The Cold Desire
   Strona G艂贸wna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsy艂ania prac WYDAWNICTWO
Wrze秐ia 10 2025 14:03:13   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Sk贸rki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
艢CIANA S艁AWY
Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner





Witamy
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
Wilk 5
Epizod V:

"W艣ciek艂y Wilk"



Poruszy艂em si臋, nie otwieraj膮c oczu i cz臋艣ciowo zrzucaj膮c z siebie mi艂膮 w dotyku nagrzan膮 po艣ciel. Do moich uszu dotar艂o echo mojego oddechu i nagle zda艂em sobie spraw臋 z gor膮ca, jakie dotyka艂o mojej nogi. Otworzy艂em oczy, patrz膮c na le偶膮cego na boku, przytulonego do poduszki ch艂opca. Jego udo dotyka艂o mojego biodra i by艂o rozkosznie ciep艂e i mi臋kkie.
Przysz艂a mi do g艂owy dziwna my艣l, 偶e ju偶 nie pami臋tam, kiedy ostatnio obudzi艂em si臋 przy kim艣. Zazwyczaj by艂o tak, 偶e ten kto艣 wychodzi艂 przed moim przebudzeniem, albo to ja si臋 zmywa艂em. Przysun膮艂em si臋 do Lucasa i przyjrza艂em si臋 jego pogr膮偶onej we 艣nie twarzy. Wygl膮da艂 jak anio艂 z tymi opadaj膮cymi na zar贸偶owione policzki zmierzwionymi w艂osami i lekko rozchylonymi ustami o kolorze bladego r贸偶u. Mocno przytula艂 si臋 do at艂asowej poduszki, wciskaj膮c palce w mi臋kki materia艂. Wyci膮gn膮艂em r臋k臋 i ostro偶nie odgarn膮艂em w艂osy z jego twarzy. Kto艣 tak 艣liczny nie powinien by膰 prostytutk膮... Zmarszczy艂em brwi, zaskoczony t膮 my艣l膮. Ostatnio przychodzi艂y mi do g艂owy same dziwne pomys艂y. Wi臋kszo艣膰 mia艂a zwi膮zek z Lucasem... Ch艂opak poruszy艂 si臋 i wolno otworzy艂 szmaragdowe, troch臋 senne jeszcze oczy. Przysun膮艂em si臋 bli偶ej i poca艂owa艂em go delikatnie w usta.

"Dzie艅 dobry." - powiedzia艂em z 艂agodnym u艣miechem. - "Wyspa艂e艣 si臋?"

"Tak, prosz臋 pana." - kiwn膮艂 g艂ow膮, ku mojemu zaskoczeniu zdawa艂 si臋 by膰 bardzo skr臋powany.

"Prosz臋 pana?" - zdziwi艂em si臋. - "O ile pami臋tam, wczoraj by艂em Jack'iem..." - zauwa偶y艂em 偶artobliwym tonem.

"T...tak, Jack..." - zmieszany opu艣ci艂 wzrok.

Nagle rozleg艂 si臋 przeci膮g艂y wibruj膮cy sygna艂. Odwr贸ci艂em si臋, lokalizuj膮c 藕r贸d艂o ha艂asu w postaci le偶膮cego na nocnym stoliku telefonu kom贸rkowego. Obok sta艂 elektroniczny zegarek. To w艂a艣nie na nim skupi艂y si臋 oczy Lucasa, kt贸re rozszerzy艂y si臋 nagle po odczytaniu godziny. Bez s艂owa zerwa艂 si臋 z 艂贸偶ka i zacz膮艂 zbiera膰 swoje ubrania. Popatrzy艂em na niego troch臋 zaskoczony. Czy偶by a偶 tak musia艂 przestrzega膰 "grafiku" ? Znowu rozleg艂 si臋 sygna艂. Wsta艂em i odebra艂em.

"Tak?" - rzuci艂em do s艂uchawki niech臋tnie, przybieraj膮c taki ton, aby natr臋t wyra藕nie zrozumia艂, 偶e dzwonienie do mnie o 贸smej rano nie jest dobrym pomys艂em.

"Przes艂a艂em panu nast臋pne informacje." - us艂ysza艂em znajomy g艂os Applegate'a, ostatni, kt贸ry chcia艂bym us艂ysze膰 o tej porze.

"I to jest pow贸d, 偶eby mnie budzi膰?" - warkn膮艂em lekko zirytowany. Facet ewidentnie zaczyna艂 dzia艂a膰 mi na nerwy swoim szarog臋szeniem si臋. W ko艅cu nie by艂em ch艂opcem na posy艂ki tylko wykwalifikowanym skrytob贸jc膮. To powinna by膰 moja sprawa, kiedy i jak za艂atwiam zlecenia. Inn膮 drog膮, to faktycznie ludzie Applegate'a odwalali kawa艂 brudnej roboty, chocia偶 ta najbrudniejsza i tak pozostawa艂a dla mnie.

"Za pi臋tna艣cie minut mam wa偶ne spotkanie i nie mia艂bym jak pana powiadomi膰." - odpar艂 lekko ura偶ony. - "A wola艂bym, 偶eby za艂atwi艂 pan t臋 spraw臋 do po艂udnia..."

"Rozumiem." - odpar艂em na odczepnego i nie s艂uchaj膮c wi臋cej, przerwa艂em po艂膮czenie. Odwr贸ci艂em si臋, jednak us艂ysza艂em tylko szelest windy.





--------------------------------------------------------------------------------




Z w膮skiej uliczki wybieg艂 blondw艂osy ch艂opak, szybko przebieg艂 kilka metr贸w, w stron臋 niewielkiego placu naprzeciwko baru i w ko艅cu zatrzyma艂 si臋, opieraj膮c o 艣cian臋 budynku i gwa艂townie 艂api膮c powietrze. Us艂ysza艂 stukot obcas贸w. W pierwszej chwili zesztywnia艂, jednak po przys艂uchaniu si臋 doszed艂 do wniosku, 偶e nie ma zagro偶enia. Przynajmniej nie takiego, jakiego si臋 z pocz膮tku spodziewa艂.
"Gdzie艣 ty by艂?" - us艂ysza艂 zniecierpliwiony g艂os. Podni贸s艂 wzrok, patrz膮c na zirytowanego nastolatka o bia艂ych, niezbyt kr贸tko przyci臋tych w艂osach, kt贸re postrz臋pionymi kosmykami przykrywa艂y jego szyj臋 i policzki oraz o ciemnoniebieskich gro藕nie b艂yskaj膮cych teraz oczach. Ca艂y ubrany by艂 w opi臋te czarne sk贸ry.

"Wybacz, Risei..." - wydysza艂 Lucas. Ch艂opak post膮pi艂 krok, stukaj膮c obcasami wysokich do kolan but贸w.

"Mia艂e艣 by膰 tu trzy godziny temu!" - ci膮gn膮艂 z nieukrywan膮 pretensj膮. - "Masz szcz臋艣cie, 偶e Czarnego Kondora dzisiaj nie by艂o!"

Lucas poblad艂 lekko i prze艂kn膮艂 nag艂膮 sucho艣膰 w gardle, kt贸ra pojawi艂a si臋 tam na wspomnienie zwierzchnika.

"Przepraszam, wynagrodz臋 ci to." - obieca艂.

"No, ja my艣l臋!" - obruszy艂 si臋 Risei. - "Dzisiaj zast膮pi臋 ci臋 o te trzy godziny p贸藕niej! Id臋 do domu!" - oznajmi艂, odwracaj膮c si臋 na pi臋cie i odchodz膮c w akompaniamencie stukotu obcas贸w.

Lucas westchn膮艂 i przeczesawszy palcami zmierzwione w艂osy opar艂 si臋 wygodnie o mur. Marzy艂 teraz o ciep艂ym prysznicu, jednak nie mia艂 wyboru i musia艂 przej膮膰 swoj膮 zmian臋. I tak mia艂 szcz臋艣cie, 偶e Kondor si臋 nie zjawi艂...




--------------------------------------------------------------------------------




Le偶膮ca w po艣cieli r贸偶owow艂osa dziewczyna poruszy艂a si臋 i powoli otworzy艂a oczy. Na tle zas艂oni臋tych 偶aluzji, przez kt贸re przeziera艂o 艣wiat艂o poranka dostrzeg艂a poruszaj膮cy si臋 cie艅 m臋偶czyzny. Unios艂a si臋, siadaj膮c na 艂贸偶ku, a prze艣cierad艂o, kt贸rym by艂a przykryta opad艂o, ods艂aniaj膮c jej ramiona i ma艂e j臋drne piersi.
"Co ty robisz, Mike?" - zapyta艂a, widz膮c, 偶e ch艂opak ko艅czy w艂a艣nie zapina膰 spodnie i zak艂ada koszul臋.

"Obudzi艂em ci臋?" - zapyta艂 cicho. - "Przepraszam." - rzek艂, nie czekaj膮c na odpowied藕.

"Dok膮d idziesz?" - westchn臋艂a, chwytaj膮c prze艣cierad艂o i otulaj膮c si臋 w nie.

"Jestem um贸wiony z Gregiem." - odpar艂 kr贸tko. - "Dzisiaj trenuj臋 na poligonie, wi臋c nie mo偶emy ci臋 zabra膰." - wyj膮艂 z szuflady bluz臋 i szybko wci膮gn膮艂 j膮 przez g艂ow臋. - "Prze艣pij si臋 jeszcze..." - doda艂, kiedy drzwi zamyka艂y si臋 za nim. Miriam przez chwil臋 wpatrywa艂a si臋 w zamkni臋te drzwi, przewiercaj膮c je p艂on膮cym w艣ciekle wzrokiem, po czym parskn臋艂a ze z艂o艣ci膮, zawijaj膮c si臋 w po艣ciel i przeturlawszy na 艣rodek 艂贸偶ka, u艂o偶y艂a si臋 wygodnie.




--------------------------------------------------------------------------------




Lucas przeszed艂 kilka krok贸w, kieruj膮c si臋 w stron臋 dystrybutora z gazetami i magazynami i opar艂 si臋 o brzeg stoj膮cego obok starego klombu z kwiatami, a w艂a艣ciwie z usychaj膮cymi chwastami. Westchn膮艂 cicho, patrz膮c na nag艂贸wki pierwszej strony umieszczonej za pancern膮 szyb膮 gazety. "Bestialski mord!" - krzycza艂 jeden z nich. Artyku艂 by艂 o kobiecie zamordowanej wczorajszego popo艂udnia w jej w艂asnym mieszkaniu w jednym z Nowych Osiedli. Sprawcy nie z艂apano, a jedyny 艣wiadek zaj艣cia, pi臋cioletnia c贸reczka ofiary, na razie nie jest w stanie z艂o偶y膰 zezna艅. Lucas zmarszczy艂 brwi. Codziennie gazety podawa艂y informacje o nowych zab贸jstwach, tudzie偶 nieszcz臋艣liwych wypadkach. To zaczyna艂o by膰 podejrzane...

"Ooo, zguba si臋 znalaz艂a!" - drwi膮cy g艂os wyrwa艂 go z zamy艣lenia. Drgn膮艂 i odwr贸ci艂 si臋, patrz膮c na podchodz膮cych do niego trzech ch艂opc贸w. Dw贸ch z nich by艂o w wieku zbli偶onym do Lucasa. Jeden - troch臋 starszy, ubrany w obcis艂e wytarte d偶insy i bia艂膮 koszulk臋 z udartymi r臋kawami. To w艂a艣nie jego g艂os us艂ysza艂. - "A ju偶 my艣leli艣my, 偶e rzuci艂e艣 robot臋." - zakpi艂.

"Daj spok贸j, Rishka!" - obruszy艂 si臋 Lucas z zaczepnym b艂yskiem w oczach. - "Sk膮d te informacje?"

"Tak g艂osi plotka..." - odezwa艂 si臋 drugi z ch艂opc贸w, przystojny jasny blondyn w kr贸tkich spodenkach, lakierowanego skaju w czerwonym kolorze, w takiej samej kamizelce i butach si臋gaj膮cych po艂owy 艂ydki. Podszed艂 bli偶ej, wymin膮艂 go i opar艂 si臋 o dystrybutor, krzy偶uj膮c r臋ce na piersi i taksuj膮c Lucasa wzrokiem. - "Kto艣 ci臋 szuka艂..." - oznajmi艂 po chwili. Lucas spojrza艂 na niego pytaj膮co, z wyczekiwaniem, a nawet z lekkim niepokojem. - "Zgadnij kto..."

"Nie wiem." - wzruszy艂 ramionami.

"Gerard." - pad艂a odpowied藕 z ust Rishki. Lucas popatrzy艂 na niego, potem wr贸ci艂 wzrokiem do m艂odszego ch艂opca.

"Tak." - przyzna艂 tamten w odpowiedzi na pytaj膮ce spojrzenie Lucasa. - "Chcia艂em go obs艂u偶y膰, ale powiedzia艂, 偶e woli ciebie." - doda艂, ukrywaj膮c ton pora偶ki. - "Do diab艂a, Lucas! Co ty mu robisz, 偶e on tak za tob膮 szaleje?" - wycedzi艂 z lekk膮 irytacj膮, k艂ad膮c akcent na s艂owo "robisz" . Lucas zmarszczy艂 brwi. Wydawa艂 si臋 by膰 rozdra偶niony tym tonem i tematem rozmowy.

"Odwal si臋, Kitsune !" - warkn膮艂.

"OK." - odpar艂 ch艂opak, w obronnym ge艣cie unosz膮c r臋ce. U艣miechn膮艂 si臋 z艂o艣liwie. - "Rozumiem, tajemnica zawodowa..." - doda艂 jadowicie. Lucas zacisn膮艂 pi臋艣ci i nabra艂 powietrza, 偶eby co艣 powiedzie膰, jednak jego uwag臋 odwr贸ci艂o spokojne pytanie Rishki:

"A tak w og贸le, to gdzie by艂e艣?"

Popatrzy艂 na ch艂opaka i zamruga艂 powiekami, jakby jego pytanie by艂o co najmniej dziwne.

"Ja..." - zacz膮艂 po chwili, nie bardzo wiedz膮c, co powiedzie膰.

"Lucas!" - us艂ysza艂 z oddali. Wszyscy odwr贸cili si臋, patrz膮c na podbiegaj膮cego do nich bardzo m艂odego ch艂opca o nastroszonych czarnych w艂osach, kt贸ry p臋dz膮c co si艂 w nogach w ko艅cu przypad艂 do Lucasa i przytuli艂 si臋 do niego, mocno go 艣ciskaj膮c. Si臋ga艂 mu do piersi i mia艂 zaledwie trzyna艣cie lat, ale zawsze m贸wi艂, 偶e ma prawie pi臋tna艣cie. Tak kaza艂 mu Kondor, co budzi艂o u Lucasa wsp贸艂czucie dla tego ch艂opca i niejak膮 z艂o艣膰 wobec zwierzchnika.

"Cze艣膰, Nezumi !" - zawo艂a艂, mierzwi膮c mu w艂osy. - "Co s艂ycha膰?"

"Gdzie by艂e艣?" - zapyta艂 bez ogr贸dek, odsuwaj膮c si臋 lekko i badaj膮c go wzrokiem.

"Te偶 chcia艂bym w ko艅cu si臋 dowiedzie膰..." - zauwa偶y艂 Rishka, siadaj膮c na brzegu klombu. - "Chyba nie z klientem?"

"Nie...niezupe艂nie..." - zmiesza艂 si臋 Lucas. Na twarzy Kitsune pojawi艂 si臋 dziwny u艣mieszek.

"Wi臋c u faceta?" - raczej to stwierdzi艂, ni偶 zapyta艂. Lucas poderwa艂 si臋 i szeroko otworzy艂 oczy.

"Nie... on nie jest... moim..." - zacz膮艂 szybko si臋 t艂umaczy膰.

"Wi臋c jednak!" - zawo艂a艂 triumfalnie Kitsune, zak艂adaj膮c r臋ce za g艂ow臋 i odchylaj膮c j膮 do ty艂u.

"Masz faceta?" - zdziwi艂 si臋 Nezumi i szeroko otworzy艂 oczy. Rishka r贸wnie偶 badawczo przyjrza艂 si臋 Lucasowi.

"Nie!... to nic takiego...ja..." - ch艂opak zaczerwieni艂 si臋 lekko, nie mog膮c ju偶 ukry膰 zmieszania. Kitsune parskn膮艂 艣miechem.

"Tak, czy inaczej sp臋dzi艂e艣 u niego noc." - zawyrokowa艂 Rishka. Wszyscy popatrzyli na niego z zaskoczeniem w oczach. Wyj膮tek stanowi艂 Lucas, w kt贸rego spojrzeniu malowa艂o si臋 skrajne przera偶enie. - "Sp贸藕ni艂e艣 si臋 i masz na sobie to samo, co wczoraj." - uzasadni艂 swoj膮 tez臋, a Nezumi zbli偶y艂 si臋 do Lucasa i wci膮gn膮艂 g艂o艣no powietrze nosem.

"I pachniesz nim." - zauwa偶y艂. - "Drog膮 wod膮 kolo艅sk膮." - doda艂 z figlarnym u艣miechem.

Lucas zrobi艂 zbola艂膮 min臋, a Rishka wsta艂 ze swojego miejsca, wk艂adaj膮c r臋ce do kieszeni.

"No! Dajmy mu ju偶 spok贸j. To jego sprawa." - powiedzia艂, ku wyra藕niej uldze aktualnego przedmiotu zainteresowania.

"Niekoniecznie..." - odezwa艂 si臋 Kitsune, zwracaj膮c na siebie uwag臋 wszystkich, a w szczeg贸lno艣ci Lucasa. Rishka zmarszczy艂 brwi i zmru偶y艂 br膮zowe oczy, co nada艂o do艣膰 gro藕nego wygl膮du jego szczup艂ej, opalonej twarzy o ostrych rysach. - "Przez sprawy osobiste nie powinien zaniedbywa膰 pracy." - stwierdzi艂 Kitsune. - "Sp贸藕ni艂 si臋 i Czarny Kondor powinien si臋 o tym dowiedzie膰..."

"Kitsune... nie..." - odezwa艂 si臋 Lucas, patrz膮c na niego prosz膮co.

"Nie zrobisz tego!..." - zawo艂a艂 z niedowierzaniem i pewnym oburzeniem Nezumi.

"A niby dlaczego mam mu nie m贸wi膰?..." - odpar艂 z satysfakcj膮 Kitsune. Rishka przymkn膮艂 oczy i z dziwnym u艣miechem podszed艂 do niego.

"Nic nie powiesz." - oznajmi艂 dobitnie, staj膮c przed nim.

"Czy偶by?" - odszczekn膮艂 butnie, patrz膮c w g贸r臋 w zmru偶one oczy Rishki.

"Uwierz mi, nic nie powiesz." - pochyli艂 si臋 i post膮pi艂 jeszcze krok, tak, 偶e Kitsune cofn膮艂 si臋 przywieraj膮c plecami do 艣cianki dystrybutora. Wci膮gn膮艂 powietrze i popatrzy艂 na niego zuchwale, staraj膮c si臋 ukry膰 swoj膮 niepewno艣膰. - "Bo mamy wsp贸lny pok贸j." - przypomnia艂 Rishka.

"I...i co z tego?" - zapyta艂 tonem, kt贸ry wskazywa艂 na to, i偶 wiedzia艂, do czego ten zmierza.

"Wi臋c je艣li chocia偶 pi艣niesz s艂贸wko..." - starszy ch艂opak zni偶y艂 g艂os, a u艣miech nagle znik艂 z jego twarzy. - "...to zrobi si臋 bardzo, ale to bardzo nieprzyjemnie... Szczeg贸lnie w nocy..." - zako艅czy艂 pochylaj膮c si臋 jeszcze ni偶ej, tak, 偶e ich usta zbli偶y艂y si臋 niebezpiecznie. - "Rozumiemy si臋?" - zapyta艂, a Kitsune kiwn膮艂 tylko g艂ow膮. - "To 艣wietnie." - podsumowa艂 ch艂opak, ca艂uj膮c go powoli.

Nezumi roze艣mia艂 si臋 triumfalnie.

"Lucas?" - na d藕wi臋k swojego imienia ch艂opak drgn膮艂 i odwr贸ci艂 si臋.

Popatrzy艂 na mnie z ogromnym zdziwieniem i niepewno艣ci膮. Podszed艂em bli偶ej, a on ku mojemu zdumieniu cofn膮艂 si臋 o krok. Omiot艂em wzrokiem pozosta艂ych ch艂opc贸w. Dw贸ch przerwa艂o poca艂unek i popatrzy艂o na mnie z zainteresowaniem.

"C...co艣 si臋 sta艂o?" - zwr贸ci艂 si臋 do mnie Lucas.

"Nie zd膮偶y艂em ci zap艂aci膰." - wyja艣ni艂em kr贸tko, si臋gaj膮c do kieszeni. - "Ile si臋 nale偶y za ca艂膮 noc?"

Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, unikaj膮c mojego wzroku.

"Nie chc臋 pieni臋dzy." - powiedzia艂 cicho. - "To nie by艂a...moja zmiana, wi臋c nie musisz mi p艂aci膰..."

"Lucas..." - zacz膮艂em, lekko zniecierpliwiony jego postaw膮. Nie lubi艂em nieuregulowanych rachunk贸w. Je艣li dostawa艂em co艣, co w pewnym sensie kupowa艂em, to chcia艂em za to te偶 zap艂aci膰. By艂em te偶 odrobin臋 ciekaw, jak podchodzi艂 do naszej wsp贸lnie sp臋dzonej nocy. Czy by艂em dla niego tylko klientem, czy mo偶e czym艣 wi臋cej...

"Nie chc臋 pieni臋dzy!" - krzykn膮艂 na chwil臋 podnosz膮c g艂ow臋. Wtedy dostrzeg艂em w jego oczach 艂zy, co sprawi艂o, 偶e zamar艂em i zacz膮艂em si臋 zastanawia膰, co by艂o ich powodem.

"Prosz臋 mu wierzy膰." - wyrwa艂o mnie z chwilowego zadumania. Popatrzy艂em na najstarszego w tej gromadce. - "Je艣li m贸wi, 偶e czego艣 nie chce, to zazwyczaj tak jest naprawd臋..."

"Szczerze m贸wi膮c rozumiem go..." - odezwa艂 si臋 inny ch艂opiec, ca艂y w czerwieni. Podszed艂 bli偶ej i przyjrza艂 mi si臋 uwa偶nie. Powoli powi贸d艂 wzrokiem po ca艂ym moim ciele, od st贸p do g艂owy, zatrzymuj膮c si臋 na d艂u偶sz膮 chwil臋 na okolicach paska moich spodni. Robi艂 to w taki spos贸b, jakby ocenia艂 to, co by艂o pod ubraniem. Przygryz艂 na chwil臋 warg臋, po czym zmys艂owo obliza艂 usta. - "Sam da艂bym ci za darmo..." - stwierdzi艂 w ko艅cu, u艣miechaj膮c si臋 wyzywaj膮co. Lucas spiorunowa艂 go wzrokiem, a starszy ch艂opak parskn膮艂 艣miechem.

"Ty da艂by艣 ka偶demu za darmo, gdyby nie chcia艂 zap艂aci膰." - skomentowa艂.

"Zamknij si臋!" - warkn膮艂 rozz艂oszczony adresat komentarza. Najm艂odszy z ch艂opc贸w nagle poderwa艂 si臋 i wskoczy艂 na klomb, czujnie 艣ledz膮c drug膮 stron臋 ulicy. Jego oczy zw臋zi艂y si臋 na widok czarnego Ferrari Anakondy z przyciemnianymi szybami parkuj膮cego w pobliskim w膮skim zau艂ku.

"Ch艂opaki, Czarny Kondor!" - zawo艂a艂 po chwili, zeskakuj膮c i odbiegaj膮c w kierunku ma艂ej uliczki.

"Cholera!" - sykn膮艂 najstarszy i nagle wszyscy ch艂opcy rozpierzchli si臋, odbiegaj膮c co si艂 w sobie tylko znanych kierunkach. Zosta艂 tylko Lucas, kt贸ry, zacz膮艂 rozgl膮da膰 si臋 niespokojnie. Nagle jego oczy rozszerzy艂y si臋 i zesztywnia艂, patrz膮c w dal, przez moje rami臋. Post膮pi艂 dwa kroki i przylgn膮艂 do mnie, przyciskaj膮c swoje usta do moich i zach臋caj膮co odsuwaj膮c j臋zyk. Skorzysta艂em z nag艂ego zaproszenia i poca艂owa艂em go mocno i nami臋tnie. Opar艂 d艂onie o moj膮 klatk臋 piersiow膮. By艂 uleg艂y, jednak ca艂y spi臋ty. Odsun膮艂em lekko g艂ow臋.

"Lucas..." - zacz膮艂em.

"Nie przestawaj!" - wyszepta艂 szybko i na powr贸t wpi艂 si臋 w moje usta, zarzucaj膮c mi r臋ce na szyj臋 i przyci膮gaj膮c g艂ow臋. Nagle us艂ysza艂em zbli偶aj膮cy si臋 stukot obcas贸w, kt贸ry sprawi艂, 偶e ch艂opak w moich ramionach jeszcze bardziej zesztywnia艂, ca艂kowicie nieruchomiej膮c. K膮tem oka dostrzeg艂em jak obok nas powoli przechodzi jaka艣 posta膰, w miarowym akompaniamencie stukotu podku膰 but贸w. By艂 to wysoki m臋偶czyzna o d艂ugich czarnych w艂osach, ca艂y odziany w czer艅. Wyj膮tek stanowi艂 wyhaftowany na jego pelerynie srebrno-bia艂y ptak w locie. Kiedy nas wymin膮艂 Lucas rozlu藕ni艂 si臋 nieco, a gdy stukot oddali艂 si臋 nieco, przerwa艂 poca艂unek. Pochyli艂 g艂ow臋 i cofn膮艂 si臋. - "Przepraszam." - wyszepta艂.

"Za co?" - u艣miechn膮艂em si臋. - "By艂o bardzo przyjemnie."

"Przepraszam za wszystko." - odpar艂, siadaj膮c na brzegu klombu i odwracaj膮c si臋 do mnie bokiem. Pochyli艂 g艂ow臋, a w艂osy zakry艂y niemal ca艂kowicie jego twarz. Zamkn膮艂em oczy. A wi臋c to by艂 koniec tej rozmowy i tego epizodu. W ko艅cu i tak nie spodziewa艂em si臋 niczego innego. Si臋gn膮艂em r臋k膮 do kieszeni i wyci膮gn膮艂em sk贸rzany woreczek z kredytami.

"To ile mam ci zap艂aci膰?" - zapyta艂em, wybieraj膮c kilka blaszek o do艣膰 poka藕nych nomina艂ach. Zaprzeczy艂 ruchem g艂owy. Zignorowa艂em to. - "Dwa razy tyle, co przedtem? Wtedy to nie by艂a ca艂a noc..." - spojrza艂em na niego. Dostrzeg艂em, 偶e jego sylwetka jest spi臋ta, a d艂onie zaciskaj膮 si臋 na kraw臋dziach klombu tak mocno, 偶e a偶 z kostek palc贸w odbieg艂a krew. - "Tyle za ciebie wystarczy?" - powiedzia艂em zdanie, o kt贸rym wiedzia艂em, 偶e przeleje kielich. Gwa艂townie odwr贸ci艂 g艂ow臋, spogl膮daj膮c na mnie szkl膮cymi si臋 od 艂ez szmaragdami, w kt贸rych pa艂a艂a pretensja i 偶al.

"Ju偶 ci powiedzia艂em, 偶e nie chc臋 twoich pieni臋dzy!!" - krzykn膮艂, nie hamuj膮c ju偶 swojej z艂o艣ci.

"Dlaczego?" - zapyta艂em spokojnie, a on opu艣ci艂 wzrok. Zagryz艂 wargi, jakby nie wiedz膮c, co odpowiedzie膰, a mo偶e po prostu walcz膮c o panowanie nad g艂osem.

"Nie by艂em wtedy... "w pracy" ..." - powiedzia艂 niepewnie. - "Poza tym po prostu nie chc臋! Dlaczego tak bardzo zale偶y ci na tym, 偶eby mi zap艂aci膰?" - teraz to on postawi艂 pytanie, z trudem kontroluj膮c sw贸j g艂os.

"Bo z tob膮 spa艂em." - odpar艂em kr贸tko. Drgn膮艂 i zamar艂 w taki spos贸b, w jaki na u艂amek sekundy nieruchomieje osoba przebita sztyletem, by po chwili osun膮膰 si臋 na ziemi臋... Wiedzia艂em, 偶e to go zabola艂o. Musia艂o zabole膰 i chyba chcia艂em, 偶eby tak si臋 sta艂o. Inaczej przecie偶 udzieli艂bym innej odpowiedzi. Lucas nie patrzy艂 ju偶 na mnie. Opu艣ci艂 wzrok i na moment utkwi艂 go nieruchomo w chodniku, po czym powoli odwr贸ci艂 g艂ow臋, wbijaj膮c spojrzenie w przeciwleg艂膮 stron臋 ulicy. Nie wiedzia艂em jego twarzy, wi臋c nie mog艂em odgadn膮膰, co czu艂. Us艂ysza艂em tylko:

"Dwie艣cie."

Bez s艂owa po艂o偶y艂em dwie艣cie pi臋膰dziesi膮t kredyt贸w na brzegu klombu i odszed艂em.




--------------------------------------------------------------------------------




Gregory przechyli艂 si臋 przez barierk臋, otaczaj膮c膮 po艂o偶one pi臋膰 metr贸w ni偶ej wielkie pole 膰wiczebne i skupi艂 swoj膮 uwag臋 na biegn膮cym przez tor przeszk贸d m艂odym m臋偶czy藕nie. Michael w艂a艣nie przeskoczy艂 przez p贸艂torametrowy p艂otek i zacz膮艂 wspina膰 si臋 po siatce z lin.
"Chcesz zrobi膰 z niego Vipera?" - zapyta艂 stoj膮cy obok Gregorego m臋偶czyzna pod trzydziestk臋. Mia艂 br膮zowe w艂osy i troch臋 zm臋czone, niebieskie oczy. R贸wnie偶 bacznie obserwowa艂 ruchy trenuj膮cego.

"Chc臋 go po prostu dobrze wyszkoli膰." - odpar艂 tamten z nutk膮 irytacji w g艂osie.

"Jeste艣 pewien?" - u艣miechn膮艂 si臋 lekko. - "Ten dzieciak ma talent. Za艂atw mu jeszcze tylko wzmocnienie ko艣ci i staw贸w w艂贸knem szklanym i tytanem, a w ciele kilka drobnych przer贸bek..."

"I umrze przed trzydziestk膮?..." - przerwa艂 mu Gregory sarkastycznie.

"A tak..." - westchn膮艂 z 艂agodnym u艣miechem. - "Zapomnia艂em, 偶e jeste艣 przeciwny zbiocybernetyzowanym 偶o艂nierzom..." - uni贸s艂 swoje d艂onie i nagle ko艅ce jego ma艂ych palc贸w poruszy艂y si臋, odsuwaj膮c si臋 i ukazuj膮c lufy pistolet贸w laserowych. Przyjrza艂 si臋 im z sentymentem, po czym opuszki palc贸w wr贸ci艂y na swoje miejsce. Opu艣ci艂 r臋ce.

"Jaki z was po偶ytek, Falco, skoro padacie jak muchy z prze艂adowania waszych organizm贸w tymi cybercudami?" - rzek艂 Gregory z cieniem smutku w g艂osie. - " Po uko艅czeniu Akademii i wszystkich tych operacjach s艂u偶ycie najwy偶ej siedem lat, a potem zostajecie kalekami lub umieracie!"

Falco u艣miechn膮艂 si臋 blado.

"Ale to bardzo intensywne siedem lat..." - rzek艂 zni偶onym, melancholijnym g艂osem i odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie, odchodz膮c. Gregory patrzy艂 na jego ruchy. Falco porusza艂 si臋 z szybko艣ci膮 i zwinno艣ci膮 charakterystyczn膮 dla Vipera. Jednak momentami da艂o si臋 zauwa偶y膰 sztywnienie staw贸w i towarzysz膮cy im b贸l, kt贸re m臋偶czyzna bardzo stara艂 si臋 ukry膰. W ko艅cu Falco mia艂 ju偶 28 lat. Dla niekt贸rych to "tylko" , dla zbiocybernetyzowanych 偶o艂nierzy - "a偶" ... Jako Viper-owi niewiele 偶ycia mu pozosta艂o... Przeni贸s艂 wzrok na tor przeszk贸d i zacz膮艂 pilnie przygl膮da膰 si臋 Michaelowi. Skoro Falco stwierdzi艂, 偶e szczeniak ma talent, to faktycznie musia艂o tak by膰. W ko艅cu to on wybiera艂 m艂odych ludzi do Akademii...




--------------------------------------------------------------------------------




Zapali艂em papierosa i energicznym krokiem przeszed艂em przez ulic臋. Sytuacja zaczyna艂a mnie naprawd臋 irytowa膰. Najpierw to spi臋cie z Lucasem, a teraz k艂opoty z wykonaniem zadania. Najwyra藕niej zbyt szybko pochwali艂em ludzi Applegate'a, poniewa偶 tym razem ich informacje nie okaza艂y si臋 wystarczaj膮co dok艂adne i pewne. Moj膮 kolejn膮 ofiar膮 mia艂 by膰 trzydziestodwuletni urz臋dnik pa艅stwowy, niejaki William Bricks, zamieszkuj膮cy jeden z bardziej nowoczesnych domk贸w w Starym Mie艣cie. Okaza艂o si臋 jednak, 偶e budynek ten stoi pusty od jakiego艣 miesi膮ca. Po przeprowadzeniu drobnego 艣ledztwa, dowiedzia艂em si臋, 偶e jego niedawny w艂a艣ciciel siedem tygodni temu straci艂 prac臋 i teraz przebywa艂 w tanim motelu w najbardziej zapuszczonej dzielnicy tej cz臋艣ci miasta. Kiedy tam pojecha艂em, nie zasta艂em ani Bricksa, ani 艣lad贸w jego bytowania. Mieszkanko wygl膮da艂o tak, jakby co najmniej przez tydzie艅 nikogo w nim nie by艂o. Dowiedziawszy si臋 r贸wnie偶, 偶e m贸j cel od momentu utraty pracy cz臋sto zagl膮da do kieliszka, rozpocz膮艂em obch贸d po wszystkich knajpach w okolicy. A gdzie mia艂em go niby szuka膰? W muzeum? No, chyba, 偶e browarnictwa...Westchn膮艂em, wchodz膮c do baru, w kt贸rym po raz pierwszy kupi艂em Cordix. Rozejrza艂em si臋. Nigdzie w okolicy nie widzia艂em m臋偶czyzny o wygl膮dzie zbli偶onym do Bricksa, a kogo艣 takiego trudno by by艂o przeoczy膰. Metr osiemdziesi膮t siedem wzrostu, wi臋c prawie mi dor贸wnywa艂, czarne kr贸tkie w艂osy i szare oczy osadzone w ziemistej, zm臋czonej twarzy o ostrych rysach. To by艂a sz贸sta knajpa, kt贸r膮 odwiedza艂em dzisiejszego popo艂udnia i zaczyna艂em w膮tpi膰 w sens swoich poszukiwa艅. Nie mia艂em jednak wielkiego wyboru. Nie mog艂em przecie偶 wypytywa膰 ludzi, czy nie widzieli gdzie艣 faceta z holozdj臋cia, a potem go po prostu sprz膮tn膮膰. Niech no ja dorw臋 Applegate" a i tych jego "ludzi" , kt贸rych tak wychwala. Zniech臋cony podszed艂em do baru. Skoro ju偶 tu by艂em, mog艂em ostatecznie si臋 wreszcie czego艣 napi膰. Jessie u艣miechn膮艂 si臋 na m贸j widok. Swoj膮 drog膮 nie by艂em zdziwiony jego pogodnym nastrojem na widok klienta, kt贸ry p艂aci艂 mu okr膮g艂e sumki za prochy.
"Co poda膰?" - zapyta艂 uprzejmie.

"Whisky, czyst膮, bez lodu." - mrukn膮艂em, a on szybko nala艂 trunek do szklanki o grubym dnie. Wypi艂em 艂yk mocnego alkoholu o ostrym gorzkawym smaku palonego cukru i zda艂em sobie spraw臋, 偶e barman wci膮偶 mi si臋 przygl膮da.

"Jeste艣, panie, zadowolony z dostawy Cordix?" - zapyta艂.

"Tak." - kiwn膮艂em g艂ow膮. - "Dzi臋kuj臋. Przez jaki艣 czas pozostan臋 pa艅skim sta艂ym klientem." - oznajmi艂em i dostrzeg艂em, 偶e oczy mu zab艂ys艂y.

"Zawsze do us艂ug." - zawo艂a艂 bardzo uszcz臋艣liwiony. Rozejrza艂em si臋 po pomieszczeniu. Za prowadz膮cymi na pi臋tro schodami i w specjalnych wn臋kach 艣cian te偶 by艂y stoliki, jednak 偶adna z siedz膮cych przy nich os贸b nie przypomina艂a mojej ofiary.

"Szukacie kogo艣?" - us艂ysza艂em g艂os Jessiego. - "Lucasa?..." - doda艂 ciszej, a ja popatrzy艂em na niego, staraj膮c si臋, by na mojej twarzy nie pojawi艂 si臋 偶aden wyraz jakiejkolwiek emocji.

"Sk膮d ten pomys艂?" - zapyta艂em spokojnie, zachowuj膮c oboj臋tny ton. Barman zmiesza艂 si臋 i szybko uciek艂 gdzie艣 wzrokiem.

"N-nie, znik膮d..." - zawaha艂 si臋. - "Ale gdyby艣 go szuka艂, panie, to pracuje dwie przecznice dalej." - o艣wiadczy艂, akcentuj膮c s艂owo "pracuje" . W pierwszej chwili chcia艂em odpowiedzie膰, 偶e wiem, ale w por臋 ugryz艂em si臋 w j臋zyk. Szybko dopi艂em whisky i uregulowawszy nale偶no艣膰 wyszed艂em z baru. Spojrza艂em w niebo. Pomimo p贸藕nego popo艂udnia s艂o艅ce wci膮偶 niemi艂osiernie grza艂o, a mnie czeka艂o jeszcze par臋 godzin poszukiwa艅. Z regu艂y nie poddawa艂em si臋 艂atwo, ale je艣li do wieczora nie znajd臋 Bricksa, Applegate i jego ludzie na w艂asnej sk贸rze do艣wiadcz膮, co to znaczy prawdziwy profesjonalista.




--------------------------------------------------------------------------------




Fioletowow艂osy ch艂opak przebieg艂 przez zawieszon膮 na linkach w膮sk膮 k艂adk臋 i podbieg艂 do stanowiska strzeleckiego. Szybko i pewnie za艂adowa艂 bro艅 i strzeli艂 pi臋膰 raz do tarczy. Roz艂adowa艂 bro艅 i p臋dem ruszy艂 do oddalonego o dwie艣cie metr贸w stanowiska z karabinem. Zm臋czenie dawa艂o mu si臋 we znaki i dok艂adnie czu艂 wszystkie mi臋艣nie, kt贸rych po艂owy nawet nie potrafi艂by nazwa膰. Tylko dlaczego Gregory tak go szkoli艂? Co ten staruszek przygotowywa艂? Nic nigdy mu nie wyja艣nia艂, ale on ufa艂 temu m臋偶czy藕nie i zniesie wszystko, byleby tylko m贸g艂 osi膮gn膮膰 sw贸j cel. Ukl臋kn膮艂 przy stanowisku i za艂adowa艂 bro艅. Martwi艂 si臋 tylko o Miriam. Ostatnio po艣wi臋ca艂 jej bardzo ma艂o czasu, co na pewno odbije si臋 niekorzystnie na ich zwi膮zku. Kocha艂 j膮, ale nie m贸g艂 jej wszystkiego m贸wi膰. Tak by艂o bezpieczniej dla niej. Lepiej, 偶eby nie widzia艂a, co z Gregiem zamierzali. Przykl臋kn膮艂 na jedno kolano i wymierzy艂 w stron臋 kolejnej, odleg艂ej tarczy. Poci膮gn膮艂 za spust. Ju偶 si臋 nie m贸g艂 doczeka膰, kiedy w ko艅cu dopadnie Wilka...




--------------------------------------------------------------------------------




S艂o艅ce chyli艂o si臋 ju偶 ku zachodowi, kiedy w艣ciek艂y zmierza艂em do mojego mieszkania. Bricksa nie znalaz艂em. Zmarnowa艂em dzie艅 na bezsensowne w艂贸czenie si臋 po knajpach. Gdzie w艂a艣ciwie mia艂em go szuka膰? M贸g艂 by膰 dos艂ownie wsz臋dzie... M贸g艂 r贸wnie dobrze ju偶 nie 偶y膰. O, to by艂a interesuj膮ca koncepcja... Chocia偶 raz jaka艣 moja ofiara mog艂aby wy艣wiadczy膰 mi przys艂ug臋 i na przyk艂ad pope艂ni膰 samob贸jstwo, albo wpa艣膰 pod samoch贸d... Zwolni艂em kroku i wyci膮gn膮艂em papierosa, po czym w艂o偶y艂em go do ust i nie zapalaj膮c, rozejrza艂em si臋 dooko艂a. Na ulicach wyludni艂o si臋 i ju偶 tylko nieliczni przechodnie przemykali chodnikami z pomara艅czowej kostki. Sprzedawcy zamykali swoje sklepy, a w niekt贸rych oknach budynk贸w pali艂y si臋 艣wiat艂a. Znowu przyspieszy艂em, zapalaj膮c papierosa i obmy艣laj膮c tekst, jakim uracz臋 Applegate oraz kilka ciekawych lecz niezbyt mi艂ych epitet贸w dla jego podw艂adnych. By艂em ju偶 w pobli偶u budynku, w kt贸rym mieszka艂em, kiedy nagle us艂ysza艂em odg艂os szamotania i cichy, st艂umiony krzyk:

"Przesta艅!"

Zatrzyma艂em si臋 i spojrza艂em w stron臋 w膮skiej uliczki, kt贸r膮 w艂a艣nie mija艂em. Jej g艂臋bi臋 spowija艂 mrok, jednak dostrzeg艂em zarys dw贸ch, stoj膮cych blisko siebie postaci. Uruchomi艂em implanty i wyra藕nie zobaczy艂em Lucasa, przyciskanego do 艣ciany przez jakiego艣 m臋偶czyzn臋. Wydawa艂 mi si臋 znajomy. Zmarszczy艂em brwi i rzuci艂em papierosa na chodnik, przydeptuj膮c go obcasem, po czym ruszy艂em w ich kierunku.

"Za-zaczekaj..." - wyszepta艂 Lucas odsuwaj膮c si臋 przed wilgotnymi poca艂unkami m臋偶czyzny.

"A na co mam niby czeka膰?" - obruszy艂 si臋 tamten. - "Zawsze to samo. Ci膮gle wymy艣lacie jakie艣 problemy, a i tak rozk艂adacie nogi na zawo艂anie..." - wycedzi艂 i obj膮艂 go w talii, przyci膮gaj膮c do siebie. - B膮d藕 wi臋c dla mnie mi艂y i pozw贸l mi zrobi膰 to tak, jak lubi臋..." - wymrucza艂. Ch艂opak pr贸bowa艂 wyswobodzi膰 si臋 z jego u艣cisku, jednak r臋ce m臋偶czyzny by艂y szybkie i wprawne, bez trudu w艣lizgiwa艂y si臋 pod koszul臋 Lucasa, chciwie badaj膮c jego delikatne cia艂o.

"Nie!" - zawo艂a艂 ch艂opak, pr贸buj膮c odepchn膮膰 go r臋kami. - "M贸wi艂em ci, 偶e wi臋cej ci na to nie pozwol臋..."

M臋偶czyzna parskn膮艂 艣miechem.

"Pos艂uchaj mnie, ty dziwko, g贸wno mnie obchodzi, na co mi pozwalasz..." - wysycza艂 i przycisn膮艂 usta do szyi Lucasa. Ch艂opak wzdrygn膮艂 si臋, pr贸buj膮c odsun膮膰.

"Przesta艅!" - j臋kn膮艂 i uderzy艂 m臋偶czyzn臋 pi臋艣ci膮 w 偶ebra, co nie zrobi艂o na pot臋偶nym napastniku najmniejszego wra偶enia, kt贸ry nie zwracaj膮c uwagi na op贸r zacz膮艂 rozpina膰 koszul臋 ch艂opca.? "William, prosz臋... Przesta艅!"

"Zamknij si臋, bo zer偶n臋 ci臋 tak, jak ostatnio!" - warkn膮艂 zmuszaj膮c go do poca艂unku i wci膮偶 przyciskaj膮c Lucasa do 艣ciany, cz臋艣ciowo rozpi膮艂 mu spodenki.

"Nie przeszkadzam?..." - zapyta艂em, podchodz膮c do nich. Ch艂opak popatrzy艂 na mnie szeroko otwartymi oczami z wyrazem przestrachu, a mo偶e i pewnego za偶enowania na twarzy. M臋偶czyzna odwr贸ci艂 g艂ow臋 i moje wcze艣niejsze podejrzenia potwierdzi艂y si臋.

"Nie wtr膮caj si臋!" - krzykn膮艂 do mnie. - "Znajd藕 sobie inn膮 kurw臋!... Bo t臋 zaraz rozedr臋..." - wycedzi艂 z satysfakcj膮 i znowu obj膮艂 Lucasa, wbrew oporom i protestuj膮cym j臋kom ch艂opca, a na mnie nie zwracaj膮c ju偶 najmniejszej uwagi. To by艂 b艂膮d. Nie lubi艂em by膰 ignorowany. Post膮pi艂em krok i zamachn膮艂em si臋, z ca艂ej si艂y uderzaj膮c go brzegiem pi臋艣ci w twarz. Cios odrzuci艂 niczego nie spodziewaj膮cego si臋 m臋偶czyzn臋 na przeciwleg艂膮 艣cian臋. Lucas wci膮gn膮艂 g艂o艣no powietrze i popatrzy艂 na mnie z zaszokowaniem, potem na wspartego o 艣cian臋 napastnika. Ja r贸wnie偶 wpatrywa艂em si臋 w wysokiego m臋偶czyzn臋 o czarnych, kr贸tko przyci臋tych w艂osach, kt贸ry teraz rozmasowywa艂 swoj膮 szcz臋k臋. Tak. Oto wi臋c mia艂em przed sob膮 Bricksa w ca艂ej okaza艂o艣ci. Stuosiemdziesi臋ciosiedmiocentymetrow膮 ma艂o interesuj膮c膮 g贸r臋 mi臋sa, kt贸ra w dodatku przed chwil膮 w odra偶aj膮cy spos贸b dobiera艂a si臋 do bezbronnego dzieciaka.

"Czy艣 ty zwariowa艂?!" - krzykn膮艂 do mnie, wyprostowuj膮c si臋 i nagle zn贸w, dla podtrzymania r贸wnowagi, opieraj膮c o 艣cian臋. Chwia艂 si臋 jednak nie z powodu mojego ciosu. Wion臋艂o od niego alkoholem na odleg艂o艣膰 metra, musia艂 wi臋c by膰 naprawd臋 mocno wstawiony. Popatrzy艂em na Lucasa. Spogl膮da艂 to na mnie, to na Bricksa, owijaj膮c si臋 po艂ami cz臋艣ciowo rozpi臋tej koszuli. Wygl膮da艂 na do艣膰 zdezorientowanego i niepewnego sytuacji. Powoli wr贸ci艂em wzrokiem do m臋偶czyzny. Zmru偶y艂em oczy, czuj膮c jak ro艣nie we mnie w艣ciek艂o艣膰 na samo wspomnienie, 偶e ten facet obmacywa艂 ch艂opca. Jak w og贸le 艣mia艂 dotyka膰 w ten spos贸b Lucasa. Jasna cholera...z jak膮 przyjemno艣ci膮 ja zabij臋 tego drania!... Post膮pi艂em krok. Moje implanty dzia艂a艂y na pe艂nych obrotach i widzia艂em go doskonale. Musia艂y te偶 niesamowicie 艣wieci膰 w mroku, gdy偶 Bricks nagle cofn膮艂 si臋 i zawo艂a艂:

"Co jest z twoimi oczami?"

"Nic. Wydaje ci si臋. Po prostu za du偶o pijesz..." - wyszepta艂em lodowato. Na szcz臋艣cie Lucas sta艂 zwr贸cony do mnie pod takim k膮tem, 偶e nie widzia艂 b艂yszcz膮cych zielonoz艂otych t臋cz贸wek. - "Mo偶e to ci臋 otrze藕wi..." - zada艂em Bricksowi nast臋pny szybki, lecz niezbyt silny cios w twarz. Zachwia艂 si臋 i post膮pi艂 krok do ty艂u. Lucas podskoczy艂 do mnie i chwyci艂 mnie za r臋k臋.

"Jack, nie..." - zawo艂a艂. Zamkn膮艂em powieki i odwr贸ci艂em g艂ow臋 w bok, kiedy si臋 zbli偶y艂. Nie chcia艂em, 偶eby widzia艂 moje oczy. Nie chcia艂em, 偶eby o cokolwiek potem pyta艂... Odsun膮艂em go 艂agodnie lecz stanowczo.

"Nie wtr膮caj si臋." - rzek艂em ch艂odno, otwieraj膮c oczy dopiero, gdy us艂ysza艂em, 偶e ch艂opak cofn膮艂 si臋 pod 艣cian臋. Popatrzy艂em na m臋偶czyzn臋. Star艂 z brody krew 艣ciekaj膮c膮 z jego rozci臋tej wargi i popatrzy艂 na mnie w艣ciekle. Z zaskakuj膮c膮 dla jego stanu zwinno艣ci膮 doskoczy艂 do mnie, wymierzaj膮c mi dwa ciosy, przed kt贸rymi bez trudu si臋 uchyli艂em, a jego pi臋艣ci uderzy艂y tylko powietrze. Natomiast wyprowadzone przez mnie razy dok艂adnie trafi艂y w sw贸j cel i zanim Bricks zd膮偶y艂 zareagowa膰 moja pi臋艣膰 z impetem wyl膮dowa艂a w okolicach jego 偶o艂膮dka dok艂adnie w miejscu splotu s艂onecznego. Kiedy z j臋kiem zacz膮艂 osuwa膰 si臋 w d贸艂, chwyci艂em go i przytrzymuj膮c uderzy艂em po raz drugi, tym razem silnym hakiem w szcz臋k臋. Zatoczy艂 si臋 do ty艂u i upad艂 na ziemi臋.

"Jack, przesta艅! Zabijesz go!" - krzykn膮艂 Lucas, znowu do mnie podbiegaj膮c. Dlaczego ten g贸wniarz jeszcze st膮d nie poszed艂? Odepchn膮艂em go po raz kolejny i ruszy艂em w stron臋 podnosz膮cego si臋 z trudem m臋偶czyzny.

"Ty sukinsynu! Zap艂acisz mi za to!" - zawo艂a艂 wstaj膮c z ziemi.

"Oczywi艣cie, 偶e go zabij臋..." - wyszepta艂em, patrz膮c ju偶 tylko na m贸j cel . By艂em zdecydowany zako艅czy膰 t臋 zabaw臋, jakby na ni膮 nie patrze膰 ma艂o interesuj膮c膮 i zabawn膮. Us艂ysza艂em brzd臋kni臋cie metalu i zobaczy艂em b艂ysk spr臋偶ynowego no偶a w jego d艂oni. Bricks stan膮艂 w rozkroku, przybieraj膮c bojow膮 pozycj臋. U艣miechn膮艂em si臋 rozbawiony, kiedy nagle ruszy艂 do natarcia. Na wilka z takim scyzorykiem? Mo偶e na ma艂ego wilczka... ale w przypadku doros艂ego wilka mo偶na si臋 bole艣nie pokaleczy膰... o jego z臋by. Bez trudu cofn膮艂em si臋 przed jego atakiem i chwyci艂em napastnika za nadgarstek, wytr膮caj膮c mu n贸偶 z d艂oni. Odepchn膮艂em go, posy艂aj膮c w stron臋 艣ciany tak, 偶e z hukiem wpad艂 na ni膮. Nie straci艂 jednak werwy, natychmiast odbijaj膮c si臋 od muru i rzucaj膮c na mnie z pi臋艣ciami.
To nie by艂o trudne... Zrobi艂em unik i kopniakiem podci膮艂em mu nogi, chwyciwszy go b艂yskawicznie za g艂ow臋, ujmuj膮c podbr贸dek i unosz膮c pod odpowiednim k膮tem. Reszt臋 za艂atwi艂a grawitacja i impet szar偶y m臋偶czyzny. Ja tylko przytrzyma艂em mocno jego g艂ow臋, a ci臋偶ar spadaj膮cego na ziemi臋 pot臋偶nego cia艂a skr臋ci艂 w艂a艣cicielowi kark. Bardziej poczu艂em ni偶 us艂ysza艂em g艂uche chrupni臋cie jego kr臋g贸w. Przytrzyma艂em go chwil臋, kiedy przez cia艂o przebieg艂 skurcz po艣miertny, a nast臋pnie pu艣ci艂em zw艂oki, kt贸re zwali艂y si臋 z g艂o艣nym 艂omotem na ziemi臋. Wyprostowa艂em si臋 i odwr贸ci艂em, wy艂膮czaj膮c swoje implanty. Wtedy w mroku dostrzeg艂em Lucasa wci膮偶 stoj膮cego pod 艣cian膮 i wpatruj膮cego si臋 we mnie z przera偶eniem.

"Co艣 ty mu zrobi艂?!" - krzykn膮艂, przypadaj膮c do cia艂a Bricksa. Dotkn膮艂 jego szyi, po czym gwa艂townie si臋 cofn膮艂, spogl膮daj膮c na mnie szeroko otwartymi oczami. - "Zabi艂e艣 go!" Popatrzy艂em z uwag膮 na ch艂opca. Nie rozumia艂em, dlaczego tak si臋 tym przejmowa艂. Zw艂aszcza 艣mierci膮 faceta, kt贸ry przed chwil膮 pr贸bowa艂 go zgwa艂ci膰. - "Jak mog艂e艣?" - wyszepta艂 wstaj膮c i podchodz膮c do mnie. - "Nic ci nie zrobi艂..."

"Ale tobie pr贸bowa艂 co艣 zrobi膰!" - warkn膮艂em rozz艂oszczony. My艣la艂em, 偶e kiedy zabij臋 tego faceta moja w艣ciek艂o艣膰 opadnie. 呕e to on jest powodem mojego ca艂odziennego rozdra偶nienia. Ku mojemu zdziwieniu tak si臋 jednak nie sta艂o, a s艂owa Lucasa jeszcze bardziej podsyca艂y m贸j gniew.

"No to co z tego?..." - sykn膮艂, a ja drgn膮艂em zaskoczony tymi s艂owami. Czy naprawd臋 absolutnie nie przejmowa艂 si臋 tym, co klienci z nim robili? Czy wykonywa艂 ka偶de polecenie, bez wzgl臋du na to, co to by艂o? Skoro tak, to faktycznie by艂 zwyk艂膮 szmat膮 i szkoda by艂o mojego czasu. Wcze艣niej wydawa艂o mi si臋, 偶e ten dzieciak ma w sobie cho膰 odrobin臋 godno艣ci... Spojrza艂em mu w oczy i dostrzeg艂em, 偶e l艣ni艂y w nich 艂zy. W og贸le go nie rozumia艂em... Chwyci艂em go za r臋k臋 i poci膮gn膮艂em w stron臋 wyj艣cia z uliczki.

"Ej!" - zaprotestowa艂.

"Musimy porozmawia膰." - wyja艣ni艂em, prowadz膮c ch艂opca w stron臋 jednego ze stoj膮cych w rz臋dzie bia艂ych budynk贸w.

Wepchn膮艂em go brutalnie do windy, a on tylko opar艂 si臋 o 艣cian臋, wciskaj膮c w k膮t i wci膮偶 patrz膮c na mnie ze z艂o艣ci膮. Przesun膮艂em kart臋 identyfikacyjn膮 przez czytnik, a d藕wig wci膮gn膮艂 nas na trzecie pi臋tro. Spodziewaj膮c si臋, 偶e nie zechce sam wyj艣膰 z windy znowu uj膮艂em jego rami臋 i wprowadzi艂em do mieszkania. Weszli艣my do sypialni, poniewa偶 tutaj zostawi艂em kom贸rk臋, a musia艂em powiadomi膰 Applegate" a o wykonaniu zadania, jak sobie wielmo偶ny pan za偶yczy艂. Wys艂a艂em kr贸tki umowny sygna艂 i od艂o偶y艂em telefon, spogl膮daj膮c na Lucasa. Ch艂opiec sta艂 obok, z r臋kami skrzy偶owanymi na piersi i zas臋pionym wyrazem twarzy. Zrzuci艂em p艂aszcz i zanim zd膮偶y艂em si臋 odezwa膰 on pierwszy zawo艂a艂:

"Jak mog艂e艣 go zabi膰!?" - spojrza艂 na mnie z niedowierzaniem.

"Dobiera艂 si臋 do ciebie..." - mrukn膮艂em, nie bardzo wiedz膮c, co mam mu na to odpowiedzie膰. Nie mog艂em mu przecie偶 powiedzie膰, 偶e kto艣 zap艂aci艂 za 艣mier膰 Bricksa. Westchn膮艂, kr臋c膮c z dezaprobat膮 g艂ow膮.

"Jack, zabijesz ka偶dego mojego klienta?" - sykn膮艂 sarkastycznie. Spojrza艂em na niego ze z艂o艣ci膮.

"A cz臋sto pozwalasz sobie robi膰 co艣 takiego?" - zawo艂a艂em, podchodz膮c do niego. Zerkn膮艂 na mnie z ukosa, po czym szybko opu艣ci艂 wzrok.

"Nie twoja sprawa." - b膮kn膮艂 pod nosem. Chwyci艂em go za ramiona i przyci膮gn膮艂em do siebie, zmuszaj膮c do spojrzenia mi w oczy.

"Odpowiedz!" - hukn膮艂em. Mia艂em tego wszystkiego do艣膰! Tego marudzenia Applegate'a, szukania Bricksa, beznadziejnej b贸jki z nim i gierek Lucasa. Co szczeniak sobie w og贸le my艣la艂? Wyrwa艂 si臋, oswobadzaj膮c z mojego u艣cisku.

"Mo偶e to lubi臋!?" - zawo艂a艂 zuchwale. - "Nie przysz艂o ci to do g艂owy?"

U艣miechn膮艂em si臋 krzywo. Wi臋c wszystko ju偶 by艂o dla mnie proste...

"Zatem szkoda na ciebie mojego czasu, ty kurwo!" - sykn膮艂em, a niemal r贸wnocze艣nie r臋ka Lucasa przeci臋艂a powietrze i uderzy艂a mnie w policzek. Cios nie by艂 mocny z racji w膮t艂o艣ci ch艂opca, jednak rozw艣cieczy艂 mnie. Jak w og贸le ten dzieciak 艣mia艂 podnosi膰 na mnie r臋k臋?! Zanim zd膮偶y艂em nad sob膮 zapanowa膰 odda艂em Lucasowi. Nie u偶y艂em ca艂ej swojej si艂y, jednak raz by艂 wystarczaj膮co pot臋偶ny i nag艂y, 偶eby ch艂opiec straci艂 r贸wnowag臋 i upad艂 na brzeg 艂贸偶ka. Kiedy lekko oszo艂omiony pr贸bowa艂 wsta膰, chwyci艂em go za r臋k臋 i wci膮gn膮艂em ca艂ego na pos艂anie. Popatrzy艂 na mnie z wyrazem przestrachu na twarzy. - "Skoro to lubisz..." - zawiesi艂em g艂os, a jego oczy rozszerzy艂y si臋 nagle z przera偶enia. Ju偶 wiedzia艂em co, chc臋 zrobi膰. Chcia艂em go ukara膰 za jego s艂owa. Skrzywdzi膰 i pokaza膰 mu, 偶e to, co jak m贸wi艂 lubi wcale nie jest takie przyjemne. Przyszpili艂em go sob膮 do 艂贸偶ka, bez trudu radz膮c sobie z jego oporem i unikaj膮c uderze艅 jego pi臋艣ci. Czy naprawd臋 wierzy艂 w to, 偶e mo偶e mnie powstrzyma膰?

"Nie! Jack! Zostaw mnie!" - krzykn膮艂, pr贸buj膮c si臋 wy艣lizgn膮膰 spod przygniataj膮cego go mojego cia艂a. Wbrew usilnym protestom i towarzysz膮cej im dzikiej walce zdar艂em z niego koszul臋. Uj膮艂em oba jego nadgarstki w jedn膮 d艂o艅 i przycisn膮艂em je do 艂贸偶ka nad jego g艂ow膮, po czym bez wi臋kszych problem贸w zacz膮艂em 艣ci膮ga膰 mu spodenki. Wierzga艂 i pr贸bowa艂 mnie kopn膮膰, jednak z mizernym skutkiem. Po chwili, le偶a艂 pode mn膮 zupe艂nie nagi.? "Przesta艅!!" - wysycza艂 przez zaci艣ni臋te z臋by i znowu si臋 szarpn膮艂, pr贸buj膮c wyswobodzi膰. Zmusi艂em go do poca艂unku i cofn膮艂em si臋 gwa艂townie, czuj膮c w ustach smak swojej krwi. Spojrza艂em na ch艂opca. Jego rozchylone wargi r贸wnie偶 zroszone by艂y rubinowymi kropelkami, oddycha艂 szybko i nier贸wno, policzki by艂y zarumienione z wysi艂ku, a jego oczy pa艂a艂y w艣ciek艂o艣ci膮. Wygl膮da艂 pi臋knie...

"Dobrze..." - powiedzia艂em cicho. - "Je艣li chcesz, b臋dzie bez poca艂unk贸w..." - przycisn膮艂em go sob膮 do 艂贸偶ka, a on po raz kolejny pr贸bowa艂 si臋 ze mn膮 si艂owa膰. Zaczyna艂 mnie bawi膰 jego op贸r, a 艣wiadomo艣膰 posiadania nad nim w艂adzy - niezwykle podnieca膰. Jednocze艣nie jego s艂owa i s艂owa Bricksa ci膮gle brz臋cza艂y mi w uszach, dra偶ni艂y mnie. Nie panowa艂em ju偶 nad sob膮. Op臋ta艂y mnie w艣ciek艂o艣膰 i po偶膮danie.

"Przesta艅!!" - krzykn膮艂, s艂ysz膮c, jak rozpinam spodnie. - "Nie! Przesta艅!" - znowu spr贸bowa艂 mnie kopn膮膰, kiedy rozsuwa艂em mu bardziej nogi. J臋kn膮艂 z bezsilno艣ci, gdy przesun膮艂em r臋k臋 na jego plecy, a nast臋pnie rozwar艂em po艣ladki. Przyci膮gn膮艂em go bardziej do siebie i jednym bezlitosnym ruchem wdar艂em si臋 w niego. Krzykn膮艂, odrzucaj膮c g艂ow臋 w bok, a jego spi臋te cia艂o wygi臋艂o si臋 艂uk i zadygota艂o z b贸lu. By艂 niesamowicie ciasny, a wszystkie jego mi臋艣nie napr臋偶one przez l臋k i pr贸b臋 obrony przede mn膮. Wysun膮艂em si臋 lekko i wepchn膮艂em jeszcze g艂臋biej, czuj膮c niesamowit膮 rozkosz, jak膮 ju偶 wcze艣niej mi dawa艂. Teraz jednak w jaki艣 spos贸b spot臋gowan膮. Lucas gwa艂townie szarpn膮艂 si臋 i z trudem z艂apa艂 oddech, kt贸ry odbiera艂 mu b贸l. Znowu si臋 poruszy艂em, wciskaj膮c ch艂opca w 艂贸偶ko. Zaszlocha艂 z bezsilno艣ci i zacisn膮艂 mocno pi臋艣ci. - "Prosz臋... przesta艅..." - za艂ka艂. Zamkn膮艂em oczy i znowu poruszy艂em si臋 gwa艂townie, wywo艂uj膮c jego kolejny szloch. Nie obchodzi艂o mnie ju偶 nic. Ani to, czy p艂aka艂, ani to jak silny czu艂 b贸l. Teraz liczy艂a si臋 dla mnie moja w艂asna przyjemno艣膰. Nagle wyrwa艂 jedn膮 r臋k臋 z mojego u艣cisku i mocno uderzy艂 mnie pi臋艣ci膮 w bark. Poczu艂em ten cios, jednak zignorowa艂em b贸l i szybko chwyci艂em jego nadgarstek drug膮 d艂oni膮, odci膮gaj膮c jego r臋k臋 w bok i przytrzymuj膮c. Szarpn膮艂 si臋 i znowu za艂ka艂. Nie przestawa艂em si臋 porusza膰, wdzieraj膮c si臋 w niego raz po raz z ca艂ych si艂. Rozkosz, jak膮 dawa艂a mi jego ciasnota, by艂a z pewno艣ci膮 wsp贸艂mierna do b贸lu jaki mu tym sprawia艂em. Nagle odczu艂em, 偶e ch艂opiec ju偶 nie walczy. Zupe艂nie niespodziewanie uspokoi艂 si臋 i tylko nier贸wno chwyta艂 powietrze, kt贸re wyciska艂 mu z p艂uc okropny b贸l. Chyba zrozumia艂, 偶e im bardziej si臋 broni, tym wi臋cej cierpienia sam sobie sprawia. Poczu艂em, 偶e teraz ju偶 tylko stara艂 si臋 nie wykonywa膰 偶adnych zb臋dnych ruch贸w i usi艂owa艂 rozlu藕ni膰 mi臋艣nie. Zamkn膮艂em oczy, oddaj膮c si臋 ju偶 tylko zaspokajaniu swojej 偶膮dzy...

Przez chwil臋 le偶a艂em, przyciskaj膮c go do 艂贸偶ka i oddychaj膮c szybko. Czu艂em jak ogarnia mnie znu偶enie, a z cia艂a ucieka gor膮czka po偶膮dania. W ko艅cu podnios艂em si臋 i zapi膮wszy spodnie, usiad艂em na brzegu 艂贸偶ka. Si臋gn膮艂em po le偶膮c膮 na nocnym stoliku paczk臋 papieros贸w i zapali艂em jednego. Zerkn膮艂em na Lucasa. Wci膮偶 le偶a艂 w bezruchu i tylko oddycha艂 ci臋偶ko. Twarz mia艂 zwr贸con膮 w drug膮 stron臋, wi臋c nie widzia艂em, co teraz czu艂. W艂a艣ciwie by艂o mi to oboj臋tne. Po kilku sekundach us艂ysza艂em, jak podnosi si臋 z trudem, poj臋kuj膮c z b贸lu.

"To chyba dla ciebie nie pierwszyzna, co?" - zakpi艂em. W ko艅cu sam m贸wi艂, 偶e to lubi. Popatrzy艂em na niego. Si臋gn膮艂 po podart膮 koszul臋 i za艂o偶y艂 j膮. Dr偶a艂.

"O czym m贸wisz?..." - zapyta艂 cicho.

"Dobrze wiesz." - mrukn膮艂em, wci膮偶 lekko zirytowany.

"To m贸j drugi gwa艂t, nie licz膮c pierwszego razu..." - odpar艂 g艂ucho. Sam nie wiedzia艂em, dlaczego go o to pyta艂em.

"Jak to by艂o?"

"Pierwszy raz by艂 z alfonsem. Musia艂 sprawdzi膰, czy si臋 nadaj臋 do roboty. By艂 brutalny i zdawa艂 si臋 zupe艂nie nie przejmowa膰 tym, 偶e nigdy wcze艣niej tego nie robi艂em..." - wyzna艂. Us艂ysza艂em, 偶e wsta艂 i zacz膮艂 si臋 ubiera膰. - "Innym razem klient..."

"Bricks?" - zapyta艂em.

"Tak." - wyszepta艂. Nie wiedzia艂em, w jakim celu prowadzi艂em to przes艂uchanie. Nie mia艂em te偶 poj臋cia, dlaczego ch艂opak mi odpowiada艂. Mo偶e po prostu si臋 mnie ba艂. Mo偶e obawia艂 si臋, 偶e zrobi臋 mu co艣 jeszcze gorszego. W ka偶dym razie, to wszystko nic mnie nie obchodzi艂o.

"Wyno艣 si臋!" - sykn膮艂em. Bez s艂owa ubra艂 si臋 i po chwili us艂ysza艂em szelest windy.

Zamkn膮艂em oczy. Co za dzie艅. Chyba d艂ugo go nie zapomn臋. Kto艣 kiedy艣 powiedzia艂 mi, 偶e nie powinni mnie nazywa膰 Wilkiem, tylko raczej Besti膮... Kto艣, na kogo oczach zabi艂em bez skrupu艂贸w, z zimn膮 krwi膮... Mia艂 ca艂kowit膮 racj臋... Nagle zda艂em sobie spraw臋, 偶e pozwoli艂em w艂a艣nie wyj艣膰 艣wiadkowi dokonanego przeze mnie zab贸jstwa. Zerwa艂em si臋 z 艂贸偶ka i niespodziewanie poczu艂em pal膮cy b贸l w oczach. Sykn膮艂em, opadaj膮c na kolana, chwytaj膮c si臋 za skronie i zamykaj膮c mocno powieki. Zupe艂nie, jakby kto艣 wbija艂 mi szpilki w 藕renice. Zacisn膮艂em z臋by i ostro偶nie otworzy艂em oczy. Pok贸j by艂 zamazany, mroczny, mimo 艣wiec膮cych si臋 lamp. Podczo艂ga艂em si臋 do p艂aszcza i wydoby艂em z kieszeni strzykawk臋 z dawk膮 Cordix, kt贸r膮 zawsze nosi艂em przy sobie. Przycisn膮艂em aparat do aorty i nacisn膮艂em spust. Poczu艂em jak drobna ig艂a przebija sk贸r臋, a narkotyk zostaje wt艂oczony do t臋tnicy. Odetchn膮艂em, niemal natychmiast czuj膮c, jak niezno艣ny b贸l ust臋puje. Rozlu藕ni艂em si臋, siadaj膮c na pod艂odze i plecami opieraj膮c si臋 o 艂贸偶ko. Odrzuci艂em g艂ow臋 do ty艂u i pozwoli艂em zbawiennej substancji dzia艂a膰 na m贸j organizm. Jutro znajd臋 Lucasa i porozmawiam z nim. Ale je艣li nie b臋dzie chcia艂 wsp贸艂pracowa膰, nie b臋d臋 mia艂 te偶 wielkiego wyboru...














Komentarze
wielkamorda dnia pa糳ziernika 14 2011 19:06:07
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Fu (Fu_chan@interia.pl) 14:48 15-08-2004
Co by du偶o nie pisa膰... DZIKO I GWA艁TOWNIE PO呕膭DAM DALSZYCH CZ臉艢CI najlepiej mnogos膰 ich wielk膮 smiley*
Kethry (kethry@interia.pl) 14:53 15-08-2004
Moje pierwsze opowiadanie yaoi. Jak na razie nic go nie przebilo. Wiecej, wiecej, wiecej! smiley
Natiss (Brak e-maila) 16:17 15-08-2004
Opowiadanie 艣wietne! Po prostu suuuper!! Z ogromn膮 niecierpliwo艣ci膮 czekam na ci膮g dalszy! ^^
Deedo (Brak e-maila) 22:24 15-08-2004
Ja te偶! Nakarm mnie dalszymi cz臋艣ciami, p贸ki s膮 wakacje^.^ i jest du偶o czasu, aby czyta膰 i pisa膰.
An-Nah (an_nah@interia.pl) 22:18 16-08-2004
Booooooooozeeeee! Znalezc cos takiego wsrod opowiadan yaoi to cud. To am fabule i to nie ograniczajaca sie do tematu \"facet+facet+lozko+komplikacje uczuciowe\". To opowiadanie jest wielkie iswietnie napisane. Ciekawe postacie. ZW艁ASZCZA KATHY! Przeciez ona zachowuje sie zupelnie jak jedna z moich postaci, ktora nomen omen ma na imie Kate - tak samo bezwzgledna, gotowa na wszystko, a rownoczesnie dbajaca o tych, ktorych kocha - zastanaiam sie, czy Wadera i Ma艂a Furia pkocha艂yby sie, czy skoczylyby sobie do gardel... do zeczy jednak. ze sprawa Kathy wiaze sie kolejny plus tego opowiadania - nie wyeliminowalas z tego swiata kobiet - co wiecej, one tez odgrywaja wazne role, a to zadkosc. no i fabula, fabula, fabula, i to, z jaka precyzja wszystko opisujesz - zakochalam sie. WIECEJ PROSZE!
Nirja (Brak e-maila) 10:58 17-08-2004
Opowiadanie oceniam tak samo jak reszta, czyli na 6+. R贸wnie偶 niecierpliwie czekam na dalsze cz臋艣ci, kt贸rych ani widu ani s艂ychu smiley. Ja niewiem dlaczego tak si臋 dzieje ale najbardziej warto艣ciowe opowiadania s膮 przerywane albo maj膮 aktualizacje co p贸艂 roku.

Kondor jest frapuj膮c膮 postaci膮. My艣la艂a艣 mo偶e o napisaniu oddzielnego opo z jego udzia艂em i mo偶e z Rishk膮? hmmm? Co Ty na to?
Namida (namida@interia.pl) 14:59 17-08-2004
Dzi臋kuj臋, dzi臋kuj臋 za ciep艂e s艂owa! ^__^ A偶 serce ro艣nie i chce si臋 pisa膰, kiedy wida膰, 偶e naprawd臋 komu艣 si臋 to podoba. Epizod 10 jest w korekcie i jak dobrze p贸jdzie, to przy najbli偶szej aktuali si臋 pojawi! ^__^\' (Mam nadziej臋, 偶e si臋 nie zawiedziecie, bo moja wena ostatnio si臋 buntuje i nie chce wsp贸艂pracowa膰 >__<\'smiley Natomiast 11 i zarazem ostatni epizod si臋 pisze i du偶ymi krokami zbli偶a ku zako艅czeniu. ^_^\' Co do Kondora...hm...planowa艂am Sequel. Ju偶 sporo fragmencik贸w mam, ale to wymaga ci膮gle nawa艂u pracy. Jeszcze raz dzi臋kuj臋 Wam za s艂owa uznania. *__* I przepraszam, 偶e tak rzadko si臋 pojawiaj膮 kolejne cz臋艣ci - wynika to po cz臋艣ci z tego, i偶 poch艂ania mnie praca nad stron膮, zinem i nauk膮 (naturalnie w roku akademickim T.T\'smiley, a po cz臋艣ci z charakteru mojego opornego natchnienia... =_=\'
Rahead (rahead@interia.pl) 07:06 20-08-2004
Przeczyta艂am, a mo偶e raczej poch艂on臋艂am w ci膮gu jednej nocki smiley
A偶 偶al 偶e ju偶 si臋 ko艅czy...
Jest Cudowne smiley
Setsunaa (Brak e-maila) 12:47 22-08-2004
Eh ja nawet si臋 nie b臋de tu rozwleka膰 bo bym pisa艂a i pisa艂a. Powiem kr贸tko ^^ \"WILCZEK\"^0^ RULEZ
To opowiadanie jest odskoczni膮 od sztywno艣ci form. Jest 艣wietne chyba, emm napewno pod ka偶dym wzgl臋dem. Oby tak dalej. A I NIE MAM MOWY, TO NIE MOZE SIE SKONCZYC. WSZYSCY TU POMRZEMY BEZ KOLEJNYCH CZESCI HEHE POZDRAWIAM ^^
An-Nah (Brak e-maila) 20:30 25-08-2004
Oczywiscie, ze moze sie skonczyc - i powinno, bo niekonczace sie telenowele sa meczace. Ale musi skonczyc sie z sensem i cos mi sie zdaje, ze autorka nas nie zawiedzie... czesc 10 przeczytana, czekam na 11...
Shuichi (Brak e-maila) 21:00 25-08-2004
Nami pisz! bo ja z g艂odu umre i z ciekawo艣ci. Opowiadanko boskie, Pi臋kne a bishe cud!!! wielbie to opowiadanko i mam do niego full sentyment bo to by艂o pierwsze opowiadanie yaoi jaki moje oczka wch艂one艂y (oczywi艣cie nie obesz艂o si臋 bez problem贸w 偶o艂膮dkowych^_-)
Setsunaa (Brak e-maila) 23:48 25-08-2004
wsania艂e...
Rahead (rahead@interia.pl) 10:40 26-08-2004
Jak w niego mierzy艂.... mo偶e to dziwne... ale niesamowite by艂oby gdyby io jednak zastrzeli艂... A teraz poprostu nie mog臋 sie doczeka膰 co b臋dzie dalej...
Ashura (Brak e-maila) 20:52 26-08-2004
Nie musisz az tak zageszczac sadomasochizmu w tym opo bo jest naprawde dobre.Jak najszybciej dopisz ostatnia czesc!
Namida (namida@interia.pl) 00:08 27-08-2004
0.0\'\' Sadomasochizm? I to zag臋szczony?? Gdzie?? T__T\' Nic takiego nie by艂o w zamiarze...skondensowany sadomasochizm to b臋dzie w innym opku... ;-PPP
Morgiana (Brak e-maila) 15:31 27-08-2004
Uprzejmie prosz臋 o nie prowokowanie Namidy. Ona z tym sadomasochizmem to dopiero MO呕E pokaza膰 co potrafi ^-^ (a to biedne dziecko ju偶 chyba do艣膰 wycierpia艂o, co?)
Ashura (Brak e-maila) 15:35 27-08-2004
Nie no, wcale tam S/M nie wystepuje, sorry.Tak czy inaczej NAMI DOPISZ JAK NAJSZYBCIEJ 11 CZESC ALBO BEDE PIERWSZA OSOBA KTORA ZAMORDOWALA KOGOS PRZEZ INTERNET!;-P A tak na powaznie to szczegoly techniczne, pomysly na kolejne zlecenia i inne pomysly sa apsolutnie rewelacyjne!Masz prawdziwy talent dziewczyno, takze do poezji, twoje wiersze znam niemal na pamiec.Mam nadzieje ze nie rozczarujesz swioch fanow i jeszcze niejedno dzielko nam zaprezentujesz.
Ashura (Brak e-maila) 15:50 27-08-2004
Do Morgiany:zgadzam sie w zupelnosci , to dziecko juz dosc wycierpialo!Do Namidy: uprzejmie prosze o oszczedzenie biednemu Lucasowi kolejnej traumy, jesli sie da ^-^
Namida (namida@interia.pl) 16:28 27-08-2004
Dzi臋kuj臋 za s艂owa uznania... ^__^ Ale co do wierszy to ci臋偶ko mi si臋 zgodzi膰. Te s膮 moim zdaniem do艣膰..kiepskie.. Opublikowa艂am je, bo akurat wi膮偶膮 si臋 troch臋 z yaoi, ale nie jestem z nich przesadnie dumna. No a co do Lucasa i oszcz臋dzenia mu traumy...to...eeeee...hm...nooo...chyba nie da si臋! (ucieka) ;-PPP Pisz臋 pisz臋 11stk臋...to b臋dzie d艂ugi rozdzia艂, ale posuwa si臋 powoli do przodu. ^__~
Diana (Brak e-maila) 00:08 15-05-2006
Ja ciem wiecej!!! Kiedy bedzie 11stka??
kurara (kurara997@wp.pl) 21:53 30-05-2006
hej no jak tak mo偶na.to偶 ja tu usycham z 偶alu i t臋sknoty...uzala偶ni艂am si臋 i chce tego wi臋cej,w depresja popadam...napisz cooosik,co? proszeeee...
Kira (Brak e-maila) 21:09 19-06-2006
Kiedy b臋dzie cz臋艣膰 11? ja ju偶 d艂u偶ej nie wytrzymam... B艂agam, napisz! @_@
liz (liz5@o2.pl) 11:58 27-06-2006
KIEDY DALSZE CZESCI????????????????????????????????????????????????????????????// B 艁 A G A M ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! ! !
Namida (kazeno@tlen.pl) 14:00 28-06-2006
Nast臋pna cz臋艣膰 b臋dzie tylko jedna i OSTATNIA! Na pewno tego chcecie? =_='
Nova (Brak e-maila) 21:11 30-06-2006
Dalej, dalej! Chcemy jeszcze! Plizzzz
Natcian (Brak e-maila) 14:22 08-07-2006
Ej no, niekt贸rzy bardzo, ale to bardzo chcieliby pozna膰 zako艅czenie >_< Prosz臋 nas nie skazywa膰 na takie cierpienie i zapsokoic nasz膮 ciekawo艣膰 ;_; A kto nie b臋dzie chcia艂 ten po prostu nie przeczyta smiley
KRUffKA (Brak e-maila) 12:57 14-07-2006
CZEKAMY! CZEKAMY! Doczeka膰 si臋 nie mo偶emy...
kei (Brak e-maila) 12:05 26-08-2006
na pwno tego chcemy smiley
tomek (Brak e-maila) 16:11 12-10-2006
pewnie ze chcemysmiley
andesha (Brak e-maila) 08:52 21-10-2006
Dzi臋kuj臋, 偶e pozwoli艂a艣 im 偶y膰.
A swoj膮 drog膮, nie pomy艣la艂abym nawet, 偶e 艂zy mog膮 sp艂yn膮膰 po twarzy z powodu znienawidzonego Czarnego Kondora...
Jeste艣 Mistrzyni膮 Emocji.
Tohma (Brak e-maila) 10:00 21-10-2006
Cudowne
Namida (Brak e-maila) 23:53 21-10-2006
=^_^= Dzienks!
Rahead (Brak e-maila) 23:00 22-10-2006
Powiem tak.

Warto by艂o tak d艂ugo czekac smiley
zdecydowanie trzyma poziom ca艂osci smiley <3
Rah (Brak e-maila) 23:02 22-10-2006
ps... Jak mozna nienawidzic czarnego kondora, andesha??? XDDDD
sintesis (Brak e-maila) 22:46 23-10-2006
boooskie... wzruszylam sie nad zakonczeniem bo kurde szczesliwe jest! zaskoczylas mnie tym chyba najbardziej ze wszyscy przezyli, ze oni sa razem ! jestes genialna, chyle czola twej cudownosci!smiley
kei (Brak e-maila) 16:41 30-10-2006
warto bylo czekac smiley, jedno z moich ulubionych opowiadan. Powodzenia w nastepnych opkach smiley
Neko (bloodred@wp.pl) 15:27 25-11-2006
Super, wspania艂e, zawchwycaj膮ce, genialne, poci膮gaj膮ce fascynuj膮ce, intryguj膮ce, cudowne... m贸wi艂am ju偶 偶e wspania艂e?? Najlepsze opo jakie czyta艂am. KOCHAM JE!!^_^
aga (Brak e-maila) 00:42 19-05-2007
dawno temu czytalam to opowiadanie jeszcze jak nie bylo skonczone musze chyba doczytac smiley reszte ale pamietam ze bardz mis ie podobalo i rozczarowana bylam ze jeszcze nie zakonczone smiley masz dobry styl pisania nie zanudzasz smiley
Vanitas (benio261@wp.pl) 11:38 25-08-2008
to opowiadanie ca艂iem mnie zadziwi艂o. jest fascynuj膮ce!
Licz臋, 偶e dodasz 11 cz臋艣膰... bo inaczej ca艂e opowiadanie nei mia艂oby sensu, poza tym liczy na Ciebie wiele os贸b, Namido... smiley
Pozdrawiam i gratuluj臋 talentu.
Vanitas (benio261@wp.pl) 11:39 25-08-2008
to opowiadanie ca艂iem mnie zadziwi艂o. jest fascynuj膮ce!
Licz臋, 偶e dodasz 11 cz臋艣膰... bo inaczej ca艂e opowiadanie nie mia艂oby sensu, poza tym liczy na Ciebie wiele os贸b, Namido... smiley
Pozdrawiam i gratuluj臋 talentu.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dost阷ne tylko dla zalogowanych U縴tkownik體.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, 縠by m骳 dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa U縴tkownika

Has硂



Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem?
Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.

Zapomniane has硂?
Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze sta艂e, cykliczne projekty



Tu jeste艣my
Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemno艣ci膮 艣ledz臋 Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpud艂a :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, je艣li kto艣 tu zagl膮da i chce wiedzie膰, co porabiam, to mo偶e zajrze膰 do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z r贸偶nych przyczyn staram si臋 by膰 optymist膮, wi臋c b臋d臋 trzyma艂 kciuki 偶eby uda艂o Ci si臋 odtworzy膰 to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro s艂ysze膰, Jash. Wprawdzie nie czyta艂em Twojego opowiadania, ale szkoda, 偶e nie doczeka si臋 ono zako艅膰zenia.

Archiwum