The Cold Desire
   Strona G艂贸wna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsy艂ania prac WYDAWNICTWO
Wrze秐ia 10 2025 15:25:27   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Sk贸rki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
艢CIANA S艁AWY
Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner





Witamy
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
Anio艂 bez boga 3
Akt trzeci – „G艂贸d Sztylet贸w”




Dla kawy, kt贸rej w trakcie pisania wypi艂am litry i kt贸ra mnie nie zabi艂a. A co mnie nie zabije, to mnie wzmocni xD


"Gdy chcia艂em us艂ysze膰 Tw贸j g艂os, wiatr uczyni艂 mnie g艂uchym
Kiedy chcia艂em Ci臋 ujrze膰, mg艂a zamkn臋艂a mi oczy
A kiedy chcia艂em Ci臋 dotkn膮膰, moje d艂onie oplot艂y powoje."






Michael spogl膮da艂 na cia艂o Alana przez szyb臋 w drzwiach szpitalnych. Jego pier艣 unosi艂a si臋 delikatnie, wspomagana splotem plastikowych rur i mrucz膮c膮 cicho aparatur膮. Panowa艂a cisza, w kt贸r膮 wkrada艂o si臋 monotonne brz臋czenie jarzeni贸wki, zapach 艣mier膰 i szpitalne tajemnice. Jeszcze gdzie艣 w oddali charcza艂 g艂os salowej.
Alan wydawa艂 si臋 Michaelowi taki ma艂y. Taki kruchy.

Tak bardzo 艣 m i e r t e l n y.

Z zamy艣lenia wyrwa艂a go czyja艣 r臋ka, kt贸ra dotkn臋艂a niespodziewanie jego ramienia. Podskoczy艂 i obr贸ci艂 si臋 ju偶 chc膮c si臋ga膰 po bro艅, ale powstrzyma艂 towarzysz膮cy mu od lat odruch, widz膮c bia艂y kitel i stetoskop, przewieszony przez szyj臋.

- Pan Michael Crowley? - Spyta艂 lekarz.
- Tak, to ja.
- Nazywam si臋 Maiers. Jak si臋 pan zapewne domy艣li艂, zajmuj臋 si臋 pa艅skim przyjacielem. Alan Powell jest w ci臋偶kim, ale stabilnym stanie. Usun臋li艣my operacyjnie kul臋, ale zosta艂 postrzelony bardzo blisko kr臋gos艂upa... Ci臋偶ko mi o tym informowa膰, ale prawdopodobnie b臋dzie sparali偶owany, jeszcze nie wiadomo w jak du偶ym stopniu.
- Ach tak... - Tylko tyle zdo艂a艂 wykrztusi膰 Michael, gdy偶 nagle wezbra艂a w nim potworna fala b贸lu. Spojrza艂 z rozpacz膮, w stron臋 nieprzytomnego Alana.
- Wkr贸tce pojawi si臋 policja, 偶eby pana przes艂ucha膰, prosz臋 si臋 wi臋c nie oddala膰. To po prostu nie do pomy艣lenia. - Lekarz pokr臋ci艂 g艂ow膮 z niedowierzaniem - W tym ma艂ym miasteczku nie dzia艂o si臋 nic od l a t. A teraz tyle wypadk贸w, w tak kr贸tkim odst臋pie czasu.
- Wcze艣niej nic tu si臋 nie dzia艂o? -Spyta艂 anio艂.
- Nic wielkiego, jakie艣 b贸jki, spory rodzinne i pijackie wybryki. Co najwy偶ej kilka kradzie偶y na rok. Wie pan jak to wygl膮da w niewielkich miejscowo艣ciach.
- To po co taki wielki szpital, w takim ma艂ym miejscu. Nie wystarczy艂by zwyk艂y lekarz?

Medyk wyra藕nie si臋 zawaha艂, po czym ukaza艂 garnitur bia艂ych z臋b贸w a oczy zaiskrzy艂y mu si臋 weso艂o, za kwadratowymi oprawkami okular贸w. Jego zachowanie wyda艂o si臋 Michaelowi zupe艂nie nieadekwatne do tre艣ci ich rozmowy.

- Widzi pan, szpital to niewielki fragment tego obiektu. Wi臋ksz膮 cz臋艣膰 zajmuje szpital psychiatryczny.

