艢CIANA S艁AWY | Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner


|
|
Witamy |
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
|
Bez tytu艂u 1 |
Przekazuj臋 Wam efekt przyp艂ywu do艣膰 osobliwej weny... Historia w sumie jak ka偶da inna. Tylko napisana w do艣膰 osobliwy spos贸b. Niekt贸re fragmenty opowiadania s膮 rozpisane, przy innych b臋dziecie musieli u偶y膰 wyobra藕ni, przy jeszcze innych sami dopowiecie sobie, jak by艂o...
Opowiadanie to nie ma tytu艂u. Nie dosta艂o go, gdy偶 uwa偶am to za najbardziej szar膮 i pospolit膮 histori臋, jak膮 zda偶y艂o mi sie opisa膰...
1. Powr贸t o kwarta艂 za p贸藕no...
P臋katy plecak sapn膮艂 lekko, gdy zderzy艂 si臋 ze 艣cian膮.
- Tadaimaaa! - krzykn膮艂 Aiden rado艣nie.
Gdy odpowiedzia艂a mu g艂臋boka cisza, zaintrygowany ch艂opak przeszuka艂 dok艂adnie wszystkie pokoje, lecz nie znalaz艂 艣ladu 偶ywego ducha.
'Pewnie jest jeszcze na zaj臋ciach' - przemkn臋艂o mu przez g艂ow臋.
Wr贸ci艂 do du偶ego pokoju i klapn膮艂 na sw贸j ulubiony fotel.
'Dobrze by膰 znowu w domu...' - pomy艣la艂, z lubo艣ci膮 patrz膮c na stare, tak dobrze znane meble, na masywne biurko, rozklekotany kredens, czy improwizowany stolik, z艂o偶ony z paru desek. 'Te 艣ciany... z ca艂膮 pewno艣ci膮 widzia艂y ju偶 niejedno... Gdzie ten Keith... Oczy mi si臋 klej膮... Tak d艂ugo czeka艂em na ten powr贸t... Tak bardzo chc臋 ci臋 przytuli膰... Wtuli膰 twarz w twoje pi臋kne, ciemne w艂osy... Keith...'
***
- Spadajcie, nie jestem 偶adn膮 cholern膮 zabawk膮!
- Oj, zaraz si臋 przekonasz, 偶e...
- Czekaj... ty jeste艣 Keith McKinley?
- Tak, a co, masz jakie艣 w膮ty?!
- Paul, daj dzieciakowi spok贸j.
- Co? Niby czemu? Co mnie obchodzi, jak si臋 nazywa, przeleci si臋 go porz膮dnie raz czy drugi, to przestanie si臋 miota膰!
- 艁apy przecz!!
- Paul, zostaw dzieciaka, on ju偶 czyj艣 jest!
- Niby kogo?
- M贸j.
**
- Nowy w szkole?
- Co? A, przepraszam... Tak... e, tak, prosz臋 pana.
- Czego ten gnojek od ciebie chcia艂?
- Niewa偶ne...
- Narzuca艂 si臋?
- Tak troch臋...
- Przywr贸ci膰 go do pionu?
- Nie! To znaczy... Kim pan wog贸le jest?
**
- Den, na Boga, nie r贸b tak! Przestraszy艂e艣 mnie! I co to wog贸le za grobowy ton?
- Psujesz mi zabawk臋.
- Jak膮 zabawk臋? Taki on tw贸j, jak i m贸j, wi臋c ustaw si臋 w kolejce!
- On jest m贸j.
- Co?
- Tylko m贸j.
**
- Mog臋 ci臋 ochroni膰, po tej szkole 艂azi du偶o r贸偶nych dziwnych idiot贸w, kt贸rzy mog膮 chcie膰... zrobi膰 ci krzywd臋.
- Nie, dzi臋kuj臋...
- Nie us艂ysza艂em.
- Nie, dzi臋kuj臋.
- Czemu nie?
- Poradz臋 sobie, nie mam pi臋ciu lat! Zaraz... Co ty robisz, pusz.. mm!! Mmm...
- Jeste艣 s艂aby, za s艂aby 偶eby da膰 sobie rad臋 z takimi jak ja. A ja, za, powiedzmy, drobn膮 op艂at膮, jestem w stanie za艂atwi膰 ci dobr膮 ochron臋.
- Pu艣膰 mnie!
- ...
- ...Co to za op艂ata...?
- O tym pogadamy p贸藕niej. Chcesz, czy nie?
- ...chc臋...
- Grzeczny ch艂opiec. A teraz pogadajmy o zap艂acie. S艂ysza艂em, 偶e jeste艣 dobry z matmy...
- Jestem. I we藕 t臋 r臋k臋 z mojej g艂owy.
**
- Chryste, zmasakrowa艂e艣 ich...
- Taka robota. Przynajmniej b臋d膮 wiedzieli, ze maj膮 si臋 od ciebie trzyma膰 z daleka.
- Wszystkich ode mnie wystraszysz! Co ty sobie wyobra偶asz!?
- Keith...
- Bierz te 艂apy! Jeste艣 nie lepszy ni偶 oni! Daj mi spok贸j!!
*
- Keith...
- Den... Przepraszam... Ja nie...
- Ja Ci臋 nie zostawi臋, wiesz o tym? Nie mog臋...
- Wiem... Wcale nie chcia艂em...
- Wiem...
*
- Den? Co to jest?
- Nasze mieszkanie.
- Co? Nasze? Jak to?
- A co za problem? Sam m贸wi艂e艣, ze masz ju偶 do艣膰 偶ycia w tym swoim 艣cisku, jaki masz w domu. Tu b臋dzie nam si臋 偶y艂o ca艂kiem wygodnie i...
- Den, ty to m贸wisz na serio?
- S艂ucham?
- Naprawd臋... naprawd臋 mo偶emy zamieszka膰 razem, tu, w tym mieszkanku?
- Po to je kupi艂em. Podoba ci si臋?
- Den!!
*
- Den, co si臋 sta艂o..? Hej, co jest? Hm? Co to jest?
- Skierowanie do Japonii. Mam tam doko艅czy膰 nauk臋.
- Aiden Sparkley, student... blablabla... Ej, no, nie m贸w tego takim martwym tonem, przecie偶... przecie偶 zawsze o tym marzy艂e艣...
- Nie mam kasy, 偶eby zabra膰 Ci臋 ze sob膮...
- Den...
- Wr贸c臋 dopiero za 10 miesi臋cy. Ja tam nie wytrzymam bez ciebie...
- Tyle czasu... khm, tyle czasu na pewno wytrzymasz! Hej, co to za mina!? No nie chmurz si臋 tak! Gdzie m贸j dawny facet? Hej. Ja tu na ciebie b臋d臋 czeka艂. Zawsze. Cho膰by艣 mia艂 przesiedzie膰 i dziesi臋膰 lat, rozumiesz?
- Rozumiem. Keith, ja..
- Tak?
- Ja jestem takim wielkim durniem...
***
Zgrzyt zamka sprawi艂, 偶e drzemi膮cy w fotelu jasnow艂osy m艂odzieniec drgn膮艂 lekko i obudzi艂 si臋. Przez chwil臋 zastanawia艂 si臋, gdzie jest, ale ju偶 po chwili przypomnia艂 sobie podr贸偶 samolotem, radosne podniecenie wywo艂ane widokiem lotniska i strasznie powoln膮 jazd臋 autobusem. Mieszkanie... Jego w艂asne mieszkanie, kupione pod zastaw, z pomoc膮 rodzic贸w... A ten zgrzyt... To Keith! Wr贸ci艂 z zaj臋膰! Den zerwa艂 si臋 z fotela i wpad艂 do przedpokoju.
艢wiat艂o na ko艅cu tunelu okaza艂o si臋 rozp臋dzonym poci膮giem.
Bo w przedpokoju nie sta艂 Keith.
- Kotku, czemu tak stoisz, wnie艣 te baga偶e do kuchni, zanim w臋dlina...
Aiden patrzy艂, jak do obcego mu m臋偶czyzny zbli偶a si臋 jego najukocha艅szy na 艣wiecie brunet. Keith po艂apa艂 si臋 w sprawie troch臋 za p贸藕no.
- Den..? - zapyta艂, patrz膮c si臋 na niego ze zdumieniem.
M艂odzieniec ruszy艂 powoli przed siebie.
- Den, nie, czekaj - j臋kn膮艂 Keith, machaj膮c nieporadnie r臋kami. - Zanim zrobisz co艣 g艂upiego, daj mi...
Sparkley zabra艂 od zdumionego m臋偶czyzny zakupy.
- W臋dlina zgnije, jak b臋dziesz tak sta艂 - powiedzia艂 pustym g艂osem, po czym wszed艂 do kuchni.
Pozosta艂a dw贸jka patrzy艂a w zdumieniu na jego szerokie plecy.
- Si臋 nazywasz?
- E... Ja... prosz臋 pana?
Tak, w jego postawie, wynios艂o艣ci, zawsze by艂o co艣 takiego, co kaza艂o tytu艂owa膰 go per 'pan'. On sam nie wiedzia艂, czemu tak jest, ale nigdy mu to nie przeszkadza艂o.
- Tak.
- Michael. Michael Creston, prosz臋 pana - poprawi艂 si臋 szybko.
- Dobrze - powiedzia艂 Den tonem nauczyciela, kt贸ry chwali ucznia za dobra odpowied藕. - Masz przynajmniej osiemnastk臋?
- S艂ucham?
- Den, jak...
- Zapyta艂em o co艣 w konkretnym celu - w jego g艂osie zabrzmia艂 niebezpieczny zgrzyt - oczekuj臋 wi臋c odpowiedzi. Prostej i kr贸tkiej.
- E... tak, prosz臋 pana. Dziewi臋tna艣cie, prosz臋 pana.
- Dobrze. - Odwr贸ci艂 si臋 i poda艂 mu zwini臋ty banknot. - Polecisz na d贸艂, do osiedlowego i kupisz mi piwo. I niesolone orzeszki. Za reszt臋 mo偶esz co艣 sobie kupi膰.
M艂odzian zarumieni艂 si臋. Keith nie wytrzyma艂.
- On nie jest jakim艣 ch艂opcem na posy艂ki! Mike, powiedz co艣!
- Ja... jakie piwo, prosz臋 pana? - wyszepta艂 po d艂u偶szej chwili, pr贸buj膮c unikn膮膰 wzroku swojego kochanka.
Den spojrza艂 przez okno, udaj膮c, ze si臋 zastanawia.
- Wybierz jakie艣. Tylko nie te s艂odkie obrzydlistwa dla kobiet.
- Dobrze... prosz臋 pana.
Creston szybkim krokiem ruszy艂 w stron臋 drzwi.
Keithem a偶 trz臋s艂o ze z艂o艣ci, ale nie zdoby艂 si臋 na 偶adne wyrzuty. On by艂 temu winien.
- Den, czy pozwolisz, 偶e...
- Macie, gdzie zamieszka膰?
- S艂ucham? - poderwa艂 g艂ow臋.
Den sta艂 teraz ty艂em do kuchennego okna, oparty o st贸艂 kuchenny. Mia艂 spuszczon膮 g艂ow臋, lecz wzrok, przera偶aj膮ce, oboj臋tne, ponure spojrzenie mia艂 utkwione w McKinley'u. Nie mia艂 zamiaru powtarza膰 pytania.
- Nie... nie wiem... - Keith spu艣ci艂 g艂ow臋 i spojrza艂 na pod艂og臋.
- Ten... Mike... nie ma domu?
- Ma - pad艂a cicha odpowied藕.
- W takim razie przeprowadzicie si臋 do niego jeszcze dzisiaj, mo偶esz zacz膮膰 was pakowa膰.
- Ale... - wbi艂 smutne 艣lepia w Dena.
- Torby wam mog臋 po偶yczy膰.
- Den, daj mi...
- Wyt艂umaczy膰?
W tej samej chwili do domu wpad艂 zdyszany Mike. Aiden zmierzy艂 go ch艂odnym spojrzeniem.
- Nie, Keith, chyba nie mam ochoty wys艂uchiwa膰 Twoich wyja艣nie艅 - m贸wi膮c to, odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 salonu.
- Keith, kim on jest...? - zapyta艂 szeptem Mike, gdy masywna sylwetka Sparkley'a znikn臋艂a za drzwiami.
- To... to by艂 Aiden...
- TEN Aiden?
- Tak...
- Cholera.
McKinley patrzy艂 przez d艂u偶sz膮 chwil臋 na drzwi od salonu. W ko艅cu odwr贸ci艂 si臋 do szafy i wygrzeba艂 z niej dwie torby podr贸偶ne.
- Chod藕, pom贸偶 mi si臋 pakowa膰.
- Co?
- A co - warkn膮艂 z irytacj膮 Keith. - My艣lisz, 偶e po tym wszystkim pozwoli nam tu jeszcze mieszka膰? Pakuj, co twoje i idziemy.
- Keith...
- Co znowu?
- Co z rzeczami z salonu?
- Jak chcesz, mo偶esz zaryzykowa膰 i tam wej艣膰 - mrukn膮艂 kwa艣no. - Ja bym nie pr贸bowa艂.
- Tak... - mrukn膮艂 Mike, spogl膮daj膮c w stron臋 salonu i my艣l膮c o wszystkim, co tam zostawia艂.
Wiedzia艂 jednak, 偶e rzeczy te nie s膮 warte przetr膮conego barku czy r臋ki. Szybko wi臋c pozbiera艂 wszystko, co porozrzuca艂 po domu w ci膮gu ich kilkutygodniowej znajomo艣ci i wyszed艂 z mieszkania. Po chwili obok niego stan膮艂 Keith. Z lekkim oci膮ganiem odeszli spod drzwi. Wygl膮da艂o na to, 偶e ka偶dy oczekiwa艂 cudu. Kiedy ten si臋 nie zdarzy艂, poczuli si臋, jakby wszystkie niebiosa zawali艂y si臋 im na g艂owy.
- Co teraz..?
- No c贸偶, ty pewnie teraz wr贸cisz do rodziny... a ja... jeszcze zobacz臋.
- Wykln膮 mnie! - j臋kn膮艂 偶a艂o艣nie.
- Wolisz mieszka膰 pod mostem, idioto?! Ja nie mam gdzie wraca膰! Ty masz! Skorzystaj z tego!
- Keith...
W tej chwili zza ich plec贸w dobieg艂 ryk i rumor. Obejrzeli si臋 odruchowo. Zamkni臋te drzwi wyda艂y im si臋 teraz dziwnie z艂owieszcze.
- Bo偶e... - szepn膮艂 McKinley, odk艂adaj膮c torb臋. - Den, nie...
- Keith, czekaj! - krzykn膮艂 Michael, 艂api膮c go za 艂okie膰. - Co to robisz?!
- Mike... - ch艂opak obejrza艂 si臋, patrz膮c na niego b艂臋dnie. - Ja... On...
- On ci臋 zabije! I kto tu teraz jest idiot膮?! Chod藕!
- Nie, puszczaj, nie rozumiesz, musz臋 do niego i艣膰!!
- To ty chyba nie rozumiesz! Jak chce urz膮dza膰 demolk臋, to jego sprawa, ale czy zdajesz sobie spraw臋, co zrobi z tob膮, jak mu podleziesz pod te jego nied藕wiedzie 艂apy!?
- PUSZCZAJ, CHOLERA!!
- Dobra. Dobra, chcesz by膰 idiot膮, to le膰 tam. Ale sam - doda艂, poprawiaj膮c u艣cisk na torbie. - Nie chc臋 mie膰 z tym nic wsp贸lnego!
Keith patrzy艂 przez chwil臋 na plecy m艂odzie艅ca, z kt贸rym prze偶y艂 ostatnie p贸艂tora miesi膮ca. Chcia艂 co艣 zrobi膰, powiedzie膰, wyt艂umaczy膰. W tej samej jednak chwili zza drzwi dobieg艂 go trzask i brzd臋k rozwalanego kredensu. Odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie i dopad艂 do drzwi. Zamkni臋te. Zacz膮艂 w panice przeszukiwa膰 kieszenie w poszukiwaniu zapasowego klucza. Den dosta艂 sza艂u... Uprzedza艂 go kiedy艣, 偶e czasem co艣 w nim p臋ka. A z jego si艂膮 to nigdy nie ko艅czy sie dobrze. Zawsze jednak powstrzymywa艂 si臋 przy Keithu. Mia艂 go chroni膰, nigdy nie skrzywdzi艂. Czasem si臋 k艂贸cili, pewnie. Niekiedy nawet do tego stopnia, 偶e Den wychodzi艂 z domu, trzaskaj膮c drzwiami. Nast臋pnego dnia g艂o艣no by艂o w okolicy o jakich艣 b贸jkach, demonie, kt贸ry ostro pobi艂 paru pijaczk贸w. Patrz膮c jednak w b艂臋kitne oczy kochanka, Keith nie m贸g艂 uwierzy膰 w pog艂oski. A mo偶e po prostu nie chcia艂. Pe艂en ciep艂a, spokoju Aiden, jego ostoja w艣r贸d szarego, pe艂nego nienawi艣ci 艣wiata nie mog艂a by膰 demonem, nie jego Den! A teraz... Od razu wiedzia艂, co si臋 dzieje. Nie wiedzia艂 sk膮d.
Klucz nie chcia艂 si臋 dopasowa膰 do zamka. Keith porysowa艂 parokrotnie jego okolice, nim wreszcie trafi艂. Wtedy, jak za dotkni臋ciem czarodziejskiej r贸偶d偶ki, rozleg艂 si臋 j臋k mordowanego metalu i zaleg艂a cisza. Keith zamar艂 w oczekiwaniu, przystawiaj膮c ucho do drzwi. Us艂ysza艂 cichy, jednostajny syk.
"Gaz" - pomy艣la艂 z przera偶eniem.
- Den!!
Przekr臋ci艂 szybko klucz w ustalonym porz膮dku, dziwi膮c si臋 przelotnie, 偶e wog贸le mu sie to uda艂o. Wpad艂 do mieszkania, z miejsca zatrzymany przez przewalon膮 szaf臋. Odtr膮ci艂 j膮 na bok i rozejrza艂 si臋. Wok贸艂 wala艂y si臋 porozwalane sprz臋ty codziennego u偶ytku, zdawa艂oby si臋, 偶e rozwalone zosta艂o wszystko, od sto艂u w salonie po materac w sypialni.
- Den...?
Potykaj膮c si臋 co chwila, usi艂uj膮c zignorowa膰 potworny 艣cisk w gardle i pieczenie w k膮cikach oczu, Keith zajrza艂 do kuchni. I zamar艂. Den sta艂 przed rozwalonym kranem. Twarz mia艂 troch臋 podniesion膮 do g贸ry, oczy zamkni臋te. Z rury tryska艂a woda, tworz膮c fontann臋. Aiden znajdowa艂 si臋 pod jednym z grubszych strumieni. Kr贸tkie, jasne kosmyki pozlepia艂y si臋 i u艂o偶y艂y do ty艂u. Cienkie strumyki wody ciek艂y po jego twarzy, kapi膮c na mokr膮 koszul臋 i spodnie, kt贸re przyleg艂y do cia艂a w艂a艣ciciela. Zachodz膮ce s艂o艅ce o艣wietla艂o ca艂o艣膰 z boku, nadaj膮c ca艂o艣ci nierealny, niezwyk艂y widok.
- Den...? - wyszepta艂 Keith przez 艣ci艣ni臋te gard艂o.
- Zadzwo艅 po hydraulika - us艂ysza艂 spokojn膮, opanowan膮 odpowied藕. - A potem si臋 wyno艣.
|
|
Komentarze |
dnia pa糳ziernika 14 2011 09:03:10
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
(Brak e-maila) 00:15 28-04-2006
To te偶 niez艂e czekam na wi臋cej
sintesis (Brak e-maila) 22:57 30-04-2006
tu chyba wszyscy cale zycie czekaja na wiecej zatem sie niewybijam dawaj wiecej !
kami (kami3@onet.eu) 15:01 04-05-2006
艣wietnie napisane, chocia偶 troche smutne i przygn臋biaj膮ce, mam nadziej臋 jednak, 偶e b臋dzie happy end. uwielbiam happy endy =D |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem? Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.
Zapomniane has硂? Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze sta艂e, cykliczne projekty

|
Tu jeste艣my | Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰

|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|