艢CIANA S艁AWY | Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner


|
|
Witamy |
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
|
Atalaya 3 |
KSI臉GA V
"K艂贸tnia"
Rok szkolny 2004/2005 by艂 to dziwny rok, jeden z tych obfitych w wydarzenia, kt贸re na zawsze pozostaj膮 w pami臋ci uczni贸w, przekazywane kolejnym rocznikom wraz z wszystkimi sekretami tego miejsca, metod膮 destylacji 艣wierzopu i technik膮 picia rumu艅skiej w贸dki tak, by nie wypali膰 sobie przy tym dziury w 偶o艂膮dku. Jeszcze w sierpniu rozmaite znaki na niebie i ziemi i drobne, pozornie nie maj膮ce znaczenia zdarzenia, kaza艂y domy艣la膰 si臋, 偶e nadchodz膮cy rok b臋dzie inny ni偶 wszystkie. W tym bowiem miejscu nic nie dzia艂o si臋 bez przyczyny.
Pierwszoroczni przyjechali wcze艣niej ni偶 zwykle, i wi臋kszymi grupami, pustosz膮c okolic臋, niczym najazd tatarski. Rodia i Morgan musieli uciec si臋 do barykadowania w wie偶y, by m贸c w spokoju prowadzi膰 swoje badania astronomiczne, nad przelatuj膮c膮 raz na 300 lat komet膮. Pogoda popsu艂a si臋 i zacz臋艂y pada膰 jesienne deszcze, zmuszaj膮c wszystkich do pozostawania w 艣rodku. Ju偶 wcze艣niej sta艂o si臋 jasne, 偶e wrzesie艅 nie zacznie si臋 spokojnie, teraz jednak w powietrzu zacz臋艂a wisie膰 prawdziwa wojna. A najwi臋kszy problem polega艂 na tym, 偶e nikt nie wiedzia艂 kto z kim i przeciw komu walczy. Uk艂ad przymierzy zmienia艂 si臋 z dnia na dzie艅. A Terry Boot zacz膮艂 robi膰 notatki.
- Pa膰 na mnie, jak do ciebie m贸wi臋! Johnatan! 艢t贸j!
Johnatan, z r臋k膮 przy艂o偶on膮 do czo艂a w ge艣cie totalnej rezygnacji, zatrzyma艂 si臋 i opar艂 plecami o zewn臋trzn膮 艣cian臋 zamku.
- Cio ty siobie wyobraziasz?! - us艂ysza艂 wrzask Francuza tu偶 przy w艂asnym uchu.
- Telly.... - zacz膮艂 niepewnie.
- Zamknij si臋! Zapomnia艂e艣, 偶e tzi dni temu siam za mn膮 late艂e艣? Teraz nagle ci si臋 odwidzia艂o? My艣lisz, zie cio ja je艣tem, ziabawka?
- Telly... uspok贸j si臋, ja... Bo偶e - westchn膮艂. - Co mam ci powiedzie膰?
- Cio艣 ty sobie my艣la艂?! - wyja艣ni艂 rzeczowym wrzaskiem Telly.
- Telly, pomy艣l... - Johnatan naprawd臋 stara艂 si臋 wyartyku艂owa膰 jakie艣 argumenty. Nie bardzo mu wychodzi艂o. - Ja nie rozumiem... Bardzo ci臋 lubi臋 i w og贸le, lubi臋 z tob膮 rozmawia膰... pod warunkiem, 偶e nie wrzeszczysz. Ale ty chcesz... To nienormalne. Co ludzie powiedz膮?
- LUDZIE? Jaci ludzie? W tim ziamku mieszka trzistu dwudziestiu popapra艅c贸w!
艢wietnie. Ale go pocieszy艂.
- My艣lisz, 偶e tio mi臋dzi nami je艣t czim艣 wyj膮tkowym?
Johnatan nie wiedzia艂, co odpowiedzie膰. Chcia艂 tylko, 偶eby ta rozmowa si臋 sko艅czy艂a. Nic wi臋cej.
- Telly, ja zwyczajnie nie chc臋, 偶eby nasza znajomo艣膰 si臋 pog艂臋bia艂a. Uszanuj to. Prosz臋.
Francuz spojrza艂 na niego z wyrazem os艂upienia na twarzy.
Johnatan us艂ysza艂 艣wist d艂oni przecinaj膮cej powietrze, poczu艂 ostry b贸l w policzku i zobaczy艂 ca艂膮 galaktyk臋 gwiazd.
- K艂amca.
Kiedy Johnatan wr贸ci艂 na ziemi臋, Tellego nie by艂o.
Usiad艂 na trawie i ukry艂 twarz w d艂oniach.
Tak by艂o zawsze. Gdziekolwiek si臋 pojawia艂, cokolwiek robi艂, wszystko sz艂o nie tak. Przecie偶 nie chcia艂 go zrani膰, po prostu... p艂yn膮艂 z pr膮dem wydarze艅. Skrzywdzi艂 Tellego. Przez swoj膮 g艂upot臋 i niezdecydowanie. I nie mia艂 poj臋cia, jak to naprawi膰.
Johnatan wsta艂 i bez namys艂u poszed艂 przed siebie. Zanurzy艂 si臋 w g臋st膮 jak wata cukrowa mgle spowijaj膮cej zamek, i po pi臋ciu krokach straci艂 z oczu jego mury. Wiedzia艂, 偶e wed艂ug wszelkiego prawdopodobie艅stwa zbli偶a艂 si臋 do lasu i wiedzia艂, 偶e nie jest to szczeg贸lnie dobry pomys艂. Poprzedniego ranka uczestniczy艂 w urz膮dzonej przez czwarty rocznik pogadance na temat czyhaj膮cych w lesie niebezpiecze艅stw i zamieszkuj膮cych go dziwnych istotach, kt贸ra zaowocowa艂a tym, 偶e co najmniej jedna trzecia pierwszorocznych pozby艂a si臋 wszystkich przedmiot贸w czerwonego koloru i solennie sobie przyrzek艂a nigdy nie wchodzi膰 do lasu. Ale on w to nie wierzy艂. Mg艂a zg臋stnia艂a jeszcze bardziej i Johnatan kilka minut cieszy艂 si臋 tym dziwnym wra偶eniem w臋dr贸wki przez chmur臋. A potem zderzy艂 si臋 czo艂owo ze sporym d臋bem.
艢wiat, kt贸ry dot膮d by艂 ca艂kowicie, jednostajnie bia艂y, na kr贸tk膮 chwil臋 sta艂 si臋 br膮zowy, potem czarny, a na koniec czerwony.
Ch艂opak usiad艂 na ziemi, przyk艂adaj膮c r臋k臋 do krwawi膮cej rany na czole. Instynktownie, automatycznie, pomy艣la艂 o tym, czy uda艂oby mu si臋 w tej mgle odnale藕膰 drog臋 powrotn膮.
Powrotn膮... do czego? Przecie偶 i tak chcia艂 stamt膮d odej艣膰. W Atalayi nie by艂o dla niego miejsca. Nigdzie nie by艂o dla niego miejsca.
Wsta艂 i poszed艂 przed siebie, w przypadkowo wybranym kierunku, maj膮c szczer膮 nadziej臋, 偶e po drodze uda mu si臋 znale藕膰 jakie艣 g艂臋bokie i sympatyczne bagno, w kt贸rym m贸g艂by si臋 utopi膰.
Z filozoficznego zamy艣lenia nad sensem 偶ycia tudzie偶 jego brakiem wyrwa艂 go d藕wi臋k 艂amanych ga艂臋zi. Niemo偶liwe, pomy艣la艂, kto m贸g艂by si臋 szwenda膰 po lesie w tak膮 mg艂臋. Z reszt膮, to nie brzmia艂o jak ch贸d. Raczej, jakby kto艣 *przetacza艂* si臋 po ma艂ych ga艂膮zkach, 艂ami膮c je jedna po drugiej.
Dochodz膮ce z do艣膰 bliskiej odleg艂o艣ci j臋ki sprawi艂y, 偶e opowie艣ci czwartorocznych o zamieszkuj膮cych ten las d艂ugoz臋bych potworkach sta艂y si臋 nagle a偶 nadto prawdopodobne.
Je艣li Johnatan mia艂 do tej pory jakie艣 w膮tpliwo艣ci, prysn臋艂y one w艂a艣nie w tej chwili - utopienie si臋 w b艂ocie *zanim* to co艣 rozerwie go na kawa艂ki, sta艂o si臋 naprawd臋 ca艂kiem sympatyczn膮 perspektyw膮.
Ruszy艂 przed siebie biegiem.
Jak powszechnie wiadomo, mg艂a rozprasza d藕wi臋k. Dlatego Johnatan nie by艂 szczeg贸lnie zaskoczony, kiedy okaza艂o si臋, 偶e zamiast oddala膰 si臋 od jego 藕r贸d艂a, nagle wpad艂 na nie, potkn膮艂 si臋 i upad艂.
To co艣 by艂o okryte czerwonym p艂aszczem. Najwyra藕niej nale偶a艂o do typu stworze艅 pe艂zaj膮cych. I mia艂o kilka par ko艅czyn. Wyda艂o bardzo g艂o艣ny j臋k i rozdzieli艂o si臋 na dwoje, przybieraj膮c posta膰 cz艂ekokszta艂tn膮.
- Co ty tu kurwa robisz?
Eryk sturla艂 si臋 z Louisa, rozmasowuj膮c obola艂e biodro, o kt贸re przed chwil膮 potkn膮艂 si臋 Johnatan.
Ch艂opak patrzy艂 na nich os艂upia艂y.
- A wy?
- To, co zwykle. Odwr贸膰 si臋, chcieliby艣my si臋 ubra膰.
- Daj spok贸j - druga po艂owa stworzenia podnios艂a si臋 z ziemi, chwyci艂a Eryka i przyci膮gn臋艂a go do siebie. - I tak nic nie wida膰 w tej mgle. Wi臋c *doko艅cz* co zacz膮艂e艣, je艣li 艂aska.
Johnatan mrugn膮艂. Jego uszkodzona g艂owa w zwolnionym tempie przetwarza艂a sytuacj臋. Mia艂 przed sob膮 ludzi. W liczbie dw贸ch. Ch艂opc贸w. Najwyra藕niej...
Eryk pochyli艂 si臋 nad Louisem i poca艂owa艂 go mocno, pozwalaj膮c, by p艂aszcz si臋 z nich zsun膮艂.
...nagich.
- Doko艅cz臋, skarbie, za moment - wyburcza艂 Eryk, si臋gaj膮c po ubrania.
- A w og贸le to kto ty jeste艣? - zapyta艂 Louis. Gdyby Johnatan m贸g艂 cos dojrze膰, dowierza艂by si臋, 偶e mia艂 naprawd臋 niezwykle naburmuszona min臋.
- Johnatan... - przedstawi艂 si臋.
- To ty? Gomen, nie pozna艂em ci臋 - Eryk u艣miechn膮艂 si臋, wci膮gaj膮c spodnie. - Wi臋c co tu robisz?
- N-nie wiem. Nic. - Nawet gdyby chcia艂by im wyja艣ni膰, nie wiedzia艂by, jak.
- Wszystko jedno. Wracamy. Zabijesz si臋 w tym lesie po omacku.
- Ja nie...
- Co?
- Nie... nie chc臋 wraca膰. Jak si臋 zabij臋, to trudno.
- I masz zamiar zamieszka膰 w dziupli, jak sowa?
Johnatan milcza艂 przez chwil臋.
- Nie chc臋 tam wraca膰. To nie miejsce dla mnie.
- 呕artujesz? - Eryk sko艅czy艂 si臋 ubiera膰 i wsta艂. - Nie zacz膮艂 si臋 nawet rok szkolny. Byli ludzie, kt贸rzy rezygnowali, ale dlatego, 偶e nie mogli sobie poradzi膰 w szkole, a nie dlatego, 偶e nie podoba艂o im si臋 w internacie. Co ci臋 ugryz艂o?
Ch艂opak milcza艂. Eryk westchn膮艂 i chwyci艂 go za rami臋.
- Idziemy - o艣wiadczy艂. - Wszyscy grzeczni pierwszoroczni powinni by膰 ju偶 w 艂贸偶kach - U艣miechn膮艂 si臋 g艂upkowato i poci膮gn膮艂 Johnatana za rami臋. Ch艂opak westchn膮艂 z rezygnacj膮 i wsta艂.
- Mia艂em dzisiaj przepi臋kny sen - westchn膮艂 Terry, 艂aduj膮c kolejne brudne slipki do miski pe艂nej piany.
- Luter King te偶 mia艂 - stwierdzi艂 Morgan, wzrokiem pe艂nym zadumy wpatrzony w drzwiczki pralki. - I zobacz, jak to si臋 skoczy艂o.
- M贸j sen by艂 lepszy. - Ch艂opak zamy艣li艂 si臋 na chwil臋. - Od rana zastanawiam si臋, czy taka pozycja seksualna by艂aby mo偶liwa z punktu widzenia fizyki.
Morgan westchn膮艂. Zielone 艣wiate艂ko na pralce poinformowa艂o go, 偶e jej misja zosta艂a spe艂niona. Ukucn膮艂 na pod艂odze i otworzy艂 drzwiczki.
- Hej, ch艂opaki, co wy tu robicie?
Rodia wparowa艂 do pralni z workiem pe艂nym brudnych ubra艅 przerzuconym przez rami臋.
- Pierzemy, nie wida膰?
- Aaale... - Rodia by艂 zaniepokojony.
Jak 艣wiat 艣wiatem, internat mia艂 tylko jedn膮 praczk臋, co przy ponad trzystu uczniach stanowi艂o pewien problem. Ch艂opcy sami sobie prali koszulki czy bielizn臋, jednak nigdy - przenigdy - nikt nie pr贸bowa艂by pra膰 spodni czy po艣cieli czy czegokolwiek innego. I przede wszystkim NIKT nie odwa偶y艂by si臋 dotkn膮膰 pralki.
- Morgan... czy jest cos o czym nie wiem...?
Morgan wyj膮艂 ju偶 z pralki czerwon膮 koszulk臋, zielone slipki, czarne skarpetki i jasne spodnie d偶insowe. Te ostatnie mia艂y olbrzymi膮 plam臋 na nogawce.
- Kiedy je tam wk艂ada艂em, nie by艂o tu tego - stwierdzi艂, zamy艣laj膮c si臋 nad tym g艂臋boko.
- Zapewne nie wiesz jeszcze o tym, 偶e praczka nas rzuci艂a - wyja艣ni艂 Terry, do 艂okci zanurzony w mydlanej pianie.
- Jak to: rzuci艂a?
- Odesz艂a z pracy. Zatrudni艂a si臋 w 偶e艅skim internacie. Twierdzi, 偶e tam praca jest przyjemniejsza i l偶ejsza. Bo dziewczyny plami膮 prze艣cierad艂a krwi膮 tylko raz w miesi膮cu, nie codziennie.
Ch艂opcy skwitowali chwil膮 milczenia ten oczywisty przejaw szowinizmu i dyskryminacji.
- Czy to znaczy... 偶e teraz... 呕e teraz b臋dziemy musieli...
- Przynajmniej dop贸ki Drake nie znajdzie zast臋pstwa. Tam le偶y instrukcja obs艂ugi - Morgan u艣miechn膮艂 si臋 paskudnie.
Dzieci chyba normalnie si臋 tak nie zachowuj膮 - pomy艣la艂 Teo, wyci膮gaj膮c Zoiego ze skrzyni. Ch艂opiec ockn膮艂 si臋 na moment, ale najwyra藕niej nie uzna艂 za stosowne budzi膰 si臋 na dobre, bo natychmiast zasn膮艂 znowu, obejmuj膮c Teo ramionami. Brunet westchn膮艂 i zani贸s艂 go do pokoju, gdzie z rezygnacj膮 spojrza艂 na ich 艂贸偶ko pi臋trowe. Po kr贸tkim namy艣le stwierdzi艂, 偶e nie ma ochoty wdrapywa膰 si臋 na g贸r臋 po w膮skiej drabince z pi臋膰dziesi臋cioma kilogramami przewieszonymi przez rami臋, wi臋c po艂o偶y艂 ch艂opca na swoim materacu. Zoi przeci膮gn膮艂 si臋 i wtuli艂 w poduszk臋.
- Mam nadziej臋, 偶e nie moczysz si臋 w nocy - mrukn膮艂 brunet.
- Tylko kiedy mam polucje - odpar艂 sennie ch艂opiec.
Teo postanowi艂 nie zastanawia膰 si臋 g艂臋biej nad tym wyznaniem. Pog艂aska艂 Zoiego po jasnych w艂osach, po czym wyszed艂 z pokoju i pod膮偶y艂 w stron臋 biblioteki. Przez chwil臋 kr膮偶y艂 sm臋tnie po ca艂ym pomieszczeniu, zagl膮daj膮c pod wszystkie sto艂y i za wszystkie rega艂y, ale tym razem nie znalaz艂 tam nikogo. Usiad艂 wi臋c w rogu na niskim, szerokim stole, i zatopi艂 si臋 w lekturze, z kt贸rej jednak ju偶 po kilku minutach wyrwa艂 go g艂o艣ny plask i piek膮cy b贸l. Si艂a tego policzka ma艂o nie zrzuci艂a go ze sto艂u.
- Telly... odbi艂o ci? - zapyta艂, przyk艂adaj膮c r臋k臋 do twarzy.
Francuz patrzy艂 na niego z dzik膮 furi膮 w oczach.
- Tzimaj si臋 z dalieka od Johnatana - wysycza艂. Brunet u艣miechn膮艂 si臋.
- Telly, nie b臋dziesz brzmia艂 gro藕nie dop贸ki nie pozb臋dziesz si臋 tego akcentu.
Ch艂opak spoliczkowa艂 go po raz drugi. Teo westchn膮艂 i wsta艂, gotuj膮c si臋 do konkretnej dyskusji.
- Co tym razem zrobi艂em? - zapyta艂.
- Dobzie wiesz. To twoja wina. Zaci膮艂 mnie unika膰 po rhozmowie z tobi膮.
Teo pokr臋ci艂 g艂ow膮 z rezygnacj膮.
- Nie wiem, o co ci chodzi i nie chc臋 wiedzie膰 - stwierdzi艂, podnosz膮c d艂onie w obronnym ge艣cie. - To, co jest mi臋dzy tob膮 a Johnatanem mnie nie interesuje.
- Ciebie nigdy nic nie interesuje. Nie my艣li艣 o 艣kutkach tego, cio rhobi艣! - Telly wrzeszcza艂. Teo uzna艂, 偶e okazywanie, jak bardzo 艣mieszy go w tym momencie akcent Francuza, by艂oby towarzyskim nietaktem.
- Zachowujesz si臋, jak baba - stwierdzi艂, z rezygnacj膮 machaj膮c r臋k膮. - Chcesz Johnatana, to o niego walcz, i tyle. Nie szukaj problem贸w tam, gdzie ich nie ma.
- NIE BI艁OBY ZIADNYCH PRHOBLIEM脫W GDIBY NIE TIY!
- Gdyby nie ja, nie przespa艂by si臋 z tob膮 za pierwszym razem. Telly, ja nie kieruj臋 Johnatanem. On robi co chce. Wasza sprawa, jak to rozwi膮偶ecie.
- Nie kierhuje艣? A ktio go trh贸艂 艣wieziopem?
- Za to akurat powiniene艣 by膰 mi wdzi臋czny. Na trze藕wo nie da艂by si臋 zer偶n膮膰. Pr臋dzej sam zer膮n偶艂 by ciebie.
Teo oberwa艂by po raz trzeci, gdyby w por臋 nie chwyci艂 Tellego za nadgarstek.
- O co chodzi, Telly? Trafi艂em w sedno?
- O cim ty piepzisz? - Francuz pr贸bowa艂 wykr臋ci膰 r臋k臋 z jego u艣cisku. Teo chwyci艂 go mocniej.
- M贸wi艂em ci kiedy艣, 偶e tw贸j akcent naprawd臋 mnie powala? - zapyta艂, z naprawd臋 psakudnym u艣miechem. W odpowiedzi Telly pr贸bowa艂 da膰 mu w twarz drug膮 r臋k膮. Teo j膮 r贸wnie偶 unieruchomi艂.
- Znam si臋 na ludziach. Dobry jestem z psychologii. A ty, Telly, jeste艣 nadpobudliwy i niestabilny psychicznie, jak ka偶da niezaspokojona samica. I przelecenie Johnatana w cale ci nie pomog艂o. Potrzebujesz porz膮dnego r偶ni臋cia, od razu by ci si臋 uspokoi艂 poziom hormon贸w. Mo偶e nawet akcent by ci przeszed艂... Nie wiem, nie jestem behawioryst膮.
Teo w艂a艣ciwe wiedzia艂, co si臋 teraz stanie. Gdyby nie trzyma艂 Tellego za oba nadgarstki, dosta艂by od niego w twarz. Teraz ch艂opak m贸g艂 jednak tylko kopn膮膰 go albo oplu膰. Wybra艂 to drugie.
Teo wykr臋ci艂 r臋ce Francuza do ty艂u, 艣wiadomie sprawiaj膮c mu b贸l. Odwr贸ci艂 ich obu i pchn膮艂 go na stoj膮cy obok st贸艂. Chcia艂 unieruchomi膰 Tellego na tyle, by m贸c da膰 mu w twarz i odej艣膰, zanim tamten si臋 wstanie, ale Francuz skutecznie mu to uniemo偶liwia艂. Wierci艂 si臋, usi艂uj膮c uwolni膰 nadgarstki. W ko艅cu kopn膮艂 Teo w krocze, a ten straci艂 r贸wnowag臋 i upad艂 na niego, unieruchamiaj膮c go swoim ci臋偶arem. Ich usta si臋 spotka艂y.
Dalej, posz艂o jak zwykle.
Na biurku czeka艂a na Johnatana elegancka paczka sporej wielko艣ci, a w niej d偶insowe spodnie, dwa granatowe podkoszulki i rozpinany sweter, pe艂ni膮ce funkcj臋 mundurku szkolnego. Obok le偶a艂y gruba kurtka podszyta futrem i toporne, zimowe buty. Johnatan prze艂kn膮艂 艣lin臋. Nigdy jako艣 szczeg贸lnie nie interesowa艂 si臋 wspinaczk膮 wysokog贸rsk膮, ale m贸g艂by przysi膮c, 偶e podobne znajdowa艂y si臋 na wyposa偶eniu alpinist贸w zim膮 zdobywaj膮cych Mont Everest. Przez chwil臋 usi艂owa艂 wyobrazi膰 sobie siebie przedzieraj膮cego si臋 z internatu do budynku szko艂y w 艣rodku styczniowej zamieci.
Opad艂 na krzes艂o i si臋gn膮艂 po dziennik, jednak jako艣 nie m贸g艂 si臋 zmobilizowa膰 do tego, by co艣 w nim napisa膰.
- Co tak siedzisz? - Rodia, jego wsp贸艂lokator, wpad艂 do pokoju z kupk膮 ubra艅 na r臋ku. Wi臋kszo艣膰 jednym ruchem wrzuci艂 na dno szafy, kt贸ra i bez tego mia艂a problemy z domykaniem si臋, tylko sweter, ci膮gle wilgotny, przewiesi艂 przez kraw臋d藕 艂贸偶ka. Swetry przydzielane uczniom mia艂y z regu艂y kolor ciemnoszary, ale ten Rodii od ostatniego prania zrobi艂 si臋 zgni艂ozielony. Ch艂opak nie przej膮艂 si臋 tym jako艣 szczeg贸lnie.
Johnatan westchn膮艂 i podpar艂 g艂ow臋 na r臋kach.
- No co? - zapyta艂 bez g艂臋bszego sensu Rodia.
- Ja naprawd臋 nie chcia艂em tu trafi膰. Cieszy艂em si臋, 偶e wydostan臋 si臋 z domu ale...
- Wiesz, 偶e praczka od nas odesz艂a?
- Dlaczego 偶ycie musi by膰 takie skomplikowane?
- Dobre pytanie - stwierdzi艂 Rodia, patrz膮c na sw贸j zgni艂ozielony sweter.
Johnatan wbi艂 wzrok w 艣cian臋 i kontynuowa艂.
- Jak to mo偶liwe, 偶e krzywdzimy innych nawet nie zdaj膮c sobie z tego sprawy?
- S艂ysza艂e艣, 偶e filozofowanie na trze藕wo zak艂贸ca metabolizm kom贸rek nerwowych?
- Ludzie nie potrafi膮 by膰 wobec siebie otwarci.
- W piwnicy jest popijawa. Przyda ci si臋. Idziesz?
- Tak bardzo chcia艂bym...
- 艢wietnie.
Rodia wykorzysta艂 swoj膮 przewag臋 fizyczn膮 do tego, by z艂apawszy Johnatana za sweter na karku, 艣ci膮gn膮膰 go z krzes艂a i wyci膮gn膮膰 za drzwi, zanim ten zd膮偶y艂 zamkn膮膰 usta.
Pomieszczenie, do kt贸rego go zaci膮gn膮艂, znajdowa艂o si臋 w najdalszej cz臋艣ci loch贸w. Pok贸j o艣wietlony by艂 kilkunastoma cmentarnymi zniczami i jedn膮 s艂ab膮 elektryczn膮 偶ar贸wk膮 wsadzon膮 w kinkiet pozbawiony aba偶uru. Okien nie by艂o. 艢ciany z go艂ego kamienia, najwyra藕niej nie nie remontowane od czternastego wieku, pokryto mn贸stwem plakat贸w i idiotycznych zdj臋膰. Na pod艂odze, na porozrzucanych starych pufach i poduszkach, siedzieli Morgan, Terry, Luka i Sam. Rodia pchn膮艂 Johnatana na rozwalon膮 kanap臋.
- Dajcie mu piwa! - poleci艂.
- Ja nie... - zacz膮艂 Johnatan, usi艂uj膮c si臋 podnie艣膰. Nie by艂o to proste, jako 偶e kanapa nie by艂a wiele m艂odsza od samego budynku, i zwyczajnie zapad艂a si臋 pod ci臋偶arem ch艂opaka.
- Piwo dla kota.
- Ja nie pij臋...
- Trzymaj - Terry poda艂 mu butelk臋.
- Ja nie pij臋 piwa - wykrztusi艂 wreszcie Johnatan.
- On CO? - zapyta艂 ze swojego miejsca na pod艂odze Morgan.
Z zacienionego rogu wynurzy艂a si臋 jasnow艂osa g艂owa Louisa.
- Co on powiedzia艂? - zd膮偶y艂 zapyta膰, zanim czyja艣 r臋ka wci膮gn臋艂a go z powrotem w mrok.
- Bo偶e... co si臋 dzieje z dzisiejsz膮 m艂odzie偶膮 - prychn膮艂 Terry. - Dajcie mu jakie艣 importowane piwo, jak si臋 napije tych rumu艅skich sik贸w, zostanie mu uraz na ca艂e 偶ycie.
Morgan zabra艂 Johnatanowi butelk臋 i wsadzi艂 mu w r臋k臋 inn膮.
- Ale ja naprawd臋... - pierwszoroczny zdo艂a艂 si臋 wreszcie wydosta膰 z zag艂臋bienia, kt贸re jego ci臋偶ar zrobi艂 w kanapie, i niepewnie usiad艂 na jej brzegu.
Z rogu pokoju dosz艂y do nich dziwne d藕wi臋ki.
- Czy kto艣 ju偶 widzia艂 nasz nowy plan lekcji? - zapta艂 Morgan.
- Mam co艣 ciekawszego. Zapytaj, kto jest opiekunem pierwszego roku - mrukn膮艂 Terry. Ch艂opcy spojrzeli na niego pytaj膮co.
- Chyba nie...
- Nie masz na my艣li...
- W艂a艣nie tak... - Terry pochwali艂 si臋 swoim uroczym, paskudnym u艣miechem.
- O co chodzi? - zapyta艂 niepewnie Johnatan. Patrzy艂 na swoj膮 butelk臋 i po kr贸tkim namy艣le uzna艂, 偶e upicie si臋 tego wieczoru nie jest takim g艂upim pomys艂em.
- Bo偶e... - pytanie Johnatana zosta艂o przez grup臋 zignorowane. - On si臋 po nich przejedzie jak Czingiz-chan po Rusi. Jak mogli to zrobi膰 pierwszorocznym? - zapyta艂 Morgan.
- A co? Wola艂by艣, 偶eby zrobili to tobie?
- Mam inne pytanie. Jak to mo偶liwe, 偶e on tu ci膮gle jest? Dlaczego nikt go jeszcze nie zamordowa艂?
- To da si臋 zrobi膰 - u艣miechn膮艂 si臋 promiennie Luka.
- Uwa偶aj... on mo偶e m贸wi膰 powa偶nie - ostrzeg艂 Terry.
- Ja zawsze m贸wi臋 powa偶nie - obruszy艂 si臋 Luka.
- Jakby艣cie nie zauwa偶yli, pyta艂em o plan... - wtr膮ci艂 Morgan, - Troch臋 ciekawi mnie, czy znowu b臋d臋 musia艂 wstawa膰 za pi臋tna艣cie pi膮ta...
- Doobra, dobra, ju偶... Bez paniki, panowie! - Z rogu sali wynurzy艂 si臋 Louis, tym razem w ca艂o艣ci. Poprawi艂 ubranie, zapi膮艂 rozporek i przeszed艂 przez pok贸j w stron臋 rzuconej na pod艂og臋 torby. Wyj膮艂 z niej gruby plik papier贸w. - Prosz臋 - prychn膮艂. - Dla kogo pierwszy rok?
- Dla tego p贸艂przytomnego pana na kanapie - mrukn膮艂 Rodia. Louis poda艂 Johnatanowi plik kilkunastu kartek zszytych zszywaczem, pokrytych tabelami i wykresami. Ch艂opak spojrza艂 na nie b艂臋dnym wzrokiem. Louis rozda艂 plany pozosta艂ym, z kt贸rych cz臋艣膰 natychmiast zatopi艂a si臋 w lekturze, przy艣wiecaj膮c sobie zniczami, a cz臋艣膰 zwyczajnie zwin臋艂a kartki i wcisn臋艂a je do kieszeni.
- C-co to je? - wybe艂kota艂 Johnatan, po tym jak obr贸ci艂 kratki na wszystkie strony i stwierdzi艂, 偶e do g贸ry nogami wykres jest r贸wnie bez sensowny.
- Tw贸j plan zaj臋膰 - wyja艣ni艂 kto艣.
- A-ale... jak to dzia艂a?
Eryk, zapinaj膮c koszul臋, usiad艂 ko艂o pierwszorocznego i pochyli艂 si臋 nad nim.
- Samemu okre艣lasz sobie profil - wyja艣ni艂, cho膰 nie by艂 do ko艅ca pewien, czy ch艂opak w swoim obecnym stanie jest w艂adny go zrozumie膰. - Jedn膮 trzeci膮 przedmiot贸w musisz mie膰 na poziomie zaawansowanym. Chyba, 偶e jeste艣 stukni臋ty, wtedy nic nie stoi na przeszkodzie, by艣 zapisa艂 si臋 TYLKO do grup zaawansowanych.
Kilka os贸b w pokoju prychn臋艂o. Eryk nie przej膮艂 si臋 i kontynuowa艂:
- Ale wtedy wysy艂aj膮 ci臋 na obowi膮zkowe badania psychologiczne. Zupe艂nie nie rozumiem, dlaczego. Przedmioty na poziomie 艣rednio zaawansowanym i nie zaawansowanym musz膮 si臋 mie膰 do siebie jak trzy do pi臋ciu albo pi臋膰 do siedmiu. 呕eby to jeszcze upro艣ci膰, cz臋艣膰 zaj臋膰 prowadzona jest po francusku i hiszpa艅sku. Je艣li zapiszesz si臋, powiedzmy, na przedmiot po francusku do grupy podstawowej, to tak, jakby艣 zapisa艂 si臋 do grupy zaawansowanej po angielsku. Je艣li do grupy zaawansowanej, to tak, jakby艣 odrobi艂 p贸艂tora godzin zaj臋膰 zaawansowanych po angielsku. Pod warunkiem, 偶e m贸wimy o przedmiotach humanistycznych, bo 艣cis艂e nie licz膮 si臋 jak p贸艂tora, tylko jak pi臋膰 贸smych. Chyba, 偶e pochodzisz z kraju w kt贸rym francuski jest j臋zykiem urz臋dowym. Wtedy to si臋 w og贸le nie liczy. Tak samo z hiszpa艅skim. Ca艂o艣膰 musisz pomno偶y膰 przez dwa i podzieli膰 przez trzy - Eryk u艣miechn膮艂 si臋 szyderczo. - J臋zyki obce s膮 podzielone na trzy grupy. Z pierwszej musisz wybra膰 dwa, z pozosta艂ych po jednej. Chyba, 偶e zapisa艂e艣 si臋 do nie swojej grupy j臋zykowej na jakim艣 przedmiocie humanistycznym. W贸wczas masz o po艂ow臋 mniej godzin tego j臋zyka. Oczywi艣cie pod warunkiem, 偶e nie pochodzisz z francuskiego obszaru j臋zykowego, bo wtedy to ci臋 nie dotyczy. Ale mo偶esz zapisa膰 si臋 na zaj臋cia prowadzone po norwesku, wtedy...
Eryk zorientowa艂 si臋, 偶e Johnatan 艣pi.
- Jeste艣 sko艅czonym dupkiem, Teo.
Teodor podni贸s艂 g艂ow臋, dysz膮c ci臋偶ko. Odgarn膮艂 z twarzy posklejane od potu w艂osy i spojrza艂 na ch艂opaka z niedowierzaniem.
- M贸g艂by艣 powt贸rzy膰?
- Jeste艣 sko艅czonym dupkiem. - Telly usiad艂 na boku. Teo z satysfakcj膮 pomy艣la艂, 偶e na ty艂ku to on nie usi膮dzie do ko艅ca tygodnia. - Doigrasz si臋 kiedy艣.
- A powiedz... jeste艣 ha艂a艣liwym, pierdolni臋tym, cholernym skurwysynem - poprosi艂.
- Z przyjemno艣ci膮 - prychn膮艂 Telly, nie podejrzewaj膮c podst臋pu. - Jeste艣 ha艂a艣...
Teo roze艣mia艂 si臋.
To skrajne lekcewa偶enie - pomy艣la艂 Hrabia, stawiaj膮c niewielk膮 misk臋 pe艂n膮 wody na komodzie, obok przybor贸w do golenia. To najzwyklejsza obraza. 呕eby jemu, ostatniemu krewnemu Tepes贸w (chocia偶 po k膮dzieli), przeznacza膰 w jego w艂asnej rodowej siedzibie pok贸j bez 艂azienki.
Hrabia zacz膮艂 si臋 goli膰, patrz膮c w wisz膮ce nad komod膮 lustro.
Traktuj膮 go tu jak intruza! Kierownik internatu nastawia wszystkich przeciwko niemu. A on tylko przyszed艂 odzyska膰 swoj膮 w艂asno艣膰! Co艣, co mu si臋 prawnie nale偶y, jego rodow膮 siedzib臋, z kt贸r膮 od wiek贸w 艂膮cz膮 jego rodzin臋 niezrywalne wi臋zi emocjonalne, w kt贸rej jego r贸d uzyska艂 sw膮 艣wietno艣膰... Nie da si臋 odstraszy膰 drobnym przeciwno艣ciom, takim jak brak 艂azienki czy przypadkowe wpadni臋cie do wykopanej w pod艂odze dziury. Sprawiedliwo艣膰 jest po jego stronie!
Nagle hrabia poczu艂 czyja艣 r臋k臋 na swoim ramieniu. Podskoczy艂 i odwr贸ci艂 si臋 gwa艂townie, zacinaj膮c si臋 偶yletk膮 do krwi.
- Dobry wiecz贸r - powiedzia艂 Drake z ledwo zauwa偶alnym u艣miechem. - Przyszed艂em zapyta膰, jak znajduje pan nasz膮 go艣cin臋. Hrabia poczu艂, 偶e blednie. Gwa艂townie odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 lustra. Sta艂o pod takim k膮tem, 偶e powinien zobaczy膰 w nim odbicie Drake. Przez chwil臋 wydawa艂o mu si臋, 偶e...
M臋偶czyzna za nim g艂o艣no kaszln膮艂. W tej samej chwili lustro p臋k艂o i sekund臋 p贸藕niej kawa艂ki szk艂a wysun臋艂y si臋 z ramy, rozpryskuj膮c si臋 na komodzie.
- Lustra to idiotyczny wytw贸r ludzkiej pr贸偶no艣ci, nie s膮dzi pan? - usmiechn膮l si臋 Drake. - Prosz臋 na siebie bardziej uwa偶a膰 - doda艂 wskazuj膮c na krople krwi, p艂yn膮ce po policzku Hrabiego. - Takie zwyk艂e skaleczenie mo偶e by膰 bardziej niebezpieczne, ni偶 pan s膮dzi. Zw艂aszcza tutaj - zako艅czy艂 z naciskiem.
Z piwnicy doszed艂 do nich 艣piew kilku pijanych nastolatk贸w, brzmi膮cy jakby kto艣 pr贸bowa艂 艣piewa膰 Marsyliank臋 w takt Marsza Imperialnego. Hrabia skrzywi艂 si臋 zdegustowany takim traktowaniem drogiej mu pie艣ni bohaterskiej. Po chwili ch艂opcom zacz臋艂y wt贸rowa膰 wszystkie psy i wilki z okolicy. Drake u艣miechn膮艂 si臋 z namaszczeniem.
- Dzieci nocy - mrukn膮艂. - C贸偶 to za muzyka... Kocham to miejsce, naprawd臋. Ale pan zapewne jest zm臋czony. Prosz臋 si臋 nie przem臋cza膰 - doda艂 z trosk膮 w g艂osie. - Mi艂o mi si臋 z panem rozmawia艂o. Dobranoc - powiedzia艂 i wyszed艂 bezszelestnie.
Hrabiego przesz艂y ciarki.
Telly nie by艂 z艂y. Zna艂 Teodora d艂ugo i dobrze - zbyt dobrze - i nie by艂 na niego z艂y. By艂 tylko absolutnie, ekstremalnie w艣ciek艂y. Ich podej艣cie do seksu by艂o zbyt powszechnie znane i zbyt dobrze rozumiane, by kt贸rykolwiek z nich m贸g艂 mie膰 problem z przej艣ciem nad tym, co si臋 sta艂o, do porz膮dku dziennego. Telly m贸g艂 by膰 z艂y tylko na siebie. Gniew nie mia艂 sensu.
Sens mia艂a tylko wendeta.
- Aaaach! MON DIEU! - wrzasn膮艂, wpadaj膮c na wysokiego blondyna, kt贸ry w艂a艣nie wyszed艂 zza zakr臋tu.
Po kolejnym z serii niezwyk艂ych spotka艅, jakimi uraczyli go mieszka艅cy tego zamku, Hrabia uzna艂, 偶e nie mo偶e biernie czeka膰 na rozw贸j wydarze艅. Dr膮偶ony przekonaniem o wielkiej, spowijaj膮cej zamek tajemnicy, postanowi艂 odkry膰 j膮, nim Drake Aqula doprowadzi jego plany do ruiny. Jak powszechnie wiadomo, spowijaj膮ce stare zamczyska tajemnice najlepiej odkrywa si臋 艂a偶膮c po nich po nocy, w pid偶mie, ogolonemu do po艂owy, o艣wietlaj膮c sobie drog臋 艣wieczk膮. Poszukiwanie ich za dnia tudzie偶 korzystanie z dobrodziejstw elektryczno艣ci zupe艂nie nie mie艣ci sie w kanonach. Obserwowany bacznie przez skrzypi膮ce zbroje i w艣cipskie postaci z portert贸w, Hrabia powoli posuwa艂 si臋 do przodu wzd艂贸偶 jednej ze scian korytarza. Patrz膮c za siebie wynurzy艂 si臋 z za zakr臋tu i zderzy艂 ze zgrabny brunetem o p艂on膮cych oczach.
Przez chwil臋 patrzyli si臋 na siebie t臋po. Telly u艣miechn膮艂 si臋.
- Vous avez fantastiques yeux - stwierdzi艂.
***
- Jestem 艣liczny - powiedzia艂 za艂amanym g艂osem Zoi, patrz膮c w zat艂uszczone lustro.
Zoi mia艂 racj臋. Co wi臋cej, w poruszonej kwestii pogl膮d Zoiego i zdanie otaczaj膮cego go 艣wiata by艂y zupe艂nie zgodne.
Nie, Zoi nie by艂 pi臋kny. Nie by艂 nawet szczeg贸lnie 艂adny. By艂 po prostu 艣liczny, w spos贸b g艂臋boko uw艂aczajacy godno艣ci ka偶dego (przysz艂ego) m臋偶czyzny. By艂 kwintesencj膮 艣liczno艣ci, promieniowa艂 艣liczno艣ci膮 zdoln膮 przy膰mi膰 wszystko, co ka偶dego innego, nawet 艂adniejszego nastolatka mog艂o ubrzydzi膰. W jaki艣 niepoj臋ty spos贸b konglomerat element贸w samych w sobie nijakich i (chwilami) nawet typowo m臋skich, stawa艂 si臋 w przypadku Zoiego s艂odki, milusi i 艂adniutki. Jego w艂osy, obdarzone naturaln膮 tendencj膮 do puszysto艣ci, sterczenia na wszystkie strony i absolutnego niepos艂usze艅stwa wobec grzebieni, wygl膮da艂y po prostu uroczo, jego sylwetka, og贸lnie rzecz bior膮c typowa dla ch艂opc贸w w jego wieku, nadawa艂a mu wygl膮d licealistki, jego oczy powinny by膰 szare i md艂e, tymczasem wszyscy dooko艂a twierdzili, 偶e b艂yszcz膮 jak dwie ma艂e gwiazdki.
Fakt, 偶e o wszystkich wy偶ej wspomnianych czynnikach Zoi doskonale wiedzia艂, dzi臋ki uganiaj膮cym si臋 za nim od jedenastego roku 偶ycia zbocze艅com, pogarsza艂 tylko sytuacj臋. 艢wiadomy jak gdyby, 偶e nie jest w stanie zbrzydn膮膰, Zoi programowo i konsekwentnie robi艂 wszystko, by si臋 nie wyr贸偶nia膰, zla膰 z t艂em, uszarzy膰 i umysi膰. Ta swoista mimikra, maj膮ca w za艂o偶eniu maskowa膰 i ukrywa膰 艣liczno艣膰, jednocze艣nie zabezpieczaj膮c jego cnot臋, odnosi艂a, rzecz jasna, skutek zupe艂nie odwrotny.
Nie pomaga艂y znoszone podkoszulki, szerokie d偶insy, dzieci臋ce napisy na bluzach, r贸偶owe skarpetki oraz kolorki maj膮ce teoretycznie odj膮膰 mu jakie艣 pi臋膰 lat i odstraszy膰 potencjalnych napastnik贸w gro藕b膮 dwudziestoletniego wi臋zienia za napastowanie o艣miolatka. Zoi BY艁 艣liczniutki. Absolutnie nic si臋 nie da艂o z tym zrobi膰. Jego 艣liczno艣膰 dzia艂a艂a tak偶e na heteryk贸w, czego 偶ywym dowodem by艂 nijaki Hrabia.
Po pami臋tnym spotkaniu z Luk膮, Hrabia zapozna艂 si臋 za po艣rednictwem wtykaj膮cych wsz臋dzie nos i inne cz臋艣ci cia艂a d偶okej贸w, ze skr贸con膮 wersj膮 historii Zoiego. Utwierdziwszy si臋 w przekonaniu, 偶e to przeznaczenie postawi艂o Istotk臋 na jego drodze, postanowi艂 adoptowa膰 ch艂opca, tym sposobem zyskuj膮c r贸wnie偶 jego, du偶o bardziej klarowne i pewne, prawa do zamku. Zamierza艂 zaopiekowa膰 si臋 kruszynk膮, zapewni膰 odpowiednie wychowanie i najlepsz膮 opiek臋, pos艂a膰 do najlepszych szk贸艂 i nam贸wi膰 na operacj臋 zmiany p艂ci.
W ko艅cu dzieci mo偶na adoptowa膰. A 艂贸偶ko z baldachimem wci膮偶 pozostawa艂o aktualne, jak tylko Zofij膮 zajm膮 si臋 odpowiedni lekarze.
Jak powszechnie wiadomo, traumatyczne prze偶ycia miewaj膮 bardzo du偶y wp艂yw na psychik臋 pewnych s艂abszych, egzaltowanych jednostek i mog膮 j膮 spaczy膰 czasem nawet nieodwracalnie.
Zoi mia艂 偶al do Hrabiego. W og贸le by艂 dzieckiem zakompleksionym, maj膮cym 偶al do wszystkiego i wszystkich. Ale do Hrabiego mia艂 偶al bardzo konkretny i na dodatek uzasadniony, po pierwsze za to, 偶e istnia艂, po drugie za to, 偶e chcia艂 zdoby膰 na w艂asno艣膰 zamek, kt贸ry tak naprawd臋 zawsze powinien by膰 Zoiego, po trzecie za to, 偶e mia艂 szanse to pragnienie urzeczywistni膰, po czwarte za to, 偶e Zoi by艂 sierot膮, po pi膮te za to, 偶e rzeka Ard偶esz by艂a tak strasznie zanieczyszczona, po sz贸ste za to, 偶e 偶ycie na Ziemi mo偶e si臋 sko艅czy膰 za siedemna艣cie lat w skutek uderzenia olbrzymiego meteorytu.
Maj膮c tak konkretne powody, by za Hrabim nie przepada膰, Zoi nie zada艂 sobie nawet trudu wys艂uchania wszystkiego, co ten mia艂 mu do powiedzenia, zwia艂 i schowa艂 si臋 pod st贸艂 w salonie, gdzie przesiedzia艂 jakie艣 dwie godziny, dop贸ki nie znalaz艂 go Telly.
Zoi przez chwil臋 gapi艂 si臋 na niego t臋po, zastanawiaj膮c si臋, jak ch艂opak zmie艣ci艂 si臋 w te czerwone spodnie ze sk贸ry.
- Tu es... - brunet chrz膮kn膮艂 i przeszed艂 na angielski. - Jeste艣 nowym wspoulokatorim Teo, phrawda?
Ma艂y skin膮艂 g艂ow膮.
- I jak? - na twarzy Francuza pojawi艂 si臋 specyficzny u艣miech - Polubili艣cie si臋?
Ma艂y wzruszy艂 ramionami.
Telly zrobi艂 tak膮 min臋 jakby niespodziewanie przysz艂o mu co艣 do g艂owy. Jego plan zacz膮艂 uk艂ada膰 si臋 w ca艂o艣膰.
|
|
Komentarze |
dnia pa糳ziernika 14 2011 14:26:49
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
Evil_yuki (Brak e-maila) 17:32 15-08-2004
Powiem w trzech s艂owach: TO JEST CUDOWNE!
kethry (kethry@interia.pl) 01:33 17-08-2004
ja tez: Evil_Yuki ma racje!
Aion (Brak e-maila) 15:43 17-08-2004
Prawdziwa uczta dla czytelnikow ^__^ wspanialy humor i te liczne odniesienia do innych pozycji literackich...CUDO!
Fu (Fu_chan@interia.pl) 00:04 21-08-2004
I co to.... w艂asciwie jest 艣wierzop?? ^_________^
morgiana (Brak e-maila) 11:27 21-08-2004
ok. ok, ok, aluzj臋 poj臋艂am. Siadam i pisz臋 ^-^. Fu, jak si臋 dowiem, to Ci powiem.
Kethry (kethry@interia.pl) 23:25 22-08-2004
jakies ziele, jak sadze ^__^\'
Natiss (natiss@tlen.pl) 16:55 24-08-2004
艢wietny humor i przyjemnie sie czyta艂o. Licze na jakie艣 dalsze cz臋艣ci, bo po prostu nie mozesz tego tak zostawi膰. XD
Evil Yuki (Brak e-maila) 14:05 29-08-2004
a ja wam zaraz waln臋, z pami臋ci downy!!!! Znam ca艂e, od \"Litwo...\", ale zacytuj臋tylko to:
\"Gdzie bursztynowy 艣wier偶op, gryka jak 艣nieg bia艂a
gdzie panie艅sim rumie艅cem dzi臋cielina pa艂a
a wszystko przepasane jakby wst臋g膮, miedz膮
zielon膮, na niej z rzadka ciche grusze siedz膮...\"
Jak kto艣 chce pos艂ucha膰 inwokacji zapraszam 
P.s. Theo o Tadeusza, Zoi to Zosia... francuz Telly Telimena... a Jonathan???
morgiana (Brak e-maila) 18:40 29-08-2004
Johnatan to nie z Tadeusza. Johnatan Harker to z innej bajki - Z tej samej, co Helsing, Renfield (raz wspomniani) i Drake... Drake... Drake Aqula.
Sachmet Lakszmi (Brak e-maila) 07:48 13-09-2004
Opowiadanie jest 艣wietne, b艂yskotliwe, z humorem i w dodatku hipertekstualne, a to podobno najlepszy spos贸b na wej艣cie do historii literatury^^. Tylko 偶e nie mog臋 przeczyta膰 o Tellym, 偶eby nie pomy艣le膰 o Karlu Lagerfeldzie
Evil Yuki (Brak e-maila) 09:38 06-11-2004
Ale i tak jaj estem 艂adniejsza od Morgiany, prawda mamo? Mamo, czemu si臋 smiejesz?
morgie (Brak e-maila) 13:23 11-11-2004
ach, yuki, yuki.... ^_^\' jeste艣 艂adniejsza. Przecie偶 ja brzydka jak noc jestem.
(Brak e-maila) 18:40 16-11-2004
A kiedy ci膮g dalszy??
Jeneefrath (Brak e-maila) 19:39 23-11-2004
Kiedy kolejna cz臋艣膰? D艂ugo korzesz jeszcze czeka膰?
morgie (Brak e-maila) 22:50 28-11-2004
bez paniki.. b臋dzie. Nie tak dobra, jak druga, bo do sceny w kt贸ej Teo...e no[cenzura] kompletnie nie mia艂am ju偶 si艂... ale b臋dzie. Przy najblizszej aktualizacji
(Brak e-maila) 20:32 03-12-2004
Jupi!!!
Dzi臋ki dzi臋ki dzi臋ki
An-Nah (Brak e-maila) 16:31 14-12-2004
Dopiero teraz przeczyta艂am.. khem, khem... parodia Pana Tadeusza, Harry\'ego Pottera, Draculi i czego jeszcze? No i w koncu wiemy do czego swierzop sluzy XDDDDD Piekne, piekne, piekne... Pospiesz sie z ciagiem dalszym ^^
Maja-Pistacja (Brak e-maila) 14:13 16-12-2004
Uwielbiam to.Kiedy kolejna cz臋艣膰?Oni wszyscy s膮 cudni,no i ten normalny Jonathan...wogle wszystko 艣wietnie...tak dalej i nniech si臋 nie ko艅czy,albo ko艅czy ale happy endem.Pozdr贸wka
(Brak e-maila) 21:27 16-12-2004
Dalej prosz臋 vnie chc臋 czeka膰 kolejny raz tyle czasu na kolejn膮 cz臋艣膰
Nache (Brak e-maila) 21:44 19-12-2004
o gosh, kolejna dr臋czycielka si臋 znalaz艂a _^_ goopia jestes i cie nie lubimy za to ze robisz nam tak膮 krzywd臋 >.>
nie odzywam si臋 do ciebie do nast臋pnej cz臋艣ci. bye.
morgie (Brak e-maila) 09:27 21-12-2004
dzi臋kuje, nechebet, to na pewno pomorze mi zabra膰 si臋 do pracy ^_^\"
zawsze mo偶na na Ciebie liczy膰
(Brak e-maila) 23:41 22-12-2004
Skoro tak to pisz pisz my tu czekamy i cierpimy z nud贸w i ciekawo艣ci
Nache (Brak e-maila) 14:50 24-12-2004
ty mnie nie probuj przekupic Morgie... i tak ci sie nie uda >;]
Emi (Emi_Yume@interia.pl) 02:30 26-12-2004
Hahaha, no nie mog臋, uke, jeste艣 genialna!!! To jest cudowne! Kocham Telly\'ego i jego boski akcent! I chc臋 jak najszybciej mojego Chemika, please!!!
morgie (Brak e-maila) 22:41 27-12-2004
spoko, chemik ju偶 si臋 robi ^_^
grzybek (Brak e-maila) 18:17 29-12-2004
Chwilowo jestem zbyt zauroczony tym co przeczyta艂em. Za tydzie艅 mi przejdzie, wtedy co艣 napisze.
Ozi (Brak e-maila) 10:20 13-06-2005
Cosik dawno nie by艂o tu 偶adnych wpis贸w, zaczyna wi臋c dr臋czy膰 mnie pytanie - czy jest jaka艣 szansa na nast臋pne cz臋艣ci? To jest genialne i Telly jest ganialny i Draku艣 jest genialny i pi臋tnastowieczny zamek jest genialny i Teo jest genialny i Ty jestes genialna i wog贸le to wszystko jest jenialne, napisz dalej, napisz, napisz, NAPISZ!!!
ONEGAAAI-SHIMASU!
morgiana (Brak e-maila) 16:13 24-06-2005
oczywiscie, popowiadanie nie zosta艂o i nie zostanie zarzuconwe... po prostu wyskoczy艂y mi pilniejejsze sprawy, ale o atalayi nie zapomnia艂am... im sie w艂a艣nie zacz膮艂 rok szkolnmy, a ja w艂a膮nie prze偶y艂am sesj臋, wi臋c nazbiera艂o mi si臋 troch臋 intryguj膮cych pomys艂贸w ^_^\". Mimo to nie prosze o cierpliwo艣膰, um贸wmy si臋 tak, 偶e zapomnicie o tym opowiadaniu na pewien czas..... ^_________^\"
Aska Hime (aska_hime@wp.pl) 12:49 22-12-2005
OoO lol swietne poprostu az chce sie wiecej!! pisz dalej bo sie doczekac nie moge buziak za to cudenko!
asjana (Brak e-maila) 13:39 04-03-2006
hej kiedy bedzie nastepna czesc to jest p ptrotu swietne i wiem zeczekanie zaostrza apetyt ale mozejuz sie z nami nie baw tylko daj nam nastepna czec plis
Ryoko Kotoyo (Brak e-maila) 12:57 15-08-2006
No to opowiadanko zawsze sobie ceni艂am wi臋c zapytuj臋... A gdzie kontynuacja?
(Brak e-maila) 01:11 05-09-2006
W艂a艣nie ale czemu nie ma do tego cudownych dalszych cz臋艣ci?
(Brak e-maila) 23:08 19-11-2006
Pewnie sie powtarzam ae czemu nic si臋 nie posune艂o
Mosa (Brak e-maila) 20:39 01-09-2007
Czy to opowiadanie b臋dzie kontynuowane, czy te偶 pozosta艂o brutalnie porzucone ??? |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem? Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.
Zapomniane has硂? Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze sta艂e, cykliczne projekty

|
Tu jeste艣my | Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰

|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|