Wzrok Michaela bezwiednie zsun膮艂 si臋 z u艣miechni臋tej twarzy lekarza, na okno za jego plecami, w kt贸rym miarowo gas艂o i rozb艂yskiwa艂o 艣wiat艂o. Lekarz pod膮偶y艂 za jego wzrokiem.

- To w艂a艣nie jeden z oddzia艂贸w. Widzi pan, panie Crowley, zachodzi tutaj pewne niewyja艣nione, frapuj膮ce zjawisko. - Rzek艂 lekarz obserwuj膮c okno. - Na tym obszarze Anglii, od niepami臋tnych czas贸w, obserwujemy stosunkowo wysoki wska藕nik chorych psychicznie.

M臋偶czyzna odwr贸ci艂 si臋, poprawiaj膮c okulary. Jego twarz si臋 nie zmieni艂a, ale zimno niebieskie oczy za艣mia艂y si臋 tryumfalnie, cho膰 mo偶e tylko zdawa艂o si臋 Michaelowi.

- A czy przypuszcza pan, sk膮d tak du偶a liczba chorych?

Tym razem lekarz ju偶 si臋 nie powstrzyma艂 i wyszczerzy艂 si臋 w u艣miechu, kt贸ry przyprawi艂 Michaela o dreszcze.

- Mam kilka teorii. Je艣li chcia艂by pan o nich pos艂ucha膰, mog臋 panu opowiedzie膰 co nieco, je艣li potowarzyszy mi pan podczas obchodu.

Ostrzegawczy pisk odezwa艂 si臋 w g艂owie anio艂a. Michael grzecznie odm贸wi艂 i poczeka艂, a偶 lekarz zniknie z pola jego widzenia, a echo krok贸w umilknie. Spojrza艂 raz jeszcze na cia艂o Alana i ruszy艂 w poszukiwaniu gasn膮cego i rozpalaj膮cego si臋 艣wiat艂em pokoju.

Korytarze, kt贸re mija艂, zdawa艂y si臋 zupe艂nie puste. Otacza艂 go nieprzyjemny zapach sterylnych pomieszcze艅 i lek贸w. Zastanowi艂 si臋 przelotnie, czy Alan jest aktualnie jedynym pacjentem, cz臋艣ci przeznaczonej dla os贸b chorych na ciele, a nie na duchu.

Bez wi臋kszych problem贸w wszed艂 na oddzia艂, min膮艂 chrapi膮cego dono艣nie stra偶nika. Drzwi ze szk艂a pancernego, ust膮pi艂y pod naciskiem jego d艂oni.

Wszystko sz艂o zbyt 艂atwo.

Kolejny korytarz, na kt贸rym si臋 znalaz艂, nie r贸偶ni艂 si臋 wiele od poprzedniego tyle, 偶e po tym mimo p贸藕nej pory, kr臋ci艂o si臋 mn贸stwo ludzi. Najcz臋艣ciej chodz膮c bez celu, mamrocz膮c do siebie, 艣cian, czasem do innych pacjent贸w. Pow艂贸czaj膮c nogami, ot臋pia艂ym wzrokiem spogl膮dali na Michaela, bez cienia emocji.

Nigdzie nie by艂o wida膰 sanitariuszy, typowych dla tych miejsc ludzi ubranych w jednakowe, bia艂e uniformy, po latach pracy ziej膮cych nienawi艣ci膮 do wszystkiego i wszystkich. Do pod艂ogi, pogody, pacjent贸w, lekarzy i samych siebie. Spogl膮daj膮cych oczami podobnymi do oczu swoich podopiecznych, tyle, 偶e w ich 藕renicach mo偶na zazwyczaj dostrzec wi臋cej nieokie艂znanego gniewu.

Ju偶 po kilku krokach, jaka艣 kobieta z czarnymi, kr臋conymi w艂osami podstawi艂a mu pod nos lalk臋 i wymamrota艂a co艣. Z pocz膮tku Michael nie rozr贸偶nia艂 s艂贸w, ale kobieta widz膮c, 偶e jest wys艂uchiwana, m贸wi艂a coraz g艂o艣niej i wyra藕niej, przyoblekaj膮c w s艂owa swoje 偶ale.

