dostrzec wi臋kszo艣ci jego twarzy, w tym oczu. Tu偶 obok mnie wsun臋艂a si臋 Elena.
-Liam, kochany, jak si臋 czujesz?
-Wszystko mnie boli... - mrukn膮艂 zapytany. Jego d艂o艅 z dr偶eniem zbli偶y艂a si臋 do opatrunku - I co to za szmata na mojej twarzy? Co si臋 w艂a艣ciwie sta艂o?
Elena i Korathan wymienili spojrzenia. Ja mog艂em tylko wpatrywa膰 si臋 w le偶膮c膮 posta膰 ze wstrzymanym oddechem, dzi臋kuj膮c Bogom za ten cichy g艂os, za to 偶e mog艂em go zn贸w us艂ysze膰.
-Mia艂e艣 wypadek z w艂asn膮 iluzj膮... jak wtedy... - szepn臋艂a Elena.
- Ten rok, kt贸rego stworzy艂em... - zacz膮艂, jego wargi skrzywi艂y si臋. Nagle poderwa艂 si臋, niemal siadaj膮c - Bogowie, Rod....
Trzy pary r膮k przytrzyma艂y go na pos艂aniu.
- Rodon jest tutaj - uspokoi艂a go Elena - Nic mu nie jest....
- To dobrze - szepn膮艂, wyci膮gaj膮c r臋k臋.
Uj膮艂em jego d艂o艅 i lekko poca艂owa艂em posiniaczone kostki, wywo艂uj膮c u艣miech na jego ustach. Korathan pochyli艂 si臋 nad Liamem, k艂ad膮c d艂o艅 na jego czole. Zamigota艂o i rozlu藕nione nagle palce ca'try wy艣lizgn臋艂y si臋 spomi臋dzy moich, jego r臋ka opad艂a na 艂贸偶ko. Elena spojrza艂a na przyw贸dc臋 Yelstrahn, zamierzaj膮c co艣 powiedzie膰, ale uprzedzi艂 j膮.
- On potrzebuje odpoczynku, kochanie, lepiej 偶eby spa艂.
- Ale... - zacz臋艂a i nagle zwiotcza艂a jakby, spuszczaj膮c g艂ow臋 - Masz racj臋, przepraszam.
- Nie przepraszaj. Chod藕my na chwil臋 na dw贸r, na 艣wie偶e powietrze, Rodon zostanie przy nim...
Skin膮艂em g艂ow膮. Czarodziejka wsta艂a niech臋tnie i chwyciwszy podan膮 d艂o艅 Korathana, wysz艂a za nim z pokoju, ogl膮daj膮c si臋 wci膮偶 na bia艂ow艂osego. Drzwi si臋 za nimi zamkn臋艂y. Przykl臋kn膮艂em na pod艂odze u wezg艂owia 艂贸偶ka, g艂askaj膮c maga po postrz臋pionych w艂osach. Oddycha艂 spokojnie, a po jego wargach b艂膮ka艂 si臋 blady u艣miech. Serce bola艂o mnie jak nigdy dot膮d. Z tego, 偶e 偶y艂, 偶e obudzi艂 si臋 cieszy艂em si臋 tak bardzo, jak tylko mo偶na si臋 cieszy膰, ale na t臋 rado艣膰 k艂ad艂 si臋 niemniejszy od niej cie艅. Co, je偶eli nie b臋dzie widzia艂? Co je偶eli Korathan zdejmie opatrunek z jego twarzy, a oczy Liama nie otworz膮 si臋? Co je偶eli...? 艁zy potoczy艂y si臋 po moich policzkach. Odda艂bym teraz wszystko, absolutnie wszystko, za jego wzrok. Odda艂bym w艂asny. Gdyby trzeba by艂o zst膮pi艂bym do najg艂臋bszych piekie艂. "Pope艂ni艂 samob贸jstwo. Nikt go nie powstrzyma艂." Brzmia艂o mi w uszach wci膮偶 i wci膮偶 na nowo.
- B臋dzie dobrze - powiedzia艂em g艂o艣no, ochryple, przezwyci臋偶aj膮c wreszcie skurcz gard艂a - B臋dzie dobrze. B臋dzie dobrze - kogo ja usi艂owa艂em przekona膰?














Komentarze
Aquarius dnia pa糳ziernika 12 2011 22:16:51
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Aleksander (a_berenda@interia.pl) 16:33 18-08-2004
I znowu ja^^. Nie wiem jak m贸g艂 do tej pory nie ukaza膰 si臋 tu 偶aden komentarz?! Opcio jest 艣wietne!!! Ju偶 pisa艂em na forum(albo gdzie艣 indziej^^), 偶e chc臋 wi臋cej, ale autorki mnie na ziemi臋 sprowadzi艂y i powiedzia艂y, 偶e wi臋cej nie b臋dzie. Buu!!! No c贸偶, pozostaje czeka膰 na kolejne wpsania艂e dzie艂a Kethry i Fu. smiley
grzybek (grzybekmen1@op.pl) 19:23 21-08-2004
To si臋 nazywa \"okrucie艅stwo autorek\".
stokrotka (stokrotka_997@wp.pl) 11:54 23-08-2004
to jest co艣... i nie mam s艂贸w... niosmileysmileysmileysmileysmileysmiley
Natiss (natiss@tlen.pl) 15:51 23-08-2004
Co ja tu b臋de pisa膰. Wszystko zosta艂o ju偶 powiedziane. ¦wietne. Nic doda膰, nic uj膮膰. ^___^
Sachmet Lakszmi (Brak e-maila) 19:28 27-08-2004
Kehry. Zaczynam si臋 o ciebie powa偶nie martwi膰. To ju偶 drugi, podkre艣lam DRUGI, albinos. Mnie to wygl膮da na fetyszyzm...... Ale co tam, ja te偶 mam fetyszasmiley Wpadaj膮c膮 do oczu grzywk臋smiley
Kethry, Fu-chan - z ca艂ej waszej wsp贸lnej dzia艂alno艣ci to opowiadanie uwielbiam najbardziej, bo ch艂opcy s膮 po prostu kochani i nie umiem bez nich 偶y膰.smiley Poza tym nie ma to jak dobry w膮tek hetero w opowiadaniu yaoi, zawsze mi tego brakujesmiley
Avalon Ingray (ava_ingray@o2.pl) 20:23 27-08-2004
To opowiadanie po prostu pokocha艂am. Jest naprawd臋 magiczne, non stop do niego wracam :] Takie wsp贸lne pisanie wychodzi wam naprawd臋 艣wietnie!!
kethry-fetyszystka (kethry@interia.pl) 03:30 28-08-2004
przepraszam. czy ja kiedys mowilam, ze NIE jestem fetyszystka? :> hm, a prawda wyglada tak, ze poczatek tego opa powstal kilka lat przed Tropem, po czym opo zostalo zupelnie zarzucone. po czym trafilam na uke swoje, ktora na nowo tchnela ducha w te opowiesc smiley
Fu (Fu_chan@interia.pl) 18:51 30-08-2004
smiley
(Fu) Jakby mu da膰 na imi臋...
(seme) Hein!
(Fu) Fajne, sk膮d Ci przysz艂o?
(seme) Telewizj臋 ogl膮dam, reklam臋 Heinekena
(Fu) Hje hje
(seme) Nast臋pnemu damy na imi臋 Eken
Kocham seme smiley**
(Brak e-maila) 22:49 15-10-2004
*UMIERA*
Te opowiadanie... jest CUDOWNE. Po prostu przeczytalam kawalek na poczatku i nie moglam sie juz oderwac.
Jestem pelna zachwytu naprawde.
Czy Liam widzi? Czy jest slepy? Jezu! *znowu umiera*

Prosze mi wybaczyc, ale jestem w dziwnym stanie. Powtorze:
Te opowiadanie jest Cudowne.
Ide czytac inne Wasze dziela smiley
Ignis (Brak e-maila) 17:32 22-10-2004
Pi臋kne opowiadanie O.O ¦wietne...cudowne...PO呕藝DAM WI臉CEJ! XD
lollop (Brak e-maila) 21:05 20-11-2004
brak w s艂owniku s艂贸w na opisanie tego co tu jest. nawet nie pr贸buje. to jest za dobre ^_____^
Cydienne (Brak e-maila) 01:24 07-12-2004
S艂odkie smiley.
An-Nah (Brak e-maila) 11:27 20-12-2004
Nie wiem, jakos mam dziwne uczucie, ze to by bylo o wiele wartosciowsze opowiadanie, gdyby to nie bylo yaoi... moze poprostu przedawkowalam ostatnimi czasy, moze sie zrobilam wybredna, ale bardziej to do mnie przemawia jako historia o narodzinach zrozumienia i przyjazni... Co nie przeszkadza, ze pierwsza scena erotyczna byla jedna z najladniej opisanych, jakie czytalam w zyciu ^^ Ogolnie, mila lektora, inne wasze opowiadania (tak solowe, jak i wspolne) podobaly mi sie bardziej.
(Brak e-maila) 20:36 23-04-2005
blagam piszcie chociaz czy to koniec danwego opo czy nie =P
tak trudno CDN lub THE END? _^_
Dizzy-Sun (Brak e-maila) 23:44 29-05-2005
Czytaj膮c, jaka艣 struna drga艂a we mnie. Przyjemna struna. Czytaj膮c, relaksowa艂am si臋, odp艂ywa艂am...my艣lami w 艣wiat tu opisany... Kurcze, tak po prostu m贸wi膮c, to by艂o wy艣mienite =)
Livcia (Brak e-maila) 22:37 07-06-2005
Heh, mi si臋 podoba艂o, ale mam tylko jedno ale - albinosi nie mog膮 d艂ugo przebywa膰 na s艂o艅cu, niekt贸rzy wog贸le (np s艂ynna modelka Japonka, kt贸ra nigdy nie by艂a na zewn膮trz). Od s艂o艅ca sk贸ra albinos贸w nie艂adnie czerwienieje, jest mocno i bolesnie popa偶ona, i albinosi wtedy mog膮 dosta膰 nawet raka sk贸ry - wiem, bo m贸j m艂odszy braciszek jest albinosem ^^
A tak poza tym mi sie podoba艂o ^^
Raisa (wega21@op.pl) 15:34 12-05-2006
Jak to, nie bedzie?!
Chocia偶... pozostaje iw臋cej pola dla wyobra藕ni...
Pole? Pole?! Ja tu wsz臋dzie mam pole...
Ups, nie ta bajka.
Kakami (Brak e-maila) 21:40 01-06-2006
艢wietne opowiadanie w dodatku z tych d艂u偶szych ^^. Mam nadziej臋, ze kiedy艣 doczekamy si臋 jakiego艣 bonusa w postaci 12. rozdzia艂u np. w stylu: 10 lat p贸藕niej. Gratuluj臋 umiej臋tno艣ci pisarskich.
Aoi (aoi16@wp.pl) 22:20 21-09-2007
To opowiadanie jest takie 艣liczne.A kto napisa艂''ze to by bylo o wiele wartosciowsze opowiadanie''to si臋 myli.Yaoi jest warto艣ci膮 w som膮 w sobie.Ale to nic opo jest CUDNE!
Dark Angel (Brak e-maila) 23:49 08-12-2007
S艂odkie..na prawde wspania艂e.Wszystko rozgrywa艂o sie powoli,bez pospieszania akcji..fantazja zawarta w tym opowiadaniu i 艣wiat jest piekny super.I ta milosc,szczescie i troska ktora pozniej trafila do Liama...na prawde nie wszedzie mozna spotkac cos tak pieknie napisanego i skonczonego co najleprze.Ostatnie zdanie jest zabojcze i ukazuje mimowolnie usmiech na ustach..dla mnie 艣wiat zaczyna sie i konczy sie na Tobie...
Hong (Brak e-maila) 16:59 18-12-2007
Pi臋kne. Po prostu pi臋kne...
adela (Brak e-maila) 10:16 10-11-2009
ludzie to jest lepsze ni偶 wi臋kszo艣膰 ksi膮偶ek!!!!!!!
AOI (Brak e-maila) 18:28 07-03-2010
omg to jest jedno z najcudowniejszych opowiada艅, jakiekolwiek czyta艂am !I szczerze m贸wi膮c nie lube par hetero w yaoi.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa U縴tkownika

Has硂



Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem?
Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.

Zapomniane has硂?
Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze sta艂e, cykliczne projekty



Tu jeste艣my
Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemno艣ci膮 艣ledz臋 Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpud艂a :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, je艣li kto艣 tu zagl膮da i chce wiedzie膰, co porabiam, to mo偶e zajrze膰 do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z r贸偶nych przyczyn staram si臋 by膰 optymist膮, wi臋c b臋d臋 trzyma艂 kciuki 偶eby uda艂o Ci si臋 odtworzy膰 to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro s艂ysze膰, Jash. Wprawdzie nie czyta艂em Twojego opowiadania, ale szkoda, 偶e nie doczeka si臋 ono zako艅膰zenia.

Archiwum