艢CIANA S艁AWY | Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner


|
|
Witamy |
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
|
Stray 2 |
Rozdzia艂 II
Eris wypad艂 z krzak贸w jak oparzony, rzuci艂 si臋 biegiem przez kamienny go艣ciniec. S艂ysza艂 pogo艅. Podkute kopyta d藕wi臋cza艂y na kamiennej powierzchni. Krzyki je藕d藕c贸w przecina艂y powietrze, ptaki milk艂y. Ch艂opiec czu艂 艂zy sp艂ywaj膮ce po policzkach, pal膮cy b贸l w lewym ramieniu, ciep艂膮 ciecz przesi膮kaj膮c膮 r臋kaw ubrania. Pozostawia艂 za sob膮 szlak drobnych, karminowych kropelek.
Potkn膮艂 si臋, i z impetem wywr贸ci艂 na kamienie. Uderzy艂 w nie g艂ow膮, zanim zd膮偶y艂 upa艣膰 tak, jak uczy艂 si臋 na treningach od ma艂ego. Wtedy by艂a to nauka, nikt nie robi艂 mu krzywdy. Wtedy nie brakowa艂o mu odwagi i zaci臋to艣ci, o nie. Ale w sytuacji takiej jak ta, straci艂 godno艣膰 i opanowanie. Kwili艂 jak piskl臋, kt贸re wypad艂o z gniazda. Nagle, jakby z nik膮d, wypadli je藕d藕cy. Or臋偶 zafurkota艂 w powietrzu. Popielatow艂osy skuli艂 si臋 i zakry艂 g艂ow臋 r臋kami, z jego gard艂a wydoby艂 si臋 偶a艂osny szloch. Oczekiwa艂, a偶 naje偶ona kolcami kula wbije si臋 w jego plecy i roz艂upie wszystkie ko艣ci.
Nie doczeka艂 si臋 jednak.
- Nie ma偶 si臋 ma艂y, wstawaj! - Czyja艣 silna d艂o艅 chwyci艂a go za rami臋, i podnios艂a do pionu. Eris podni贸s艂 zap艂akane oczy, spogl膮daj膮c na wybawc臋. By艂 to m臋偶czyzna, wysoki, smuk艂y, zbudowany bardzo dobrze. Spod rozdartego materia艂u ubrania na prawym ramieniu, widnia艂y pi臋kne mi臋艣nie. Ciemnobr膮zowe w艂osy mia艂 w nie艂adzie, niechlujnie opada艂y na policzki i kark. Oczy w podobnej barwie, co w艂osy b艂yszcza艂y weso艂o. M臋sko zbudowan膮 twarz zdobi艂, kilkudniowy, zaniedbany zarost. Po cz艂owieku wida膰 by艂o, 偶e jest w艂贸cz臋g膮, piechurem, huncwotem, i 偶e od wielu dni nie widzia艂 grzebienia, balii z ciep艂膮 wod膮, i myd艂a.
W prawej d艂oni dzier偶y艂 ogromny miecz, d艂ugi niemal偶e na cztery 艂okcie. Or臋偶 wygl膮da艂 na ci臋偶ki. Szermierz te偶 by艂 wielki, g贸rowa艂 nad ch艂opcem niczym wielkie wzg贸rze, rzucaj膮c na niego cie艅. Ocenianie wybawcy trwa艂o jednak偶e zaledwie kilka sekund. Eris w akompaniamencie 艣wistu wysuwanej z pochwy klingi doby艂 miecza, i rzuci艂 si臋 na konnego, zbli偶aj膮cego si臋 do nich. Podskoczy艂, wznosz膮c si臋 nad go艣ciniec. Odbi艂 si臋 perfidnie od siod艂a, tu偶 przed zb贸jem, wykonuj膮c dwa myl膮ce ci臋cia w powietrzu. Kopniakiem pozbawi艂 opryszka ci臋偶kiego, stalowego korbacza. Wywin膮艂 salto w powietrzu i wyl膮dowa艂 na zadzie konia, tu偶 za je藕d藕cem. Zaskoczone zwierze stan臋艂o na tylnych kopytach. Siedz膮cy na nim cz艂owiek spadaj膮c, nadzia艂 si臋 na miecz popielatow艂osego ch艂opca.
Bursztynowe oczy b艂ysn臋艂y drapie偶nie, kiedy wyszarpn膮艂 or臋偶 z dygoc膮cego cia艂a. Trysn臋艂a krew, zalewaj膮c gor膮cym strumieniem kamienne p艂yty go艣ci艅ca. Ku Erisowi skoczy艂 kolejny zb贸j, przypominaj膮cy z wygl膮du ropuch臋. Wy艂upiaste oczka niemal wyskoczy艂y z orbit, kiedy ch艂opiec kpi膮cym wr臋cz ruchem usun膮艂 si臋 spod no偶a napastnika. Ci膮艂 kr贸tko, w szyj臋. Z rozharatanej t臋tnicy sikn臋艂a posoka, ofiara osun臋艂a si臋 na ziemi臋 z g艂o艣nym, zgrzytliwym skrzekiem.
Reszt臋 zb贸j贸w za艂atwi艂 nieoczekiwany wybawca. Ca艂y go艣ciniec zalany by艂 krwi膮. Trupy le偶a艂y bezw艂adnie, a konie parska艂y cicho.
- Dzi臋kuj臋 za pomoc, gdyby nie pan... - m臋偶czyzna uciszy艂 podekscytowanego ch艂opca gestem d艂oni. Uj膮艂 za uzd臋 jednego z koni, o szarym umaszczeniu. Poda艂 j膮 Erisowi.
- Nie ma za co. - Teraz ma艂y zwr贸ci艂 uwag臋 na ciep艂y i g艂臋boki g艂os wybawcy. I na jego zniewalaj膮cy u艣miech. - Trakty s膮 teraz bardzo niebezpieczne, szczeg贸lnie dla takich m艂odych ch艂opc贸w jak ty. Uwa偶am za obowi膮zek wr臋cz, 偶eby艣my w dalsz膮 w臋dr贸wk臋 udali si臋 razem. Jako towarzysze broni. - Za艣mia艂 si臋 z rozbawieniem.
W ten spos贸b kompania powi臋kszy艂a si臋. Sk艂ada艂a si臋 z dw贸ch os贸b. Ka偶dy z nich mia艂 wsp贸lny cel, o kt贸rym nawzajem nie wiedzieli. Nie mogli te偶 mie膰 艣wiadomo艣ci, 偶e to, przed czym chcieli uciec, nie musia艂o ich goni膰. Sami wpadli w jego sid艂a. Ich losy skrzy偶owa艂y si臋. W tym miejscu zacz臋艂o si臋 dope艂nia膰 przeznaczenie.
To si臋 sta艂o bardzo szybko. Wystarczy艂o kilka wsp贸lnie sp臋dzonych dni - na go艣ci艅cu, nad strumieniem, przy ogniu, i na trawiastym wzg贸rzu, pod go艂ym, granatowym niebem obsypanym tysi膮cami b艂yszcz膮cych gwiazd.
Eris wiedzia艂, 偶e kocha tego cz艂owieka. Kocha jego ciemne w艂osy, g艂臋bokie ciep艂e oczy w kolorze ciemnej czekolady. M臋sko zarysowan膮 lini臋 szcz臋ki, czaruj膮cy u艣miech, du偶e, ciep艂e d艂onie. Umi臋艣nione, smuk艂e cia艂o. G艂臋boki, przyjazny g艂os. I dusz臋. Kocha艂 jego dusz臋. Rozumia艂 go doskonale. Obydwaj, mimo r贸偶nicy wieku, rozumieli si臋 tak dobrze. Nagle wszystko sta艂o si臋 lepsze, cudowniejsze, 艂atwe... Czu艂 si臋 bezpiecznie, kiedy towarzysz zamyka艂 go w ramionach.
- Edgar... - ciche westchnienie wydoby艂o si臋 z gard艂a popielatow艂osego ch艂opca, kiedy ciemnow艂osy m臋偶czyzna delikatnie, czule, pie艣ci艂 d艂o艅mi kark ch艂opca. Wargami muska艂 zarumienione policzki, szepta艂 czu艂e s艂owa.
- Edgra.. ja... - Powt贸rzy艂 popielatow艂osy, a jego drobne, r贸偶ane usta, rozchylone leciutko zadr偶a艂y. Tylko dwa s艂owa. Jak trudno wypowiedzie膰 je razem, w odpowiedniej kolejno艣ci, g艂o艣no i wyra藕nie, do osoby, dla kt贸rej s艂owa owe s膮 przeznaczone. Dwa, male艅kie... a o jak wielkim znaczeniu, jak pi臋knie obrazuj膮ce stan duszy ch艂opca.
Czekoladowe oczy spojrza艂y w bursztynowe, z powag膮. Wiedzia艂, co chce wyzna膰 mu Eris. Widzia艂, jakie napi臋cie prze偶ywa艂, jakie bariery musia艂 prze艂ama膰. Jakie l臋ki musia艂 teraz pokona膰. Szczup艂e cia艂o dr偶a艂o, otoczone umi臋艣nionymi, opalonymi ramionami.
Z gard艂a ma艂ego wydoby艂 si臋 cichy szloch. Jego g艂os za艂amywa艂 si臋, kiedy wreszcie wydoby艂 z siebie wyznanie:
- Kocham Ci臋.
Poczu艂, jak ciep艂e cia艂o m臋偶czyzny przyci膮ga go do siebie. Mi艂e, bezpieczne ciep艂o, i przyjemne drapanie zarostu na jego g艂adkiej sk贸rze. Oczekiwa艂. Czeka艂 na odpowied藕. Edgar m贸g艂 powiedzie膰 wszystko... Albo nic.
Powiedz... powiedz cokolwiek....
Powiedzia艂. Najwspanialsz膮 rzecz, jak膮 m贸g艂 odrzec na to o艣wiadczenie.
- Kocham Ci臋.
Nie by艂o to "ja ciebie te偶". Nie by艂a to zwyk艂a odpowied藕. By艂y to dwa wyznania, skierowane do siebie przez dw贸ch, kochaj膮cych si臋 ludzi. Nie by艂o 偶adnych "te偶", "r贸wnie偶". Na szcz臋艣cie, nie by艂o tylko kpi膮cego "wiem".
Eris rozp艂aka艂 si臋. P艂aka艂 g艂o艣no, 艣miej膮c si臋 przez 艂zy, kt贸rymi krztusi艂 si臋 co chwila. Wpi艂 si臋 w ramiona, kt贸re chroni艂y go i zas艂ania艂y przed ca艂ym 艣wiatem, przed ka偶d膮 krzywd膮, jaka mog艂aby si臋 wydarzy膰.
Nadesz艂a pora pieszczot cielesnych. Kiedy ch艂opiec my艣la艂, 偶e ju偶 ju偶, m臋偶czyzna tylko poca艂owa艂 lekko spierzchni臋te usta, i rzek艂:
- Jeszcze nie czas.
Min臋艂o wiele nocy. Nocy sp臋dzonych w zmi臋tej po艣cieli, z nieod艂膮cznym towarzystwem potu i nasienia. D艂onie i usta doros艂ego kochanka przenosi艂y ch艂opca w sfery, kt贸rych nie potrafi艂 zazna膰 nawet przy u偶yciu w艂asnej drobnej d艂oni, i szczup艂ych palc贸w. Edgar by艂 wsz臋dzie. Z nocy na noc coraz odwa偶niej przygotowywa艂 m艂odego kochanka do tego, czego obaj pragn臋li najbardziej, ale musieli si臋 wstrzymywa膰. Popielatow艂osy nie by艂 jeszcze gotowy, m臋偶czyzna nie chcia艂 wyrz膮dza膰 mu krzywdy... Z nocy na noc, jego palce dociera艂y coraz g艂臋biej, a Eris zachwycony nowymi doznaniami pragn膮艂 coraz wi臋cej, chcia艂 poczu膰 w sobie wi臋cej ukochanego, obydwaj chcieli sta膰 si臋 jedno艣ci膮, kocha膰 si臋 jak kochankowie, d艂ugo, nami臋tnie.
I min臋艂o wiele nocy. Wiele wyzna艅, szept贸w, j臋k贸w i westchni臋膰. Wyst臋kanych przyrzecze艅, obietnic. S艂贸w i gest贸w.
A偶 nadesz艂a ta noc, kiedy po艂膮czyli si臋 wreszcie, w ma艂ym zaje藕dzie nieopodal traktu, trzyna艣cie dni drogi od miasteczka uniwersyteckiego zwanym Daivenn.
To wszystko, te wszystkie wspomnienia przelecia艂y przez 艣wiadomo艣膰 Erisa z pr臋dko艣ci膮 艣wiat艂a, kiedy z niezrozumieniem patrzy艂 na le偶膮cy na po艣cieli pergamin, na kt贸rym nabazgrane by艂o jedno zdanie. Zdanie przekre艣laj膮ce wszystko.
Poczu艂, jak po policzkach potoczy艂y si臋 艂zy. Za艣mia艂 si臋 histerycznie. To tak bola艂o, taki b贸l, on umrze od tego b贸lu, nie mo偶e oddycha膰... 呕elazne, lodowate kleszcze mia偶d偶膮 jego 偶ebra, zimne 偶elazo przebija jego p艂uca i serce. Jego serce... serce... ono krwawi, ono umiera... Boli... Edgar, nie, ja Ciebie kocham, nie r贸b mi tego, dlaczego mnie ok艂ama艂e艣, wr贸膰 do mnie, powiedz, 偶e to g艂upi 偶art, 偶e mnie sprawdza艂e艣, bo nie wiedzia艂e艣, bo chcesz si臋 przekona膰, b艂agam... ja o tym zapomn臋, tylko do mnie wr贸膰, nie r贸b mi tego.
- Edgar!!! - rozdar艂 si臋 ostatkiem si艂. Szloch targn膮艂 drobnym cia艂em, przewr贸ci艂 je na zmi臋t膮, bia艂膮 po艣ciel. Ch艂opiec o popielatych w艂osach i bursztynowych oczach p艂aka艂 g艂o艣no, histerycznie, nie mog膮c z艂apa膰 oddechu. Krzycza艂 i uderza艂 pi臋艣ciami w po艣ciel. J臋cza艂, wy艂. A偶 pociemnia艂o mu przed oczami, straci艂 przytomno艣膰 z b贸lu i rozpaczy. Z 艂aski jego w艂asnego, s艂abego cia艂a otrzyma艂 te chwile, kiedy le偶a艂 bez przytomno艣ci i nie zdawa艂 sobie sprawy z tego, 偶e cz艂owiek, kt贸rego kocha nad 偶ycie z艂ama艂 mu serce.
A mi艂o艣膰 szybko przerodzi艂a si臋 w nienawi艣膰.
*
Komnata by艂a wysoka, zimna i mroczna. Jedynie bia艂e, d艂ugie 艣wiece umieszczone w 艣wieczniku dawa艂y jakiekolwiek 艣wiat艂o. Ch艂opiec o popielatych w艂osach ko艅czy艂 rysowa膰 na pod艂odze symbole zamkni臋te w okr臋gu. Rysowa艂 to wszystko kred膮, na kamiennej posadzce surowego wn臋trza.
Na kamiennym stole, w kolorze g艂臋bokiej zieleni, niemal wpadaj膮cej w czer艅, sta艂 bia艂y mo藕dzie偶. Eris odwi膮za艂 przytroczony do pasa woreczek, otworzy艂 go i wygrzebywa艂 dziwnie wygl膮daj膮ce zio艂a. Nie pierwszy raz za偶ywa艂 narkotyk贸w przy korzystaniu z magii. By艂y bardzo pomocne, m贸g艂 wywo艂a膰 wi臋cej energii, i nie czu艂 b贸lu tak bardzo. A teraz sprawa by艂a warta 艣wieczki. Rzucenie, na kogo艣 kl膮twy nie jest prost膮 spraw膮. Przeciwnie, jest to skomplikowana procedura. Ryzykowna. I niezgodna z prawem.
Bursztynowe oczy by艂y zamglone, kiedy delikatne d艂onie stanowczymi ruchami zmienia艂y zio艂a w pachn膮cy proszek. Wida膰 w nich by艂o bezkresn膮 nienawi艣膰, nic wi臋cej. Nienawi艣膰, 偶膮dz臋 zemsty.
Wyci膮gn膮艂 flakonik z kieszeni ciemnozielonej tuniki si臋gaj膮cej bioder, wyszywanej na kraw臋dziach z艂ot膮 nici膮, w geometryczne wzory. We flakoniku znajdowa艂a si臋 oleista substancja, w oliwkowym odcieniu. Ch艂opak wla艂 zawarto艣膰 do platynowego pucharu, wysadzanego szmaragdami. Wsypa艂 do艅 przetarte zio艂a z mo藕dzie偶a, si臋gn膮艂 na st贸艂 po szklany patyczek, kt贸ry wykorzysta艂 jako mieszade艂ko. Dola艂 odrobin臋 bia艂ego wina do mikstury, 偶eby poprawi膰 smak, 偶eby 艂atwiej by艂o wypi膰.
Popatrzy艂 na wzory wyrysowane na pod艂odze. Podni贸s艂 g艂ow臋. Pomieszczenie, w kt贸rym si臋 znajdowa艂, by艂o opuszczon膮 katedr膮. Wysokie, w膮skie okna zabite by艂 deskami w miejscach, gdzie spr贸chnia艂y okiennice. Drewniane 艂awki by艂y zrujnowane, a o艂tarz, na kt贸rym ceremoni臋 odprawia艂 Eris, by艂 zakurzony. W ca艂ym pomieszczeniu by艂o ciemno, czarno wr臋cz, tylko 艣wieczki postawione na marmurowym stole, poprzecinanym 偶y艂kami sp臋kanego kamienia, dawa艂y 藕r贸d艂o 艣wiat艂a.
Ju偶 czas.
W lew膮 d艂o艅 uj膮艂 oprawion膮 w ciemn膮 sk贸r臋 ksi臋g臋, opatrzon膮 mosi臋偶nymi okuciami, kt贸rej oprawa wysadzana by艂a kilkoma rubinami. Stronnice woluminu by艂y z偶贸艂kni臋te i lekko pomarszczone. R臋czne pismo dodawa艂o tajemniczo艣ci dzie艂u. W praw膮 chwyci艂 kielich, powolnym krokiem wst膮pi艂 w okr膮g. Patrz膮c pusto przed siebie zacz膮艂 szepta膰 cicho niezrozumia艂e s艂owa. Zamilk艂. Odczeka艂 chwile. Uni贸s艂 kielich do warg, i opr贸偶ni艂 go, prze艂ykaj膮c pr臋dko. Opu艣ci艂 jasne rz臋sy, spuszczaj膮c bursztynowe spojrzenie na stronnice ksi臋gi. Rozpocz膮艂 czyta膰 inkantacj臋, zapisan膮 czarnym atramentem przed conajmniej setk膮 lat. Jego g艂os by艂 zimny,nie zadr偶a艂 ani razu, by艂 przepe艂niony nienawi艣ci膮. W pewnym momencie zacz膮艂 krzycze膰. Ale nie dzia艂o si臋 nic. Wzi膮艂 g艂臋boki oddech, a wyschni臋te wargi wypowiedzia艂y jedno s艂owo:
- Amen.
Zapad艂a g艂ucha cisza. Cisza, od kt贸rej dzwoni w uszach. Niespodziewanie 艣wiat艂o rozb艂ys艂o na liniach okr臋gu, podnosz膮c tumany kurzu zalegaj膮ce na pod艂odze. Powietrze zacz臋艂o porusza膰 si臋 w spirali, nie przekraczaj膮c linii wyrysowanych na pod艂odze. Ciep艂e powietrze miota艂o popielatym warkoczem i ubraniami spoczywaj膮cymi na ciele ch艂opca. Ten u艣miechn膮艂 si臋 nieznacznie, widz膮c efekty. Czu艂 przep艂ywaj膮ce przez cia艂o pok艂ady energii, kt贸re ciep艂ymi falami przetacza艂y si臋 przez niego.
Jednak nagle, co艣 zacz臋艂o dzia膰 si臋 nie po jego my艣li, nie tak jak planowa艂. Poczu艂 potworny b贸l w podbrzuszu. Jego mi臋艣nie spi臋艂y si臋 w bolesnym skurczu, wygi膮艂 si臋 w 艂uk i wrzasn膮艂 g艂o艣no, przera藕liwie. B贸l promieniowa艂 na ca艂e cia艂o. Rzemyk zsun膮艂 si臋 z w艂os贸w, Eris k膮tem oka dostrzeg艂, 偶e trac膮 popielaty odcie艅, i staj膮 si臋 bia艂e niczym 艣nieg. Jego 藕renice skurczy艂y si臋 z przera偶enia. Raz po raz przeszywa艂y go spazmy b贸lu. Krzycza艂, a 艂zy toczy艂y si臋 po jego bladych policzkach. Co艣 uk艂u艂o go bole艣nie w oczy. Dziwne uczucie, na zmian臋 gor膮ca i lodowatego zimna, roztacza艂o si臋 najpierw po jego t臋cz贸wkach, by w sekund臋 p贸藕niej obj膮膰 ca艂e oczy. Przesta艂 widzie膰.
B贸l, kt贸ry zacz膮艂 mia偶d偶y膰 jego cia艂o wydar艂 z jego gard艂a przera藕liwy, nieludzi wrzask. Wrzeszcza艂, nawet wtedy, kiedy krew pociek艂a po jego brodzie, zalewaj膮c usta. Wrzask urwa艂 si臋 w tym samym momencie, w kt贸rym ch艂opak straci艂 kontakt z rzeczywisto艣ci膮.
*
Bia艂ow艂osy ch艂opiec miota艂 g艂ow膮 w gor膮czce. Rudow艂osy elf o imieniu Falik zmarszczy艂 brwi ze zmartwieniem. Namoczy艂 ju偶 rozgrzany r臋czniczek w lodowatej wodzie, wy偶膮艂 i z powrotem umie艣ci艂 na rozgrzanym czole podopiecznego.
Jedyne, co m贸g艂 stwierdzi膰 po zachowaniu nieprzytomnego ch艂opca, to fakt, 偶e zosta艂 zatruty przez narkotyki, kt贸re teraz opuszcza艂y jego cia艂o. Kilka godzin wcze艣niej nieznajomy rzuca艂 si臋, jakby w napadzie padaczki, j臋cza艂, st臋ka艂 i pokrzykiwa艂, a z jego nosa raz po razie bucha艂a krew.
Teraz by艂o lepiej, uspokoi艂o si臋. Falik martwi艂 si臋 bardzo, opiekowa艂 si臋 znalezionym w opuszczonej katedrze ch艂opcem, najlepiej jak potrafi艂.
To by艂 zupe艂ny przypadek, 偶e przechodzi艂 w tej okolicy. Katedra znajdowa艂a si臋 na p贸艂nocnej cz臋艣ci placu opustosza艂ego po zarazie miasteczka. Nikt tam nigdy nie zachodzi艂, bo i nie by艂o, po co. P贸艂 dnia drogi od kupieckiego go艣ci艅ca. Piegowaty elf zab艂膮dzi艂, zbaczaj膮c z traktu w pogoni za swoim niedosz艂ym obiadem - ma艂ym, puchatym kr贸likiem. Kiedy natrafi艂 na 艣cie偶k臋 prowadz膮c膮 do mie艣ciny, miast na zach贸d, polaz艂 na wsch贸d, z ciekawo艣ci. I z przeczucia. A przeczucie mia艂 dobre, po tylu latach sp臋dzonych na pok艂adzie, na morzu i oceanie.
Do katedry przyci膮gn膮艂 go przeszywaj膮cy wrzask, bolesny i bezsilny. Spr贸chnia艂e drzwi ust膮pi艂y od razu. Znalaz艂 ca艂ego zbroczonego krwi膮 ch艂opca na o艂tarzu, le偶膮cego bez przytomno艣ci. Widzia艂, 偶e ten ledwo 偶yje. Na szcz臋艣cie dzieciak nie by艂 ci臋偶ki. Elf przerzuci艂 go przez rami臋, wr贸ci艂 do konia, kt贸rego przywi膮za艂 za uzd臋 przy zniszczonym, spr贸chnia艂ym p艂otku, ko艂o wej艣cia do wioski. Na z艂amanie karku pop臋dzi艂 艣cie偶k膮 w lesie, nie marnuj膮c czasu na biegni臋cie do traktu. Pod wiecz贸r natrafi艂 na du偶y zajazd, na rozdro偶u, prowadz膮cym na wsch贸d, zach贸d, p贸艂noc i po艂udnie, z kt贸rego przyby艂. Na drewnianej 艣cianie zajazdu, zawieszony ko艂ysa艂 si臋 na wietrze szyld, wyrze藕biony w kszta艂t drogowskazu. Napis wyryty na drewnianej tablicy g艂osi艂 "Na Rozdro偶u".
*
Powieki ch艂opca drgn臋艂y, uchyli艂y si臋 lekko, z trudem. Falik spojrza艂 z niepokojem w nienaturalnie z艂ote, zamglone oczy. Nagle bia艂ow艂osy zgi膮艂 si臋 w p贸艂 i w ostatniej chwili przewr贸ci艂 si臋 na bok, kiedy jego cia艂em targn臋艂y paskudne torsje. Zawarto艣膰 jego 偶o艂膮dka, a p贸藕niej wszystko, co tylko mog艂o zosta膰 w ten spos贸b wydalone z cia艂a, wyl膮dowa艂o na drewnianej pod艂odze. Elf pr臋dko posprz膮ta艂, otar艂 rozpalon膮 twarz, szyj臋 i ramiona ch艂opca. Ten dr偶a艂 z wyczerpania, jego usta na powr贸t zsinia艂y, jakby od przebywania na zimnie. Spod p贸艂 przymkni臋tych powiek wpatrywa艂 si臋 w sufit, z rozdygotanych ust wydobywa艂y si臋, jakie艣 szepty. Niespodziewanie powieki rozwar艂y si臋, cz艂owiek wygi膮艂 si臋 w 艂uk, sprawiaj膮c wra偶enie jakby jego kr臋gos艂up mia艂 z艂ama膰 si臋, jak zapa艂ka. Otworzy艂 usta, jakby chcia艂 krzykn膮膰, ale wydoby艂 si臋 z nich tylko zduszony j臋k. Rudow艂osy bez namys艂u podni贸s艂 ch艂opaka, i przycisn膮艂 do siebie. Ku jego zdumieniu ten przesta艂 dr偶e膰, powieki na powr贸t lekko przymkn臋艂y si臋, j臋k usta艂. Ma艂y wtuli艂 si臋 w smuk艂e cia艂o elfa, kul膮c si臋 jak dziecko. Rozp艂aka艂 si臋, ale 艂ka艂 cichutko, jakby boj膮c si臋, 偶e wystraszy kogo艣, jakby by艂a to rzecz zakazana, za kt贸r膮 mia艂by zosta膰 wych艂ostany. By艂 ledwo przytomny. Falik g艂aska艂 go po w艂osach, policzkach, przytula艂 mocno, obronnym gestem. Wsun膮艂 si臋 na 艂贸偶ko, by ch艂opiec m贸g艂 u艂o偶y膰 si臋 na jego kolanach. Trwali tak, kilkana艣cie minut. Ciche 艂kanie nie ustawa艂o, koszula elfa przesi膮k艂a zupe艂nie gorzkimi, gor膮cymi 艂zami.
-, Dlaczego... - wyj臋cza艂 ch艂opiec o z艂otych oczach, wczepiaj膮c palce w odzienie rudow艂osego.
I zacz膮艂 m贸wi膰. M贸wi膰 przez 艂zy, na zmian臋 ze stoickim spokojem, tylko lekko dr偶膮c, do czasu a偶 znowu wybucha艂 p艂aczem. Falik nie musia艂 pyta膰 o nic, cz艂owiek m贸wi艂, jakby wartkim potokiem s艂贸w, przerywaj膮c rzadko i na kr贸tko. Musia艂 si臋 komu艣 wy偶ali膰. Elf wiedzia艂, 偶e powinien go powstrzyma膰, p贸藕niej na pewno b臋dzie z艂y sam na siebie, 偶e opowiedzia艂 wszystko zupe艂nie obcej osobie, kt贸ra w dodatku wykorzysta艂a to, 偶e jest prawie nieprzytomny.
Ale nie przerywa艂, nie by艂 w stanie. G艂aska艂 dr偶膮cymi d艂o艅mi pi臋kne, jedwabiste bia艂e w艂osy i s艂ucha艂 cichute艅kiego szeptu.
Min臋艂a godzina, mo偶e wi臋cej, kiedy ch艂opiec sko艅czy艂 sw膮 opowie艣膰, opowie艣膰, w kt贸rej zdradzi艂 ca艂y sw贸j 偶yciorys, od najm艂odszych lat, poprzez szko艂臋, 偶ycie w domu, pr贸by rodzic贸w zmuszenia go do maria偶u, ucieczk臋 z domu, inne, liczne ucieczki, o mi艂ostkach, o tym, 偶e nie cierpi dziewczyn i kobiet, 偶e rodzice go nienawidz膮, 偶e jest gejem i nikt po za nim nie chce tego zaakceptowa膰. O tym, jak z艂ama艂 prawo, usi艂uj膮c rzuci膰 kl膮tw臋 na cz艂owieka, kt贸ry z艂ama艂 jego serce, o tym, jak bardzo go nienawidzi, jaki jest samotny i nieszcz臋艣liwy, i jak bardzo si臋 boi. Nie ba艂 si臋 b贸lu a偶 do chwili, kiedy ten niemal偶e go zabi艂. By艂 bezbronny jak dziecko, tak bardzo si臋 ba艂. Nie chcia艂 pu艣ci膰 Falika nawet na chwil臋, kiedy ten usi艂owa艂 jedynie wsta膰, 偶eby da膰 dzieciakowi troch臋 wody, ten wczepia艂 si臋 w niego i 艂ka艂 g艂o艣no. W ko艅cu przysn膮艂 w ramionach elfa, kt贸ry pog艂adzi艂 go po policzku, i szeptem obieca艂, 偶e ju偶 nigdy nie pozwoli go skrzywdzi膰, i nigdy go nie zostawi.
Wtedy bia艂ow艂osy ch艂opiec zasn膮艂, u艂o偶ony na pos艂aniu przez swojego opiekuna, okryty ko艂dr膮. Splata艂 palce z d艂oni膮 rudow艂osego, i nie rozlu藕nia艂 u艣cisku. Falik u艣miechn膮艂 si臋 do u艣pionego ch艂opaka, kl臋kn膮艂 przy 艂贸偶ku i w tej pozycji zasn膮艂, snem niespokojnym i pe艂nym koszmar贸w.
M艂ody elf nie m贸g艂 wiedzie膰, 偶e w ucieczce przed przeznaczeniem wpad艂 w jego sid艂a, krzy偶uj膮c losy jego, i bia艂ow艂osego ch艂opca.
*
Eris szybko doszed艂 do siebie. Do tamtego wieczora nie wraca艂 w og贸le.
Falik poznawa艂 nowe oblicze towarzysza. Ch艂odne, oboj臋tne. Bia艂ow艂osy do wszystkiego podchodzi艂 z rezerw膮. Do elfa r贸wnie偶.
Z艂otooki przegl膮da艂 si臋 w wielkim lustrze zawieszonym na 艣cianie. Machinalnie przeczesa艂 palcami d艂ugie, niegdy艣 popielate, teraz bia艂e, w艂osy. Ocenia艂 zmian臋 koloru jego oczu, kt贸re jeszcze niedawno by艂y koloru bursztynu, teraz b艂yszcza艂y nienaturalnym z艂otem, jak u kota.
- Narkotyki. - Podsumowa艂 oszcz臋dnie.
- Narkotyki? - Zapyta艂 wyrwany z my艣li elf, siedz膮cy na pos艂anym 艂贸偶ku i bezmy艣lnie wpatruj膮cym si臋 w cz艂owieka.
Eris pokiwa艂 g艂ow膮 potakuj膮co.
- Bra艂em je od jakiego艣 czasu, 偶eby lepiej u偶ywa膰 magii. W艂osy i oczy straci艂yby pigment wcze艣niej czy p贸藕niej.
Rudow艂osy spojrza艂 przelotnie na woreczek na zio艂a, le偶膮cy niewinnie ko艂o tobo艂ka ch艂opca.
-, Ale przesadzi艂em - Kontynuowa艂 ch艂opiec, chwytaj膮c w obie d艂onie kosmyki, dziel膮c je na troje, zaczynaj膮c powoli i dok艂adnie splata膰 je w warkocz. - Przy tym zakl臋ciu, zu偶ycie energii by艂o zbyt du偶e, dlatego zacz臋艂o czerpa膰 j膮 ze mnie. Najpierw pigment, p贸藕niej by艂oby gorzej. Nie wiem, jakim cudem prze偶y艂em, no c贸偶..
艢ci膮gn膮艂 warkocz ciemnozielon膮 wst膮偶k膮. Nie mia艂 ju偶 rzemyk贸w.
Wci膮gn膮艂 przez g艂ow臋 bia艂膮 koszul臋, na ni膮 tunik臋 z kr贸tkim r臋kawem, si臋gaj膮c膮 bioder, podobn膮 do tej, kt贸r膮 za艂o偶y艂 wtedy... Przewi膮za艂 si臋 w pasie ciemnofioletowym sznurkiem, przeplecionym gdzieniegdzie z艂ot膮 nici膮. Do tego sznurka przytroczy艂 sakiewk臋 i prawie pusty woreczek na zio艂a, kt贸ry le偶a艂 ko艂o tobo艂ka. Na nogi, po za wyj膮tkowo urokliw膮 jak na gust elfa, bielizn膮, wci膮gn膮艂 sk贸rzane, czarne spodnie, i wysokie, okute metalem buty z klamrami. Na ramiona zarzuci艂 zielonobr膮zowy p艂aszcz si臋gaj膮cy troch臋 wy偶ej, jak nad po艂ow臋 uda.
Falik ubiera艂 si臋 inaczej. Rude w艂osy nosi艂 rozpuszczone, opada艂y mu na ramiona i kark. Na g艂owie cz臋sto wi膮za艂 czerwon膮 bandam臋. W tamtej chwili mia艂 na sobie bia艂膮 koszul臋, z rozsup艂anymi pod szyj膮 rzemykami, z podwini臋tymi do 艂okci r臋kawami, sk贸rzane, ciemnobr膮zowe spodnie, kt贸re podtrzymywa艂 w pasie czarny pas z tego samego materia艂u, z pi臋knie zdobion膮, srebrn膮 klamr膮. Buty nosi艂 lekkie, czarne, z klamerkami, typowo elfiej roboty. Na ramiona zarzuca艂 ciemnoczerwony p艂aszcz, si臋gaj膮cy kolan. Przy pasie zawsze przypi臋t膮 mia艂 br膮zow膮, sk贸rzan膮, zdobion膮 motywami ro艣linnymi pochw臋, w kt贸rej tkwi艂a jego ulubiona bro艅 - Kr贸tka, wygi臋ta szabla, kt贸rej ostrze by艂o niemal偶e bia艂e, i tak ostre, 偶e przecina艂o w艂os na dwoje. Or臋偶 niezwykle niebezpieczny, a w r臋kach dobrego szermierza zab贸jczy. Falik by艂 wyj膮tkowo dobrym wojownikiem. Ale wrodzona skromno艣膰 nie pozwala艂a mu tego zauwa偶y膰.
Zbierali si臋 do drogi. Do oddalonego kilka dni drogi miasteczka uniwersyteckiego, zwanego Daivenn.
|
|
Komentarze |
dnia pa糳ziernika 14 2011 12:49:40
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
yadziak (Brak e-maila) 03:18 01-04-2006
艢wietnie. Pisz dalej. 
Marc (Brak e-maila) 03:22 01-04-2006Spadaj Ty czyta艂a艣 dobrze wklejon膮 wersj臋, zaraz mnie zjad膮 za brak akapit贸w w pierwszej cz臋艣ci i ze偶artymi polskimi znakami w trzeciej A to nie maj foult ;_;
yadziak (Brak e-maila) 03:23 01-04-2006
艢wietnie. Pisz dalej. 
Marc (Brak e-maila) 03:23 01-04-2006Spadaj Ty czyta艂a艣 dobrze wklejon膮 wersj臋, zaraz mnie zjad膮 za brak akapit贸w w pierwszej cz臋艣ci i ze偶artymi polskimi znakami w trzeciej A to nie maj foult ;_;
Marc (Brak e-maila) 03:23 01-04-2006
Eee... to ja sie moze nie bede odzywac 
yadziak (Brak e-maila) 03:25 01-04-2006
E... Nie no zajebiste to jest 
Marc (Brak e-maila) 03:26 01-04-2006
Odkryli艣my klonowanie.
( nie dobrze wklejon膮, mia艂em na my艣li, z notatnika przys艂an膮 przezemnie, zaszczyt! ) teraz ludzie nie mog膮 delektowa膰 si臋 moj膮 tFurczo艣ci膮 ;_;
yadziak (Brak e-maila) 03:27 01-04-2006
E... Nie no zajebiste to jest 
yadziak (Gupi_yadziak@GayParty.pl) 03:27 01-04-2006
E, chyba dodaje sie drugi raz jak klikasz na 'odswierz'.
Widzem. Na szczescie ja mialam to szczescie czytac to w oryginale xP
Marc (Brak e-maila) 03:28 01-04-2006
od艣wie呕
yadziak (Gupi_yadziag@DresPart.pl) 03:28 01-04-2006
Od艣wie偶. P贸藕ne godziny 藕le dzia艂aj膮 na m贸j i tak nie istniej膮cy ju偶 m贸zg.
Marc (Brak e-maila) 03:29 01-04-2006
Co艣 czuj臋 偶e adminka ju偶 nas nie lubi.
yadziak (yadziak_i_marc@rz膮dz膮_艣wiatem.pl) 03:30 01-04-2006
No, przynajmniej masz duzo komentow 
Linda (Brak e-maila) 11:09 07-04-2006
Opowiadanie by艂o...chaotyczne, rozumiem, 偶e kursyw膮 jest przesz艂o艣膰, sze艣膰 razy zabiera艂am sie do czytania, ale niestety nie przepadam za kursyw膮, szczeg贸lnie jak jest jej tak du偶o. Oczywi艣cie brak litery "艣" stworzy艂 kilka najzabawniejszych cud贸w - popij zamiast po艣pij, to moje ulubione, chcia偶 jaki艣 sens w tym mo偶na znale藕膰(najlepiej sie 艣pi po pijaku), ale ju偶 takie lubu zamiast 艣lubu by艂o lekko...szalone, bo w staropolskim jest luba jako ukochana, a w czeskim lubi膰 znaczy kocha膰, podobnie w rosyjskim "ja lublu tiebia", pr贸cz tego by艂y tam jakie艣 dziwne gramatyuczne cuda - chyba jedno zdanie mozna by艂o nazwa膰 tasiemcem, ale tylko jedno, wiec nie jest 藕le(za to moje p艂uca ci膮gle pr贸buj膮 uzupe艂nic braki powietrza).
Komentarze by艂y...powalaj膮ce, rodze艅stwem jeste艣cie, czy jedn膮 osob膮 z rozdwojeniem ja藕ni?
Dzisiaj mam dobry humor(uda艂o mi sie wykreci膰 od szko艂y- ostatni dzie艅 i mam przerwe na 2 tygodnie!) wi臋c to wszystko.
Aha, i mam pro艣b臋, nie zmieniaj im tak szybko imion oraz niech ten Fiolik(czy jako艣 tak) te偶 ma co艣 z 偶ycia, niekoniecznie Straya, czy drugiego elfa, ale taka urocza elficka pani doda艂aby realno艣ci(mo偶e wreszcie przesta艂oby go tak zalewa膰?)
Marc (Brak e-maila) 21:52 07-04-2006
re.up. yadzia i ja powinni艣my by膰 rodze艅stwem, dziwne zrz膮dzenie losu 偶e nim nie jeste艣my zal贸偶my 偶e jeste艣my przyszywanymi bratem i siostr膮 
Co do Falika - na pewno nie zachwyci艂aby go 偶adna elficka pani, przykro mi ale jemu raczej nie 
A chaotyczno艣膰 pierwszej cz臋艣ci nie do艣膰, 偶e zamierzona, ( w drugiej powinno si臋 rozwia膰, je艣li nie, to znaczy 偶e chaotycznie pisz臋 ja, trudno, pracuj臋 nad tym XD ) ale w oryginale jest 艣 i s膮.. akapity.
Ja bym w og贸le nie bra艂 si臋 za czytanie tekstu bez akapit贸w, ale mam nadziej臋 偶e przy.. kt贸rej艣 tam okazji te akapity powr贸c膮 
n (Brak e-maila) 13:18 08-04-2006
Hmmm... co by tu napisac. Opowiadanie nawet ciekawe, tylko jak juz kto艣 wczesniej stwierdzil - nieco chaotyczne. Na poczatku nie moglam sie za bardzo polapac o co w tym chodzi, ale ostatecznie z moim rozumowaniem nie jest jeszcze tak zle.
