The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Marca 28 2024 16:44:04   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Za trzy punkty 19


Rozdział 19.
Jaki Nowy Rok, taki cały rok


– Hej – przywitał się Sebastian, kiedy otworzyłem mu drzwi. Uśmiechnąłem się do niego lekko i szybko obejrzałem się przez ramię, by sprawdzić czy aby na pewno jesteśmy sami w przedpokoju. Z największego pomieszczenia w mieszkaniu dobiegały głośne dźwięki muzyki, jakieś odgłosy rozmów, śmiechów, ale tu akurat byliśmy tylko my. Szybko więc, korzystając z okazji, bo podejrzewałem, że przez cały wieczór wiele takich mogę nie mieć, pochyliłem się i pocałowałem go, po czym odsunąłem się, wpuszczając go do naszego biednego korytarza. – Mam rozumieć, że nikt oprócz Arka i Pawła nie wie? – zapytał, kiedy ściągał buty.
– Tak – odpowiedziałem i nerwowo potarłem policzek na którym znajdowała się blizna.
Sebastian odetchnął ciężko, ale kiwnął głową, odwieszając jeszcze kurtkę na wieszak oblepiony całą masą ubrań. Gdzieś dyndał różowy szalik dziewczyny Arka, gdzie indziej z kieszeni jakiegoś ciemnego płaszcza wystawała szara rękawiczka, na samą górę ktoś rzucił sweter, a buty porozrzucane na podłodze pod wieszakiem tylko dopełniały ten obrazek.

Akurat w momencie, gdy chciałem powiedzieć Sebastianowi ciche, ale szczere: „fajnie, że jednak przyszedłeś”, do przedpokoju wszedł Kapsel. Godzina dwudziesta, a ten już miał nieźle w głowie. Niemal odbijał się od ścian. Coś mi się wydaje, że fajerwerków w tym roku to ty nie zobaczysz, pomyślałem złośliwie, oceniając jego stan.
Kapsel spojrzał na nas mało przytomnie, a jego pyzatą twarz rozjaśnił uśmiech.
– Oo, siema! – wybełkotał i wyciągnął dłoń w stronę Sebastiana. – Ja cię skądś znam… Ej, serio cię znam… Ty grałeś wtedy na boisku!
Sebastian uśmiechnął się lekko i kiwnął głową. Moje towarzystwo całkowicie różniło się od jego znajomych, jednak coś mi podpowiadało, że Seba się tu odnajdzie. Jak nikt inny potrafił przecież dopasowywać się do sytuacji… Albo tylko tak się pocieszałem, bo naprawdę denerwowałem się, jak ten wieczór może się potoczyć.
Weszliśmy do pokoju, na środku którego znajdował się duży stół, a na nim pełno puszek po piwach, butelek wódki, szampanów i wszystkiego czego sobie alkoholik zapragnie. Wzrok ludzi siedzących w pomieszczeniu momentalnie skupił się na Sebastianie. Wydawało mi się nawet, że zrobiło się nieco ciszej, jakby mój facet był jakąś wielką atrakcją. Paweł i Arek wymienili między sobą dziwne spojrzenia, a ja w jednej chwili miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
Jednak gdy Sebastian zaczął się z wszystkimi witać, zrobiło się nieco przyjemniej. Kątem oka uważnie obserwowałem brata. Denerwowałem się to mało powiedziane. Paweł przecież nie pałał do niego sympatią, nawet jeżeli prawie w ogóle go nie znał.
Jakaś dziewczyna, którą przyprowadził Zbychu, wysoka, pulchna, ale ładna, Ania chyba miała na imię, rzuciła coś, że „niezłe ciacho wytrzasnąłem” i momentalnie atmosfera stała się lżejsza. Ktoś się zaśmiał, ktoś podgłośnił muzykę, a gdy już byliśmy po tym drugim piwie i dwóch kieliszkach wódki, zrobiło się naprawdę dobrze.
Mało trzeźwym wzrokiem rozejrzałem się dookoła, zostawiając Sebastiana samego w rozmowie ze Zbychem. W Sylwestra nasze mieszkanie wcale nie prezentowało się lepiej niż każdego innego dnia. No, może było tylko nieco czyściej i poprzez pozawieszane wszędzie balony – bardziej kolorowo. Dziewczyna Arka, niziutka, drobniutka, ale słodka i miła Marysia (wszystko w niej było urocze, nawet imię, no rzygnąć tęczą przy niej się chciało) zajęła się dekorowaniem naszych czterech ścian. Nie bardzo nam na tym zależało, woleliśmy zająć się tym co ważniejsze – alkoholem i jedzeniem.
Marysia, wbrew naszym podejrzeniom, była ładna i towarzyska. Naprawdę dziwne, że Arek nam jej od razu nie przedstawił. Ale co się dziwić, dziewczyna pochodziła z „dobrego domu”. Zawsze świadectwo z paskiem, ambitne plany na studia… Najwidoczniej przeciwieństwa się przyciągają. Trochę w sytuacji Arka i Marysi widziałem siebie i Sebastiana. Mnie też było wstyd zaprosić go do nas na Sylwestra. Nie wydawało się, żeby Seba był jakoś specjalnie zadowolony z wizji spędzenia tej nocy w towarzystwie mojego brata, jednak zgodził się i tak oto teraz siedział obok mnie i dyskutował ze Zbychem o drużynach NBA.
– Dobra, to co? Toast? – zapytał w pewnym momencie Arek i podniósł się z kieliszkiem wódki. Wszyscy spojrzeli na niego i na chwilę przerwali rozmowy. Nawet Kapsel tak jakby wytrzeźwiał i również sięgnął po alkohol, jednak Paweł dosyć szybko zareagował i odebrał mu butelkę z rąk. Parsknąłem śmiechem na widok zdezorientowanej miny pijanego Kapsla, który już kilka minut później zasnął na kanapie. – Za nowy rok, ludzie, żeby był lepszy od poprzedniego!
Spojrzałem na Sebastiana, który w tamtym momencie nalewał mi wódki do kieliszka.
– Nie jest tak źle, co? – zapytałem szeptem. Zerknął na mnie kątem oka i uśmiechnął się, a w jego policzkach jak zwykle pojawiły się dołeczki. Popatrzyłem na niego trochę dłużej niż powinienem i nie w taki sposób, w jaki patrzy się na kumpla. Usłyszałem wymowne chrząknięcie, na co prawie że podskoczyłem z nerwów, przypominając sobie gdzie jestem. Zerknąłem na Pawła siedzącego naprzeciwko na fotelu. Momentalnie zrobiło mi się głupio. Uczucie było porównywalne co wtedy, gdy spotkałem ojca Sebastiana w kuchni.
– Za rok – powiedział w pewnym momencie Paweł i podniósł się z fotela razem z kieliszkiem w dłoni. Nachylił się przez stół tylko po to, żeby przybić toast ze mną i Sebastianem.
Przełknąłem ślinę i uśmiechnąłem się lekko, patrząc jeszcze kątem oka na Sebę. W przeciwieństwie do mnie, nie był w ogóle zdenerwowany. A chyba powinien, no nie? No kuźwa! Ja bym był!
Z jednej strony ta jego pewność siebie była irytująca, a z drugiej… Sebastian nie byłby tym samym Sebastianem, gdyby peszyły go takie sytuacje.
Kolejka poszła w ruch. Nie liczyłem już ile wypiłem, ale było tego naprawdę sporo. Z każdym kieliszkiem rozluźniałem się coraz bardziej. Zacięta dyskusja, która narodziła się przy stole i która zaangażowała wszystkich, oprócz śpiącego niedaleko Kapsla, przybierała na sile. Już nie pamiętam o czym tak zażarcie rozmawialiśmy, z pewnością przewinęły się tematy polityczne, sportowe, muzyczne, a nawet coś dla Seby: motocyklowe. Przestałem się pilnować i czasami opierałem się na ramieniu Sebastiana, innym razem trzymałem dłoń na jego kolanie, jeszcze w innych momentach on mnie obejmował. To było takie… naturalne. Nie panowałem nad tym. I teraz nawet nie chcę zastanawiać się, jak to musiało wyglądać w oczach Zbycha. Przecież on, do cholery jasnej, nawet nie wiedział o mojej orientacji!
Wszyscy jednak zdawali się tego w ogóle nie zauważać. I może faktycznie nie zauważyli, w końcu wódkę można było liczyć butelkami. Jedna za drugą, naprawdę mieliśmy spust, a wchodziło nam tak łatwo, że powoli przestawałem ogarniać.
W pewnym momencie ktoś krzyknął: „Ej! Sześć minut do północy!”. Nie pamiętam już kto to był, wiem tylko, że jakiś damski głos. Może Marysia, może Ania. Nie wiem, miałem wtedy już naprawdę dobrze wypite, a żeby było jeszcze fajniej – Sebastian trzymał się całkiem nieźle jak na taką ilość alkoholu. Naprawdę, mógłby go kiedyś szlag wziąć, bo jest idealny we wszystkim. Nawet w piciu, do cholery.
Podtrzymał mnie, gdy zachwiałem się przy wstawaniu. Zażartował coś, że nie powinienem już pić i, mimo że już złapałem pion, wciąż mnie nie puszczał. Przeszliśmy do przedpokoju, ubraliśmy się i wyszliśmy. Arek szybko zawrócił, bo przecież fajerwerki! Jak można zapomnieć o fajerwerkach? Wrócił bez fajerwerków, ale za to z dwoma butelkami szampana. Nikt nie zauważył, że nie ma sztucznych ogni i że zamiast o godzinie dwunastej odpalać fajerwerki, my otwieraliśmy szampany i kolejną butelkę wódki, którą przemyciliśmy przed wyjściem na dwór.
Wypiliśmy i wróciliśmy do mieszkania w akompaniamencie huków.
– Dwa tysiące czternasty! – krzyknęła Marysia, uwieszając się na szyi Arka. Pamiętam, że w tamtym momencie spojrzałem na nich mętnym od alkoholu wzrokiem i stwierdziłem, że naprawdę pasują do siebie. Idealna para.
– Wesołego nowego roku! To co? Kolejeczka? – parsknął Zbychu i już dorwał się do wódki. Zaśmiałem się i powiedziałem, że tę kolejkę przepuszczam. Poszedłem do toalety, bo pęcherz naprawdę zaczął mnie uwierać.
Kiedy tak stałem nad kiblem, pomyślałem, że ten Sylwester był całkiem fajny. Że Seba świetnie dogaduje się ze Zbychem, Arkiem, a nawet, o dziwo, z Pawłem. I że co najdziwniejsze, zaczynam uważać to za coś naturalnego.
Gdy wróciłem do pokoju, w tle przygrywała piosenka Icony Pop „I love it”, a przy stole zastał mnie niecodzienny widok. Przez głowę przewinęła mi się nawet myśl, że za dużo już wypiłem i mam jakieś halucynacje alkoholowe, czy coś w ten deseń.
Sebastian i Paweł siedzieli obok siebie, Paweł obejmował go ramieniem i o czymś zażarcie dyskutowali, całkowicie ignorując to, co dzieje się obok, czyli dziwne, połamane tańce Ani, Marysi, Zbycha i Arka oraz ich krzyki do refrenu: „I don’t care, I love it!”.
Nie chciałem przeszkadzać Pawłowi i Sebastianowi, więc zamiast do nich, podszedłem do grupy tańczącej i szybko zostałem wciągnięty do darcia gardła na refrenach typowo popowych utworów. A oni dalej rozmawiali. Cholera, ciekawość zżerała mnie od środka, ale mimo wszystko zostawiłem ich samych, bo czułem, że tak powinienem zrobić.

Nie wiem kiedy znalazłem się na swoim łóżku albo raczej materacu. Czy Sebastian doprowadził mnie do niego, czy ja prowadziłem jego, a może prowadziliśmy siebie nawzajem? Nie wiem, naprawdę, mało co już wtedy ogarniałem. Zresztą, nikt nic już nie ogarniał. Wszyscy pozalegali gdzieś w kątach i pozasypiali, zostawiając sprzątanie po imprezie na następny dzień. Kac już niemal wisiał w powietrzu. Cholera, ten Nowy Rok będzie całkiem ciekawy, w szczególności, że mamy tylko jedną łazienkę, a pijanych osób jest trochę więcej.
Leżałem na materacu w ubraniu, bo nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógłbym je zdjąć i że bez spodni byłoby mi wygodniej. Tuż obok mnie zalegał Sebastian, luźno obejmując mnie ramieniem. W tamtej chwili wszystko wydawało się takie proste, poukładane.
– O czym gadałeś z Pawłem? – zapytałem w pewnym momencie. Musiałem jednak powtórzyć, bo nie bardzo dało się zrozumieć moje seplenienie. Naprawdę ciężko było panować nad językiem, kiedy miało się za sobą tyle kolejek wódki, kilka kieliszków szampana i dwa piwa.
– O tobie – odpowiedział i przysunął się jeszcze bardziej do mnie.
– O mnie? – zapytałem momentalnie w jakimś przebłysku trzeźwości.
– O nas – sprostował. Nie, Sebastian z pewnością nie był ani trochę przytomny. Pieprzył jeszcze coś pod nosem niezrozumiale, głaskał mnie po plecach i chyba po chwili zasnął, gdyż zamilkł, a jego oddech ustabilizował się.
Uśmiechnąłem się i pocałowałem go w usta. Waliliśmy alkoholem na kilometr, pewnie zapach był porównywalny do zaprawionego w boju żula, ale żadnemu z nas to nie przeszkadzało. Zresztą, zdążyłem się już przekonać, że zapach rzadko kiedy nam przeszkadzał.
Zasnąłem z przyjemnym uczuciem, że wszystko w końcu jest tak jak powinno. Sebastian tuż obok mnie, Paweł i Arek za ścianą. Szkoda tylko, że wszystko minie, gdy wytrzeźwieję.

***


Ciężko mi określić relację, jaka łączyła mnie z Sebastianem. Niby dalej byliśmy razem, ale z drugiej strony obaj wiedzieliśmy, że jeszcze chwila, a wszystko się skończy. Wyjedzie i co? I moje życie z powrotem będzie takie jak przed poznaniem go? Czy może będziemy przez chwilę bawić się w związek na odległość, w rozmowy na skypie, aż w końcu albo on, albo ja sobie kogoś znajdziemy i wszystko się skończy? Czasem miałem ochotę to wszystko przerwać już teraz. Wymyślałem sobie nawet dokładnie, jak ta rozmowa przebiegnie. Co powiem, jakie postawię argumenty, wydawało mi się, że byłem naprawdę świetnie przygotowany. „Wiesz, to nie ma sensu. Jeszcze miesiąc do matur, później drugi miesiąc oczekiwania na wyniki i wyjeżdżasz”, a następnie coś o tym, że obaj wiemy, że związki na taką odległość się nie sprawdzają. Jednak gdy stawałem przed nim, patrzyłem na niego, na ten szeroki uśmiech, dołeczki w policzkach, jeszcze jak całował mnie na powitanie, kompletnie zapominałem o tym, co chciałem powiedzieć.
Temat nie istniał… Tak jakby.