-...i by艂a taka malutka. Mia艂a takie ma艂e n贸偶ki, i g艂贸wk臋. A d艂onie, takie drobinki. Kogo by skrzywdzi艂a, no kogo? Ale i tak mi j膮 zabrali. Zabrali i w ziemi臋 zakopali! - G艂os kobiety przybra艂 ju偶 na sile i niemal偶e krzycza艂a, wciskaj膮c wci膮偶 w r臋ce Michaela szmacian膮 lak臋, kt贸rej g艂贸wka podskakiwa艂a i chybota艂a si臋 w jej rozedrganych r臋kach.

Michael odsun膮艂 j膮 delikatnie d艂oni膮 i ruszy艂 dalej.

Przemyka艂 pod 艣cian膮, wzd艂u偶 korytarza, staraj膮c si臋 nie zwraca膰 na siebie uwagi, ale oczy niemal wszystkich pacjent贸w zacz臋艂y si臋 zwraca膰 ku niemu. Nic jednak nie czynili, jedynie spogl膮dali na niego niemo. Byli jak puste skorupy, pancerze, kt贸rych duch gdzie艣 ulecia艂.

A偶 na ko艅cu korytarza, ujrza艂 na pod艂odze gasn膮c膮 i pojawiaj膮c膮 si臋 smug臋 艣wiat艂a. Podszed艂 tam ostro偶nie przeczuwaj膮c, 偶e trafi艂 we w艂a艣ciwe miejsce. Gdzie艣 tutaj czai艂 si臋 Adam.
Wszed艂 do pokoju i zobaczy艂 ma艂膮 dziewczynk臋, kt贸ra siedzia艂a na krze艣le i majda艂a w powietrzu nogami. Trzyma艂a w r臋ce wy艂膮cznik do lampki i bawi艂a si臋 nim nieustannie, wpatruj膮c si臋 w mrok panuj膮cy za kratami okna. W odbiciu, jakie pojawia艂o si臋 w szybie, Michael zobaczy艂 ich odbicia, a po kolejnym w艂膮czeniu 艣wiat艂a w szybie by艂 nadal on, za plecami dziecka, lecz teraz nie by艂o ju偶 dziewczynki, ale dziwnie powyginane cia艂o o trzech g艂owach. By艂a to g艂owa kobiety, m臋偶czyzny i starca o nieokre艣lonej p艂ci. Ma艂a istotka, zamar艂a widz膮c odbicie Michaela i jego skrzyde艂. Odwr贸ci艂a si臋 powoli i jego oczom ukaza艂a si臋 drobna twarz, okalana jasnymi w艂osami i szeroko otwarte oczy, g艂臋boko upo艣ledzonego dziecka.

- Przyszed艂e艣, wi臋c. Przez chwil臋 my艣la艂am... Mia艂am nadziej臋, 偶e nie zrobisz tego. - Ogromne oczy dziewczynki spojrza艂y na niego z wyrzutem. - S膮dzi艂am, 偶e pozwolisz mi dope艂ni膰 mego dzie艂a.

- Dlaczego mia艂bym ci pomaga膰 w zniszczeniu?

- Niepotrzebnie u偶ywasz takich s艂贸w, jak zniszczenie... To raczej co艣 na kszta艂t... - zamilk艂a na chwil臋, szukaj膮c odpowiedniego s艂owa - zemsty. Ludzki wynalazek, z kt贸rego skorzysta艂am.

- Dlaczego chcia艂bym zemsty na Ojcu?

Pok贸j wype艂ni艂 perlisty 艣miech. - Bo tu jeste艣. Bo nie traktuje ci臋, jak istoty my艣l膮cej. Bo odbierze ci wszystko, co masz.

Michaela przeszed艂 zimny dreszcz.
Odebra膰... Alana?

Dziewczynka spojrza艂a na niego spode 艂ba i powiedzia艂a niskim, wype艂nionym w艣ciek艂o艣ci膮 g艂osem.
- Dlaczego nie pragniesz zemsty na Nim? To rozs膮dniejsze pytanie. Na pocz膮tku B贸g stworzy艂 niebo i ziemi臋. - znasz t膮 histori臋. - A ziemia by艂a pustkowiem i chaosem; ciemno艣膰 by艂a otch艂ani膮, a Duch Bo偶y unosi艂 si臋 nad powierzchni膮 w贸d. I rzek艂 B贸g niech stanie si臋 艣wiat艂o艣膰. I sta艂a si臋 艣wiat艂o艣膰 i widzia艂 B贸g, 偶e 艣wiat艂o艣膰 jest dobra. Oddzieli艂 tedy B贸g 艣wiat艂o艣膰 od ciemno艣ci. Lecz czym zawini艂a sobie ciemno艣膰, 偶e B贸g stworzy艂 j膮 tak膮, a nie inn膮? 艢wiadomy potrzeby zachowania r贸wnowagi, postanowi艂 oddzieli膰, kto zostanie pot臋piony, a kto wyniesiony na piedesta艂.
I od czasu tamtego, brata swego nazywasz szatanem. - Krzykn臋艂a z w艣ciek艂o艣ci膮. - I kto艣 musia艂 cierpie膰 w cieniu Jego mi艂o艣ci, by kto艣 m贸g艂 p艂awi膰 si臋 w jej 艣wiat艂o艣ci. Jak mo偶na za to nie 偶膮da膰 zado艣膰uczynienia?!

Zsun臋艂a si臋 z krzes艂a i uderzy艂a bosymi st贸pkami o zimne kafelki pod艂ogi. Koszula zako艂ysa艂a si臋 wok贸艂 jej kostek, gdy zachwia艂a si臋 na przykurczonych ko艅czynach.

- I 艣wiat艂o艣膰 艣wieci w ciemno艣ci, lecz ciemno艣膰 jej nie przemog艂a. - Spojrza艂a na Michaela z gniewem, 偶e nie rozumie jej pobudek - Wszystko przez nie powsta艂o. - Wskaza艂a na swoje usta - S艂owo. A bez niego nic nie powsta艂o, co powsta艂o. Przez s艂owo, a p贸藕niej k艂amstwo. Bo s艂owo nazywa i powo艂uje do 偶ycia.
A potem B贸g stworzy艂 te dziwne kreatury, ludzi i mnie jako nieudany pierwowz贸r odsun膮艂 od siebie. Poni偶y艂 i odtr膮ci艂. Jedyne, co mia艂a dla mnie, ta ja艣niej膮ca mi艂o艣ci膮 istota, to lito艣膰. Pyta艂am, wi臋c "Dlaczego Ojcze". Ale on milcza艂, jak zwykle kryj膮c si臋 gdzie艣 w chmurach, pag贸rkach i 藕d藕b艂ach trawy. Nieuchwytny i wszechobecny -Adam m贸wi艂 coraz szybciej i g艂o艣niej, gdy wraca艂y do niego wci膮偶 偶ywe wspomnienia swego upokorzenia.

- Mi艂o艣膰? - Wypowiedzia艂a to s艂owo, jakby je smakuj膮c, niepewna jego znaczenia. - Podobno jest cierpliwa, dobrotliwa, nie jest che艂pliwa i nie zazdro艣ci, nie nadyma si臋, ale ja tego nie wiem. - Wskaza艂a palcem na Michaela ze wzburzeniem. - Ty wi臋cej zazna艂e艣 mi艂o艣ci od mego Ojca, ni偶 ja.

- To tak偶e m贸j Ojciec, jestem przecie偶 anio艂em. - Rzek艂 po raz pierwszy Michael.

Dziewczynka sarkn臋艂a z dezaprobat膮. - Jeste艣 tylko przypadkiem, r贸wnie dobrze mog艂e艣 trafi膰 w Ciemno艣膰. Jemu to by艂o oboj臋tne. Zrozum to wreszcie!

Michael poczu艂 pieczenie wewn膮trz, bo wiedzia艂, 偶e istota stoj膮ca przed nim nie k艂amie, lecz wyra偶a gorzkie swe stwierdzenia i do艣wiadczenia. Chcia艂 ju偶 powiedzie膰, 偶e by膰 mo偶e to dlatego, 偶e nikt nie jest w stanie poj膮膰 istoty Ojca., ale ona go uprzedzi艂a odczytuj膮c jego my艣li.

- A mo偶e, nie spos贸b go poj膮膰, bo jego decyzje s膮 przypadkowe? Jest jak dziecko, kt贸re nie wszystko pojmuje? Jego dzia艂ania s膮 przypadkowe i chaotyczne. Stwarza i niszczy, odbudowuje bez ko艅ca. Czasem istoty doskona艂e, czasem kalekie stwory nie przypominaj膮ce niczego... B贸g jest szalony. - szepn臋艂a - Jak w malignie podejmuje swoje decyzje - Spojrza艂a na niego, a oczy jej wype艂nia艂 smutek i rezygnacja. - A ty? Ty obdarzony Jego mi艂o艣ci膮, te偶 ju偶 posmakowa艂e艣 wygnania, a teraz poznasz, do czego jest zdolny. Wiesz, po co On ci臋 zes艂a艂 na ziemi臋?

Michael wola艂 nie odpowiada膰 sobie na to pytanie, jednak uporczywa, piek膮ca my艣l, t艂uk艂a si臋 w jego g艂owie.

Alan...

Moc dziewczynki unieruchomi艂a go, gdyby nie to, upad艂by na kolana.

Adam za艣mia艂 si臋 g艂o艣no, wype艂niaj膮c ca艂y pok贸j d藕wi臋kiem brzmi膮cym, jak p臋kni臋ty dzwoneczek. Dziewczynka 艣mia艂a si臋 d艂ugo, szale艅czo, lecz na ko艅cu, 艣miech przemieni艂 si臋 w gorzki szloch. Spojrza艂a na Michaela, w jednym zielonym oku maj膮c dla niego wyrazy wsp贸艂czucia, drugim za艣 - niebieskim, szydz膮c z niego.

Z艂o偶y艂a poca艂unek na jego czole i powoli odsun臋艂a si臋 od niego i wysz艂a z pokoju kieruj膮c si臋 na korytarz. Wszyscy pacjenci odsuwali si臋 od niej w panice, przyciskaj膮c si臋 do 艣ciany w szale艅czym przestrachu. Tylko kobieta, ta kt贸ra wci膮偶 rozpacza艂a po stracie swego dziecka, wyci膮gn臋艂a do niej sw膮 d艂o艅 pr贸buj膮c przygarn膮膰 j膮 do siebie z czu艂o艣ci膮. Dziewczynka zawaha艂a si臋, ale po chwili namys艂u odtr膮ci艂a r臋ce kobiety i poderwa艂a si臋 do biegu, kulej膮c groteskowo na wykrzywionych stopach, dalej ku wyj艣ciu.

Michael poczu艂, jak niewidzialne wi臋zy puszczaj膮. Chwyci艂 mocniej zimn膮 stal pistoletu i wybieg艂 na korytarz. Podni贸s艂 bro艅 i nie mierz膮c strzeli艂, raz i drugi.

Cztery g艂uche wystrza艂y, odbi艂y si臋 echem od korytarzy. Ju偶 gdy pierwsza kula si臋gn臋艂a jej cia艂a, dziewczynka zatrzyma艂a si臋, jakby natrafiaj膮c na niewidzialn膮 艣cian臋, ale Michael nie m贸g艂 si臋 opanowa膰 i ogarni臋ty jakim艣 dziwnym sza艂em, strzela艂 dalej. Cho膰 by pokona膰 jej pi臋cioletnie cia艂o, wystarczy艂aby spokojnie jedna kula. Zobaczy艂, jak w zwolnionym tempie, jak upada na kolana. Bia艂a koszula szybko nasi膮ka艂a czerwon膮 krwi膮. Uchwyci艂 wzrokiem kilka kropel posoki skapuj膮cych z jej prawej d艂oni, na bia艂膮 posadzk臋 i wykwitaj膮ce krwawymi kwiatami na zimnych p艂ytkach posadzki. Dziewczyna podnios艂a g艂ow臋 ku g贸rze i jasne jak pszenica w艂osy, sp艂yn臋艂y na jej plecy. Wygl膮da艂a jak wyj臋ta z obrazu, przedstawiaj膮cego objawienie. Potem run臋艂a na twarz, martwa.

C i s z a...
Krzycza艂a mu w uszach, najg艂o艣niej jak potrafi艂a, niemo wyrzuca艂a jego bezmy艣lno艣膰.


Michael potoczy艂 wzrokiem po obecnych na korytarzu pacjentach. Oniemia艂y spojrza艂 na swoj膮 bro艅, a potem przeni贸s艂 wzrok na ciemn膮 ka艂u偶臋 krwi. Wszyscy milczeli patrz膮c na niego w niedowierzaniu, odezwa艂 si臋 tylko cichy p艂acz kobiecy. Niedosz艂a matka podbieg艂a do dziewczynki i zacz臋艂a tuli膰 jej nieruchome, zakrwawione cia艂o. W tej ciszy us艂ysza艂 stuk but贸w. R贸wnomierny i ra藕ny, do tego ciche pogwizdywanie.

Jego oddech nagle zacz膮艂 parowa膰 w powietrzu. Pomy艣la艂 jeszcze: "Och Ojcze, Ojcze, co ja uczyni艂em?"

Odwr贸ci艂 si臋 i ujrza艂 doktora Maiersa, kt贸ry z szerokim u艣miechem na ustach podszed艂 do niego. Pozby艂 si臋 kitla, na rzecz 艣wietnie skrojonego, czarnego garnituru, rado艣nie wywija艂 m艂ynki gustown膮 laseczk膮. Podszed艂 do Michaela i poklepa艂 go po plecach, jak dobrego, starego znajomego.

- Dobra robota, na prawd臋 zdziwi艂em si臋. - Stan膮艂 obok anio艂a miarkuj膮c wzrokiem, martwe cia艂o dziewczynki - Stawia艂em na to, 偶e tego nie zrobisz. U艣ci艣laj膮c to stawia艂em, 偶e to zrobisz, ale tego nie zrobisz i wstrzyma艂em si臋 od g艂osu.- Za艣mia艂 si臋 rado艣nie. - Czy to nie zabawne?

- Ty? - Michael spyta艂 z niedowierzaniem.

- Owszem Michaelu, archaniele si贸dmego kr臋gu niebieskiego, to ja. Lecz sp贸jrz c贸偶e艣 uczyni艂? - 艣mia艂 si臋 m臋偶czyzna - Odebra艂e艣 偶ycie niewinnej istocie. Jak偶e 艂atwo by艂o ci臋 wywie艣膰 w pole. To偶 przecie偶 nie jej szuka艂e艣, lecz mnie. Ja stoj臋 tu przed tob膮, a ty znieruchomia艂y z przestrachu nie czynisz 偶adnego ruchu.

- Wr贸cisz tam, sk膮d przyby艂e艣 - Michael prze艂kn膮 艣lin臋 i kontynuowa艂 ju偶 nieco bardziej pewnie - Tak mi nakazano.

- Doprawdy Michaelu? - m臋偶czyzna przycisn膮 go do 艣ciany, trzymaj膮c w d艂oniach jego ubranie - Nakaza艂 ci Ojciec, ten bezmy艣lny potw贸r? Nie wr贸c臋 tam, nie wr贸c臋 do Niego! Stworzy艂 mnie i pozostawi艂 przy 偶yciu z lito艣ci, przekonany, 偶e jestem nieudanym tworem, bezrozumnym jak ta dziewczynka. - wskaza艂 ruchem g艂owy nieruchome cia艂o - Lecz to, 偶e nie m贸wi艂em, by艂o spowodowane tym, 偶e on mnie nie nauczy艂 tej sztuki. Nawet nie pr贸bowa艂.

- Tak mi nakazano! - krzykn膮艂 ponownie Michael.

- Jeste艣 g艂upcem. - szepn膮艂 Adam. - Szukasz sprawiedliwo艣ci w niesprawiedliwym. Czy wiesz, 偶e po ucieczce stamt膮d, to Cie艅 mnie przygarn膮艂. On mnie wzi膮艂 pod opiek臋, on dostrzeg艂 we mnie istot臋 rozumn膮, on otoczy艂 trosk膮, nape艂ni艂 wiedz膮. Stworzy艂 mnie tym, kim jestem teraz. A czy ty aniele, kt贸ry tak wiernie Mu s艂u偶ysz, czy ty wiesz, jakie ma palny wobec ciebie? - zbli偶y艂 usta do jego ucha i wyszepta艂 owiewaj膮c jego szyj臋 lodowatym oddechem. - Zes艂a艂 ci臋 na ziemi臋, bo nie m贸g艂 znie艣膰, 偶e anio艂y to tylko puste kuk艂y, kt贸re zazdroszcz膮 ludziom uwagi, jak膮 On im po艣wi臋ca. Nie rozumiej膮 w 偶aden spos贸b, ludzkich trosk i ma艂ych zwyci臋stw, kt贸re 艣wi臋tuj膮 jak ogromne bitwy, co roznios艂y w proch przeciwnika. Zrozumienie mi艂o艣ci, nienawi艣ci, rado艣ci, gniewu, szale艅stwa... Zes艂a艂 ci臋 tutaj 偶eby艣 je poj膮艂. I tak te偶 si臋 sta艂o. Wiesz co to strach, wiesz co to gniew, poczucie winy i ostatnio dowiedzia艂e艣 si臋 co to mi艂o艣膰. Zaj臋艂o ci to co prawda kilka tysi臋cy lat, lecz ju偶 wiesz to, co cz艂owiek umie od swoich narodzin. A czy wiesz Michaelu, co si臋 teraz stanie? Teraz, gdy znalaz艂e艣 ukojenie na ludzkim padole?

- ...

- Wr贸cisz tam - wskaza艂 palcem sufit - B臋dziesz naucza艂 Jego nieopierzone jeszcze dzieci, czym jest cz艂owiek i jak czuje ta dziwna istota. 呕eby艣 by艂 w stanie to zrobi膰, sam musia艂e艣 pozna膰 wszystkie aspekty ludzkiego 偶ycia... I teraz, gdy odnalaz艂e艣 mi艂o艣膰, On zrobi to, co zwykle... Wr贸cisz dzisiejszej nocy.

Jasno艣膰 i moc, wype艂ni艂a Michaela w jednej chwili, daj膮c mu pewno艣膰, co musi zrobi膰... a mo偶e poruszaj膮c jedynie jego r臋koma, jak bezw艂adnymi ko艅czynami. R臋ka Michaela wystrzeli艂a do przodu, zag艂臋biaj膮c si臋 wprost w klatk臋 piersiow膮 lekarza i mia偶d偶膮c wewn膮trz jego cia艂a, serce.

Lekarz zamilk艂 spogl膮daj膮c w os艂upieniu na r臋k臋 Michaela, zg艂臋bion膮 w jego ciele i wyszepta艂 co艣 niezrozumia艂ego. Opar艂 si臋 o 艣cian臋 i zsun膮 si臋 po niej na pod艂og臋. P贸藕niej Michael nie m贸g艂 sobie dok艂adnie przypomnie膰, co si臋 dzia艂o. Zdawa艂o mu si臋, 偶e ujrza艂 ogromn膮 d艂o艅, kt贸ra uchwyci艂a Cz艂owieka i zabra艂a go, ale nie by艂 pewny. Jasno艣膰 o艣lepia艂a go i poza 艣wiat艂o艣ci膮 zdawa艂o si臋, 偶e nie ma n i c. Ale po chwili by艂 zn贸w w szpitalu, szed艂 szybko korytarzami, sam nie do ko艅ca panuj膮c nad swymi nogami. Dotar艂 do sali, na kt贸rej le偶a艂 Alan. Popatrzy艂 przez szyb臋 na jego nieruchome cia艂o w cichym, pr臋dkim po偶egnaniu. Nie wszed艂 do 艣rodka, nie poca艂owa艂 go ostatni raz, nie uczyni艂 偶adnej z tych patetycznych rzeczy, kt贸re zawsze robi si臋 w takich sytuacjach, chc膮c zatrzyma膰 w sobie, jak najwi臋cej z tej drugiej osoby. Schowa膰 g艂臋boko w swoim wn臋trzu i karmi膰 si臋 tym ma艂ym okruchem. Nie zrobi艂 tego. Patrzy艂 przez szyb臋 i zaciskaj膮c wargi, pr贸buj膮c nie krzycze膰 czeka艂, a偶 jego skrzyd艂a, kt贸re czu艂 pod sk贸r膮 ju偶 od pewnego czasu rozwin膮艂 si臋, rozszarpuj膮c jego ludzk膮 pow艂ok臋.

Michael odszed艂...



"A nic tak nie koi jak wiatr
A nic tak nie tuli jak mg艂a
A nic tak nie leczy jak zio艂a"




*Cytaty na pocz膮tku i ko艅cu rozdzia艂u pochodz膮 z piosenki "Akurat" pod tytu艂em "Jak zio艂a".
Wewn膮trz wplot艂am cytaty z Biblii.


Wi臋c egzekucja, wi臋c egzekucja, wi臋c egzekucja dokonana
Anio艂 szatanem nazwie brata
Na chwa艂臋 Pana
Na chwa艂臋 Pana
I wieczn膮 rozpacz 艣wiata
I wieczn膮 rozpacz 艣wiata
I wieczn膮 rozpacz 艣wiata

Jacek Kaczmarski
"Str膮cenie Anio艂贸w"












 


Komentarze
wielkamorda dnia pa糳ziernika 14 2011 11:47:41
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Bel e Muir (Brak e-maila) 13:12 31-10-2005
Nadanie by艂emu anio艂owi nazwiska "Crowley" by艂o niesamowitym pomys艂em... Swoj膮 drog膮, ciekawe, czy b臋dzie jaka艣 posta膰 o nazwisku "LaVey"smiley Czekam na nast臋pn膮 cz臋艣膰!!!
Enna (anne_black@op.pl) 23:05 31-10-2005
艢wietne opowiadaniesmiley
Mikku Kai (mikku_kai@o2.pl) 17:04 02-11-2005
艢wietne opowiadanie, ju偶 nie mog臋 si臋 doczeka膰 nast臋pnej cz臋艣ci.

Pozdrawiam bardzo serdecznie
mary madness (myxomatosis1@o2.pl) 17:15 02-11-2005
Szalenstwo. Az 3 pozytywne komentaze xD
Dziekuje bardzo za mi艂e s艂owa. Gwoli wyjasnienia, nie planowalam wprowadzenia postaci o nazwisku La Vey xDD
Ale wszystko moze sie jeszcze zmienic ^_^
Heike (heike@tlen.pl) 21:17 02-11-2005
Fajnie si臋 czyta. Mam nadziej臋 偶e ci膮g dalszy b臋dzie r贸wnie zajmuj膮cy
Dizzy_Sun (Brak e-maila) 15:25 06-11-2005
Naprawd臋 zapowiada si臋 ciekawie i uwielbiam motywy anielskie, nast臋pn膮 cz臋艣膰 przeczytam ch臋tnie, nawet bardziej ni偶 ch臋tnie smiley
Przesy艂am ciep艂y promyczek
Rah (Brak e-maila) 22:50 07-11-2005
<3~~! smiley
Nightwish (Brak e-maila) 17:35 26-03-2007
Zako艅czone... rzeczywi艣cie chyba nie trzeba nic wi臋cej. Jest dobre, bardzo dobre i- przynajmniej mi- nap臋dzi艂o pod koniec dos艂ownie 艂zy do oczu. Bo ma w sobie co艣 co ci臋偶ko mi okre艣li膰. Nie uj臋艂a mnie ta anielska strona tego tekstu raczej.. ta ludzka. Tak samo z bohaterem. Wi臋kszo艣膰 teks贸w kt贸re m贸wi膮 o odej艣ciu, rozstaniu, a do tego maj膮 w膮tek mi艂osny wywiera na mnie du偶y wp艂yw szczeg贸lnie kiedy odej艣cie jest jedynym wyborem, kiedy nikt nie pyta si臋 nas czego by艣my chcieli...

Nightwish (Brak e-maila) 19:04 26-03-2007
zapomnia艂bym, mam do ciebie pro艣b臋, m贸g艂bym u偶y膰 fragment do mojego opowiadania < z zastrze偶eniem 偶e to by艂 tw贸j fagment> normalnie nielegalnie tak mi si臋 spodoba艂...
mary madness (Brak e-maila) 22:05 31-03-2007
jasne, nie ma sprawy. A o ktory fragment ci chodzi?
P.S oczywiscie dziekuje za komentarz i ciesze sie ze udalo ci sie przebrnac przez tekst smiley
Nightwish (w.l.p.v@wp.pl) 20:13 04-04-2007
przebrn膮膰? To by艂a czysta przyjemno艣膰. Nie ma za co. A fragment o uk艂adaniu s臋k贸w.
Dzi臋kuj臋 z g贸ry
Nightwish (w.l.p.v@wp.pl) 11:32 01-05-2007
hm... nie widze tu nigdzie twojego maila, a z ch臋ci膮 bym do ciebie napisa艂.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa U縴tkownika

Has硂



Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem?
Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.

Zapomniane has硂?
Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze sta艂e, cykliczne projekty



Tu jeste艣my
Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemno艣ci膮 艣ledz臋 Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpud艂a :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, je艣li kto艣 tu zagl膮da i chce wiedzie膰, co porabiam, to mo偶e zajrze膰 do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z r贸偶nych przyczyn staram si臋 by膰 optymist膮, wi臋c b臋d臋 trzyma艂 kciuki 偶eby uda艂o Ci si臋 odtworzy膰 to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro s艂ysze膰, Jash. Wprawdzie nie czyta艂em Twojego opowiadania, ale szkoda, 偶e nie doczeka si臋 ono zako艅膰zenia.

Archiwum