艢CIANA S艁AWY | Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner


|
|
Witamy |
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
|
Artysta 2 |
II
Obudzi艂em si臋 w ciemnym pokoju.
Z pocz膮tku my艣la艂em, 偶e zosta艂 on umy艣lnie przemalowany by wygl膮da艂 mroczno, ale gdy lepiej si臋 przyjrza艂em 艣cian膮 i sufitowi stwierdzi艂em, 偶e by艂a to sadza.
Le偶a艂em na wielkim 艂o偶u, kt贸re bez problemu mog艂oby pomie艣ci膰 ze cztery osoby. Przykryty by艂em czarn膮 at艂asow膮 narzut膮 dooko艂a 艂o偶a rozwieszono moskitier臋 wykonan膮 z prze艣wituj膮cego materia艂u.
Pomieszczenie znajdowa艂o si臋 na poddaszu dos艂ownie m贸wi膮c by艂 to strych. Przede mn膮 by艂o du偶e wn臋trze pokryte kilku centymetrowym kurzem.
Poddasze posiada艂o trzy pary okien, z czego dwie pokrywa艂a gruba warstwa sadzy. Przepuszcza艂y one tylko w膮skie promienie 艣wiat艂a tworz膮c w pomieszczeniu 艣wietlist膮 paj臋czyn臋.
Po ostatnich okiennicach zosta艂y tylko otwory, a wpadaj膮ce przerznie 艣wiat艂o utworzy艂o po 艣rodku poddasza charakterystyczny X. 艢wiat艂o by艂o do艣膰 m臋tne z powodu drobin k贸rz€ ta艅cz膮cego z wiatrem.
Ale to w艂a艣nie w tym miejscu kto艣 postawi艂 sztalugi. Wydobywa艂 si臋 za nich czyj艣 艣piew, a raczej mruczenie piosenki, kt贸r膮 cz臋sto 艣piewa艂em w dzieci艅stwie
-"P艂ynie 艂ud藕 moja wzburzonym morzem"
Ws艂uchuj膮c si臋 w te d藕wi臋ki pr贸bowa艂em sobie przypomnie膰 wydarzenia z ostatnich czas贸w. Mimo wysi艂k贸w w umy艣le pojawia艂y si臋 bia艂e tylko plamy.
Rozgl膮da艂em si臋 po 艣cianach w spos贸b jakbym to w nich szuka艂 odpowiedzi na moje pytania.
Dostrzeg艂em 艣wie偶o zamurowany otw贸r w murze, kt贸ry z pewno艣ci膮 s艂u偶y艂 dawniej za drzwi. Jednak po kilku minutach m贸j wzrok z powrotem spocz膮艂 na sztalugach ponownie w uszach zacz膮艂 rozbrzmiewa膰....Pi臋kny mrucz膮cy g艂os.
Ws艂uchiwa艂em si臋 w jej tony pozwalaj膮c by melodia ponios艂a mnie jak najdalej w wodzach wyobra藕ni.
Nagle d藕wi臋k ucich艂. Us艂ysza艂em jak jaki艣 przedmiot l膮duje w wodzie z g艂o艣nym chlu艣ni臋ciem.
- Piosenka to dobra rzecz- us艂ysza艂em czyj艣 melodyjny g艂os, znajomy g艂os - w moim umy艣le pojawi艂 si臋 obraz tej osobisto艣ci.
Pami臋tam Marjus ,na imi臋 mia艂 Marjus. Przez umys艂 przelecia艂o mi par臋 strz臋pk贸w z ostatnich wydarze艅.
- Piosenki wyra偶aj膮 uczucia- ci膮gn膮艂 dalej- bywaj膮 smutne, weso艂e wp艂ywaj膮 na nasze samopoczucie stan ducha i umys艂u.
Wyszed艂 za sztalug i zacz膮艂 kierowa膰 si臋 w moim kierunku ponownie nuc膮c t膮 melodie przez prze艣wituj膮cy materia艂 spostrzeg艂em w klapie jego ciemno granatowej marynarki czerwon膮 r贸偶臋. Rzuca艂a si臋 strasznie w oczy w tym mrocznym pomieszczeniu.
Jego ka偶dy krok wydawa艂 si臋 by膰 dok艂adnie przemy艣lany porusza艂 si臋 z gracj膮 kota. Podszed艂 do 艂o偶a i delikatnym ruchem r臋ki ods艂oni艂 zas艂on臋.
Poca艂owa艂 mnie w czo艂o i zacz膮艂 艣ci膮ga膰 zemnie przykrycie, z kt贸rego pewnie sam bym si臋 nie wydosta艂.
By艂em w starym ubraniu upa膰kanym zasch艂膮 brunatna ciecz膮. na stopach mia艂em buty. 艁o偶e nie by艂o tylko wielkie ale i wysokie siedz膮c na jego brzegu ledwie co muska艂em nogami zabrudzon膮 drewniana powierzchnie.
Wygl膮da艂em przy nim jak 偶ebrak.
Nie powiedzia艂 nic tylko usiad艂 obok mnie po艂o偶y艂 mi swoj膮 praw膮 r臋k臋 na lewym udzie.
Zacz膮艂 je delikatnie g艂adzi膰.
Z pocz膮tku nie mog艂em oderwa膰 wzroku od jego delikatnych ruch贸w d艂oni. Przez cia艂o zacz臋艂y przechodzi膰 mi spazmatyczne dreszcze.
R臋ka Mariusa zacz臋艂a posuwa膰 si臋 coraz dalej nim si臋 spostrzeg艂em masowa艂 moje krocze.
Co艣 w g艂臋bi m贸wi艂o mi bym si臋 mu nie opiera艂 odda艂 mu swoje cia艂o, ale zdrowy rozsadek m贸wi艂 mi zupe艂nie co艣 innego.
Przyspieszy艂 mi oddech spojrza艂em w艣ciekle w oczy tego m臋偶czyzny
-Przesta艅!- Krzykn膮艂em.
Przez u艂amek sekundy wydawa艂o mi si臋, 偶e przed sob膮 zamiast Mariusa widz臋 twarz mojego ojca.
Robi艂 mi to samo, co on.
Musia艂em mie膰 najwidoczniej wypisane uczucia na twarzy bo momentalnie zabra艂 d艂o艅 z mojego przyrodzenia.
-Nie lubisz, gdy kto艣 ci臋 tam dotyka, - stwierdzi艂
-Jeste艣 m臋偶czyzn膮 to niezgodne z...-Przytkn膮艂 mi palec do ust
-Niezgodne z prawem bo偶ym-powiedzia艂 z drwin膮
- A co ty mo偶esz wiedzie膰 o prawie bo偶ym.... ka偶dy anielski brat od wiek贸w pieprzy艂 swojego brata a ty mi tu wyje偶d偶asz z prawem bo偶ym- uni贸s艂 si臋, ale chwili opanowa艂
- Wczoraj spisa艂e艣 si臋 艣wietnie- zmieni艂 temat.
Przez umys艂 przelecia艂o mi kilka kolejnych strz臋pk贸w poprzedniego dnia.
- A co takiego godnego uwagi dzia艂o si臋 wczoraj. A tak w og贸le, kim ty jeste艣 i gdzie ja jestem.- Spyta艂em
- Na imi臋 mam R贸偶a chwilowo znajdujesz si臋 w moim apartamencie na ziemi. A wczorajsz膮 dat臋 warto zapami臋ta膰 gdy偶 jest ona dat膮 twojej 艣mierci.- Odpar艂 znudzonym g艂osem bawi膮c si臋 fr臋dzelkiem at艂asowej narzuty. Zupe艂nie jakby odpowiada艂 na to pytanie ju偶 wiele razy.
Podszed艂 do jednego z zaczernionych okien i przetar艂 nieco sadz臋 z szyby do pomieszczenia wla艂a si臋 kolejna smuga 艣wiat艂a.
- 艢mierci?- Spyta艂em -przecie偶 ja 偶yj臋...
- 呕y膰 to mo偶e i 偶yjesz, ale dla tego 艣wiata sta艂e艣 si臋 tylko kolejn膮 porcj膮 nawozu.
Nagle przypomnia艂a mi si臋 wczorajsza masakra.
Sta艂 teraz ode mnie na wyci膮gniecie r臋ki.
- KURNA!!! Kolejny psychol na mojej drodze- Mrukn膮艂em bardziej do siebie ni偶 do niego
- Pos艂uchaj jak ci tam by艂o R贸偶a- m贸wi艂em - Nie wiem z jakiego szpitala dla psychicznych nawia艂e艣, ale Twoje towarzystwo wcale mnie nie bawi wska偶 mi wyj艣cie z tego pomieszczenia- nakaza艂em m臋偶czy藕nie staraj膮c si臋 intonowa膰 g艂os tak by nie zabrzmia艂 w艂a艣nie tak jak zabrzmia艂.
Jego r臋ka dotkn臋艂a mojego prawego policzka jego d艂onie mia艂y aksamitna mi臋kk膮 sk贸r臋
- A je艣li ci臋 nie uwolni臋 to, co mi zrobisz?- Spyta艂 z rozbawieniem
- Zaczn臋 krzycze膰 ci od czubk贸w ju偶 na pewno wiedz膮, 偶e im uciek艂e艣 i na pewno ci臋 szukaj膮
- I w艂a艣nie, dlatego lubi臋 ma艂ych ch艂opc贸w-odpar艂
Nim si臋 spostrzeg艂em jego d艂o艅 znalaz艂a si臋 na mojej czuprynie mocno zaciskaj膮c palce na w艂osach.
Zmusi艂 mnie bym przed nim ukl臋kn膮艂. Zacz膮艂em si臋 miota膰 jak w艣ciek艂e zwierze kopa艂em go i drapa艂em.
On ani drgn膮艂 szybko st艂amsi艂 moj膮 wol臋 walki.
- Zachowujesz si臋 niczym zdzicza艂e ludzkie szczeni臋
Poderwa艂 mnie z pod艂ogi i uni贸s艂 wysoko ku g贸rze wci膮偶 trzymaj膮c za w艂osy, tak, 偶e moje nogi wisia艂y par臋 centymetr贸w nad posadzk膮.
Wyda艂em z siebie okrzyk b贸lu.
- Teraz nale偶ysz tylko do mnie. I je艣li nie zamkniesz tej swojej jadaczki wyrw臋 ci j臋zyk i wepchn臋 ci go tak g艂臋boko w gard艂o, 偶eby艣 si臋 nim udusi艂, zrozumia艂e艣?!- poczym rozlu藕ni艂 uchwyt z rumorem upad艂em na ziemi臋 艂api膮c si臋 za miejsce gdzie mnie trzyma艂. Brakowa艂o tam teraz sporej k臋py w艂os贸w.
Zacz膮艂em p艂aka膰, ale tak cicho by wydawa膰 z siebie jak najmniej odg艂os贸w
- Widz臋, 偶e rozumiesz- odpar艂 z zadowoleniem.
Ponownie na jego twarz wpe艂z艂 mu szeroki u艣miech
- Obraz...- Powiedzia艂 nachylaj膮c si臋 ku mnie.
Odruchowo przywar艂em do brzegu 艂o偶a. Wyci膮gn膮艂 w moim kierunku d艂o艅 my艣la艂em, 偶e spadnie na mnie kolejny cios, ale szybko zrozumia艂em, 偶e proponuje mi pomoc w podniesieniu si臋.
Niech臋tnie poda艂em mu r臋k臋. Chwyci艂 j膮 mocno i poci膮gn膮艂 szybko znalaz艂em si臋 w pozycji stoj膮cej.
- Czy chcia艂by艣 zobaczy膰 i oceni膰 m贸j nowy tw贸r? -Spyta艂
Nieznacznie kiwn膮艂em g艂ow膮.
Poci膮gn膮艂 mnie za d艂o艅. Niemal pobiegli艣my w kierunku sztalug.
Podczas naszego ruchu w powietrze wzbi艂 si臋 osiad艂y tu na wszystkim k贸rz cisn膮艂 si臋 do oczu, nosa, ust.
R贸偶a nie przywi膮zywa艂 temu wi臋kszej uwagi.
W ko艅cu po nie d艂ugiej drodze stan臋li艣my przed p艂贸tnem.
Roznosi艂 si臋 tu intensywny zapach farb olejnych. Na niewielkim stoliku obok sztalug le偶a艂y stosy poodkr臋canych farb w艣r贸d, kt贸rych le偶a艂 m贸j notes z wierszami.
- I jak oceniasz m贸j obraz? -Spyta艂
Oderwa艂em wzrok od pstrokatego stolika i spojrza艂em na malowid艂o zapar艂o mi dech w piersi.
Bohomaz przedstawia艂 sztorm.
Wzburzone morze napiera艂o ca艂膮 swa si艂膮 na postrz臋pion膮 skalist膮 linie brzegow膮.
Na jednym z najbardziej wysuni臋tym w ramiona morza urwisku znajdowa艂 si臋 wrak statku, b膮d藕 艂odzi.
Wielkie 偶ar艂oczne fale zda艂y si臋 wr臋cz po偶era膰 t臋 namiastk臋 przesz艂o艣膰.
Kolor granatowego nieba rozdzieranego bia艂ymi smugami piorun贸w doskonale komponowa艂 si臋 z morsk膮 rozgniewan膮 toni膮 Mieni膮c膮 si臋 r贸偶norodno艣ci膮 czerwieni.
- To Krew. Morze pe艂ne krwi...- Uderzy艂o we mnie
- Nazwa艂em go "Morze 艁ez"- Zagadn膮艂 do mnie niespodziewanie a偶 podskoczy艂em.
- Co o nim s膮dzisz?- Ponagli艂 mnie.
Zachowywa艂 si臋 niczym zniecierpliwione dziecko nie mog膮ce doczeka膰 si臋 urodzinowego prezentu.
- Ile os贸b musia艂o straci膰 偶ycie 偶eby艣 m贸g艂 go namalowa膰- wyrwa艂o mi si臋 momentalnie zakry艂em d艂o艅mi usta by nie wypowiedzie膰 niczego wi臋cej, co mog艂oby wywo艂a膰 u niego nag艂y atak agresji.
Czyta艂em kiedy艣 w jakim艣 brukowcu o pisarzu, kt贸ry czerpa艂 natchnienie ze 艣mierci innych ludzi .
R贸偶a wyda艂 mi si臋 w艂a艣nie typem takiego cz艂owieka.
Nie odpowiedzia艂 nic pog艂adzi艂 mnie tylko po g艂owie.
Kilka chwil p贸藕niej r贸wnie偶 nie m贸wi膮c nic skierowa艂 si臋 w stron臋 lewej dziury po oknie nim si臋 spostrzeg艂em, co si臋 dzieje znikn膮 mi z pola widzenia.
Sta艂em w milczeniu jeszcze par臋 chwil. W ko艅cu odwa偶y艂em si臋 podej艣膰 do otworu, w kt贸rym znikn膮 m臋偶czyzna.
Dmuchn膮 mi w twarz ciep艂y wiatr okolice tworzy艂y stare budynki przeznaczone do rozbi贸rki.
Oko艂o stu metr贸w w prawo od miejsca, w kt贸rym si臋 obecnie znajdowa艂em by艂a niezbyt ruchliwa ulica, za kt贸r膮 rozci膮ga艂 si臋 lasek, b膮d藕 park gdzie艣 niedaleko 膰wierka艂 wr贸bel.
Przygl膮daj膮c si臋 przez d艂u偶sz膮 chwil臋 okolicy stwierdzi艂em, 偶e gdybym nawet dar艂 si臋 na ca艂e gard艂o nikt nie zwr贸ci艂by na to uwagi.
Nie by艂o czasu do stracenia R贸偶y tu nie by艂o musia艂em wykorzysta膰 t臋 szans臋, jaka zosta艂a mi dana.
Dotkn膮艂em d艂o艅mi drewnianego spr贸chnia艂ego parapetu sprawdzaj膮c jego stabilno艣膰. Usiad艂em na nim niemal, 偶e od razu przerzucaj膮c nogi na druga stron臋.
Dach pokrywa艂y stare pokryte mchem dach贸wki niekt贸rych brakowa艂o. Po艂o偶y艂em nogi na jego powierzchni dachu sprawdzaj膮c 艣lisko艣膰.
Czu艂em si臋 niczym narciarz sprawdzaj膮cy pod艂o偶臋 zje偶d偶alni tu偶 przed zjazdem.
Moj膮 zje偶d偶alni膮 jak si臋 szybko okaza艂o by艂 spadzisty dach nim si臋 spostrzeg艂em ostro偶ne kroki przerodzi艂y si臋 w szale艅czy bieg w ramiona 艣mierci...
... Wiatr jakby nieco os艂ab by艂 to teraz niezwykle koj膮cy powiew spogl膮daj膮c w d贸艂 spostrzeg艂em na ulicy par臋 roztrzaskanych w py艂 dach贸wek. Czu艂em ot臋piaj膮cy b贸l w okolicy podbrzusza.
Stara barierka a raczej jej bardzo niewielka cz臋艣膰 spowodowa艂a, 偶e by艂em tu do g贸ry a nie na dole wygl膮daj膮c gorzej ni偶 porozbijane dach贸wki.
Si艂a, z jak膮 w ni膮 uderzy艂em spowodowa艂a znaczne uszkodzenia w jej mocowaniu.
Czu艂em jak coraz bardzie wygina si臋 ona w stron臋 zewn臋trzn膮 dachu.
Zsun膮艂em si臋 z barierki bardzo ostro偶nie. Chwyci艂em si臋 lew膮 r臋k膮 podbrzusza. B贸l troch臋 zel偶a艂.
Powoli na czworaka zacz膮艂em si臋 wspina膰 w stron臋 otworu, z kt贸rego wyszed艂em...
Min臋艂o chyba z p贸艂 godziny. Mi wydawa艂o si臋, 偶e min臋艂o dobrych par臋 godzin.
Przez ten czas zd膮偶yli nieco rozejrze膰 si臋 po poddaszu.
W sumie i tak nie mia艂em nic innego do roboty.
膯wierkanie wr贸bla sta艂o si臋 wr臋cz irytuj膮ce nie milkn膮cy 艣piew dochodzi艂 teraz z tego pomieszczenia.
- "Pewnie ptaszysko uwi艂o sobie gdzie艣 tu gniazdo"- pomy艣la艂em
Stoj膮c przy sztalugach dostrzeg艂em, 偶e 艂o偶e znajduje si臋 w niewielkiej zaokr膮glonej alkowie.
Sufit ca艂ego pomieszczenia zdobi艂y obrazy widoczne tylko wtedy, gdy pada艂 na nie promie艅 艣wiat艂a. Co one przedstawia艂y nie umiem tego powiedzie膰.
Cz臋艣膰 zosta艂a osmalona prawdo podobnie w czasie po偶aru. Inne uleg艂y zniszczeniu, ale nie z powodu swojego wieku kto艣 zrobi艂 to umy艣lnie?.
Tu偶 nade mn膮 znajdowa艂o si臋 niezbyt starannie zamalowane czerwona farb膮 malowid艂o.
Dostrzeg艂em na nim co艣, co przypomina艂o bram臋 lub wrota ,odchodzi艂a od nich czerwona szeroka smuga ci膮gn膮ca si臋 w d贸艂 po 艣cianie.
Z czystej ciekawo艣ci pod膮偶y艂em ku jej ko艅cowi. Na pod艂odze pod warstwa kurzu dostrzeg艂em jaki艣 napis.
Przetar艂em d艂oni膮 to miejsce. S艂owa brzmia艂y:
EDEN
RAJ STRACONY
W sumie to spodziewa艂em si臋 czego艣 innego jakiej艣 wskaz贸wki na przyk艂ad miejsce ukrytego przej艣cia czy co艣 takiego.
Sapn膮艂em g艂o艣no z niezadowoleniem. Zacz膮艂em rozgl膮da膰 si臋 po pomieszczeniu szukaj膮c sobie jakiego艣 innego zaj臋cia.
W ko艅cu m贸j wzrok utkn膮艂 na sztalugach.
Ba艂em si臋 tego obrazu, ba艂em si臋 tego, co przedstawia艂. Ale by艂o w nim co艣, co przyci膮ga艂o co艣 przera偶aj膮co pi臋knego.
Stan膮艂em przed bohomazem by艂 niczym magnes. Przejecha艂em koniuszkami palc贸w lewej r臋ki po jego powierzchni ,by艂a chropowata gdzie niegdzie jeszcze nie zasch艂a dok艂adnie.
Wtem us艂ysza艂em ponownie 艣piew wr贸bla, kt贸ry zamilk艂 jaki艣 czas temu.
Serce niemal wyskoczy艂o mi z piersi.
Co dziwne odg艂os nie dochodzi艂 teraz z dworu czy pomieszczenia?. Dochodzi艂 z wn臋trza obrazu.
Zacz膮艂em si臋 dok艂adniej mu przygada膰
-Paranoja- parskn膮艂em i ju偶 mia艂em zostawi膰 malowid艂o, Gdy kontem oka dostrzeg艂em w prawym g贸rnym rogu obrazu ma艂ego ptaka szamota艂 si臋 z wiatrem.
Trudno by艂o go dostrzec uda艂o mi si臋 tylko, dlatego ,偶e s艂o艅ce 艣wieci艂o mocno.
By艂 prawie tak ciemny jak burzowe chmury. Moja r臋ka sun臋艂a teraz w kierunku tego ma艂ego obiektu.
Gdy d艂o艅 scali艂a si臋 z tym fragmentem sta艂o si臋 co艣 niezwyk艂ego.
艢wiat do oko艂a mnie jakby zacz膮艂 si臋 topi膰.
Wszystkie barwy zla艂y si臋 w jedn膮 tworz膮c ciemna substancj臋.
Skuli艂em si臋 na pod艂odze zas艂oni艂em d艂o艅mi oczy i zacz膮艂em krzycze膰 z przera偶enia.
***
Us艂ysza艂em grzmot burzy , co艣 chlusn臋艂o mi w twarz. Opu艣ci艂em d艂onie . Strugami la艂 nie deszcz.
W艣ciek艂o czerwone morze chaotycznie uderza艂o w ska艂y .
- "wrak statku czy to mo偶liwe... ja sam stoj膮cy na kraw臋dzi urwiska . nie chc臋 , ...chc臋 st膮d wyj艣膰"
Odwr贸ci艂em si臋 na pi臋cie i zacz膮艂em biec w g艂膮b l膮du. Z powodu padaj膮cego deszczu to co艣 co mia艂o imitowa膰 ziemi臋 sta艂o si臋 b艂otniste i niezwykle 艣liskie.
Zewsz膮d dochodzi艂y mnie grzmoty i odg艂os szalej膮cego 偶ywio艂u . Bieg艂em tak szybko jak tylko mog艂em.
Wsz臋dzie dooko艂a widzia艂em tylko t膮 szar膮 ciecz Nie dostrzeg艂em w okolicy 偶adnych kontur贸w drzew , kamieni , czegokolwiek.
Deszcz zacina艂 mocno , wraz z szalej膮cym wiatrem stworzy艂 barier臋 niemal nie do pokonania .
Przymkn膮艂em powieki .
Bieg艂em dalej na o艣lep.
Ponownie g艂o艣niej us艂ysza艂em to przekl臋te krwawe morze. Otwar艂em oczy a偶 mi dech z tego powodu zapar艂o sta艂em na kraw臋dzi tego samego urwiska.
Krwiste morze bulgota艂o na jego powierzchni tworzy艂y si臋 b膮ble mia艂em wra偶enie, 偶e tu偶 pode mn膮 gotuje si臋 ogromny kocio艂 zupy.
- " To jest nie mo偶liwe . To tylko moja chora wyobra藕nia' -wmawia艂em sobie bezskutecznie.
Nim si臋 spostrzeg艂em szara ma藕 pod moimi stopami osun臋艂a si臋. W ostatniej chwili chwyci艂em si臋 korzenia jakiej艣 ro艣liny .
Przecie偶 tu nie by艂o 偶adnych ro艣lin
Spojrza艂em w d贸艂. Rozszala艂a woda rozdziawi艂a paszcze ukazuj膮c ostre kamienne k艂y , lizane przez wielgachny j臋zor fal.
"Organ" niczym w膮偶 pi膮艂 si臋 w g贸r臋 .Ju偶 prawie si臋ga艂 moich n贸g.
Dar艂em si臋 w niebog艂osy pr贸buj膮c si臋 podci膮gn膮膰 niczym Syzyf tocz膮cy g艂az tak samo i ja gdy by艂em ju偶 u szczytu spada艂em zn贸w do punktu wyj艣cia.
Korze艅 kt贸ry by艂 moja ostatnia deska ratunku zacz膮艂 coraz bardziej "wynurza膰" si臋 z pseudo ziemi pod moim ci臋偶arem.
"To jest ju偶 naprawd臋 koniec zgin臋 niewiadomo gdzie nikt nigdy nie odnajdzie moich szcz膮tk贸w o ile jakie艣 zostan膮"
Przewija艂o mi si臋 przez umys艂
-Widz臋 偶e dobrze si臋 bawisz kalaj膮c m贸j obraz- Czyj艣 g艂os przebi艂 si臋 przez szalej膮cy odg艂os sztormu.
Tu偶 nade mn膮 sta艂 R贸偶a spogl膮da艂 a mnie z mieszanina pogardy i triumfu
- pom贸偶 mi -krzykn膮艂em wyci膮gaj膮c ku niemu jedna r臋k臋 .
Kucn膮艂 na kra艅cu urwiska wyci膮gn膮艂 d艂o艅 lecz ona nie pr贸bowa艂a mnie pochwyci膰.
Schwyci艂 gar艣膰 b艂otnistej mazi przytkn膮艂 do nosa ,poczym wzi膮艂 odrobin臋 na j臋zyk .
Na jego twarzy pojawi艂o si臋 obrzydzenie wyplu艂 b艂oto i wypu艣ci艂 resztk臋 mazi zacz膮艂 rozgl膮da膰 si臋 po okolicy w og贸le nie zwracaj膮c na mnie uwagi
-B艂agam - krzycza艂em najg艂o艣niej jak tylko mog艂em- Zrobi臋 wszystko co b臋dziesz chcia艂 tylko mnie z stad wyci膮gnij!
Ponownie ukucn膮艂 nad urwiskiem
-Zupe艂nie wszystko? - zapyta艂.
Czu艂em ciep艂e s艂one 艂zy sp艂ywaj膮ce mi po policzkach mieszaj膮ce si臋 z ch艂odnymi kroplami deszczu.
-wszystko co be...-korze艅 nagle pu艣ci艂 przed oczyma przelecia艂o mi ca艂e 偶ycie, 偶ycie w kt贸rym tak naprawd臋 nie zdoby艂em niczego.
Pojawi艂a si臋 jaka艣 ulga to ju偶 koniec my艣la艂em .
Ale wola przetrwania okaza艂a si臋 silniejsza upad艂em na co艣 mi臋kkiego .
Le偶a艂em na trawie wystraszony poderwa艂em si臋 na nogi.
Morze znik艂o zamiast niego pojawi艂a si臋 wielka 艂膮ka bujnie poro艣ni臋ta kwiatami i r贸偶noraka ro艣linno艣ci膮.
R贸偶a w 艣r贸d nich wygl膮da艂 niczym m艂ody b贸g .
Jego p艂aszcz szarpa艂y nag艂e porywy wiatru.
-Ale jak...-chcia艂am spyta膰 ale przerwa艂 mi
-Cz艂owiek widzi tylko to co chc臋 widzie膰. Ja chcia艂em by tu w艂a艣nie by艂a 艂膮ka .
Zacz膮艂 i艣膰 przed siebie wymin膮艂 mnie .
Pod膮偶a艂 gdzie艣 do tylko sobie samemu wiadomego miejsca
-Czy jeste艣 got贸w zata艅czy膰 z upad艂ym anio艂em taniec 艣mierci?- spyta艂 mnie w my艣lach pobieg艂em za nim zatrzyma艂 si臋 pozwalaj膮c bym go dogoni艂
- Tak. Jestem got贸w zata艅czy膰 nawet z samym diab艂em byle 偶eby z st膮d wyj艣膰- odpar艂em bo czy mia艂em inne mo偶liwo艣ci.
U艣miechn膮艂 si臋. Obj膮艂 mnie r臋k膮 .
艢wiat dooko艂a nas zacz膮艂 si臋 "topi膰" .
Us艂ysza艂em przeje偶d偶aj膮ce gdzie艣 samochody.
Kto艣 pu艣ci艂 wi膮zk臋 przekle艅stw.
Opanowa艂a mnie dzika rado艣膰 wr贸ci艂em do swojego 艣wiata
SKALA SZARO艢CI
|
|
Komentarze |
dnia pa糳ziernika 13 2011 21:12:15
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
Jeenefrath (Brak e-maila) 18:35 16-11-2004
G艂臋bokie 艣mier膰 to temat w kt贸rym mo偶na si臋 utopi膰,no chyba,偶e umiesz p艂ywa膰.Dobre i uderzaj膮ce.
Kallisto (Brak e-maila) 13:22 26-04-2005
Takie tam opko pod faz膮 pisane
Dragon kallisto (Brak e-maila) 11:41 17-05-2006
Ura ju偶 jakie艣 p贸艂 roku temu przesay艂膮艂a 3 cz臋艣膰 ale widze, 偶e4 nie dotar艂a
goplana (galadriel_21@interia.pl) 19:31 20-12-2006
wiersze s膮 pelne smutku i t臋sknoty nieokre艣lonej,innymi s艂owy s膮 WYCZESANE NA MAXA
Aura (Brak e-maila) 21:11 13-07-2007
Ortografia, to przede wszystkim.
Og贸lnie...
Przera偶aj膮ce...
Dobre. |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem? Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.
Zapomniane has硂? Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze sta艂e, cykliczne projekty

|
Tu jeste艣my | Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰

|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|