Jestem troche czepialska, wiec sie do czegos przyczepie "(...)ni偶 wychodzi膰 za t臋 dziewczyn臋, za JAK膭KOLWIEK dziewczyn臋." - Nie wiem czy to bylo zamierzone, ale chlopak za dziewczyne raczej nie wychodzi, tylko sie z nia zeni. Poza tym, chyba nie mam do czego sie przyczepic. Tw贸j styl nie kaleczy moich oczu i na szczescie nie robisz bledow ortograficznych (albo po prostu ich nie zauwazylam ;p).
Podoba mi sie kreacja charakteru Erisa, to milo, ze nie zrobiles z niego placzliwej panienki. Ch艂opak ma swoje zdanie i nie jest z niego, ze sie tak kolokwialnie wyraze, zadna pipa. Mam nadzieje, ze tego nie zepsujesz.
Czekam na ciag dalszy i zycze duzo weny tw贸rczej.
Len (Brak e-maila) 21:44 11-04-2006
Mi si臋 podoba艂o. Ale wola艂abym wi臋cej Falika. To m贸j ulubiony bohater. Jak kto艣 ju偶 napisa艂, niech ma co艣 od 偶ycia. Cho膰 wola艂abym elfa ni偶 elfk臋...
natiss (Brak e-maila) 16:38 20-04-2006
Przeczyta艂am. Troch臋 pocz膮tek mnie zrazi艂, ale im dalej w las tym lepiej. Nie藕le to zakr臋cone, ale wida膰, 偶e pomys艂 i fabu艂e masz. Niez艂膮 nawet. ^__^ Fajny jest g艂贸wny bohater, podoba mi sie podoba... no i ten jego kompan Falik czy cu艣. I tak jak Linda jestem za tym, zeby uszcz臋艣liwi艂a Falika jaka艣 mi艂a, 艂adna elfka. 艢lij du偶o nowych rozdzia艂贸w, koniecznie d艂uugich. 
Pozdrawiam.
liz (liz5@o2.pl) 18:59 20-04-2006
wiec i ja sie powturze : swietnie i pisz dalej, bo czekamy z niecierpliwoscisa
Marc (Brak e-maila) 19:19 21-04-2006
Drogie panie, musz臋 was rozczarowa膰, niestety Falik nie lubi kobiet i uszcz臋艣liwi膰 go mo偶e jedynie jaki艣 przystojny m艂odzieniec... 
yadziak (yadziak_rz膮dzi@艣wiatem.pl) 02:56 22-04-2006
Ludze, po co wam zwi膮zki hetero w opowiadaniach yaoi?
To si臋 kupy nie trzyma. (A mo偶e raczej w艂a艣nie do kupy si臋 nadaje) Po to si臋 tworzy postacie homo, aby takie by艂y, a nie szuka艂y sobie przedstawicieli przeciwnej p艂ci do szcz臋艣cia. A po Faliku wyra藕nie wida膰 kt贸r膮 p艂e膰 preferuje ;]]]
natiss (Brak e-maila) 17:01 22-04-2006
No c贸偶, szkoda. ;p Ale my艣le, ze Falik z jakim艣 mi艂ym ch艂opcem r贸wnie偶 bedzie uroczo wygl膮da膰. 
An-Nah (Brak e-maila) 11:47 26-04-2006
Aaaa no prosze, teraz dopiero widze, ze to jest tu na stronie == Trzeba by艂o link po prostu podac, jak prosi艂am na forku Moja opini臋 ju偶 znasz 
An-Nah (Brak e-maila) 11:52 26-04-2006
A co do kwesti Falika i poprzednich komentatrzy, to a) do zwi膮zk贸w hetero w opowiadaniach yaoi nic nie mam Falika widz臋 puki co z Erisem, a co Panienk臋 mo偶emy wcisn膮膰 temu drugiemu elfowi co anjwy偶ej c) Falik powinien przej艣膰 si臋 do elfiego seksuologa bo jak mu krew p艂ynie do nosa, zamiast do przedniej cze艣ci cia艂a, to wsp贸艂czuj臋 jeogo po偶yciu seksualnemu Ale to ju偶 komentarz na weso艂o 
Marc (Brak e-maila) 00:00 27-04-2006
re.An-Nah
Wklei艂em na forum, 偶eby gdzie艣 by艂a wersja z akapitami, bo nie wiem kiedy na stronce poprawi膮 chyba b臋d臋 musia艂 si臋 znowu upomnie膰, a raczej, przypomnie膰 
mary madness (myxomatosis1@o2.pl) 13:00 24-09-2006
Dobra mam ma艂e pytanie, co do tego cytatu: "W艂osy i oczy straci艂yby pigment wcze艣niej czy p贸藕niej." Ok czy oczy maj膮 pigment? Wiem, ze sk贸ra ma, ale pod wzgl臋dem wiedzy biologicznej jestem ignorantk膮 i nie wiem jak jest z oczami, ale to chyba nie pigment?
Marc (Brak e-maila) 23:55 26-09-2006
pigment z tego co wiem, nadaje kolor prawie wszystkiemu - sk贸rze, w艂osom w tym i t臋cz贸wkom oczu. Je艣li si臋 myl臋, to g艂upi jestem 
Je艣li nie, to nie mam poj臋cia, co innego mog艂oby nadawa膰 im kolor, jak nie pigment (zauwa偶臋 jeszcze, 偶e kiedy w艂osy z wiekiem trac膮 kolor, to samo dzieje si臋 z t臋cz贸wkami).
Ginger (ginger9@orange.pl) 23:23 05-06-2007
Nie b臋d臋 Ci tu koloryzowa膰-przeczyta艂em ca艂o艣膰 z okazji Falika i przede wszystkim dlatego,偶e widuje go codzie艅 w lustrze.trafi艂e艣 z kolesiem,nie ma co.pisz dalej,po tej wkurwiaj膮cej akcji z Mightem przyda艂by si臋 jaki艣 relaks |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem? Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.
Zapomniane has硂? Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze sta艂e, cykliczne projekty

|
Tu jeste艣my | Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰

|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|