Spędzanie niedzielnego popołudnia u Sebastiana w pokoju, z kontrolerem w łapie stało się już dla mnie czymś w rodzaju tradycji. Nawet nie wyobrażałem sobie, że ten dzień mógłby mi przeminąć na czymś innym od zabijania zombie czy ścigania się w NFS. Nie chwaląc się, byłem w tym świetny. Początki były trudne, ale gdy już nabrałem wprawy, Sebastian mógł tylko patrzeć, jak go wyprzedzam i słuchać mojego triumfalnego śmiechu. Nauczył się też, że nie warto się ze mną zakładać. Kilka razy już takie zakłady wygrałem i Sebastian wylądował na dole. Nie, żeby mu to jakoś specjalnie przeszkadzało, w seksie też nabrałem doświadczenia.
Już właśnie rozwalałem czaszkę dziesiątemu z rzędu zombiakowi, gdy nagle Sebastian odetchnął ciężko, wychylił się i zastopował grę.
– Ej! – krzyknąłem oburzony. – Wygrywałem! – Wskazałem na zatrzymany obraz na ekranie, na którym wyraźnie było widać, że poziom został już prawie ukończony.
– Jedź ze mną – powiedział nagle Sebastian, a mnie na chwilę zatkało. Naprawdę długo nie poruszaliśmy tego tematu, nie byłem przygotowany, że teraz on o tym wspomni. Odetchnąłem ciężko, nagle zły na wszystko. Na zastopowaną grę, na Sebastiana, na jego pieprzoną maturę, a nawet na niczemu winny Nowy Jork, do którego się wybierał.
– Już chyba o tym rozmawialiśmy – mruknąłem i wychyliłem się do PlayStation, by wznowić grę. Zdążyłem jednak dobić jednego zombiaka, gdy ta została znowu zastopowana. Spojrzałem ze wściekłością na Sebę, który też nie wyglądał na zadowolonego. Aż uniosłem w zdziwieniu brwi, bo naprawdę rzadko kiedy go takiego widywałem. Ze zmrużonymi oczami i zaciśniętą szczęką. Na skraju cierpliwości.
– To porozmawiajmy jeszcze raz – warknął.
– I po co? Nie widzisz, że to nie ma sensu? Nie zostawię Pawła tylko ze względu na ciebie! – Odłożyłem kontroler i wstałem, nie mając najmniejszej ochoty na siedzenie z nim w jednym pomieszczeniu. Czułem, że muszę ochłonąć, bo emocje, które ukrywałem przez tak długi czas zaraz znajdą ujście i Seba skończy z rozkwaszonym nosem. Och Boże, ale miałem ochotę mu przyłożyć. Tak jak kiedyś nie przeszkadzało mi to, że był pewnym siebie dupkiem, wręcz przeciwnie, nawet to mi się w nim podobało, tak w tamtym momencie miałem go cholernie dosyć.
– Zawsze o nim! – warknął, również się podnosząc. – Tylko Pawła widzisz, nie mógłbyś raz zrobić czegoś dla siebie?!
– A ty widzisz coś innego poza czubkiem własnego nosa?! – odparowałem. Po raz pierwszy dopadło mnie uczucie, że ze złości miałem ochotę się rozryczeć. Bo cholera, nie chciałem, żeby mnie zostawiał! Nie, kiedy się w nim zakochałem. – Lecisz tam tylko dlatego, bo twoja mama tak chce. Kurwa, nie mógłbyś jej ten jeden pieprzony raz w życiu powiedzieć: „nie”?!
– Czasem trzeba zrobić coś dla innych. – Naprawdę nie mam pojęcia, jak w tamtym momencie się powstrzymałem, żeby się na niego nie rzucić. Żeby nie przypieprzyć mu z trzy razy z pięści, potrząsnąć i wrzasnąć mu prosto w twarz, że jest pieprzonym hipokrytą.
– To zrób coś dla mnie! – krzyknąłem, nawet nad sobą nie panując. – Tak ci tu w tej Polsce źle? Bo och, pewnie, nie ma żadnych dobrych studiów, a ty tak bardzo potrzebujesz świetnego wykształcenia! Przecież musisz mieć zapewnioną pracę, bo już teraz nie starcza ci na chleb! – Wpadłem w nerwowy słowotok. – Cholera, ty nawet nie chcesz tam jechać! Ty to robisz tylko dla mamy… – Nie dokończyłem, bo w tamtym momencie Sebastian złapał mnie za przód koszulki i przyciągnął do siebie, całując mocno.
Chciałem go odepchnąć, pokazać mu, że jestem naprawdę wkurwiony i że tym razem nie pozwolę przemilczeć sprawy. Ale przy nim stawałem się typową, mało stanowczą cipą, więc jedynie objąłem go i się do niego przytuliłem, odpowiadając na pocałunek.
– Chodźmy na boisko zagrać jeden na jeden – powiedział, kiedy się ode mnie odsunął. I tak oto zakończyła się nasza jedna z pierwszych prób rozwiązania problemu wyjazdu do USA, czyli ostatecznie stanęło na tym, na czym się zaczęło. Sebastian wyjeżdża, a ja nie miałem żadnego wpływu na zmianę decyzji.
Może tylko mi tak na nim zależało? Może on po prostu miał mnie gdzieś?

***


– Co się stało? – zapytał Paweł, patrząc na mnie zza swojego kubka czarnej kawy. Ocknąłem się z zamyślenia i spojrzałem na niego zdezorientowany.
– Co? – Poruszyłem się nerwowo na krześle i sięgnąłem po kanapkę, którą zrobiłem sobie jakieś piętnaście minut temu i nawet jej nie ruszyłem. Ugryzłem więc spory kawałek, chociaż nawet nie byłem głodny. Ostatnio, jak nigdy, nie jadłem prawie nic. Po prostu mi się nie chciało, co dziwiło każdego. Arek nawet stwierdził, że może by mnie zabrać do szpitala na badania, bo skoro nie chcę swoich ulubionych ciastek z czekoladą, to coś naprawdę musi być nie tak.
– Widzę już od kilku dni, że coś się dzieje – stwierdził i wzruszył ramionami. – Pytam więc, co?
Pokręciłem głową i uśmiechnąłem się wymuszenie.
– Nic – odpowiedziałem i żeby uniknąć kolejnej odpowiedzi na niezadane pytanie, które już prawie wisiało nade mną, zapchałem się kanapką. Chodziło oczywiście o Sebę, który właśnie teraz pisał swoją maturę z matmy i która, znając życie, pójdzie mu zajebiście, obstawiam nawet od dziewięćdziesięciu pięciu procent wzwyż. A później co? A później nic. Koniec.
Paweł odetchnął ciężko. Odkąd rozstał się z Agą zauważyłem, że spędzaliśmy z sobą jeszcze więcej czasu, niż kiedy był z nią. A na dodatek nie chodził ciągle przygnębiony czy wkurzony, bo jego cudowna dziewczyna znowu coś wywinęła. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że Paweł się po prostu odkochał i że teraz czerpał to co najlepsze z bycia singlem. Był przystojny (chociaż to może mało obiektywne stwierdzenie, w końcu byłem jego bratem), więc nie miał się co martwić, że zostanie sam.
– Sebastian, tak? – zapytał. Nie wiem, czy on kuźwa ma jakieś zdolności telepatyczne, czy po prostu wie, że jak mam zły humor to zawsze wplątany jest w to Seba, ale czasem cieszyłem się, że tak odgadywał. Jakoś nie widzę, że miałbym teraz się tu przed nim rozmazać i powiedzieć, że nie chcę, aby mój facet wyjeżdżał.
Kiwnąłem więc głową, uważając, że tyle wystarczy. I wystarczyło.
– Rozmawiałem z nim – powiedział nagle, a mnie aż zamurowało. Jasne, Paweł i Seba ostatnio, a dokładniej od kilku miesięcy, od pamiętnego (albo raczej, ze względu na duże ilości alkoholu, niepamiętnego) Sylwestra, całkiem dobrze się dogadywali. Jednak jakoś nie spodziewałem się, że mogliby rozmawiać w cztery oczy, do tej pory byłem obecny przy każdym ich spotkaniu.
– Rozmawiałeś? – dopytałem, obawiając się, że wraz z wejściem w dorosłość mam problemy ze słuchem i po prostu się przesłyszałem.
– No – mruknął i odchrząknął. – To znaczy, na początku miałem ochotę mu coś zrobić, ale powiedzmy, że rozmawialiśmy. – Skrzywił się i kiwnął głową. Nie wiedziałem czy pytać dalej, bo to co usłyszę mogłoby mnie wprowadzić w jakiś stan krytycznego zaszokowania. – I mówił, że chce, abyś poleciał z nim.
Sapnąłem ze złością i podciągnąłem jedną z nóg na krzesło. Sebastian chyba będzie to powtarzał jak jakąś mantrę. Uparta, egoistyczna łajza.
– Jedź – powiedział nagle Paweł. – Naprawdę, Kacper, nie patrz na mnie czy na Arka. Cholera, toć taka okazja nie zdarza się na co dzień. – Pokręcił z niedowierzaniem głową. – Mówił, że jego ojciec ma znajomości i że wiza nie byłaby wielkim problemem. Naprawdę, nie wiem nad czym ty jeszcze się zastanawiasz, nawet ci przelot postawi.
Sebastian mu to wszystko powiedział? Nawet nie chciałem dociekać, ile ta ich rozmowa trwała i jak naprawdę przebiegała.
– Też chcę zdać maturę – powiedziałem i wzruszyłem ramionami, dobrze wiedząc, że Paweł tego nie zrozumie. Nigdy nie rozumiał moich chęci zdobycia wykształcenia, co już chyba się nie zmieni. Dla Pawła szkoła była utrapieniem, czymś, przez co trzeba jak najszybciej przebrnąć, ja to traktowałem jak szansę na lepsze życie.
No i nawet gdyby nie chodziło tylko o tę maturę, nie mogłem ich zostawić. Tak po prostu się odciąć od nich tylko dlatego, że przytrafiła mi się szansa przeprowadzki do Nowego Jorku. Nie, to nie wchodziło w grę, a co najważniejsze, Sebastian doskonale zdawał sobie sprawę z tego ile Paweł i Arek dla mnie znaczą.
– Pieprzysz – warknął tylko Paweł i wstał, po czym odstawił kubek do zlewu. – Chcę tylko, żeby było jasne, nie będę miał ci za złe, jak skorzystasz z tej szansy. – Uśmiechnął się lekko. – Może i jesteś wkurwiającym bratem, ale chcę dla ciebie jak najlepiej. – Klepnął mnie w ramię i wyszedł z kuchni.
– Sam jesteś wkurwiający! – krzyknąłem jeszcze za nim, ale nie mogłem nie uśmiechnąć się pod nosem.



Naprawdę nie wiedziałem co zrobić. Wszystko wydawało się tak pojebane, jak jeszcze nigdy. Niby Paweł mnie namawiał, żebym jechał, ale coś mi się jednak wydawało, że wcale tego nie chciał. Przecież nie mógł mi powiedzieć: „nie jedź, nie chcę, żebyś mnie zostawił”, bo jakim wtedy byłby bratem? No i miałem jeszcze tę maturę, dwa lata do niej albo raczej już rok, bo po raz pierwszy od sam nie wiem kiedy, zapowiadało się na to, że klasę zaliczę bez problemów. Oczywiście świadectwo będzie jeszcze prosiło o pomstę do nieba, średnia ledwo trzy–dwa, ale przynajmniej zdam. Z drugiej jednak strony, to, że nie wyjadę oznacza, że ze mną i Sebastianem już koniec. Nic nie wskazywało na to, żeby on miał zostać. Podejrzewałem nawet, że nie porozmawiał z mamą i nie próbował jej przekonać do studiów w kraju. Już mógłby nawet jechać na ten drugi koniec Polski, ale przynajmniej wracałby co tydzień – dwa do miasta i mógłby się ze mną widywać.
Wydawało mi się, że Sebastian nawet nie chciał inaczej tej sprawy rozwiązać. Stawiał na swoje, czyli ja jadę i koniec, innej opcji dla niego nie było. Od początku tego naszego „spotykania się”, czy jak to inaczej nazwać, jeszcze się tak nie kłóciliśmy jak wtedy. Im bliżej do wyników matur, tym bardziej czułem, że musimy to rozwiązać. Że to nie może się tak skończyć.
Ale nie wiedziałem co robić. Byłem w kropce, nie miałem nawet z kim porozmawiać, bo Arek i Paweł mówili, abym jechał, Seba mówił, żebym jechał… Nikt nawet nie próbował mnie zrozumieć, jak starałem się im wytłumaczyć, dlaczego nie chcę, zaczynali od początku to swoje gadanie: „no jedź, co cię tu trzyma?!”. Och, cholera, ile razy to ja chciałem im przywalić za takie pieprzenie, to już nie da się zliczyć. Za każdym cholernym razem, gdy zaczynali swoje gderanie, widziałem jak rozkwaszam im nosy.
Potrzebowałem kogoś, kto mnie posłucha. Może zaproponuje inną opcję, może nie, ale po prostu posłucha. Znowu dusiłem to w sobie, nic więc dziwnego, że chodziłem jak taka bomba. Denerwowało mnie już dosłownie wszystko.
Pewnego dnia, kiedy próbowałem robić porządki w pokoju, bo już naprawdę nie dało się tu żyć, natrafiłem na spraną, wygniecioną karteczkę i ledwo widoczne cyfry, jakie były na niej zapisane. Momentalnie przypomniał mi się jeden z wieczorów w klubie, kiedy Sebastian zachwycał się jakimś tam Wojtkiem, a ja poznałem Bartka. Starszego geja, któremu zwierzyłem się chyba ze wszystkiego, co mnie tamtej nocy denerwowało. Aż się uśmiechnąłem z zażenowaniem, jak to sobie przypomniałem.
Nie mam pojęcia kiedy złapałem za telefon i wykręciłem numer, zadając sobie pytanie: „po co?”. Gdy usłyszałem dźwięk połączenia, chciałem szybko odrzucić komórkę, czego jednak ostatecznie nie zrobiłem.
– Halo? – odezwał się głos w słuchawce. Jeszcze mam szansę, myślałem. Przecież to chore, dzwonić do całkowicie obcego człowieka i…
– Bartek? Cześć, tu Kacper. Poznaliśmy się w klubie kiedyś, jakieś pół roku temu, dałeś mi numer, jak przyszedł mój chłopak i był o ciebie zazdrosny. Pamiętasz mnie? – Wszystko, ale to absolutnie wszystko powiedziałem na jednym wydechu. Kiedy zdałem sobie sprawę, co tak naprawdę pieprzę, miałem tylko nadzieję, że mówiłem zbyt szybko i bełkotliwie, aby w ogóle zrozumiał.
– Kacper od „chłopaka, który wcale nie jest moim chłopakiem, tylko ze sobą kręcimy”? – Zaśmiał się do słuchawki. Miałem ochotę spalić się ze wstydu. – Jasne, że cię pamiętam. Ciebie nie dałoby się zapomnieć.












Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum