The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 30 2024 19:36:36   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Wilk 3
Epizod III:

"Wilk."



Dotknąłem przycisku na płaskiej klawiaturze komputera i obraz na plazmowym ekranie zmienił się. Nagłówek wyświetlanego artykułu brzmiał: "Tajemnicze zabójstwo". Autora trochę poniosła fantazja na temat porachunków gangów, ale to było dla mnie korzystne. Zdjęcie ofiary zajmowało prawie pół strony, a Applegate powinien być zadowolony z wykonanej roboty. Usłyszałem cichy dźwięk i w rogu ekranu pojawiła się ikona listu - informacja, iż dostałem wiadomość. Wywołałem e-maile i na ekranie pojawiła się krótka notka, o następującej treści:

Witaj, Jack!

Kontynuowałam badania i być może niedługo będę mogła ci pomóc. Szukałam też tego, o co mnie prosiłeś, ale na razie bezskutecznie. Popracuję jeszcze nad tym. Spotkajmy się dzisiaj o 23 w naszym pokoju.

K.

Uśmiechnąłem się do siebie. Jeśli można tak powiedzieć Kathy była mistrzynią zwięzłych informacji, chociaż ta była i tak długa jak na jej zwyczaje. Jej analityczny umysł nie potrzebował zbędnych danych... zupełnie jak komputer. Położyłem palce na klawiaturze i zacząłem pisać równie krótką odpowiedź.





--------------------------------------------------------------------------------




Wiszący wysoko na ścianie ekran zamigotał i pojawiła się na nim blada twarz androida prezentera. Sztuczny brzęczący głos zaczął obwieszczać ostatnie wydarzenia z miasta i okolic. Wpadające przez okna baru promienie słońca malowały na podłodze i stołach świetliste smugi. Siedzący przy stoliku chłopak machinalnie obracał w palcach szklankę wypełnioną do połowy kostkami lodu. Światło słońca migotało na ich gładkich powierzchniach, od czasu do czasu wywołując maleńkie tęczowe błyski. Fioletowe włosy mężczyzny odpadały na zamyśloną twarz i osłaniały cieniem jasnobrązowe wbite w nieruchomy punkt oczy. Siedząca obok dziewczyna przestała dzióbać łyżeczką w pucharku z prawie całkiem roztopionymi lodami i przeciągnęła się na krześle, odchylając się wraz z nim do tyłu. "Co za nuda!" - stwierdziła, zakładając ręce za głowę. Jej różowe włosy uczesane były w dwa rogi po bokach głowy.-"Może gdzieś pójdziemy, Mike?" - zaproponowała. Nie usłyszawszy żadnej odpowiedzi usiadła normalnie i popatrzyła uważnie na młodego mężczyznę.-"Michael!?" - zawołała cicho. Znowu żadnej reakcji. Mike nawet nie drgnął, wciąż wpatrując się nieruchomo w blat stołu i obracając szklankę. Miriam zamrugała zdziwiona powiekami, po czym wyciągnęła rękę i dźgnęła sąsiada palcem, wołając przy tym głośno:"Michael!!" Poderwał się i popatrzył na nią zupełnie zdezorientowany.

"Tak?" - zapytał. Dostrzegłszy jej zbolałe spojrzenie, uśmiechnął się przepraszająco.-"Wybacz, Miriam, zamyśliłem się." - wyjaśnił cicho.

"Cały czas jesteś zamyślony, Mike." - odparła smutno.-"Zaczynam się naprawdę martwić."

"Nie, Miriam, nie musisz..." - urwał nagle i wbił spojrzenie w ekran. Zmarszczył brwi, a jego oblicze stało się ucieleśnieniem czujności.

"Co się stało, Mike?" - podążyła za jego wzrokiem.

Na monitorze pojawiło się teraz zdjęcie jakiegoś młodego mężczyzny, by po krótkiej chwili pomniejszyć się i przemieścić w prawy górny róg ekranu, ustępując na powrót miejsca androidowi. Metaliczny głos obwieścił krótko:

"Wczoraj wieczorem w metrze Akinawa został zamordowany dwudziestosześcioletni James Scottland. Pozostawione przy zwłokach pieniądze i karty kredytowe wykluczając zabójstwo na tle rabunkowym. Osoby, które wiedzą coś o zajściu i w jakikolwiek sposób mogłyby przyczynić się do ujęcia sprawcy, proszone są o kontakt z najbliższą kwaterą Straży. - numer sprawy: UE44A35."

Przekaz zakończył się i miejsce prezentera zastąpiła jakaś transmisja meczu. Miriam przeniosła spojrzenie na Michaela. Siedział z zasępionym wyrazem twarzy. Jego spojrzenie nie wyrażało nic.

"O co chodzi, Mike?" - zapytała.-"Znałeś go?"

Pokręcił głową i wstał, głośno odsuwając krzesełko.

"Przepraszam cię, Miriam, ale muszę coś załatwić." - oznajmił beznamiętnie. Dziewczyna popatrzyła na niego zdumiona i zamrugała powiekami.-"Wieczorem gdzieś pójdziemy, obiecuję ci." - dodał, ruszając w stronę wyjścia




--------------------------------------------------------------------------------




Usłyszawszy szmer rozsuwanych drzwi windy cicho załadowałem czyszczoną właśnie broń. Usłyszałem kilka niepewnych, ostrożnie stawianych kroków, jakby zbliżającej się osobie bardzo zależało na nie ujawnianiu swojej obecności. Uniosłem broń i gdy postać w końcu stanęła w wejściu była dokładnie na moim celowniku tak, że wystarczył nieznaczny ruch palca, żeby pozbyć się nieproszonego gościa. Kiedy stojący w drzwiach mężczyzna dostrzegł wycelowaną w siebie broń, odrzuciło go na przeciwległą ścianę.

"Jezu Chryste! Niech pan to odłoży! To tylko ja!" - wrzasnął wystraszony Applegate.

"Domyśliłem się!" - odparłem kwaśno, rozładowując broń i kontynuując jej czyszczenie.-"Zupełnie nie umie się pan skradać..."

Przez chwilę popatrzył na mnie zdumiony, po czym widząc, że nic już mu nie grozi wyprostował się i strzepując niewidzialne pyłki z garnituru, ruszył w moją stronę.

"Ta umiejętność, jakoś nigdy nie była mi potrzebna." - odparł, zajmując miejsce w fotelu na przeciwko. Uśmiechnąłem się do siebie. To było oczywiste. Taki "dobrze urodzony" człowiek zapewne nawet w młodości na obozie harcerskim miał kogoś, kto tarzałby się w błocie i przedzierał przez chaszcze za niego. Usłyszałem, że sięga do wewnętrznej kieszeni garnituru i rzuca na ławę coś płaskiego, co przesunęło się po szklanej powierzchni z cichym szmerem i wylądowało pomiędzy kilkoma nabojami i szmatkami do czyszczenia. Domyśliłem się, że to wyświetlacz ze zdjęciem kolejnego celu. Nie podnosząc wzroku nadal zajmowałem się bronią. - "Tym razem to człowiek z mojego środowiska." - wyjaśnił Applegate, najwyraźniej próbując obudzić moje zainteresowanie. Spojrzałem na mężczyznę kątem oka. Zdawał się być zadowolony, że w końcu zwróciłem na niego uwagę. Wyciągnąłem rękę w kierunku wyświetlacza i wziąłem jeden z leżących obok nabojów, umieszczając go w magazynku. Mój zleceniodawca znowu się zasępił.-"Nazywa się Robert Epleton. W domu ma zbyt wiele zabezpieczeń i ochroniarzy, dlatego najlepiej będzie załatwić to w jakimś innym miejscu." - zamilkł na chwilę i znowu wyjął coś z kieszeni. Położył na stole obok wyświetlacza.-"To wizytówka, a zarazem wejściówka do klubu nocnego "Black Dahlia". Dzisiaj wieczorem Epleton tam będzie i tym razem wolałbym, żeby zrobił to pan dyskretnie. Bez wystrzałów i najlepiej, żeby w ogóle nie znaleziono ciała." - zamilkł, kiedy nagle na niego spojrzałem. Takie zachcianki pracodawców zawsze komplikowały mi życie. Jakby na to nie patrzeć, pozbycie się zwłok z publicznego miejsca było niewymownie trudne.

"Mam rozpuścić go w kwasie?" - zapytałem ze śmiertelną powagą, nie pozwalając ironii wkraść się w ton mojego głosu. Applegate drgnął i z trudem przełknął ślinę. Najwyraźniej miał bujniejszą wyobraźnię ode mnie.

"No...może niekoniecznie." - wykrztusił.-"Ale proszę, żeby tym razem nie przypominało to zabójstwa..." - wstał. Wyglądało na to, że nagle zaczęło mu się spieszyć.-"Czy kurier był dziś rano?" - dorzucił na odchodnym.

"Tak." - odparłem krótko.-"Panie Applegate..." - zawołałem. Zatrzymał się i powoli odwrócił.-"Wolałbym być jedyną osobą, która ma klucz do tego mieszkania." - oznajmiłem, nie patrząc na niego.

"Chce pan powiedzieć, że mam do pana przychodzić, jak każdy i normalnie dzwonić do drzwi?" - zawołał z niedowierzaniem. Wydawał się być wzburzony moim żądaniem.

"Dokładnie." - spojrzałem na niego z ukosa i na ułamek sekundy włączyłem swoje implanty, sprawiając, że moje oczy zabłysły groźnie. Efekt był natychmiastowy. Applegate podszedł do stolika i położył na nim kartę-klucz. Po czym, bez słowa wyszedł. Uśmiechnąłem się do siebie, zadowolony z odstawionej przez siebie scenki. Sięgnąłem po wyświetlacz i nacisnąłem płytkę.




--------------------------------------------------------------------------------




Moją następną ofiarą był Robert Epleton, lat trzydzieści dziewięć; wysoki przystojny mężczyzna o ciemnobrązowych włosach i czarnych przenikliwych oczach, osadzonych w opalonej twarzy o ostrych rysach. Współwłaściciel koncernu naftowego "Kwadro". Przykładny mąż i ojciec trójki dzieci. Powoli namierzyłem cel. Kiedy już byłem całkowicie pewny, że trafię w odpowiednie miejsce, powoli pociągnąłem za spust. Sześć razy, w równych odstępach czasu. Zamknąłem oczy i nie podnosząc powiek opróżniłem bębenek rewolweru z łusek, po czym załadowałem go ponownie. W końcu spojrzałem na mały zielony ekranik na blacie stanowiska strzelniczego. Wyświetlające się na nim wyniki ostatnich strzałów były z mojego punktu widzenia prawie zadowalające. Popatrzyłem przed siebie. W odległym końcu sali tablica z zarysem sylwetki zmieniła się automatycznie. Znowu wymierzyłem. Tyle o Epletonie wiedział mój komputer. Jak na mój gust stanowczo za mało. Nie miałem dostępu do dokładniejszych danych, ani czasu, żeby bawić się w hakera. Zresztą nie musiałem, gdyż najlepszy haker jakiego kiedykolwiek znałem sam się dzisiaj ze mną umówił. Zazwyczaj nie interesowałem się ani motywami, jakimi kierowani byli moi zleceniodawcy, ani historią moich ofiar. Jednak tym razem coś podpowiadało mi, że odrobina wiedzy o Applegacie może być mi bardzo użyteczna. Co prawda sprawdziłem go przed przyjęciem oferty pracy, ale tylko pod względem wiarygodności. Zawsze ufałem swoim przeczuciom i tym razem również nie zamierzałem ich zignorować. Kilkakrotnie pociągnąłem za spust i wbiłem wzrok w ekran, na którym stopniowo pojawiały się wyniki: Ósemka. Najpierw ten facet, zwykły urzędnik państwowy i prawy, regularnie płacący podatki obywatel miasta. Dziesiątka. Teraz bogaty ceniący sobie prywatność przedsiębiorca, do którego większości danych nie ma dostępu. Dziewiątka. Ciekawe, kto będzie następny...




--------------------------------------------------------------------------------




Siwobrody mężczyzna wziął swojego drinka i ruszył w stronę pobliskiego stolika, przy który siedziała drobna zgarbiona postać.

"Witaj, Miriam!" - zawołał, gdy był tuż obok. Dziewczyna podniosła wzrok i rzuciła mu tak nieszczęśliwe spojrzenie, że dobrotliwe serce Gregorego ścisnęło się.-"Miriam, co się stało?" - zapytał, siadając przy stoliku.

"Nie wiem, co mam robić, Greg." - powiedziała, przez zduszone gardło.-"Z Michaelem coś się dzieje. I to coś niedobrego." - ukryła twarz w dłoniach i zaszlochała cicho. Mężczyzna westchnął ciężko i przez chwilę zastanawiał się. W końcu odstawił szklankę i spojrzał na dziewczynę badawczo.

"Widzisz, Miriam, Mike zachowuje się w taki sposób, ponieważ znowu dają mu znowu znać o sobie koszmary z przeszłości." - powiedział półgłosem. Popatrzyła na niego z uwagą.

"Koszmary?" - powtórzyła, załamującym się głosem. Kiwnął głową.

"Musisz coś wiedzieć o swoim młodym towarzyszu, Miriam." - wypił łyk napoju.-"Powinien ci o tym powiedzieć on sam, ale widzę, że zanim się na to zdecyduje, zdąży cię bardzo skrzywdzić, więc..." - uśmiechnął się blado. Przysunęła się trochę bliżej, tak, by mógł mówić cicho i wlepiła swoje bystre, granatowe oczy w osmaganą słońcem twarz mężczyzny.




--------------------------------------------------------------------------------




Klub nocny "Black Dahlia" był jednym z najbardziej ekskluzywnych lokali w Starej Dzielnicy Zewnętrznego Miasta. Bywali w nim jednak zarówno bogaci finansiści, jak i zwykli obywatele, których akurat stać było na opłacenie wejściówki. Siedząc przy dwuosobowym stoliku pod ścianą i popijając dziwnego, pozbawionego smaku alkoholu niebieskiego drinka, rozglądałem się po pomieszczeniu. Obszerna sala urządzona została w kolorze czerni i srebra. Ściany pokrywały czarne, połyskujące panele, podłoga wykonana była z małych płytek w tym samym kolorze, pomiędzy którymi przebiegały srebrne paski. Chromowane dwu-, cztero-, sześcio-, a nawet ośmioosobowe stoliki i krzesła obite czarną skórą dopełniały wystroju. W niektórych miejscach, pomiędzy stołami znajdowały się kolorowe akcenty, w postaci migoczących różnokolorowymi światłami podestów dla tańczących na rurach chłopców i dziewcząt. Podążyłem wzrokiem po ścianach. Wysoko nad głowami klientów znajdowały się zlewające z czarnym sufitem liczne kamery. Najprawdopodobniej monitorowały lokal dwadzieścia cztery godziny na dobę i nic nigdy nie umykało ich uwadze. Popatrzyłem na zegarek. Miałem jeszcze sporo czasu do przyjścia Epletona, więc mogłem swobodnie się rozejrzeć po całym klubie. Wstałem, idąc w stronę schodów prowadzących na piętro, na którym znajdowało się kasyno, dyskoteka i burdel. Idealne zestawienie trzech rozrywek dla trzech grup wiekowych. Uśmiechnąłem się do siebie kwaśno, uświadamiając sobie, jak drażni mnie brak znajomego ciężaru przy prawym boku. Cóż, zakaz wnoszenia broni był jednym z wymogów tego przybytku, więc musiałem się do tego dostosować. Nagle zatrzymałem się i wbiłem wzrok w pobliski podest, na którym dostrzegłem znajomą postać. Blond-włosy nastolatek tańczył w rytm elektronicznej muzyki dobiegającej z umieszczonych w podłodze podestu głośników. Ubrany w krótką obcisłą koszulkę bez rękawów i jeszcze krótsze, nie sięgające nawet połowy uda, spodenki, wijąc się zmysłowo na chromowanej rurze przyciągał rozpalone spojrzenia siedzących przy pobliskich stolikach kobiet i mężczyzn. Niektórzy z tych ostatnich wyglądali tak, że zapewne gdyby tylko mogli, natychmiast ściągnęliby chłopaka z podestu i bez jakichkolwiek ceremonii zerwali z niego ubranie...
Przez chwilę obserwowałem Lucasa, rozkoszując się widokiem odsłoniętego smukłego ciała, poruszającego się ekstatycznie w rytm subtelnych dźwięków. Jego długie zgrabne nogi zgięły się i ukucnął, rozsuwając kolana. Odchylił głowę do tyłu i przygryzając dolną wargę, z zamkniętymi oczami zaczął prowokująco wodzić prawą dłonią po swojej gładkiej szyi, płaskim odsłoniętym brzuchu i jędrnych udach. Kilku obserwujących go mężczyzn wciągnęło głośno powietrze. Uśmiechnąłem się. Przyjemność oglądania Lucasa była dla mnie tym większa, iż wiedziałem, że prawie zawsze mogłem go znaleźć na ulicy i nie być już wtedy tylko widzem. Najwyraźniej bark chłopaka był już całkiem zdrowy, gdyż nagle wyrzucił on lewą rękę do góry i chwytając nią rurę podciągnął się, wykonując wdzięczny piruet i na powrót przylegając do niej biodrami i ocierając się kusicielsko.
Wtedy na chwilę uniósł głowę i spojrzał w moim kierunku. Najwyraźniej musiał mnie rozpoznać, gdyż na jego twarzy odmalował się cień zaskoczenia, który znikł niemalże tak szybko, jak się pojawił, gdyż Lucas znowu skoncentrował się na swoim tańcu. Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w stronę schodów.




--------------------------------------------------------------------------------




Światło latarki prześlizgnęło się po zniszczonych, odartych z tapety ścianach. Fioletowo-włosy chłopak oświetlając sobie drogę, przeszedł na drugi koniec zdewastowanego pokoju. Na zewnątrz dopiero zapadał zmrok, lecz przez zabite deskami okna przedostawało się niewiele światła. Uklęknął przy ścianie i odgarnął z podłogi kurz i kawałki tynku, po czym wyciągnął z cholewy buta nóż i wbił go w szparę, pomiędzy deskami podłogi. Podważył lekko, a jedna z desek łatwo ustąpiła, odsłaniając zakopaną w ziemi długą pancerną skrzynkę na staromodny zamek na klucz. Młody mężczyzna wyciągnął ją i wydobył zza koszuli mały kluczyk na łańcuszku. Włożył do zamka skrzynki i przekręcił ze zgrzytem. Wieko odskoczyło i chłopak powoli je uniósł, świecąc latarką na ułożone w zagłębieniach dna skrzynki strzelbę, dwa pistolety i kilka magazynków.

"Wiedziałem, że cię tu znajdę." - rozległ się nagle niski ciepły głos. Zamarł na chwilę, po czym odwrócił głowę, patrząc na stojącą w mroku postać.

"Gregory." - mruknął obojętnie, wyciągając broń i ładując magazynki.

"Co ty robisz, Michael?..." - westchnął z rezygnacją starszy mężczyzna.-"Czy naprawdę myślisz, że..."

"On tu jest, Gregory!" - przerwał mu niespodziewanie chłopak, nie zaprzestając swojej pracy. - "Czuję to!"

Mężczyzna patrzył na niego przez chwilę.

"Nawet jeśli." - powiedział w końcu.-"To co zamierzasz zrobić?"

"Rozprawić się z nim." - wyjaśnił wyciągając wszystką broń i zamykając skrzynkę, po czym wrzucając ją z powrotem do skrytki i przykrywając deską. Wstał, przerzucając strzelbę przez ramię.-"Pojawił się wilk, więc trzeba na niego zapolować!" - stwierdził złowróżbnie. Gregory przez moment patrzył na niego beznamiętnie, po czym wolno ruszył w jego kierunku. Kiedy był już blisko, z zadziwiającą szybkością wyciągnął rękę i uderzył chłopaka lekko w bok głowy. Michael odskoczył, chwytając się za bolące i czerwieniące się już ucho.

"Ej!" - zawołał oburzony.-"Za co?" - zażądał wyjaśnień z wściekłością malującą się na twarzy.

"Za głupotę..." - odparł znudzonym tonem mężczyzna. Mike wyprostował się, marszcząc brwi.-"Naprawdę myślisz, że dasz mu radę?" - zapytał półgłosem, w jego słowach pobrzmiewała ironia.-"Nie potrafisz sobie poradzić z takim starcem, jak ja, a chcesz zmierzyć się z mężczyzną w kwiecie wieku, o ponadprzeciętnym sprycie i inteligencji?" - zakpił.

"To nie fair! Zaskoczyłeś mnie!" - obronił się szybko.

"On też cię zaskoczy..." - zniżył i zawiesił głos. Chłopak milczał zmieszany, wbijając wzrok w zaśmieconą podłogę.-"Nie, Mike! Ja ci na to nie pozwolę." - oznajmił surowo mężczyzna. - "Jeśli chcesz z nim walczyć, to zrobimy to po mojemu." - dodał, a jego ton w ostatnich słowach złagodniał. Michael podniósł wzrok, patrząc na niego w zdziwieniu.

"Gregory..." - wyszeptał zdumiony. Mężczyzna uśmiechnął się trochę przekornie.

"Ale to później! Teraz biegnij do Miriam." - nakazał. Oczy Michaela rozszerzyły się.

"Miriam!" - zawołał, klepiąc się w czoło. - "Prawie zapomniałem!"

"Ostatnio bardzo się o ciebie martwiła i masz to dzisiaj naprawić.- zauważył Gregory.- To wspaniała dziewczyna, Mike. Nie skrzywdź jej! Jeśli to zrobisz, to marny twój los." - dodał z lekkim uśmieszkiem. - "Wilkiem zajmiemy się później..."




--------------------------------------------------------------------------------




Wciąż tańcząc Lucas ukradkiem obserwował wchodzącego po schodach mężczyznę. Światło dyskotekowych neonów spływało po jego ciemnych włosach i skórzanym, połyskującym płaszczu. W końcu znikł z jego oczu. Nagle chłopak poczuł silne uderzenie w pośladek. Odwrócił głowę, patrząc na dwóch mężczyzn stojących tuż przy podeście. Uśmiechnął się niepewnie, nie przestając prowokująco się poruszać.

"Dalej!" - zawołał jeden z nich. - "Pokaż nam, co potrafisz?" - uśmiechnął się, pożądliwie mierząc go wzrokiem. Lucas nie odpowiedział. Zamknął oczy, poświęcając całą uwagę tańcowi. W pewnym momencie poczuł, że ktoś chwyta go mocno za kostkę. Zanim zdążył zareagować został z całej siły pociągnięty i straciwszy równowagę, uderzył plecami i tyłem głowy w podłogę podestu. Przed oczami pojawiły mu się na chwilę czarne mroczki. Znowu poczuł uchwyt, tym razem na nadgarstku i został przysunięty do silnego, wysportowanego ciała.

"Nie!" - krzyknął, próbując się wyswobodzić.

"O co chodzi, kotku?" - zadrwił mężczyzna, mocno chwytając go za ramiona i odwracając do siebie tyłem. - "Przecież jesteś dziwką, czyż nie?" - zakpił. Lucas poczuł, jak jest zginany wpół i rozkładany na brzegu podestu. Leżał teraz na zimnej nawierzchni twarzą w dół, a boleśnie wykręcona do tyłu ręka uniemożliwiała mu jakikolwiek ruch.

"Przestań!" - jęknął, czując, jak mężczyzna lubieżnie przesuwa dłonią po jego brzuchu i zaczyna rozpinać mu spodenki. Instynktownie rozejrzał się po sali, mimo, iż dobrze wiedział, że nikt mu nie pomoże. Takie wypadki to było ryzyko zawodowe. Były dopuszczalne, jeśli nie okazywały się zbyt brutalne i nie raziły innych klientów. Prędzej ktoś by się chętnie przyłączył, niż mu pomógł. Uśmiechnął się do siebie gorzko.

"Będzie ci się podobało..." - obiecał śmiejąc się i wsuwając mu rękę między uda.

"Nie! Zostaw mnie!!" - warknął Lucas. Jakimś cudem udało mu się zgiąć nogę i z całej siły kopnąć napastnika w kolano. Mężczyzna, chyba raczej z zaskoczenia niż z bólu, puścił go i klnąc zaczął rozmasowywać sobie staw. Kiedy tylko uścisk zelżał, chłopak natychmiast poderwał się i nie zwracając na krzyki i przekleństwa klienta, pobiegł w stronę zaplecza.

"Cholera jasna!" - warknął, chcąc iść za nim.

"Daj spokój, Kyle!" - stojący obok mężczyzna powstrzymał go.

"Jeszcze go dorwę!" - obiecał złowróżbnie.




--------------------------------------------------------------------------------




Szybko przeszedłem obok wejść do kasyna i dyskoteki, z których dobiegały wesoły gwar i muzyka. Skierowałem się w stronę długiego, obitego bordowym pluszem korytarza, wzdłuż którego znajdowały się liczne czerwone drzwi. Doszedłem do samego końca korytarza i stanąłem pod dużym półokrągłym oknem, za którym rozpościerał się widok na oświetlony niebieskimi latarniami parking. Odwróciłem się, opierając plecami o szybę i wyciągając z wewnętrznej kieszeni płaszcza papierosa. Zapaliłem go i zaciągnąłem się dymem, kiedy nagle do moich uszu dobiegł dziewczęcy chichot. Podniosłem wzrok, patrząc na idącą korytarzem około osiemnastoletnią dziewczynę w skąpej czerwonej sukience w towarzystwie przystojnego chłopca mniej więcej w swoim wieku i stroju w tym samym kolorze oraz starszego mężczyzny w szykownym garniturze. Cała trójka zatrzymała się przed jednymi ze drzwi, a dziewczyna zdjęła z haczyka na ścianie kartę-klucz. Kątem oka obserwowałem, jak wsuwa ją do czytnika, a drzwi ustępują z klekotem. Kiedy je otworzyła i wszyscy weszli uważnie przyjrzałem się futrynie i zamkowi. Nie mogłem powstrzymać łagodnego uśmiechu na widok metalowych okuć na drzwiach i wewnątrz futryny. Wyglądało na to, że właściciele klubu zabezpieczyli się przed pożarem. Zanim chłopak zamknął drzwi, dostrzegłem jeszcze jeden z czujników na suficie. Jeśli pokoje były urządzane w standardowy sposób, to w każdym pomieszczeniu znajdowało się takich sześć - po jednym w każdym rogu pokoju i dwa na środku, w metrowym odstępie od siebie. Wyczuwały nie tylko intensywny dym, ale także zbyt wysoką temperaturę, a reakcją było uruchomienie alarmu, wysunięcie dziesiątek bolców z okuć w futrynie i umieszczenie ich w otworach krawędzi drzwi, uniemożliwiając ogniowi rozprzestrzenianie się na inne pomieszczenia. W taki sam sposób zabezpieczały się okna, a system wentylacyjny zaczynał wypompowywać powietrze, zmniejszając w ten sposób zawartość tlenu w pokoju. Drzwi i okna były tak szczelne, że pożar często bywał całkiem zaduszony jeszcze przed przyjazdem Straży Ogniowej. Powoli wypuściłem dym i wtedy dostrzegłem dwóch mężczyzn, idących w moją stronę. Jednym z nich był bez wątpienia Epleton, niosący czarną walizkę. Odwróciłem się wolno w stronę okna i wykorzystując szybę jak lustro, obserwowałem ich. Weszli do pobliskiego pokoju, a towarzysz mojej ofiary wychylił się jeszcze w drzwiach i zamachał na przechodzącego przez hol chłopca w czerwonym wdzianku. Złożył przy tym palce w charakterystyczny sposób, a chłopak skinął głową na znak, że rozumie. Wtedy odwróciłem się, żeby się upewnić, że to, co dostrzegłem na nadgarstku zarówno Epletona, jak i tego drugiego mężczyzny jest naprawdę tym, czym mi się wydawało. Trochę nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. Obaj nosili urządzenia zakłócające odbiór kamer. Najwyraźniej Epleton cenił sobie prywatność bardziej, niż wcześniej sądziłem. Musieli też być wielkimi osobistościami, skoro pozwalano im je wnosić do klubu wyposażonego w tyle kamer. Znowu zaciągnąłem się papierosem. W tym wypadku mój cel znacznie ułatwił mi zadanie. Zgasiłem niedopałek w umieszczonej we wnęce ściany popielniczce i ruszyłem w stronę pokoju, do którego weszli mężczyźni. Minąłem je i zatrzymałem się kilka kroków od nich, opierając niedbale o ścianę i obserwując około dwudziestoletniego mężczyznę flirtującego z młodziutką prostytutką. Wtedy zza rogu wyszedł ten drobny chłopak, do którego wcześniej machał towarzysz Epletona, niosący tacę z dwoma drinkami. Wywołałem na swojej twarzy najbardziej uwodzicielski uśmiech, na jaki mnie było stać i kiedy podszedł, zagrodziłem mu drogę. Zatrzymał się trochę zdziwiony i zadarł głowę, żeby na mnie spojrzeć. Miał ogromne, granatowe oczy i trochę niesforne kruczoczarne lśniące włosy. Wyglądał na jeszcze młodszego od Lucasa...

"Tak, proszę pana?" - zapytał niepewnie. Zbliżyłem się jeszcze bardziej. Odsunął się lekko, przywierając plecami do ściany i wciągając powietrze, bardzo przy tym uważał, żeby nie rozlać drinków.

"Jesteś śliczny..." - wyszeptałem aksamitnym głosem, pochylając się nad nim i opierając jedną rękę o ścianę, zagradzając mu w ten sposób drogę. Wiedziałem, że za plecami mam kamerę, z prawej strony też. Może i w pobliżu były urządzenia zakłócające odbiór, ale i tak musiałem bardzo się pilnować, żeby wszystko wyglądało naturalnie i nic nie obudziło podejrzeń. Musnąłem ustami jego policzek. Drgnął i popatrzył na mnie trochę onieśmielony. - "Masz chwilę czasu, kotku?" - zapytałem rozbawionym tonem, chwytając go delikatnie za brodę i unosząc ją do góry.

"M - Muszę tylko..." - nie dokończył, gdyż pocałunkiem zamknąłem mu usta. Kiedy się cofnąłem zamrugał zaskoczony powiekami i odetchnął głęboko.

"Więc, kiedy już zrobisz to, co masz do zrobienia,..." - zniżyłem głos, przesuwając wargami po jego szyi i czując, jak drży. - "...to przyjdź! Dobrze?" - odsunąłem się trochę. Pokiwał tylko głową. Włożyłem ręce do kieszeni płaszcza i zadowolony cofnąłem się o krok, przepuszczając go i nie przestając się do niego uśmiechać. Rzucił mi tylko szybkie, kokieteryjne spojrzenie i wszedł do pokoju Epletona. Zerknąłem na kamerę, przez cały czas poruszała się monotonnie w linii poziomej, monitorując to jedną, to drugą stronę korytarza. Nad oknem, w naprzeciwległym rogu korytarza znajdowała się druga kamera. Ruszyłem w stronę okna i zająłem swoje wcześniejsze miejsce, wyciągając z kieszeni kolejnego papierosa, równocześnie wkładając tam z powrotem małą szklaną fiolkę, której zawartość udało mi się niepostrzeżenie wlać do obu szklanek. Zapaliłem papierosa, patrząc na wychodzącego z pokoju chłopca, spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym, że mam chwilę zaczekać. Uśmiechnąłem się do niego lekko, wodząc oczami po jego drobnym ciele, kiedy szedł z pustą tacą w stronę holu. Popatrzyłem na drzwi. Zawartość fiolki nie zmieniła smaku drinków, lecz uczyniła ich skład zabójczy dla jednej z osób w tym pokoju. Jeśli obaj wypiją te napoje, to przyjacielowi Epletona nic się nie stanie, chyba, że też ma alergię na arachidy. Po mniej więcej półtorej minuty usłyszałem krzyk. Podszedłem do drzwi i stanąłem tak, że kiedy mężczyzna wypadł z pomieszczenia i szybko ruszył korytarzem w stronę holu, otwarte drzwi zasłoniły mnie przed zimnym okiem kamery i spojrzeniami przypadkowych przechodniów. Wciągnąłem do ust i płuc jak najwięcej dymu z papierosa i zaczekawszy, aż druga kamera zacznie filmować sąsiednią stronę korytarza, lekko zadzierając głowę, dmuchnąłem prosto w czujnik dymu. Niemalże natychmiast rozległ się ostrzegawczy pisk, po którym zazwyczaj następował trzyminutowy okres, przez który nic się nie działo, a który był czasem na opuszczenie pokoju. Chyba, że dało się systemowi sygnał, że wszyscy opuścili już pokój... Nieznacznie pchnąłem ramieniem drzwi, w których coś szczęknęło i zatrzasnęły się, a bolce ze zgrzytem wsunęły na swoje miejsca. Cofnąłem się pod okno, nie przestając palić papierosa. Dziwiło mnie, że nie włączył się alarm, ale po krótkiej chwili doszedłem do wniosku, że wynikało to z chęci właścicieli do zapewnienia gościom spokoju i nie niepokojenia ich pewnymi problemami. W korytarzu pojawił się chłopiec, z którym wcześniej rozmawiałem. Podszedł do mnie i sięgnął po wiszącą na ścianie kartę. Uśmiechnął się, zatrzymując rękę w pół gestu.

"Chce pan...?" - zawiesił prowokująco głos. Również się uśmiechnąłem. Niemalże zapomniałem, że kazałem mu przyjść. Chociaż na początku nie byłem też pewny, czy poważnie potraktował moje słowa. Właściwie, dlaczego nie miałbym się zabawić, skoro już tu byłem. Kiwnąłem głową, a on zadowolony zdjął klucz z haczyka i otworzył drzwi. Chciał mnie przepuścić, jednak nieznacznym ruchem głowy nakazałem mu wejść najpierw. Kiedy przeszedł przez próg, umieszczona tam fotokomórka zarejestrowała jego ruch i w pokoju automatycznie włączyły się lampy, oświetlając urządzony w gamie czerwieni pokój. Zerknąłem na korytarz, słysząc tłumiony przez gruby dywan odgłos szybkich kroków. Właśnie nadbiegał towarzysz Epletona z dwoma innymi mężczyznami, z których jeden wyglądał na sanitariusza. Wszedłem do pokoju i zamknąłem drzwi, opierając się o nie plecami. Chłopiec stał na środku pokoju, przy wielkim łóżku z jedwabną pościelą w kolorze krwi i patrzył na mnie, najwyraźniej oczekując na moją reakcję lub jakieś polecenie. Zmrużyłem oczy i uśmiechnąłem się nieznacznie, słysząc, jak na korytarzu trójka mężczyzn dobija się do zablokowanych drzwi.

"Rozbierz się." - powiedziałem. Chłopak natychmiast zaczął rozpinać krótką czerwoną kamizelkę bez rękawów. - "Powoli..." - dodałem półgłosem. Popatrzył na mnie niepewnie, po czym uśmiechnął się lekko i stanął przede mną tak, żebym mógł go dobrze widzieć. Tak jak kazałem, zaczął bardzo wolno, guzik po guziku, rozpinać swoje ubranie, stopniowo odsłaniając gładką alabastrową skórę.

"Jak to?" - usłyszałem za drzwiami. - "Jak mógł się włączyć alarm przeciwpożarowy?"

"Nie wiem, może jakiś błąd systemu...Nie zaprószyli panowie ognia?"

"Nie! Proszę wyłączyć alarm i otworzyć te cholerne drzwi!!"

"Przykro mi, ale nie można do przyjazdu Straży!"

"Co?!!"

"Kody mają tylko Straż Ogniowa i pan Gills, ale on jest w San Francisco."

"Pan nie rozumie! On się dusi! My musimy tam wejść!!"

"Można je otworzyć od wewnątrz. Panie Epleton, słyszy nas pan?! Panie Epleton!!"

I znowu łomotanie. Zamknąłem oczy. Jeśli uczulenie Epletona było naprawdę tak silne, jak napisano w jego karcie medycznej, to wystarczy pięć minut...
Podniosłem powieki, spoglądając na chłopca, który właśnie zsunął krótkie spodenki i patrzył na mnie z wyczekiwaniem. Odepchnąłem się od drzwi i ruszyłem w jego kierunku.




--------------------------------------------------------------------------------




Wpadające przez nieosłonięte okna światła latarni i neonów rozpraszały mrok niewielkiego magazynu. Z oddali dobiegały dźwięki muzyki. Siedzący na stole chłopiec westchnął ciężko, wycierając brzegiem dłoni wilgoć z policzków. Teraz żałował tego co zrobił. Po stokroć wolałby zostać tam i... Objął rękami kolana, opierając na nich brodę. ...niż teraz zostać ukaranym przez zwierzchnika. Czego tam się wtedy obawiał. Bólu? Wstydu? Ból przecież często temu towarzyszył. A wstyd to coś, czego powinien się wyzbyć w swoim zawodzie. Nagle usłyszał odgłos otwieranych i zamykanych metalowych drzwi. Natychmiast opuścił nogi i zamarł, nasłuchując. Dobiegło odbijające się echem, miarowe stukanie obcasów i szelest peleryny. Zesztywniał, zaciskając palce na krawędziach stołu tak mocno, że aż pobielały mu kostki. Wilgotne od potu ubranie ziębiło go, sprawiając, że cały się trząsł, ale drżał nie tylko z zimna... Zamknął oczy. Najchętniej gdzieś by stąd uciekł. Problem polegał na tym, że nie miał dokąd uciekać. Wstrzymał oddech, kiedy odgłos kroków zbliżył się i w końcu zatrzymał tuż przed nim. Nie zdążył podnieść wzroku, kiedy usłyszał świst materiału i silny cios w twarz odrzucił jego głowę w bok. Poczuł jak zaczyna palić go policzek, a słona, ciepła krew z rozciętej wargi napływać mu do ust. Bardzo powoli odwrócił głowę i ostrożnie spojrzał w górę, na stojącego przed nim postawnego mężczyznę. W mroku mógł dostrzec, jak wściekle płoną jego fioletowe oczy. Usta zaciśnięte były wąską linię, a cała twarz śmiertelnie poważna, co nie wróżyło nic dobrego...

"Co to miało być, Lucas?!" - warknął, jego głos był niski i zmysłowy, jednak również kryjący w sobie jakąś niesamowitą siłę perswazji, nie było w nim złości, raczej surowość. Chłopak pochylił głowę i pisnął cicho, jakby nie mając nic na swoje usprawiedliwienie. - "Zwariowałeś?" - zawołał mężczyzna.

"Ale on chciał mnie..." - zaczął cichutko.

"No to co?!" - krzyknął. Lucas skulił się. - "Stałoby ci się coś?" - zapytał, mrużąc groźnie oczy. Chłopak pokręcił tylko głową. Miał tak ściśnięte gardło, że nic nie mógł powiedzieć. Drżał, a serce łomotało mu w piersi. Mężczyzna przysunął się do niego i oparł ręce o stół, po bokach Lucasa. - "Mogę ci to zaraz zrobić, jeśli nie wiesz, jak to jest..." - powiedział, zniżając głos. Chłopak drgnął i pisnął cicho w proteście. - "Może powinienem cię przeszkolić, skoro jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłeś!" - huknął. Lucas jęknął, kuląc ramiona. Był bliski płaczu. Przylgnął do niego, opierając brodę na ramieniu mężczyzny. Z doświadczenia wiedział, że udobruchać można go było tylko oddając mu się po dobroci...

"Przepraszam..." - wyszeptał. Mężczyzna westchnął i odsunął się od niego.

"Nie mnie będziesz przepraszać, tylko tego klienta." - oznajmił. Chłopak pokiwał pospiesznie głową. Mężczyzna odstąpił o krok. - "Biegiem do Królewskiej Sypialni." - rozkazał. Lucas błyskawicznie zeskoczył ze stołu i ruszył w stronę drzwi.-"I od razu się rozbieraj." - dodał ostro, nie patrząc na niego. Chłopak znowu potulnie skinął głową.




--------------------------------------------------------------------------------




Usiadłem przy biurku i założyłem rękawicę oraz okulary do wirtualnej. Uruchomiłem program. Przed moimi oczami zabłysło jasne światło i po chwili wyłonił się z niego biały pokój bez mebli, nie licząc dwóch ustawionych naprzeciwko siebie foteli z białego skaju. Poruszyłem ręką, a pod moimi palcami pojawiła się płytka panelu sterowania. Dotknąłem jednego z płaskich przycisków i obraz zmienił się. Teraz siedziałem w fotelu i patrzyłem na drugi, wciąż pusty mebel. Po kilku sekundach pojawiła się. Jej obraz był bardzo wyraźny i przejrzysty, jakby nadawała z przeciwległego pokoju. Była piękna jak zawsze. Jej gęste, niesamowicie długie czarne włosy zaplecione były w warkocz i ciężkim grubym powrozem leżały na jej ramieniu, opadając w dół niemalże aż do podłogi. Jasna, jakby wyrzeźbiona w białym wosku twarz miała idealnie symetryczne subtelne rysy nastolatki, pomimo, że Kathy miała już 28 lat. Powoli otworzyła oczy. Otoczone gęstymi falbankami rzęs fiołkowe tęczówki połyskiwały tajemniczo. Skinęła lekko głową.

"Witaj, Jack." - powiedziała. Jej głos był jak zawsze ciepły i przyjazny. Jakoś nie mogłem sobie przypomnieć, żeby kiedykolwiek go podniosła, czy krzyknęła. Nawet nie potrafiłem sobie wyobrazić złoszczącej się Kathy.

"Witaj." - odparłem.

"Dawno nie mieliśmy okazji do porozmawiania twarzą w twarz..." - stwierdziła odrobinę melancholijnym tonem.

"Tak, Kathy!" - zamknąłem oczy. - "Chcę ci podziękować za informacje, które dla mnie tak szybko zdobyłaś. Bardzo się przydały." - kiwnęła, a ja uśmiechnąłem się przepraszająco, dodając: -"Pewnie bardzo skomplikowałem ci życie, prawda?

Pokręciła z powagą głową.

"Po prostu zmieniłeś moje plany. To wszystko." - stwierdziła. - "Znam cię, Jack i zastanawiam się, czy poradziłeś sobie z tym zleceniem tak śpiewająco, jak mi się wydaje..."

"Można tak powiedzieć." - wzruszyłem ramionami.

"Co mu podałeś?" - zapytała bez cienia zaciekawienia w głosie.

"Skondensowany wyciąg z orzeszków ziemnych."

"Słusznie."

"Nie dokonałbym tego bez twojego włamania do danych szpitala."

"Jestem lekarzem, Jack." - przypomniała. - "To nawet nie było włamanie. To była konsultacja medyczna." - uśmiechnęła się. Sposób, w jaki to robiła był naprawdę niezwykły. Najpierw unosiły się tylko kąciki jej idealnych ust, a następnie wargi rozchylały się lekko, nieznacznie ukazując równe białe zęby. - "Wygląda na to, że stanowimy całkiem zgrany zespół..." - orzekła. Kiwnąłem głową, patrząc w jej bystre fiołkowe oczy.

"Zatem... czego się dowiedziałaś?" - zapytałem. Jej uśmiech zmienił się, stając się bardziej zagadkowym i tajemniczym.

"Myślę, że się ucieszysz..." - odparła powoli.














Komentarze
wielkamorda dnia padziernika 14 2011 19:03:49
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Fu (Fu_chan@interia.pl) 14:48 15-08-2004
Co by dużo nie pisać... DZIKO I GWAŁTOWNIE POŻĄDAM DALSZYCH CZĘŚCI najlepiej mnogosć ich wielką smiley*
Kethry (kethry@interia.pl) 14:53 15-08-2004
Moje pierwsze opowiadanie yaoi. Jak na razie nic go nie przebilo. Wiecej, wiecej, wiecej! smiley
Natiss (Brak e-maila) 16:17 15-08-2004
Opowiadanie świetne! Po prostu suuuper!! Z ogromną niecierpliwością czekam na ciąg dalszy! ^^
Deedo (Brak e-maila) 22:24 15-08-2004
Ja też! Nakarm mnie dalszymi częściami, póki są wakacje^.^ i jest dużo czasu, aby czytać i pisać.
An-Nah (an_nah@interia.pl) 22:18 16-08-2004
Booooooooozeeeee! Znalezc cos takiego wsrod opowiadan yaoi to cud. To am fabule i to nie ograniczajaca sie do tematu \"facet+facet+lozko+komplikacje uczuciowe\". To opowiadanie jest wielkie iswietnie napisane. Ciekawe postacie. ZWŁASZCZA KATHY! Przeciez ona zachowuje sie zupelnie jak jedna z moich postaci, ktora nomen omen ma na imie Kate - tak samo bezwzgledna, gotowa na wszystko, a rownoczesnie dbajaca o tych, ktorych kocha - zastanaiam sie, czy Wadera i Mała Furia pkochałyby sie, czy skoczylyby sobie do gardel... do zeczy jednak. ze sprawa Kathy wiaze sie kolejny plus tego opowiadania - nie wyeliminowalas z tego swiata kobiet - co wiecej, one tez odgrywaja wazne role, a to zadkosc. no i fabula, fabula, fabula, i to, z jaka precyzja wszystko opisujesz - zakochalam sie. WIECEJ PROSZE!
Nirja (Brak e-maila) 10:58 17-08-2004
Opowiadanie oceniam tak samo jak reszta, czyli na 6+. Również niecierpliwie czekam na dalsze części, których ani widu ani słychu smiley. Ja niewiem dlaczego tak się dzieje ale najbardziej wartościowe opowiadania są przerywane albo mają aktualizacje co pół roku.

Kondor jest frapującą postacią. Myślałaś może o napisaniu oddzielnego opo z jego udziałem i może z Rishką? hmmm? Co Ty na to?
Namida (namida@interia.pl) 14:59 17-08-2004
Dziękuję, dziękuję za ciepłe słowa! ^__^ Aż serce rośnie i chce się pisać, kiedy widać, że naprawdę komuś się to podoba. Epizod 10 jest w korekcie i jak dobrze pójdzie, to przy najbliższej aktuali się pojawi! ^__^\' (Mam nadzieję, że się nie zawiedziecie, bo moja wena ostatnio się buntuje i nie chce współpracować >__<\'smiley Natomiast 11 i zarazem ostatni epizod się pisze i dużymi krokami zbliża ku zakończeniu. ^_^\' Co do Kondora...hm...planowałam Sequel. Już sporo fragmencików mam, ale to wymaga ciągle nawału pracy. Jeszcze raz dziękuję Wam za słowa uznania. *__* I przepraszam, że tak rzadko się pojawiają kolejne części - wynika to po części z tego, iż pochłania mnie praca nad stroną, zinem i nauką (naturalnie w roku akademickim T.T\'smiley, a po części z charakteru mojego opornego natchnienia... =_=\'
Rahead (rahead@interia.pl) 07:06 20-08-2004
Przeczytałam, a może raczej pochłonęłam w ciągu jednej nocki smiley
Aż żal że już się kończy...
Jest Cudowne smiley
Setsunaa (Brak e-maila) 12:47 22-08-2004
Eh ja nawet się nie będe tu rozwlekać bo bym pisała i pisała. Powiem krótko ^^ \"WILCZEK\"^0^ RULEZ
To opowiadanie jest odskocznią od sztywności form. Jest świetne chyba, emm napewno pod każdym względem. Oby tak dalej. A I NIE MAM MOWY, TO NIE MOZE SIE SKONCZYC. WSZYSCY TU POMRZEMY BEZ KOLEJNYCH CZESCI HEHE POZDRAWIAM ^^
An-Nah (Brak e-maila) 20:30 25-08-2004
Oczywiscie, ze moze sie skonczyc - i powinno, bo niekonczace sie telenowele sa meczace. Ale musi skonczyc sie z sensem i cos mi sie zdaje, ze autorka nas nie zawiedzie... czesc 10 przeczytana, czekam na 11...
Shuichi (Brak e-maila) 21:00 25-08-2004
Nami pisz! bo ja z głodu umre i z ciekawości. Opowiadanko boskie, Piękne a bishe cud!!! wielbie to opowiadanko i mam do niego full sentyment bo to było pierwsze opowiadanie yaoi jaki moje oczka wchłoneły (oczywiście nie obeszło się bez problemów żołądkowych^_-)
Setsunaa (Brak e-maila) 23:48 25-08-2004
wsaniałe...
Rahead (rahead@interia.pl) 10:40 26-08-2004
Jak w niego mierzył.... może to dziwne... ale niesamowite byłoby gdyby io jednak zastrzelił... A teraz poprostu nie mogę sie doczekać co będzie dalej...
Ashura (Brak e-maila) 20:52 26-08-2004
Nie musisz az tak zageszczac sadomasochizmu w tym opo bo jest naprawde dobre.Jak najszybciej dopisz ostatnia czesc!
Namida (namida@interia.pl) 00:08 27-08-2004
0.0\'\' Sadomasochizm? I to zagęszczony?? Gdzie?? T__T\' Nic takiego nie było w zamiarze...skondensowany sadomasochizm to będzie w innym opku... ;-PPP
Morgiana (Brak e-maila) 15:31 27-08-2004
Uprzejmie proszę o nie prowokowanie Namidy. Ona z tym sadomasochizmem to dopiero MOŻE pokazać co potrafi ^-^ (a to biedne dziecko już chyba dość wycierpiało, co?)
Ashura (Brak e-maila) 15:35 27-08-2004
Nie no, wcale tam S/M nie wystepuje, sorry.Tak czy inaczej NAMI DOPISZ JAK NAJSZYBCIEJ 11 CZESC ALBO BEDE PIERWSZA OSOBA KTORA ZAMORDOWALA KOGOS PRZEZ INTERNET!;-P A tak na powaznie to szczegoly techniczne, pomysly na kolejne zlecenia i inne pomysly sa apsolutnie rewelacyjne!Masz prawdziwy talent dziewczyno, takze do poezji, twoje wiersze znam niemal na pamiec.Mam nadzieje ze nie rozczarujesz swioch fanow i jeszcze niejedno dzielko nam zaprezentujesz.
Ashura (Brak e-maila) 15:50 27-08-2004
Do Morgiany:zgadzam sie w zupelnosci , to dziecko juz dosc wycierpialo!Do Namidy: uprzejmie prosze o oszczedzenie biednemu Lucasowi kolejnej traumy, jesli sie da ^-^
Namida (namida@interia.pl) 16:28 27-08-2004
Dziękuję za słowa uznania... ^__^ Ale co do wierszy to ciężko mi się zgodzić. Te są moim zdaniem dość..kiepskie.. Opublikowałam je, bo akurat wiążą się trochę z yaoi, ale nie jestem z nich przesadnie dumna. No a co do Lucasa i oszczędzenia mu traumy...to...eeeee...hm...nooo...chyba nie da się! (ucieka) ;-PPP Piszę piszę 11stkę...to będzie długi rozdział, ale posuwa się powoli do przodu. ^__~
Diana (Brak e-maila) 00:08 15-05-2006
Ja ciem wiecej!!! Kiedy bedzie 11stka??
kurara (kurara997@wp.pl) 21:53 30-05-2006
hej no jak tak można.toż ja tu usycham z żalu i tęsknoty...uzalażniłam się i chce tego więcej,w depresja popadam...napisz cooosik,co? proszeeee...
Kira (Brak e-maila) 21:09 19-06-2006
Kiedy będzie część 11? ja już dłużej nie wytrzymam... Błagam, napisz! @_@
liz (liz5@o2.pl) 11:58 27-06-2006
KIEDY DALSZE CZESCI????????????????????????????????????????????????????????????// B Ł A G A M ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! !
Namida (kazeno@tlen.pl) 14:00 28-06-2006
Następna część będzie tylko jedna i OSTATNIA! Na pewno tego chcecie? =_='
Nova (Brak e-maila) 21:11 30-06-2006
Dalej, dalej! Chcemy jeszcze! Plizzzz
Natcian (Brak e-maila) 14:22 08-07-2006
Ej no, niektórzy bardzo, ale to bardzo chcieliby poznać zakończenie >_< Proszę nas nie skazywać na takie cierpienie i zapsokoic naszą ciekawość ;_; A kto nie będzie chciał ten po prostu nie przeczyta smiley
KRUffKA (Brak e-maila) 12:57 14-07-2006
CZEKAMY! CZEKAMY! Doczekać się nie możemy...
kei (Brak e-maila) 12:05 26-08-2006
na pwno tego chcemy smiley
tomek (Brak e-maila) 16:11 12-10-2006
pewnie ze chcemysmiley
andesha (Brak e-maila) 08:52 21-10-2006
Dziękuję, że pozwoliłaś im żyć.
A swoją drogą, nie pomyślałabym nawet, że łzy mogą spłynąć po twarzy z powodu znienawidzonego Czarnego Kondora...
Jesteś Mistrzynią Emocji.
Tohma (Brak e-maila) 10:00 21-10-2006
Cudowne
Namida (Brak e-maila) 23:53 21-10-2006
=^_^= Dzienks!
Rahead (Brak e-maila) 23:00 22-10-2006
Powiem tak.

Warto było tak długo czekac smiley
zdecydowanie trzyma poziom całosci smiley <3
Rah (Brak e-maila) 23:02 22-10-2006
ps... Jak mozna nienawidzic czarnego kondora, andesha??? XDDDD
sintesis (Brak e-maila) 22:46 23-10-2006
boooskie... wzruszylam sie nad zakonczeniem bo kurde szczesliwe jest! zaskoczylas mnie tym chyba najbardziej ze wszyscy przezyli, ze oni sa razem ! jestes genialna, chyle czola twej cudownosci!smiley
kei (Brak e-maila) 16:41 30-10-2006
warto bylo czekac smiley, jedno z moich ulubionych opowiadan. Powodzenia w nastepnych opkach smiley
Neko (bloodred@wp.pl) 15:27 25-11-2006
Super, wspaniałe, zawchwycające, genialne, pociągające fascynujące, intrygujące, cudowne... mówiłam już że wspaniałe?? Najlepsze opo jakie czytałam. KOCHAM JE!!^_^
aga (Brak e-maila) 00:42 19-05-2007
dawno temu czytalam to opowiadanie jeszcze jak nie bylo skonczone musze chyba doczytac smiley reszte ale pamietam ze bardz mis ie podobalo i rozczarowana bylam ze jeszcze nie zakonczone smiley masz dobry styl pisania nie zanudzasz smiley
Vanitas (benio261@wp.pl) 11:38 25-08-2008
to opowiadanie całiem mnie zadziwiło. jest fascynujące!
Liczę, że dodasz 11 część... bo inaczej całe opowiadanie nei miałoby sensu, poza tym liczy na Ciebie wiele osób, Namido... smiley
Pozdrawiam i gratuluję talentu.
Vanitas (benio261@wp.pl) 11:39 25-08-2008
to opowiadanie całiem mnie zadziwiło. jest fascynujące!
Liczę, że dodasz 11 część... bo inaczej całe opowiadanie nie miałoby sensu, poza tym liczy na Ciebie wiele osób, Namido... smiley
Pozdrawiam i gratuluję talentu.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum