The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Marca 29 2024 13:03:41   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
stacja kosmiczna Luna 9


Wprawdzie istniało ryzyko, że któryś z pracujących na sąsiedniej hali mechaników zainteresuje się tym niecodziennym zjawiskiem, lecz Miszka kompletnie się tym nie przejął. Uruchomił stalową przegrodę oddzielającą jedną halę od drugiej, po czym, nie czekając aż zamknie się do końca i nie spiesząc się, schował się w pierwszej z brzegu wnęce do której nie docierał deszcz. I patrzył jak statki błyskawicznie odzyskują swój dawny wygląd. Ani się obejrzał, a po paskudnym śluzie nie pozostało ani śladu, spłynął kanałami odpływowymi, by skończyć gdzieś w kosmosie.
- Nuda – stwierdził Miszka. Miał teraz poważny dylemat: iść do Bombo i zameldować, że odwalił za niego brudną robotę, czy może zadekować się gdzieś, że niby wciąż jeszcze się użera z tym paskudztwem. Wybrał opcję trzecią, najbardziej niebezpieczną: podjął się naprawy statków. Nie przerażało go widmo scysji z przełożonym, ani tym bardziej z Bombo, który nie stanowił i raczej nigdy nie będzie, dla niego żadnego autorytetu. Przez chwilę rozglądał się po całej hali, by zlokalizować panel sterowania. Musiał być przynajmniej jeden, chociaż biorąc pod uwagę wielkość hali, nie zdziwiłby się, gdyby znalazł ich tu co najmniej z sześć. Pierwszy znalazł dość szybko, niemal pod samym nosem. Używając lasera z bransoletki złamał kod dostępu, po czym przywołał gravix, małe czarne pudełko wyposażone w mnóstwo czujników i holoekran. Gravix spłynął gdzieś spod sufitu. Wszedł w jego ustawienia i dostosował go do swojego wzrostu, tak by mieć go przed oczami, po czym uruchomił go by przeskanował pierwszy ze statków. Trochę to trwało, lecz w końcu na holoekranie gravixu wyskoczyło podsumowanie skanu.
- Niezły syf – mruknął przeanalizowawszy wyniki. – Będzie z tym od groma roboty.

***


Kalvi znalazł pokój bez problemu. Nie zdziwił go fakt, że był jednoosobowy, chociaż gdy tu leciał miał nadzieję, że zamieszka z kimś sensownym, z kim będzie mógł się zaprzyjaźnić. Jednakże w tej chwili bardziej niż kumpla potrzebował czegoś innego. Nagle zrobiło mu się duszno, a obraz przed oczami zafalował. Puścił torbę i zamykając oczy podparł się o ścianę, czekając aż pierwsza fala mdłości przejdzie. Sięgnął do torby i wyciągnął niewielki woreczek. Ostrożnie wysypał jego zawartość na podłogę. Sześć ampułek. Nie starczy na długo. To i tak cud, że udało mu się je przemycić przez kontrolę przed odlotem. Musi jak najszybciej znaleźć nowe źródło, inaczej nie przeżyje. Wsadził jedną ampułkę do aplikatora, po czym przytknął go do szyi i nacisnął tłok. Poczuł ukłucie. Aplikatur wypadł z ręki i poturlał się po podłodze. Osunął się na kolana. Przymknął oczy i zaczął niespokojnie oddychać, czekając aż narkotyk zacznie działać. Po chwili poczuł znajome ciepło rozchodzące się po całym ciele. Zaraz po nim przyszła obojętność i ospałość. Posuwając się powoli na czworakach dotarł do łóżka i z trudem się na nie wdrapał. Odetchnął z ulgą. Zamknął oczy. Kilka godzin snu i wszystko powinno wrócić do normy.

***


Nie wiedział kiedy jego tymczasowy partner wróci, postanowił więc rozejrzeć się trochę po stacji. Okazało się iż lokalizatory mają także wbudowaną mapę całej stacji wraz z krótkim opisami poszczególnych sekcji. Część szpitalna na razie go nie interesowała. Jeszcze zdąży się z nią dogłębnie poznać, chociaż miał nadzieję, że stanie się to jak najpóźniej. Postanowił najpierw rozejrzeć się po stołówce. Kierując się wskazówkami z lokalizatora dotarł na miejsce bez problemu. Kiedy tam wszedł, przystanął zdumiony. Takiego tłumu ludzi nie widział nawet na kosmodromie. Obojga płci, w różnych kombinezonach. Zdziwił się widząc nawet kobiety w kombinezonach pilotów. NIektóre z nich wyglądały w nich nawet bardzo seksownie i pociągająco, co spotykało się czasami z gwizdami mężczyzn. Jednak one nic sobie z tego nie robiły, albo zupełnie olewając facetów, albo zbywając ich żartami.
Nagle poczuł, że jest strasznie głodny. Podszedł do pierwszej z brzegu wolnej kuchenki molekularnej. Niestety jej menu rozczarowało Basila. Już miał odejść zawiedziony, gdy zobaczył, że ze stojącej obok kuchenki jakaś młoda dziewczyna w medycznym kombinezonie bierze danie, którego nie ma w tej jego. Zdziwiło go to nieco i odruchowo pomyślał, ze pewnie znowu Miszka odprawił te swoje czaryo mary. Jednak szybko zbeształ się za takie myśli. Przecież Miszka powiedział, że to tajemnica, a skoro tak, to na pewno on nie mógł tu nic mieszać. Poczekał aż dziewczyna odejdzie i podszedł do tamtej kuchenki. Przeczytał menu i wtedy wszystko zrozumiał. Nie wiadomo dlaczego, ale poustawiano na stołówce mnóstwo kuchenek molekularnych z różnymi zestawami menu. Rozejrzał się po całym pomieszczeniu próbując zlokalizować wszystkie kuchenki. I westchnął ciężko. Jeśli faktycznie w każdej jest inne menu, to zajmie sporo czasu zanim nauczy się ich wszystkich na pamięć. Gdyby Miszka tu był, coś by na to poradził… Miszka! Basila poraziła myśl, że tak bardzo zajęty był swoim przydziałem, że zupełnie zapomniał o przyjacielu. Powinien go odszukać. Może zdąży zanim jego tymczasowy partner wróci. Tylko jak? Próbował użyć do tego lokalizatora, ale okazało się, że musi podać numer identyfikacyjny poszukiwanej osoby, a nie nazwisko, a tego niestety nie znał. Zasępił się. Zaczął intensywnie myśleć. W końcu uśmiechnął się zadowolony. Czemu od razu na to nie wpadł? Przecież może po prostu pójść do sekcji serwisowej i zapytać o Miszkę. Ale to w drugiej kolejności. Mimo całej sympatii jaką miał dla starszego kolegi musiał na chwilę o nim zapomnieć, gdy organizm domagał się jedzenia. Burczący żołądek potrafi być naprawdę irytujący.
Trochę mu zajęło zanim znalazł jakąś kuchenkę z menu, które go zainteresowało. Wziął jedzeni i usiadł przy pierwszym lepszym wolnym stoliku. Na szczęście tych było mnóstwo i nie istniało ryzyko, że zabraknie miejsca i będzie musiał się dosiąść do kogoś, kto nagle, wbrew jego woli, zapała chęcią nawiązania kontaktu. I chociaż jadł dość szybko, jak na wygłodzonego człowieka przystało, to jednak nie przeszkadzało mu to w rozglądaniu się z zaciekawieniem po stołówce. Patrzył na kręcących się tam ludzi, z zainteresowaniem obserwując ich zachowania i próbując dopasować ich mundury do konkretnych sekcji. Dość szybko stracił zainteresowanie kolorem białym należącym do sekcji medycznej oraz wszelkimi odcieniami zieleni, które reprezentowały sekcję ekonomiczną sektora prywatnego. Szybko doszły do nich fioletowe, pomarańczowe i czerwone, które tez umieści w części niezmilitaryzowanej. Ciemny granat ze złotymi dodatkami pewnie należał do elity, czyli rządzących, sądząc po tym jak odnosili się do nich piloci. Poza tym te mundury wyglądały bardzo dystyngowanie, więc nie było wyjścia, musiały należeć do tych „z górnej półki”. Niestety nie zdołał przyporządkować wszystkich kolorów zanim skończył posiłek, ale nie przejął się tym za specjalnie. Jeszcze zdąży, wszak spędzi tu resztę życia. A przynajmniej tę jego część w czasie której będzie zdolny do walki. Wrzucił brudny talerz do dezintegratora i ruszył do wyjścia. Pomagając sobie lokalizatorem i przesiadając się z jednej windy do drugiej, dotarł w końcu do sekcji serwisowej.
Stanął przed stalową przegrodą odgradzającą sekcje od reszty stacji. I chociaż nie była tak imponująca jak niektóre drzwi, które w życiu widział, to jednak, dziwnym trafem, wzbudzała w nim niepokój i dziwne podniecenie. Nie wiedział czym to było wywołane, czy faktem, że w końcu zobaczy Miszkę, czy tym, że zobaczy statki kosmiczne. Bo, że jakiś zobaczy było pewne jak nic. Jakiś na pewno musiał być naprawiany. Na panelu sterowania obok przegrody wbił swój numer identyfikacyjny. Kiedy nie otworzyła się od razu zaczął w duchu panikować, ze może nie ma tu dostępu. Szybko jednak zganił się za ta myśl. Przecież piloci musza mieć dostęp do swoich samolotów w trakcie naprawy, żeby wiedzieli co było naprawione i żeby mogli konsultować z mechanikami swoje uwagi dotyczące jakości lotów i tego jak się sprawują maszyny. Od ich sprawności zależało przecież życie pilotów.
W końcu przegroda zaczęła się otwierać i Basil odetchnął z wyraźną ulgą. Jeszcze nie dojechała do końca, gdy buchnął w niego gwar napraw i rozmów kręcących się tam ludzi. Przekroczył próg. I stanął zszokowany. Hala naprawcza szokowała swoim ogromem oraz ilością różnych pomostów i poziomów na których stały różne maszyny i kręcili się ludzie w zielonych kombinezonach o różnym stopniu czystości. Zatrzymał jednego z nich przechodzącego właśnie obok.
- Szukam Michała Uchany.
- A co ja jestem, informacja turystyczna? – skrzywił się tamten. – Wbij jego numer na swoim lokalizatorze i go znajdziesz. – I zanim Basil zdążył zareagować facet odszedł.
Chłopak westchnął ciężko. Przeszedł parę kroków i podszedł do mężczyzny, który siedział na ziemi i śrubokrętem rozkręcał jakąś część.
- Cześć.
- Cześć – odparł mężczyzna. I chociaż nie popatrzył na Basila ani nie przerwał zajęcia, to jednak jego głos nie był tak nieprzyjazny jak tego pierwszego mechanika.
- Zastanawiałem się czy byś nie mógł mi pomóc.
W tym momencie mężczyzna przerwał pracę i spojrzał na Basila.
- Jeśli masz problem z samolotem musisz się zgłosić do głównego mechanika, on rozdziela zadania. Zresztą inne naprawy też.
- Nie, nie. - Machnął ręką. – Próbuję kogoś znaleźć. Niestety nie znam jego numeru identyfikacyjnego więc nie mogę skorzystać z lokalizatora.
- Kto to?
- Michał Uchany.
- Uchany, Uchany… - mamrotał mężczyzna marszcząc brwi. W końcu spojrzał na Basila. – Niestety nie kojarzę człowieka, ale nic dziwnego, sam popatrz – zatoczył ręką wskazując halę i kręcących się po niej mechaników – ile tu ludzi. Nie można spamiętać wszystkich.
- Ciężko by ci było go spamiętać, on przybył dopiero dzisiaj.
- To trzeba było tak od razu. Najsensowniej byłoby najpierw pójść do enomów i zapytać i o numer identyfikacyjny tej osoby.
- Enomów? – zdumiał się.
- Tak mówimy na tych gryzipiórków z sekcji ekonomicznej. Niestety sekcja ta jest na drugim końcu bazy, więc tyranie tam tylko po to by tu wrócić jest bez sensu. Skoro już tu jesteś, to najlepiej będzie pójść do głównego mechanika i jego się zapytać o numer tego gościa. Potem go wbijesz w lokalizator i gotowe.
- A gdzie znajdę tego głównego mechanika?
- Numer MGM1453217. Lokalizator cię zaprowadzi.
- Dzięki serdeczne. – Basil szybko wbił podany numer na lokalizatorze, uśmiechnął się ciepło i poszedł szukać głównego mechanika.
- Jeszcze jedno, dzieciaku – zawołał za nim mężczyzna.
- Tak? – Odwrócił się.
- Jeśli usłyszysz, że jest w kiepskim humorze, to lepiej spierdalaj jak najdalej stąd.
- A skąd będę wiedział, że ma kiepski humor?
- Będzie nadużywał słowa „rybko”.
- Dzięki, zapamiętam.
Kierując się wskazówkami z lokalizatora przedarł się jakoś przez tumult panujący na halach serwisowych i dotarł najprawdopodobniej na jakieś zaplecze, bo kręciło się tu niewielu ludzi, za to było pełno różnorakich części.
- Co ty Se, kurwa, rybko złota, myślisz? – usłyszał w pewnym momencie tubalny głos i Az podskoczył przestraszony. „Rybko”… czyżby to był ten mechanik główny? I był w kiepskim humorze? Nerwowo przełknął ślinę, a sprzeczne myśli zaczęły mu przelatywać przez głowę. Posłuchać ostrzeżenia tego mechanika i dać sobie dzisiaj spokój? Czy może jednak zaryzykować, licząc, że gość nie będzie tak zły, jak go ostrzegano? Krótko się wahał. Chęć zobaczenia Miszki była silniejsza niż obawa przed jakimś krzykaczem. Ruszył kierując się słuchem, dla pewności co rusz zerkając na lokalizator. Na szczęście urządzenie potwierdzało, że dobrze idzie.
Dość szybko doszedł do źródła bluzgów. I aż serce zabiło mu mocniej. Zobaczył Miszkę!. W pierwszej chwili chciał podbiec do niego, lecz powstrzymał go wściekły głos brodatego faceta ubranego w tak brudny kombinezon, ze trudno było rozpoznać jego kolor, który chodził wściekle tam i z powrotem, żywo gestykulując i wrzeszcząc na Miszkę. A co drugie niemal słowo wtrącał „rybko”.
- Wyraziłem się jasno? – wrzasnął w pewnym momencie przystanąwszy.
- Tak, sir – odparł nad wyraz spokojnie Miszka.
- A ty tu czego szukasz? – Brodacz w końcu zauważył, że nie są sami. – Nie wiesz, że pilotom tutaj wstęp wzbroniony, rybko zakichana?
- Przepraszam, lokalizator tak mnie pokierował – odparł spokojnie Basil. – Szukam brata. Powiedziano mi, ze pan będzie wiedział jak go znaleźć. Ale…
- A co ja jestem, rybko złota, niańka jaka czy co? – brodacz wpadł mu w słowo. – Wypad do enomów! Oni są od tego, rybko zafajdana!
- Ale już go znalazłem – dokończył spokojnie Basil.
- No to czego tu jeszcze sterczysz, rybko, zafajdana?!
- Czekam aż pan skończy go opierdalać. - Basil dziwił się sam sobie, że potrafi zachować taki spokój. Brodacz faktycznie nie był w humorze, a na dodatek jego gabaryty wskazywały, że mógłby, gdyby chciał, zrobić z Basila krwawą miazgę.
Mężczyzna spojrzał najpierw na Basila, jakby próbował zatrybić co on mu właśnie powiedział, a potem na Misze. Na koniec sapnął zirytowany.
- Wynocha mi stąd! Obydwaj! – Miszka podniósł swoją torbę z rzeczami. – I masz mi nie pokazywać swojej paskudnej gęby aż do jutra!
- Tak jest – odparł spokojnie Miszka, po czym ruszył w stronę wyjścia, obejmując po drodze Basila ramieniem.
Przystanęli dopiero w jakimś pustym korytarzu.
- W końcu cię znalazłem – Basil uśmiechnął się radośnie i objął Miszkę.
- Mała spryciula – stwierdził Miszka z rozczuleniem i poczochrał przyjaciela po głowie.
- Za co on cię opieprzał? – zaniepokoił się Basil.
- Trochę przesadziłem z moimi czarami. Ale nie przejmuj się, do jutra mu przejdzie.
- Na pewno? – patrzył na niego podejrzliwie. – Nie chciałbym żeby cię stąd wyrzucili.
- Nie wyrzucą, nie wyrzucą – odparł uspokajająco. – Zbyt dobry jestem żeby mogli sobie na to pozwolić.
Basil chciał cos powiedzieć, lecz w tym momencie odezwał się lokalizator Miszki. Patrzył niepewnie jak przyjaciel odbiera połączenie.
- Michał Uchany? – Basil wyraźnie widział jak na holoekranie pojawia się jakaś twarz w czapce zielonego koloru.
- Tak – odparł spokojnie Miszka.
- Mam w twojej kwaterze zainstalować kuchenkę molekularną. Kiedy mogę?
- Będę u siebie za jakiś kwadrans.
- Świetnie – stwierdził mężczyzna po czym rozłączył się.
- Kuchenka molekularna w pokoju? – zdziwił się Basil.
- Kolejne czary-mary – Miszka mrugnął okiem. – Chodź, nie możemy kazać czekać człowiekowi.
- To w sumie nie powinno mnie już dziwić – mruknął Basil ruszając za Miszką.
Do części mieszkalnej dotarli w ciągu trzynastu minut. Jak Basil zdążył zauważyć, pokój przyjaciela wyglądał dokładnie tak samo jak jego. Ledwo Miszka zdążył odłożyć torbę, a usłyszeli dźwięk komunikatora. Miszka wpuścił przybysza. Był to ten mężczyzna, którego widział na ekranie lokalizatora Miszki.
- Cześć, ziom – facet wyciągnął rękę w stronę Miszki. – Jak żeś se załatwił swoją prywatną kuchenkę molekularną?
- Ma się pewne znajomości – odparł tajemniczo Miszka. – Ale lepiej ich nie nadużywać za często.
- No tak, no tak, znajomości to święta rzecz – mruknął mężczyzna, po czym zabrał się za montowanie urządzenia w ścianie.
Kwadrans potem wszystko było gotowe. Mężczyzna pozbierał swoje rzeczy, pożegnał się i wyszedł.
- Co powiesz na ciasto czekoladowe? – zapytał Miszka, po czym zupełnie się niczym nei przejmując zdjął przedni panel kuchenki i zaczął odprawiać dobrze znane Baskilowi czary-mary. Kiedy skończył, wcisnął guzik i ich oczom ukazał się niewielki czekoladowy torcik, porcje akurat dla dwóch osób.
- No to opowiadaj – powiedział Miszka kiedy już siedzieli i opychali się tortem.
Basil z zapałem zaczął opowiadać jak minął mu dzień.
- A właśnie, podaj mi swój numer identyfikacyjny, żebym w przyszłości szybciej mógł cię znaleźć. - W pewnym momencie przerwał opowieść. Miszka podał numer i Basil wrócił do opowieści. Niestety musiał skończyć, gdy odezwał się jego lokalizator.
- Choroba – mruknął – mój partner już wrócił. Muszę lecieć. – Był wyraźnie zawiedziony. Widać było, że najchętniej posiedziałby tu jeszcze. Ale niestety, to nie była już akademia, ani tym bardziej dom, gdzie mogło się robić co się chciało. Tutaj trzeba był cały czas być w gotowości i wykonywać polecenia. A polecenia Basila brzmiały jasno: skontaktować się z partnerem, który wprowadzi świeżarka w jego obowiązki.
- Leć, leć – odparł Miszka – nie można zaniedbywać obowiązków. A nagadać się jeszcze zdążymy.
Basil wsadził do ust resztę ciasta, cmoknął Miszkę w policzek, zostawiając na nim spory czekoladowy ślad i pobiegł do wyjścia. Misz kama rację, jeszcze zdążą się nagadać. Pod warunkiem, że będzie grzeczny i nie przesadzi z tymi swoimi czarami. Musi mu o tym przypomnieć następnym razem jak się zobaczą.

***


Jęknął zirytowany. Jak on ma to wszystko zapamiętać? Tyle, jego zdaniem niepotrzebnych, formułek i definicji do zapamiętania. Przecież on będzie pilotem, a nie jakimś gryzipiórkiem. Wypił kolejny łuk energizera licząc, że pomoże mu odegnać senność i pokona zmęczenie. Niestety jego oczekiwania nie spełniły się, wciąż głowa uparcie opadał mu na piersi. Odrzucił holopodręcznik na łóżko i wstał. Przeszedł się po pokoju tam i z powrotem by zmusić organizm do intensywniejszego działania. Spojrzał na łóżko współlokatora. Wciąż było puste.
- Pewnie jeszcze siedzi w bibliotece – mruknął. Na szczęście biblioteka uczelni była czynna całą dobę. – Jak on to robi? – zastanawiał się. – Wiecznie go widzę z nosem w tablecie a mimo to jeszcze nigdy nie widziałem na jego twarzy zmęczenia. A przecież ci z medycznego mają od cholery wkuwania.
Ta myśl nie dawał mu spokoju tak bardzo, ze aż postanowił pójść do biblioteki i poszukać współlokatora. Do tej pory jakoś nie miał powodu by z nim rozmawiać.
Wszedł do biblioteki i zdziwił się jak dużo studentów siedziało w niej o tej porze. Biblioteka była ogromna i było w niej tyle zakamarków w których mogli się schować studenci pragnący w ciszy przestudiować podręcznik, że bał się że go przegapi. Na szczęście udało mu się go znaleźć. Siedział na samym końcu przy jednym ze stolików obłożony mnóstwem tabletów. Usiadł naprzeciwko niego z takim rozmachem, że aż tamten podskoczył przerażony.
- Jak ty to robisz? – wypalił bez żadnych wstępów.
- Ale co? – zapytał tamten niepewnie.
- Jak jesteś w stanie ciągle zakuwać i zakuwać i nigdy nie widać po tobie zmęczenia.
- Widocznie już tak mam, że potrzebuję niewiele snu i wypoczynku – wybąkał Marvil kuląc się niepewnie.
- Nie wciskaj mi tu kitu, dobra? – wysyczał, a Marvil skulił się jeszcze bardziej. – Każdy potrzebuje snu, a ty prawie nie śpisz. Proszę, powiedz mi – nagle zmienił taktykę i przeszedł w proszący ton. – Muszę się też tak nauczyć. Już nie daję rady z tą ilością materiału.
Marvil uważnie spoglądał na niego przez chwilę, potem rozejrzał się na boki.
- No dobra, powiem ci, ale nie tutaj – powiedział w końcu. – Wracajmy do pokoju.
Pozbierał wszystkie tablety i ruszył do wyjścia, a Kalvi za nim.
Kiedy już byli w pokoju, Marvil wyciągnął coś z szuflady w której zazwyczaj trzymał skarpetki.
- To ci powinno pomóc – powiedział podając Kalviemu to coś. Ten zobaczył niewielką fiolkę z jakimś niebieskim płynem w środku.
- Co to? – zapytał chcąc się upewnić co do swoich domysłów.
- Viviex. Daje takiego kopa, ze przez parę dni chodzisz jak nakręcony. I możesz spokojnie się uczyć.
- Narkotyk? W żadnym wypadku! – Wstał zbulwersowany i zaczął chodzić po pokoju. Narkotyki zażywają tylko kryminaliści z szarej strefy! Nie, on tego nie będzie brał! Poradzi sobie bez tego!
- Jak chcesz. – Marvil wzruszył ramionami, po czym przesiadł się na swoje łóżko i wziął za studiowanie przyniesionych z biblioteki materiałów. Kalvi niestety nie mógł się skupić na materiale, zbyt zbulwersowany faktem, że współlokator zaproponował mu coś takiego. Poszedł spać. Zasypiając pomyślał, ze on nigdy w życiu nie będzie brał tego paskudztwa.
Zdanie zmienił kilka dni później, kiedy nie zaliczył teoretyczne części wykładu przez co nie mógł wziąć udziału w symulacjach. I chociaż wciąż targały nim sprzeczne emocje, to jednak wieczorem wziął od Marvila aplikator z fiolką i przytknął sobie do szyi. Przez chwilę nie czuł żadnej różnicy aż nagle cos go potężnie telepnęło i poczuł dziwny przypływ energii. Czuł jakby coś go roznosiło od środka. Wziął tablet, z którego treścią miał problem z zapamiętaniem i przeczytał go. Teraz wszystko wchodziło mu do głowy i w niej zostawało. Uśmiechnął się zadowolony. Spojrzał na Marvila, który tylko podniósł do góry kciuk w geście porozumienia i pochwały. O tak, to było to, czego potrzebował.


Obudził się zlany potem, z sercem walącym jak oszalałe. Spojrzał na holograficzny zegarek stojący na nocnej szafce. Wskazywał trzecią nad ranem. Z trudem podniósł się do pozycji siedzącej. Dolegliwości dnia poprzedniego minęły, pozostał jedynie smród niemytego ciała i niesmak w ustach. Długo stał pod prysznicem, jakby ten smród wżarł się w jego skórę. W końcu wyszedł. Z miniaturowej kuchenki molekularnej, która dawała tylko podstawowe napoje i dania zwykle serwowane na śniadanie, wziął sok malinowy by przepłukać usta i położył się spać. Jutro trzeba będzie wdrożyć się w nowe obowiązki. I, co najważniejsze, szybko znaleźć kogoś, kto sprzeda mu Viviex. Bo, że ktoś taki tu będzie było pewne jak śmierć i tylko kwestią czasu będzie znalezienie go. Z tą myślą Kalvi zasnął.










Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum